Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Janina Święcicka

O pracy spółdzielczej wśród kobiet w latach 1928-1939

Trudno dziś, gdy na karku ciąży przeszło kopa lat, odtworzyć z pamięci dokładnie to, co się robiło w wieku młodzieńczym i dojrzałym, w dodatku gdy dokumenty z działalności organizacji, której poświęciłam wszystkie wolne chwile mego życia, i którą wypiastowałam i wypielęgnowałam, padły ofiarą wojny światowej. Jedyne źródła, na podstawie których mogłam odtworzyć poszczególne fakty, to sprawozdania z działalności Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej i roczniki czasopisma „Społem”. Naturalnie, informacje zamieszczone w tych wydawnictwach są bardzo ogólnikowe, niepełne, a w jednym wypadku (sprawozdanie umieszczone w roczniku WSM 1931) nawet nieścisłe [1].

W sierpniu 1939 r. Zarząd Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, przy której rozwijało działalność szereg instytucji społecznych, a wśród nich i Koło Czynnych Kooperatystek, postanowił ukryć akta z działalności tych organizacji w przewodach centralnego ogrzewania [2]. Wszyscy przypuszczali, że wojna rychło się skończy i najeźdźca opuści nasz kraj. Niestety długo musieliśmy czekać na tę chwilę.

Na długo przed powstaniem pierwszych kół kooperatystek mówiło się wśród spółdzielców o potrzebie powołania organizacji, która pracowałaby nad zjednaniem mas kobiecych dla ruchu spółdzielczego. Doskonale tę potrzebę odczuwał Romuald Mielczarski, prezes Związku Polskich Spółdzielni Spożywców, oświadczając, że „bez kobiet nie ma kooperacji”.

Z uznaniem należy stwierdzić, że ówczesny Związek Polskich Stowarzyszeń Spożywców od zarania swoich dziejów usiłował współpracować z kobietami. Redakcja czasopisma „Społem” nawiązała kontakt z naszą wybitną pisarką, Marią Dąbrowską, o czym sama tak pisze w swoim artykule, umieszczonym w jubileuszowym numerze tegoż czasopisma: „»Społem« zwróciło uwagę na moje młodociane pióro i zaprosiło mnie bodajże w 1912 r. do swego komitetu redakcyjnego”.

Polski Związek Stowarzyszeń Spożywców umiał również zjednać do współpracy wielką entuzjastkę ruchu spółdzielczego dr Marię Orsetti. Była ona stałą współpracownicą czasopisma „Społem”, w którym m.in. umieszczała artykuły o działalności spółdzielczej kobiet za granicą, w nadziei, że myśli przez nią propagowane pobudzą polskie kobiety do naśladowania swoich zagranicznych siostrzyc.

Na dobro ówczesnych kierowników ruchu spółdzielczego należy zapisać również to, że chociaż w Polsce nie było jeszcze najmniejszego zalążka kobiecej organizacji spółdzielczej, dr Marię Orsetti stale delegowano na organizowane co trzy lata międzynarodowe zjazdy kooperatystek w wielkich miastach krajów europejskich jak: Bazylea, Wiedeń, Sztokholm, Paryż, Zurich.

Doktor Orsetti dała się poznać na forum międzynarodowym jako znawczyni i gorąca zwolenniczka ruchu spółdzielczego. Współpraca jej z Międzynarodową Ligą Kooperatystek stała się bardzo ścisła od początku założenia tej organizacji, tj. od Kongresu w Bazylei w 1921 r. Do 1946 r. reprezentowała Polskę w Komitecie Wykonawczym Międzynarodowej Ligi Kooperatystek. Z kongresów i posiedzeń egzekutywy przywoziła do kraju wiadomości, którymi dzieliła się ze społeczeństwem na łamach czasopisma „Społem”.

Próbowała również pracować jako organizatorka kobiecego ruchu spółdzielczego w Polsce. Pierwsze próby, czynione przez nią w latach dwudziestych przy pomocy Związku Spółdzielni Spożywców, dały w wyniku powstanie kół kooperatystek w Zagłębiu, w Milanowicach, Piaskach, Sławkowie, Sosnowcu, a także w Łodzi. Koła te miały pewne osiągnięcia. Z prasy spółdzielczej „Społem” wynika, że przedstawicielki tych kół brały udział w zebraniach rad okręgowych Związku Spółdzielni Spożywców. Spółdzielcy cieszyli się z tej „jaskółki”, która wbrew ludowemu przysłowiu „zwiastowała wiosnę” i z wielkim zadowoleniem pisali w „Społem” i w „Spólnocie” o tych pierwszych objawach powstawania organizacji kobiecej.

Nie pamiętam, w jakich okolicznościach zetknęłam się po raz pierwszy z dr Orsetti. Wiem tylko, że było to na Żoliborzu. Dr Orsetti często odwiedzała Warszawską Spółdzielnię Mieszkaniową, widząc w tej organizacji wielkie dzieło realizacji współżycia ludzi na zasadach spółdzielczych. W jednym z tych domów mieszkałam wraz z rodziną. Wśród mieszkańców tej spółdzielni było sporo działaczek społecznych i politycznych. Były to: Magdalena Białkowska, Wanda Adynowska-Wawrzyńska, Helena Chodźko-Karaśkiewiczowa, Stanisława Filipczakowa, Olena Hauboldowa, Zofia Jaxa-Bykowska, Maria Kielanowa, Maria Kleindienst-Klonowska, Emilia Konicowa, Janina Michalska, Jadwiga Okorska, Józefa Podsiadlanka, Marcelina Waczkowska, Maria Zdanowska, Zofia Żarnecka i wiele innych. Dr Orsetti liczyła, że one pomogą jej założyć wzorcowe Koło Kooperatystek, które służyłoby jako wzór do powstawania podobnych organizacji w całym kraju.

Pierwsze moje kontakty z dr Orsetti miały charakter wzajemnego poznawania się. Ściśle i na całe życie związała nas wspólna praca, zapoczątkowana w 1928 r. po wizycie w Polsce Honory Enfield, sekretarki Międzynarodowej Ligi Kooperatystek, organizacji mającej swoją siedzibę w Londynie.

Honora Enfield wybrała się do Związku Radzieckiego w celu nawiązania kontaktów zerwanych w poprzednich latach. Po drodze wstąpiła do Polski, aby odwiedzić dr Marię Orsetti, być obecną na Zjeździe Związku Spółdzielni Spożywców i zetknąć się z polskimi spółdzielczyniami, by zachęcić je do założenia kobiecej organizacji spółdzielczej. W tym celu odwiedziła Warszawską Spółdzielnię Mieszkaniową.

Tow. Stanisław Tołwiński, członek Zarządu Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, zaprosił Honorę Enfield, dr Marię Orsetti, mnie, Józefę Podsiadlankę Władysławę Weychert-Szymanowską, Wandę Adynowską (później Wawrzyńską) i inne, których już nie pamiętam, na skromną herbatkę. Honora Enfield opowiedziała nam w krótkich słowach, jak powstała i pracuje angielska Liga Kooperatystek i jak organizacje kobiece mające na celu popieranie ruchu spółdzielczego rozwinęły się w wielu krajach, nie wyłączając krajów Azji.

Pod wpływem tych informacji postanowiłyśmy zwołać wielkie zebranie kobiet w sali Towarzystwa Higienicznego w Warszawie przy ul. Karowej 7, na którym Honora Enfield opowiedziałaby nam szczegółowo o tym, jak pracują działaczki spółdzielcze w różnych krajowych organizacjach i o zadaniach Międzynarodowej Ligi Kooperatystek.

Obecne na herbatce kobiety wzięły na siebie obowiązek zorganizowania tego zebrania. Władysława Weychert-Szymanowska, jako przewodnicząca założonej przez siebie organizacji kobiecej, zwanej Towarzystwem Klubów Kobiet Pracujących, zobowiązała się zaagitować członkinie, by przybyły na to zebranie i w ten sposób zbliżyły się do zagadnień spółdzielczych. Kluby – były to nieliczne stosunkowo stowarzyszenia kobiet pracujących wspólnie zarobkowo. Prowadziły one drobne warsztaty pracy, oparte przede wszystkim na pracy ręcznej lub najprostszych maszyn, jak warsztaty tkackie, maszyny do szycia itp. Były to pierwociny spółdzielni pracy. W owym czasie spółdzielczość pracy w swej skrystalizowanej formie nie była jeszcze rozpowszechniona. Jan Wolski dopiero zaczął pracować nad praktyczną realizacją swoich idei. Ale potrzeba istnienia tej formy działalności gospodarczej już dawała się odczuwać. Weychert-Szymanowska, organizując kluby, chciała dopomóc bezrobotnym kobietom w zdobywaniu środków utrzymania.

Józefa Podsiadlanka przeprowadziła agitację wśród swoich koleżanek zatrudnionych w Centrali Spółdzielni Rolniczo-Handlowych, ja w Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej i Jadwiga Czeszejko-Sochacka – w Związku Spółdzielni Spożywców. Zdawało się, że frekwencja będzie zapewniona. Tymczasem na zebranie przybyło około 30 kobiet, co w wielkiej sali wyglądało fatalnie. Po dość długim i denerwującym organizatorki oczekiwaniu pani Enfield zdecydowała się wygłosić swoją prelekcję do tak nielicznego audytorium. Organizatorki były zawstydzone i zdruzgotane. Pani Enfield oświadczyła, że nie mamy czego się martwić. Idea spółdzielcza nie jest łatwo przyjmowana przez kobiety. Należy popracować wiele czasu, aby ją kobiety zrozumiały, a kiedy ją zrozumieją i pokochają, to na zawsze staną się jej wyznawczyniami. Powiedziała, że angielską Ligę Kooperatystek założyło siedem kobiet, a obecnie Liga jest poważną organizacją kobiecą, która dała impuls do zakładania podobnych organizacji w innych krajach i przyczyniła się do powstania Międzynarodowej Ligi Kooperatystek. Słodycz, spokój i takt tej kobiety chwyciły za serce naszą małą garstkę.

