Halina Krahelska
Czynnik ludzki w produkcji
[1931]
Zagadnienie wartości czynnika ludzkiego w produkcji do dziś dnia nie zajmuje jeszcze w zbiorowej świadomości społeczeństwa należytego miejsca. Rola, jaką odgrywa ten czynnik w wytwarzaniu majątku narodowego, jest jak gdyby oczywista, rozumie się samo przez się: nikt nie zdoła wyobrazić sobie najlepiej pod względem technicznym urządzonej, najbardziej zracjonalizowanej fabryki, która by mogła wytwarzać bez udziału robotnika. Tym niemniej pojmowanie tej roli jest raczej teoretyczne, abstrakcyjne, nie ma w sobie nic ze zrozumienia tej rzeczy w płaszczyźnie konieczności życiowych; stąd w psychice rozmaitych grup i warstw społeczeństwa układa się ono bardzo dobrze obok negacji znaczenia tegoż czynnika ludzkiego, obok zupełnego niezrozumienia jego wartości w całokształcie czynników, składających się na bogactwo narodowe.
Ustawodawstwo pracy, tzw. ustawodawstwo ochronne lub socjalne, zapoczątkowane zostało w drugiej połowie osiemnastego stulecia z pobudek natury humanitarnej, bynajmniej zaś nie z punktu widzenia konieczności przeciwstawienia się marnotrawstwu milionów i miliardów dzięki rabunkowej gospodarce w przemyśle. Wyobraźnia społeczeństwa, przede wszystkim warstw rządzących i ustanawiających prawa, została w owych czasach po prostu porażona niezwykłym wprost męczeniem dzieci zatrudnionych w angielskiej manufakturze bawełnianej. Gdy sobie uprzytomnimy, że na horyzoncie obserwacji i doświadczeń ówczesnego społeczeństwa, nowe całkiem zjawisko fabryki, wspartej o działalność maszyn, imponującej i potężnej w swoim rytmie, kontrastowało z obdartymi, wyniszczonymi postaciami dzieci, o chudych, wątłych rączkach i nóżkach, o zaczerwienionych od kurzu bawełnianego oczach – dziatek ośmio- i dziewięcioletnich, przykutych do fabryki we dnie i w nocy, to zrozumiemy, że przy tworzeniu i wprowadzaniu w życie pierwszych przepisów ochronnych działała w pierwszym rzędzie litość [1].
Całkowite potwierdzenie tego poglądu mamy w tym, że ustawodawstwo pracy rozpoczęło się właśnie od ochrony dziecka, a nie pełnowartościowego robotnika-mężczyzny.
Inny moment, dotyczący już nie zapoczątkowania a wybitnego, szczególnie intensywnego rozwoju ustawodawstwa pracy w Europie, zasługuje również z tegoż punktu widzenia na szczególną uwagę, gdyż i tu, przynajmniej nie u wszystkich współtwórców nowych praw, nie względy natury gospodarczej, nie zrozumienie gospodarczej wartości i roli czynnika ludzkiego w produkcji były impulsem do rozbudowy ochrony pracy. Mówimy tu o okresie lat 1918-1921, twierdząc, że pobudkę nieprzeciwstawiania się dekretowi w pierwszym okresie przedsejmowych rządów, a następnie nawet pewnego współdziałania w tworzeniu ustawodawstwa socjalnego przez znaczną część społeczeństwa było wrzenie rewolucyjne we wszystkich niemali państwach i obawa przeniesienia tego wrzenia i do Polski.
Zapewne, że przyczyna tego rodzaju nie mieści się wśród pobudek natury humanitarnej – w każdym jednak razie nie ma również nic wspólnego z pobudkami natury gospodarczej z właściwym zrozumieniem wartości i roli czynnika ludzkiego w produkcji z gospodarczego punktu widzenia.
