Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Kultura

Maria Dąbrowska: Myśli kooperatysty [1914]

Wiemy, że kooperatywa spożywcza pomaga właśnie robotnikowi do wyswobodzenia się z pęt handlowego pośrednictwa, a przez to przywraca mu ona część szczupłego plonu jego pracy. Jeśli jeszcze dodamy, że stawia ona sobie jako najwyższe zadanie dążenie do zniesienia upokarzającego najemnictwa i zastąpienie go zrzeszoną pracą „sami sobie” w związkach i spółkach, to przyznamy, że jest ona olbrzymim pomocnikiem robotnika w wędrówce do nowego życia. I nie potrzebujemy mówić, że kiedyś, w przyszłości zapewni ona robotnikom wielkie dobrodziejstwa – wyzwalające pracę spod przemocy kapitału. Ona już dziś, o ile podtrzymywana jest mocną wolą i wytrwałością członków, pozwala im korzystać z tego, co dotąd robotnikom było jakoby przez „wyższą” siłę kapitału zabronione. Ona przywraca pracującym ludziom choć trochę radości życia, która tak bardzo im się należy. Ona temu, kto trudzi się i mozoli, daje uśmiech i możność wzbogacenia duszy i serca radością, wiedzą i kulturalną rozrywką. Czytaj dalej →

Konrad Świerczyński: Walka o duszę dziecka [1946]

Był rok 1922. Upłynęło 5 lat od wybuchu rewolucji rosyjskiej i obalenia caratu. Byłem sterany czteroletnim więzieniem, w tym walką na frontach Rewolucji Październikowej w okresie od 1917 do 1919 r., po powrocie do kraju ciężko walczyłem o egzystencję, pracując jako szewc-chałupnik, wyzyskiwany przez rodzimych wyzyskiwaczy, gnębiony i prześladowany przez rodzimy rząd w nędznym bycie proletariusza. Choć jeszcze młody, bo zaledwie 34-letni, czułem się już starcem na schyłku życia. I oto w tym roku 1922 i w tych warunkach bytu, życie rzuciło mi na barki wielki obowiązek. 22 sierpnia narodził mi się syn. Obowiązek wychowania go na pożytecznego członka społeczeństwa i kontynuatora mej walki, był bardzo ciężkim zadaniem. Jakże go kształcić? Jak rozwijać jego myśli, jego światopogląd? W szkole, której atmosfera przeładowana była nacjonalizmem, religią i nienawiścią rasową. Postanowiłem walczyć o duszę dziecka. Nie dopuścić do tego, by faszyzm wychował go na swojego janczara. W przekonaniu, że niewiele zostało mi czasu, bardzo wcześnie zająłem się jego nauką. I tak już w siódmym roku życia, oprócz znajomości czytania i pisania syn mój był już nieźle zaawansowany w językach rosyjskim i niemieckim. Nadszedł okres obowiązkowego nauczania. Co robić? Nie mogłem go rzucić na żer ówczesnej pedagogiki, postanowiłem ocalić go od niej. W ustawie o obowiązkowym nauczaniu wyczytałem, że dziecko może być zwolnione od uczęszczania do szkoły, o ile rodzice udowodnią, że kształcą je poza szkołą. Był to punkt ustawy przystosowany specjalnie dla tych, którzy pogardzali szkołą powszechną, nie ze względów jej nauczania, lecz jej klasowego charakteru „szkoły pariasów”. I choć nauka tej szkoły nie była im wstrętną, patrycjusze burżuazyjni unikali stykania swych dzieci z dziećmi plebejuszy proletariatu. Zgłosiłem wniosek o zwolnienie mego dziecka od obowiązku uczęszczania do szkoły powszechnej, ale zażądano ode mnie świadectwa urodzenia dziecka, względnie wyciągu z ksiąg ludności. Zagnało mnie to w ślepy zaułek. Czytaj dalej →

