Nie będziemy tu pisali o wpływie Marksa na programy polskiego socjalizmu (ten wpływ oczywiście był ogromny), lecz o wpływie Marksa na kształtowanie się ideologii społecznych w Polsce. Nie będziemy też analizowali tej powolnej i niezbyt widocznej „infiltracji” marksizmu do nielicznych ideologii obcych. Wymagałoby to bardzo trudnej i drobiazgowej analizy. Ta „infiltracja” odbywa się do dziś dnia i ujawnia się nawet tam, gdzie ideologia obca marksizmowi świadomie zwalcza wszelki wpływ marksizmu... Chcemy tylko wymienić kilka głównych nazwisk tych postaci, które w Polsce reprezentowały i reprezentują marksizm, aczkolwiek w późniejszym rozwoju próbowały niekiedy zrywać z marksistowskim poglądem. Marksizm odegrał wielką rolę nie tylko w zakresie programów partii robotniczych, ale także w zakresie naukowej twórczości całego szeregu wybitnych jednostek. Czytaj dalej →
W programie, jaki ogłosiła „Równość”, między innymi zaznaczyła, iż obowiązkiem jej będzie zajmować się nie tylko sprawami zawodowymi robotników i chłopów, ale również „dołożyć wszelkich starań, aby nowo zaciężne szeregi bojowników za sprawę ludową należycie zorganizować, uświadomić i wykształcić”. „Pismo nasze będzie organizowało i prowadziło lud do ogólnej walki klasowej z wyzyskiem kapitalistycznym, a nadto, za pomocą ciągłej kontroli, za pomocą nieubłaganego karcenia każdej krzywdy i każdego nadużycia, będzie ono jedynym często środkiem do usunięcia codziennych krzywd, jakie proletariat musi znosić od swych chlebozdzierców”. To był program wytyczony przez pierwsze polskie pismo socjalistyczne na Śląsku. Spełniało ono doniosłą rolę w organizowaniu się polskiego ruchu robotniczego, a nie mniejszą rolę w czasach walk o powszechne, równe, tajne i bezpośrednie prawo głosowania do gminy i do sejmu, w czasach walk wyborczych i górniczych, kiedy wszelcy przeciwnicy ruchu robotniczego usiłowali nie dopuścić do organizowania się robotników, do walki klasowej z kapitałem. W walkach tych prasa okazała się niezbędną. Nic też dziwnego, że pismo, które początkowo wychodziło jako dwutygodnik, z czasem przekształciło się na dziennik. Czytaj dalej →
Znów przyszła jesień 1906 r. W ubogim mieszkaniu krawca chałupnika Szulmana, zgarbieni na robotą siedzi on wraz z synem. Siedzą zapatrzeni w robotę, a ręce uzbrojone w igły szybko automatycznie to dotykają igłą materiału, to odrzucane w bok wloką za igłą nitkę. Naraz chłopiec przerwał milczenie – Tate, ja muszę iść, ja mam ważny interes do załatwienia. Ojciec spojrzał na niego z troską w oczach – wiedział, że syn jego został wchłonięty w nurt rewolucji, wiedział że z nurtu tego nie wszyscy wychodzą żywi. Ojciec opuścił ręce na robotę i wodził oczami za synem ubierającym się w długi żydowski chałat i płytką czapeczkę z malutkim daszkiem, był to strój, który syn przywdziewał tylko w tym wypadku, kiedy wypadało zamaskować swą działalność rewolucyjną. Ubrany w powszednie noszącą odzież Żyd, a zwłaszcza młody, zdradzał postępowe przekonania i zwracał na siebie uwagę policji. – Boruch, wracaj prędko, bo sabas się zbliża i niedługo świeczki zapalimy – lecz właściwie nie o tradycję sabasu mu chodziło, lecz to, że chodzenie po ulicach miasta wieczorem jest niebezpieczne. Represje stanu wojennego wieczorem w nocy potęgują się. Wzmocnione patrole policyjne i wojskowe krążą gęsto po ulicach, masakrują i aresztują przechodniów. To wywołuje reakcję rewolucjonistów – często grzmią strzały, padają zabici i ranni. Ojciec nie chce o tym mówić Boruchowi, by „nie wywoływać wilka z lasu”, więc powtarza