Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Polska Partia Socjalistyczna w ostatnich pięciu latach

[1900]

Od wydawców

Jeszcze w nr 26 „Robotnika” zapowiedzieliśmy wydanie w osobnej broszurze sprawozdania przedstawionego na czwartym zjeździe naszej partii. Chcieliśmy w ten sposób zadośćuczynić potrzebie bliższego zaznajomienia ogółu towarzyszy z wszystkimi stronami działalności partii i jej życiem wewnętrznym. Ale pilniejsze sprawy odsunęły wykonanie tego aż do chwili obecnej. Zniewoliło to nas rozszerzyć pierwotne sprawozdanie, tak żeby dawało całkowity obraz działalności partii w ciągu pięciu lat ostatnich, tj. od czasu ukazania się ostatniej „Jednodniówki”, w której artykuł „Rachunki” zawierał sprawozdanie za rok 1894.

Nie ograniczając się zestawieniem i wyjaśnieniem faktów zaszłych po 1 stycznia 1895 r., dajemy tu wyraz wszystkim ustalonym w partii poglądom na ważniejsze kwestie dotyczące naszego programu, taktyki i stosunku do innych stronnictw i narodowości.

Sprawozdanie niniejsze było już prawie zupełnie gotowe do druku, gdy wzięcie drukarni „Robotnika”, a w raz z z nią części rękopisu spowodowało zwłokę. Doprowadzając je dziś do końca w chwili, gdy zarówno swojscy, jak obcy wrogowie wysilają się na rozbicie naszego ruchu, wyrażamy serdeczne życzenie, by z przeczytania tej broszurki wszyscy towarzysze wynieśli jak najwięcej doświadczenia i zrozumienia zadań naszej partii i by to ustrzegło ich od powtarzania dawnych błędów i wszczynania kwestii już rozstrzygniętych.

Centralny Komitet Robotniczy

Warszawa, w maju 1900 r.

Nasz program

Polska Partia Socjalistyczna jako organizacja polityczna polskiej klasy robotniczej, walczącej o swe wyzwolenie z jarzma kapitalizmu, dąży przede wszystkim do obalenia dzisiejszej niewoli politycznej i zdobycia władzy dla proletariatu. W dążeniu tym celem jej jest:

Niepodległa Rzeczpospolita Demokratyczna,

oparta na zasadach następujących:

pod względem politycznym

1.  Bezpośrednie, powszechne i tajne głosowanie, prawodawstwo ludowe, pojmowane zarówno jako sankcja, jak i inicjatywa.
  1. Całkowite równouprawnienie narodowości wchodzących w skład Rzeczypospolitej na zasadzie dobrowolnej federacji.

  2. Samorząd gminny i prowincjonalny z wybieralnością urzędników administracyjnych.

  3. Równość wszystkich obywateli kraju bez różnicy płci, rasy, narodowości i wyznania.

  4. Zupełna wolność słowa, druku, zebrań i stowarzyszeń.

  5. Bezpłatna procedura sądowa, wybieralność sędziów i sądowa odpowiedzialność urzędników.

  6. Bezpłatne, przymusowe, powszechne, całkowite nauczanie; dostarczanie uczącym się środków utrzymania przez państwo.

8.  Zniesienie armii stałej; powszechne uzbrojenie ludu.

  1. Postępowy podatek od dochodu i od majątku, takiż podatek od spadków, zniesienie wszelkich podatków od artykułów spożywczych oraz pierwszych potrzeb.

pod względem ekonomicznym

1.  Prawodawstwo pracy:

a) ośmiogodzinny dzień roboczy, stała 36-godzinna przerwa co tydzień;

b) minimum płacy roboczej;

c) równa płaca dla kobiet i mężczyzn przy równej pracy;

d) zakaz pracy dzieci do lat 14, ograniczenie pracy nieletnich (od lat 14 do 18) do sześciu godzin na dobę;

e) zakaz pracy nocnej w zasadzie;

f) higiena fabryczna;

g) zabezpieczenie państwowe w razie wypadków, braku pracy, choroby i starości;

h) inspektorat fabryczny, wybierany przez samych robotników;

i)    giełdy pracy i sekretariat robotniczy;

k) zupełna wolność zmów robotniczych.

2.  Stopniowe uspołecznienie ziemi, narzędzi produkcji i środków komunikacji.

Od czasu sformułowania tego programu na zjeździe w 1892 r. nie zaszło nic takiego, co by zniewalało [nakazywało] zmienić go w czymkolwiek. Wprawdzie nieraz odzywały się głosy, że taki program jest niewystarczający, ale żaden z nich nie zyskał szerszego uznania w partii i do zmiany programu nie doprowadził. Bieg wypadków niczym nie potwierdzał słuszności nowych projektów programowych, przeciwnie, coraz bardziej utrwalał w naszych szeregach przekonanie, że jesteśmy na dobrej drodze, że program nasz odpowiada rzeczywistości.

Tak w końcu 1894 r. niektórzy towarzysze, wychodząc z błędnego założenia, że „Rosja mieści w sobie masę materiałów palnych” i że „konstytucji z pewnym samorządem prędzej można się dobić niż oderwania od Rosji”, wystąpili z żądaniem, by partia za najbliższy cel uznała konstytucję rosyjską, a Niepodległość – za cel dalszy. Po długotrwałej polemice, która odbiła się echem na łamach „Przedświtu” w szeregu artykułów pt. „Etapy”, sprawa ta przyszła pod obrady III zjazdu. Zgodzono się ostatecznie, że o zmianie programu i jakichkolwiek bądź dodatkach do niego nie może być mowy; natomiast w celu odparcia zarzutu, że PPS jest przeciwna wszelkim zmianom na lepsze w ustroju politycznym państwa rosyjskiego, zjazd polecił CKR w jednym z wstępnych artykułów w „Robotniku” wyświetlić stanowisko partii w tej sprawie; zrobiono to w nr 9 w następującym ustępie :

„Pomimo wszystkich ujemnych stron liberalnej konstytucji przyznać trzeba, że w porównaniu do obecnej gospodarki caratu ma ona cechy dodatnie. Nic gorszego, nic bardziej wszelkiemu rozwojowi przeszkadzającego nad carat być nie może, i wszelka zmiana konstytucyjna będzie krokiem, może i drobnym, lecz naprzód. Z konieczności zmniejszyć ona musi wyuzdaną samowolę urzędniczą, z konieczności i masom pracującym da pewne chociażby i nieznaczne swobody, które już w dalszej przyszłości ułatwią organizację i walkę o prawa proletariatu. Możemy więc przychylnie się do zmiany konstytucyjnej odnosić, możemy nawet czynnie popierać usiłowania Rosjan w tym kierunku, lecz nie możemy tej połowicznej swobody, która, jak osioł uszu, ukryć nie może wstrętnych cech liberalizmu, przyjąć za hasło naszej polityki. Nie odpowiada ona interesom polskiej klasy robotniczej, nie odpowiada też i stanowisku, jakie [ta] ostatnia we własnym zajmuje kraju”.

***

Zasady naszej taktyki

Główna zasada naszej taktyki została wyrażona w następującej uchwale III zjazdu:

„Zważywszy, że wszelkie uzyskane przez robotników polepszenie doli w pewnej gałęzi pracy lub fabryce – przy ciągłym popieraniu przez rząd fabrykantów i przy niczym nieograniczonej samowoli urzędniczej, z despotycznego ustroju państwa wynikającej – jest nietrwałe;

Zważywszy, że wszelkie najdrobniejsze nawet organizacje robotników mające na celu obronę ich interesów codziennych są prześladowane i uważane za zbrodnie polityczne;

Zważywszy wreszcie, że polepszenie bytu klasy robotniczej jako całości jest ściśle związane z istnieniem szerokich swobód politycznych, co uniemożliwia carat;

Zjazd uchwala, aby członkowie partii w działalności swej kierowali się zasadą, że główną na dzisiaj kwestią dla polskiej klasy robotniczej jest radykalna, zgodnie z programem partii, zmiana istniejących stosunków politycznych”.

Uchwala ta, wyjaśniona w nr 11 „Robotnika”, mówi wyraźnie, że partia nasza nie widzi możności urzeczywistnienia któregokolwiek z punktów swego programu, dopóki nad krajem ciąży podwójne jarzmo moskiewskiego najazdu i carskiego despotyzmu. Zarówno swoboda strajkowania i stowarzyszania się, jak i wolność słowa, druku, postępowy podatek od dochodu, prawodawstwo pracy, równouprawnienie narodowości itd. – nie dadzą się pogodzić z samowładztwem i najazdem. Aby lud mógł korzystać z tych swobód, trzeba w jego ręce oddać władzę prawodawczą i kontrolę nad urzędnikami, tj. trzeba obalić cały dzisiejszy system rządowy i zaprowadzić ustrój parlamentarny oparty na powszechnym głosowaniu. Niepodobna godzić carat z wolnością. Stoi on w takim przeciwieństwie do dążeń naszych, że nawet ulgi wywalczone w pojedynczych fabrykach i fachach czyni niepewnymi: ciągłe prześladowanie przez rząd robotników nieraz rozbija ich opór i fabrykant, korzystając z tego, wraca do dawnych porządków.

Pod naciskiem naszej agitacji i wzrastającego niezadowolenia ludu mogą zachodzić zmiany w polityce rządowej, ale zmiany te tylko w oczach ludzi mało wyrobionych pod względem politycznym mogą uchodzić za coś donioślejszego. Reformy rządowe u nas to zmiana tego lub owego urzędnika, usunięcie jakiegoś bardziej kłującego ciernia lub przynęta obliczona na pozyskanie sympatii ludzi naiwnych i ciemnych. Ale żadna z tych reform nie da się wyzyskać dla sprawy wolności i narodowości polskiej nie wzmocni. Mieliśmy tego świeże dowody na polityce zainaugurowanej przez Imeretyńskiego pod obłudnym hasłem szerzenia oświaty, poszanowania mowy polskiej i walki z pijaństwem. Wszystkie te rzekome ustępstwa w niczym położenia naszego nie poprawiły, a tylko w innej formie przeprowadzają dalej dzieło rusyfikacji, ucisku i ciemnoty. A gdyby nawet jakim niespodziewanym sposobem spod pióra cara wyszło prawo korzystne dla nas, to i ono nie zmieni naszego położenia, bo pod caratem rządzi nie prawo, lecz samowola urzędników.

W ramach dzisiejszego ustroju politycznego nie możemy tworzyć planów zdobycia na rządzie reform korzystnych dla polskiej klasy robotniczej. Jedyne zależne od nas wyjście z tego położenia to rewolucja, zbrojne powstanie w celu wypędzenia moskali z naszego kraju i utworzenia swego własnego państwa –  Polskiej Republiki, opartej na zasadach demokratycznych. Nie należymy do tych, co zwątpili o możności wydobycia się spod moskiewskiego jarzma. Naród polski na miliony się liczy i ma dość sił w sobie do odzyskania niepodległego bytu. Dziś jeszcze nie o powstanie chodzi, ale o systematyczne przygotowywanie sił potrzebnych do niego, o ciągłość zbiorowych wystąpień poprzedzających zbrojne upominanie się o swe prawa. Mając to na celu, Polska Partia Socjalistyczna musi przede wszystkim starać się o to, aby coraz szersze masy nabywały należytej świadomości politycznej, dokładnie zrozumiały swój stosunek do rządu i klas posiadających, a zarazem przyzwyczajały się do zbiorowych wystąpień i walki o swe interesy.

Na tym polega cała dzisiejsza taktyka nasza. Przechodzimy do jej szczegółów.

Bez organizacji nic zrobić nie można. Aby proletariat polski mógł przygotować się do spełnienia swej roli historycznej, aby mógł walczyć jako klasa świadomie zmierzająca do celu – musi mieć swoją organizację polityczną. Im bardziej ta ostatnia się rozszerzy i wzmocni, tym większa będzie sprężystość ruchów proletariatu, tym śmielej będzie się zrywał do obrony i walki, tym pewniej będzie zdążał do celu. Zadaniem PPS jest godnie odpowiedzieć tej potrzebie i zogniskować w swej tajnej organizacji wszystkie co najlepsze siły proletariatu, tak żeby poza nią nie powstawał żaden inny ośrodek ruchu, który by wprowadzał rozstrój w szeregi robotnicze i marnował ich siły na waśnie domowe. W naszych warunkach jedność i karność szeregów walczących bardziej jeszcze są potrzebne niż gdzie indziej; w działalności swej zawsze musimy się trzymać tej zasady, że rozwój siły polskiego ruchu robotniczego jest ściśle z rozwojem sił PPS związany.

Aby uświadomić jak najszersze masy, PPS musi tak rozwijać swą działalność, aby wszyscy o niej słyszeli, wiedzieli, do czego ona dąży, i pod jej sztandar się garnęli. PPS więc musi być głośną w kraju, jak najczęściej odzywać się publicznie, piętnować postępowanie rządu, ucisk i wynaradawianie, nikczemne zachowanie się klas posiadających, wyzysk kapitalistyczny oraz wskazywać drogę do usunięcia wszystkich krzywd i środki przeciwdziałania im teraz. Za najdogodniejszą w tej mierze formę zjazd 1892 r. uznał słowo drukowane, jako mogące oddziaływać na szerokie koła ludności. Ono też stanowi dotychczas główny oręż naszej agitacji. Wydawanie pism, odezw, broszur i rozpowszechnianie ich po całym kraju – to najlepszy dziś środek zwalczania ciemnoty i tworzenia z mas pracujących świadomej siły politycznej.