Stanisław Kubicki: Tamtym coś niecoś [1919]

Precz z niepłodnym poszukiwaniem piękności, która ducha upaja i delektacją w kąciku zacisznym (egoizm!) do oderwania się prowadzi od świata i do zdradzania spraw człowieczeństwa! Wiemy, że karać nas będziecie za to, że nie będziecie kupować obrazów naszych, że prześladować nas będziecie krzykiem oburzenia i przezwiskami. Obojętni wypełnimy jednakowoż powołanie nasze i czyn, do którego jako ludzie zobowiązani jesteśmy. Towarzysze, współwygnańcy, nie zrażajmy się, że utrudnia nam się miłość bliźniego, że uniemożliwia się wykonanie obowiązku! Miliony czekają na słowo wyzwolenia z ust naszych, do którego brak nam było dotychczas odwagi; od którego wstrzymywała nas wygoda i wyniosłość jakaś nie pozwalająca się „popularyzować”. Obywatele! Zamożni! Posiadający! Syci! Rozpacz jedynie was zmusza do czynów. Rozpacz jedynie was zdolna wytargnąć z zadowolenia i drzemiącego spokoju. Otóż dlaczego dni upadku cywilizacji i kultury zmysłowej zawsze będą dniami naszymi i dniami wschodu słońca. I wiecznie – dopóki istnieć będą ludzie waszego pokroju – wołać będziecie, że w mętnej łowimy wodzie, że uprawiamy łapichłopstwo, deprawujemy młodych, że interes mamy w niedoli ludzkiej. I nie ustaną głosy w dziennikach, na wiecach, z ambony, w szkole ostrzegające przed ciemnymi indywiduami, wołające o policję, sąd i dom karny dla zbrodniarzy i zakłócicieli spokoju publicznego. Każdego rewolucjonistę wdeptano dotychczas w błoto – i nie było zbrodni w kraju całym, której by mu nie było można przypisać. Czytaj dalej →

Tadeusz Gładych: Żydowskie teatralne studio robotnicze [1932]

"Wchodzę do okrągłej, biednej sali. Nikt się nie tłoczy. Wszyscy są uprzedzająco, aż śmiesznie grzeczni dla siebie. Miejsca są bardzo tanie: po złotemu pierwsze rzędy. Lecz przedstawienie nie zaczyna się jeszcze. Rozmowy rozpierają teraz, wprost rozświetlają mroczną salę proletariackiego teatru. W holu robotnicy niosą worki, po schodach, w prawo. Po lewej stronie urzędnik młyna, garbaty Josef, odprawia z niczym gromadę zredukowanych tragarzy, którzy nieśmiało, a potem groźnie protestują. Wpada policjant i przepędza ich. Wybuchają śmiechem trzej kupcy, którzy pod ścianą czekają na właściciela. „Więcej worków!” – woła dozorca do tragarzy, a sam uprowadza w ciemny kąt jedną z pracownic. – „Wy, socjaliści, szmocjaliści!” – woła Josef za zredukowanymi, którzy odchodzą, złorzecząc sługusowi kapitału. A na górze widzimy inną tragedię w przekroju młyna. Estera, córka jednego z tragarzy, Głuchego, skarży się swojemu uwodzicielowi, synowi właściciela, że jest w ciąży. Czołga się u jego kolan, lecz on śmieje się z niej i ucieka przed jej lamentem. Dwie te akcje, splecione z sobą, rozwijają się z zawrotną szybkością. Raz po raz ukazują się to robotnicy walczący o swoje prawa, to na razie zwycięski i szyderczy kapitalista. Podły, wstrętny Josef, dowiedziawszy się od tragarzy, że Estera jest w ciąży, przy pierwszej sposobności wykrzykuje tę tragiczną wiadomość w niesłyszące uszy Głuchego. Cieszy go przerażenie malujące się na twarzy starca. Chichocze. Głuchy ucieka nieprzytomnie i ulega wypadkowi. Poranione jego ciało składa tłum u stóp młynarza, z okrzykiem „Tyś to sprawił!”. Nigdy dotąd nie widziałem takiego teatru. Ani takiego widza, ani takiego aktora. Widz chłonie słowa aktorów, mimo woli naśladuje gesty, skamieniały w zasłuchaniu, płonący w podnieceniu. Gra aktorów niezwykle bezpośrednia, naturalna, jarzmiąca. Ubrani tak, jak się ubierają współcześni proletariusze żydowscy. Nie ma wśród nich zawodowych aktorów. Oni stali się aktorami, bo to jest jeszcze jeden sposób walki." Czytaj dalej →