A tymczasem zagadnienie czynnika ludzkiego w produkcji nadaje się zupełnie dobrze do potraktowania w płaszczyźnie interesów gospodarczych, rozumianych oczywiście w znaczeniu ogólnopaństwowym.
W Polsce pierwsi wysunęli w ten sposób zagadnienie czynnika ludzkiego w produkcji dr Józef Zieliński i Wincenty Jastrzębski [2].
W artykule swym w książce zbiorowej „Na froncie gospodarczym” z r. 1928 [3], Jastrzębski mówi wręcz: „Choroby zawodowe, nieszczęśliwe wypadki – to w życiu gospodarczym marnotrawstwo milionów, których u nas brak, i marnotrawstwo olbrzymich możliwości gospodarczych”, a zatem wprowadza już poza humanitarnym względem inny wzgląd natury gospodarczej, stwierdzając, że ochrona życia i zdrowia robotników opłaca się państwu, społeczeństwu i przemysłowi [4].
Bo w istocie człowiek pracy – pracą swą wytwarza te wszystkie wartości, które łącznie stanowią majątek narodowy. Należałoby więc obliczyć wartość pracy ludzkiej w całokształcie bogactwa narodowego.
Obliczenie takie uwydatniłoby, jak potężną z punktu widzenia gospodarczego jest wartość reprezentowana w produkcji przez czynnik ludzki, a tym samym, że z punktu widzenia interesów gospodarczo-państwowych ochrona tego czynnika ludzkiego przed wszelkim marnotrawieniem musi zająć pierwsze miejsce wśród zagadnień polityki państwowej.
Państwo więc wkraczać tu musi jako czynnik regulujący pomiędzy właściciela warsztatu i narzędzi pracy a robotnika czynnego w owym warsztacie, w imię obrony tego robotnika, w naszym zrozumieniu przede wszystkim w imię obrony jego jako istoty, najbardziej ważnej części bogactwa narodowego.
Świadcząc robotnikowi obronę, państwo działa w dwóch kierunkach: 1) ustanawiając prawa w zakresie ochrony pracy i ubezpieczeń, ewentualnie inne, które dotyczą np. polityki mieszkaniowej oraz 2) wykonując te prawa na terenie stosunków pracy.
Czy kompleks praw broniących robotnika, w dzisiejszym jego stanie rozbudowy wystarcza, ażeby zapewnić robotnikowi należytą rzeczywistą obronę, inaczej mówiąc – czy ustawodawstwo socjalne krajów cywilizowanych a w szczególności Polski jest już dostatecznie rozbudowane? Opinie pod tym względem są zupełnie sprzeczne w zależności od tego, jakie warstwy społeczne je wypowiadają. Tak więc gdy zgodna opinia robotnika (pod tym względem bez różnicy poglądów politycznych) uważa ustawodawstwo socjalne za niedostateczne, nie zakończone i domaga się dalszej jego rozbudowy – opinia przemysłowców wypada wręcz przeciwnie.
Od dwóch lat ciężki kryzys gospodarczy trapi cały świat, skutki zaś jego ponosi przede wszystkim robotnik, osłabiony, wyniszczony, zdziesiątkowany w swych organizacjach, mało aktywny; toteż taktyka zapobiegania narastaniu aktywnych nastrojów klasy robotniczej, tak rozumna z punktu widzenia utrzymania status quo ustrojowego, zostaje zaniechana, ustępuje miejsca charakterystycznej dla okresu reakcji społecznej – taktyce nastawania na prawa obozu robotniczego, ofensywy na całość ustawodawstwa socjalnego. Na tle międzynarodowych, zaczepnych w stosunku do ustawodawstwa socjalnego nastrojów, równie aktywnie wygląda zaczepność grupy przemysłowców polskich.
