Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Błażej Stolarski

Chłop a reformy rolne

[1919]

W tej wielce przełomowej chwili bardzo wiele pisze się i mówi o reformach rolnych. I to jest słuszne. Tak być musi; musi prawodawstwo polskie dopasować prawo do opinii i wymagań społeczeństwa. W sprawie tej piszą bardzo wiele posiadacze obszarów ziemskich. Oświetlają oni zagadnienia reform rolnych ze swego punktu widzenia. Piszą socjaliści i ich sympatycy o unarodowieniu ziemi, różni też profesorowie i uczeni rozważają tę sprawę ze swego punktu widzenia. Każdy wykłada swoją rację, rozumiejąc, że nada się do przyjęcia. Niechże też i mnie będzie wolno swe myśli w tej tak ważnej dziś sprawie dołożyć do całości i wypełnić lukę, jaka jest, imieniem drobnego rolnika.

Rozumie się, nie mogę uważać wyrażonych poniżej myśli swoich za ideał, który musi i powinien być jedyną i bezkrytyczną miarą, nadającą się do mierzenia spraw reformy rolnej. Jednakże skromne moje uwagi mogą być chociaż piaskiem do cementu, aby zrobić zaprawę do murowania gmachu potężnego i trwałego.

Przechodząc do rzeczy, nie myślę prowadzić polemiki z naszymi konserwatystami, kochającymi dawny porządek. Wszyscy dziś, chcąc nie chcąc, muszą się godzić na wprowadzenie reform rolnych. Jednakże rozciągłość tych reform i jakość ich jest tematem obrad. I nad tą sprawą chciałbym się zatrzymać dłużej, chciałbym wyświetlić ją tak, jak rozumie ją światły i postępowy chłop – rolnik polski.

Teoretyk rolnik winien stać się w pełnym tego słowa znaczeniu teoretykiem; winien być znawcą dziejów, zasad i ekonomiki rolnictwa, winien znać wszystko, co sprowadza jak największą produkcję rolną kraju. Tych rolników nam potrzeba, potrzeba jest bardzo wielka; każda gmina winna posiadać swojego uczonego rolnika, który na podstawie nauki i doświadczenia szerzyć winien postęp w produkcji rolniczej. Ale nie znaczy to, aby uczony obejmował w swe posiadanie wielkie obszary i stawał się osobistym właścicielem kilkuset lub kilku czy kilkunastu tysięcy morgów ziemi, należącej do całego narodu czy państwa. Przez miłość dla Ojczyzny i Narodu Polskiego w dobrze zrozumianym interesie obywatelskim winien on krzewić wśród ludu pracującego na ziemi wiedzę, jaka ludowi potrzebna, żeby praca tegoż ludu dla kraju była jak najowocniejszą w najobfitszych płodach rolnych.

Rozumiem, że unarodowienie ziemi przyjść może i wierzę w to, że przyjdzie, lecz chciałbym widzieć przyjście owo bez wstrząśnień wewnętrznych, bez wstrzymania produkcji, bez rozgoryczenia rolnika i całego społeczeństwa. Rolnictwo musi przejść w posiadanie ludu rolnego, to jest tego, który własnymi rękoma pracuje na roli. Unarodowienie ziemi jest dwojako rozumiane. Dwie mogą być drogi: 1) droga, jaką wskazują socjaliści, droga która wytraca wszelką własność; 2) droga, którą wskazuje rozumny drobny rolnik postępowy, zorganizowany w stronnictwo ludowo-demokratyczne.

Chłop polski od wieków jest z ziemią związany; jest ona dla niego świętością, zda się, że on zrośnięty jest z nią, bo ją ukochał i uświęcił przez pracę i pot swój. Szczególnie przez ostatnie 55 lat, gdy był już uwłaszczony, umiłował tę ziemię i prawo własności jej tak, że się jej nie pozbędzie, i wszelkie prawa socjalizacji, gdyby wydane zostały, w tej mierze byłyby fikcją; nie byłoby siły, która by mogła drobnego rolnika zmusić do wyzbycia się prawa własności.

