I rząd powiada, że w skarbie jest źle, bardzo źle, że zaciskanie pasa dało wyniki bardzo smutne i wobec tego należy... zacisnąć pasa jeszcze bardziej, należy zmniejszyć emerytury, obciąć pensje, wprowadzić nowe podatki, szczególnie silnie obciążając nimi pracowników przedsiębiorstw państwowych. W związku z tymi zarządzeniami rozpoczęła się walka o utrzymanie zarobków, w której wzięła udział część świata pracy dotychczas najbardziej potulna, zastrachana i ujarzmiona przez wrogie organizacje. Byliśmy świadkami pięknej i zwycięskiej akcji pracowników fabryk monopolowych i nawet fabryk broni. A jednocześnie rozgorzał bój z prywatnym wyzyskiem. Łódzcy włókniarze, górnicy, tramwajarze warszawscy, Skierniewice, Lida, Wilno, Białystok, Kraków. Podniosła się fala oporu. W masowych, imponujących, jednolitych akcjach robotnicy walczyli o umowy zbiorowe, przeciwko obniżkom i redukcjom, o podwyżki. Widzimy już nie tylko akcje obronne, ale atak. Atak zakończony najczęściej zwycięstwem. Czytaj dalej →
Myśl utworzenia legionu niemieckiego, który wkroczyłby do Polski w celu wspólnej walki wyzwoleńczej, wysunąć miał Marks. Legion miał się składać na początek co najmniej z tysiąca ludzi wyborowych, wyćwiczonych i zaopatrzonych we wszystko, nawet w nieco artylerii. „Ale do utworzenia takiego zastępu trzeba pieniędzy, a my ich nie mamy”. Natomiast wedle relacji Marksa legion miał się składać chociażby z 200 ludzi, który by wystąpił przeciwko Rosjanom w Polsce pod czarno-czerwono-złotą chorągwią. „Czego brak, to pieniędzy”. Tu powracamy do relacji Łapińskiego. Marks chciał za pośrednictwem jednego ze swych przyjaciół zainteresować swym pomysłem przebywającego wówczas w Paryżu księcia Karola Brunszwickiego, który posiadał mundury, broń i wszystko, co potrzeba było do zorganizowania korpusu złożonego z 6000 ludzi. Książę Brunszwicki miał odpowiedzieć, że da broń, da armaty, amunicję i uzbrojenie dla pierwszego tysiąca ludzi, później – nawet i więcej. Pieniądze przyrzekł jednak dać dopiero wtedy, gdy pierwszy oddział znajdzie się na polu walki. Lecz oddziału nie można było uformować, cóż dopiero wysłać na pole walki – bez pieniędzy – i o ich brak rozbił się cały projekt. Niezależnie od zamysłu utworzenia legionu niemieckiego ukazała się odezwa Niemieckiego Robotniczego Stowarzyszenia Oświatowego w Londynie. Pierwszą myśl o niej powziął Marks jeszcze w połowie lutego 1863 roku, ale wówczas do napisania odezwy nie doszło, myśl o niej splątała się z myślą o wydaniu broszury i oba te projekty spełzły na niczym. Dopiero z końcem października 1863 roku odezwa pojawiła się drukiem jako ulotka. Wiele wskazuje na to, że wyszła ona spod pióra Marksa. Świadczy o tym przede wszystkim treść odezwy, w której odnajdujemy podstawową myśl Marksa o znaczeniu niepodległości Polski dla sprawy niepodległości i zjednoczenia Niemiec oraz ich wyemancypowania się spod hegemonii rosyjskiej. Biorąc za punkt wyjścia konwencję Alvenslebena, odezwa nawoływała: „W tym tragicznym momencie niemiecka klasa robotnicza winna jest Polakom, zagranicy i swemu własnemu honorowi głośny protest przeciwko niemieckiej zdradzie popełnionej na Polsce, a zarazem na Niemczech i Europie. Winna ona wypisać płomiennymi zgłoskami na swym sztandarze odbudowanie Polski...”. Czytaj dalej →