O zebraniu tym obie z Józefą Podsiadlanką napisałyśmy artykuły do prasy: Józefa Podsiadlanka – do czasopisma „Spółdzielnia Rolnicza”, ja do „Spólnoty”, popularnego tygodnika wydawanego przez Związek Spółdzielni Spożywców. Poza tym wespół z dr Orsetti prowadziłyśmy z poszczególnymi kobietami na Żoliborzu rozmowy mające na celu przekonanie ich o potrzebie powołania organizacji kobiecej popierającej ruch spółdzielczy. Wskazywałyśmy na niedostateczną pracę miejscowej spółdzielni spożywców i mówiłyśmy o konieczności poprawy tej działalności przy pomocy kobiet. Praca nasza szła dość opornie. Przerażała mnie m.in. niechęć do pracy społecznej ze strony tych kobiet, które z racji swej pracy w ruchu spółdzielczym powinny były coś dla jego rozwoju czynić.

Mam na myśli pracownice Związku Spółdzielni Spożywców, które nie uważały za potrzebne, pomimo agitacji i pomimo że „jadły chleb” spółdzielczy, nawet przybyć na odczyt gościa zagranicznego – H. Enfield. Wśród nich chlubnym wyjątkiem była Jadwiga Czeszejko-Sochacka, która w swoich podróżach służbowych, stale i przy każdej okazji, agitowała kobiety na terenie całego kraju, aby zapisywały się na członkinie spółdzielni spożywców i czyniły zakupy w sklepach spółdzielczych.

Po wielu wysiłkach i przeprowadzeniu mnóstwa indywidualnych rozmów udało nam się zebrać kilka kobiet z Żoliborza. Wespół z nimi, pod koniec 1929 r., utworzyłyśmy Koło Czynnych Kooperatystek.

Naturalnie, przy opracowaniu statutu dla tego Koła główną rolę odegrała dr Orsetti. Powiedziano w nim, że celem Koła Czynnych Kooperatystek jest propaganda idei spółdzielczej, w szczególności rozwój miejscowych instytucji spółdzielczych przez zapewnienie im aktywnej współpracy ze strony kobiet. Dr Orsetti przeforsowała nazwę „Czynnych”, uważała bowiem, że każda członkini Koła powinna mieć jakąś funkcję, za wykonywanie której byłaby odpowiedzialna. Pierwszy Zarząd Koła stanowiły: Wanda Adynowska-Wawrzyńska, Zofia Hurbichowa, Maria Orsetti, Teofila Szemiotowa, Janina Święcicka; zastępczynie: Przybyszewska, Stefanowska, W. Szczepańska. W skład Komisji Rewizyjnej weszły J. Dłuska, J. Okorska, A. Tołwińska.

Koło Czynnych Kooperatystek nie było pierwszą spółdzielczą organizacją kobiecą w Polsce. Jak już zaznaczyłam, wcześniej powstały koła w Zagłębiu, a także w Łodzi i Pabianicach. Powstały one na skutek działalności prasowej dr Orsetti i akcji propagandowej, prowadzonej na zjazdach okręgowych Związku Spółdzielni Spożywców i na walnych zgromadzeniach spółdzielni. Bliższych danych o działalności tych kół nie ma. Wiadomo tylko, że w owym czasie Powszechna Spółdzielnia Spożywców w Łodzi liczyła 33,6% członkiń w stosunku do ogólnej liczby zrzeszonych.

Koło Czynnych Kooperatystek na Żoliborzu było pierwszą organizacją kobiecą, która pracowała systematycznie, dając wzory form działalności dla kół w całym kraju. Odpisy statutu tego koła wędrowały do środowisk kobiecych grupujących się przy spółdzielniach spożywców i w oparciu o ten wzór powstawały koła we wszystkich niemal miastach Polski. Dlatego należy obszerniej powiedzieć o pracach tej pierwszej pionierskiej organizacji.

Jako najważniejsze i pierwsze zadanie Koło postawiło sobie współpracę z miejscową spółdzielnią spożywców „Gospoda Spółdzielcza”, w celu dopomożenia jej w podniesieniu gospodarki, tak by członkowie byli wreszcie zadowoleni.

Na wstępie Zarząd ułożył ankietę, którą członkinie Koła osobiście wręczyły wielu członkom „Gospody”. Ankieta miała wykazać przyczyny niezadowolenia członków z działalności spółdzielni. Opracowane wyniki tej ankiety podano do wiadomości kierownictwu spółdzielni i wskazano drogi uzdrowienia.

Koło postanowiło czuwać bezustannie nad działalnością sklepów „Gospody” za pośrednictwem zorganizowanych komitetów sklepowych [3]. Zwerbowano pewną liczbę gospodyń domowych, które na najbliższym walnym zgromadzeniu „Gospody” postanowiono wysunąć jako kandydatki na członkinie komitetów.

Dużo wysiłków kosztowało wdrożenie kobiet do tej działalności. Rekrutowały się one z gospodyń domowych, spośród których bardzo wiele po raz pierwszy zabrało się do pracy społecznej. Trzeba było przekonać je o wartości tej pracy i ośmielić.

Zanim zostały na walnym zgromadzeniu wybrane do komitetów sklepowych, Zarząd Koła zetknął je z kierownictwem spółdzielni, by wspólnie porozmawiać o zaobserwowanych niedomaganiach w działalności „Gospody”. Gdy to zaproponowałyśmy ówczesnemu kierownikowi spółdzielni, Lenardowi Lenkowi, ten się przeraził. Musiałam długo mu tłumaczyć, że kobiety chcą zainteresować się działalnością spółdzielni nie po to, aby obrzydzać życie kierownictwu, i że wcale nie zamierzają wkraczać w kompetencje Zarządu, lecz chcą komunikować Zarządowi o tym, czego sam nie jest w stanie zauważyć. Celem ich pracy będzie raczej pomaganie Zarządowi, a nie utrudnianie mu jego działalności. Gdy mu powiedziałam jeszcze, że komitety sklepowe będą szkołą działalności społecznej kobiet, że „Gospoda Spółdzielcza” będzie tym warsztatem, na którym początkujące działaczki spółdzielcze będą próbowały swych sił, i że jego, kierownika spółdzielni, zadaniem będzie zachęcanie kobiet do pracy społecznej, udobruchał się całkowicie, a rola nauczyciela nawet przypadła mu do gustu. Pierwsze takie zebranie odbyło się w jadłodajni „Gospody” i obie strony były z jego przebiegu zadowolone. Kobiety śmiało wypowiadały swoje sądy o zauważonych niedociągnięciach. Wysłuchały też z uwagą wyjaśnień uczynionych przez tow. Lenka.

Pierwsze lody zostały przełamane i tow. Lenk ze spokojem zaproponował walnemu zgromadzeniu kandydatury kobiece do komitetów sklepowych.

Nad działalnością komitetów sklepowych czuwała z ramienia Koła tow. Olena Hauboldowa, która całą duszę i serce wkładała w tę pracę. Kobiety pod jej subtelnym i nieodczuwalnym kierownictwem nie poprzestawały jedynie na przejawianiu troski o sprawność obsługi, czystość oraz estetykę sklepów i wystaw okiennych oraz wskazywaniu na braki w zaopatrzeniu. Wzięły one na siebie trud wychowania konsumentów, a w szczególności konsumentek, co było pożyteczne zarówno dla nich, jak i dla sprzedawców, a właściwie sprzedawczyń, bo głównie kobiety były zatrudnione w tym charakterze. Wychowanie polegało na nauczeniu gospodyń domowych dokonywania zakupów w racjonalny sposób. Osiągnęłyśmy to za pomocą pogadanek na zebraniach Koła, w których wyjaśniałyśmy, że należy obmyślać plan zakupów codziennych, tygodniowych i miesięcznych, że nie można kilka razy dziennie biegać czy posyłać dziecko po różne artykuły, których brak w domu stwierdzono w ostatniej chwili. Przeprowadzano badania, w jakich godzinach w sklepach jest największa frekwencja, i starano się ją regulować przez namawianie gospodyń, aby nie wszystkie o jednej godzinie odwiedzały sklepy, oraz informowanie ich, kiedy jest najluźniej w sklepach.

Czas pracy personelu sklepowego był bardzo długi. Związek Zawodowy Pracowników Spółdzielczych nie mógł sobie dać rady z tym zagadnieniem [4]. Przepisy o czasie pracy w sklepach nie przewidywały przerw obiadowych. Spółdzielnie nie godziły się na żądania związku zawodowego wprowadzenia przerwy obiadowej, obawiały się bowiem konkurencji handlu prywatnego, który nie stosował przerw.

Komitety sklepowe wywalczyły w zarządzie spółdzielni przyrzeczenie, że przerwa obiadowa będzie wprowadzona po stwierdzeniu, że frekwencja w godzinach południowych w spółdzielniach jest znikoma, i że zamknięcie sklepów w tych godzinach nie wpłynie na wysokość obrotów w sklepach. Rozwinięto wśród konsumentów wielką agitację przeciwko robieniu zakupów w godzinach południowych. Członkinie komitetów właśnie w tych godzinach dyżurowały i z każdym nieomal konsumentem przychodzącym do sklepu przeprowadzały rozmowę mającą na celu nakłonienie go, by przychodził po zakupy w innych godzinach. Rozmowy skutkowały. Po kilku tygodniach takiej propagandy obroty w tych godzinach zmalały tak dalece, że można było sklepy zamykać. Ta przerwa nie wpłynęła na obniżenie obrotów w sklepach. W ten żmudny sposób i w tak trudnych warunkach konkurencji z handlem prywatnym udało się uzyskać dwie godziny odpoczynku dla przepracowanego personelu.

