Zygmunt Zaremba
Socjalizm i drobni posiadacze
[1933]
Rozwiązanie wielkich zagadnień współczesnych wynikających z bankructwa kapitalizmu stawia klasę robotniczą oko w oko z zagadnieniami gospodarki chłopskiej i rzemieślniczej. Nie można czekać aż kapitalizm wchłonie i zniszczy tych drobnych producentów, przemieniając ich w proletariuszy. Szukając ratunku dla klasy robotniczej trzeba podać rękę żywiołom na wpół sproletaryzowanym i wespół z nimi przeprowadzić walkę o nowy ustrój gospodarczy.
Planowa gospodarka to organizacja gospodarki społecznej, a więc obejmuje tak czy inaczej gospodarstwa rzemieślnicze lub chłopskie. Gospodarka planowa to usunięcie wyzysku ludności pracującej i sprawiedliwy rozdział dochodu społecznego, a więc także zniesienie wyzysku rzemieślników i chłopów oraz dopuszczenie ich, jako samodzielnych producentów, do procesów społecznej gospodarki. Bez zmian w podziale dochodu społecznego w kierunku podniesienia udziału całej ludności pracującej w plonie pracy nie ma możności wyjścia z kryzysu gospodarczego, tak więc podniesienie dobrobytu mas chłopskich i rzemieślniczych staje się na równi z podniesieniem dobrobytu proletariatu warunkiem wejścia na drogi normalnego rozwoju.
Kapitalizm żyje nie tylko z wyzysku klasy robotniczej. Drobni posiadacze płacą również haracz na rzecz wielkiego kapitału. Plon pracy, wytworzony w drobnej, samodzielnej na pozór gospodarce chłopskiej czy rzemieślniczej, w istocie w dużej części jest zagarniany przez wielki kapitał: wysokie ceny kartelowe zawierają przecież w sobie podatek na kapitalistów przemysłowych, niska cena, za jaką sprzedawać musi rzemieślnik czy chłop swe produkty pośrednikowi, to przede wszystkim haracz na rzecz kapitału handlowego, lichwiarskie procenty za pożyczki to danina na rzecz kapitału finansowego. Z plonu pracy drobnego producenta samodzielnego zostaje mu często mniej, niż wynosi płaca robotnika fabrycznego czy folwarcznego.
Eksploatacja drobnego posiadacza przez kapitał jest nie mniejsza niż robotnika, tylko że przysłonięta złudzeniami samodzielności i własności. Przez to też warstwy te dłużej pozostają w spokoju i stronią od proletariatu. Dziś jednak nacisk kapitału na drobnych posiadaczy, wzmocniony bezwzględnym przerzucaniem na ich wątłe barki ciężarów podatkowych, wzrósł tak znacznie, kryzys zaś gospodarki kapitalistycznej, rujnując drobnego nabywcę towarów produkcji rzemieślniczej i chłopskiej, tak silnie podważył samą możność egzystencji chłopa i rzemieślnika, że te uprzedzenia topnieją jak śnieg pod wpływem słońca. Z jaskrawością najsilniejszych promieni oświetla dziś kryzys całą istotę kapitalistycznej gospodarki i powoduje przyspieszone dojrzewanie zjawisk społecznych.
Warstwy drobnych producentów, szukając ratunku, muszą się zwrócić przeciwko kapitalizmowi. Znaleźć ratunek ten mogą tylko w społecznej organizacji i kontroli produkcji, w ten sposób walka o sprawiedliwy podział dochodu społecznego i sprawiedliwy rozdział ciężarów publicznych zbliża i jednoczy te warstwy z klasą robotniczą. Wprawdzie panują tam dziś jeszcze złudzenia o możliwości wyjścia z pogromu gospodarczego przez zastosowanie półśrodków, szerzy się nadzieję zniżenia cen kartelowych bez odebrania kartelom i w ogóle wielkiemu kapitałowi decydującej roli w społeczeństwie i państwie, wysuwane są hasła walki o kredyt i ulgi podatkowe, przy jednoczesnym ukrywaniu faktu rozdrapywania wszelkich środków finansowych państwa przez wielkich kapitalistów, co przecież jest związane ściśle z władzą kapitału w państwie. Złudzenia te są pilnie podtrzymywane w masach drobnych posiadaczy. Sieją je zarówno przedstawiciele wielkiego kapitału, jak i stanowi przywódcy rzemiosła i chłopów, rekrutujący się spośród najzamożniejszych grup tej warstwy. W ten sposób kapitalizm stara się zachować drobnych posiadaczy jako liczną armię swych obrońców.