Jakie to były czasy, wskazują dzieje choćby tej jednej rodziny Chomickich i Krasuskich. Katorga i stryczek za umiłowanie wielkiej idei socjalistycznej pod bojowymi sztandarami PPS. Bardzo a bardzo żałuję, że nie pamiętam więcej nazwisk tych zacnych, odważnych, wysoce ideowych, pełnych poświęcenia, a takich ludzkich i kochanych robociarzy z cukrowni „Elżbietów”. Szkoda wielka, że ich nazwisk nie mogę tutaj zapisać. Na pewno wielu z nich już dziś nie żyje, zginęli dla wielkiej idei socjalistycznej, a dla tej idei nikt przecie nie zginął daremnie. Tow. Chomicki umarł w 1922 r. jako 74-letni starzec robotnik-socjalista, bojownik nieustraszony i nieugięty partyjny towarzysz. Z domu jego byli aresztowani w 1908 r. synowie: Józef i Karol, oraz córka Maria, zięć Józef Krasuski i jego brat Władysław Krasuski. Józef Krasuski został 2 czerwca 1909 r. powieszony za działalność pepeesową przez carskich siepaczy. Maria Chomicka została skazana na 18 lat katorgi, a Władysław Chomicki, ranny przy rzuceniu bomby na policmajstra w Siedlcach, uciekł za granicę, a brat jego Karol uciekł z sokołowskiego więzienia, gdzie siedział za zabójstwo strażnika w Sokołowie. Po Krasuskim Józefie została żona Władysława i czworo dzieci. Czytaj dalej →
W lipcu i sierpniu tegoż roku strajkowali górnicy na Mortimerze, a strajk ten pokazał, że tak świadomość robotników, jak i organizacja ich doszły już do wysokiego stopnia rozwoju. W ciągu 29 dni trwania strajku robotnicy ani razu nie stracili zimnej krwi i nie dali się sprowokować. Chodzili codziennie małymi grupami po szynkach i bez hałasu wyciągali każdego ze swoich, jeśli go gdzie znaleźli. Żadnych napadów, żadnego zakłócenia spokoju. Zorganizowani, ukryci przed okiem kozaków, ustawili patrole po wszystkich drogach i przestrzegali robotników ściąganych z innych kopalń lub ze Śląska. Kiedy ściągnięci wszelkiego rodzaju obietnicami robotnicy z Sielca w liczbie 20 chcieli pójść do roboty, to wystarczyła groźba jednego ze strajkujących: „tylko spróbójta, pierony!” – ażeby „smyki” pierzchły. Kopalnia podała kilkunastu górników do sądu o wyrzucenie z mieszkań kopalnianych, robotnicy poszli na rozprawę w kilkuset i gromadą odpowiadali. Sąd wydał wyroki na wyrzucenie, lecz górnicy drwili sobie z tego i głośno dowodzili, że sąd i wszystkie władze państwowe istnieją tylko dla panów, ale oni ustępować nie myślą. Baby oświadczyły stanowczo, że będą wrzątkiem zalewały oczy urzędnikom, którzy przyjdą ich z mieszkań wyrzucać. Czytaj dalej →
Nie w tym jednak rzecz, by pastwić się nad szczytowym, choć dziś całkowicie niemal zapomnianym, reprezentantem polskiej powieści utopijnej. Istotniejsze jest dostrzeżenie, że w obliczu utraty przez Rzeczpospolitą niepodległości czymś niezmiernie ważnym dla osób walczących bezpośrednio o jej odrodzenie była nie tylko chęć restytucji bytu politycznego, ale i nadanie państwu konkretnej, nowoczesnej formy ustrojowej. Fakt, że nawet w obliczu klęski w postaci trzech rozbiorów nie zabrakło na gruncie polskiej myśli śmiałych i ciekawych wizji, był najbardziej dobitnym świadectwem, że jeszcze Polska nie zginęła… Czytaj dalej →
Z powierzchownej obserwacji można by było wyciągnąć przedwczesny wniosek, iż jest to zwykłe przedsiębiorstwo kilku zręcznych osób, wyzyskujące pod firmą spółdzielczą pracę nieczłonkowską. Wniosek ten jednak byłby całkiem niesłuszny, niesprawiedliwy i krzywdzący „Grupę Techniczną”, która jest placówką o wielkiej już dziś wartości społeczno-gospodarczej i olbrzymich możliwościach rozwojowych w przyszłości. W powolnym procesie wychowawczo-selekcyjnym dokona się z czasem – niewątpliwie – skooperatyzowanie pracy w obecnie prowadzonym przez