Wreszcie PPS musi dbać o to, żeby wszelki ucisk i wyzysk spotykały się z należytym odparciem, żeby robotnicy nie grzęźli w smutnych utyskiwaniach i nie czekali cierpliwie, aż się co zmieni na lepsze, ale żeby sami o te zmiany walczyli i zawsze stali na straży swej godności. Pod tym względem najlepszą bronią są wszelkie zbiorowe wystąpienia: strajki, wyrzucanie siłą znienawidzonych urzędników i majstrów, zbiorowe protesty itp. Tkwi w nich niezmierna potęga łamiąca to upadlające ducha odosobnienie ludzi, które stwarza niewola. Ale konieczność walczenia przede wszystkim za pomocą zbiorowych wystąpień nie usprawiedliwia cierpliwego znoszenia krzywdy, gdy ta dotyka jednostkę pozostawioną samej sobie. Zadaniem też naszym jest rozwijać w robotnikach taki nastrój, by na gwałt sobie zadany gwałtem odpowiadano i nigdy nie puszczano zniewagi bezkarnie.

Rozrost świadomości i spotęgowanie uczuć rewolucyjnych w masach w ostatnich czasach pozwoliły rozszerzyć pole naszej pracy rewolucyjnej przez użycie nowego środka – manifestacji publicznych. Omawiając ich znaczenie w nr. 31 i 34 „Robotnika”, zaznaczyliśmy, że są to dopiero pierwsze kroki zmierzające do nadania naszej walce z caratem energiczniejszego charakteru. Zaledwie kilka takich manifestacji nie uprawnia jeszcze do twierdzenia, że wkroczyliśmy w okres manifestacji poprzedzających zwykle wybuch rewolucji. Nie ulega jednak wątpliwości, że w manifestacjach pozyskaliśmy nowy potężny oręż i że nie możemy dać sobie go wydrzeć. Musimy doprowadzić do tego, żeby manifestacje stały się możliwe i w innych miejscowościach, nie – jak dotychczas – tylko w Warszawie i Zagłębiu Dąbrowskim; musimy nauczyć się używać ich równie dobrze i zręcznie, jak tych środków walki, którymi posługujemy się od dawna.

Mnożące się z każdym rokiem fakty znęcania się władz rządowych nad ludźmi, od bicia nahajkami do strzelania ostrymi nabojami, nakładają na nas obowiązek odpowiedzi. W nr. 25 „Robotnika” z powodu mordu dokonanego na strajkujących robotnikach w Hucie Bankowej pisaliśmy: „Nie dosyć jest wytłumaczyć zjawisko, nie dosyć wyszukać w duszy mordercy pobudkę, która kierowała jego ręką. Obrażone poczucie sprawiedliwości pożąda kary, a naturalne względy samoobrony zmuszają szukać sposobu uniemożliwienia w przyszłości podobnej zbrodni... Nie możemy obecnie przesądzać formy tego odporu przeciwko gwałtom rządowym. Czy będzie to natychmiastowa, a żywiołowo wybuchająca odpowiedź siły fizycznej na gwałt zadany, czy będzie zawczasu przygotowany zbrojny opór przemocy, czy też nareszcie kara wykonana na głównych sprawcach zbrodni – wszystko to zależeć musi od warunków czasu i miejsca, których przewidzieć nie możemy”. Do słów tych niewiele dziś dodać możemy. IV zjazd, obradując nad tą sprawą, uznał, że „dotychczasowa bezczynność CKR w wypadkach potrzeby odpowiedzi na gwałty rządowe była całkowicie usprawiedliwiona”. Nie wyrzekamy się najostrzejszych środków dla poskromienia mongolskiej zaciekłości rządu, ale użycie ich czynimy zależnym od stanu sił organizacji. Nie możemy nierozważnie rzucać się do karania sprawców zbrodni, bo nie wolno nam zapominać, że nie jest to jedyne zadanie, że są ważniejsze dla nas sprawy. Podejmiemy broń, do której użycia zniewala nas postępowanie rządu, ale nie wcześniej aż będziemy pewni, że na innych polach naszej działalności nie nastąpi z tego powodu zastój.

Niejedna jeszcze przeszkoda piętrzy się przed nami, niejedno poważne zagadnienie nasunie się nam do rozstrzygnięcia, nie mamy jednak żadnych powodów do obawy o przyszłość: nasz ruch robotniczy złożył już dosyć dowodów, że żadne tamy nie wstrzymają jego zwycięskiego pochodu. A gdy wzmoże się na tyle, że liczyć będzie można na masowe wystąpienie przeciw caratowi przy sprzyjających dla rewolucji okolicznościach zewnętrznych, wtedy dopiero obowiązkiem PPS stanie się pomyśleć o tym, żeby powstający lud polski miał z czym iść przeciwko moskiewskiemu żołdactwu.

***

Organizacja

Nie możemy tu wyjawiać, jaką jest dzisiejsza organizacja PPS. Pod tym względem nawet towarzysze mogą wiedzieć tylko to, co jest konieczne przy ich zakresie działalności. Podnosząc tę sprawę publicznie, chcemy wyjaśnić ogólny kierunek naszej pracy organizatorskiej.

Zadaniem naszym na dziś jest skupiać tylko czynne siły socjalistyczne. Znaczy to, że nie mamy zamiaru stwarzać tajnej organizacji z ludzi, których świadomość klasowa nie jest jeszcze dostatecznie rozwinięta, lecz tylko z tych, którzy w całości uznają program socjalistyczny i odznaczają się energią i poświęceniem dla sprawy. W każdej miejscowości chcemy mieć przede wszystkim silną organizację partyjną, składającą się z najlepszych sił miejscowych, przy czym staranny dobór nowych członków powinien zawsze brać górę nad chęcią szybkiego ich pomnażania. W miarę rozrastania się stosunków przychodzi kolej na organizowanie grup fachowych. Kierują one samodzielnie agitacją i walką w swoim fachu czy fabryce; obowiązek czuwania nad tym, by nie przekraczały one granic, nakreślonych im przez zjazdy partyjne, ciąży w pierwszej linii na miejscowym Komitecie Robotniczym i na CKR.

Organizacja nasza nie jest żadnym z góry obmyślonym i sprytnie oparagrafowanym wzorem skupiania ludzi w jedno ciało zbiorowe. Budowanie organizacji na papierze uważamy za bezużyteczne, a nawet szkodliwe, gdyż stwarzałoby tylko panowanie paragrafów nad żywymi siłami. Dlatego też PPS żadnej pisanej ustawy nie ma. Idzie ona w ślad za rozwojem ruchu, budzącego się pod wpływem jej agitacji, i ujmuje wyłaniające się czynne siły proletariatu w takie formy organizacyjne, jakich potrzebę wykazało życie i jakie uznane zostały przez zjazdy za najbardziej odpowiadające potrzebie i warunkom bezpieczeństwa.

Nie uznajemy podziału na organizację „ekonomiczną” i „polityczną”. Zakładanie „kas oporu” itp. organizacji w nadziei, że zaagitują one szerokie masy i posłużą do wytworzenia z czasem silnej organizacji politycznej – pominąwszy już całą naiwność takiego schematu – jest dostarczaniem materiału do łatwych zwycięstw żandarmów. Po kilku miesiącach istnienia takiej kasy energiczniejsi jej członkowie dostają się do więzienia, a pozostałe rozbitki zasługują prędzej na miano wykolejonych członków kas oszczędności niż uświadomionych politycznie robotników: szerzą oni nie zachętę do walki z rządem, lecz apatię, i odstraszają ogół od wszelkiej tajnej organizacji.

Równie błędnym byłoby organizowanie związków zawodowych według wzorów zagranicznych. W naszych warunkach politycznych są one bezsilne i nie mogą planowo i skutecznie prowadzić walki o lepsze warunki pracy. Co do tego w świadomych szeregach robotniczych nie ma już żadnych wątpliwości. Większa część dawniej zakładanych „związków” została rychło rozbita przez liczne aresztowania, lepiej prowadzone same zaprzestały zbierania składek, widząc swą bezsilność i obojętność ogółu. W ten sposób w zetknięciu się z rzeczywistością upadły wszystkie próby oparcia ruchu robotniczego u nas na podstawie związków zawodowych. Po raz ostatni sprawa ta była przedmiotem obrad w partii w r. 1897. Na postawione przez CKR pytanie: czy należy propagować zakładanie kas oporu? – konferencje agitatorów jednogłośnie dały odpowiedź: nie. Natomiast uznano możność zakładania kas wzajemnej pomocy w szczuplejszych granicach i pod kontrolą miejscowego Komitetu Robotniczego.

Dzisiejsza organizacja PPS jest wyrazem nabytego przez proletariat polski doświadczenia. Co można zrobić dla poprawienia warunków pracy w poszczególnych fachach, to robotnicy najlepiej dziś osiągają pod przewodnictwem partyjnych grup fachowych. Wszelkie inne próby organizowania byłyby tylko powtarzaniem dawnych błędów, kręceniem bicza z piasku. Z radością witamy każdą samodzielnie powstałą organizację robotniczą, jako objaw niespożytej żywiołowej energii budzącego się do walki proletariatu, ale obowiązkiem naszym jest przestrzec ją przed grożącym niebezpieczeństwem i skierować zdolności organizatorskie jej członków na właściwą drogę.

Niezaprzeczenie dla rozbicia kajdan niewoli dzisiejszej proletariat polski musi rozporządzać potężną organizacją, skupiającą wszystkie jego bojowe siły, ale dojść do tego można jedynie przez systematyczne rozwijanie istniejącej organizacji PPS, tj. przez zapewnianie jej coraz silniejszych i szerszych podstaw w masach. Pod tym względem mamy jeszcze wiele, bardzo wiele do zrobienia.

***

Nasza działalność

Słowo drukowane

Słowo drukowane to najpotężniejszy dziś środek naszej agitacji. Za pomocą niego partia rozpowszechnia swe zasady po całym kraju, zachęca lud do walki i po części kieruje nią. Agitacja ustna w szczupłych ramach kółkowych nie może dać poważnych rezultatów, co najwyżej przysparza partii pewien zastęp bardziej wykształconych jednostek. Aby ruch mógł objąć masy, trzeba przełamać brak niezbędnych swobód politycznych przez jak najszersze rozwinięcie kolporterki wydawnictw nielegalnych. Dobre jej przeprowadzenie w każdej miejscowości jest pierwszym warunkiem rozbudzenia tam masowego ruchu. Pisma, odezwy, broszury sięgają daleko poza obręb naszych stosunków organizacyjnych i powołują pod czerwony sztandar coraz nowe zastępy walczących.

Takie znaczenie słowa drukowanego nakazuje partii jak najsilniej rozwijać działalność wydawniczą i kolporterkę. choćby to na razie było ze szkodą dla innych jej robót. W cyfrach działalność ta odzwierciadla się, jak następuje:

W ciągu okresu sprawozdawczego, tj. od dnia 1 stycznia 1895 roku do 31 grudnia 1899 r., wydano w kraju 184 020 egzemplarzy różnych wydawnictw, przez granicę przetransportowano 123 634 egz., razem więc 307 654 (wydawnictw i odezw hektografowanych w rachunku tym nie uwzględniamy). Ponieważ w tym było 8308 egzemplarzy dla organizacji rosyjskich, więc na terenie działalności PPS rozeszło się 299 346, z czego przypada na polskie 282 279, żydowskie – 11 316, niemieckie – 3021, łotewskie – 1680, białoruskie 755, litewskie – 295.

Ogólna suma 307 654 egz. w rozkładzie na lata przedstawia się jak następuje:

rok    wydano w kraju    sprowadzono    razem 1895    12 700              16 767                   29 467 1896    26 970              21 381                   48 351 1897    25 525              19 687                   45 212 1898    55 350              29 402                  84 752 1899    63 475              36 397                  99 872

Liczby te wykazują znaczne wzmożenie się naszej agitacji, zwłaszcza w dwóch ostatnich latach. Sam fakt, że pomimo zwiększonej czujności żandarmów i straży pogranicznej postępujemy wciąż naprzód, jest niezmiernie pocieszający po uprzednich latach falowania ruchu: to wznoszenia się, to opadania sił jego. Ale przy ocenianiu rezultatów swej pracy nie możemy zadowalać się skonstatowaniem stałego jej wzrostu. Nie mniej ważne jest pytanie, czy partia zaspakaja wszystkie potrzeby obudzonego przez nią ruchu. Na to musimy odpowiedzieć otwarcie, że te dziewięćdziesiąt tysięcy druków rocznie zaczyna już nie wystarczać wobec wciąż wzrastających potrzeb i że doszliśmy do tej liczby z trudem, odkładając na bok inne prace. Zdobycie wolności druku na drodze nielegalnej jest dziś pierwszorzędnym czynnikiem rozwoju naszego ruchu i wobec niego wszystkie inne muszą schodzić na plan drugi. Długo jednak stan taki przeciągać się nie może, bo rozwój ruchu wkłada na partię coraz nowe obowiązki. Aby mogła wszystkim należycie sprostać, musi i ogół do tego coraz bardziej się przyczyniać: zdwajaniem ofiar i składek na sprawy partyjne i wypełnianiem tego, czego nieraz organizacja może zażądać od ludzi nie należących do jej ściślejszego grona. Podkreślamy tę konieczność coraz żywszego współdziałania ogółu z partią, gdyż zdarza się napotykać ludzi, którzy stawiają takie wymagania od nas, jak gdybyśmy byli cudotwórcami, posiadającymi róg obfitości do zapełniania wszystkich braków. Więcej ofiarności publicznej, więcej gorliwych pracowników oddanych sprawie! Wtedy będziemy w stanie setki tysięcy wydawnictw rozpowszechniać corocznie i prowadzić energiczniejszą walkę z wrogami.

Wyżej przytoczone liczby uzupełnimy następującymi szczegółami. Na 184 020 egzemplarzy, wydanych w kraju, złożyło się 112 wydawnictw, a mianowicie:

52 odezwy OKR i miejscowych KR – 117 820 egz.

29 numerów „Robotnika” o 354 stronicach – 39 400 egz.

10 numerów „Górnika” o 70 stronicach – 5 950 egz.

2 numery „Radomianina” o 14 stronicach – 775  egz.

2 „Kurierki Robotnika” –    2750 egz.

17 różnych fachowych wydawnictw, dodatków do „Robotnika” i drobnych druków –    17 325 egz.

