Maurycy Orzech
„Stabilizacja” kapitalizmu
[1937]
„Świat ma już kryzys poza sobą” – takie wiadomości już od szeregu miesięcy zamieszcza prasa burżuazyjna wszystkich krajów i we wszystkich językach. Nie można powiedzieć, ażeby ta wiadomość była gołosłowna, ażeby nie była oparta na „faktach”. Opublikowano ostatnio cały szereg danych statystycznych, które, bez wątpienia, dają pełne prawo do konkluzji, że... kryzysu nie ma.
Wskaźniki produkcji surowców i artykułów przemysłowych świadczą o tym w pierwszym rzędzie. Oznaczamy produkcję 1928 r. liczbą 100 i wtedy otrzymujemy, że w r. 1932 – roku najcięższego kryzysu – światowa produkcja surowców wyrażała się wskaźnikiem 94,2, w r. 1935 już osiągnęła 100. Produkcja artykułów przemysłowych kształtowała się następująco: światowa produkcja w r. 1932 wynosiła 73,8, bez Sowietów – 66,8, sama Europa bez Sowietów – 73,4, Ameryka Północna – 58,2; w r. 1936 mamy dla światowej produkcji przemysłowej już 116,7, bez Sowietów – 99,7, dla Europy bez Sowietów – 101,5, dla Ameryki Północnej – 95.
Wyżej przytoczone dane świadczą niezbicie, że arytmetycznie, ilościowo rzecz biorąc, świat w r. 1936 wyprodukował surowców i artykułów fabrycznych tyleż, ile w r. 1928. I to nawet wówczas, jeżeli zupełnie wyeliminujemy Związek Sowiecki, gdzie rozwój produkcji surowcowej i przemysłowej odbywa się wielkimi skokami.
Dodajmy, że wskaźnik cen w złocie (biorąc r. 1928 – 100) wynosił w marcu 1935 r. dla metali 117, a w marcu 1936 – 194,4, dla zboża – 101,5 i 159,8, dla gumy – 319,6 i 438,7, dla surowców włókienniczych – 120,1 i 140,5.
Ta sama produkcja, co w r. 1928, plus wielka zwyżka cen, czy to nie najbardziej rzeczywiste znamiona, że „świat ma kryzys już poza sobą”? Przecież w r. 1928 nie było żadnych nawet zapowiedzi kryzysu, a fabryki świata wyrzucają obecnie tyleż towarów, co i wówczas. Ceny osiągane obecnie są wszak wyższe od ówczesnych. Kryzys więc minął. Idziemy ponownie w górę!
A jednak zadziwiająca rzecz: nikt z poważnych ekonomistów burżuazyjnych nie cieszy się z tego stanu „pomyślności”, jaki zapanował na świecie. Nie piszą bynajmniej o tym, że gospodarka kapitalistyczna funkcjonuje należycie, że odbywa się dalszy rozwój sił wytwórczych, które społeczeństwa posiadają. Wprost przeciwnie: ekonomiści burżuazyjni są pełni niepokoju, troski i lęku o dzień „jutrzejszy”.
W „Neue Zuricher Zeitung” dr Felix Pinner wydrukował już parę artykułów, w których przestrzega świat kapitalistyczny przed złudną „koniunkturą”. Pinner uważa zarówno obecny stan produkcji, jak i wysokie ceny, za sztuczne, wywołane specjalną podnietą, jakimi są masowe zbrojenia. Pinner jest zdania, że w Europie i Japonii nie ma podstaw do „zdrowej koniunktury” i skoro by pewnego dnia zbrojenia się skończyły w tych krajach, wówczas „nastąpi fatalna reakcja”.
We francuskim „Tempsie” naczelny publicysta gospodarczy tego pisma, Frederic Jeuny, alarmuje wprost czynniki zainteresowane i zwraca uwagę, że to, co się dzieje obecnie, to niezdrowy „boom”, który w konsekwencji może doprowadzić do takiego krachu, jakim był słynny krach z października 1929 na giełdzie nowojorskiej.
Nawet organ francuskich sfer finansowych, „Information”, który zwykle stymuluje i wita każdy objaw, każdą hossę na giełdach, które jakoby świadczą o „żywotności” i „prężności” ustroju kapitalistycznego – też przestrzega przed zbliżającym się krachem giełdowym i przemysłowym.