Spółdzielnię, pierwszym jej, ale bynajmniej nie jedynym (jeśli idzie o przyszłość) – dziale pracy (elektrotechnicznym). Ale Spółdzielnia ta ma zamierzenia i możliwości przejawiać swoją aktywność i na innych jeszcze odcinkach pracy. Zwłaszcza wdzięcznym polem dla niej będzie teren spółdzielni robotniczych w przemysłach budowlanym, w robotach ziemnych i innych, którym to spółdzielniom „Grupa Techniczna” mogłaby dostarczać kierowników fachowych, delegując do tej roli swoich członków, których pracą by kierowała i ponosiła za nią odpowiedzialność. Czytaj dalej →
Wyjaśnienie to nastręczało się samo przez się. Kiedy „ojczyzną jest lud polski”, wywalczenie niepodległości, ocalenie narodowości wtedy tylko kastowych interesów osłaniać nie będą, kiedy całemu polskiemu ludowi odda się sprawiedliwość, kiedy się na zawsze usunie to, co nieszczęście polskiego ludu stanowi: „głód, zimno, choroby, chłostę, wzbronienie umysłowego wzrostu”. Zrzucenie moskiewskiego jarzma, bynajmniej zła tego nie usunie, a... „cały ciężar niewoli na rzecz moskiewskiego rządu przerzucać... oto niezręczny wybieg, nikczemna tchórza kryjówka”... Dzięki pracom myślicieli francuskich, dzięki żywemu świadectwu, którego dostarczyć mogło ówczesne społeczeństwo, co pomimo niepodległości narodowej, pomimo swobód politycznych, pomimo niezmiernego wzrostu bogactw, nic dla ogromnej masy swych członków dać nie mogło prócz nadmiernej pracy i nadmiernej nędzy, łatwo było przekonać się, że najradykalniejsze zmiany polityczne na poprawę losu mas nie wpłyną, że przeprowadzenie raczej głębokich reform ekonomicznych jest najważniejszym zadaniem wieku. Trudniej było dopatrzeć, jak głęboko zmiany te ekonomiczne sięgnąć powinny. Pośród rozmaitych szkół socjalistycznych, pośród rozmaitych teorii zgodnych ze sobą co do krytyki społecznego ustroju, niewiele było takich, którym udało się sięgnąć do samego źródła nierówności społecznej, wyzyskiwania, nędzy mas i zbytku garstki próżniaków, przemocy mniejszości i niewoli tłumów. Polscy socjaliści sięgnęli do niego. Uznali za jedyną radykalną i konieczną reformę zniesienie prywatnej, indywidualnej własności, zaprowadzenie własności wspólnej ziemi i fabryk. Dążenie do nowego porządku rzeczy, opartego na wspólności narzędzi pracy, stało się ich celem. Zawładnąć narzędziami pracy dla ludu – tak pojmowali oni pracę dla ojczyzny, narodowości i ludowej niepodległości... „Za podstawę do narodowości nie położymy ani języka, ani strawy, ani rzek, ani żelaznych Chrobrego słupów, bo to wszystko przemienne i powierzchowne są znaki, ale jednym powiemy słowem, że Narodowością Polski jest zaprowadzenie pomiędzy wszystkimi jej mieszkańcami braterstwa” Czytaj dalej →
Socjaliści wychodzili z założenia, iż konstytucja w obecnej przejściowej chwili dziejowej winna również mieć charakter przejściowy. To znaczy, że ponieważ przechodzimy ku nowym formom wytwórczości i życia społecznego w ogóle, więc winno to być uwidocznione w formułach i instytucjach konstytucyjnych. Z tego powodu socjaliści zaproponowali odrębne brzmienie artykułu dotyczącego własności oraz zaprowadzenie Izby Pracy. W ten sposób mimo odrzucenia poprawek socjalistycznych niektóre ważne pierwiastki nowoczesnego ustawodawstwa socjalnego zostały przyjęte do konstytucji. Natomiast odrzucono Izbę Pracy, legalizację w konstytucji Rad Robotniczych, utworzenie Komitetów Fabrycznych, ustanowienie minimum płacy, wolności strajków itd. W ten sposób poprawki socjalistyczne zmierzające do podkreślenia przejściowego charakteru obecnej konstytucji w obecnej dobie przejściowej upadły. Konstytucja wobec tego stoi na gruncie ściśle burżuazyjnym. Czytaj dalej →