W sprowadzonych z zagranicy 123 634 egz. było 104 409 polskich, w tym 49 236 broszur, 38 442 pism, 1455 większych dzieł, 15 276 różnych odezw i drobnych druków, a mianowicie:

Broszury majowe – 6810

Czego chcą socjaliści? – 3262

Ojciec Szymon –    3071

Dobra nowina robotnikom wiejskim  – 2700

Adam Mickiewicz  – 2600

Sprawa górnicza  – 2450

Wybór poezji dla robotników – 2180

„Robotnik”, jednodniówka 1895 r. – 1707

Kto z czego żyje?  – 1678

Czy teraz nie ma pańszczyzny?  – 1596

Tajne dokumenty rządu rosyjskiego w sprawach polskich     – 1420

Sprawa robotnicza. O tym, co każdy robotnik wiedzieć i pamiętać powinien – 1321

Precz z socjalistami! – 1250

Zmiany ekonomiczne i rozwój myśli socjalistycznej – 1112

Niepodległość Polski – 905

Krótka historia wielkiej rewolucji francuskiej – 850

O zniesieniu pracy na sztukę i pracy akordowej  – 821

Program ugodowy  – 794

Pamiątka majowa dla trzech zaborów  – 790

Rewolucja robotnicza – 654

W obronie prawdy  – 600

Czy socjalista może być katolikiem?  – 599

Manifest komunistyczny  – 588

O wytwarzaniu bogactw  – 560

Tkacze  – 558

Czy Europa ma skozaczeć ?  – 484

To i owo  – 451

Pokonani zwycięzcami!  – 435

Pisma Lassalle’a  – 410

Socjaliści idą! Baczność! Strzeżcie się! – 380

Przepisy postępowania i wskazówki dla działaczy rewolucyjnych  – 377

Prawdziwa historia Jozuego Dawidsona  – 358

W kwestii żydowskiej  – 355

Pisma pomniejsze Engelsa – 330

O czym każdy włościanin wiedzieć powinien  – 320

Z pola walki  – 300

Rewolucja i kontrrewolucja w Niemczech  – 280

Od utopii do nauki  – 260

Społeczeństwo rodowe  – 254

Religia kapitału  – 217

Wiedza to potęga  – 216

Tamten  – 200

Rok 1848 w Polsce  – 175

O rolnictwie i przemyśle  – 172

O kwestii społecznej  – 150

Bankructwo demokracji galicyjskiej – 125

Historia ruchu rewolucyjnego w Rosji – 125

Różne (mowy Daszyńskiego, kalendarze, sprawozdania itd.)     – 1986

Pisma:

„Przedświt”    – 22 652

Bulletin Officiel du Parti Socialiste Polonais  – 3951

„Światło”  – 3913

„Krytyka”  – 426

„Gazeta Robotnicza”, „Naprzód” i „Nowy Robotnik” razem  – 6 335

Różne  – 1165

Na 1455 egzemplarzy dzieł większych złożyło się przede wszystkim 858 egz. „Kobieta i socjalizm”, 270 egz. dzieł historycznych (Limanowskiego, Mochnackiego, Heltmana, Janowskiego itd.), 223 egz. „Zagadnienia socjalizmu” i 104 egz. pism Mickiewicza, Słowackiego i innych.

Nakładem partii z drukarni londyńskiej w ciągu lat 1895-1899 r. wyszły 33 broszury w 112 tysiącach egzemplarzy.

„Robotnik” drukuje się obecnie w 1800 egz. (130 egz. wysyłamy za granicę), „Górnik” – 650, „Światło” – 1750 (do kraju bierzemy 625 egz.), „Przedświt” – 1250 egz. (do kraju – 625 egz.).

Wykaz powyższy najlepiej świadczy, że PPS stara się zaspokoić wszelkie potrzeby umysłowe walczącego proletariatu. Istniejące jeszcze luki, zwłaszcza w dziale broszur historycznych, pochodzą z braku sił literackich do ich wypełnienia. Sprawę tę gorąco polecam uwadze naszych pisarzy socjalistycznych.

Naczelne miejsce w naszej działalności wydawniczej zajmuje „Robotnik”, drukowany tajnie w kraju od 1894 r. stał się on nieodzowną potrzebą naszego ruchu i nic nie powstrzyma nas od wydawania go nadal. Niezliczone przeszkody niezmiernie utrudniają jego istnienie, jednak w ciągu pięcioletniego okresu nie tylko nie daliśmy odkryć śladów jego drukarni i kolporterki, ale nawet osiągnęliśmy pewien postęp. W 1895 r. drukowaliśmy go w 1250 egz., obecnie – w 1800 egz. O rozwoju jego poczytności świadczy to, że gdy w początkach niemal połowa nakładu była wprost rozrzucana po fabrykach i warsztatach w celu rozszerzenia koła jego czytelników, dziś 1800 egz. nie wystarcza dla zaspokojenia stałych odbiorców pisma. Postęp ten, osiągnięty z ogromnym trudem, nie odpowiada jeszcze wciąż rosnącym potrzebom ruchu, ale towarzysze, domagający się częstszego wydawania „Robotnika” i drukowania w większej liczbie egzemplarzy, muszą się uzbroić w cierpliwość.

Jakimi drogami wydawnictwa nasze rozchodzą się po kraju, tego publicznie omawiać nie możemy. Dawne zaniedbanie prowincji należy już do przeszłości i większa część naszych wydawnictw rozchodzi się poza Warszawą.

Manifestacje publiczne

Obok słowa drukowanego najpotężniejszym środkiem naszej agitacji są manifestacje publiczne. Od dwóch lat stanowią one niezmiernie ważny czynnik naszej walki. Inicjatywę ku temu dał IV zjazd partyjny. Ponieważ 1 maja w 1898 r. przypadał w niedzielę, zjazd zalecił urządzenie w dniu tym manifestacji w tych miejscowościach, gdzie to organizacja miejscowa w porozumieniu z Centralnym Komitetem Robotniczym uzna za możliwe. Rezultatem tego były pochody majowe w 1898 r. w Warszawie i Sosnowcu. W roku następnym pochody te przybrały imponujące rozmiary i postawa uczestniczących w nich towarzyszów stała się bardziej stanowczą; po raz pierwszy na ulicach rozbrzmiewał nasz hymn „Czerwony Sztandar”, śpiewany przez pełne zapału tłumy robotnicze. Pogrzeby prześladowanych przez rząd towarzyszów dały nową okazję do zamanifestowania potężniejącej energii naszych szeregów. Wreszcie rocznicę mordu popełnionego przez rząd na robotnikach Huty Bankowej uczczono tłumnym zgromadzeniem się na mogiłach pomordowanych w Dąbrowie; po raz pierwszy w dziejach naszego ruchu została tu wygłoszona publicznie mowa nawołująca do walki z rządem pod naszym czerwonym sztandarem.

Przebieg tych manifestacji stwierdza stały wzrost odwagi i napięcia uczuć rewolucyjnych w masach. Początkowo milczące, nieśmiało grupujące się pochody przybrały dziś wyraźne dla każdego formy manifestacji, skierowanych wprost przeciwko rządowi. Wieść o nich budzi powszechne zainteresowanie się naszą organizacją, przysparza nam mnóstwo zwolenników. Ci, którzy w manifestacjach udziału nie brali, zachęceni naszym przykładem, z otuchą szykują się do wystąpienia w przyszłości ręka w rękę z nami; w serca wstępują odwaga i gotowość do poświęceń w imię idei.

Dwie główne cechy manifestacji – zbiorowość i jawność – nadają im u nas olbrzymie znaczenie wychowawcze. W kraju, gdzie wszystkie zarządzenia władz zmierzają ku temu, by trzymać ludzi w jak największym odosobnieniu i nie dać się przejawiać niezadowoleniu, manifestacje są niezbędną szkołą, przez którą muszą przejść żywioły rewolucyjne, zanim poczują się na siłach do zrzucenia ciążącego na nich jarzma niewoli.

Pod wpływem manifestacji udziela się wiara w swe siły nawet ludziom słabym i niedaleko widzącym.

Manifestacje nasze powinny stać się potężne liczebnie i być głośne. Nie o efekt tu chodzi, ale o nastrój ludowy, o rozpowszechnienie naszych haseł i ich zrozumienie przez masy, o wyrabianie nowych ruchliwych zastępów do walki z rządem. Przy zadośćuczynieniu temu warunkowi nawet nieudatna pod względem liczebnym manifestacja swoje zrobi i rozjaśni ponury widnokrąg otaczającej nas ciemnoty i bierności. Przykład tego mamy na manifestacji mickiewiczowskiej w 1898 r. Aczkolwiek zapowiedziany przez nas pochód ku pomnikowi z powodu źle wybranej godziny i zarządzeń policji nie wypadł tak wspaniale, jak tego oczekiwano, jednak agitacja nasza wytworzyła taki nastrój wśród mieszkańców Warszawy, że musiano zaniechać wszelkich ugodowych wynurzeń u stóp pomnika i rewolucyjne ideały Mickiewicza tryumfowały w całej pełni. Sprawę tę ze względu na niezmiernie pouczający jej przebieg omówiliśmy obszerniej w dodatku do „Robotnika” pt. „Dzieje pomnika Mickiewicza w Warszawie”.

Poza Warszawą i Zagłębiem Dąbrowskim nie mieliśmy dotąd żadnej manifestacji. Jesteśmy więc zaledwie przy pierwszych krokach posługiwania się tym środkiem walki. Organizacje nasze na prowincji nie uznały jeszcze za możliwe wystąpić publicznie. Musi to jednak nastąpić. Obowiązkiem wszystkich towarzyszów jest dołożyć starań, by cały kraj nasz stał się widownią antyrządowych manifestacji. Dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, że jesteśmy bliscy swego celu, i wróg nasz zadrży przed rozwiniętą potęgą nowej broni, której już wyrwać sobie nie damy.

Święto majowe

Dzień 1 maja w rozwoju naszego ruchu odegrał bardzo poważną rolę: poruszył szerokie koła ludności pracującej i spotęgował w niej poczucie solidarności klasowej. Dzięki świętu majowemu kwiecień i maj corocznie zaznaczają się silnym ożywieniem ruchu robotniczego: wybuchają strajki, mnożą się zbiorowe wystąpienia przeciwko wyzyskowi.

Porzucenie pracy w dniu 1 maja do niedawna było u nas jedynym środkiem zamanifestowania nurtującego masy niezadowolenia. Rozwój świętowania majowego wyrażał się w tym, że coraz mniej mieliśmy takich niespodziewanych żywiołowych wystąpień jak w Łodzi w 1892 r. i w Częstochowie w 1894 r., za to stale zwiększa się ilość takich wystąpień jak świadome celu, choć mniej liczne świętowanie 1 maja z roku na rok w różnych fabrykach i fachach. Święto majowe z wolna traciło charakter jednodniowego strajku, którego zadaniem było zdobyć natychmiastowe ustępstwa od fabrykantów, i stawało się jedynie jawnym protestem przeciwko wyzyskowi i niewoli, manifestowaniem uczuć solidarności z robotnikami innych krajów. Ci, którzy pod wrażeniem po raz pierwszy przeczytanej broszury czy odezwy majowej porzucili pracę 1 maja, w nadziei, że w ten sposób od razu osiągną skrócenie dnia roboczego albo powiększenie płacy, ci, rozczarowani nieotrzymaniem spodziewanych korzyści, w roku następnym nie występowali już masowo. Dopiero pogłębienie się ich świadomości pozyskuje ich na nowo dla obchodu majowego, już jako zdecydowanych bojowników idei socjalistycznej. Tym się tłumaczy, dlaczego żaden z wielkich strajków majowych nie powtórzył się więcej w tej samej miejscowości i dlaczego po uprzednim całkowitym zawieszeniu pracy w danej fabryce czy kopalni w latach następnych świętuje 1 maja zaledwie kilkunastu lub kilkudziesięciu robotników.

Nabyte doświadczenie co do znaczenia święta majowego u nas wyraziło się w uchwałach konferencji agitatorów, zwołanych w 1897 roku. Jednogłośnie postanowiono odradzać towarzyszom stawianie w dniu 1 maja jakichkolwiek natychmiastowych żądań do urzeczywistnienia, które by mogły nadać ich wystąpieniu charakter zwykłego strajku. Kwestię, czy urządzać strajk zaraz po 1 maja, np. 2 maja, postawiono w zależności od tych samych warunków, jakie są niezbędne dla powodzenia strajku w każdym innym czasie. Co do treści wydawnictw majowych, postanowiono, że powinny one podnosić całość naszych żądań i ideałów politycznych i społecznych, nie wyodrębniając żadnego z nich specjalnie (patrz artykuł wstępny w nr 21 „Robotnika”).

W 1898 r. 1 maja wypadł w niedzielę i po raz pierwszy obchodziliśmy go manifestacyjnymi pochodami. Powodzenie tego środka spowodowało, że i w roku następnym urządziliśmy manifestację w niedzielę przedmajową, nie zaniedbując świętowania w sam dzień 1 maja. Ale wśród towarzyszów zaczynają odzywać się głosy doradzające poprzestać na manifestacjach i do porzucenia pracy w dniu 1 maja nie nawoływać. Nie powinniśmy jednak w imię jednego sposobu walki, choćby ważniejszego, wyrzekać się innych sposobów. Owszem, należy się starać, aby i porzucenie pracy 1 maja było jak najliczniejsze. To jest ogólna zasada, a zastosowanie jej, rozstrzygnięcie, czy w danym razie należy wzywać tylko do manifestacji lub tylko do porzucenia pracy, czy też chwycić się obu środków, zależy już od warunków miejsca i chwili.