Stefan Żeromski: O sporach na lewicy (fragment „Walki z szatanem”) [1916]

Robotnik – mówił – jest twórcą bogactw w nowożytnym społeczeństwie, lecz z bogactw tych nie korzysta. Przeciwnie, ludzie, którzy nic nie mają wspólnego z wytwarzaniem bogactw, jedynie z nich korzystają. Robotnicy usiłują, oczywiście, zdobyć za swą pracę choć cząstkę wytworzonych przez się bogactw. Grupują się tedy i jednoczą. Ponieważ zaś posiadacze skarbu nie ustępują dobrowolnie ani jednej z niego okruszyny, robotnicy muszą walczyć. Walka ta skierowana jest przeciwko „pracodawcom” i przeciwko państwu, które pracodawców wspiera i broni, albowiem z nich żyje. Walka ta rozpada się na dwa sposoby i ma dwa łożyska. Czytaj dalej →

Natalia Zarembina: Praca artystyczna w szeregach robotniczych [1938]

I oto gdy tyle się narzeka na tzw. kryzys repertuarowy, nasz „teatr” robotniczy, a właściwie jego zaczątek, nie zna tej bolączki i tworzy repertuar, czerpiąc z bogatej kopalni historii ruchu socjalistycznego, z tzw. poezji proletariackiej, wreszcie nawet z własnej prasy codziennej, przetwarzając niektóre zaczerpnięte z niej materiały w tworzywo artystyczne pod postacią aktualnej humoreski itp. Szkolenie robotników-aktorów przysparza bardzo wiele budujących doświadczeń artystycznych pozwalających wierzyć, iż stworzenie prawdziwej sceny robotniczej jest realną zupełnie możliwością najbliższej przyszłości, bezpośredniość bowiem i szczerość w pracy, cechujące cały ruch robotniczy w dziedzinie pracy artystycznej znajduje szczególne zastosowanie. Jeszcze jeden znamienny objaw należy podkreślić w robotniczych poczynaniach artystycznych: wyrastają one początkowo z usiłowań amatorskich, ale w dość szybkim czasie przeradzać się zaczynają w solidną pracę fachową, Dwie są przyczyny tego budującego zjawiska: po pierwsze robotnicza praca na polu artystycznym odznacza się tak wielką siłą atrakcyjną, iż przyciąga do siebie jednostki ze świata artystycznego, sympatyzujące z ruchem, po wtóre zaś członkowie zespołów robotniczych wyrabiają się artystycznie bardzo szybko. Czytaj dalej →

Zygmunt Kisielewski: Kultura a proletariat [1923]

Bez kultury nie zdobędzie proletariat nowego, sprawiedliwego ustroju. Nawet jeśliby dzięki okolicznościom sprzyjającym, jak to stało się w r. 1917 w Rosji, pochwycił proletariat w swe ręce władzę polityczną, to jednakże bez kultury, bez potężnych zasobów wiedzy, świadomości i zdolności kierowania gospodarką społeczną, bez odpowiedzialności kulturalnej, stosunków życia nie tylko nie zmieni na lepsze, ale nawet – czego dowodem bolszewicka Rosja – może je pogorszyć. W każdym najmniejszym środowisku robotniczym należy zakładać stowarzyszenia dla kształcenia się. W wielkich miastach istnieje już dzisiaj wiele instytucji, jak kursy dokształcające, kursy dla analfabetów, do których powinni uczęszczać robotnicy nic umiejący czytać i pisać albo posiadający tylko słabe ogólne wykształcenie. Ciemna, nieuświadomiona masa robotnicza jest wrogiem proletariatu, takim samym jak burżuazja. Bez kultury, czyli kształcenia swego umysłu, uczuć i charakteru proletariat sprawy wyzwolenia daleko nie posunie. Czytaj dalej →