Szczytem tego usypiania mas jest hasło ograniczenia produkcji. Radzi się chłopom ograniczać uprawę zbóż i hodowlę zwierząt. Radzi się to chłopu, który nie może kupić narzędzia rolniczego, nawozów sztucznych, i nie stać go na utrzymanie dostatecznej ilości inwentarza żywego dla pokrycia choćby najelementarniejszych własnych potrzeb. Z nędzy, wywołanej przez kapitalizm, robi się ideał walki. Kapitalizm sam zredukował już nader skutecznie produkcję chłopską.
Beznadziejność stanowej polityki ukłonów wobec kapitalizmu i skamlania o ochłapy ze stołu pańskiego będzie się demaskowała z każdym dniem bardziej jaskrawo. Wraz z tym musi się odbywać proces zbliżania drobnego producenta do klasy robotniczej. Tym bardziej, że klasa robotnicza, wysuwając hasło wywłaszczenia wielkiego kapitału i wprowadzenia planowej gospodarki, obejmuje swym programem również najistotniejsze interesy drobnych producentów. Proletariat wyciąga do nich rękę w celu zjednoczenia sił we wspólnej walce o wspólne cele. Program bowiem planowej gospodarki społecznej zabezpiecza przed wyzyskiem kapitału zarówno robotnika fabrycznego, jak i chłopa czy rzemieślnika, zarówno jednemu, jak i drugiemu niesie gwarancję podniesienia dobrobytu. Gwarancja ta przy tym nie wynika z jakiejś umowy, opartej na wzajemnych kompromisach, lecz jest wynikiem potrzeby gospodarczej całego społeczeństwa: bez podniesienia dobrobytu mas pracujących w mieście i na wsi nie ma bowiem możności opanowania kryzysu i zapewnienia życia i pracy ludności kraju. Wspólny interes społeczny i gospodarczy jest najlepszą więzią i daje pewność, że siły te istotnie zostaną połączone.
Już teraz w oczach naszych następuje zjednoczenie sił klasy robotniczej w miastach z chłopami małorolnymi na wsi. Nie darmo wyciągnięto z lamusa kapitalistycznych straszaków starą frazeologię o czerwonych wilkach. Pastuszkowie w sutannach, mundurach i zwykłych marynarkach uderzają w dzwon trwogi. Socjalizm szerzy się na wsi polskiej. Inaczej przecież być nie może!
Gospodarstwa chłopskie giną wprost wraz ze swymi posiadaczami pod poczwórnym jarzmem przeludnienia wsi, podatków, wyzysku pośredników i zdzierstwa fabrykantów i lichwiarzy. Łączny ciężar tego brzemienia jest ponad siły, zwłaszcza dla małorolnych i karłowatych gospodarstw, obejmujących 65% ludności wiejskiej i 34% całej ludności Polski. Jakież jest wyjście z tego położenia?
Przeludnienie wsi to wynik zatamowania możności emigracji na obczyznę i do miast. Zamiast emigracji za granicę mamy przewagę reemigracji. Przyrost ludności w 10 większych miastach Polski w ciągu lat 1922-1930 wynosił rocznie około 70 000 głów, gdy w roku 1930 wyniósł zaledwie 26 000. Stanowi to niespełna 1%, a więc przyrost ludności miast spadł poniżej przyrostu naturalnego, wynoszącego w okresie lat 1926-1930 1,57%. Czego zresztą szukać może człowiek ze wsi wśród ruin miast polskich? Siedzi więc bezrobotny chłop na wsi, obciąża gospodarkę rodziny swej jeszcze jedną zbyteczną i nieużyteczną gębą lub też wegetuje z dnia na dzień jako komornik czy bezrolny chałupnik.