Strajki

Walka nasza o lepsze warunki pracy polega na bezpośrednich utarczkach z fabrykantami i majstrami. Strajk to jedyna dziś broń robotnika polskiego, za pomocą której może on częściowo zdobywać lepszy byt dla siebie. Liczyć na pomoc prawa nie możemy, bo nie mamy żadnego udziału w wydawaniu praw i kontrolowaniu urzędników. Pod caratem panuje nie prawo, lecz samowola. Dzisiejsze inspekcje, przepisy fabryczne, prawo o dniu roboczym istnieją tylko po to, by mydlić oczy robotnikom i zakuwać ich w silniejsze kajdany żandarmsko-policyjnej opieki. W takich warunkach nie rozwijać poszanowanie carskiego prawa, ale łamać je nam trzeba. Zakazane przez rząd działanie gromadą musi nam zastąpić brak praw potrzebnych do walki z fabrykantami; ono też jedynie może nam zapewnić jakie takie przestrzeganie tych praw fabrycznych, które są dogodne dla nas i których – właśnie dlatego – władze i fabrykanci nie stosują.

Działalność partii w tym kierunku wyraża się w następujących cyfrach:

Na 52 odezwy drukowane w kraju 28 było poświęconych sprawom strajkowym, drugie tyle było hektografowanych, oprócz tego 6 ulotnych wydawnictw omawiających sprawy tych fachów, w których rozproszenie robotników po wielu drobnych warsztatach utrudniało im porozumienie się pomiędzy sobą. Prawie połowa każdego numeru „Robotnika” i „Górnika” była poświęcona omawianiu bieżących potrzeb robotników w poszczególnych fabrykach i fachach.

W okresie sprawozdawczym było 186 strajków, w czym 47 fachowych, tj. ogarniających cały lub prawie cały fach w danej miejscowości (na każdy z nich złożyło się po kilkanaście i kilkadziesiąt strajków warsztatowych). Ogółem strajkowało do 100 tysięcy ludzi. Cyfry te, zebrane na podstawie notowanych w „Robotniku” i „Przedświcie” wiadomości o strajkach, nie dają całkowitego obrazu walki z wyzyskiem. Oprócz strajków nie zaznaczonych w druku dodać tu należy ogromną ilość zbiorowych wystąpień, które do strajku nie doprowadziły, czy to z powodu natychmiastowego zadośćuczynienia żądaniom, czy też z powodu rozbicia solidarności robotników.

Z liczby 186 strajków 153 miały na celu zdobycie lepszych warunków pracy, 33 były obronne, wywołane obniżką płacy albo przedłużeniem dnia roboczego. 127 strajków zakończyło się zupełnym lub częściowym zwycięstwem robotników, w 59 wypadkach strajkujący wrócili do pracy, nie otrzymawszy żadnych ustępstw. W rozkładzie na lata przedstawia się to, jak następuje :

w 1895 r. – 22 strajki – 17 wygranych – 5 przegranych

w 1896 r. – 11 – 8 – 3

w 1897 r. – 42 – 32 – 10

w 1898 r. – 44 – 36 – 8

w 1899 r. – 67 – 34  – 33

Bardzo dodatnim objawem w rozwoju ruchu strajkowego u nas jest coraz częstsze żądanie skrócenia dnia roboczego. Gdy w 1895 r. żądanie to wywołało 1 strajk, to w 1896 r. – 4, w 1897 r. – 22, w 1898 r. – 22, w 1899 r. – 41. W Warszawie w znacznej większości fabryk wywalczono 10-godzinny dzień roboczy, a w jesieni 1899 r. w fachu stolarskim zaczęły się strajki o 9-godzinny dzień roboczy i zdobyto go w pierwszorzędnych i średnich warsztatach. Hasło 8-godzinnego dnia roboczego stało się tak popularnym, że wielokrotnie usiłowano dopiąć go za pomocą strajków. Nie uważamy tego za przedwczesne. Najdalej idące żądania, choćby nawet niemożliwe na razie do urzeczywistnienia, nie są przeszkodą dla pomyślnego zakończenia strajku, chodzi tylko o to, żeby kierownicy strajku nie przeciągali struny i wiedzieli, po jakim ustępstwie fabrykanta można dać hasło powrotu do pracy. Natomiast obniżanie zawczasu żądań strajkujących do skali przystępnej dla fabrykanta ma tę ujemną pod względem agitacyjnym stronę, że stwarza zbyt przemijający cel dla walki w danej fabryce czy fachu. Źle jeszcze idzie obrona towarzyszów wydalonych za strajk lub agitację. Pomimo dość częstych wydaleń zaledwie 4 strajki były z tego powodu i tylko jeden z nich zwycięski. Zaradzić temu może tylko podniesienie uczucia solidarności wśród robotników do zasady: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Dopiero wtedy zmniejszy się liczba ofiar wyrzucanych na bruk za to, że pracują dla sprawy robotniczej i nie naginają karku przed pańszczyźnianymi zapędami kapitalistów. Mieliśmy niejeden przykład, że tam, gdzie robotnicy trzymają się solidarnie, wydalania są niezmiernie rzadkie, gdyż fabrykant lub majster, znając nastrój robotników, wolą nie narażać się na strajk z tego powodu.

W 127 wygranych strajkach brało udział 40 tysięcy robotników, w 59 przegranych – 52 tysiące. Na jeden więc wygrany strajk wypada 315 ludzi, na jeden przegrany – 880. Wskazuje to, że większe strajki kończyły się przegraną. Podczas gdy wtrącanie się rządu w drobniejsze zatargi robotników z fabrykantami ograniczało się przybyciem inspektora fabrycznego z policją, groźbami i aresztowaniem podejrzanych o agitację jednostek, w wypadkach większych strajków zjawiali się gubernatorowie i wojsko, odbywał się po prostu napad dzikich hord kozackich na spokojnie strajkujących robotników. Świeży przykład tego mieliśmy w czasie strajków sierpniowych 1899 r. Bicie nahajkami, zapędzanie siłą do fabryki, masowe aresztowania i wydalania, zabranianie jakichkolwiek ustępstw – wszystko to łamało opór strajkujących.

Rząd rosyjski z iście azjatycką bezwzględnością stara się zaprowadzić u nas pańszczyźniane przytwierdzenie robotników do fabryki, w której ich wyzyskują. Takie zarządzenia jak obowiązkowe zawiadamianie najbliższej władzy policyjnej o wybuchającym strajku, ustanowienie policji fabrycznej, nadawanie inspektorom fabrycznym funkcji szpiclowskich coraz bardziej utrudniają walkę naszą o lepsze warunki pracy i nie pozwalają zbyt optymistycznie zapatrywać się na przyszłość osiągniętych ustępstw. Ileż to razy fabrykanci i majstrowie, korzystając z poparcia okazywanego im przez władze rządowe, zmuszali robotników pracować na dawnych warunkach, wiedząc, że ci, osłabieni aresztowaniami i ciągłym dozorem policyjnym, nie zdobędą się na razie na nowy strajk.

Takie postępowanie rządu rosyjskiego otworzyło oczy najmniej świadomym robotnikom, narzucając im wprost myśl o konieczności usunięcia ze swej drogi tego najpotężniejszego wroga, który jak zmora siadł nam na piersi i nie daje postąpić kroku naprzód. Ale przekonanie, że najważniejszym zadaniem naszym jest wyrzucenie najazdu moskiewskiego, bynajmniej nie powinno osłabić naszej energii w walce strajkowej. Odkładanie walki z wyzyskiem do czasu, aż się wybijemy na wolność, byłoby wyrzekaniem się wszelkiej walki, bo zanim by wzeszło słońce, rosa wyjadłaby nam oczy – zmarnielibyśmy i spodleli w cierpliwym znoszeniu jarzma kapitalistycznego. Wróg domowy jest dla nas nie mniej szkodliwy od wroga zewnętrznego i z obu nimi jednocześnie walczyć musimy. Innego wyjścia nie mamy: gdybyśmy tylko jednym z nich się zajęli, drugi przez ten czas osiadłby się nam mocniej na karku. Sojuszowi rządu z kapitalistami musimy przeciwstawić coraz bardziej niezłomny sojusz robotników.

Nie możemy zamykać oczu i na ten fakt, że opór strajkujących w wielu wypadkach był jeszcze za słaby, zbyt prędko łamał się pod naciskiem gwałtów rządowych. Musimy się pod tym względem poprawić. Większa solidarność i odwaga pozwolą nam w przyszłości wygrywać niejeden strajk, w którym dawniej zostawaliśmy pobici, i w ten sposób porażkę dziś poniesioną jutro zwycięstwem wynagrodzimy.

Nabyte w dotychczasowej walce doświadczenie wyrobiło w naszych szeregach pewną technikę strajkowania. Więc przede wszystkim każdy strajk powinien posiadać odpowiednią organizację kierowniczą w postaci czy to partyjnej grupy fachowej stale kierującej agitacją w tym fachu, czy też komitetu strajkowego, utworzonego tylko na czas trwania strajku. Dalej niezmiernie ważnym warunkiem powodzenia strajku jest wybranie odpowiedniej chwili, kiedy w fachu panuje ożywienie i fabrykantowi zależy na pośpiechu. W warunkach naszych, gdzie wszystko trzeba robić tajnie, strajkujący nie mogą liczyć na większy napływ składek od towarzyszów z innych miast i fachów; trzeba więc po bratersku dzielić się w czasie strajku posiadanymi środkami, nie oglądając się zbytnio na pomoc zewnętrzną. W razie wystąpień nie należy wysuwać naprzód pojedynczych ludzi, bo zwykle padają oni ofiarą czyhającej policji, lecz zawsze występować gromadą; choćby fabrykant, inspektor, gubernator proponował wybranie delegatów dla układów, nigdy nie należy tego czynić, bo propozycje te, jak o tym przekonaliśmy się nieraz, mają na celu wyrwanie spośród strajkujących wybitniejszych jednostek. Zdrajców, łamiących solidarność, należy z całą stanowczością doraźnie karcić. W walce o krótszy dzień roboczy dobre skutki wydawało też solidarne wychodzenie z fabryki o umówionej godzinie, bez czekania na zwykły sygnał fabryczny. W ogóle gwałtom rządowym i oporowi fabrykantów musimy przeciwstawić coraz większą sprawność ruchów, czujność i energię strajkujących.

Odpowiedź na gwałty

Kto cierpliwie znosi zniewagi i poniewierkę, ten oswaja się z niewolą i nie stanie do walki o wolność. Kto poddaje się wyzyskowi i nie strajkuje, gdy tego potrzeba, ten przeistacza się w bezmyślne bydlę robocze i nie zrzuci jarzma kapitalizmu. Tak zapatrujemy się na znaczenie obrony czynnej.

Krótszy dzień roboczy i większa płaca to tylko część tego, o co dziś walczymy. Zgodne pożycie kapitalizmu z caratem wytworzyło w kraju naszym nieznane gdzie indziej stosunki, które zwalczać jest naszym obowiązkiem. Rozwielmożnienie się dzikich instynktów, znęcanie się nad słabszymi, brutalne, poniżające godność ludzką postępowanie urzędników fabrycznych i rządowych, plenienie się wszelkiego robactwa, lizusów i donosicieli – wszystko to powinno być przez nas tępione z nie mniejszą energią jak wyzysk fabryczny. Najlepiej prowadzona agitacja nie usunie upadlających ducha skutków niewoli dzisiejszej, jeżeli nie będzie poparta odpowiednimi czynami w życiu codziennym.

W pierwszym rzędzie obowiązek ten spada na członków partii: jako najdzielniejsza cząstka proletariatu muszą oni innym świecić przykładem i nie chować się wtedy, kiedy stanowczo wystąpić należy. Ale ani partia w swej całości, ani poszczególni jej członkowie nie mogą występować jako jedyni obrońcy pokrzywdzonych: musimy tak oddziaływać na swe otoczenie, by stało się ono gotowym w każdej chwili odeprzeć wszelką napaść ze strony władz fabrycznych czy rządowych. Zadaniem partii naszej nie jest zastąpić proletariat w jego walce z wrogami, ale kierować tą walką, wytykać drogę najbliższą do celu.

Rezultaty pracy naszej w kierunku rozbudzenia w robotnikach większego poczucia swej godności nie dają się oczywiście wyrazić w cyfrach. Świadczą o nich jedynie coraz częściej notowane w „Robotniku” wypadki czynnego karcenia zasługujących na to pachołków kapitału, ujmowanie się za pokrzywdzonymi kolegami, okazywanie zbiorowej pomocy rodzinom towarzyszów aresztowanych lub zesłanych itp. Towarzysze nasi na prowincji słusznie podkreślają jako pierwszy zewnętrzny objaw rozszerzenia się agitacji zaprzestanie „czapkowania” przed fabrycznymi i rządowymi powagami. To, że robotnicy stają się hardzi i zuchwali – jak się wyrażają fabrykanci – jest dla nas jedną oznaką więcej, że mijają bezpowrotnie te czasy, kiedy robotnicy widzieli w fabrykantach swych panów i dobrodziejów.

Głoszona przez nas zasada „gwałt niech się gwałtem odciska” zyskuje coraz więcej wykonawców i naśladowców. Piętnowanie w „Robotniku” występnych jednostek nie zawsze wystarczało. Opinia publiczna w społeczeństwie naszym choruje jeszcze na tolerancję wszelkiego łajdactwa, a głos socjalistyczny nie wzmógł się na tyle, by nią kierować. Gdzie więc odwoływanie się do opinii i uczuć ludzkich nie pomaga, tam trzeba uciekać się do siły fizycznej. Niezaprzeczenie, i w tej dziedzinie zbiorowe wystąpienia najlepiej odpowiadają celowi. Takie fakty jak dopominanie się strajkiem o wydalenie znienawidzonego zarządcy. majstra lub szpiega fabrycznego, jak wyrzucanie siłą z fabryki lub warsztatu nikczemników – wyrabiają głębsze poszanowanie sprawiedliwości i godności ludzkiej niż śmiały czyn jednostki. Gdy jednak ogół nie umie przemocy i podłości przeciwstawić swej siły zbiorowej, wtedy obowiązkiem szlachetnie myślących jednostek jest wziąć na siebie rolę sprawiedliwej karzącej ręki.