jeszcze raz: pamiętaj o sabasie. Boruch spojrzał czule na ojca, rozumiał jego obawę i już na progu krzyknął wesoło, by rozwiać ponurą troskę ojca: A gite sabes Tate – i znikł za drzwiami. Daremnie ojciec Szulman oczekiwał z „kuglem” syna Borucha Szulmana. Wyrokiem sądu wojennego ciężko ranny i torturowany przy śledztwie Boruch zostaje skazany na karę śmierci przez powieszenie i ginie na szubienicy na stokach cytadeli. Ten młody żydowski robotnik swym bohaterskim czynem i śmiercią męczeńską dowiódł jak silna więź łączy proletariat mimo różnicy rasy, nacji i wierzenia. Czytaj dalej →
Jako Żyd, jako robotnik, Szulman należał do tych, co od młodości przechodzą wielką szkołę niewoli i nędzy. Wokół siebie widział poczerniałe twarze, ginące od głodu i wilgoci suteren dzieci, widział jak powoli umierali od nadmiaru pracy wszyscy wokół niego. A gdy dorósł, gdy począł tęsknić i szukać odpowiedzi na dręczące go pytania, ujrzał jak każdy policyjny stupajka bezkarnie lży i znieważa ludzi... Nieraz widział, jak katowano ludzi za głębsze westchnienie do upragnionej wolności, słyszał ich jęki, słyszał smutną opowieść o ich mękach i torturach. I słysząc i widząc to, uczył się żyć, uczył się nienawidzić. Znienawidził okrutnych dręczycieli, znienawidził krzywdzący ustrój, znienawidził wszystkich, co biernie patrzyli na podłość i okrucieństwa. Lecz nienawiść młodego, szlachetnego serca to tylko wypływ miłości. Patrząc na tysiączne ofiary przemocy i wyzysku, pokochał te zastępy poniewieranych, wyzyskiwanych i ciemiężonych, i dla nich począł szukać prawdy i sprawiedliwości. A skoro poznał dobrą nowinę socjalistyczną, całą duszą, całym swym miłującym i nienawidzącym jestestwem przystąpił do pracy. Uwierzył, że ucisk i poniewierka muszą się skończyć, że proletariat łącznym natarciem zerwie okowy i przyśpieszy zwycięstwo prawdy i sprawiedliwości. Jako Żyd i jako robotnik wierzył on, że wszyscy ci, których łączy wspólna krzywda i wspólna praca muszą iść razem. Wstąpił do PPS i w jej szeregach w ciągu dwóch lat pracował. Czytaj dalej →
I oto tysiące i tysiące zaciśniętych pięści podniosły się ku niebu. Skandował, jak starożytny chór grecki, olbrzymi tłum: „Za każdą kroplę Twojej krwi, czerwonej Twojej krwi, odpłacimy, gdy przyjdzie godzina!”. Pędziły w ciemną noc ku Wiecznemu Miastu niezliczone pociągi z armatami i czołgami, z wiernymi oddziałami z południa. Zaroiło się ponownie dookoła Mussoliniego. Odszedł na przedmieścia lud rzymski. Wtedy jeszcze nie odpłacili...Ale pozostał od tamtego dnia ów gest pozdrowienia – pięść podniesiona ku górze. Witamy nim się wszyscy, gdziekolwiek zagna nas los. Witamy nim siebie na radosnych bulwarach Paryża i w podziemiach niemieckiej konspiracji, i na zgromadzeniach masowych Polski. Skąd żeście to wzięli, panowie dziennikarze faszyzmu polskiego, że to jest pozdrowienie „komunistyczne”? Wszak słowo, które mu odpowiada, jest słowem najdumniejszym ludzkiej mowy: Wolność, wolność, która kiedyś wyrośnie z trzech drobnych kropelek zakrzepłej krwi na rzymskim bruku... Czytaj dalej →