Leopold Kronenberg: Ruch robotniczy wobec esperanta [1921]

Ponieważ zaś nauka kilku języków obcych pochłania bardzo wiele czasu i pieniędzy, i jest dostępną tylko dla nielicznych wybranych, przeto siłą rzeczy pomocniczym językiem międzynarodowym może być tylko język neutralny, a takim jest język esperanto. Idea pomocniczego języka międzynarodowego jest dla ruchu robotniczego niezmiernie ważną. Robotnik bowiem nie ma nigdy ani czasu, ani pieniędzy, by mógł uczyć się kilku języków, jakże zaś często robotnik zmuszony jest dla chleba wyjeżdżać ze swego ojczystego kraju i udawać się do krajów innych? Rokrocznie emigranci polscy wyjeżdżają za zarobkiem do Ameryki, Westfalii, Saksonii i Danii, a każdy, kto zaznajomił się choćby powierzchownie z ruchem uchodźczym, wie, ile trudności językowych spotyka każdego z uchodźców. Toteż klasa robotnicza odnosi się do ruchu esperanckiego bardzo przychylnie i rozszerzając ten język, służy sama sobie, gdyż ułatwia zwycięstwo idei języka, który w pierwszym rzędzie klasie robotniczej będzie służył. Czytaj dalej →

Szymon Kant: Sacco i Vanzetti [1933]

"Pamiętamy – na fotelu zginęli dwaj wielcy zbrodniarze Słonecznych domów – jutra bohaterscy murarze." Czytaj dalej →

Stefan Czarnowski: Zajścia antysemickie w szkołach wyższych [1936]

Normalne funkcjonowanie nieomal wszystkich szkół akademickich w Polsce jest zakłócane wybuchającymi to tu, to tam zaburzeniami antysemickimi o charakterze bardzo brutalnym, uwłaczającym zarówno godności nauki, jak tych, którzy winni być tejże nauki szerzycielami – ciała profesorskiego i władz akademickich. Pomijamy kwestię, czy zaburzenia te uwłaczają również godności ich sprawców; wątpimy bowiem w to, czy młodzieńcy napadający znienacka w kilku na jednego, okładający bezbronnych – nie wyłączając kobiet – laskami, kastetami i schowanymi w teczkach odważnikami, kopiący i depczący obalonych, urządzający prawdziwe polowanie na ludzi po podwórzach, korytarzach i pracowniach uczelni – wątpimy w to, by wyobrażenia ich o godności własnej odpowiadały ogólnie uznanym w tym świecie, który sam siebie nazywa cywilizowanym. Czytaj dalej →

Bolesław Drobner: Mickiewicz jako socjalista [1947]