Ta klęska jest nierozłącznie związana z kryzysem, zastojem i bezrobociem w mieście. Rozwiązanie jej leży więc na linii wspólnej z dążeniami klasy robotniczej. 2 miliony bezrobotnych na wsi mogą znaleźć dla siebie ujście tylko przez wspólną walkę z robotnikami miejskimi. Ich los uzależniony jest od wyników tej właśnie walki. Wraz z tym rozstrzyga się również kwestia ciężaru bezrobocia na wsi, będąca nie tylko nieszczęściem robotników wiejskich, ale niepomiernym ciężarem dla ogromnej ilości gospodarstw, obciążonych mimo panującej nędzy nadmierną ilością członków rodzin.
Warunkiem podstawowym jakiegokolwiek podniesienia poziomu życia chłopa polskiego jest więc zniesienie bezrobocia na wsi. To pierwszy i podstawowy punkt programu w stosunku do ludności wiejskiej. Ale jest to równoznaczne z zagadnieniem uruchomienia przemysłu i dalszego uprzemysłowienia kraju. Nikt już nie może oczekiwać tego od kapitalizmu. Jedyną nadzieję niesie planowa gospodarka. Jest to też centralny węzeł wspólnoty losów robotnika i chłopa.
Zniesienie bezrobocia stanowi jednak tylko wstępny warunek podniesienia dobrobytu wsi. Ale gospodarka planowa niesie także rzeczywiste rozwiązanie tak palącej dziś kwestii nożyc cen: wywłaszczenie wielkich kapitalistów, przejęcie przedsiębiorstw prywatnych przez państwo i dopuszczenie przedstawicieli spożywców do decyzji w zakresie polityki cen, o czym mówiliśmy wyżej, zagwarantuje dopiero chłopom rzeczywisty wpływ na kształtowanie się cen przemysłowych. Gospodarka społeczna musi dbać o równowagę cen przemysłowych i rolnych, bo jest ona warunkiem normalnego rozwoju gospodarczego. I znów nie jakaś łaska dla chłopa, ale interes całego społeczeństwa wymaga tu zabezpieczenia drobnych producentów przed wyzyskiem i to jest rzeczywistą gwarancją ochrony interesów chłopskich w gospodarce planowej.
To samo dotyczy wyzysku pośredników i lichwiarzy. Gospodarka społeczna musi wytoczyć walkę tym przejawom kapitalizmu i wesprzeć wszelki wysiłek spółdzielczości chłopskiej w tym zakresie. Dlatego też klasa robotnicza głosi w uchwałach Rady Naczelnej PPS:
„zniesienie wyzysku lichwiarskiego,
zniesienie wyzysku pośredników”!
Stawiając te postulaty socjalizm nie poprzestaje na wytknięciu celów, lecz wskazuje jednocześnie drogi, na jakich można cele te urzeczywistnić. Drogą tą jest spółdzielczość, organizująca wymianę towarów gospodarki chłopskiej i kredyt społeczny na wsi. Droga ta jednak jest ogromnie daleka i w naszych warunkach zupełnego zubożenia, wynędznienia wsi staje się prawie beznadziejna, jeśli zadowolić się tylko samorzutnym organizowaniem spółdzielczości rolniczej przez chłopów. Żeby istotnie i szybko wyprowadzić ludność wsi z dzisiejszej niewoli u pośredników i lichwiarzy, musi do walki tej wystąpić cały aparat państwowy, zasobny w wielkie fundusze i wykwalifikowanych instruktorów, spieszących na pomoc istniejącym zarodkom spółdzielczości lub powołującym do życia ruch spółdzielczy tam, gdzie jeszcze nie ma jego zaczątków. Zagadnienie gospodarcze przekształca się tutaj w zagadnienie polityczne rządów, które taki obowiązek podejmą i wykonają z należytym nakładem energii i środków oraz potrafią tę pomoc utrzymać w ramach rzeczywistej pomocy w rozwijaniu samodzielności chłopskiej i nie przekształcą jej w biurokratyczne „uszczęśliwianie wsi” i udrękę jej mieszkańców.