Czy z Ludu Polskiego coś pozostało? Z całą pewnością przez wiele lat utrzymywała się jego formuła organizacyjna, powracając w różnych kontekstach i konfiguracjach. W 1856 r. Gromadę Rewolucyjną Ludu Polskiego w Londynie utworzyli Świętosławski i Kryński, w 1872 r. byli uczestnicy Komuny Paryskiej powołali w Wielkiej Brytanii Związek Ludu Polskiego (organizacja przetrwała do 1877 r.), wreszcie – w 1881 r. w Genewie Bolesław Limanowski współtworzył Stowarzyszenie Socjalistyczne Lud Polski. Tenże Limanowski w roku 1889 na łamach paryskiej „Pobudki” m.in. z tradycji Ludu Polskiego wywodził rodowód polskiego socjalizmu. Szlakiem wyznaczonych przez Gromady ścieżek ideowych podążyły całe pokolenia polskich socjalistów, ludowców czy kooperatystów. Trwałe okazało się operowanie pojęciem ludu, rozumianym jako szeroka baza społeczna, której przypisuje się wielkie zadania przebudowy rzeczywistości, nie tylko w zakresie materialnym. W kręgu lewicowych idei na dobre zakorzenił się też termin „Polski Ludowej”, który aż do 1945 r., kiedy to stał się „zepsutym znaczącym”, był spoiwem dla całokształtu emancypacyjnych i socjalistycznych programów politycznych. Wreszcie, Lud Polski w latach 1835–46 sformułował szereg krytycznych uwag pod adresem Polski szlacheckiej, które chyba do dziś nie zostały przepracowane w debacie publicznej, a tym bardziej – w zbiorowej pamięci i w kanonach myślenia o historii. Ten aspekt testamentu Ludu Polskiego wciąż domaga się wypełnienia. Czytaj dalej →
Okazuje się tedy, że nie przeszliśmy z kapitalizmu do socjalizmu, lecz do jakiegoś okresu przejściowego, najwyraźniej reakcyjnego, notabene, jak pisze Czernow, „nieprzewidzianego ani przez marksizm, ani przez naukę burżuazyjno-liberalną”. Taki bieg wypadków jest niespodzianką dla Czernowa i, łącznie z nim, dla szeregu teoretyków socjalizmu. Czy ten bieg wypadków był niespodzianką dla socjalizmu polskiego? Prowadzona swego czasu przez PPS w Krakowie spółka wydawnicza „Książka” wydała w roku 1910 większą pracę pod tytułem „Zagadnienia postępu”. Zrobiwszy przegląd tendencji gospodarki kapitalistycznej, książka ta powiada, że pogląd, iż po erze kapitalizmu nastąpi era socjalizmu, nie jest żadnym pewnikiem. Pogląd taki jest przypuszczeniem, hipotezą, notabene jedną z kilku hipotez, jakie można postawić o wyglądzie przyszłego społeczeństwa. Jeśli nawet uznać za pewnik, że społeczeństwo pokapitalistyczne będzie władać środkami produkcji kolektywnie, nie znaczy to wcale, aby ono miało być społeczeństwem socjalistycznym, albowiem wyzysk pracy indywidualnej może pozostać, mimo kolektywnej formy własności. To jedna tendencja. Innej tendencji można dopatrzeć się w strukturze społeczeństwa, jaką wytwarza rozwój wielkich towarzystw akcyjnych i koncentracja kapitału bankowego. Rozpowszechnia się typ ogromnych, międzynarodowych grup przemysłowych, których szczyt stanowią współwłaściciele – dyrektorzy, środek – technicy, a podstawę – robotnicy i rzesze drobnych urzędników. Oparte na takiej organizacji przyszłe społeczeństwo będzie podobne nie do tego, jakie opisuje Bellamy w słynnej powieści „Rok 2000”, lecz będzie oligarchią rządzoną przez drobną grupę, trzymającą w ręku olbrzymią szarą armię pracowniczą jednakowo żyjącą, jednakowo ubraną, jednakowo szarą, już przekonaną i nadal przekonywaną o dokonanym zawarciu pokoju społecznego pomiędzy pracą a kapitałem. To znaczy, że przyszłość niosłaby nie ustrój socjalistyczny, lecz urzeczywistnienie konserwatywnego ideału o nowej formie feudalizmu. Co się tyczy filozofii takiego ustroju – jej nauczyciel już się pojawił – jest nim Nietzsche. Jeśli obecnie, po upływie lat blisko trzydziestu od chwili postawienia prognozy powyższej, spojrzymy na rzeczywistą rzeczywistość Rosji, Niemiec, Italii – czy nie będziemy musieli przyznać, że w swych spodziewaniach co do przeszłości, socjaliści niemieccy mylili się, a polscy mieli słuszność? Czytaj dalej →