Daleko trudniejsza jest sprawa z odpowiadaniem na gwałty rządowe, na czyny brutalnej przemocy ze strony władz, ale i w tych wypadkach stale obrażane poczucie sprawiedliwości musi w końcu znaleźć dla siebie ujście. Kiedy żołdactwo napada na pochód robotniczy, knutuje, rani – należy się bronić wszelkim orężem, jaki się ma pod ręką. Kiedy przedstawiciele władzy popełniają czyny zbyt jaskrawej przemocy, powinni – prędzej czy później – spotkać się z karą. A i w drobniejszych zajściach z urzędnikami rosyjskimi należy zawsze stać na straży swej godności i w razie potrzeby uczyć tych panów grzeczności. Ale nie możemy się łudzić, że w ten sposób położymy trwałą tamę gwałtom rządowym, nastać bowiem mogą one dopiero wtedy, gdy rewolucja zmiecie wroga z naszej ziemi. Wymierzanie kary zasługującym na to przedstawicielom władzy nie może być podnoszone do znaczenia systemu zdolnego usunąć dzisiejszy ucisk polityczny. Posługiwać się tym środkiem możemy jedynie w celu poskramiania zwierzęcych zapędów naszych gnębicieli, nie zapominając przy tym, że partia jako całość musi dbać przede wszystkim o stały rozwój świadomości w masach i ciągłość zbiorowych wystąpień.

Walka z ugodą

Zainaugurowana za rządów Imeretyńskiego polityka obłudy, zmierzająca do zaszczepienia w kraju naszym carskiej kultury, spotkała się z należytym odparciem z naszej strony. Na szpaltach „Robotnika” i w odezwach stale demaskowaliśmy chytre zamiary nowego satrapy i współdziałających z nim ugodowców. W okresie najbujniejszego rozkwitu uczuć ugodowych my jedni, jako stronnictwo, pozostaliśmy na stanowisku nieprzejednanych wrogów caratu i głośnym protestem przeciwko wiernopoddańczemu podejmowaniu cara w Warszawie ocaliliśmy honor imienia polskiego. Po raz pierwszy w dziejach naszych stronnictwo socjalistyczne stało się jedynym wyrazicielem uczuć wszystkich uczciwych Polaków i Polek. Z naszej też ręki wypadł najdotkliwszy cios dla nowej polityki rządowej: ogłoszenie „Tajnych dokumentów rządu rosyjskiego w sprawach polskich” otworzyło oczy najbardziej naiwnym politykom i skłoniło ich do porzucenia obozu ugodowców. Z powodu odsłonięcia pomnika Mickiewicza wystąpiliśmy przeciwko urządzaniu u nas obchodów patriotycznych ze stemplem rządowym. Wreszcie zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, by uchronić inteligencję polską od współdziałania z rządem w szerzeniu fałszywej oświaty. Wśród zgodnego chóru nawoływań gazeciarskich do udziału w kuratoriach trzeźwości i biblioteczkach ludowych w lipcu 1898 r. głos nasz ostrzegał przed grożącym stąd niebezpieczeństwem.

Takie faktyczne zmonopolizowanie sprawy rewolucji w rękach naszych i usuwanie się wszelkiej opozycji patriotycznej z pola walki w chwilach najważniejszych jest zapowiedzią, że w najbliższej przyszłości nie możemy liczyć na współdziałanie z nami jakiegokolwiek innego stronnictwa. Coraz widoczniej dla wszystkich stajemy się jedynym stronnictwem narodowym, wiernie obstającym przy sztandarze walki o niepodległość. Doszliśmy do tego nie drogą kompromisów ideowych, ale konsekwentnym przeprowadzaniem w życiu swej polityki socjalistycznej, stanowiącej jedyny probierz czynów naszych.

Naturalny bieg wypadków połączył w kraju naszym sprawę zdobycia potrzebnych dla proletariatu praw politycznych ze sprawą obalenia najazdu. Rozwój świadomości narodowej idzie w parze z rozwojem świadomości społeczno-politycznej i poczucia godności ludzkiej w ciemnych do niedawna masach. Biadanie, że nie mamy „swego” króla i „swoich” starostów, nowych sił narodowi naszemu nie przysporzy. Ażeby Polska mogła stać się niepodległą, lud polski musi pierwej stać się samodzielną potęgą, walczącą o wolność ojczyzny w imię najżywotniejszych swoich interesów. Odrodzone życie naszego narodu widzimy nie w szowinistycznych wybrykach, dogadzających płytkim uczuciom naszych klas posiadających (co bynajmniej ich ugodowemu nastrojowi nie stoi na przeszkodzie), ale w nieustannym zwalczaniu wszelkich objawów niewoli i panowania człowieka nad człowiekiem, w świadomym swych praw ruchu ludowym. W tym tylko widzimy przeciwdziałanie panującemu u nas uciskowi i ku temu zmierza cała działalność nasza w obronie narodowości.

Agitacja wśród ludności wiejskiej

Agitacja nasza wśród ludności wiejskiej nie jest jeszcze systematycznie prowadzona – zbyt wiele mieliśmy dotychczas pracy w miastach, byśmy mogli żywiej zająć się stosunkami wiejskimi. Tam, gdzie proletariat rolny styka się wprost z robotnikiem fabrycznym, przy cukrowniach, kopalniach, hutach, garbarniach, murarce itp., zadanie nasze jest łatwe – trzeba tylko zaopatrzyć agitatorów w dostateczną ilość takich broszur jak „Ojciec Szymon”, „Dobra Nowina”, „Czego chcą socjaliści”, „Czy teraz nie ma pańszczyzny?”, „O czym każdy włościanin wiedzieć powinien”, „O rolnictwie i przemyśle”. Wraz z „Robotnikiem”, „Górnikiem” i innymi wydawnictwami zaspakajają one potrzeby agitacji naszej w tej sferze. Dalej, uwaga nasza skierowana była na to, żeby zawiązane po wsiach stosunki nie były zaniedbywane i żeby towarzysze korzystali z każdego liczniejszego zgromadzenia się ludności wiejskiej na odpustach, jarmarkach, przy poborze wojskowym dla rozpowszechnienia wśród niej naszych wydawnictw.

Jak dotychczas więc praca nasza na wsi jest jedynie zasiewaniem ziaren socjalistycznej nowiny. Na zewnątrz jeszcze niczym się to nie przejawiło, jeżeli nie liczyć kilku drobnych strajków parobków dworskich i aresztowań chłopów z powodu znalezionych u nich egzemplarzy „Robotnika” i broszur nielegalnych. Że jednak i na tym polu agitacja nasza może rozwinąć się równie pomyślnie jak w miastach, świadczy o tym radosne witanie naszych wydawnictw przez włościan.

Zaniepokojone napotkaniem śladów agitacji rewolucyjnej nawet w wioskach zupełnie odciętych od ognisk przemysłu, władze zwiększyły dozór straży ziemskiej po wsiach i postanowiły wziąć w swe ręce zaspokajanie budzących się potrzeb umysłowych ludności wiejskiej. Biblioteczki rządowe, „Oświata”, wydawana w kancelarii jenerał-gubernatora, odczyty komisarzy włościańskich, kuratoria trzeźwości – wszystko to skierowane jest ku temu, żeby wytrącić z rąk chłopa wydawnictwa nielegalne i zwolna go rusyfikować. Eksperymenty te, mające na nowo zdobyć dla rządu serca chłopskie, znacznie ostygłe od czasów uwłaszczenia, zniewalają nas do większego zajęcia się wsią. Na plan pierwszy wysuwa się tu sprawa organizacji i wydawnictw omawiających specjalne potrzeby ludu wiejskiego. Uchwalona na zjeździe 1895 r. „Jednodniówka” nie doszła do skutku dla braku pisarzów znających bliżej stosunki wiejskie; natomiast wydaliśmy dwie agitacyjne broszury – „Czego chcą socjaliści” i „Czy teraz nie ma pańszczyzny?”. Ale to dla agitacji nie wystarcza. Na brak ten zwracamy uwagę towarzyszów naszych z inteligencji w nadziei, że postarają się go usunąć przez zebranie i opracowanie niezbędnych materiałów.

Uznając całą doniosłość pozyskania ludności wiejskiej dla sprawy rewolucji, nie możemy jednak w tym kierunku zwrócić większej części sił swoich. Najważniejsze dziś posterunki nasze to miasta i osady fabryczne; należyte rozwinięcie w nich agitacji i organizacji uczyni je ośrodkami ruchu dla wsi okolicznych i umożliwi w całym kraju bardziej planowe zespalanie ludności wiejskiej z dążeniami proletariatu miejskiego. Nim to nastąpi, musimy się starać, żeby wydawnictwa nasze jak najwięcej szły na wieś i żeby zawiązane tam stosunki były ujmowane w ramy organizacji.

Agitacja wśród proletariatu żydowskiego

Rozrost działalności naszej w miastach pobudził nas do zajęcia się agitacją wśród robotników żydowskich. Praktyka wykazała, że wpływ druków polskich na pracujące masy żydowskie jest bardzo ograniczony. Z drugiej zaś strony szkodliwa pod względem politycznym działalność Żydów rosyjskich, przybyłych do naszego kraju wskutek wydaleń z Rosji, a pomimo to starających się narzucić Żydom polskim ciążenie ku Rosji, nakazywała nam zabrać się do przeciwdziałania temu prądowi przez spotęgowanie w robotnikach żydowskich solidarności z robotnikami polskimi i rozwinięcie w nich uczuć obywatelskich względem kraju, który zamieszkują.

W naszych warunkach rychłe zadośćuczynienie wyłaniającym się nowym potrzebom nie zawsze jest możliwe i pomimo najlepszych chęci nasza działalność wydawnicza w żargonie nie stoi jeszcze na wysokości zadania. Stoi temu na przeszkodzie szczupłość naszych funduszów, a przede wszystkim brak sił literackich do pisania w żargonie.

W okresie sprawozdawczym sprowadziliśmy z zagranicy 6066 druków w żargonie, na co złożyły się przeważnie broszury nadesłane przez „Żydowską Pocztę Socjalistyczną z Ameryki do Polski”. W kraju w ciągu 1898 i 1899 r. – przedtem nie mieliśmy czcionek hebrajskich – wydaliśmy 6 odezw w żargonie w 5250 egzemplarzach.

W rozkładzie na lata wypada: w 1895 r. – 1203 egz., w 1896 r. – 1674 egz., w 1897 r. – 1014 egz., w 1898 r. – 1636 egz. i w 1899 r. – 539 egz. Większość broszur w 1895-1896 r. dostarczaliśmy organizacjom żydowskim na Litwie, których przejście od agitacji w języku rosyjskim do agitacji w żargonie było pożądane. W następnych latach wszystkie sprowadzone przez nas wydawnictwa w żargonie były rozpowszechniane wyłącznie przez towarzyszów należących do naszej organizacji. Poza tym umiejący czytać po polsku robotnicy żydowscy korzystali z wydawnictw polskich i w celu rozszerzenia tego czytelnictwa chętnym spośród nich ułatwialiśmy naukę języka polskiego.

IV zjazd naszej partii polecił CKR rozpocząć wydawanie za granicą nieperiodycznego pisma robotniczego w żargonie. Zwłokę w wykonaniu tej uchwały spowodowało to, że w organizacji naszej nie znalazło się ani jednego inteligenta Żyda władającego żargonem. Wreszcie, w jesieni 1898 r., wobec oświadczenia towarzyszów żydowskich w Warszawie, że ostatecznie mogą oni sami podjąć się tego, redakcja pisma została oddana w ich ręce. Ale dotychczas wyszedł zaledwie jeden numer „Arbajtera”, rozpowszechniony w kraju w 600 egzemplarzach. Liczne aresztowania w 1899 r. spowodowały nową zwłokę. Obecnie sprawa ta znajduje się w rękach towarzyszów żydowskich należących do naszej organizacji zagranicznej i mamy wszelką nadzieję, że raźno posunie się naprzód.

Mówiąc o agitacji naszej wśród proletariatu żydowskiego nie możemy pominąć milczeniem istnienia poza nami organizacji występującej pod nazwą „Wszechżydowski Związek Robotniczy w Rosji i Polsce” (w skróceniu nazywanej „Bundem”). Kiedy w 1893 r. nawoływaliśmy organizacje żydowskie na Litwie do prowadzenia agitacji w żargonie, nie spodziewaliśmy się, że ci, w których chcieliśmy mieć towarzyszów w walce z kapitalizmem i z caratem, zwrócą się później przeciwko nam z taką zaciętością. Wprawdzie jeszcze w 1895 r. w młodym robotniczym ruchu żydowskim na Litwie, wyzwalającym się spod wpływu „starych” niechętnych nam „kółkowiczów”, objawił się prąd sympatyzujący z nami i przez chwilę mieliśmy nadzieję, że nastąpi całkowite organizacyjne połączenie się robotników żydowskich z polskimi i litewskimi, ale wkrótce niechęć starych kierowników wzięła górę. W znacznej części tłumaczy się to wpływem rosyjskich podręczników szkolnych, z których inteligencja żydowska wynosi przewrotne pojęcie o Polsce i jej historii, oraz wpływem burżuazji żydowskiej, która wobec istnienia w Rosji „czerty osiedłosti” silnie akcentuje odrębność swych interesów narodowościowych.

Kierownicy „Bundu” z właściwą sobie przewrotnością przekręcając nasze przeciwko nim zarzuty, starają się wmówić w pracujące masy żydowskie, że PPS jest antysemicka, chce szkodzie Żydom, nic dla agitacji wśród nich nie robi itp. Wzorem tych napaści, rozsiewanych pokątnie i na zebraniach, była broszura w żargonie pt. „Wojna Polskiej Partii Socjalistycznej przeciwko Żydowskiemu Związkowi Robotniczemu” (paszkwil ten został później powtórzony w języku rosyjskim).

Takie oddziaływanie na najciemniejsze instynkty mas nieuświadomionych stawiało największe przeszkody rozwojowi agitacji naszej wśród robotników żydowskich. Chwilowo odbiło się to i na zachowaniu się towarzyszów, których energii zawdzięczamy największe postępy robotniczego ruchu żydowskiego w Warszawie.