Pracownicy sklepowi, którzy z początku również obawiali się, by komitety sklepowe nie utrudniały im pracy przez „wtykanie nosa” w gospodarkę sklepem, rychło przekonali się, że komitety troszczą się o ułatwienie im pracy i są rzecznikami również ich interesów zarówno wobec kierownictwa spółdzielni, jak i konsumentów. Sprawa jednania odbiorców dla spółdzielni w czasach ciężkiej walki z handlem prywatnym była trudnym zadaniem. Komitety sklepowe podjęły się tej pracy. Organizowano od czasu do czasu wyprawy do pobliskich sklepów prywatnych po zakup kilku najczęściej nabywanych artykułów. Artykuły te przynoszono do spółdzielni do przebadania. Po zamknięciu sklepu przeprowadzano komisyjnie przy udziale członków komitetu i kierownictwa sklepu porównanie między artykułami zakupionymi w sklepach prywatnych a sprzedawanymi przez spółdzielnię. I zawsze okazywało się, że np. ryż, który w sklepach prywatnych był cokolwiek tańszy niż w spółdzielni, był pomieszany z gorszym gatunkiem. To samo było z mąką, owocami i innymi artykułami. Cukier, który sprzedawano w prywatnych sklepach o dwa grosze taniej na jednym kilogramie, był pakowany w ciężką torbę. Wartość niedoważanego w ten sposób cukru przewyższała sumę dwóch groszy. To samo było z herbatą, kakao, pieprzem, sprzedawanymi na wagę. Wyniki takich badań ogłaszano w sklepach i przed sklepami spółdzielni, wypisując je na specjalnie w tym celu zainstalowanych tablicach. W ten sposób rozwiewano mit, że kupcy prywatni sprzedają taniej niż spółdzielnie.

Organizowano konkursy lojalności w zakupach w stosunku do spółdzielni spożywców. Gospodynie, które wykazywały się stosunkowo największą ilością zakupionych towarów w sklepach spółdzielczych, otrzymywały nagrody w postaci artykułów spożywczych. Konkursy dawały podwójne korzyści: przyzwyczajały gospodynie domowe do czynienia zakupów w sklepach spółdzielni i uczyły je prowadzenia rachunków domowych. Zależało nam na tym, by gospodynie nauczyły się panowania nad własnym budżetem i nie korzystały z kredytów. Plaga życia na kredyt gnębiła wówczas zarówno konsumentów, jak i kierowników sklepów spółdzielczych. Wprawdzie sprzedaż na kredyt była zabroniona, sklepowi jednak po cichu udzielali kredytu, nie chcąc tracić klientów.

Warunki konkursu lojalności wobec spółdzielni opracowała dr Orsetti. Ona też po zakończeniu konkursu skrupulatnie obliczała miesięczne zakupy, wyprowadzała proporcje w stosunku do sum wydanych w sklepie prywatnym do ilości osób w rodzinie i zarobków. Na podstawie tych obliczeń dawała wnioski w sprawie nagród. Dr Orsetti z tej dłubaniny wyciągała ciekawe wnioski, które mogły zainteresować organizacje badające budżety rodzinne. Szkoda, że materiały te zaginęły.

Między komitetami sklepowymi a Kołem Czynnych Kooperatystek była ścisła współpraca, bowiem na zebraniach Koła wypracowywano różne formy działalności komitetów, oceniano ich działalność bieżąco, nie czekając na walne zgromadzenie w spółdzielni.

Członkinie kół zbierały się co tydzień w lokalu użyczonym przez Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy Lokatorów „Szklane Domy” [5]. Tam zaznajamiały się z problemami spółdzielczymi i ogólnopolitycznymi. Wszystko było podawane w bardzo dostępnej formie. W okresie dwudziestolecia większość kobiet, w szczególności gospodynie domowe, nie interesowały się sprawami społecznymi. Spółdzielnia obchodziła je jedynie o tyle, że w sklepie spółdzielczym można było kupić taniej i lepiej niż w sklepie prywatnym. Gospodynie bez skrupułów szły na lep propagandy handlu prywatnego i wybierały ten sklep, który w ich mniemaniu taniej je zaopatrywał. Dzięki pracy Koła Kooperatystek kobiety przekonywały się, że nie warto zdradzać spółdzielni, bo to pozornie „taniej” wychodziło na „drożej”. Stopniowo kobiety zaczęły pojmować głębsze polityczne i wychowawcze znaczenie ruchu spółdzielczego. Wiedziały już, że ruch spółdzielczy drogą uświadamiania członków, uczestnicząc w rozwijaniu stosunków gospodarczych między spółdzielczymi centralami różnych państw, pragnie też przyczynić się do międzynarodowej pokojowej współpracy.

Członkinie nasze, choć w dużej części jeszcze nie zaznały okropności wojny, panicznie się jej bały. Przemawiało do nich to, że spółdzielcy na swych zjazdach i kongresach podejmowali uchwały w sprawie pokoju.

Te kobiety, które wskutek przepracowania nie miały czasu ani ochoty wziąć gazety do ręki, a co najważniejsze: nie miały do gazet właściwego stosunku, zaczęły je czytać i coraz bardziej rozumieć. Podejmowały nawet dyskusje. Przywiązywały się do swoich sklepów spółdzielczych, w których się zaopatrywały w niezbędne artykuły codziennego użytku. Ta czynność gospodarcza nabierała w ich oczach ważności i charakteru społecznego.

Ważne dla nich było i to, że wysłuchiwane były ich głosy w sprawach dotyczących prowadzenia spółdzielni i dostosowywania się handlu spółdzielczego do ich potrzeb.

Fakt uspołeczniania gospodyń domowych, rozbudzania ich umysłów, zachęcania do uczestnictwa w dyskusjach nad zagadnieniami społecznymi stanowił wielkie osiągnięcie Koła Czynnych Kooperatystek i innych kół w całym kraju.

Dążąc do tego, aby gospodyni domowa, albo mówiąc językiem ówczesnym: „pani domu”, nie była umęczoną i pozbawioną radości życia ofiarą obowiązków rodzinnych, Koło Czynnych Kooperatystek starało się pomóc tym kobietom i ulżyć w ich ciężkiej doli przez inicjowanie praktycznej pomocy ze strony spółdzielni i organizowanie różnych przedsięwzięć ułatwiających im pracę.

Jednym z takich praktycznych zadań było zorganizowanie w pierwszym roku działalności letniska spółdzielczego dla rodzin i oddzielnie dla dzieci. Wynaleziono na Kurpiach wioskę, wynajęto mieszkania i ulokowano kilkanaście rodzin. Pragnąc zapewnić matkom pełny odpoczynek, zaprojektowano prowadzenie wspólnej kuchni. Próba jednak nie udała się. Trudno było przekonać gospodynie, że wspólne gospodarstwo będzie kalkulowało się taniej.

Brak zaufania do kolektywnej gospodarki sprawił, że kobiety wolały nadal pitrasić same w swoich garnuszkach. Natomiast letnisko dla dzieci udało się znakomicie. Prowadziła je Maria Zdanowska, działaczka świetnie obeznana z zasadami socjalistycznego wychowania dzieci – mająca w tym doświadczenie. Była ona jedną ze współzałożycielek i kierowniczek Oddziału Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci na Żoliborzu.

Organizacja ta znana była z pionierskiej działalności w stosowaniu nowoczesnych metod nauczania i socjalistycznego wychowania dzieci.

Dobrze przyjętą formą pracy były organizowane pogadanki, pokazy i kursy, mające na celu podawanie kobietom praktycznych wiadomości z dziedziny sprawnego i racjonalnego prowadzenia gospodarstwa domowego oraz żywienia rodziny, a zwłaszcza przyrządzania sałatek z surowych jarzyn i owoców. Chodziło o to, aby przekonać kobiety, że trzeba wprowadzić witaminy do pożywienia i zmniejszyć nadmierne używanie mięsa i tłuszczów. Członkinie kół kooperatystek bardzo ceniły sobie tę wiedzę praktyczną, ułatwiającą im prowadzenie gospodarstwa domowego i wprowadzającą urozmaicenie w żywieniu rodziny. W organizowaniu pokazów na Żoliborzu celowała członkini Koła, Hierminia Pruchnikowa (nie mieszać z Próchnikową, żoną znanego działacza socjalistycznego, Adama Próchnika).

Najtrudniejszą pracą dla każdej gospodyni domowej jest pranie. Koło Czynnych Kooperatystek postanowiło w miarę możliwości zwolnić gospodynie od tego uciążliwego obowiązku. Dr Orsetti wystąpiła z inicjatywą zorganizowania spółdzielni-pralni, dla której opracowałyśmy statut o mieszanym charakterze: członków-pracujących i członków-użytkowników.

W 1930 r. powstała pierwsza Pralnia Spółdzielcza. W okresie przejściowym, dopóki pralnia nie okrzepła, przewodniczącą Zarządu była dr Maria Orsetti, ja zaś przewodniczącą Rady Nadzorczej. Kierownictwo techniczne sprawowała dzielna Magdalena Białkowska. Później, gdy Pralnia się rozwinęła, przyszła do pomocy Józefa Balcerzakowa, żona znanego na Żoliborzu i w miejscu pracy zawodowej członka KPP, zamordowanego podczas okupacji przez Niemców. Obie z dr Orsetti miałyśmy bardzo dużo kłopotów z tą pralnią.