Niemieccy socjaliści w większości ciężkie popełnili grzechy, wielu z nich nie zasługuje na miano socjalisty, lecz tym nie mniej potępić należy taktykę spartakusowców [ruch kierowany przez Różę Luksemburg – przyp. red.]. Po rewolucji partia socjalistyczna stanęła na czele rządu. Partie burżuazyjne, skompromitowane wojną, nie mogły przeciwstawić żadnej siły klasie robotniczej. Nie czas więc było na zamachy stanu, na terror większości przez mniejszość, na rzucenie kraju w objęcia anarchii, głodu i kontrrewolucji. I w imię czego uprawiano tę politykę rozprzężenia i gwałtu? Dyktatury proletariatu, który faktycznie był i jest u władzy, domagającej się jedynie utrwalenia? Nie, chodziło o uratowanie bolszewików w Rosji, o ocalenie czystego i prawdziwego socjalizmu. Robiło się eksperymenty na ciele ludzkim dla rehabilitowania doktryny. Chciano podejść historię, rozwój dziejowy, wykonać salto-mortale do państwa socjalistycznego. Róża Luksemburg przed wojną przez szereg lat wcielała Polskę (a raczej Królestwo, bo o inne zabory wcale się nie troszczyła) do Rosji, „naukowo oczyszczała” socjalizm polski od „naleciałości niepodległościowych”. Gdy w toku wojny Królestwo haniebnie zdradziło swój organizm-matuszkę, że aż oderwało się od tegoż, zwolennicy Róży Luksemburg, którzy zawsze mają rację i wszystko z góry wywróżyć potrafią z talmudu komunistycznego, tym razem wpadli w konsternację. Bo czymże zastąpić autonomię? I wpadli na genialny pomysł, diabelnie maksymalistyczny: precz z granicami! Tak zbankrutowała teoria Róży Luksemburg. Lecz musimy uznać niezłomną siłę woli, nieugiętą energię i żar rewolucyjny tej kobiety. Wytrwała w swoich przekonaniach i broniła ich do ostatniej chwili, mimo prześladowania i więzienia. Okrutna jej śmierć szczere wzbudziła współczucie. Czytaj dalej →
W ten sposób od chwili śmierci Traugutta na stokach Cytadeli poczyna się stwarzać jak gdyby drugi Wawel rewolucyjnej Polski, stos kości bohaterów mordowanych w noc głuchą, grzebanych tajemnie. A w dobie między 1905 i 1907 rokiem nowy męczeński Panteon narodowy chłonie życie walecznych tak gwałtownie, jak nigdy. Lista nazwisk powieszonych w tych latach zajęłaby kilka stronic tej książki. Jednym z ostatnich, co szli po szczeblach szafotu, jakby stąpali po stopniach tronu, jest Józef Mirecki, prawdziwy Książę Niezłomny Rewolucyjnej Polski. Niepodobna przedstawić w całej okazałości tej posągowej postaci... Wiele z chwały musi być przemilczane, powierzane tylko z ust do ust pamięci szeptem tajemnym. Sądzimy jednak, że z tej cząstki działalności Mireckiego, która da się ujawnić, naród odczuje, kogo mu wydarł nikczemny mord, jak drogocenny skarb ukradł, by zniszczyć, dziki najazd, co od wieku tępił i wytracał najszlachetniejszych w każdym pokoleniu. Dojrzewała w nim od początku rewolucyjnej działalności kiełkująca myśl, że cały ruch winien konsekwentnie zmierzać ku temu, by mógł się zmierzyć orężnie ze zbrojnym panowaniem przemocy i gwałtu. W kraju, gdzie tradycja bojowa przez filozofię niewoli została zabita, trup jej wyśmiany, widmo odepchnięte, trzeba było żywej i ofiarnej krwi, by wystygłą sprawę rozniecić, potężnego ramienia, by ją z grobu wydźwignąć, nieustraszonego męstwa, by wyklęty sztandar rozwinąć, i heroizmu, by kazać się w nim rozkochać współczesnym i dorastającym pokoleniom. Jednym z takich wskrzesicieli zadeptanego ognia, Prometeuszem buntu w zduszonym narodzie, postanowił się stać Mirecki. Czytaj dalej →