Zagadnienie rządu wiążę się również ściśle ze wszystkimi innymi sprawami dotyczącymi uzdrowienia życia na wsi. Przede wszystkim zaś ze zniesieniem niesprawiedliwości podatkowych. W zakresie tym PPS stawia następującą zasadę:
„zwolnienie od podatków wszystkich zarobków stojących poniżej kosztów utrzymania oraz wszystkich gospodarstw rolnych nie prowadzonych w charakterze przemysłowo-handlowym, a posiadających poniżej 5 ha ziemi uprawnej”.
Gospodarstwa małorolne i karłowate, nieprzekraczające 5 ha powierzchni uprawnej, w najlepszych warunkach zaledwie mogą starczyć na utrzymanie rodziny gospodarza. Podatek może i musi pobierać państwo tylko od rzeczywistego dochodu, tj. od nadwyżki ponad minimum egzystencji. Polityka podatkowa państwa robotniczo-chłopskiego oprzeć się musi na tak ujętym podatku dochodowym. I to jest jedyna droga do zniesienia niesprawiedliwości w dzisiejszym rozkładzie i całym systemie podatkowym.
Walka z bezrobociem na wsi, usunięcie wyzysku kapitalistów, zmniejszenie ciężarów podatkowych, wszystko to jednak tylko środki częściowo znoszące nadmiar krzywdy gniotącej ludność chłopską i wykreślającą ją z liczby normalnych i pełnych konsumentów swej własnej i fabrycznej produkcji. Te półśrodki nie załatwiają najważniejszej kwestii, jaką jest głód ziemi i zbyt drobny rozmiar gospodarstw, aby mogły one całkowicie wykorzystać wszystkie możliwości dla podniesienia produkcji i dochodu. Stajemy oko w oko z wielkim zagadnieniem przebudowy ustroju rolnego w Polsce.
Przebudowa ta winna być dostosowana do potrzeb całego gospodarstwa społecznego. Podniesienie dobrobytu ludności wiejskiej i podniesienie dochodu społecznego, płynącego z rolnictwa, są celami gospodarki planowej. W poprzek temu stoi dziś nadmierne rozdrobnienie gospodarstw chłopskich. Gospodarstwa karłowate i większość gospodarstw małorolnych nigdy nie będą w stanie znacznie podnieść produkcyjności pracy. Ale i większe, nawet obszarnicze gospodarki nie mogą się u nas mierzyć w zakresie wydajności z rolnictwem zachodnioeuropejskim.
Widzimy tu nie tylko zacofanie naszej gospodarki rolnej, lecz równocześnie zarysowują się przed nami rozmiary możliwego postępu, jaki jest do osiągnięcia w naszym rolnictwie. Pewne podniesienie gospodarki rolnej można osiągnąć przez upełnorolnienie gospodarstw małorolnych i karłowatych kosztem wywłaszczenia obszarników. Nie rozwiązuje to jednak sprawy, gdyż zapasu ziemi nie starczy na powszechne upełnorolnienie i nadzielenie ziemią służby folwarcznej i bezrolnych. Nie załatwia to również całkowicie kwestii podniesienia produkcji rolnej, gdyż pozostawia gospodarki rozpylone, oddane samym sobie, bez kapitałów zakładowych i obrotowych. Powrót do gospodarki naturalnej, prowadzonej bez kapitału, jest już dziś absurdem. Trzeba szukać innych rozwiązań.
Wywłaszczenie obszarników bez odszkodowania jest starym hasłem socjalizmu.
Wywłaszczając jednak wielkich obszarników i przejmując ich ziemię, państwo robotniczo-chłopskie stanie wobec konieczności gruntownego przebudowania stosunków rolnych. Nie sposób dokonać tego według jakiegoś wszędzie jednakowego schematu. Z zapasu wywłaszczonej ziemi państwo będzie musiało zarówno zaspakajać najpilniejsze potrzeby upełnorolnienia, jak też i wytwarzania wzorowych społecznych i państwowych gospodarstw niepodzielonych.
Najważniejszym wysiłkiem musi być dążenie do zorganizowania drobnych gospodarstw w kierunku spółdzielczego użytkowania narzędzi rolniczych i scalenia uprawy na zasadach scalenia gruntów i skasowania miedz. Jest to jedyna forma dająca możność przy zachowaniu prywatnej własności i podziału plonu pracy z uwzględnieniem rozmiarów tej własności jednoczesnego zastosowania zdobyczy techniki rolniczej.