Nie mamy bynajmniej zamiaru podnoszenia tu i rozważania argumentów tej grupy przemysłowców przeciw ustawodawstwu pracy. Natomiast w odpowiedzi na pytanie, czy ustawodawstwo pracy w dzisiejszym jego stanie rozbudowy broni istotnie robotnika, podejmujemy się udowodnić na przykładzie ustawodawstwa polskiego, że tak nie jest, że skuteczna i rzeczywista obrona robotnika nie jest jeszcze bynajmniej w dzisiejszym stanie ustawodawstwa zabezpieczona. Udowodnimy słuszność naszego twierdzenia na paru tylko przykładach.
W pierwszym rzędzie – w zastosowaniu do ogółu robotników – podnieść tu należy, że do dziś dnia robotnik nasz nie ma jeszcze zabezpieczenia starości (z wyjątkiem robotników przedsiębiorstw państwowych, posiadających własne statuty emerytalne). W niektórych przedsiębiorstwach prywatnych wielkiego przemysłu przed wojną – a niekiedy i do dziś dnia – istniała tradycja zabezpieczenia robotnikowi po 40-50 latach pracy spokojniejszej starości przez wypłatę mu pewnej sumy pieniężnej przy zwolnieniu z powodu niezdolności do pracy spowodowanej właśnie starością. Działają tu w tych indywidualnych wypadkach pobudki znowuż natury humanitarnej (współczucie, litość, zrozumienie położenia bez wyjścia); niekiedy kwestia opinii społecznej o firmie, czasem ocena zasług człowieka, który sterał swe siły i całą swą wartość życiową oddał firmie.
Wszystko to razem nie ma nic wspólnego ze zrozumieniem i oceną wartości gospodarczej i społecznej wkładu 40-50-letniej pracy ludzkiej do skarbca narodowego, która to ocena, we właściwy sposób dokonana, powinna w konkluzji spowodować zabezpieczenie starości robotnika w obowiązującym prawie. Zresztą w tym wypadku świadomość tej luki w naszym ustawodawstwie (w ogóle w ustawodawstwie pracy) jest już wspólna najszerszym odłamem społeczeństwa, pod tym względem opinia publiczna z polemik społecznych jest niemal całkiem jednolitą.
Brak zabezpieczenia starości robotnika w naszym rozumowaniu zajmuje pierwsze miejsce, jako wyraz upośledzenia robotnika w dzisiejszym stanie rozbudowy ustawodawstwa społecznego.
Z kolei zwrócimy się do robotnicy-kobiety, ażeby wykazać, jak obrona jej przy pracy nie jest zabezpieczona w ustawodawstwie w zakresie najbardziej zasadniczych, związanych z jej płcią, zagadnień. Zagadnienie to – zapoznane i bagatelizowane, stanowi ogromną bolączkę społeczną.
Otóż obrona robotnicy przed wyzyskiem tego rodzaju, a raczej nadużyciami, nie jest wcale w ustawodawstwie socjalnym zabezpieczona i chronią ją niedostatecznie tylko ogólne kodeksy karne. Już w ustawodawstwie międzynarodowym (mamy tu na myśli konwencje, zalecenia międzynarodowe) kwestia ochrony moralności kobiety została – świadomie czy nieświadomie – zbagatelizowana, przez niewyprowadzanie tej kwestii na światło dzienne. Zdaje się, iż z całego działającego ustawodawstwa międzynarodowego mamy dotychczas – w obliczu tej olbrzymiej, bolesnej i groźnej z punktu widzenia najrozmaitszych skutków, kwestii niebezpieczeństw dla robotnicy, całkiem fragmentaryczne, wstydliwe o to zaczepienie w Zaleceniu w sprawie ochrony kobiet i dziewcząt emigrantek na statkach z dn. 5.6.1926 r., a więc nawet w stosunku do tej części naszych robotnic idea obrony ograniczyła się tu tylko do momentu podróży na statku. Tak samo artykuł 4 ustawy z dn. 2.7.1924 roku dotyka tylko lekko tej kwestii, nie wyodrębnia jej, nie precyzuje, mieszając zakaz zatrudniania kobiet „przy robotach” niebezpiecznych dla moralności i dobrych obyczajów, pomiędzy roboty niebezpieczne dla zdrowia, ciężkie, obsługę transmisji, procesy chemiczne itd. [5].