W 1896 roku wystąpili oni z szeregiem żądań, wśród których na pierwszym miejscu postawili założenie sekcji żydowskiej PPS, samodzielnie występującej jako przeciwstawienie „Bundowi”. Gdy CKR, po zasięgnięciu opinii zwołanej w tym czasie konferencji partyjnej, odmówił zadośćuczynienia temu żądaniu, wystąpili oni z partii. Po kilku miesiącach, przekonawszy się o bezsilności swego samodzielnego istnienia i niemożliwości pogodzenia swych przekonań z programem i taktyką „Bundu”, grupa ta powróciła do naszej organizacji i dziś mamy w nich dzielnych współpracowników w uświadamianiu mas żydowskich.

Postępowanie „Bundu” było też przedmiotem obrad zjazdu naszego w 1897 r. Uchwalono następującą rezolucję :

„Zważywszy, że proletariat żydowski może mieć zadania tylko wspólne z proletariatem narodu, wśród którego zamieszkuje;

zważywszy, że dotychczasowa działalność grup żydowskich, występujących obecnie pod nazwą: Wszechżydowski Związek Robotniczy w Rosji i Polsce, nosi szkodliwe dla ruchu cechy odrębności organizacyjnej i programowej, co stawia je nieraz na stanowisku względem nas wrogiem;

Zjazd uznaje kierunek polityki tego Związku za fałszywy, jako polegający na wyrzeczeniu się solidarności z proletariatem polskim i litewskim w jego walce o wyzwolenie się spod panowania najazdu rosyjskiego”.

Zamieszczony w nr 26 „Robotnika” artykuł „W kwestii żydowskiej” omawia obszerniej potrzebę zsolidaryzowania się robotników polskich i żydowskich oraz rozpatruje fałszywe poglądy stojące temu na przeszkodzie.

Działalność na emigracji

Do ostatniej chwili działalnością za granicą, z wyjątkiem działu robót zostających w zawiadywaniu Komisji Konspiracyjnej, kierował Związek Zagraniczny Socjalistów Polskich. Powstał on w 1892 r., kiedy i w kraju, i na emigracji siły socjalistyczne były w rozproszeniu. Nie mogło być wtedy mowy o uzależnieniu Związku od jakiejkolwiek organizacji krajowej, bo oprócz niesienia pomocy Związek miał dwa poważne zadania: zjednoczenie sił socjalistycznych i obronę nowego programu, opracowanego na zjeździe paryskim. Wprawdzie z chwilą powstania PPS w kraju położenie znacznie zmieniło się na lepsze, gdyż kładło kres indywidualnej działalności członków Związku w zakresie zobowiązań względem swojej organizacji w kraju, ale PPS była jeszcze za słabą, aby można było w jej ręce oddać ster działalności zagranicą. Odrębność organizacyjna Związku i niezależność jego pracy wydawniczej była wówczas potrzebna. Dopiero w miarę wzrastania PPS w siłę i znaczenie, rola Związku, jako samodzielnej rezerwy, malała i wyłaniała się potrzeba zespolenia go z organizacją krajową, co też ostatecznie doprowadzono do skutku na ostatnim zjeździe Związku w grudniu 1899 roku. Obecnie działalnością zagranicą kieruje Komitet Zagraniczny PPS na podstawie ustawy zastosowanej do warunków życia emigracji.

Nie zatrzymujemy się na sprawozdaniu z przebiegu całej pracy Związku, bo towarzysze mieli możność poznania jej ze sprawozdań drukowanych w „Przedświcie” (nr 4/1895 r., nr 8/1806 r., nr 5/1897 r. i inne). W większości działów praca Związku tak się splatała z naszą krajową, że właściwie trudno ją wydzielić tu jako część osobną. Stosunek Związku do nas przez cały czas jego istnienia nacechowany był zawsze uprzedzającą gotowością służenia organizacji krajowej.

Fundusze partii

Przeznaczone na agitację wpływy z ofiar, składek i rozprzedaży wydawnictw przelewane są do kasy Centralnego Komitetu Robotniczego. W ostatnich pięciu latach wynosiły one:

w 1895 r. – 3 275 rubli srebrnych i 65 kopiejek

w 1896 r. – 5 255 rs. 54 kop.

w 1897 r. – 5 616 rs. 17 kop.

w 1898 r. – 10 402 rs. 68 kop.

w 1899 r. – 12 310 rs. 34 kop.

Stały wzrost funduszów partyjnych pomyślnie świadczy o rozwoju ofiarności wśród towarzyszów, ale nie wystarcza na zaspokojenie wciąż rosnących potrzeb ruchu. CKR stale odczuwa brak środków na najpilniejsze nieraz urządzenia i czynności. Koszty utrzymania tajnej drukarni, kolporterka pism i broszur, transporty pochłaniają większą część wpływów, tak że na inne sprawy brak pieniędzy. Cierpi na tym i nasza działalność wydawnicza za granicą; musieliśmy korzystać z bezpłatnej pomocy naszych pisarzy, co sprowadzało ją do pisania dla partii w chwilach wolnych od zajęć zarobkowych. Z tego powodu wiele projektowanych wydawnictw pozostaje dotąd niewykonanych.

Jeden jest tylko sposób zapewnienia partii stałego wzrostu funduszów: wzmaganie się ofiar i składek, skrupulatne płacenie za otrzymywane pisma i broszury. Pod tym względem w latach ostatnich postąpiliśmy znacznie naprzód. Pozwoliło to nam szerzej rozwinąć swą pracę, jak to widać choćby z zestawienia dochodów partii z ilością rozpowszechnianych przez nią druków. Ale nie wszyscy jeszcze towarzysze równie gorąco wspierali kasę partyjną i tym musimy przypomnieć, że wzrost funduszów partii jest pierwszym warunkiem wzrostu jej działalności.

Prześladowania rządowe

Najpotężniejszego wroga mamy w samowładnym rządzie rosyjskim,  jego kozacko-żandarmskim środkom musimy przeciwstawić tak rozwiniętą w naszych szeregach konspirację, by ilość ofiar była jak najmniejsza. Bez ofiar walka się nie obchodzi, ale źle się dzieje, gdy ofiar tych jest zbyt wiele. Liczne i często powtarzające się aresztowania świadczą nie tyle o sile ruchu, ile o silnym zagnieżdżeniu się w nim szpiegów i o nieudolności organizacji.

Najpodatniejszym gruntem dla zabiegów żandarmskich jest istnienie rozterek wśród robotników i rozbicie ruchu na kilka organizacji. Ujemne skutki tego odczuwaliśmy jeszcze w 1895 r., kiedy nie mieliśmy nieraz innego wyjścia przed sobą, jak wyrzec się agitacji w tych fabrykach i fachach, gdzie operowali zdrajcy w rodzaju Sidorka, Bilskiego, Wiśniewskiego. Niedługo jednak żandarmi święcili tryumfy swej prowokatorskiej polityki. Ogłaszanie w „Robotniku” szpiegów i zdrajców, uniemożliwienie im nawiązywania nowych stosunków, wreszcie skupienie się w naszej organizacji wszystkich sił socjalistycznych oczyściły pole naszej działalności z wszelkiego robactwa. Wśród robotników wytworzył się taki nastrój, że ogłoszony w „Robotniku” zdrajca lub szpieg jest odpędzany jak pies wściekły, i było już kilkanaście wypadków wymierzenia szpiegom zasłużonej kary (czterech zabito).

Dzięki temu zabiegi żandarmskie kończą się niepowodzeniem: ani razu nie udało im się przerwać naszej działalności, ani razu zdrada nie odkryła przed nimi tajników naszej organizacji. Od czasu wielkich aresztowań w 1895 r. dwukrotnie rzucali się żandarmi na naszą organizację jednocześnie w różnych punktach kraju (w lutym 1890 r. i kwietniu 1898 r.), ale nadzieje zawiodły ich całkowicie. Pomimo rozszerzenia się ruchu i spotęgowania wstąpień na zewnątrz liczba ofiar nie rośnie, przeciwnie, dzięki zdwojonej czujności naszych szeregów zmniejszyła się i trzyma się pewnej stałej normy. Gdy w 1895 roku za agitację socjalistyczną uwięziono 141 osób, to w 1896 – 77, w 1897 r. – 82, w 1898 r. – 76, w 1899 r. – 70.

Nie podajemy tu liczby aresztowanych za strajki, bo nawet w przybliżeniu nie daje się określić. Drukowane w „Robotniku” korespondencje o większych strajkach najlepiej ilustrują represje rządowe w tym kierunku. Na strajkujących spada cały arsenał środków administracyjnych, zapełniają się więzienia, ściągają kozactwo, całe sfory żandarmów i policji. Najjaskrawiej wystąpiło to w czasie strajku w Hucie Bankowej (patrz dodatek do „Robotnika” pt. „Strajk w Hucie Bankowej” i artykuł w nr 25); gdy środki administracyjne nie złamały solidarności i strajkujących, wówczas wezwano ich przed Hutę, by tu z rozkazu Imeretyńskiego dokonać egzekucji: pozostało po niej 7 ciał na ziemi, widomy znak opieki carskiej nad nami. Z każdym większym strajkiem we władze wstępuje obawa, że wraz z nim zerwie się w kraju burza, która zmiecie gmach wyzysku i niewoli, i rząd spieszy kulami przekonać robotników, że dopóki on istnieje, gmach ten stać musi.

W okresie sprawozdawczym skazano 289 towarzyszów ogółom na 988 lat więzienia lub wygnania, a mianowicie:

W 1895 r. – 42 towarzyszów na 10 lat ciężkich robót, 13 lat 6 miesięcy więzienia, 77 lat Syberii, 41 lat północnej Rosji i 13 lat z wyborem miejsca pobytu po za Polską i mianami uniwersyteckimi.

W 1896 r. – 111 towarzyszów na 48 lat ciężkich robót, l5 lat 8 miesięcy więzienia, 132 lata Syberii, 29 lat północnej Rosji i 194 lata z wyborem miejsca.

W 1897 r. – 54 towarzyszów na 7 lat 8 miesięcy więzienia, 87 lat Syberii, 18 lat północnej Rosji i 66 lat z wyborem miejsca.

W 1898 r. – 16 towarzyszów na 1 rok 3 miesiące więzienia, 27 lat północnej Rosji i 15 lat z wyborem miejsca.

W 1899 r. – 66 towarzyszów na 11 lat 2 miesiące więzienia, 47 lat Syberii, 59 lat północnej Rosji i 76 lat z wyborem miejsca.

Liczby te nie są kompletne: należy do nich dodać nielimitowane w druku wyroki, całe setki lat trzymania w śledztwie (niektórych towarzyszów po 2-3 lata), odstawianie do miejsca urodzenia i oddawanie pod dozór policyjny.

Takimi środkami usiłuje rząd odwieść nas od walki o lepszą przyszłość. Stracił on już wiarę w możliwość wytępienia socjalizmu w miastach, oswoił się z widokiem broszury nielegalnej w rękach robotników, oswaja się z dźwiękami „Czerwonego Sztandaru”, ale nie chce się wyrzec swej katowskiej roboty: z dziką zaciętością mocniej zaciska knut w swej niedźwiedziej łapie i wali na prawo i lewo, sądząc, że w ten sposób rozpędza wrogów. Ale nie jednostki ma on do zwalczenia, ale potężny prąd dziejowy, który wysuwa na pole walki coraz liczniejsze zastępy bojowników. To właśnie czyni nas niezwyciężonymi i sprawia, że pomimo nieznanych gdzie indziej prześladowań stale postępujemy naprzód.

***

Stosunki trójzaborowe

Gdy w 1895 r. pod obrady zjazdu naszego przyszła sprawa stosunków z bratnimi organizacjami innych zaborów, towarzysze zebrani na zjeździe nie mogli się zatrzymać na żadnej rezolucji praktycznej. Uchwała przyjęta wówczas wyraziła tylko potrzebę bliższego porozumienia się, zaznaczając, że pomimo różnorodności warunków politycznych istnieją prace wymagające współdziałania organizacji socjalistycznych wszystkich trzech zaborów. Od tego czasu sprawa ta posunęła się nieco naprzód.

Ważnym pod tym względem był międzynarodowy kongres 1896 r. w Londynie, gdzie zebrali się delegaci ze wszystkich zaborów. Odezwa delegatów, rozpowszechniona wszędzie, gdzie sięgają stosunki organizacji socjalistycznych (u nas w 1900 egz.), zaznaczała konieczność jednolitej akcji w przyszłości w celu urzeczywistnienia wspólnego wszystkim żądania Niepodległej Polski; na teraz zaś wzywała do wspierania się wzajemnego w ważniejszych potrzebach ruchu każdego zaboru.

W pierwszym rzędzie wystawiona była sprawa wyborów do parlamentu w Galicji. Pomoc innych zaborów naturalnie mogła być tylko pieniężna. W tym celu wydaliśmy specjalne listy składkowe; pieniądze zebrane w ten sposób w kraju i zagranicą przesłaliśmy komitetom partyjnym Galicji Zachodniej i Wschodniej.

Dragą sprawą wymagającą naszego poparcia były wybory w zaborze pruskim w 1898 r. Tu bodaj pomoc jest potrzebniejsza niż w Galicji, gdyż socjaliści polscy w zaborze pruskim w znacznie cięższym znajdują się położeniu i mają do czynienia z potężniejszym wrogiem. Ale suma zebrana przez nas mogła zaledwie zadokumentować nasze dobre chęci. Ażeby pomóc naszym braciom z zaboru pruskiego oprzeć agitację w poznańskim i na Śląsku na mocnych podstawach, należałoby zapewnić im możność przeniesienia „Gazety Robotniczej” z Berlina do kraju.

Ażeby dopomóc towarzyszom galicyjskim w zamianie tygodnika „Naprzód” na pismo codzienne, wyznaczyliśmy na ten cel 500 zł z kasy partyjnej. Zarządzane dotychczas specjalne składki nie dawały należytych rezultatów z powodu trudności technicznych, zaniechaliśmy ich więc w kraju; nadal o wysokości naszej pomocy decydować będzie ofiarność towarzyszów na ogólne sprawy partyjne. Im więcej znajdzie się w kasie naszej funduszów, tym większa będzie pomoc naszym braciom zza kordonu.