Ten typ będzie niewątpliwie swymi wynikami wyprzedzał stare formy rolnictwa indywidualnego i nie musi być wprowadzany pod przymusem. Państwo ze swej strony musi dać takim gospodarstwom największą pomoc w narzędziach i instruktorach, bez łamania odwiecznych nawyków prywatnej własności, co musiałoby wywoływać reakcję i wzmacniać wszystkich wrogów gospodarki planowej.
Obok tego typu spółdzielczych gospodarstw drobnych rolników z obszarów przejętych przez państwo muszą być wytworzone czysto spółdzielcze wielkie gospodarstwa oparte na organizacji robotników rolnych. To muszą być gospodarki wzorowe dla całego kraju. Muszą się one stać wielkimi fabrykami zboża czy mięsa. Wyposażone we wszystkie zdobycze techniki rolnej musza pociągać przykładem, stwarzać wzory wydajności i stać się wielkimi kuźniami postępu i kultury na wsi.
Trzecim wreszcie typem gospodarstw, zapewne z początku najliczniejszym, będą drobne samodzielne gospodarstwa, które zostaną w miarę zapasów ziemi upełnorolnione i skomasowane. Pomoc państwowa w przeprowadzaniu wszelkiego typu melioracji rolnych pozwoli i tym gospodarstwom podnieść znacznie wydajność. Najważniejszym jednak w stosunku do nich jest zorganizowanie spółdzielczego handlu zbożem i produktami rolnymi oraz stworzenie kredytu społecznego, co pozwoli tym drobnym producentom osiągnąć możliwie wysoki dochód z gospodarki. Kto obserwuje dziś wahania cen na przednówku i po żniwach, ten rozumie, jak wielkim jest wyzysk pośredników w stosunku do chłopa. Różne premie zbożowe tuczą tylko tę kastę i obszarników. Kredyty zastawowe wykorzystuje też tylko wielki producent. Dlatego na czoło wysuwa się tu żądanie:
„państwowej organizacji handlu zbożem, opartej o spółdzielnie drobnych rolników, pomocy kredytowej dla drobnego rolnictwa, popierania przez państwo spółdzielczości rolniczej i podniesienia produkcji rolniczej” (XXII Kongres PPS).
Przejście do gospodarki planowej będzie zarazem przejściem do gospodarki poddanej woli ludu pracującego. Klasa robotnicza nie może narzucać chłopom form gospodarczych. Dlatego też nie chcemy dziś określać szczegółów przyszłego ustroju rolnego. Socjalizm daje tylko gwarancje klasy robotniczej dla sprawy małorolnych i bezrolnych i ochronę ich interesów zarówno przed wyzyskiem kapitału, jak i zbogaconych i chcących się dalej bogacić kosztem biedoty wiejskiej chłopów i półpanków. Przebudowa ustroju rolnego ma przynieść podniesienie dobrobytu mas wiejskich, a nie zbogacenie się jednostek. Przez to też stawiamy jasno sprawę konieczności szukania wyjścia nie tylko na drodze rozdziału ziemi obszarniczej, ale przede wszystkim na drodze wykorzystania tego zapasu ziemi dla najlepszego zorganizowania produkcji rolnej i zabezpieczenia potrzeb bezrolnej i małorolnej ludności wsi.
Ankieta o kredytach wiejskich ujawniła znamienny fakt przekształcania się bogatych chłopów w lichwiarzy. Ci wyradzający się w kapitalistów chłopi mają również nieograniczony pęd do powiększania rozmiaru swych gospodarstw. Reforma rolna, oparta na zasadach swobodnego kupna ziemi wywłaszczonych obszarników, tym tylko najbogatszym przyniosłaby powiększenie bogactwa. Przebudowa ustroju rolnego w myśl potrzeb planowej gospodarki nie może polegać na tym, żeby miejsce jednej zajęło kilkanaście pijawek, ssących siły biedoty wiejskiej. Podniesienie dobrobytu małorolnych i bezrolnych streszcza się więc w zniesieniu bezrobocia i rozwoju przemysłu w Polsce, w zwolnieniu minimum egzystencji od podatków i zorganizowaniu gospodarki rolnej, zarówno produkcji, jak i wymiany na zasadach spółdzielczych przy pełnej i konsekwentnie przeprowadzonej pomocy państwa, rozporządzającego swobodnie zapasem ziemi pochodzącym z wywłaszczenia obszarników.