A Mickiewicz wierzył, wierzył szczerze i dlatego mógł w marcu 1847 r. uznać krakowskie powstanie za jaskółkę wielkiej dziejowej przemiany. Pisał on wówczas: „...czasy są pełne nadziei zmian politycznych. Jedynym naszym obowiązkiem jest bronić i rozpowszechniać nową ideę: prawdziwa siła jest w prostym ludzie i od niego wyjdzie iskra w decydującej chwili... wołanie przyjdzie od ubogich i cierpiących – nie czekajmy – naszą misją jest wywołać je”. Arystokracja postanowiła, jeżeliby nie udało się unicestwić zamiarów Mickiewicza, opanować Legion, a na „namiestnika” Legionu forsować zięcia księcia Czartoryskiego – Władysława Zamoyskiego. Kiedy Mickiewicz dowiedział się o tym zamiarze arystokracji polskiej, napisał do Marii Czapskiej: „Zamoyski powinien wstąpić do Legionu jako zwykły żołnierz. Czy was galicyjskie siekiery niczego nie nauczyły? Nowa formacja, zalążek przyszłej armii wyzwoleńczej, nie będzie miała nic wspólnego ze starym porządkiem rzeczy. Szlachta polska spowodowała zgubę ojczyzny, musi ona zniknąć! Jej panowanie skończone, odtąd nie ma dla niej zaszczytów i stanowisk”. W rezultacie po dwóch stronach barykady ustalił się taki stosunek, że po jednej stronie zgrupowane było przeciw Mickiewiczowi wszystko wsteczne, po drugiej stał Mickiewicz – wcielenie polskiej rewolucji. Czytaj dalej →

Jarosław Górski: Judym, czyli pożytki z resentymentu

Judym przekonuje się, że dzięki temu, iż aspirant z motłochu musi całkowicie wyzbyć się własnego punktu widzenia i gorliwie przyjąć poglądy klasy wyższej, elity mogą pozwolić sobie na kształtowanie wiedzy o motłochu jedynie na podstawie własnych wyobrażeń, bez konieczności poznawania spostrzeżeń tamtych. To tworzy między klasami nieprzenikalny mur niezrozumienia (i w narracji „Ludzi bezdomnych”, i w wypowiedziach samego Judyma często pada słowo „kasta”). Niemożliwe jest jakiekolwiek ulżenie doli motłochu, ponieważ on sam nie ma koniecznych dla tego zasobów: wiedzy fachowej, środków ekonomicznych, idei, natomiast pełne szlachetnych intencji elity wiedzę o potrzebach motłochu czerpią wyłącznie z własnych wyobrażeń – i dlatego mogą się oburzać na to, że dobrze opłacani robotnicy Zagłębia, zamiast oszczędzać pieniądze, kupują fatałaszki i pachnące mydełka. Nawet kiedy jakiemuś przedstawicielowi motłochu uda się zdobyć wykształcenie i ogładę, jego środowisko nie ma z tego żadnych korzyści, ponieważ natychmiast wsysa go niemająca z tym środowiskiem żadnego kontaktu klasa wyższa. Awans zdolnych jednostek jest więc dla motłochu przekleństwem, a nie szansą, gdyż całkowicie go wyjaławia. Czytaj dalej →

„Czarno na białym”: Pochyliły się żałobne sztandary (pogrzeb Andrzeja Struga) [1937]

Niosą przed żałobną lawetą odznaczenia bojowe Rzeczypospolitej – krzyż Virtuti, Niepodległości, Walecznych... Nie przepasana wielką wstęgą trumna? Szemrają w tłumie: dlaczego, dlaczego? Nie zabrakło wszak jej dla biskupów, dyrektorów, bankierów... Szkołom przyjść nie kazano. Jednak przyszli sztubacy, uczniowie, uczennice, przyszli studenci w wyszarzałych płaszczykach, nauczycielstwo, profesorowie. Przyszli żołnierze, legioniści, peowiacy, koledzy z więzień, z zesłania, inteligenci, robociarze, młodzi chłopcy i starzy już ludzie. Nie miejmy żalu do tych, co nie przyszli. Przeciwnie, gdy odchodził Rycerz Twardego Obowiązku, wierny idei bez kompromisu w życiu, wdzięczni bądźmy dla tych, co nie zamącili szczerości ostatniego hołdu. W ciszy słuchano na mrozie żałobnych przemówień. Były między nimi proste, szczere słowa, jak te w Nekrologu w „Ludziach podziemnych” piórem samego Struga skreślone „...Żegnaj, towarzyszu... Będziesz sławny... Czemużeś się śpieszył?... Najgorszy czas sobie wybrałeś... źle zrobiłeś...” – były między nimi i podniosłe, olimpijskie i urzędowe... Czytaj dalej →