Widząc tę trudność, socjaliści polscy godzą się z tym, aby chłopa nie ruszać i praw własności go nie pozbawiać; chwytają się półśrodków, aby ziemie majorackie i martwej ręki, a naturalnie i wywłaszczone od wielkich posiadaczy unarodowić i tym sposobem zadośćuczynić hasłom unarodowienia ziemi. Może się to kiedyś stanie; zależy to już od dojrzałości społeczeństwa i warunków czasu.

Ja mniemam, że najprostszą drogą do uzdrowienia stosunków rolnych będą reformy, które zachowają prawo własności drobnego rolnika i doprowadzą do rozdrabniania wielkich obszarów.

Bo wyobraźmy sobie, że gdybyśmy dziś unarodowili w całości lub częściowo ziemię i zaprowadzili na ziemi gospodarkę społeczną, to wyniki gospodarki takiej byłyby nie tylko marne, ale – żadne; nie dałyby one ludziom utrzymania a państwu dochodów i musiano by do takiej gospodarki rolnej stale dokładać. My wiemy, że lud wiejski i nawet miejski, poza jednostkami pełnymi idealizmu, jest bierny pod względem prac społecznych; każdy, kto zna bliżej chłopa polskiego i widział go w pracy kółka rolniczego, sklepu spółkowego, albo w gminie i wszędzie tam, gdzie chodzi nie o „moje”, ale o „nasze”, każdy taki wie doskonale, jak daleko sięga umiejętność, a tym samem możliwość pracy chłopa polskiego na niwie społecznej. Nie tylko chłopa: i inteligent nasz wiejski czy miejski również sobkostwem kieruje swoje kroki, a gdy się głębiej wnika w istotę rzeczy, to chłop dla sobkostwa przez wieki zawsze wyzyskiwany – zapewne dlatego właśnie i sam się stał sobkiem i społecznych instynktów w nim brak. „Młodsi” od „starszych” zawsze się uczą i naśladują ich. Droga do unarodowienia ziemi jest, ale długa i uciążliwa. Idąc nią, możemy być pewni, że dobrobyt i kultura rolna, a w ślad za nią i ogólna, wzrastać będą. Drogą tą są, zacząwszy od kółek rolniczych, wszelkie spółki i stowarzyszenia rolne, a dalej uświadomienie, oświata, uspołecznienie ludu.

Pozwolę sobie rozwinąć myśl swoją, jak sobie wyobrażam pójście tą drogą do unarodowienia ziemi.

Drobne rolnictwo, chcąc iść z biegiem czasu, musi być zorganizowane w odpowiednie kulturalne społeczne i gospodarcze stowarzyszenie. Dziś takimi są kółka rolnicze. Za nimi muszą iść stowarzyszenia pieniężne, stowarzyszenia odbudowy, kolonizacji, drenarskie, hodowlane i cała, cała masa różnych, które nam potrzeba życiowa nasunie i nakaże zakładać. W tych stowarzyszeniach będziemy mieli możność i mus wyrabiania się i przygotowywania do życia. Skoro raz kultura i postęp wejdą w życie, to stanąć ani cofnąć się nie może, i życie społeczne i gospodarcze musi rozwijać się coraz dalej, aż doprowadzi do całokształtu pracy społecznej, opartej na podstawach, które dziś nazywamy ideałami.

Droga wyżej wytknięta rozczarowuje naszych idealistów: zdaje się im, że cierpliwość przechodzi granice ludzkiej możliwości. Jednakże stwierdzam, że droga ta jest jedyną deską ratunku przed wybuchem rozruchów bolszewickich.

Są inni, którzy, korzystając z tego, co jest, chcą na własną osobistą czy partyjną korzyść ryby łowić, na własne koło wodę prowadzić, a tych jest pono bardzo wielu. W pierwszym rzędzie są przybysze do naszego kraju, którzy wiedzą, że gdy będzie u nas ład i porządek, to dla nich gorzej dziać się będzie; ale są i tacy, którzy w dalszym ciągu konserwować chcą własne egoistycznie pojmowane interesy w państwie polskim; chcą się czuć uprzywilejowanymi, na co już dziś nie może zgodzić się społeczeństwo polskie.