Im dalej posuwamy się naprzód, tym silniej daje się odczuwać potrzeba wspólnej akcji trzech zaborów. Przejawy siły socjalizmu polskiego zwiększyły, że się tak wyrazimy, tęsknotę naszą do normalnych warunków rozwoju dla naszego ruchu. Musimy tu jednak wskazać przeszkodę, która stoi na drodze dalszemu zbliżeniu się bratnich organizacji. Jest nią brak dobrego zrozumienia się i poznania wzajemnego. Zaradzić temu brakowi w dobie obecnej mogłyby stałe konferencje przedstawicieli organizacji socjalistycznych z trzech zaborów. Polecił to już IV zjazd naszej partii, ale dotychczas jedyną okazją do takiego porozumiewania się były kongresy międzynarodowe. Zadaniem też delegacji polskiej na najbliższym kongresie będzie posunąć sprawę tę naprzód.

***

Stosunek do patriotów

Pod ogólną i niejasną nazwą patriotów rozumiemy wszystkie grupujące się poza nami stronnictwa, stawiające sobie za cel obronę narodowości polskiej i odzyskanie niepodległości. Wspólną ich wszystkich cechą jest to, że są one wytworem niezadowolenia nurtującego inteligencję zawodową, i żadne z nich nie ma trwałej podstawy w którejkolwiek klasie naszego narodu.

Poza proletariatem, wyrazicielem interesów którego stało się stronnictwo socjalistyczne, grupujące się w naszej organizacji, i poza burżuazją, która otwarcie stanęła po stronie najazdu i zasila sobą stronnictwo ugodowe – ani niedołężnie wegetujące drobne mieszczaństwo, ani ta zgnilizna, która zowie się szlachtą polską, nie zapowiadają wyłonienia z siebie poważnej siły politycznej. Tym właśnie tłumaczy się dotychczasowa nieokreśloność programów patriotycznych, ich zmienność i bezsilność. Twórcy ich, z młodzieńczą werwą zasiadający dziś do ich pisania, nazajutrz zniechęceni bezowocnością swego pokątnego działania, usuwają się z pola walki albo też pod wpływem dojrzałych rad porastających w pierze współbraci zmierzają na prawo. Rewolucyjniej nastrojone jednostki po chwilowym tułaniu się samopas w końcu skłaniają się ku naszej partii. Są to objawy stale towarzyszące wszystkim organizacjom patriotycznym: jedne z nich przyprawiły one o śmierć, inne popchnęły w objęcia reakcji.

Rozwój kapitalizmu w kraju naszym doprowadził do tego, że dziś poza partią socjalistyczną nie ma innego stronnictwa rewolucyjnego i nie ma widoków na wytworzenie się takiego stronnictwa z elementów niedostępnych naukom socjalizmu. Proletariat stanowi dziś tę nową rewolucyjną siłę naszego narodu, której w udziale przypadło odbudowanie niezależnego państwa polskiego. Ale walcząc o niepodległość Polski, proletariat nie może zapominać, że ta Polska przede wszystkim dla niego jest potrzebna, i nic nie zmusza go iść w ogonie innej klasy, bo bardziej odeń silnej i żywotnej w narodzie polskim nie ma. Świadomy proletariat nie może dziś przykładać ręki do realizowania programu jakiegokolwiek stronnictwa patriotycznego, bo byłoby to samobójstwem, budowaniem swymi rękami władz, które potem zwalczać będzie trzeba. Polska Partia Socjalistyczna musi na każdym kroku przestrzegać samodzielności swej polityki i akcji. Zrzekanie się zawczasu swej roli przewodniej w walce z najazdem byłoby ze szkodą nie tylko własnej sprawy proletariatu, ale i sprawy wolności całego narodu.

Na tym opiera się dzisiejsze stanowisko nasze względem wszelkiej opozycji patriotycznej, organizującej się poza sferą naszego działania. Nie jest dla nas rzeczą obojętną, jaki nastrój ogarnia drobne mieszczaństwo i bliskie mu sfery inteligencji zawodowej i niezamożnej szlachty, ale w żadnym wypadku nie możemy rozpraszać sił swoich na pomaganie organizacji wśród nich działającej. Nie wolno nam zapominać, że każdy nasz wysiłek, każdy grosz wyda daleko większe rezultaty dla sprawy rewolucji, gdy go skierujemy wprost na agitację wśród proletariatu; użyty zaś na pomoc patriotom może pozyskać dla nas tylko sojuszników, i to wątpliwych, dezerterujących za byle ustępstwem ze strony caratu. Dlatego też wszystkie propozycje ze strony patriotów okazania im pomocy w transportowaniu wydawnictw i nawiązywaniu stosunków spotykały się z naszą odmową.

Pozostaje nam wypowiedzieć zdanie o niektórych organizacjach patriotycznych, z którymi towarzysze mieli możność nieraz się zetknąć.

Pierwsze wśród nich miejsce pod względem liczebnym zajmuje „Liga Narodowa”. Stronnictwo występujące dziś pod tą nazwą z roku na rok niemal zmienia swą nazwę i barwę. Gdy w 1892 r. w swym hektografowanym programie sentymentalnie wzdychało do kolektywizmu, dziś kokietowanie z socjalizmem skończyło się, ustępując miejsca jawnej niechęci. Jest to wyraz ewolucji, jaka zaszła w mózgach założycieli tego stronnictwa. W okresie studenckim panowie ci dowodzili: „i my jesteśmy socjalistami!” – gdy dostali się do sfery porządnych filistrów, zaczęli podkreślać: „i my nie jesteśmy socjalistami”. Trafnie określił ich jeden z wybitnych publicystów, mówiąc, że są to ludzie poszukujący figla, za pomocą którego można by odzyskać niepodległość Polski.

Nie miejsce tu i pora kreślić szczegółowy obraz działalności tego stronnictwa. Po nieudanych próbach ujęcia pod swój wpływ ruchu robotniczego, który chciano sprowadzić do znaczenia ruchu zawodowego, wyrzekającego się samodzielnej akcji politycznej, panowie ci mieli nas obdarzyć zorganizowanym ruchem ludowym na wsi – jak dotychczas bezskutecznie. Bezsilność tej grupy, stale narzekającej na brak środków i ludzi, nie zdołała postawić tamy rozwojowi polityki ugodowej nawet wśród najbliższego jej otoczenia. W znacznej części sami oni ulegli kołowaciźnie ugodowej i w okresie przyjazdu cara do Warszawy słyszeliśmy z tej strony takie mądre zdanie jak to, że ugodowe stronnictwo jest potrzebne, żeby realizować ustępstwa, do których skłania rząd agitacja rewolucyjna; wyrażano też obawę, byśmy jakim „nierozważnym” krokiem nie zaszkodzili mającej się dokonać w czasie pobytu cara transakcji ugodowej. Niemoc swą i bezradność pokrywano wówczas szumnym frazesem, że umiejętność czekania końca wypadków jest oznaką dojrzałości politycznej stronnictwa (sic!).

To cierpliwie czekanie, dogadzające powszechnemu wśród inteligencji zawodowej pragnieniu spokoju, przysporzyło Lidze licznych zwolenników. Nazwa „narodowo-demokratyczny” stała się modną, podpisuje się nią każdy, kto ma wstręt do działalności rewolucyjnej, a nie chce otwarcie przyznać się do programu ugodowego. Napływ takich elementów otworzył całkowicie wrota reakcji. Liga więc zachęcała do wzięcia udziału w urzędowym odsłonięciu pomnika Mickiewicza, drukowała paszkwile na socjalistów po odsłonięciu pomnika i w czasie rozruchów studenckich, napędzała w początkach inteligencję do brania udziału w kuratoriach trzeźwości, wreszcie z gorliwością godną lepszej sprawy tępiła wydawnictwa socjalistyczne wśród młodzieży. Wiemy, że nie wszyscy członkowie Ligi zadowoleni są z takiego obrotu rzeczy, ale nie możemy liczyć, aby ich dobra wola przełamała złe narowy przywódców, zdemoralizowanych lawirowaniem pomiędzy socjalizmem a reakcją.

Organ Ligi „Pochodnia” dotychczas trzymany jest w tonie niejasnym i czytelnik nie ma żadnej pewności, czy po artykule nawołującym do urządzania strajków w następnym numerze nie będzie zalecane palenie pism socjalistycznych. Styl „Pochodni” przedstawia też dziwną mieszaninę: w jednym numerze autorzy, naśladując „Robotnika”, mówią: „my, robotnicy” itd., w drugim znów spotykamy stereotypowe nawoływanie siebie i swych współwyznawców „do pracy z ludem i w ludzie!”.

W styczniu 1898 r. zjawił się w Warszawie pierwszy numer „Walki”. Pismo to od razu zgrupowało koło siebie bardziej czerwonych patriotów, nie mogących się pogodzić z na wpół ugodowym kierunkiem Ligi. „Walka” wprawdzie nie przyniosła jeszcze jasnego programu dla opozycji patriotycznej, ale pierwsze jej wystąpienia cechowało szczere przejęcie się sprawą niepodległości narodowej i wrogie stanowisko względem wszelkiej ugody. Zasługą jej pozostanie, że pierwsza miała odwagę powiedzieć patriotom: oddajmy diabłu, co jest diabelskiego, tj. nie traćmy sił na odrodzenie tych warstw, które obumierają. Po wydrukowaniu w kraju trzech numerów i broszury pt. „Listy otwarte do ks. Uchtomskiego”, zawierającej wiele trafnych poglądów, wydawnictwo „Walki” w celu rozszerzenia go miało być przeniesione za granicę, ale do skutku to nie doszło i grupa ta rozproszyła się.

Na początku 1899 r. zjawiła się odezwa patriotyczna wyłuszczająca nowy program i nawołująca do skupienia przy nim rozproszonych elementów patriotycznych. Pierwszym krokiem do wytworzenia się takiej organizacji miało być założenie nowego pisma, które jednak dotychczas nie ukazało się.

Poza tym w działalności swej spotykaliśmy się z grupami patriotycznymi zakreślającymi sobie skromniejsze cele, przeważnie szerzenie oświaty. Cisi ci pracownicy są najsympatyczniejszym objawem ruchu patriotycznego i daleko skuteczniej pracują dla sprawy niepodległości niż dziesiątki „narodowych” działaczów odgrywających rolę naczelników narodu.

***

Stosunek do innych narodowości

Kwestia Litwy i Rusi

„Polska Partia Socjalistyczna zgodnie z punktem drugim swych celów politycznych uważa za potrzebne rozszerzenie swej działalności na prowincje dawniej z Rzeczpospolitą Polską związane. W stosunku swym do istniejących organizacji litewskich i rusińskich [ukraińskich] partia kierować się będzie usiłowaniem wytworzenia zjednoczonej siły politycznej w celu zwalczenia ciążącego nad krajem ucisku”.

Uchwała ta zjazdu 1892 r. była wyrazem silnie odczuwanej potrzeby rozszerzenia ogniska naszej walki z caratem. Kierowały tu nami te same pobudki, które przed laty pchały rewolucjonistów polskich na Litwę i Ruś. Dwie są tego przyczyny: pierwsza ta, że rewolucja tym większe ma szanse powodzenia, im większe obejmuje terytorium; druga, że Litwini i Rusini na równi z Polakami są uciskani przez tego samego wroga – rząd rosyjski, są więc naturalnymi sojusznikami w walce pod sztandarem: „Za wolność naszą i waszą”!

Nie zakreślamy pola swej działalności według podręczników geografii lub historii, bo miejsce dla nas jest wszędzie, gdzie sięga wpływ słowa polskiego. Niosąc propagandę socjalistyczną braciom naszym na Litwie i Rusi, wolni jesteśmy od zarzutu zaborczości, bo nie o interesy polskości nam chodzi, ale o interesy rewolucji, która ma wyzwolić ludy z kajdan niewoli dzisiejszej i zapewnić im byt samodzielny. Również nie zakreślamy przez to granic przyszłej Republiki Polskiej, bo o nich zdecyduje dopiero zwycięska rewolucja – wola ludów, które razem walczyły.

Stosunki z organizacjami na Litwie

Warunki, w jakich stawialiśmy pierwsze kroki na Litwie, były nader niepomyślne. W miastach panowała przygnębiająca cisza. Niewyraźne stanowisko klasowe narodowców litewskich nie pozwalało liczyć, na razie przynajmniej, na ich współdziałanie w szerzeniu propagandy socjalistycznej. Sami byliśmy skrępowani nawałem pracy w Kongresówce i nie mogliśmy myśleć o przeniesieniu na Litwę choćby cząstki swych sił agitatorskich. Ówczesna działalność nasza ograniczała się więc kolportowaniem wydawnictw przez nieliczne jednostki wyznające nasze zasady. Zjawienie się w Wilnie grupy ludzi szczerze zabierających się do agitacji wśród robotników nakazywało nam wspierać ich usiłowania; w tym celu dostarczaliśmy im bezpłatnie wszelkich broszur agitacyjnych. Pomimo pewnych różnic taktycznych sądziliśmy, że z czasem grupa ta walczyć będzie ręka w rękę z nami. Ale nadzieje nasze okazały się przedwczesne. W miarę wzrastania w siły grupa ta zaczęła okazywać coraz wyraźniejszą niechęć ku nam; kilka tysięcy druków naszych, które były pierwszym zarzewiem ruchu robotniczego na Litwie, nie uchroniły nas od szkalowania przed robotnikami wileńskimi, że PPS nic dla nich nie robi, żądano od nas, byśmy wyrzekli się rozszerzania swej organizacji poza granice Kongresówki itp. W rezultacie z tego wszystkiego wykluła się dziwnego gatunku „Socjaldemokracja Litewska”, pomimo swej „litewskości” posługująca się niemal wyłącznie językiem polskim i skupiająca w sobie ludzi, których większość nie mówi po litewsku. Wyraźnie wrogie jej stanowisko kazało nam wyrzec się bliższych stosunków z tą grupą i ograniczyć się dostarczaniem jej za pieniądze kilkunastu egzemplarzy „Robotnika”, „Przedświtu” i broszur.