Pomysł na „Układankę” wydaje się prosty: skonfrontować czasy i postać Korczaka z naszymi realiami. Ale w gruncie rzeczy jest to bardzo śmiałe zamierzenie, wymagające dobrej znajomości idei i praktyk społecznych naszych lewicowych antenatów, a także umiejętności opisania i zdolności do współuczestnictwa w problemach dzisiejszych właśnie z perspektywy „społecznie zaangażowanej”. Mam wrażenie, że projekt się udał – nie ma tu fałszywych nut, rozziewu: zagadnienia, tematy, perspektywy dopełniają się, tworząc czytelną przestrzeń dla refleksji. Punkty odniesienia są jasne – Korczak staje się lepiej zrozumiały, widzenie jego świata – znacznie szersze. Także to, co dotyczy dzisiejszych realiów pokazane jest w żywych barwach, jest autentyczne i gromadzi doświadczenia wielu środowisk i osób angażujących się dziś w budowę społeczeństwa obywatelskiego. Jeśli często – nierzadko nie bez przyczyny – narzekamy, że „lewicowy etos”, dorobek intelektualny kilku pokoleń Polaków, poszedł na marne, to „Układanka” pozwala nam dostrzec, że postawa malkontenta, wiecznego krytykanta to stanowczo za mało. Bo wokół nas powstaje jednak ten inny, lepszy świat, zbudowany z wielu elementów, o których istnieniu często nie wiemy. Czytaj dalej →
Uchwałą zjazdu w Montrouge powołano wspólną i jednolitą Polską Partię Socjalistyczną, opracowano jej program, a linię ideologiczną nowej partii zawarto w myśli o konieczności ścisłego zespolenia walki społecznej z walką polityczną – walki o polepszenie bytu klasy robotniczej z walką o polityczne wyzwolenie kraju. Idea socjalizmu i niepodległości narodowej zostały ze sobą nierozdzielnie splecione. Uchwały w Montrouge wybiegły dużo naprzód w całej koncepcji socjalizmu w tych czasach, a nowo stworzonej organizacji nadały w pełni charakter partii jednocześnie klasowej i narodowej. Stało się, jak przewidywał Marks, że „walka proletariatu przeciw burżuazji przede wszystkim jest walką narodową”. Wytyczyły one drogę, która zdecydowała o wielkiej roli Polskiej Partii Socjalistycznej w dziejach klasy robotniczej i pozwoliły jej osiągnąć tak wielkie znaczenie w dziejach narodu polskiego. Mając już poza sobą ukształtowanie klasy robotniczej, ożywionej wielką wizją przyszłości, przed PPS stanęło teraz zadanie nadać jej jasne cele walki codziennej i poprowadzić po drodze dźwigania się materialnego i duchowego. Połączenie najwznioślejszego idealizmu haseł społecznych i narodowych z zadaniami codziennej upartej walki klasowej proletariatu, uczyniło z niej wielką partię polskiego ludu pracującego. Idealizm i realizm znalazły tu najlepsze połączenie. Dalekie spojrzenie i nieustanna uwaga wobec spraw codziennego bytu stały się cechami charakterystycznymi Polskiej Partii Socjalistycznej. Czytaj dalej →
Obecnie wchodzimy w okres pięćdziesiątego roku istnienia tej partii polskiego proletariatu. Znów przemoc hula, znów wokół panuje noc ciemna i trwa bój nierówny z wrogiem okrutniejszym niż kiedykolwiek. należy podnieść i uwypuklić to zjawisko półwiekowej, wiernej służby ideałom Niepodległości i Socjalizmu. Wskazuje ono nam, że tylko wierność idei i wytrwałość w walce stwarzają rzeczy wielkie i wytrzymujące próbę czasu. Dlatego też wszystkie ośrodki polskiego życia robotniczego w kraju i na emigracji organizują w tym roku, w zakresie umożliwionym przez konspirację, szereg akcji uprzytamniających znaczenie walk prowadzonych przez PPS i rolę, jaką ta partia odegrała w różnych epokach życia polskiego. Będzie to zarazem silną manifestacją wymierzoną przeciwko okupantowi, ujawniającą słuszną dumę proletariatu polskiego, żywotność i wierność dla starych sztandarów. Czytaj dalej →