Droga, o której była mowa, jest jedyną, która prowadzi do celu, lecz warunki, w jakich powstał i istnieje pierwszy prawodawczy sejm Polski nasuwają trudności w realizowaniu sprawy drogą wspomnianą.

W pierwszym polskim Sejmie zasiadł w liczbie 136 chłop polski, pracujący własnymi rękoma na własnym zagonie. Rozbity został na różne ludowe i nic wspólnego nie mające z ludem kluby, aby nie mógł stworzyć siły, jaka jest w chłopie polskim. I tak: w Polskim Stronnictwie Ludowym chłopów jest 43, w Zjednoczeniu Stronnictw Ludowo-Narodowych 36, w Piastowski [PSL-Piast] 30, w Polskim Zjednoczeniu Ludowym 19, w PSL (galicyjska lewica) 8.

Jednakże każdy, kto obserwuje życie Sejmu naszego, widzi, że tylko chłop, drobny rolnik, zorganizowany w odpowiadające mu stronnictwo, wsparte o program przyjęty przez chłopa, czuje się samodzielnym w Sejmie i jest zdecydowany iść po linii żądań ludu wiejskiego. Takimi są chłopi zorganizowani w PSL [Wyzwolenie], w grupie Piasta i grupie PSL (galicyjska lewica): 43 + 30 + 8 = 81 posłów. Organizacje te wydały wyżej wykazaną liczbę posłów, którzy mają przeciw sobie 55 posłów drobnych rolników niewyrobionych, niemających własnego poglądu i programowego ujęcia sprawy, idących na usługi warstwie posiadającej. Wyrządzają tym, oczywista, szkodę sobie i tej warstwie, z której pochodzą i z którą liczyć się powinni.

Trzeba uwzględnić i tych inteligentów, którzy idą po linii ludowej i wzmacniają siłę 81 chłopów w Sejmie. Należą oni do klubów PSL 15, do klubu Piastowców 14, do lewicy galicyjskiej PSL 4 – razem 33 + 81 = 114 posłów. Jest to siła, na którą można liczyć, że pójdzie po linii takich reform rolnych, które by nie wytrąciły z równowagi produkcyjności krajowej (z tą małą różnicą, że kilku inteligentów z klubu „Piastowców” swymi wpływami często nie pozwalają klubowi głosować z klubem PSL).

Jednakże przeciwników mamy przed sobą zdecydowanych. Są oni wśród skrajnych konserwatystów, a kończąc na endecji, którzy, razem wzięci, stanowią 157 posłów. Otrzymają oni wzmocnienie ze strony Poznańskiego i kresów wschodnich.

Wobec powyższego lewica może widzieć zbawienie swoje tylko w ścisłym połączeniu się z sobą – począwszy od Piastowców a kończąc na socjalistach. Wtedy stanowić mogą siłę odpowiadającą powyższej, bo będą stanowili liczbę 166 posłów. Reszta stanowiłaby przewagę tej lub innej strony, która zawsze jedną lub drugą musi drogo kosztować.

Chłop polski, będąc do czasów wojny niezorganizowanym pod względem dążeń i myśli politycznych, nie zdążył się zorganizować podczas wojny tak, aby był w stanie opanować wybory na swoją korzyść. Wyzyskali to Narodowi Demokraci i rozbijając jedność chłopską przez wciągnięcie wielu chłopów do siebie w Sejmie, wyrządzają krzywdę nie tylko chłopu i drobnemu rolnictwu, ale całemu narodowi polskiemu. Krzywdę tę czynią przez niedopuszczenie w Sejmie do wytworzenia centrum, które by nadało Sejmowi możność realnej pracy. Ta choroba Sejmu, którą wyżej wskazałem, odbija się na każdej niemal sprawie przy jej decydowaniu w Sejmie, a szczególnie przy reformach rolnych. Bardzo przykro jest stwierdzić to, jak chłop polski bezradnością swoją, a panów sprytem spowity, w ich partii musi wbrew swym interesom i interesom współbraci swych głosować i przemawiać.