Praczki w ogóle chorują na wątrobę. Jedna z naszych członkiń zapadała dość często na wątrobę i od czasu do czasu trzeba było wzywać do niej Pogotowie Ratunkowe. Postanowiłam dopomóc tej kobiecie w uzyskaniu sanatoryjnego leczenia w Krynicy. Zwróciłam się w tej sprawie do naczelnika działu leczenia sanatoryjnego w Kasie Chorych m. Warszawy. Nie przypuszczałam, że animozja jego w stosunku do władz Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej będzie tak wielka, że obejmie nawet praczki zatrudnione w agendzie tej instytucji. Nienawiść w stosunku do WSM datuje się od nieudanego zamachu na objęcie przez niego i „Jaworowszczyków” władzy w tej Spółdzielni. Oświadczył mi z pasją, że nikt z pracowników WSM nie może liczyć na otrzymanie prawa na sanatoryjne leczenie. Zwróciłam się do jego zastępcy i ten od ręki załatwił sprawę pozytywnie. Wiadomość ta radosnym echem gruchnęła po osiedlu. Dowiedział się o niej naturalnie i naczelnik, który tam mieszkał. Anulował to skierowanie, a do Pralni przysłał złośliwie i tendencyjnie nastawioną inspekcję, która pozbawiła wszystkie pracownice Pralni prawa do ubezpieczenia. Nie pomogły żadne wyjaśnienia, że Pralnia nie jest spółką prywatną i że spółdzielnie mają prawo i obowiązek ubezpieczenia pracowników. Dobrze o tym wszystkim wiedział. Sprawa poszła do sądu. Bronił jej bardzo dobry adwokat, radca prawny WSM, Wacław Goldman. Nie pomogło. Sprawę przegraliśmy w dwóch instancjach. Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa otrzymała nakaz zapłacenia kosztów leczenia wszystkich praczek wraz z kosztami często wzywanego Pogotowia, co stanowiło poważną sumę. Mecenas Goldman twierdził, że obrona nie miała co robić, bo sędziowie z góry ustosunkowali się do sprawy, przeprowadzając przewód tylko formalnie i nie dopuszczając nikogo do głosu.

Nie mogłam znieść tego, aby WSM za te wszystkie uprzejmości, jakie świadczyła ruchowi kobiecemu, miała ponieść taką karę. Znając stosunki w Kasie Chorych, jako była jej pracownica [6], postarałam się, że nam anulowano to zadłużenie z tytułu wyroku.

Opisany wyżej wypadek spowodował, że zwołaliśmy walne zgromadzenie i pierwszą Pralnię Spółdzielczą zarejestrowaliśmy jako samodzielną organizację, niezależną od WSM. Pralnia funkcjonowała podczas wojny, a także i po wojnie. Na krótko przed jej reorganizacją, dokonaną z polecenia Związku Spółdzielni Pracy i Rzemieślniczych, zostałam dokooptowana do jej Zarządu i zaczęłam myśleć wespół z kierownictwem o zbudowaniu własnego warsztatu pracy, bo w pralni WSM było nam za ciasno. Rozpoczęłam nawet rozmowy na ten temat z Dzielnicową Radą Narodową. Przyszły jednak zarządzenia, by pralnię przeorganizować na spółdzielnię pracy czystego typu, pozbawiając użytkowników wszelkich na nią wpływów. Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa wydzierżawiła tej innej już pralni cały swój budynek w użytkowanie, pozbawiając swoich członków – mieszkanki osiedla – możności indywidualnego korzystania z jej urządzeń.

Na przestrzeni całego okresu działalności pierwszej Pralni Spółdzielczej różni wybitni działacze zajmowali w niej stanowiska członków Zarządu i Rady Nadzorczej.

Dr Maria Orsetti ustąpiła z Zarządu Pralni dopiero we wrześniu 1935 r. Jej miejsce w Zarządzie zajęłam na jeden rok ja. W okresie od 1933 r. do 1939 przewinęły się jako członkowie Zarządu następujące osoby: Ernestyna Polakowa, Irena Kubicz, Stanisław Dąbrowski, Marian Muszalski, Olimpia Strzemecka, Anna Mitznerowa, Herminia Pruchnikowa i Maria Kielanowa, poświęcając temu zadaniu mnóstwo czasu i energii.

Od 1934 r. do 1939 roboczą podporę pralni stanowiła Józefa Podsiadlanka, czuwając jako członek Zarządu nad księgowością i finansami. Jej czujność i skrupulatność w pracy wielce przyczyniały się do tego, że pierwsza Pralnia Spółdzielcza pracowała sprawnie i bezdeficytowo.

W tym miejscu muszę powiedzieć o jednym dzielnym współpracowniku pani Ziuty, bo tak nazywaliśmy Józefę Podsiadlankę. Był nim tow. Bolesław Bierut. W 1938 r. zjawił się na Żoliborzu i zaczął pracować jako księgowy w pierwszej Pralni Spółdzielczej. Dnia 27 V 1939 r. został zarejestrowany w sądzie jako zastępca członka Zarządu. Wkrótce odszedł od nas do pracy politycznej. Z rejestru sądowego został skreślony dopiero dnia 6 III 1941 r.

W miarę wzrastania uświadomienia społecznego członkinie Koła Czynnych Kooperatystek rozszerzały zasięg swoich zainteresowań. Bolało je np. to, że w tym socjalistycznym osiedlu plączą się bezdomne istoty, poszukujące pracy, a nawet noclegu, chociażby na jedną noc. Były to poszukujące pracy pomocnice domowe. Członkinie Koła postanowiły zorganizować dla tych bezdomnych kobiet mały hotelik, w którym mogłyby czasowo zamieszkać, a także szkolić się w prowadzeniu gospodarstwa domowego. Chciałyśmy dopomóc kobietom w zdobyciu kwalifikacji, a zatem i lepszego wynagrodzenia. Miałyśmy w planie również prowadzenie Klubu dla pracownic domowych, w którym mogłyby spędzać niedzielne popołudnia wolne od pracy.

Zebrania tygodniowe w Kole Czynnych Kooperatystek odbywały się nadal systematycznie. Prowadziłyśmy różnymi drogami pracę uświadamiającą społecznie i politycznie. Organizowałyśmy konkursy pięknego i dobrego czytania, omawiałyśmy treść takich np. książek jak „Moralność i wychowanie” Bertranda Russela, „Tragedia biologiczna kobiety” Niemiłowa i wiele innych. Organizowałyśmy wieczory poezji proletariackiej, poezji Edwarda Szymańskiego z jego udziałem (napisał on specjalnie dla Koła wiersz), wieczory poświęcone poezji antywojennej, pamięci „Proletariatu”, „Komuny Paryskiej” i inne.

Organizowałyśmy odczyty na tematy interesujące kobiety, jak: projekt nowego prawa małżeńskiego; sprawa ubezpieczeń pracy gospodyń domowych; o podwójnej etyce w małżeństwie; o małżeństwach koleżeńskich; o regulacji urodzin; o bezdomności i włóczęgostwie wśród dzieci; o kobiecie w Związku Radzieckim i wiele, wiele innych.

W 1931 r. naszą pracę klubową połączyłyśmy z równoległą inicjatywą, która wyszła z łona Stowarzyszenia „Szklane Domy”. W roczniku sprawozdawczym Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej za 1931 r. pisaliśmy na ten temat, co następuje:

„Bilans prac Koła jest sztucznie uszczuplony, ponieważ Koło, pragnąc wyeliminować czynnik konkurencji w bujnie rozwijających się organizacjach społecznych działających na terenie WSM, chętnie współpracuje z innymi organizacjami, wnosząc do nich swoją ideologię i inicjatywę”.

Stowarzyszenie „Szklane Domy” w jednym ze sprawozdań ze swojej działalności o „Klubie Kobiet”, w którym prowadziłam pracę z delegacji Koła Czynnych Kooperatystek, pisze: „Tam powstają wartościowe i pożyteczne inicjatywy, tam są obmyślane projekty prac prowadzonych przez inną instytucję kobiecą, działającą na naszym terenie, mianowicie: Koło Czynnych Kooperatystek, która to instytucja z Klubem Kobiet jest w jak najściślejszym kontakcie i współpracy”.

Dbając o rozwój umysłowy kobiet i o pogłębienie ich świadomości, sącząc zasady socjalistyczne w dawkach możliwych do zasymilowania przez początkujące działaczki, nie zapominałyśmy o naszych obowiązkach w stosunku do spółdzielni, na których terenie działałyśmy. A więc przed walnymi zgromadzeniami Gospody Spółdzielczej i przed zebraniami obwodowymi członków Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej omawiałyśmy sprawy, które należało poruszać, i rozwijałyśmy propagandę na rzecz udziału kobiet w tych zebraniach.

Przemawianie publiczne – to niełatwe zadanie dla kobiet, które przywykły dowodzić swoich racji jedynie w czterech ścianach własnego domu wobec męża i dzieci. Kobiety starały się przezwyciężać tremę i zdobywały się na odwagę przemawiania, co należy uznać za duże osiągnięcie wychowawcze.

Gospoda Spółdzielcza borykała się z trudnościami finansowymi i bardzo zależało jej na zdobyciu większej liczby członków. Zwrócono się do Koła Czynnych Kooperatystek, aby zajęło się werbunkiem nowych członków. Zgłosiła się grupa kobiet, które postanowiły dotrzeć z deklaracjami członkowskimi do lokatorów WSM nie będących jeszcze członkami Gospody. Uzbroiły się w argumenty na wypadek, gdyby im stawiano pytania np. a co spółdzielnia daje itp., podzieliły się terenem i poszły. Chodziły po piętrach w godzinach popołudniowych i odwiedzały rodziny. Rozmaicie były przyjmowane. W wyniku tych wędrówek przyniosły jednak niezły plon. Gospoda wzbogaciła się o znaczną liczbę członków. W szczególności na wyróżnienie w tej pracy zasługują członkinie: R. Imachowa, S. Filipczakowa i inne.

