Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Bronisław Ziemięcki

Bezrobocie

[1924]

W r. 1910 w samej tylko Europie było 8,5 milionów bezrobotnych, w okresie likwidacji wojny w r. 1919 około 26 milionów. Już te przykładowe przytoczone cyfry świadczą, jak wielką bywa spadająca na ludność pracującą klęska bezrobocia i jak bezsilną wobec niej jest gospodarka kapitalistyczna. W roku 1919 sytuacja zaczęła się polepszać, wkrótce jednak, od r. 1920, nastąpiło znów pogorszenie. Przy tym dało się zaobserwować pozornie dziwne zjawisko istniejące po dziś dzień. Najdotkliwiej odczuwają bezrobocie kraje zwycięskie i neutralne. Ilość bezrobotnych wynosiła w latach 1921-1922, w stosunku do ogólnej ilości żyjących ze swojej pracy: w Anglii 18 proc., w Norwegii 23 proc., w Danii 29 proc. Wskutek wysokiej waluty towary wytwarzane w tych krajach są zbyt drogie dla krajów z gorszą walutą i nie znajdują tam zbytu. Następują zastój w przemyśle i bezrobocie. W znacznym stopniu przyczynia się jeszcze utrata rynków rosyjskich. Bezrobocie staje się, np. w Anglii, zagadnieniem centralnym, wpływa na politykę zagraniczną, zażegnanie jego stanowi jeden z głównych punktów programu obecnego rządu Partii Pracy. Inaczej przedstawia się sprawa w krajach, które najbardziej ucierpiały podczas wojny. Ich zła waluta pozwala im, dzięki stosunkowo niskim cenom, szczęśliwie współzawodniczyć na rynkach świata.

Do tych „szczęśliwców” należała do niedawna Polska. Inflacja i spadek marki były klęską dla państwa i klęską dla mas pracujących, których zarobki dogonić nie mogły rosnących ciągle cen. Przemysł natomiast, dzięki właśnie inflacji, pokonał szybko zastój spowodowany bezpośrednimi następstwami wojny i rozwinął się bujnie, wspierany w dodatku wydatnie protekcją rządu w formie niewaloryzowanych kredytów, niskich podatków, a wysokich ceł. Jasnym było od dawna, że stan taki trwać nie może zawsze. Wzmagająca się choroba pieniądza, nawet przy pomyślnym rozwoju produkcji krajowej, groziła katastrofą. Przemysł polski nie liczył się z jutrem, w którym miała przyjść sanacja waluty, nie budował swego rozwoju na trwałych podstawach, pęczniał tak, jak tylko pozwalały chwilowe warunki, wytworzone przez niską walutę. Uzdrowienie pieniądza podcięło kruche gałęzie, na których rozkwitał przemysł. Przemysłowcy dla siebie wyjście z tej nowej sytuacji znaleźli bardzo łatwe. Zaczęli redukować dni pracy, potem zamykać fabryki.

Towary nagromadzone w składach, a kapitały w bankach zagranicznych, pozwolą panom przemysłowcom wygodnie przeczekać kryzys. Los robotników, którym zawdzięczają swoje zyski, ich nie obchodzi. Do świadczeń na rzecz bezrobotnych można ich zmusić tylko nakazem ustawy. Na państwie więc leży obowiązek zaopiekowania się robotnikami, pozostającymi przymusowo bez zarobku. Największe nawet wysiłki, które oczywiście podjęte być muszą, dostarczenia pracy poszukującym nie zaspokoją wszystkich potrzeb w dobie tak wielkiego przesilenia gospodarczego jak obecne. Muszą więc bezrobotni otrzymywać zasiłki z funduszów publicznych. Niestety, jak tylekroć już w sprawach robotniczych, jesteśmy spóźnieni. Dopiero teraz Sejm ma uchwalić ustawę o ubezpieczeniu od bezrobocia. Wina za to opóźnienie spada na rząd Witosa. Projekt ustawy wniósł w kwietniu rząd Sikorskiego. W sierpniu Sejm debatował nad projektem, przerobionym przez komisję ochrony pracy. Rząd jednak wycofał ustawę w celu poczynienia przeróbek i nie zwrócił Sejmowi do końca swego istnienia. Obecnie rząd p. Grabskiego zgłosił szereg poprawek.

Ubezpieczenie, które wprowadzić ma polska ustawa, jest przymusowe, należy więc do tego typu, który za przykładem Anglii od r. 1911, przyjęty został w Austrii, Włoszech, Irlandii, Luksemburgu, i który w szeregu państw ma znaleźć zastosowanie według przygotowanych projektów (Niemcy, Belgia, Holandia).

Projekt polski zupełnie niesłusznie pozbawia ubezpieczenia robotników rolnych oraz tych pracowników, którzy nie mogą być zaliczeni do kategorii robotników. W chwili obecnej, kiedy banki i biura wymawiają pracę, koniecznym jest, ażeby i pracownicy tych kategorii mogli również korzystać z ubezpieczenia.