Socjaliści w ciaśniejszym znaczeniu, czyli marksiści, chcąc tym mocniej potępić i oddzielić od siebie anarchistów, piętnują ich jako wyznawców poglądów nazwanych burżuazyjnymi i twierdzą, że anarchista jest bliższy chrześcijańskiemu Tołstojowi, niż konsekwentnemu wyznawcy materializmu dziejowego. W tym punkcie zupełnie można się z nimi zgodzić: anarchista – typu np. Kropotkina – rzeczywiście bliższy jest nie tylko Tołstojowi, lecz choćby św. Franciszkowi z Asyżu, niż marksistom. Za główne dzieło Marksa uważana jest krytyka ekonomii burżuazyjnej, głównym dziełem Marksa jest ekonomia. Za główne dzieło Kropotkina uważać można „Pomoc wzajemną”, czyli dzieje ludzkie traktowane ze stanowiska etycznego – i sam Kropotkin w ostatnich czasach swego życia wyraża pogląd, że zadaniem najważniejszym dla niego, dla teoretyka rewolucji, jest sformułowanie etyki. Cały marksizm praktyczny jest walką o władzę – anarchiści przeciwnie, – o władzę nie ubiegają się nigdzie, bo im ona zasadniczo niepotrzebna. Anarchista nie tyle zaprowadza ład przez siebie obmyślony, co wyzwala w jednostce i w społeczeństwie to dobro, które tam jeno w warunkach obecnych ujawnić się i działać swobodnie nie może. Toteż marksista ma albo pogardliwą postawę względem człowieka, albo uważa człowieka za beznadziejnie złego i pragnie utrzymać go w ramach właściwych przy pomocy pewnej mniej lub więcej przymusowej organizacji społecznej; anarchista zaś wierzy – serdecznie wierzy – w zasadniczą, podstawową dobroć ludzką i uważa, że nic innego czynić nie potrzeba, jeno wyzwalać, wyzwalać i jeszcze raz wyzwalać. Czytaj dalej →
Ale nie tylko bezbronność naszej Ojczyzny, ale klęska klęsk w naszych warunkach, wojna domowa, grozi straszliwą łuną zabłysnąć nad Polską. Bo, Panowie, każdy z was, który obala demokrację, który plwa na wolę większości tego ciała, który znieważa i hańbi wolno obranego Prezydenta Republiki Polskiej , ten daje hasło do wojny domowej, ten podpala gmach Rzeczypospolitej, bo nie myślcie Panowie, że lud miejski i wiejski, że robotnicy i chłopi ustąpią przed dyktaturą mniejszości. Panowie, dziś uspokajacie się tym, że po waszej stronie są urzędy i sądu, że skorumpowana administracja nie ściga was i że wam włos z głowy nie spadnie, kiedy znieważacie Prezydenta Republiki i hańbicie Zgromadzenie Narodowe. Tak jest, Panowie, możecie dziś uznawać się za zwycięzców, ale Panowie, kto sieje wiatr – zbiera burzę! Czytaj dalej →
W strukturze społecznej ludności żydowskiej Polski uwydatniły się w ciągu ostatnich lat głębokie i daleko sięgające przemiany. Wprawdzie wiadoma polityka utrudnia nadal tworzenie się żydowskiego proletariatu wielkoprzemysłowego, hamuje dopływ żydowskich inteligentów do szeregu zawodów oraz zamyka przed nimi coraz to szczelniej drzwi instytucji państwowych i komunalnych. Lecz tendencja ku unowocześnieniu żydowskiego życia, która wystąpiła jeszcze w drugiej połowie ubiegłego stulecia, okazała się silniejsza ponad wszystkie przeszkody. Coraz liczniejsze rzesze odpływają z małych miasteczek ku wielkim miastom, coraz znaczniejszy ich odłam przenosi się z tradycyjnego handlu do rzemiosła i przemysłu: „Rośnie fala proletariatu żydowskiego” – stwierdza melancholijnie „Dziennik Narodowy”. Mizerni kramikarze przekształcają się w produkcyjnie czynnych pracowników. Wyrwani z kręgu „równych i wolnych” sprzedawców i nabywców towarów, stają oni twarzą w twarz z kapitalistycznym wyzyskiem fabrykanta, wielkiego majstra czy kupca. Wielkie miasto, z jego jaskrawymi przeciwieństwami społecznymi i bujną dynamiką wewnętrznego życia, zmienia ich psychikę znacznie szybciej i intensywniej, niż patriarchalno-tradycjonalistyczna atmosfera małomiasteczkowa. Cóż dziwnego, że ludzie ci upodobniają się stopniowo do robotników, z którymi zostali społecznie zrównani? I czyż nie jest naturalne, że takie rozszerzenie się bazy społecznej żydowskiego proletariatu musi potężnie wzmóc promieniowanie jego idei wśród warstw, które, jakkolwiek nie sproletaryzowane, nie mniej, a nieraz bardziej boleśnie niż on odczuwają na swej skórze dobrodziejstwa obecnego ustroju, których ich – pożal się Boże – własność prywatna nie osłania w najmniejszym stopniu przed tyranią wielkiego kapitału? Czytaj dalej →