Uznałyśmy jednak, że „darmo” tej pracy na rzecz Gospody czynić nie będziemy. W zamian za to Gospoda będzie musiała zorganizować dostawy do domów codziennie w godzinach rannych mleka, pieczywa i masła. Członkowie chcący korzystać z tej usługi wpłacali należność do Banku „Społem” za tydzień lub dwa, w zamian zaś znajdowali codziennie rano potrzebne artykuły pod drzwiami mieszkań. Inne spółdzielnie przejęły ten dobry zwyczaj. Utrzymał się on do dnia dzisiejszego w całym kraju, ale niestety jedynie w zakresie dostawy mleka.

Koło na Żoliborzu dało początek dziś dość rozpowszechnionym wypożyczalniom sprzętu gospodarstwa domowego. Zaczęłyśmy od wypożyczania odkurzacza i na tym się skończyło. Jakoś nie udało nam się rozwinąć tej działalności. Tym niemniej inicjatywa poszła w świat i przyjęła się na wsi i w mieście.

Koło Czynnych Kooperatystek na Żoliborzu coraz częściej musiało spełniać rolę organizacji dającej wskazówki grupom kobiet, które pragnęły założyć koła poza WSM. Trzeba było również agitować mężczyzn, by sprawę masowego udziału kobiet w ruchu spółdzielczym rozumieli nie jako sprawę kobiet, ale jako konieczność warunkującą rozwój tego ruchu. Coraz częściej byłam zapraszana na zjazdy okręgowe Związku Spółdzielni Spożywców, na których musiałam tę sprawę referować. Zawsze spotykałam się z niezmiernie przychylnym ustosunkowaniem się zebranych do zagadnienia. Zabierało mi to mnóstwo dni wolnych od pracy zawodowej oraz dni wypoczynkowych. Również i Jadwiga Sochacka działała w terenie. Jednak różniłyśmy się w poglądach. Ja wyraźnie wskazywałam na potrzebę powoływania kół kooperatystek, ona zaś nawoływała jedynie do tego, by kobiety zapisywały się do spółdzielni i czyniły w sklepach spółdzielczych zakupy.

Coraz cięższy kryzys gospodarczy ogarniający nasz kraj wywarł oczywiście ujemny wpływ również i na działalność spółdzielni. Sporadycznie urządzane pokazy stosowania produkcji spółdzielczej wyraźnie podnosiły popyt na reklamowane w ten sposób artykuły i w ogóle podnosiły obroty w sklepach spółdzielczych. Widząc to, dyrektor Działu Produkcji Związku „Społem” – Bugajski – udzielił kooperatystkom środków na zaangażowanie instruktorki, specjalnie do przeprowadzania pokazów. Była nią Halina Sygnarska. Przeszkoliła ją Jadwiga Sochacka, która była niezrównana w tej pracy.

Dyrektorowi Bugajskiemu nie zależało na rozwoju naszej organizacji. Wyraźnie zaznaczał, że go nasze sprawy absolutnie nie obchodzą. Sygnarską uważał tylko za agentkę handlową. Nie byłyśmy w stanie mu wytłumaczyć, że w spółdzielczości propaganda handlowa, aby chwytała, powinna być ideologicznie podbudowana. Niewiele sobie robiłyśmy z zastrzeżeń Bugajskiego. Koleżankę Sygnarską wyszkoliłyśmy nie tylko na instruktorkę do pokazów, ale i na działaczkę naszej organizacji. Pod koniec pierwszej niepodległości kol. Sygnarska przestała pracować jako instruktorka. Otrzymała posadę magazyniera w Oddziale „Społem” w Ostrowcu. Był to pierwszy przypadek w dziejach „Społem” i fakt ten uważano za wielki awans służbowy dla kobiety.

Halina Sygnarska na początku drugiej wojny światowej mężnie, z narażeniem życia, broniła dobra społecznego przed rozgrabieniem i z tego tytułu dobrze zapisała się w dziejach Związku Spółdzielni Spożywców. Obecnie pracuje w Związku Spółdzielni Spożywców w Warszawie.

Na drugim krańcu Warszawy, na Czerniakowie, Maria Rapacka prowadziła działalność na terenie komitetów sklepowych w Spółdzielni Spożywców „Zjednoczenie”. Maria Rapacka – żona prezesa Związku „Społem”, z czasem została przewodniczącą Ligi Kooperatystek w Polsce [7].

Powołanie organizacji kooperatystek w skali krajowej coraz wyraźniej stawało się gospodarczą koniecznością. Potrzebę tę odczuwały również kobiety, coraz liczniej grupujące się w kołach przy spółdzielniach spożywców.

Związek Spółdzielni Spożywców zmuszony był szukać jak najszerszego poparcia w masach członkowskich. Masy te widział wśród kobiet. Postanowił przeto dopomóc kobietom w powołaniu krajowej organizacji, która połączyłaby samorzutnie powstające koła i pomagałaby w powstawaniu nowych.

W roku 1934 przeprowadził ze mną rozmowę Józef Dominko, ówczesny pracownik Związku Spółdzielni Spożywców, proponując ze strony Związku pomoc moralną i materialną w zorganizowaniu Ligi Kooperatystek.

Sama bardzo mocno odczuwałam potrzebę powstania ogólnokrajowej organizacji, zgodziłam się więc bardzo chętnie na propozycję.

Powołałyśmy Komitet Organizacyjny w osobach: Marii Rapackiej, Ireny Pieczyńskiej, Krystyny Lichaczewskiej, Oleny Hauboldowej, dr Marii Orsetti, Stanisławy Perkowskiej i mojej osoby. Józef Dominko współpracował z nami jako delegat Związku Spółdzielni Spożywców.

Propozycję moją, aby weszła w skład Komitetu Organizacyjnego, Jadwiga Sochacka odrzuciła. W kilka dni potem zwróciła się do mnie, oświadczając, że przekonana przez dyrektora Związku Stanisława Dippla wejdzie jednak do Komitetu Organizacyjnego. Przekonana w podobny sposób zgłosiła się do współpracy w Komitecie Stanisława Perkowska, która raczej była z obowiązku służbowego, bo dotychczas społecznie nie pracowała.

Komitet doprowadził do odbycia w dniu 24 listopada 1935 r. zjazdu założycielskiego Ligi Kooperatystek w Polsce. Zjazd odbył się w Warszawie w sali Związku Spółdzielni Rolniczych przy ul. Wareckiej 13. Wzięły w nim udział 123 delegatki z całego kraju i 27 gości, przedstawicieli ruchu spółdzielczego w Polsce.

Zjazd zagaiła Maria Rapacka. Obrady prowadziła działaczka łódzka – Władysława Pieczyńska. W prezydium zasiadły: W. Dąbrowska z Brześcia n. Bugiem, S. Kędzierska z Jasła, J. Rabkowa z Garwolina. Protokołowała Józefa Podsiadlanka z Warszawy. Referat programowy wygłosiła dr Maria Orsetti. Statut przyszłej organizacji odczytała Olena Hauboldowa, plan pracy przedstawiła zebranym Janina Święcicka.

Organizacja Ligi miała stanowić federację Kół Kooperatystek, zakładanych wszędzie tam, gdzie istniała jakakolwiek spółdzielnia. Do rady Ligi zostały wybrane: Helena Augsburgowa, przewodnicząca Koła Kooperatystek przy Powszechnej Spółdzielni Spożywców w Katowicach, Zofia Garncarczykowa z Kielc – przedstawicielska organizacji kół gospodyń wiejskich [8]. Cecylia Bieńkowska, wybitna działaczka spółdzielcza z Lidy, i Jadwiga Golińska z Nowego Sącza, działaczka socjalistyczna na terenie RTPD, Olena Hauboldowa, nauczycielka Szkoły Spółdzielczej w Warszawie, Natalia Lubowiecka, przewodnicząca koła w Łodzi, dr Maria Orsetti, pracownik naukowy i działaczka spółdzielcza, Wanda Warzyńska, przewodnicząca Koła Czynnych Kooperatystek w Warszawie na Żoliborzu, Maria Zalewska, przewodnicząca Koła Kooperatystek w Radomiu.

Rada powołała Zarząd w osobach: Maria Rapacka – przewodnicząca, Wanda Radziejowska – zastępczyni, Janina Święcicka – sekretarz, Stanisława Perkowska – skarbniczka – i Władysława Pośpieszyńska jako przedstawicielka ośrodka stosunkowo najliczniej zorganizowanego – m. Łodzi.

Na zjeździe tym uchwalono jednogłośnie wniosek, którego treść określała linię ideologiczną Ligi. Brzmi on, jak następuje: „Zjazd Założycielski Ligi Kooperatystek w Polsce potępia wojnę jako sposób rozstrzygania zatargów między narodami i wyraża swoją niezłomną wolę pracowania na rzecz pokoju. Uważa jednak, że póki istnieje ustrój kapitalistyczny i dążenia imperialistyczne warstw posiadających, pokój świata będzie zagrożony, gdyż żądza zysków i władzy prowadzi do konfliktów o surowce, rynki zbytu i tereny kolonizacyjne, które to konflikty łatwo przeradzają się w krwawe rzezie i trucie gazami. My – matki, żony i siostry – nie przestaniemy protestować przeciwko tym okrucieństwom. Jedynie gospodarka światowa taka, do jakiej dąży międzynarodowy ruch spółdzielczy, oparta na zasadach braterstwa, nie znająca antagonizmów pomiędzy narodami, rasami czy wyznaniami, mająca na celu jedynie dobro całej ludzkości, jest w stanie zapewnić trwały pokój światowy”.