Istotnie trudno wyobrazić sobie, np. w przemyśle, roboty notorycznie niebezpieczne dla „moralności i dobrych obyczajów” – natomiast niewątpliwie przy każdej robocie niebezpieczeństwo związane z takim wyzyskiem robotnicy, zachodzić może przy warunku złej woli, braku dozoru itd. ze strony administracji fabrycznej. Z tego zbagatelizowania kwestii w samym ujęciu przepisu prawnego ustawy wynika już, że spisy robót wzbronionych kobietom i młodocianym (w tym dziewczętom), wydane na zasadzie tegoż artykułu 4 ustawy, znowuż nie wnoszą nic istotnego w obronę kobiety pod tym względem: spis robót, wzbronionych kobietom, w ostatnim ze swych 20 punktów wprowadza zakaz „obsługi konsumentów przez kelnerki w zakładach, w których sprzedawane są napoje alkoholowe do spożycia na miejscu w porze nocnej”.
Niska sankcja karna, przewidziana w ustawie w stosunku do winnych przekroczenia jej przepisów, niwelująca zresztą różnicę pomiędzy przewinieniem zatrudnienia kobiety np. przy pogrążaniu wyrobów metalowych w kwasy, a przewinieniem w zakresie moralności, sprowadza ostatecznie do fikcji obronę robotnicy w ustawodawstwie pracy przed wyzyskiem w tej dziedzinie.
To samo, gdy chodzi o kobietę, nie jest bynajmniej zabezpieczona w ustawodawstwie istotna ochrona jej macierzyństwa. Na zasadzie art. 16 ustawy z dn. 2 VII 1924 r. nie wolno pozbawić pracy kobiety w okresie sześciu tygodni przed i sześciu tygodni po połogu. Nic natomiast nie stoi na przeszkodzie do pozbawienia jej pracy w okresie całej ciąży; w pierwszej zaś połowie ciąży zwolnienie z pracy sprawia, że połóg będzie ona zmuszona odbywać już bez pomocy Kasy Chorych, gdyż wyczerpie się już okres świadczeń Kasy. Pozbawiona pracy, więc środków do życia i wszelkiej pomocy lekarskiej – jest tym samem wówczas pozbawioną całkowicie wszelkiej ochrony macierzyństwa.
To samo można powiedzieć o tak popularnym wśród przemysłowców przepisie o żłobkach, że zabezpiecza ochronę macierzyństwa niewielkiej tylko grupie pracownic; w samym tylko przemyśle – zaledwie połowie zatrudnionych robotnic, gdyż art. 15 ustawy z dn. 2 VII 1924 r. nakłada przymus utrzymywania żłobków li tylko na fabryki zatrudniające ponad 100 kobiet.
Podnieść tu musimy z zadowoleniem, że projekt nowelizacji art. 15 tej ustawy usuwa tę wadliwość, przewidując przymus świadczeń pieniężnych na rzecz ochrony macierzyństwa robotnicy dla wszystkich przedsiębiorstw, zatrudniających kobiety [6].
Dalej, w dziedzinie ochrony zdrowia kobiety i młodzieży, przepisy istniejące są całkiem niedostateczne, wymagają stałej i konsekwentnej rozbudowy, ażeby miały istotnie odpowiadać swemu zadaniu. Tak np. inspekcja pracy niejednokrotnie podnosiła konieczność uzupełnienie spisu robót wzbronionych kobietom i młodocianym.
W dziedzinie ochrony pracy młodocianych – chłopiec lub dziewczyna lat 15-18 ma zabezpieczony prawem przywilej pobierania w czasie pracy, wliczonej do godzin pracy, nie potrącanej z zarobków, nauki w szkole dokształcającej lub zawodowej [7].