I przyjaciele, i przeciwnicy zgadzają się, że tym ogniskowym punktem programu i czynu pepeesowego było zawsze – na tle ogólnego programu socjalistycznego – dążenie do wyzwolenia polityczno-narodowego, do niepodległej Republiki Polskiej. To określało całokształt postępowania partii, było źródłem czynu, uderzało najmocniej w niewolnictwo i zastój naszego życia, rozpalało ognie entuzjazmu i ofiarności. To także budziło najnamiętniejsze ataki, sprowadzało na nas ów grad zarzutów, obelg, drwin, przekleństw, napaści, który towarzyszył naszemu pochodowi od początku. PPS postawiła sobie zadanie śmiałe, bodaj zuchwałe. W kraju głęboko rozczarowanym niepowodzeniem tylu powstań, zawiedzionym w nadziejach na wielką politykę, w kraju, gdzie przykazaniem stała się skromność, gdzie zamierało poczucie samodzielnego życia, a rozwijający się kapitalizm kazał godzić się z losem w zamian za korzyści gospodarcze – w kraju strwożonym obcą potęgą, PPS rzuciła hasło niepodległości! Byliśmy „utopistami” i „marzycielami”, „awanturnikami” i ludźmi o poglądach „nienaukowych”; byliśmy dla jednych „wrogami Ojczyzny”, kiedyśmy walką rewolucyjną narażali wobec caratu „ten nieszczęśliwy kraj”, dla innych „wrogami ludu”, „zdrajcami proletariatu”, „zdrajcami międzynarodowości”, kiedyśmy robotnikowi mówili o Polsce, o interesach narodowych, o tym, że robotnicy polscy, walcząc z wyzyskiem kapitalistycznym, zwalczać muszą zarazem obce jarzmo. Czytaj dalej →
Jednym słowem walczący proletariusz polski znajduje w swym „Robotniku” i doradcę, i kierownika, i pocieszyciela, i źródło otuchy w walce, toteż nic dziwnego, że otacza swe pismo czułym przywiązaniem, którego dowody składa codziennie. Oto co pisze np. jedna z bliżej redakcji „Robotnika” stojących osób: W mnóstwie korespondencji, pisanych często ręką niewprawną, z fabryk nieobjętych organizacją partyjną, spotykamy naiwne nieraz, lecz szczere wyrazy przywiązania do „Robotnika”, do „Socjalnego Pisma”, jak go nazywają niekiedy w szerokich masach ludu roboczego. „Kochanemu Robotnikowi donoszę”, „nasze pismo”, są to słowa często w korespondencjach powtarzane. Redakcja otrzymała nawet wiersze układane na cześć „Robotnika”; forma utworów niezręczna być może, lecz z każdego wiersza bije uczucie radości i dumy. Ale jaka to bywa radość w warsztatach i fabrykach, gdy „Robotnik” złoży jaki dowód sprężystości i energii! A gdy z jakichkolwiek powodów „Robotnik” się opóźnia, zewsząd się sypią zapytania „cóż Robotnik kiedy wyjdzie?”, „czy się nie wsypał!” itd. Czytaj dalej →
Obok słowa drukowanego najpotężniejszym środkiem naszej agitacji są manifestacje publiczne. Od dwóch lat stanowią one niezmiernie ważny czynnik naszej walki. Inicjatywę ku temu dał IV zjazd partyjny. Ponieważ 1 maja w 1898 r. przypadał w niedzielę, zjazd zalecił urządzenie w dniu tym manifestacji w tych miejscowościach, gdzie to organizacja miejscowa w porozumieniu z Centralnym Komitetem Robotniczym uzna za możliwe. Rezultatem tego były pochody majowe w 1898 r. w Warszawie i Sosnowcu. W roku następnym pochody te przybrały imponujące rozmiary i postawa uczestniczących w nich towarzyszów stała się bardziej