***
Przejdźmy teraz do omówienia, choćby w najogólniejszym zarysie, sprawy rzemieślniczej. Ustalaliśmy już społeczne rozmiary tej kwestii, związanej z egzystencją kilkuset tysięcy pracowników. I tu, podobnie jak w rolnictwie, warunkiem wstępnym poprawy losu tej gromady ludzkiej jest otworzenie możności swobodnego przeniesienia się do fabryk i porzucenia złud samodzielnej gospodarki. Dzisiejszego nadmiaru samodzielnych rzemieślników rzemiosło nigdy nie będzie w stanie utrzymać. Otworzenie możności porzucenia marnej wegetacji przy stołku szewskim czy prymitywnym warsztacie ślusarskim i otrzymania pracy w fabryce stworzy dopiero dla uszczuplonej w ten sposób liczby rzemieślników możność podniesienia dochodu ze swej pracy.Będzie to również ciosem dla wyzysku wszystkiego typu chałupników i najemników, zatrudnionych u bogatszych „mistrzów” cechowych. Rzemiosło otrzyma właściwe pole pracy samodzielnej w dziedzinach, w których jeszcze nie zatriumfowała praca mechaniczna i nie wyparła pracy rzemieślniczej, stosowanej bez systemu najbardziej bezwzględnego wyzysku wobec najmity.
Te dziedziny rzemiosła zdrowego i mającego możność rozwoju muszą być otoczone pilną opieką państwa. Planowa gospodarka i tutaj musi przynieść swe dobroczynne skutki. Przede wszystkim zniesie ona zależność drobnych rzemieślników od kapitału i unicestwi wyzysk lichwiarski, tak skutecznie dziś dokonywany. W zamian zależności od kapitalistów nakładców i wierzycieli gospodarka planowa przyniesie włączenie rzemiosła, przy pozostawieniu prywatnej własności warsztatu, do systemu gospodarki społecznej, objętej troską państwa. Musi się to odbyć przy pomocy zasilania jej społecznym kredytem oraz organizacji społecznych form zakupu środków produkcji i wymiany gotowych towarów. Celem bowiem gospodarki społecznej musi być i tu powiększenie plonu pracy i dobrobytu pracownika. Temu celowi służyć będzie cały rozwinięty system rzemieślniczych organizacji spółdzielczych zakupu i zbytu.
Rzemiosło wytwórcze musi dostać do pomocy mechaniczną siłę i zjednoczonym wysiłkiem zastąpić tak drogą dziś pomoc prywatnego kapitalisty w zakresie ulepszenia narzędzi czy ich odnowienia.
Te wszystkie funkcje może podjąć i przeprowadzić tylko spółdzielczość pracy rzemieślników. Nie ma innej drogi dla podniesienia dochodu z warsztatu rzemieślniczego.
Tylko nieliczna garstka rzemieślników posiada dostateczną siłę gospodarczą, niezbędną dla zastosowania nowszych, wydajniejszych narzędzi i korzystania z siły motorycznej. Rzemieślnicy ci są już raczej drobnymi fabrykantami. Tych można pozostawić swemu losowi i zapewne siłą tradycji przez długi czas będą usiłowali żyć na zasadach czysto prywatnej gospodarki. Planowa organizacja społeczna nie ma potrzeby krępowania ich. Natomiast ogromna masa rzemieślników pracujących dziś własnymi tylko siłami, co najwyżej wzmocnionymi pomocą członków rodziny lub jakiegoś nieszczęsnego „ucznia”, ta masa rzemieślników zmuszona jest szukać podniesienia swego dobrobytu w spółdzielczości, która dopiero pozwoli podnieść się gospodarczo i ułatwi pracę drobnego warsztatu, zdejmując ciężką troskę o grosz kredytu i większą jeszcze bodaj troskę o znalezienie nabywcy.