Na łaniach angielskiego „Timesa” znany ekonomista John Maynard Keynes wydrukował cały szereg artykułów pt. „Jak zapobiec kryzysowi?”. Ten światowej sławy ekonomista stwierdza, że Anglia zbliża się do szczytowego punktu swego nasilenia gospodarczego, że istniejące warsztaty wytwórcze są mniej więcej maksymalnie wykorzystane, że ruch budowlany, który znakomicie nakręcił koniunkturę w Anglii, już się wyczerpał i jeżeli nie pojawi się nowy jakiś bodziec, ożywiający działalność przemysłową, to w Anglii wybuchnie kryzys jeszcze groźniejszy, boleśniejszy, niż ten, jaki Anglia przeżywała w latach 1930-1934. Keynes zdecydowanie oświadcza, że taki bodziec nie może się pojawić ze strony prywatnej, tylko państwo jest w stanie przeprowadzić odpowiedni ruch inwestycyjny, który będzie nakręcał i pchał naprzód działalność przemysłową.
Posłuchajmy teraz, co mówi, również światowej sławy, szwedzki ekonomista, prof. Gustaw Casek, o ekonomice angielskiej.
Jak wiadomo, to szwedzka korona we wrześniu 1931 r., w ślad za funtem angielskim, porzuciła parytet złota. Od owej daty korona podzieliła los funta i wszelkie fluktuacje tegoż stawały się udziałem i korony.
Otóż prof. Cassel zamieścił w „Svenska Dagebladet” artykuł, w którym alarmuje opinię szwedzką i miarodajne czynniki, aby koronę oderwać od funta. Prof. Cassel wskazuje na to, że w r. 1936 obieg banknotów powiększył się o prawie 14%, wkłady w londyńskich bankach wzrosły o 10%. Wskutek obfitości środków płatniczych nastąpiła zwyżka cen. Wynosiła ona za r. 1936 10% w najważniejszych grupach towarowych, zawartych we wskaźniku cen, publikowanych w wykazach Bank of England. Cassel twierdzi, że Anglia wstąpiła na drogę gospodarki inflacyjnej. Ale to dopiero początek, powiada Cassel. Anglia rozpoczyna dopiero zbrojenia na wielką skalę. Będzie to wymagało mnóstwa pieniędzy. Rynek pieniężny angielski będzie wydrenowany przez wydatki zbrojeniowe. Znikną więc wolne kapitały. Ale pozostały przemysł angielski, nie zbrojeniowy, również będzie wymagać wielkich kapitałów dla swego funkcjonowania. Aby więc wypełnić lukę, która powstanie przez nadmierne „konsumowanie” przez przemysł zbrojeniowy kapitałów, rząd angielski będzie zmuszony do sztucznego powiększenia ilości znaków płatniczych, tzn. do inflacji. A inflacja ta wywoła znów dalszą drożyznę. Cassel więc przestrzega Szwecję, by oderwała się w porę od Anglii, której los zacznie się obecnie burzliwie kształtować.
Naczelny redaktor najpoważniejszego i słynnego angielskiego tygodnika gospodarczego „The Economist”, p. Graham Hutton, wygłosił w Warszawie w stow. polskich publicystów gospodarczych referat o obecnej formie koniunkturalnej, w którym zupełnie wyraźnie mówił o zbliżaniu się nowego kryzysu gospodarczego, w którym „z rozczuleniem będziemy wspominali o ostatnim przesileniu”.
Obawa przed nowym przesileniem ogarnęła nie tylko ekonomistów kontynentu. O tej groźbie mówi się i pisze również w Stanach Zjednoczonych. Nawet czynniki kierownicze i rządowe w USA nie są od tej troski wolne i już przedsięwzięły cały szereg środków, aby temu przeciwdziałać.
***
Wymowną ilustracją do powyższych zdań ekonomistów, którzy wszyscy są zwolennikami i obrońcami kapitalistycznego sposobu wytwarzania wszelakich dóbr, będą dwa bardzo ważne objawy:Dn. 22 marca znowu przeżyła giełda paryska „czarny poniedziałek”. Kurs rent i papierów państwowych francuskich, akcji i obligacji, po uprzedniej parodniowej tendencji zniżkowej, załamał się nadzwyczaj gwałtownie. Zniżka ta dotknęła również i papierów przemysłowych międzynarodowych. Widmo krachu giełdowego zawisło nad giełdą paryską.