Treść tej uchwały świadczy, że deklaratywne oblicze ideowe nowej organizacji było postępowe i radykalne.

Natychmiast po zorganizowaniu się zgłosiłyśmy akces do Międzynarodowej Ligi Kooperatystek i zostałyśmy przyjęte.

Jeszcze przed powstaniem Ligi Kooperatystek w 1935 r. Związek „Społem” wespół z działaczkami, pracującymi nad powstaniem organizacji, przeprowadził w Drohobyczu kurs dla przyszłych działaczek Ligi, w którym brało udział 19 osób.

Liga Kooperatystek działalność swoją również rozpoczęła od przygotowania w 1936 r. zastępu kobiet, które na terenie całego kraju miały organizować i prowadzić koła. I tak w 1936 r. urządzono 3 kursy, w których wzięły udział 62 uczestniczki.

Na jednym z tych kursów, zorganizowanym w Kielcach, gdzie Związek Spółdzielni Spożywców „Społem” miał zakłady wytwórcze przemysłu chemicznego na potrzeby gospodarstw domowych, uczestniczki m.in. zaznajomiły się z produkcją spółdzielczą, którą postanowiły propagować. W szczególności, na wzór Koła Czynnych Kooperatystek na Żoliborzu, zaprawiły się do stoczenia ciężkiej walki z firmą Schicht, w celu wyparcia z rynku spółdzielczego jej artykułów, w szczególności mydła do prania i wprowadzenia mydła z marką „Społem”. Walka ta w dużej mierze udała się. Wielką zasługą w akcji szkolenia propagandystek w tym zakresie ma Jadwiga Sochacka.

Zarząd Ligi Kooperatystek zawarł umowę z organizacją kół gospodyń wiejskich, że na wsi, gdzie są koła tej organizacji, Liga Kooperatystek nie będzie zakładała swoich kół, natomiast będzie pomagała w zakładaniu przy kołach gospodyń wiejskich sekcji spółdzielczych, których zadaniem byłaby troska o rozwój miejscowych spółdzielni działających na wsi i o wpływy kobiet w tych spółdzielniach. Wanda Radziejowska, przewodnicząca Zarządu Organizacji Kół Gospodyń Wiejskich i równocześnie wiceprzewodnicząca Zarządu Ligi Kooperatystek, była łącznikiem między obu organizacjami.

Organizacja Kół Gospodyń Wiejskich ściśle stosowała się do tego układu. Przedstawicielki Ligi Kooperatystek brały czynny udział w powiatowych i wojewódzkich zjazdach kół gospodyń wiejskich, a na kursach organizowanych dla powiatowych instruktorek i dla przewodniczących kół miały wykłady o spółdzielczości. Liczne notatki, drukowane w rubryce z „Ligi Kooperatystek”, umieszczane nieomal w każdym numerze „Społem” i w tygodniku „Spólnota”, są tego świadectwem.

Należy przy tym zaznaczyć, że w kronikach „Społem” i „Spólnoty” były drukowane informacje tylko z tych terenów, w których działaczki spółdzielcze umiały pisać na te tematy. Niestety nie ze wszystkich terenów mamy wiadomości, a dokumenty pracy w kołach pochłonęła wojna.

Z innymi organizacjami społecznymi i kobiecymi kontakty były liczne. Wyrażały się one w wygłaszaniu odczytów i pogadanek na tematy spółdzielcze i o roli kobiet w tym ruchu. Kontakty te nie tyle szły w głąb, ile wszerz.

W 1938 r. naliczono 22 organizacje społeczne, z którymi Liga Kooperatystek była w kontakcie. Były to m.in. takie organizacje jak: Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet [9], Stowarzyszenie Pań Domu [10], Instytut Gospodarstwa Domowego, Organizacje Kółek Rolniczych w całym kraju, Związek Młodzieży Wiejskiej „Wici”, Związek Nauczycielstwa Polskiego [11], redakcje czasopism kobiecych, społecznych, politycznych i spółdzielczych.

Pisywałyśmy do „Spólnoty Pracy” [12], „Dziennika Ludowego”, „Życia WSM” [13], „Pracownika Spółdzielczego”, Czasopisma Spółdzielni Rolniczych „Społem”, do „Kobiety Współczesnej” i kobiecych pism socjalistycznych. Wydałyśmy odezwę podpisaną przez Związek Pracowników Spółdzielczych i Związek Spółdzielni Spożywców w sprawie skrócenia czasu pracy w sklepach spółdzielczych.

Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet zamieszczał w swym organie „Prosta Droga” wszelkie artykuły pochodzące od nas i mówiące o nas.

Opracowałyśmy program kursu dla Związku Obrońców Ojczyzny oraz program działalności wychowawczej spółdzielczej dla fundacji im. St. Staszica. W ogóle nasze programy spółdzielcze wiele instytucji włączało do własnej działalności oświatowej. Brałyśmy udział w kongresach: antyalkoholowym, mieszkaniowym i kongresie dziecka [14].

Działaczki spółdzielcze, pracując w terenie, nie zapominały o uzupełnianiu swoich wiadomości. Czyniły to na kursach organizowanych dla nich w miesiącach letnich w różnych miejscowościach, jak: Rewa (nad morzem), Niemen k. Lidy, Ustronie k. Łodzi, Sitkówka k. Kielc, Siedlce, Sobieszyn (te dwa ostatnie dla instruktorek kół gospodyń wiejskich).

Na kursach tych kobiety zżywały się z sobą, wymieniały doświadczenia i rozszerzały swoje wiadomości, organizując wieczory dyskusyjne i wycieczki krajoznawcze.

Pobyt kobiet na kursach miał duże znaczenie wychowawcze dla okolicznych mieszkańców. Uczestniczki kursów urządzały przy współudziale miejscowej ludności wieczory świetlicowe pod gołym niebem, wspólne „ogniska” – zabawy dla dzieci, pogadanki dla starszych. Ludność miejscowa zazwyczaj z żalem żegnała się z uczestniczkami kursów.

Kobiety wracały z takich kursów z zapałem do nowej pracy, mówiąc o sobie, iż wyruszają na „bezkrwawy bój”, zbrojne w energię i wiarę w słuszność sprawy, której służą. Stwierdzały, że wykłady jeden po drugim wykruszały po kawałku mur obojętności w stosunku do spraw społecznych.

Mówiły, że ujrzały, poza własnymi sprawami, świat pełen nędzy, nieszczęścia i krzywdy. Niejednokrotnie wierzyły, że spółdzielczość jest tym lekarstwem, które pomoże zwalczać wszystkie bolączki trapiące ludzkość. Nie będziemy w tej chwili dowodzili oczywistej niesłuszności ich rozumowania. Natomiast musimy stwierdzić, że ta wiara dawała im siłę do podejmowania zadań, które były zaczątkiem akcji socjalnej i działalności kulturalno-oświatowej. Pobudzała ona również i do organizowania działalności mających na celu ułatwienie pracy gospodyni domowej. Prowadziły walkę z kredytem, trapiącym wówczas handel spółdzielczy, ucząc prowadzenia rachunków domowych i rozwijając propagandę oszczędności oraz otwierania rachunków w Banku „Społem”.

Działalność tę zaplanowało Koło Czynnych Kooperatystek na Żoliborzu na 1937/38 r. Pragnęłyśmy nauczyć nasze gospodynie wyręczania się Bankiem „Społem” w regulowaniu wszelkich okresowych rachunków, jak: opłaty za gaz, elektryczność, czynsz mieszkaniowy, opłaty szkolne, za dostawę mleka, pieczywa i nabiału do domów.

Chciałyśmy wprowadzić obrót czekowy w codziennych wydatkach. Koło przedstawiło projekt współpracy z Bankiem „Społem” Zarządowi Ligi, który wszedł w porozumienie z dyr. D. Kuszewskim. Doszło do umowy, na podstawie której Liga otrzymała od Banku subsydium roczne w wysokości 1500 zł. Za te pieniądze organizowałyśmy w terenie akademie o charakterze propagandowym na rzecz oszczędzania. Kobiety wykazywały mnóstwo pomysłowości, by wpleść te mało popularne problemy do wystąpień artystycznych. Celowała w tych sprawach członkini żoliborskiego Koła, Aniela Sakowa, która pomagała kołom, tworząc różne propagandowe „poezje”.

Członkinie kół kooperatystek zyskiwały sobie coraz większą popularność. Wchodziły w skład 12 rad okręgowych Związku Spółdzielni Spożywców i w skład rad nadzorczych wielu spółdzielni.

W r. 1935 zgłosiła się do Ligi Kooperatystek z propozycją współpracy Wanda Bogdanowiczowa, kierowniczka Obozów Junackich Hufców Pracy, instytucji powołanej przez Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej dla zatrudnienia bezrobotnej młodzieży. Zarząd Ligi Kooperatystek chętnie przyjął tę propozycję. Propagowała ona wśród junaków zakładanie spółdzielni pracy i spółdzielni spożywców. Pragnąc uzyskać pomoc, nawiązała z nami bardzo żywy kontakt, co w konsekwencji w bardzo szybkim czasie doprowadziło do dokooptowania jej do Zarządu Ligi. Wanda Bogdanowiczowa tym różniła się od większości działaczek Ligi, że przyszła do nas sama i od razu zaczęła pracować gorliwie i z sercem.