Cóż stąd, kiedy nie ma zakazu zatrudniania młodocianych w stosunku większym nad pewien mały, określony procent do ogółu robotników, gdy zaś młodociani pracują w zakładzie w ilości 20, 25, 30 i 40% ogółu załogi robotniczej – w jaki sposób mają być zwalniani na naukę do szkoły? Kto ich w tym czasie zastąpi przy produkcji? Przepis ten pozostaje tedy przeważnie na papierze.
Również nie ma zakazu zatrudniania młodocianych w zmianie wieczornej w zakładach pracujących na zmiany; przy zasadzie łamania zmian zdarza się młodocianemu pracować w innej zmianie co tydzień. W tych wypadkach przywilej pobierania nauki w szkole, przerywanej co tydzień na cały tydzień, traci wszelką rację bytu.
Przykładów, które by tak samo wyraźnie udowodniły, w których dziedzinach ustawodawstwo w dzisiejszym stanie nie broni dostatecznie robotnika, przytoczyć może dowolną ilość każdy, kto się stosowaniem tego ustawodawstwa w praktyce zajmował i kto, rzecz oczywista, nie uważa, że ustawodawstwo przeznaczone jest li tylko do spoczywania w kolumnach druku kodeksu pracy i dzienników ustaw.
Nie chcemy mnożyć tu tych przykładów. Równie bezpieczeństwo jak higiena pracy czekają jeszcze w całym świecie – a w tej liczbie i w Polsce – na sumienne, poważne, przemyślane ujęcie w ustawodawstwie ochronnym; to, co jest – są to tylko początki i fragmenty.
W ustawodawstwie ubezpieczenia od choroby (ustawa z dn. 22 V 1920 r.) pominięte jest np. w samem ujęciu zadań Kas Chorych zapobieganie chorobom; olbrzymiej wagi ta luka sprawia, że dotąd Kasy Chorych w niewielkim bardzo zakresie prowadzą akcję profilaktyczną. Do zakresu tej akcji należałoby przede wszystkim zaliczyć kwestię mieszkaniową, która u nas oczekuje jeszcze na rozwiązanie.
Podniesiemy tu jeszcze, że np. prawie w żadnym z państw nie ma w ustawodawstwie pracy konsekwentnie przeprowadzonej idei obrony robotnika przed nadmiernym tempem pracy, przed nadmiernym wytężaniem jego wysiłku. Niewątpliwie nasz ustawodawca w Polsce (mamy tu w tej chwili na myśli ustawodawstwo z okresu 1926-1930) szedł już w tym słusznym kierunku w ustawie o bezpieczeństwie i higienie pracy [8], gdy orzekł, że „przedsiębiorca powinien zastosować środki, zapewniające ochronę życia i zdrowia robotników” – brak jednak przepisów szczegółowych do art. 1 sprawia, że np. żądanie obsługi 4, 6, 8 krosien zamiast 2 przy tym samym urządzeniu technicznym, odpowiednio podnoszące wysiłek robotnika, nie koliduje wręcz z żadnym z przepisów prawnych – nie można tego zakazać pracodawcy; tak samo, gdy np. telefonistka na stole rozdzielczym zamiast normalnych 700-800 połączeń musi dać przy wzmożonym ruchu 1600, żaden przepis ochrony pracy jej tu nie broni.
A przecież nie ma mowy o poważnym zabezpieczeniu życia i zdrowia (bezpieczeństwa i higieny) robotnika, skoro wolno śrubować bezgranicznie w górę jego wysiłek.