stanowczą; po raz pierwszy na ulicach rozbrzmiewał nasz hymn „Czerwony Sztandar”, śpiewany przez pełne zapału tłumy robotnicze. Pogrzeby prześladowanych przez rząd towarzyszów dały nową okazję do zamanifestowania potężniejącej energii naszych szeregów. Wreszcie rocznicę mordu popełnionego przez rząd na robotnikach Huty Bankowej uczczono tłumnym zgromadzeniem się na mogiłach pomordowanych w Dąbrowie; po raz pierwszy w dziejach naszego ruchu została tu wygłoszona publicznie mowa nawołująca do walki z rządem pod naszym czerwonym sztandarem. Przebieg tych manifestacji stwierdza stały wzrost odwagi i napięcia uczuć rewolucyjnych w masach. Początkowo milczące, nieśmiało grupujące się pochody przybrały dziś wyraźne dla każdego formy manifestacji, skierowanych wprost przeciwko rządowi. Wieść o nich budzi powszechne zainteresowanie się naszą organizacją, przysparza nam mnóstwo zwolenników. Ci, którzy w manifestacjach udziału nie brali, zachęceni naszym przykładem, z otuchą szykują się do wystąpienia w przyszłości ręka w rękę z nami; w serca wstępują odwaga i gotowość do poświęceń w imię idei. Czytaj dalej →
Wiedzieliśmy aż nadto dobrze, ile to nas, demokrację, będzie kosztowało. Zdawaliśmy sobie sprawę, ile przekleństw padnie na nas za każdy brakujący funt chleba lub cukru, za stojące fabryki, których nie można było puścić z dnia na dzień, za pieniądze, które musiały zacząć spadać. Gdybyśmy chcieli grać, nie byłoby nic prostszego, jak oddać władzę ludziom z prawicy i zagarnąć ją po niej, kiedy ich wściekłość mas tratuje. Ale my nie chcieliśmy grać. Nie chcieliśmy też sięgać po władzę dyktatorską na stałe. Na drugi dzień po stworzeniu Rządu Lubelskiego rozpoczęliśmy na Radzie Ministrów dyskusję o ordynacji wyborczej do Sejmu. W kilkanaście dni później w Warszawie dyskusja ta zakończyła się wydaniem dekretu zwołującego Sejm. To był naturalny kres naszej władzy i naszej twardej służbie Ojczyźnie. Myślę, że nie mamy czego się wstydzić tych wspomnień. Gdybym drugi raz żył, postąpiłbym tak samo. Mam wstręt do wszystkich dyktatur, które wyłącznie sobie przypisują prawo tłumaczenia woli narodu. Ale podówczas potrzeba było przede wszystkim czynu szybkiego jak ogień i jak kamień twardego. Od tego zależało, czy Polska powstanie, a przynajmniej czy nie będzie od urodzin kaleką... Tym lepiej zaś, że równocześnie mogliśmy dowieść sobie i innym, że lud polski bez niczyjej opieki, protekcji i pomocy mógł rządzić Polską przez parę miesięcy, dając Państwu pierwsze ustawy. Niektóre z nich są przecież po dziś dzień fundamentem naszego prawnego porządku. Czytaj dalej →
Czymś niezwykłym – w obliczu poczucia niższości wobec Zachodu, towarzyszącego większości dzisiejszych komentatorów i publicystów – może wydać się przekonanie, iż Polska ma prawo podążać własną drogą. Podolecki na kartach swej płomiennej publicystyki celnie antycypuje i zarazem punktuje okcydentalistycznych epigonów. Publicysta z Galicji, w momencie braku niepodległego bytu państwowego, rozbitego kilka dekad wcześniej przez agresywnych, absolutystycznych, „nowoczesnych” sąsiadów, nie wahał się przypisywać Polsce cech szczególnych. W jego bowiem ujęciu, Polska to jedyny teraz reprezentant dawnej słowiańskiej wiejskości, przez co nie potrzebuje ona chwytać obcych i nowych myśli społecznych, ale powinna tylko rodzime swe zasady oczyścić z obcej rdzy i plugastwa wiekami przymieszanego, a przy tym rozprzestrzenić je i wykształcić wedle tegoczesnych potrzeb. Czytaj dalej →