Liga w owym czasie mogła poszczycić się współpracą wielu poważnych działaczek na terenie całego kraju. Pragnę wymienić choć kilka nazwisk najbardziej wyróżniających się spośród tej znacznej już, bo liczącej ponad dwa tysiące czynnych spółdzielczyń. Są to: Janina Łaniewska z Częstochowy, Irena Chleboszowa z Wierzbnika, Cecylia Bieńkowska z Lidy, Róża Grikowa z Krakowa i wiele innych. Nie wymieniam tych, które od chwili założenia Ligi stanowiły jej żelazną gwardię i o których już wspominałam w niniejszej pracy.

Wszystkie one bardzo były przywiązane do własnej organizacji i nie szczędziły sił w pracy nad rozwojem ruchu spółdzielczego.

Współpraca z Wandą Bogdanowiczową była bardzo pożyteczna dla Ligi. Przy jej niezmordowanej energii, poza wieloma kursami dla działaczek o charakterze centralnym i rejonowym, organizowałyśmy dla członkiń samokształcenie w zakresie znajomości ruchu spółdzielczego oraz metod pracy w kołach, wydawałyśmy instrukcje świetlicowe i biblioteczne, opracowałyśmy wzorcowe regulaminy wypożyczalni sprzętu gospodarstwa domowego, przeprowadzałyśmy konferencje rejonowe kół kooperatystek i członkiń spółdzielni. Zwerbowałyśmy grupkę kobiet piszących artykuły do prasy (Wanda Bogdanowiczowa, Maria Kielanowa, Jadwiga Sochacka, Janina Święcicka, W. Krawczyńska) i pogadanki do radia (St. Goryńska), prowadziłyśmy dział poradnictwa gospodarczego w tygodniku „Spólnota”. Wydawałyśmy biuletyn informacyjny, który w 1939 r. przekształcono na ilustrowane czasopismo pt.: ,,Spółdzielczyni” [15]. Niestety, wyszedł tylko jeden jego numer. Dalszemu wydawaniu przeszkodziła wojna. Redaktorką była Maria Kleindienst-Klonowska.

Korzyści wynikające z różnorodnej i pełnej entuzjazmu pracy były widoczne. Odbiła się ona na wzrastającej stale liczbie członków spółdzielni, na złagodzeniu w pewnym stopniu spadku obrotów, który zagrażał handlowi spółdzielczemu, produkcja spółdzielcza zaczęła nawet poważnie wzrastać.

Na Zjeździe Krajowym Delegatów Spółdzielni Spożywców w 1938 r. w Gdyni dyrektor ,,Społem” Związku Spółdzielni Spożywców, Józef Jasiński, podziękował Lidze Kooperatystek za wielki wkład pracy w zwalczaniu poważnych trudności wywołanych kryzysem.

Na tym samym Zjeździe należało dokonać uzupełniających wyborów do Rady Nadzorczej Związku. Był taki zwyczaj, że na zjazdach okręgowych wybierano kandydatów, których przedstawiano delegatom na zjeździe centralnym. By kandydatura mogła być ogłoszona zjazdowi krajowemu, trzeba było, aby wysunęła ją pewna ilość okręgów. 17 okręgów zgłosiło moją kandydaturę, była to ilość wystarczająca, aby po raz pierwszy w dziejach spółdzielczości polskiej wystawiono kandydaturę kobiecą do Rady Nadzorczej Związku. Drugim kandydatem był Ignacy Solarz, wybitny działacz ludowy i wychowawca młodzieży wiejskiej, twórca i kierownik słynnego na całą Polskę Uniwersytetu Ludowego w Gaci. A więc konkurencja nie byle jaka. Toteż nic dziwnego, że dyskusja na temat kandydatów była długa i ożywiona. W pewnym momencie wydawało się, że delegaci byli całkowicie przekonani o potrzebie wyboru kobiety i należało przerwać dyskusję na ten temat. Jednak delegat Edward Osóbka uważał za konieczne jako ostatni zabrać głos na ten temat, by wytknąć zebranym, że tak długo trzeba było ich agitować na rzecz mojej kandydatury. Oświadczył, że przyczyną tych sporów jest fakt, iż jestem socjalistką. To sprawiło, że prawie jednomyślnie stanowisko delegatów uległo rozbiciu. Chadecy, którzy mieli liczne przedstawicielstwo na Zjeździe, zmienili nagle zdanie i głosowali przeciw. W wyniku wyborów tylko większością jednego głosu przeszła kandydatura Solarza.

W Gdyni jeden dzień wcześniej obradował Zjazd Ligi Kooperatystek w Polsce. Na tym Zjeździe przedstawiłam plan pracy Ligi na rok następny, ale do Zarządu nie weszłam. Stwierdziłam, że od chwili przystąpienia Wandy Bogdanowiczowej do pracy w Lidze jeden z dyrektorów „Społem” Związku Spółdzielni Spożywców, St. Dippel, usiłował usunąć mnie jako działaczkę socjalistyczną od pracy w terenie. Natomiast teren coraz uporczywiej upominał się, abym przyjeżdżała na zjazdy okręgowe, a nawet na walne zgromadzenia niektórych większych spółdzielni.

Dyrektor Dippel w szczególności pilnował tego, by mnie nie delegowano do ośrodków robotniczych, takich jak Łódź i Katowice.

Związek przestał mnie również zapraszać jako prelegentkę na liczne kursy organizowane z inicjatywy Ligi. Ponieważ nie lubię walk podjazdowych, zwróciłam się do St. Dippla z propozycją rozmowy na temat mojej kierowniczej roli w Lidze. Oświadczyłam mu, że nie życzę sobie, aby do Ligi wprowadzono czynnik walki o stanowiska w Zarządzie. I chociaż wiem, że byłoby trudno dyrektorowi Dipplowi osłabić moje wpływy w terenie, to jednak wyjdę z Zarządu Ligi, niech moje miejsce zajmie Wanda Bogdanowiczowa; sama zaś chcę pracować w Radzie jako wiceprzewodnicząca i uważam, że stanowisko przewodniczącej Rady powinna objąć dr Orsetti, bo słusznie jej się ono należy.

St. Dippel skwapliwie zgodził się na moją propozycję i wytłumaczył mi szczerze, że istotnie Związek wolałby widzieć na stanowisku przewodniczącej W. Bogdanowiczową, jako bezpartyjną.

Może wydawać się, że postąpiłam niewłaściwie, idąc na rękę St. Dipplowi i rezygnując z walki. Uważałam, że z walki nie rezygnuję i że prowadzić ją będę nadal z innej, wygodniejszej dla mnie pozycji. Do stanowisk zaś nigdy nie przywiązywałam wagi. Zresztą byłam pewna, że kierownictwo w Lidze przejdzie w dobre ręce. W. Bogdanowiczowa dała się poznać jako niestrudzona działaczka, lubiąca ład i porządek w pracy. Nie była socjalistką, ale poglądy miała postępowe i była dobrą spółdzielczynią. Ofiarność działaczki łączyła z cechami dobrej urzędniczki. Cechy te były bardzo potrzebne w poważnie już rozbudowanej organizacji.

Kierownictwo „Społem”, popierając wydatnie kobiecy ruch spółdzielczy, nie czyniło tego ze zrozumienia idei równouprawnienia kobiet, lecz po prostu dlatego, że kobiety ruchowi spółdzielczemu były potrzebne. Pomagając nam w pracy materialnie, Związek czuwał nad tym, by organizacja nasza nie przejawiała zbyt radykalnych tendencji. Jednanie kobiet na członkinie spółdzielni i skłanianie ich do czynienia zakupów w sklepach spółdzielczych – to wszystko, czego od nas żądano. Na budzenie w kobietach ambicji, by wpływały istotnie na życie gospodarcze w spółdzielczości, a następnie w kraju, patrzono z niechęcią. Wysunięte przeze mnie hasło „Gospodyni domu – gospodynią świata” odpowiadało w swej treści myśli wypowiedzialnej przez Lenina, że „każda kucharka powinna umieć rządzić państwem”. Kierownictwo Związku Spółdzielni Spożywców obawiało się, by z Ligi Kooperatystek nie zrodził się wielki kobiecy ruch społeczny, ogarniający zasięgiem swojej pracy wszelkie problemy, które realizowałyby w praktyce zasadę równouprawnienia kobiet, zasadę szczerej, prawdziwej demokracji i prowadziły polityczną walkę o pokój. Potrzeba istnienia takiej organizacji wyłaniała się coraz wyraźniej. Ani Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet, organizacja sanacyjna zrzeszająca żony oficerów i wyższych urzędników, ani Związek Pań Domu nie mogły tego zdania spełniać.

Liga Kooperatystek była organizacją społeczną, zrzeszała wiele robotnic i żon robotników, pracownice umysłowe i żony pracowników umysłowych, a pośrednio przez sekcje w kołach gospodyń wiejskich – również i chłopki. Do programu swojego wprowadziła krytykę ustroju kapitalistycznego i walkę o pokój.

Liga była prekursorką wielu urządzeń, jakie później w interesie kobiety wprowadziła Polska Ludowa. Szkoda, że obecnie realizując piękne założenia, nie skorzystano w dostatecznym stopniu z doświadczenia kobiet – działaczek ruchu spółdzielczego. Wielu błędów poczynionych przy organizacji żłobków, przedszkoli, żywienia zbiorowego, wczasów itp. można by uniknąć.