Nie zapomnę nigdy tych radosnych chwil, gdy z bronią na plecach wkraczaliśmy do Rakowa, jako żołnierze rewolucji, niosąc wolność i niepodległość ojczyzny. Gdy wkraczaliśmy do Rakowa, do tej twierdzy rewolucyjnej, w której każdy dom był większą czy mniejszą pamiątką historyczną, gdzie czerwony sztandar promieniował na całą okolicę z kominów fabrycznych na każdego pierwszego maja, gdzie w biały dzień odbywały się nielegalne zebrania, liczące nieraz do 300 osób (konferencje partyjne), gdzie Polska Partia Socjalistyczna miała zawsze silne oparcie i zasięg bojowników, z bronią w ręku piątkami wykonujących niejeden śmiały i bohaterski czyn terrorystyczny, to zdawało mi się, że nie idę, lecz płynę, że wszystko, co jest na ziemi, jest takie piękne i wszystko się razem ze mną cieszy, śmieje i wiwatuje na cześć wielkiej zdobyczy, jaką jest niepodległość narodu. Lecz wszystkie te uczucia nie były snem i przeistoczyły się w prawdziwą rzeczywistość, gdyż w chwili, gdy wkroczyliśmy na teren kolonii domów fabrycznych, zamieszkałych przez robotników (a była to godzina 4 rano), otwierały się okna i kobiety, wyrywając kwiaty z doniczek, obrzucały maszerujący zbrojny oddział rewolucyjny. A myśmy dziarsko i nie odczuwając zmęczenia na całe gardło śpiewali pieśni rewolucyjne i żołnierskie. Czytaj dalej →
Naród polski stał wówczas na rozstaju między bolszewickim Wschodem a reakcją Zachodu, opierającą się na niedołężnej reakcji polskiej, czekającej, aż Komitet Narodowy w Paryżu wkroczy do Polski z jakimś »Wysokim Komisarzem« koalicji na czele. Wschód groził nowym zaborem i ostateczną ruiną kraju i tak zniszczonego. Zachód gotów był uważać Polskę za kolonię, za jakiś »kraj mandatowy«… Instynkt samozachowawczy i rozum polityczny wskazywały Republikę Demokratyczną jako jedyną drogę Polski w przyszłości. Drogę tę wybrał Tymczasowy Rząd Ludowy w Lublinie. Jest ona drogą życia i rozwoju. Nie wolno w Polsce zbaczać z tej drogi ani ku krwawym szaleństwom dyktatury moskiewskiej, ani na bagna reakcji. Kilkudniowe trwanie Tymczasowego Rządu lubelskiego było płodne w następstwa polityczne państwowej miary. Nie znam przykładu podobnego w dziejach naszych. Wywieszenie sztandaru demokracji w Lublinie stało się hasłem politycznym dla całego narodu, że Rzeczpospolita Polska na współudziale ludu pracującego w rządach oprzeć się musi. Nie opuszczajmy tego zbawczego sztandaru. Czytaj dalej →
Centralny Komitet Robotniczy PPS delegował mnie w 1918 roku wraz z towarzyszami Ziemięckim i Malinowskim do tworzenia Rządu Ludowego w Lublinie. Było to w dniu 5 listopada. Jednocześnie został o tym powiadomiony tow. Ignacy Daszyński który miał niebawem przybyć do Lublina z Krakowa. Z Pogotowia Bojowego PPS przybyło ze mną do Lublina kilku towarzyszy. Zadaniem naszym było przygotowanie Pogotowia i Milicji Ludowej w okręgu lubelskim do rozbrojenia okupantów i zapewnienia normalnego działania tworzącemu się Rządowi. W przeddzień utworzenia Rządu Ludowego mieliśmy już batalion uzbrojonych towarzyszy, zarówno robotników jak i chłopów, z okolic Lublina, którzy przed przewrotem złożyli