A więc po wspaniałym sukcesie, jaki osiągnęła pożyczka, rozpisana przez rząd ludowy, wśród tendencji wzrastających cen, ożywionej działalności przemysłowej, brak (!) całego szeregu ważnych surowców na rynkach światowych (żelazo) – gwałtowne załamanie się kursów, nieomal krach.
Giełda paryska to nie arena rozgrywek miejscowego kapitału. To jeden z 3 ośrodków finansowej dyspozycji dla całego świata kapitalistycznego. Wszelkie ruchy w tych ośrodkach odczuwa cały światowy system kapitalistyczny, nawet przy autarkii i restrykcjach dewizowych.
Musimy pamiętać, że ostatni kryzys, który rzekomo już mamy poza sobą, rozpoczął się od krachów giełdowych i frankowych w Nowym Jorku, Wiedniu i Berlinie.
Giełda londyńska była niedawno widownią następującego wydarzenia: Rząd sowiecki ofiarował w Londynie (centrum światowe handlu szlachetnymi kruszcami) złoto na sprzedaż. Było tego złota za 150 do 190 milionów dolarów. Sowiety złotem tym nie spłacały bynajmniej swych zobowiązań płatniczych. Bilans płatniczy sowiecki jest tak wybitnie aktywny, że Sowiety nie mają potrzeby wyzbywania się swych zasobów kruszcowych, które też stale, i to nawet bardzo zwyżkują (rezerwa złota w ZSRR wynosiła w 1935 r. w zaokrągleniu 250 milionów funtów, a w ciągu r. 1936 przybyło z wewnętrznej produkcji około 60 milionów funtów; posiadają więc Sowiety w swym banku emisyjnym za przeszło 8 milionów złotych złota). Sowiety poszukiwały dewiz dla swych rezerw. I otóż ta względnie nieznaczna partia złota wywołała całą rewolucję pieniężną. Okazało się bowiem, że ani banki londyńskie, ani angielski fundusz wyrównawczy, nie chciały kupić nawet części sowieckiego złota. Nie dlatego, że nie były w stanie, lecz się obawiały dać Sowietom tak dużą sumę funtów angielskich, którymi już się jest w stanie samodzielnie manewrować.
Zaofiarowano więc złoto sowieckie na sprzedaż w Nowym Jorku, w drodze arbitrażu. Ale banki amerykańskie nie chciały nabyć tego złota, zanim ono nie nadejdzie do Ameryki. Obawiały się one, że aczkolwiek cena złota, a więc relacja dolara, funta i franka, w wyniku porozumienia trzech mocarstw jest zafiksowana, to jednak to porozumienie może być wymówione w ciągu 24 godzin. Wówczas ceny złota i stosunek kursowy głównych walut zaczęłyby podlegać wahaniom. A gdyby się to stało np. podczas trwania transportu zakupionego złota, to nabywcy tego złota ponieśliby straty.
Złoto sowieckie, tzn. w ogóle złoto, nie miało więc nabywców. I stało się z nim to, co z każdym towarem, którego podaż przewyższa popyt. Cena złota zaczęła spadać. Powstało disagio w stosunku do dolara.
Frank francuski natomiast zaczął spadać, i to również w stosunku do funta. Na giełdach i rynkach surowcowych powstało zamieszanie, rozpoczęła się huśtawka cen. Chaos wzrastał i dopiero oficjalne zapewnienie z Waszyngtonu, że cena za złoto (35 dolarów za uncję) nie będzie obniżona, uspokoiło wzburzone fluktuacje w kapitalistycznych świątyniach, tzn. na giełdach i rynkach.