„Równość”: Partia socjalno-demokratyczna a mickiewiczowska uroczystość [1898]

Krakowscy „patrioci”, jezuici i szlachta razem z moskalofilskimi młodoczechami i reprezentantami caratu urządzili dnia 29 czerwca br. w niedzielę swą uroczystość mickiewiczowską, na której czarne fraki i szumiące suknie miały przedstawiać „naród”. Lud roboczy, wykluczony przez „patriotów” od udziału w uroczystości, uczcił we środę 29 czerwca poetę-rewolucjonistę, który słowem i życiem dowodził, że „patriotyzm” i walka o wyzwolenie ludu roboczego to są dwa jednoznaczne pojęcia. Władza krakowska jednak, która na uroczystość niedzielną i na pochód „patriotów” zezwoliła, zakazała robotnikom pochodu pod pomnik, a nawet obsadziła ulice wojskiem, by uroczystość przez proletariat urządzona nie zakłóciła przypadkiem „porządku publicznego”. Mimo jednak wysiłków Laskowskiego i Korotkiewicza Kraków dawno już nie widział tak wspaniałej demonstracji. Czytaj dalej →

Stefan Themerson: Listy z Francji [1939]

"niszczycielu szlachetny. Sam gruźlicą zżarty chciałbyś mieć skromną gażę pana policjanta, chciałbyś mieć widną izbę a w niej dzieci syte, chciałbyś by ci nie brakło w abecadle liter a prawdy w podręczniku. Pod grozą inspekcji portrety dekorujesz nim zaczynasz lekcję. Polska jest dzięki tobie. Wiesz o tym codziennie bez krzyku i bez fanfar. Wbrew nim. Potajemnie." Czytaj dalej →

Adam Polewka: Ścieżka do sztuki demokratycznej [1928]

Co to jest teatr samorodny? Jest to pewien rodzaj dobroczynności, któremu należałoby już raz kamień na szyi uwiązać. Zarówno w mieście, jak i na wsi, jeżeli kogoś napadnie gorączka „oświecicielstwa” i jeżeli zwąchał się z piórem, uważa za wielki społeczny czyn pisanie tzw. sztuczek dla ludu. Ma to być coś w rodzaju popularyzowania czy demokratyzowania sztuki. Każda „ciocia” z rodzaju tych poczciwych, co kopcą kagańcem oświaty, gdy nie ma już nic lepszego do zrobienia, zwłaszcza dla wsi, pisze „sztuczkę ludową”. Ta tandeta, która nie tylko z ludem, ale co gorsza na wsi z ludowością nie ma nic wspólnego, wala się po wszystkich półkach księgarskich i łowi amatorów teatru „ludowego”. Na miłość boską, czy demokratyzacja sztuki ma polegać na tym, że ludzi karmi się idiotyzmami? No tak, pewnie, ale co w takim razie dać ludziom do ręki?... A może tak ludziom nic do ręki nie dawać i z pewną skromnością zapytać się, czy oni czegoś lepszego u siebie i w sobie nie mają?... Czytaj dalej →

Maria Ossowska: Czy moralność zależy od religii? [1958]