przysięgę, w mojej obecności, na wierność Rządowi Ludowemu i Republice Polskiej. W tym czasie przybył do Lublina batalion piechoty „Wehrmachtu”, z karabinami maszynowymi i artylerią. Przemaszerowali oni demonstracyjnie przez miasto. Oddział ten jednak nie stanął w obronie rozbrajanych przez nas wojsk okupantów i przez czas cały zachował się biernie. Po odebraniu przysięgi od lubelskiego batalionu – przystąpiliśmy natychmiast do rozbrojenia miejscowej załogi austriackiej. Załoga ta poddała się bez oporu, ponieważ oficerowie austriaccy przerażeni byli jawną mobilizacją naszych oddziałów. Wieczorem z 6 na 7 listopada został utworzony pierwszy rząd polski – Rząd Ludowy w Lublinie, w którym objąłem tekę ministra pracy. Czytaj dalej →
Po utworzeniu Związku Równouprawnienia Kobiet przez Paulinę Kuczalską-Reinschmit i J. Bojanowską zostaje czynnym jego członkiem i stałą współpracowniczką „Steru”, organu skrajnego feminizmu. Odtąd – naczelnym jej zadaniem walka o prawa kobiet. Nie ustaje w niej. Ważną placówką, którą stworzyła wkrótce po wyzwoleniu Polski – jest Klub Polityczny Kobiet Postępowych, umiłowane, zdaje się, i z trudem prowadzone dzieło, skupiające wszystkie jej wysiłki w kierunku dźwigania kobiet polskich na szczeble zrozumienia zadań równouprawnienia obywatelki, która ma przed sobą otwarte pola pracy zawodowej i społecznej, może być przedstawicielką narodu, ale po dawnemu, jak wzdłuż stężałej grudy, twardym wysiłkiem torować sobie musi każde posunięcie naprzód. Zgromadziła dr Tylicka w Klubie swoim najinteligentniejsze żywioły kobiece. Głównym zadaniem – polityczne uświadamianie kobiet. Poza tym każda kwestia kobieca – z dziedziny prawnej, społecznej czy wychowawczej – znajduje na wieczorach klubowych wszechstronne oświetlenie i wywołuje odnośne uchwały. Czytaj dalej →
Dla nas obojga robotnicze strajki i demonstracje w Ursusie, Płocku i Radomiu w czerwcu 1976 r. oraz powstanie KOR-u we wrześniu tegoż roku jako rezultat masowych represji reżimowych wobec robotników, były ogromnym przeżyciem. Wszak żyliśmy tu na emigracji w głębokim przeświadczeniu, że komuniści robotników polskich nie zdobędą, że to oni właśnie będą siłą, która narzucony i znienawidzony system obali. Staliśmy się entuzjastycznymi zwolennikami KOR-u i pamiętam dobrze naszą radość, gdy pod założycielskim apelem KOR-u na czternastu założycieli znaleźliśmy pięciu pepesowców, a wśród nich najbliższych przyjaciół. Pod apelem był też podpisany nasz gość, Jan Józef Lipski. Zdobył nas sobie gruntownie nie tylko inteligencją i zasobem wiadomości przywiezionych z Polski, ale przede wszystkim głębią uczucia, z jaką podchodził do robotników Ursusa czy Radomia, gdy o tych zajściach mówił. Czytaj dalej →
Ludowcy z Królestwa, jako ludzie, których idealizm ideowy doskonale się godzi ze zdrowym chłopskim rozumem, nie czekając na sprzyjające warunki do szerszej akcji społeczno-politycznej, podejmują wszędzie po wsiach zadania ekonomiczno-społeczne, kulturalne, oświatowe, które i w obecnych opłakanych warunkach, przy wytężonej a wytrwałej woli są możliwe nawet u nas do zrealizowania. I oto w chwili, gdy warstwy górne, inteligencja miejska i robotnik miejski przeżywają okres apatii, chłop polski, skupiony pod sztandarem sprawy ludowej, organizuje się, tworzy setki potrzebnych mu instytucji i dochodzi do wpływu tak znacznego przez te instytucje swoje, pisma i szkoły dla młodzieży dorosłej, że poczyna rzucać ważkie słowo swej opinii i czynu wszędzie tam, gdzie dotąd umiał tylko potulnie słuchać i pełnić słowa komendy narzuconej