Na ostatku musimy podnieść, że w istocie, nawet przy doskonalszych, bardziej drobiazgowych przepisach ustawodawstwa pracy, obrona praw, zdrowia i życia robotnika nie będzie poważnie zabezpieczona, póki sami robotnicy nie zostaną uprawnieni do czuwania nad całokształtem tych spraw. Idzie tu nam oczywiście o zalegalizowanie przedstawicielstwa robotniczego, o ustawę o przedstawicielstwie robotniczym, której u nas brak. Nie jesteśmy w tym naszym zdaniu odosobnieni. W wydawnictwie „Na froncie gospodarczym” z r. 1928 kwestię tę rozwinął bardzo dobrze Władysław Landau, opierając się, między innymi, na dorobku pracy i doświadczenia Komisji Ankietowej, która, badając sprawność procesów wytwórczych w naszym przemyśle i udział czynnika ludzkiego w tych procesach, stawiając wnioski ku uzdrowieniu stosunków, zaopiniowała o pożytku działalności rad załogowych na Śląsku i oceniła ujemnie brak opartego na ustawie przedstawicielstwa robotniczego i urzędniczego w innych dzielnicach Polski.
Ustawy o przedstawicielstwie robotniczym w Austrii i w Niemczech przewidują współudział robotników w zarządzaniu przedsiębiorstwem; celem tu jest – zbliżenie wytwórców do procesów wytwórczych, zainteresowanie samych robotników sprawnością działania warsztatu pracy. Jest to dziś jeszcze w tych państwach raczej w płaszczyźnie teorii, istnieją jednak i w praktyce precedensy takiego współudziału przedstawicielstw robotniczych, najracjonalniejsze chyba z punktu widzenia solidaryzmu społecznego.
W zakresie zaś realizowania, pilnowania ustaw ochronnych przedstawicielstwo robotnicze odgrywa już w tych państwach naprawdę dużą rolę.
W ten sposób przeszliśmy już tu od teoretycznego zabezpieczenia robotnikowi obrony w ustawodawstwie do wykonywania ustawodawstwa. Wykazaliśmy, że daleko ustawodawstwu pracy od tego, ażeby rzeczywiście stwarzało istotne zabezpieczenie dla robotnika. (Dotyczy to na równi ustawodawstwa polskiego, jak innych, niekiedy pełniejszych, jak to np. Niemcy i Austria – ustawy o przedstawicielstwie robotniczym – niekiedy uboższych od naszego).
Gdy chodzi o sprawność wykonywania ustaw, to znaczy o działalność inspekcji pracy, odeślemy czytelników do artykułu naszego w wydawnictwie „Na froncie gospodarczym” z r. 1928 [9]. Artykuł ten, poświęcony wyłącznie kwestii aktualnych warunków pracy, to jest stanu wykonywania ustaw w Polsce, oparty był o badania Komisji Ankietowej i zupełnie otwarcie przedstawiał ograniczone możności inspekcji pracy w dziedzinie nadzoru nad wykonywaniem ustaw, wysunął konieczność uzupełnienia i ożywienia inspekcji urzędowej przez dodanie jej pomocników ze środowiska robotniczego. Uzupełnienie owego artykułu stanowi artykuł Władysława Landau pt. „Drogi rozwoju polskiego ustawodawstwa pracy” [10], który wskazał na konieczność ustawowego uregulowania kwestii umów zbiorowych, kwestii załatwiania zatargów zbiorowych.
Nie będziemy też dziś zatrzymywali się przy kwestii wykonywania ustaw socjalnych w Polsce. Rok 1928 był okresem wyjątkowo pomyślnej koniunktury, rok obecny i ubiegły przechodzi pod znakiem głębokiego kryzysu gospodarczego i bezrobocia. W tych okresach wykonywanie ustawodawstwa pracy niedomaga jeszcze bardziej. Merytorycznie moglibyśmy dodać niewiele do obrazu przedstawiającego stan wykonywania ustaw socjalnych w r. 1928. Szczegółowy zaś przegląd wymagałby odrębnego potraktowania, wychodziłby też poza ramy obranego dla niniejszego artykułu celu, gdyż chodziło nam o to, ażeby udowodnić, że mimo rozbudowy naszego ustawodawstwa socjalnego, zwłaszcza w okresie pełnomocnictw 1926-1928 r., robotnik nie ma jeszcze dostatecznego zabezpieczenia, – a zatem tam, gdzie idzie o interesy państwowe, nie jednostek, mówić należy o dalszym doskonaleniu, rozwijaniu, uzupełnianiu ustawodawstwa socjalnego, nie zaś bynajmniej o jego redukowaniu.