Obowiązkiem państwa robotniczo-chłopskiego będzie otoczenie tego rzemiosła najbardziej pieczołowitą opieką. Przez stałą i wydajną zarówno organizacyjną, jak i finansową pomoc spółdzielczości rzemieślniczej, a przede wszystkim przez oznaczenie rzemiosłu jako całości i poszczególnym jego gałęziom odpowiedniej roli w gospodarce społecznej. Tego wymaga nie tylko żywotny interes kilkuset tysięcy pracowników, lecz także interes całości społeczeństwa i jego gospodarki, która musi być nastawiona na powiększenie dobrobytu przez podniesienie produkcji.
***
Mówiąc o roli warstw drobnych posiadaczy w gospodarce i o stosunku planowej gospodarki do tych warstw, nie sposób nie zatrzymać się chwilę na kwestii tej grupy społecznej, która wywyższa się ponad drobnomieszczaństwo, ale gospodarczo bliską mu spełnia rolę, a umysłowo rzadko też jako całość potrafi wznieść się ponad zaczarowany krąg idei drobnego posiadacza. Mówimy o inteligencji jako warstwie społecznej. Zwłaszcza o inteligencji zawodowej. Dziś przeżywa ona swój kryzys na równi z proletariatem i drobnym posiadaczem. Liczba jej w czasie kryzysu obecnego okazała się zbyt wielka w stosunku do zapotrzebowania przemysłu lub też do zapotrzebowania usług ze strony wynędzniałej ludności. Uniwersytety wyrzucają rokrocznie z górą 3000 młodych techników, inżynierów, lekarzy, przyrodników i prawników, którzy nie mogą znaleźć pracy. Czyżby inteligencji tej było za dużo? Nie. I tu występuje tylko na jaw jeden z przejawów kryzysu kapitalizmu, który mimo rozwoju techniki nie potrzebuje techników, gdyż ogranicza pracę; mimo złego stanu zdrowotności publicznej skazuje lekarza młodego na głód, bo biedota nie może się leczyć, mimo braku szkół pozwala ginąć w nędzy tysiącom wykształconych ludzi, bo szkolnictwo to zbytek!Losy inteligencji zawodowej związane są najściślej z losami społeczności. Już dziś przejawiają się głosy świadomości tego związku, gdy lekarze młodszego pokolenia widzą w uspołecznionym lecznictwie, chociażby w formie kas chorych, jedyną szeroką materialną podstawę swego bytu. Bez kas chorych nadprodukcja lekarzy przy niemożności leczenia się ze strony masy ludzi biednych dawałaby się odczuć jeszcze silniej. A kiedyż mogą znaleźć pracę i możność tworzenia, możność twórczego zużytkowania swej wiedzy młodzi inżynierowie i technicy, jeśli nie nastąpi era społecznego zaspakajania potrzeb i społecznej organizacji produkcji? Tak to los inteligencji zależny jest od losów całego społeczeństwa i jej interes grupowy wiążę się najbliżej z interesami proletariatu.
Inteligencja uosabia jednak najgorsze cechy kapitalistycznego ducha i jest rozindywidualizowana i jednocześnie gotowa do płaszczenia się przed silniejszym, ale za to pełna nieusprawiedliwionej niczym dumy wobec uchodzących dzisiaj za słabszych. Stąd jej tak częsta pokora i gotowość wypełniania każdej, choćby najpodlejszej roboty dla kapitalistów i opór wobec idei społecznej organizacji, społecznej dyscypliny pracy. A jednak przyszłość i rozwój inteligencji, jako nosicielki wiedzy, umiejętności i twórczej pracy, związane są nierozerwalnie ze zwycięstwem proletariatu, zwycięstwem gospodarki społecznej i planowej.
Zygmunt Zaremba
Powyższy tekst to fragment książki Zygmunta Zaremby „Bezdroża kapitalizmu i drogowskazy przyszłości”, Nakładem Towarzystwa Wydawniczego „Światło”, Warszawa 1933. Od tamtej pory nie była ona wznawiana, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.
Publikowaliśmy już inny rozdział tej samej pracy: Planowa gospodarka Na podobny temat warto przeczytać także:
Adam Próchnik: Zagadnienie tzw. warstw pośrednich [1935]