mu z góry przez tych, co jeno z interesu materialnego lub partyjnego na przewodników mu się narzucili. I wpływ tych światlejszych, świadomych dobrze swego celu chłopów, na zebraniach kółek, spółek, kooperatyw, na zebraniach gminnych, posiedzeniach zarządów parafialnych zaczyna być tak mocny, że bije w oczy oślepiającym światłem, nieraz brutalnie jaskrawym, tych odwiecznych oświecicieli ludu. Odwaga cywilna nowych ludzi spod strzech, ich krytycyzm prosto a dosadnie wyrażony, ich wytrwałe dążenie do raz postawionego celu, poczyna niepokoić tych, którzy dotąd żyli błogo i zacisznie wśród ludu i z ludu, nie licząc się ani z jego opinią, ani z nowymi jego potrzebami, kierując ciemnymi, bezkrytycznymi masami leniwą dłonią, jak sternicy łodzią po spokojnej wodzie płynący. Czytaj dalej →
Z chwilą, kiedy delegaci robotników zakomunikowali zebranym odpowiedź dyrektora Markiewicza, że zaliczki nie będzie, a jej wypłata odbędzie się dopiero w poniedziałek dnia 7 kwietnia b.r., wówczas zebrani przyjęli tę odpowiedź okrzykami niezadowolenia i oburzenia, w odpowiedzi na okrzyki policja konna z uliczki rozpoczęła szarżę na bezbronny tłum, robotnicy nie mogąc się cofnąć, gdyż za nimi stał szpaler policji pieszej z najeżonymi bagnetami, usiłowali krzykiem powstrzymać szarżę konnej policji, konie zestraszone krzykiem, a być może, że padło pomiędzy nie i kilka kamieni, zaczęły się odwracać, wreszcie na śliskim bruku kostkowym padać, wywołując tym zgiełk i zamieszanie, policjanci potłuczeni przez konie w zdenerwowaniu rozpoczęli strzelaninę z karabinów, w odpowiedzi, zagrzmiały salwy policjantów pieszych stojących szpalerami i kule z jednej i drugiej strony przeszyły zebrany tłum robotników. Rezultat tej dzikiej strzelaniny był tragiczny, na placu zostało: l robotnik nazwiskiem Stelmaszczyk na miejscu zabity, 7 śmiertelnie rannych, przeważnie rany postrzałowe w piersi, dotąd 3 już z nich zmarło; 6 lżej rannych, oraz wycofało się z tłumu do domu 23 lżej rannych, ogółem 37 ofiar ze strony robotników, ze strony policji l ciężko ranny od pogniecenia klatki piersiowej przez konia i kilku lżej rannych, potłuczonych przy spadaniu z koni. Czytaj dalej →
„Człowiek socjalizmu” został „człowiekiem prawicy społecznej”. „Pomajowy” system rządzenia – to próba oparcia Rzeczypospolitej na interesach społecznych, gospodarczych i politycznych, na ideologii i psychologii „Polski posiadającej”, to próba ugruntowania formy bytu państwa przeciwko interesom, ideałom, dążeniom, pragnieniom, potrzebom „Polski pracującej”. Można ubierać tę prawdę w najbardziej fantastyczne szaty demagogii dziennikarskiej, można wyprawiać przeróżne komedie z tzw. partyjnictwem itd. A jednak prawda pozostanie prawdą. Józef Piłsudski w r. 1929 jest zaprzeczeniem, przeciwieństwem, „antypodem” Józefa Piłsudskiego z r. 1905, i r. 1914, z r. 1918 nawet. Dyktator fetowany na zamku w Nieświeżu zwyciężył ostatecznie członka CKR PPS, spiskowca spod Bezdan, komendanta I Brygady, ludowego Naczelnika z listopada r. 1918. Karta została zapisana do ostatniej litery, karta „wielkiej przemiany”. Piłsudski z r. 1926-1929 jest wodzem „gasnącego świata” starej Polski, Polski związków ziemian, „Lewiatanów”, biurokracji i „sanacji moralnej”. „Tamten” Piłsudski jest częścią historii PPS. „Ten” Piłsudski jest taranem, który uderza w socjalizm i w demokrację. On stworzył „pomajowy” system rządzenia. On przewodzi tym, którzy stoją „po drugiej stronie barykady”. W przededniu walki decydującej trzeba powiedzieć jasno i otwarcie to, co jest prawdą. Czytaj dalej →