Sprawę tę CKR oddał pod obrady zjazdu w 1897 r.; rezultatem ich była uchwała:

„Zważywszy, że na Litwie jest znaczna ilość proletariatu nie używającego języka litewskiego, a związanego z proletariatem polskim wspólnością mowy i tradycjami historycznymi;

Zważywszy, że ani warunki polityczne, ani ekonomiczne nie wymagają dla tego proletariatu odrębnej organizacji partyjnej, którą usiłuje mu nadać grupa występująca pod nazwą »Socjaldemokracja Litewska«;

Zjazd nie uznaje racji bytu tej »Socjaldemokracji Litewskiej« i poleca CKR zwrócić baczniejszą niż dotychczas uwagę na rozbudzenie wśród tego proletariatu świadomości politycznej i ujęcie go w ramy organizacji PPS”.

Jednocześnie zjazd uważał za potrzebne podkreślić, że rezolucja ta nie wyklucza bynajmniej możliwości sojuszu z właściwą organizacją litewską, i mając na widoku odłam narodowców litewskich, wyraźnie skłaniający się ku socjalizmowi, uchwalił, co następuje:

„Zważywszy, że wspólność interesów ekonomicznych i politycznych, polegających na jednakowej potrzebie dla Litwy i Polski wydobycia się spod panowania Rosji, wymaga wspólnej akcji Litwinów i Polaków;

Zważywszy, że wszelki ludowy ruch litewski tym prędzej stanie się klasowym, im ściślejszą będzie jego łączność z socjalistycznym ruchem polskim;

Zważywszy wreszcie, że zasady nasze wykluczają zupełnie wszelkie tendencje zaborcze;

Zjazd uznaje odrębność organizacyjną rewolucyjnych grup litewskich (tj. takich, które przy agitacji posługują się wyłącznie językiem litewskim) i poleca CKR dążyć do zawarcia z nimi najściślejszych stosunków, opartych na wzajemnej pomocy, o ile grupy te w swej działalności nie będą rozbudzały do narodu polskiego nienawiści, tak korzystnej dla celów zaborczych caratu”.

Dotychczas wszystko pozostaje w zawieszeniu. Na jesieni 1899 r. jeszcze raz wznowiliśmy pertraktacje z „Litewską Socjaldemokracją” w Wilnie i byliśmy już prawie pewni, że tym razem doprowadzą one do upragnionego połączenia, ale w ostatniej chwili rozbiły się znowu o niechęć jednostek.

Nie możemy też pominąć tu milczeniem istniejącej w Wilnie organizacji pod nazwą „Związek Robotniczy”; wyrzeka się ona wszelkiej samoistności Litwy i niechętna jest zarówno „Litewskiej Socjaldemokracji” jak i PPS.

Stosunki z organizacjami na Rusi

Na Rusi dotychczas nie ma żadnej rewolucyjnej partii mińskiej. Kilka kółek wśród inteligencji kijowskiej, z którymi konferowaliśmy, stawiały sobie za cel jedynie okazywanie pomocy radykałom rusińskim w Galicji. Sam Kijów nie przedstawia pola dla agitacji rusińskiej i działający tam socjaliści posługują się drukami rosyjskimi, polskimi i żydowskimi. Dopiero przeniesienie się tego ruchu do miast prowincjonalnych i na wieś zniewoli socjalistów stanąć na gruncie potrzeb proletariatu rusińskiego, a więc wytworzyć samodzielną partię rusińską.

I w Kijowie wśród socjalistycznej inteligencji polskiej objawia się tak zwana „tutejszość”, przeciwstawiająca się Polskiej Partii Socjalistycznej. Grupa ta jednak nie przyłożyła ręki do wytworzenia organizacji rusińskiej i ewolucje swe zakończyła wstąpieniem do miejscowej organizacji rosyjskiej.

Stosunki z Łotyszami

Datują się one od 1895 r. Ówczesny ruch łotewski nie wykraczał poza ramy legalności; względna wolność prasy i możność agitacji w tak zwanych kasach pośmiertnych na razie wystarczały radykalnej inteligencji łotewskiej. Dopiero roztoczenie baczniejszej kontroli rządowej w tej sferze popchnęło ruch łotewski na tory nielegalne.

W braku jakichkolwiek nielegalnych wydawnictw łotewskich ówczesna pomoc nasza polegała na zasilaniu młodego ruchu robotniczego broszurami niemieckimi i odezwami majowymi. Zjawienie się za granicą emigracji łotewskiej umożliwiło stworzenie niezbędnej literatury agitacyjnej; w tym celu założona została w Londynie drukarnia łotewska. Ale i tu niechęć jednostek stanęła na przeszkodzie współdziałaniu. Nietaktowne wystąpienie towarzyszów łotewskich nazajutrz po zorganizowaniu się ich w „Związek zagraniczny” (w jesieni 1899 r.), ulegający wpływom jednostek nie wiadomo dlaczego nam wrogich, uniemożliwiło doprowadzenie do końca zobowiązań, jakie mieliśmy względem krajowej organizacji łotewskiej.

***

Wśród wielu ludów podległych caratowi wyłaniały się różne grupy i organizacja, wobec których PPS musiała zająć określone stanowisko. W tym celu na zjeździe 1895 r. uchwalono:

„Zważywszy, że w skład państwa rosyjskiego wchodzi wiele innych narodowości i że wśród nich przeciwko barbarzyńskiemu uciskowi caratu budzi się opór, który siłą rzeczy wzrastać musi;

Zważywszy, że narody te dzięki swej liczebności przedstawiają siłę, która przy odpowiednich warunkach decydować będzie o losach caratu;

Zważywszy, że zarówno w interesach polskiej klasy robotniczej, jak i międzynarodowego ruchu robotniczego leży obalenie zaborczego caratu, do czego najpewniejszym środkiem jest oddzielenie od dzisiejszego państwa rosyjskiego ujarzmionych przez carat narodowości;

Zjazd uchwala, że PPS w stosunkach swoich z grupami opozycyjnymi innych narodowości powinna starać się o rozbudzenie w nich dążeń separatystycznych oraz wykazywać stale konieczność obalenia caratu na drodze współdziałania podbitych przezeń narodowości. Zarazem zjazd poleca CKR nieść w miarę możności pomoc początkującym ruchom socjalistycznym wśród tych narodowości”.

Pomoc nasza naturalnie nie zawsze była dostateczna; była ona ograniczona potrzebami polskiego ruchu robotniczego; możemy jednak powiedzieć, że nieraz robiliśmy w tym kierunku więcej, niż na to pozwalały środki nasze. Przejawy tu i ówdzie napotykanej niechęci czy zawiści partyjnej ani na chwilę nie zachwiały w nas przekonania o konieczności współdziałania. Nie możemy też zapominać, że wszystkie te organizacje dotychczas jeszcze nie skonsolidowały się w partie z określonym programem i wyraźną polityką. W miarę rozrastania się ruchu wspólne interesy proletariatu sąsiadujących ze sobą narodowości działać będą silniej niż niechęć jednostek, i w końcu musi się wytworzyć ścisły i pod względem organizacyjnym sojusz partii socjalistycznych tych narodowości. Pierwszą pobudką do tego w najbliższej przyszłości będzie wzmożenie się wszędzie ruchu robotniczego na tyle, że będzie już można pomyśleć o wspólnych wystąpieniach publicznych skierowanych przeciwko caratowi.

***

Stosunek do rewolucjonistów rosyjskich

Do zjazdu 1897 r. wytyczną w stosunkach naszych z rewolucjonistami rosyjskimi była uchwała I zjazdu 1893 r.:

„PPS gotowa jest wejść w stosunki z rewolucyjnymi grupami rosyjskimi dla wspólnej walki z caratem, na warunkach następujących:

1)  że wesprą one czynnie polityczne żądania PPS;

2)  że wszelką swą działalność na terenie przez PPS objętym poddadzą jej kontroli”.

Wyjaśniając uchwałę tę w nr 8 „Przedświtu” z 1893 r., mówiliśmy: „... nawet w szeregach rewolucyjnych Rosji nie mamy dotychczas szczerych przyjaciół; kwestia zaś naszej samodzielności jest dla nas zbyt ważna, a ucisk rządu rosyjskiego zbyt barbarzyński i ciężki, byśmy mogli zadowolić się dotychczasowym biernym zachowaniem się rewolucjonistów rosyjskich. Indyferentyzm w tym względzie musi być przez nas uznany za milczącą sankcję polityki rządowej. Wobec togo PPS może i musi wymagać, by rewolucyjne grupy rosyjskie, wchodząc z nią w stosunek, porzuciły swe dotychczasowe bierne stanowisko i czynnie z uznaniem jej politycznych aspiracji wystąpiły. O formy podobnego wystąpienia w danym razie nie chodzi; będą one zależały od warunków, których przewidzieć teraz nie możemy, a które zawsze się znajdą, gdy będą chęci po temu. Z tego postawienia kwestii, jako też i z warunków pracy konspiracyjnej wynika jeszcze żądanie, by na terenie objętym działalnością PPS roboty rewolucyjne grup rosyjskich mogły być prowadzone tylko za jej zgodą”.

CKR jednak w stosunkach swych z organizacjami rosyjskimi ściśle do tej uchwały nie stosował się. Główną tego przyczyną było to, że z powodu zupełnego braku poważnej organizacji w Rosji CKR nie miał do kogo tej zasady stosować.

O ile możności wspieraliśmy ruch rosyjski (w okresie sprawozdawczym dostarczyliśmy 8308 egzemplarzy różnych wydawnictw) i, konferując z przedstawicielami różnych grup i „Związków”, stale wykazywaliśmy potrzebę zjednoczenia się ich wszystkich w jedną partię socjalistyczną. W 1897 r. postanowiliśmy wystąpić z inicjatywą zwołania zjazdu przedstawicieli organizacji rosyjskich, sądząc, że tylko on może dać trwałą podstawę sprawie zjednoczenia się ruchu rosyjskiego, tak jak to zrobił u nas zjazd 1892 r. Z propozycją tą zwróciliśmy się przede wszystkim do petersburskiego „Związku Walki o Wyzwolenie Klasy Robotniczej”, ofiarując zarazem swoje usługi w skomunikowaniu się z rozproszonymi na prowincji organizacjami. Pomoc naszą chętnie powitano, zastrzeżono się tylko, że sprawa ta wymaga dłuższych rokowań, żebyśmy więc do czasu zawiadomienia nas dalszych kroków w tym kierunku nie robili.

W oczekiwaniu tego CKR oddał pod obrady zjazdu partyjnego w 1897 r. sformułowanie warunków, jakie należy postawić przy zawieraniu stałej umowy z przyszłą, rosyjską partią socjalistyczną. Zjazd uchwalił trzy główne punkty:

1)  partia rosyjska uznaje zupełnie nasze dążenie do Niepodległości Polski i obowiązuje się rozpowszechniać wśród towarzyszów Rosjan uznanie konieczności i słuszności tego żądania;

  1. partia rosyjska zobowiązuje się nie wchodzić bez wiedzy i zgody PPS w stosunki z żadną organizacją rewolucyjną w Polsce lub na Litwie, z wyjątkiem organizacji litewskich (tj. takich, które przy agitacji posługują się wyłącznie językiem litewskim);

3)  partia rosyjska przyznaje grupom powstałym wśród narodowości nierosyjskich prawo tworzenia odrębnych organizacji i swobodnego określenia swego stosunku do państwa rosyjskiego.

Zjawienie się w kilka miesięcy potem „Manifestu Socjalno-Demokratycznej Partii Robotniczej Rosji” było dla nas całkowitą niespodzianką. Sam fakt, że w zjeździe, o którym zawiadamiał ten „Manifest”, wzięli udział przedstawiciele „Bundu”, a PPS nie przysłano żadnego zaproszenia, nie mógł nas nastroić dobrze względem nowej partii. Nazwa zakreślająca jej granice państwowe (rossijskaja) bez względu na to, że w formowaniu się jej nie brały udziału ani polska, ani litewska, ani łotewska organizacje; zbycie dwuznacznym wyrażeniem ważnej sprawy dążeń odśrodkowych wśród narodowości przez carat ujarzmionych – wszystko to nie pozwalało nam widzieć w nowej partii swego sojusznika. Jednocześnie prawie powstała „Rosyjska Partia Socjalno-Demokratyczna” zakreślająca sobie nie państwowe, lecz narodowościowe granice („russkaja”). Aczkolwiek i ta partia nie określiła wyraźnie swego stanowiska w sprawie narodowościowej, jednak nie mieliśmy żadnych powodów do wątpienia o jej dobrej woli. Pomoc nasza ruchowi rosyjskiemu sprowadziła się do okazywania drobnych usług tej partii.

Tak więc zamiast oczekiwanego sojuszu z jedną partią rosyjską stanęliśmy wobec faktu istnienia dwóch. Nie minął rok, a przekonaliśmy się, że i te partie nie posiadają spoistej organizacji i każda grupa podpisująca się jedną z tych nazw jest pozostawiona samej sobie. Wśród towarzyszów rosyjskich znowu stało się powszechnym zdanie, że jeszcze za wcześnie na wytworzenie jednolitej partii o sprężystej organizacji. Chwiejność i niewyraźność programów politycznych dotychczas cechuje ruch rosyjski, a największą przeszkodą, jaką tam spotkaliśmy, jest nietrwałość organizacji, sprawiająca, że nowe siły powtarzają błędy poprzedników.


Powyższy tekst to cała broszura, sygnowana: Londyn, Z drukarni partyjnej, 1900. Printed and published by J. Kaniowski, 67 Colworth Road, Leytonstone, London N. E. Od tamtej pory nie była wznawiana, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.

Tekst publikujemy w 120. rocznicę utworzenia Polskiej Partii Socjalistycznej.  

Wiele tekstów poświęconych Polskiej Partii Socjalistycznej można znaleźć w dziale PPS.

↑ Wróć na górę