To zło koniecznie trzeba naprawić a naprawić je można by było przy dobrej woli, bo inaczej Sejm będzie skazany na martwotę, a tym samem straci uznanie w społeczeństwie.

Różni obrońcy wielkich obszarów mówią i piszą, że folwarki wielkie są potrzebne dla tego, aby na nich znaleźli pracę bezrolni, aby one były przykładem postępu i kultury rolnej, aby tym sposobem państwo miało zapewnienie sprawniejszej dostawy dla aprowizacji kraju. Ja pozwolę sobie kilku argumentami, wziętymi z życia, odeprzeć te ich twierdzenia.

Jeżeli się mówi, że folwarki utrzymują i dają pracę bezrolnym, to ja postawię dla przekonania przykład:

Wieś moja zajmuje miejsce i przestrzeń, gdzie był majątek folwark Wykno gm. Będków, w pow. brzezińskim. Na miejscu tego majątku są dziś cztery wsie: Sługocice, Giebałtówka, Wołkawa i Brzustów. Posiadają one: pierwsza 320 morgów, druga 125, trzecia 82, czwarta 411. A zatem majątek Wykno miał 938 morgów i na tym obszarze było za czasów dworskich służby wraz rządcą i rodziną właściciela 46 rodzin; mieli oni stałe zajęcie w majątku. Oprócz tego folwark miał najemników do kośby i różnych robót rolnych około 30 osób.

Słowem, na folwarku tym miało utrzymanie 46X5 = 230 + 30 = 260 osób.

Obecnie we wsiach wyżej wspomnianych: w Sługocicach jest rodzin: 31, Giebałtówce 12, Wołkawej 10, Brzustowie 37 = 90 X 6 = 540 osób.

Na folwarku dawniej utrzymywano 35 koni, obecnie w Sługocicach 26, Giebałtówce 8, Wołkawie 7, Brzustowie 30 = 71 koni.

Taki sam stosunek jest jeżeli weźmiemy inny inwentarz. Może mi ktoś powiedzieć, że ten folwark wyprodukował i miał na wywóz więcej, niż potrzeba dla utrzymania miast. Stwierdzić muszę, że naznaczony kontyngent był w tym roku za polskich rządów tylko siłą wojskową zabrany z folwarków w gminie położonych; im to spichrze wojsko popieczętowało, a drobnych rolników pominięto, a to dlatego, że ci ostatni sami dobrowolnie w porę odstawili, aczkolwiek ich morgi więcej rodzin żywią.

Jeszcze w tym miejscu zaznaczyć winienem, że w danym folwarku Wyknie uprawa i kultura tak była nisko postawiona, że po otrzymaniu przez nas tej ziemi nie było miejsca wolnego od perzu i chwastów. Na jednych 10 morgach sprzątano pszenicy po bardzo dobrym nawiezieniu 3 półtoraki, teraz zaś przez samych włościan rolników drobnych kultura doprowadzoną została do tego stopnia, że ze świecą by szukać gospodarstwa zaperzonego.

Dziś chłopi doprowadzili ziemię do takiego urodzaju, że przeciętny plon z morga ziemniaków bywa około 100 korców. Czy tu państwo osiąga wiesze korzyści z dużego, czy też z drobnego rolnictwa?

Musimy przyznać, że najlepszym płatnikiem, najlepszym dawcą podatków i dostarczycielem wszelkich innych powinności jest zawsze masa, czyli drobny rolnik. Stwierdzić to mogą najpewniej ci, którzy mieli do czynienia z poborami podatków. My zaś wiemy, że sekwestratorzy podatków przeważnie byli do ściągania podatków po folwarkach, nie zaś od rolników drobnych, którzy podatki sami na czas zanoszą. Jeżeli zaś wziąć pod uwagę inne ciężary państwowe, podwody itp., to te w całości prawie ponoszą zawsze drobni rolnicy. Jeżeli duży obszarnik jest ostatecznie zmuszony do dania podwodów, to takich wypadków naliczyłby jeden na sto wobec tego, co daje rolnik drobny.