Czy wielu ludzi powstrzymuje od kradzieży świadomość, że nakaz „nie kradnij” pochodzi od nadziemskiego kodyfikatora i że grozi im za to kara pośmiertna? Czy wielu myśli raczej o karze doczesnej? Jak dalece silnym powściągiem jest godność, która wzdryga się na myśl o wstydzie w razie wykrycia nieuczciwości, albo wzgląd na przykrość uczynioną okradzionemu? O działaniu tego ostatniego motywu świadczy fakt, że woli się okradać kogoś przynależnego do grupy obcej, kogoś, kogo krzywda mało nas obchodzi, a ma się większe opory w stosunku do swoich, zwłaszcza gdy się ich lubi i gdy nam ufają. O tym, że godność wchodzi tu w rachubę, zdaje się świadczyć fakt, że wsie polskie, które nigdy nie przeszły przez pańszczyznę, były, niezależnie od swego ewentualnego ubóstwa, znacznie uczciwsze od byłych wsi dworskich, gdzie czapkowanie dziedzicowi nie sprzyjało rozwojowi poczucia godności, a pospolity brak sympatii dla osoby i brak zaufania z jego strony ułatwiał drogę złodziejowi. Czytaj dalej →

Michał Wójtowski: Sztuka, piękno i braterstwo (w rocznicę śmierci Edwarda Abramowskiego)

Abramowski stwierdza, że sztuka w kapitalizmie jest jednym z niezliczonych obszarów społecznego wykluczenia. Stosunki gospodarcze sprawiają, że na kontakt z dziełem sztuki mogą pozwolić sobie jedynie ci, którzy przynajmniej na krótko wyzwalają się od konieczności walki o byt materialny. W tym wąskim ekonomicznym sensie sztuka byłaby po prostu własnością klas panujących, zaś wykluczenie z niej innych, przy jednoczesnym zatrudnianiu ich w procesie produkcji dzieł – jednym z wyrazów dominacji i wyzysku. Dodatkowym zagadnieniem, poruszanym przez Abramowskiego en passent, są te modernistyczne koncepcje sztuki, które podnoszą sztandary indywidualistycznego nadczłowieczeństwa przeciwstawianego, a jakże, masowości motłochu. Wywodzone z filozofii Nietzschego programy artystyczne uznawał Abramowski za wyraz walki klas nasilającej się w przededniu rewolucji społecznej, zarazem jednak – za przejaw mentalności i etyki rozpowszechnianych przez kapitalizm. Czytaj dalej →

„Siła”: Turystyka socjalna [1938]

Dla uprzywilejowanych istniały od dawna hotele, pensjonaty i schroniska górskie w okolicach uzdrowiskowo-klimatycznych, ze ścisłym jednakowoż przestrzeganiem granicy między elitą, „państwem” a np. przewodnikami, którzy byli uważani za „człowieka” bez różnic klasowych, ale tylko w chwilach, gdy byli złączeni z „państwem” liną nad przepaścią. Poza tym zaś byli tylko płatną wynajętą siłą roboczą. Czytaj dalej →

„Oświata”: Kiedy szerokie masy zaczną interesować się sztuką? [1921]

Mylą się ci, którzy sądzą, że kwestia społeczna zamyka się tylko w żądaniu wyższych płac, higienicznych warunków życia oraz większego wpływu masy pracującej na bieg spraw społecznych. Gdyby tak było, cel uspołecznienia najszerszych mas, cel przemiany całego ustroju społecznego, jaka się z wolna w świecie dokonuje – nie byłby zbyt wzniosłym. Oznaczałby jedynie zadowolenie najważniejszych potrzeb materialnych człowieka. Nie byłby też zbyt rewolucyjny, bo zadowolone sfery pracujące, nie odczuwające żywszych pragnień, zamknięte w ciasnym kole codziennych swych potrzeb, zaspokajanych w sposób normalny, a nie czujące żadnego pędu ku jakimś innym, szlachetniejszym formom życia – stałyby się najzwyczajniejszą warstwą spokojnego kołtuństwa, nie znającego innego świata poza życiem wygodnym, bez trosk i marzeń. Przemiana warunków bytu najciężej pracującej warstwy ma uczynić z tych zwierząt pociągowych – ludzi, ma wzbudzić w nich wszystkie władze duchowe, które życie czynią pięknym i wartościowym. Czytaj dalej →

← Starsze teksty
↑ Wróć na górę