"Gdy w niespełna dwa lata później ustrój carski w Rosji został – bez jakiegokolwiek udziału Lenina – obalony, przyjechawszy tam już „na gotowe”, zgłosił on publicznie podczas jednego z chronicznych kryzysów Rządu Tymczasowego, w czerwcu 1917 r., gotowość objęcia pełni władzy państwowej i wystąpił z programem „aresztowania 50 czy 100 największych milionerów” w celu przezwyciężenia piętrzących się trudności gospodarczych i wyjścia „z anarchii i rozprężenia”. Wówczas jednak taki program nie został zaaprobowany przez wszechrosyjski zjazd rad delegatów, na którym, powołany następnie na szefa rządu, Kiereński w odpowiedzi Leninowi wołał: „Obywatel Lenin nie powinien nazywać siebie socjalistą, gdyż socjalizm nigdy nie zalecał rozwiązywania zagadnień walki ekonomicznej, walki klas w dziedzinie stosunków ekonomicznych, zagadnień ekonomicznej reorganizacji państwa poprzez aresztowanie ludzi. Czynią tak tylko azjatyccy despoci... Wy, bolszewicy, proponujecie wręcz dziecinne rozwiązania: aresztować, zabić, zniszczyć! Kim wy właściwie jesteście: socjalistami czy też policją starego reżymu?”..." Czytaj dalej →
Gorzką ironią jest to, że po „wyzwoleniu” na nowej scenie politycznej znalazło się jedynie miejsce dla tych, którzy sprzeniewierzyli się ideałom „niepodległości i socjalizmu” w imię doraźnych korzyści politycznych. Ci zaś, którzy pozostali wiernymi sztandarom przedwojennej PPS i jej okupacyjnej kontynuatorce WRN pod nową tzw. ludową władzą, w większości przypadków musieli uchodzić na emigrację, jak np. Zaremba, bądź też doświadczyli różnego rodzaju represji. Ich ukoronowaniem był proces przywódców PPS-WRN, m.in. Pużaka, Dzięgielewskiego i Tadeusza Szturm de Sztrema, których skazano m.in. za „przygotowywanie mas nie do walki z Niemcami, lecz do walki z wyzwoleńczą Armią Czerwoną”. Czytaj dalej →
Nowo utworzona partia rozwinęła energiczną działalność i wkrótce zjednała sobie dużo zwolenników w kraju, a szczególniej w Łodzi. Pierwszym emisariuszem „Proletariatu” był tow. Władysław Janiszewski, który wyjechał do Łodzi i przeciągnął wielu robotników z PPS do „Proletariatu”. Drugim był Kazimierz Róg, który pojechał do Warszawy, ale krótko bawił i powrócił do Lwowa. „Proletariat” miał za sobą masy robotnicze, ale niestety za mało inteligencji w kraju do objęcia wszystkich nawiązanych stosunków. Pierwsza wydana przez „Proletariat” (tzw. III) odezwa została przyjęta w kraju z entuzjazmem, a także i pierwsze numery „Proletariatu”. Zapowiedź energicznej walki, włącznie do terroru, dla zdobycia Niepodległej Polski znalazła wielu zwolenników i wywołała w PPS duży ferment, co zmusiło w końcu ówczesnych działaczy PPS do energiczniejszej akcji. Czytaj dalej →
Przez cały czas tych mów panowała na sali zabójcza obojętność, ostatniego mówcy słuchało zaledwie 56 posłów. Naraz usłyszano głos marszałka Badeniego: „Poseł Szmigielski ma głos!”. Ruch zapanował na sali. Co tylko było obecne, zbiegło się do tego miejsca, z którego przemawiał pierwszy socjalny demokrata tow. Szmigielski. Jedni drugim dają znaki, ktoś wybiegł na korytarz i puścił między bawiących się swobodnie wielmożów wiadomość: „Szmigielski mówi!”. Owego „czerwonego wilka”, jak tow. Szmigielskiego ochrzcił jeden z Podolaków – ciekawi byli wszyscy słuchać. Zerwali się więc i ci, co na aksamitnych kanapach palili cygara, i ci, co pokrzepiali się winem po męczących nudach, i ci, co w czytelni przerzucali dzienniki. Koło tow. Szmigielskiego zebrał się tłum osób. Czytaj dalej →