Weźmy chociażby ciężar kontyngentów mięsnych nakładanych przez okupantów. Nie do porównania z sobą była odstawa mięsa od drobnych rolników a folwarków.

Jestem właśnie w posiadaniu danych z kilku wsi i dworów gminy mojej z czasu okupacji niemieckiej w roku 1917 i 1918. Dane te świadczą, jak dwory umiały sobie radzić z odstawą kontyngentów mięsnych:

Zrzut ekranu 2018-12-08 19.13.29

Z powyższego widzimy, że owe 12 wsi, posiadające 3636 morgów, odstawiły 167 sztuk, za które otrzymano 35726 marek 65 fenigów, były zaś wówczas w istocie warte w około 142906 marek. Strata wynosi 107179 marek. Lecz nie o stracie tu chcę mówić. Stwierdzam, że mórg chłopski wyprodukował wówczas na odstawę mięsa z morga za 9 marek 82 fen., licząc cenę, jaką płacili Niemcy. Wszystkie folwarki naszej gminy dostarczyły 24 sztuki z 2314 posiadanych morgów, a wieś Wykno dała tyleż z 440 morgów. Przy przerachowaniu wypada, że folwarki w gm. Będków wyprodukowały na odstawę dla miast mięsa już nie za 9 marek i 82 fen. z morga, lecz za 1 markę 87 fen. Wieś wytwarza 5 razy więcej mięsa. Tyle dziedzice nasi, obszarnicy mogą okazać miłości dla polskich miast.

Taka sama kalkulacja wypada przy rekwizycji koni i innych. Podobne tym rzeczy działy się, gdy wojsko w roku 1915 rekwirowało bezwzględnie dobytek drobnego rolnika. Dwory umiały wychodzić na cało tylnymi drzwiami.

Może mi ktoś powiedzieć, że cyfry wysunięte przeze mnie są lokalnymi, nie dotyczą całej Polski. Jednakże śmiem twierdzić, że wszędzie podobnie się działo, szczególnie w okupacji austriackiej, gdzie dawało się panom obszarnikom lepiej wychodzić tylnymi drzwiami, niż nawet u Niemców. Tylko zechciejcie krytycy moich wywodów uczciwie prawdzie spojrzeć w oczy, a wtenczas zgodzicie się w zupełności ze mną.

Niejeden zresztą z dobrze znanych w świecie przykładów stwierdza, że drobne rolnictwo włościańskie doskonale wyżywia miasta. Przykładem tego są Czechy, ale nade wszystko chłopski kraj – Dania. Wiemy od piszących obszarników naszych, że w kraju tym nawet „gospodarz” na 500 prętach ziemi pracujący jest stałym dostawcą mięsa, masła i jaj na rynki nie tylko miast duńskich, ale i angielskich.

Wobec powyższego nie mają potrzeby i posłowie Narodowego Związku Robotniczego się obawiać, że przy rozdrobnieniu ziem dworskich miasta będą zagłodzone, jak ziemia przejdzie do rąk drobnego rolnictwa.

A za to możemy być pewni, że gdy chłop polski całkowicie twardo stanie na matce ziemi, to Polska będzie potężną.

Chłop polski wykazał, że on umie ziemi bronić nawet wtenczas, gdy Polska nie była w stanie obronić się bagnetem. On jej bronił na zachodzie, bronił jej na wschodzie, utrzymał w swych rękach na wszystkich kresach Polski. Wszędzie, gdzie był chłop-gospodarz, jest dziś Polska. Chłop wykazał, że Polska może powierzyć w jego posiadanie ziemię!

Błażej Stolarski


Powyższy tekst to cała broszura, wydana nakładem PSL „Wyzwolenie”, Warszawa 1919. Od tamtej pory nie była wznawiana, poprawiono pisownię według obecnych reguł. Na naszym portalu można przeczytać artykuł o jej autorze Błażeju Stolarskim: Pługiem i piórem.  
↑ Wróć na górę