W dniach 2 i 3 IX 1937 r. odbyła się w Paryżu Konferencja Międzynarodowej Ligi Kooperatystek. Miałyśmy prawo i obowiązek uczestniczenia w niej w charakterze delegatek. Związek Spółdzielni Spożywców wysyłał na podobne zjazdy dr Marię Orsetti jeszcze wówczas, gdy kobiecej organizacji spółdzielczej nie było w Polsce. Maria Rapacka użyła wielkiej dyplomacji, twierdząc, że jesteśmy zbyt młodą i zbyt ubogą organizacją, byśmy mogły pozwolić sobie na wyjazd naszych przedstawicielek na Konferencję. Jej zdaniem powinna była wyjechać jedynie Olena Hauboldowa, by z racji swego stanowiska kierowniczki szkolenia w „Społem” wziąć udział w posiedzeniu Komitetu Pomocniczego dla spraw szkolenia przy Międzynarodowym Związku Spółdzielczym. Zatrzęsłam się z oburzenia. Wyraźne było, że „Społem” nie chce, byśmy – ja ani dr Orsetti – wyjechały na Konferencję. Jakoś nie wypadało Związkowi zasugerować wydelegowania kogo innego na nasze miejsca. Ale zgłosiła się Wanda Bogdanowiczowa z propozycją wyjazdu częściowo na koszt innej organizacji, która ją wysyłała w tym samym czasie na kongres do Szwajcarii, na co przewodnicząca, M. Rapacka, chętnie się zgodziła. W odpowiedzi na argument, że nas „nie stać” na pokrycie kosztów wyjazdu delegatek, oświadczyłam, że wyjedziemy obie z dr M. Orsetti częściowo na koszt innej organizacji, a częściowo na koszt własny.

Wobec tego, że argumenty natury materialnej odpadły, nie pozostało nic innego, jak uchwalić skład delegacji w osobach: mojej, dr M. Orstetti, W. Bogdanowiczowej i O. Hauboldowej. Wyjechałyśmy obie z dr Orsetti częściowo na koszt Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, częściowo na koszt własny. Musiałam jeszcze pokonać trudności z otrzymaniem paszportu zagranicznego, którego mi na razie odmówiono. Dano mi go pod warunkiem, że nie będę przemawiała na konferencji. Chętnie przyrzekłam, bo i tak nie miałam tego w planie. Chciałam na razie przyjrzeć się międzynarodowej organizacji, której z bliska nie znałam. Ale cała ta sprawa z paszportem mnie zdumiała. Czyżbym była aż tak niebezpieczna, że miałam swoją notę w Oddziale II? A więc nic dziwnego, że St. Dippel wolał mnie nie widzieć w Zarządzie Ligi.

Międzynarodowa Liga Kooperatystek jest po dzień dzisiejszy organizacją, w której sprawy bezpośrednio polityczne odgrywają mniejszą rolę niż w Międzynarodowym Związku Spółdzielczym. Przedstawicielki zrzeszonych w niej organizacji narodowych mają sporą dozę poczucia sprawiedliwości społecznej i umiejętności logicznego myślenia. Stąd w swoich przekonaniach skłaniają się raczej ku lewicy społecznej, ale w sposób bardzo umiarkowany. Wyrazem tego był pierwszy po II wojnie światowej Kongres w Zurichu w 1946 r. Zarówno na Kongresie Międzynarodowego Związku Spółdzielczego, jak i na Konferencji MLK na porządku obrad była sprawa bojkotu w stosunku do reżimu Franco w Hiszpanii. Po b. długiej dyskusji kooperatystki uchwaliły, że reżim Franco należy bojkotować nie tylko ideologicznie i politycznie, ale również i gospodarczo, inaczej bojkot nie będzie miał praktycznego znaczenia.

Tymczasem Międzynarodowy Związek Spółdzielczy na gospodarczy bojkot nie zgodził się. Po wykluczeniu Związku „Społem” z Międzynarodowego Związku Spółdzielczego kooperatystki zrzeszone w Międzynarodowej Lidze wyrażały w prasie i w swoich sprawozdaniach z pobytu w gościnie w naszym kraju przychylną opinię o polskiej spółdzielczości i wysuwały pod adresem MZS żądania, aby przyjął „Społem” ponownie do organizacji.

Tematy omawiane na konferencjach MLK były bardzo ciekawe i mogły zainteresować nie tylko kobiety, ale wszystkich spółdzielców. Miały one często podłoże humanistyczne. W referatach była mowa głównie o problemach dotyczących wychowania człowieka i przeobrażenia jego natury. I tak np. na Kongresie w Paryżu w 1937 r. został wygłoszony m.in. referat na temat „Młodzież a ruch spółdzielczy”.

Janina Święcicka


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w pracy zbiorowej „Wspomnienia działaczy spółdzielczych”, Zakład Wydawnictw CRS, Warszawa 1963.

Warto przeczytać także:

Przypisy:

[1]: Dotyczy to m.in. daty powstania Koła Czynnych Kooperatystek.

[2]: Koło Czynnych Kooperatystek – jedno z pierwszych – założone w Warszawie na Żoliborzu na terenie WSM w 1928 r. Miało na celu zaznajamianie kobiet z ruchem spółdzielczym i zjednywanie ich dla tego ruchu. Formą zjednywania było członkostwo w spółdzielniach, pomoc organizacji spółdzielczych przy pracach w gospodarstwach domowych itp. oraz czynne uczestniczenie w ruchu spółdzielczym.

[3]: Nazwa „komitety członkowskie” została wprowadzona po drugiej wojnie światowej, ponieważ powstała konieczność powoływania komitetów nie tylko przy sklepach, ale i przy wytwórniach i zakładach produkcyjnych, prowadzonych wówczas przez spółdzielnie spożywców.

[4]: Związek Zawodowy Pracowników Spółdzielczych powstał w 1923 r. jako organizacja zawodowa pracowników ruchu spółdzielczego. Głównym celem Związku była obrona interesów materialnych, społecznych i kulturalnych pracowników spółdzielczych. ZZPS był tylko luźno powiązany z klasowym ruchem zawodowym.

[5]: Stowarzyszenie lokatorów powstało przy WSM i miało na celu prowadzenie działalności kulturalno-oświatowej.

[6]: Zwolnił mnie z pracy w tej instytucji Rajmund Jaworowski za to, że na zebraniu pracowników Kasy Chorych, na którym starał się wyjaśnić przyczyny rozłamu dokonanego przez niego w Polskiej Partii Socjalistycznej, poprosiłam go o wyjaśnienie, co to jest program Piłsudskiego, i spytałam, czy warto dla programu, którego nie ma znamy, rozbijać partię.

[7]: Centralna organizacja ruchu spółdzielczego kobiet. Powstała 24 XI 1935 r. przez zrzeszenie wszystkich kół Czynnych Kooperatystek z całego kraju. Celem Ligi było propagowanie idei spółdzielczej wśród kobiet i pozyskiwanie ich do czynnej pracy w ruchu spółdzielczym. „Liga Kooperatystek” utrzymywała kontakt z podobnymi organizacjami kobiecymi w innych krajach i była członkiem Międzynarodowej Ligi Kooperatystek.

[8]: Organizacja kół gospodyń wiejskich – organizacja działająca w ramach statutowych Towarzystwa Rolniczego. Skupiała przeważnie żony obszarników pod hasłem polepszania gospodarstw wiejskich i podniesienia kultury życia codziennego gospodyń wiejskich, dążyła do umocnienia wpływów ziemiaństwa na chłopów i do przeciwdziałania radykalizacji wsi.

[9]: Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet – organizacja społeczna kobiet kierowana przez żony wyższych oficerów i dygnitarzy sanacyjnych.

[10]: Stowarzyszenie Pań Domu – organizacja mająca na celu popularyzację racjonalizacji pracy w gospodarstwie domowym. Stowarzyszenie wyłoniło Instytut Gospodarstwa Domowego, który pracował nad problemem usprawnienia pracy w gospodarstwie domowym.

[11]: Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) – organizacja zawodowa zrzeszająca nauczycieli, wychowawców i pracowników oświaty.

W 1937 r. rząd sanacyjny zawiesił działalność Zarządu Głównego ZNP, ustanowił zarząd komisaryczny i zlikwidował pisma ZNP. W odpowiedzi na to wybuchł strajk protestacyjny nauczycieli. W 1938 r. zniesiono zarząd komisaryczny. W czasie okupacji ZNP działał w konspiracji pod nazwą „TON”.

[12]: „Spólnota Pracy” – czasopismo fachowe dla pracowników Spółdzielni Oszczędnościowych i Mieszkaniowych. Wychodził w Warszawie w latach 1932-1939.

[13]: „Życie WSM” – biuletyn informacyjny WSM Stowarzyszenia „Szklane Domy” Oddziału Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci na Żoliborzu. Redaktor odpowiedzialny Stanisław Tołwiński. Wychodził w Warszawie od 1931 do 1939 r., a następnie w 1946 i od 1952 do 1957 r.

[14]: Kongres Antyalkoholowy – XXI Międzynarodowy Kongres Antyalkoholowy odbył się w Warszawie w dniu 14 XI 1937 r. Przewodniczącą Kongresu była Władysława Weyhert-Szymanowska. Z ramienia Ligi Kooperatystek w Polsce wygłosiła na Kongresie referat dr Maria Orsetti.

Kongres Mieszkaniowy – odbył się w Warszawie w dniach od 17 do 18 XII 1937 r. Sprawozdanie z tego Kongresu zamieszczono w „Głosie Spółdzielczym” nr 1 z dnia 1 I 1938 r. Tytuł artykułu: Pierwszy Kongres Mieszkaniowy i Refleksje.

Kongres Dziecka – zwołany w Warszawie w dniach od 2 do 4 X 1938 r. z inicjatywy szeregu organizacji społecznych (m.in. Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci) i poświęcony sprawie sytuacji i wychowania dziecka w Polsce.

[15]: „Spółdzielczyni” – organ Ligi Kooperatystek w Polsce. Numer próbny pisma wyszedł w r. 1939 w Warszawie, był poświęcony udziałowi kobiet w ruchu spółdzielczym.

↑ Wróć na górę