Halina Krahelska
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w pracy zbiorowej „Pięć lat na froncie gospodarczym 1926-1931”, tom II, Wydawnictwo „Drogi”, Warszawa 1931. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł. Wydawnictwo to było efektem prac osób związanych ze środowiskiem lewicy piłsudczykowskiej, promującego etatyzm i „państwo pracy”, stanowiło kontynuację głośnego manifestu tego nurtu pt. „Na froncie gospodarczym” z roku 1928.
Przypisy:
Robert Owen, jego teoria, jego szkoła mają to samo nastawienie.
Dr Józef Zieliński „Higiena Pracy”; Wincenty Jastrzębski „Organizacja pracy fizycznej” i szereg artykułów. Dr Józef Zieliński w Ministerstwie Pracy był autorem ustaw o chorobach zawodowych, zapobieganiu im i zwalczaniu ich, o bezpieczeństwie i higienie pracy.
„Na froncie gospodarczym”, artykuł pt. „Rola Państwa w racjonalizacji życia gospodarczego”, s. 26.
Do przemysłowców, którzy zdają się cokolwiek rozumieć ten wzgląd, można by na pozór zaliczyć Forda, dzisiejszego pioniera pięciodniowego tygodnia, dłuższych urlopów, mądrzejszej polityki społecznej. W rzeczy samej jednak nie jest to tak, gdyż wyśrubowywanie z robotnika maksymalnej wydajności pracy decyduje o skracaniu jego życia, niszczeniu jego systemu nerwowego itd.
Dosłowny tekst art. 4: „Zatrudnianie młodocianych i kobiet jest wzbronione w warunkach, w których praca jest szczególnie niebezpieczna lub szkodliwa dla zdrowia oraz przy robotach ciężkich lub niebezpiecznych dla zdrowia, moralności i dobrych obyczajów, a w szczególności zabronione jest zatrudnianie kobiet przy transmisjach, przy procesach chemicznych, oddziałujących szkodliwie na organizm i przy dźwiganiu ciężarów. Spisy takich robót wydawać będzie w miarę potrzeby Minister Pracy i Opieki Społecznej w porozumieniu z właściwymi ministrami po zasięgnięciu opinii organizacji zawodowych pracodawców i pracowników” (ustawa z dn. 2 VII 1924 r. Dz.U. RP nr 65/24, poz. 636).
Kwestię tę bardzo dobrze i szeroko oświetliła w swej książce Maria Leśniewska – „Rozwój ochrony macierzyństwa robotnicy w przemyśle polskim”, Wyd. Min. Pracy, 1931 r.
Art. 9 ustawy z dn. 2 VII1924 r.
Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dn. 16 III 1928 r. o bezpieczeństwie i higienie pracy (Dz. U. RP 35/28 poz. 325), art. 1.
„Na froncie gospodarczym”. Warszawa, wyd. „Drogi”, s. 360.
op. cit., s. 382.