Jedną z najważniejszych jest kwestia, skąd powstają fundusze ubezpieczeniowe. Składki płacić mogą: robotnik, pracodawca, rząd, względnie samorząd. Kwestię tę rozstrzygano różnie, zależnie od tego, czy uważano ryzyko bezrobocia za osobiste, przemysłowe, czy też społeczne.

Najbardziej rozpowszechnił się obecnie system mieszany, gdzie wszystkie te czynniki pociągane są do opłat w równym stopniu. Tak postawiono sprawę w Austrii i w projekcie niemieckim.

Według naszego zdania przyczyny bezrobocia nie są w najmniejszej nawet mierze związane z osobą robotnika: tkwią w ogólnej gospodarce społecznej, w części, w gospodarce danej grupy przedsiębiorców. Społeczeństwo więc przez swoje organa i pracodawca winni się składać na fundusz bezrobocia. Na takim też stanowisku stała angielska Partia Pracy, gdy w r. 1920, przy uchwalaniu nowej ustawy ubezpieczeniowej, domagała się zwolnienia robotników od składek. Projekt rządowy składkę wynoszącą 3,33 proc. zarobku rozkłada w ten sposób, iż 1 proc. płaci robotnik, 1 proc. pracodawca, 1,33 skarb państwa, który część tych opłat, najwyżej jednak połowę, może przełożyć na samorządy. Bardzo przy tym ważną jest kwestia, czy jak to projektowała komisja, zarobek, od którego płaci się składka, jest ten sam, co i brany za podstawę przez kasy chorych, czy też, jak to obecnie projektuje rząd, jest nim przeciętny zarobek robotników niewykwalifikowanych. Oczywiście, słuszniejszym jest rozstrzygnięcie komisji, a wpływa ono na wysokość zasiłku, który oblicza się w stosunku do tego zarobku, od którego opłacana jest składka. Gdyby przyjąć wniosek rządowy, robotnicy wykwalifikowani oraz pracownicy umysłowi w czasie bezrobocia żyliby w nędzy, otrzymując od 90 do 50 proc. (zależnie od stanu rodzinnego) płacy robotnika niewykwalifikowanego. Wielką luką ustawy jest to, że nie pociągnięto do opłat tych przedsiębiorców, którzy zamykając w czasie kryzysu swoje zakłady, potęgują tym bezrobocie.

Nie można też kategorycznie ograniczać do 13, wzgl. 17 tygodni terminu, w czasie którego bezrobotny może korzystać z zasiłków. Cóż ma się stać z nim, gdy i po upływie tego czasu, mimo usilnych starań, pracy nie znajdzie? Już doświadczenia z dawną naszą ustawą o zasiłkach dla bezrobotnych wykazały niesprawiedliwość takiego ograniczenia.

Organizacją ubezpieczenia ma się zajmować Zarząd Główny Funduszu Ubezpieczeniowego i Zarządy Obwodowe. W skład zarządu głównego ma wchodzić 4 przedstawicieli rządu, 2 samorządu, 6 robotników, 4 pracodawców, w skład zaś zarządów obwodowych l przedstawiciel rządu, 1 samorządu, 3 robotników, 2 pracodawców. Organa te w akcji swojej opierają się na urzędach pośrednictwa pracy, którym powierzona jest kontrola nad bezrobotnymi, oraz na samorządach, do których należy ściąganie wkładek i wypłata zasiłków. Te ostatnie funkcje mogą być również powierzone instytucjom społecznym, upoważnionym do tego przez Zarząd Główny. Byłoby tu szerokie pole do działania dla związków zawodowych. Niestety jednak wydaje mi się, iż na razie, przy rozbiciu na kilka ugrupowań i bardzo złym stanie finansów związkowych, zadanie to będzie ponad ich siły.

Inaczej jest w Anglii, toteż tam w r. 1921 na podstawie specjalnych umów przejęto akcję ubezpieczeniową 193 stowarzyszeń, w liczbie których było 171 związków zawodowych.

Jak nawet z tego pobieżnego szkicu widać, projekt naszej ustawy posiada duże braki. Posłowie socjalistyczni będą usiłowali wnieść poprawki. Koniecznym jest przy tym ogromny pośpiech. Bezrobocie przybiera groźne rozmiary, ludzie z głodu padają na ulicach Łodzi. Rośnie śmiertelność i mnożą się choroby. Pomoc musi być wydatna i bezzwłoczna.

Bronisław Ziemięcki


Powyższy tekst Bronisława Ziemięckiego ukazał się pierwotnie w tygodniku „Głos Zagłębia – organ Polskiej Partii Socjalistycznej w Zagłębiu Dąbrowskim” nr 4/1924, 23 marca 1924 r. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.

Publikowaliśmy już inny tekst tego autora: Prawo koalicji i strajku [1924]

↑ Wróć na górę