Halina Krahelska (1892-1945) – działaczka ruchu socjalistycznego, urzędnik państwowy, publicystka, pisarka. Jako nastolatka krótko związana z PPS, następnie w Odessie, gdzie mieszkała, wstąpiła do rosyjskiej Partii Socjalistów-Rewolucjonistów (eserów). Za tę działalność aresztowana, więziona i zesłana Syberię. Uwolniona po wybuchu rewolucji lutowej, brała udział z ramienia partii eserów w burzliwych wydarzeniach politycznych, działała w Radzie Delegatów Robotniczych i Żołnierskich w Kańsku, następnie wróciła do Odessy, gdzie działała w miejscowym oddziale Polskiej Organizacji Wojskowej. Po latach opisała te doświadczenia w książce „Wspomnienia rewolucjonistki”. Na początku roku 1919 wróciła do Polski. Sympatyzowała z „lewym skrzydłem” PPS, zarzucając głównemu nurtowi partii politykę zbyt ostrożną i ugodową w kwestii przeobrażeń społecznych, zaś komunistów krytykowała za lekceważenie patriotyzmu i zależność od Rosji sowieckiej. Na początku roku 1919 podjęła zatrudnienie w Inspektoracie Pracy, stając się wkrótce jedną z czołowych w Polsce specjalistek w tej dziedzinie oraz jedną z osób najbardziej zaangażowanych w forsowanie ustawodawstwa i regulacji poprawiających warunki zatrudnienia. Autorka wielu opracowań, analiz i raportów z tej dziedziny, m.in. „Łódzki przemysł włókienniczy wobec ustawodawstwa pracy”, „Praca dzieci i młodocianych w Polsce”, „Praca kobiet w przemyśle współczesnym”. Jako inspektor pracy wizytowała setki zakładów w całej Polsce, a pokłosiem tego była głośna w owym czasie książka „Wspomnienia inspektora pracy” (1936, napisana z M. Kirstową i S. Wolskim). Była prekursorką zakładania żłobków przyfabrycznych. Po zamachu majowym poparła Piłsudskiego i związała się z lewym skrzydłem obozu sanacyjnego, uważając, że dąży on – w odróżnieniu od PPS – do radykalnych przeobrażeń społeczno-gospodarczych. Była jednak radykalnym krytykiem dokonywanego przez sanację „skrętu w prawo”, co pośrednio przyczyniło się do pozbawienia jej zatrudnienia w inspekcji pracy w roku 1931. W pierwszej połowie lat 30. była działaczką sanacyjno-lewicowo-syndykalistycznego Legionu Młodych. Weszła wówczas również w skład prozatorskiej grupy Zespół Literacki „Przedmieście”, która postulowała podejmowanie tematyki związanej z niższymi warstwami społecznymi, a dzieło literackie miało mieć charakter swoistego „wizjera”, służącego obserwacji i analizie realiów społecznych. Efektem tego zaangażowania Krahelskiej stały się dwie jej głośne powieści. „Polski strajk” (1936) opisywał dzieje słynnego, brutalnie spacyfikowanego strajku w krakowskim „Sempericie” – książkę skonfiskowały władze państwowe, autorce wytoczono proces, drugie wydanie książki ukazało się „pocięte” przez cenzurę. Z kolei „Zdrada Heńka Kubisza” (1938) ukazywała nędzę Górnego Śląska i rozczarowanie jego mieszkańców realiami odrodzonej Polski, czego kulminacją jest opowiedzenie się byłego powstańca śląskiego za Niemcami. W roku 1937 była współzałożycielką Klubu Demokratycznego, zrzeszającego prospołeczną inteligencję pracującą oraz ludzi wolnych zawodów, przeciwnych rozwojowi w Polsce tendencji totalistycznych; na bazie Klubów z różnych miast utworzono wiosną 1939 r. Stronnictwo Demokratyczne. W czasie okupacji hitlerowskiej Krahelska działała pod pseudonimem „Myszka” jako współpracownik Komendy Głównej AK. Podczas okupacji napisała „Tezy do działalności inspekcji pracy w odrodzonej Polsce”. Aresztowana przez Niemców w lipcu 1944 r. (istnieją poszlaki, że stało się tak wskutek donosu skierowanego do Gestapo przez polską skrajną prawicę), zmarła z wycieńczenia w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück na kilka dni przed wyzwoleniem. Od roku 1989 Główny Inspektor Pracy przyznaje Nagrodę im. Haliny Krahelskiej za wybitne zasługi w dziedzinie ochrony pracy.