***
Stajemy przed największym paradoksem i absurdem w dziejach kapitalizmu. Jeszcze nie obeschła farba drukarska w artykułach, które obwieszczały radośnie światu, że uporano się z kryzysem. Jeszcze szereg krajów, z Francją na czele, zaledwie zaczyna wyłazić z kryzysu i ma do przebycia spory szmat drogi, zanim przybędzie do upragnionej mety, tzn. do poziomu produkcji z 1928 r. (Dowodziliśmy w artykule „Czy koniec kryzysu” – „Światło”, luty, że poziom ten, to właściwie krok w tył dla rozwoju sił wytwórczych). Koniunktura światowa nie zdołała nawet się utrwalić. Handel międzynarodowy (91 krajów) pod względem wartości obrotów wynosi nadal jeszcze 37,3 w stosunku do r. 1928. Osławiona „poprawa” jest tylko statystyczna, znajduje swój wyraz w biuletynach statystycznych, w rencie niektórych przedsiębiorstw kapitalistycznych, ale masy ludności w swych żołądkach nie odczuły dotychczas tej poprawy.A tu burżuazyjni, nie socjalistyczni, ekonomiści i publicyści obwieszczają i przestrzegają świat, że Hannibal ante portas! – nowy kryzys, może jeszcze groźniejszy niż ten ubiegły, puka do wrót kopalń, hut, banków, fabryk, domów towarowych i sklepów!
Co dzień, co godzina nieomal mnożą się objawy, które dowodzą, że „stabilizacja” kapitalizmu opiera się na kurzych nóżkach. Wystarczy lada powód – ot, nagły powrót Mussoliniego z „wycieczki” afrykańskiej, zaofiarowanie większej partii złota, a świat kapitalistyczny trzęsie się w posadach!
Dla nas, socjalistów, ten stan gospodarki kapitalistycznej, to „poroniona” koniunktura nie jest niespodzianką. Myśmy bowiem nie wierzyli w „stabilizację” kapitalizmu. Wbrew cyfrom i faktom, uważaliśmy poprawę za sztuczną, przemijającą. Omyliliśmy się może pod jednym względem. Sądziliśmy, że ta poprawa będzie trwała dłużej; nie przewidzieliśmy, że tak prędko nastąpi zrozumienie, iż obecna „radosna” twórczość, to tylko świetliki podczas ciemnej nocy, która nadal trwa i daleko jest do jej końca.
Nasze twierdzenia, że kryzys nadal trwa, że wszystkie sprzeczności ostatniej, obecnej fazy gospodarki kapitalistycznej są nadal nierozstrzygnięte, że kapitalizm nie potrafi wejść w nowy etap rozwoju sił wytwórczych i względnej pomyślności dla szerokich mas – opieraliśmy na całym szeregu ważnych objawów.
Wyliczymy pokrótce najważniejsze.
Świat kapitalistyczny nie zdołał odbudować po dziś dzień swego najważniejszego narzędzia, jakim jest stały miernik wartości, jedna waluta złota. Porozumienie walutowe trzech mocarstw jest tymczasowym. Żadne z państw nie chce wypuścić z ręki atutu, jakim jest możność manewrowania swą walutą. Nie ma nigdzie, a w pierwszym rzędzie w USA, żadnych oznak, że państwa chcą zaprzestać prowadzenia ze sobą walki ekonomicznej, bo to właśnie ma na celu zmienność walut.
Kredyt zagraniczny, długoterminowy przede wszystkim, a nawet i krótkoterminowy, zanikł zupełnie. Nie może być odbudowy kapitalizmu, nie ma rozwoju sił produkcyjnych, skoro – w naszym obecnym ustroju – wędrówka kapitałów jest krępowana, skoro kapitał nie ma zaufania do lokat inwestycji. W Anglii w ostatnich dniach rząd brytyjski zwrócił się do Investment Trust, spółek zajmujących się lokatą kapitałów w papierach wartościowych, oraz do towarzystw ubezpieczeń z instrukcją, aby powstrzymać się jak najbardziej od lokowania swych kapitałów za granicą. Kanclerz skarbu, Neville Chamberlain, potwierdził w Izbie Gmin, że takie jest zdanie rządu, który kieruje się zresztą radą Advisory Council – komitetu doradców finansowych. Takie same stanowisko spotykamy i w USA. I tam stosowane jest embargo na udzielanie kredytów zagranicy. Zresztą St. Zjednoczone są tym rezerwuarem, do którego z całego świata spływają kapitały. Jedno z czasopism obliczyło, że do USA przybywają co godzina 3 miliony, co dzień 72 miliony i 2 miliardy franków na miesiąc kapitałów z całego świata. Nie tylko kapitał zagraniczny nie ma zaufania do krajów potrzebujących pieniędzy, ale wewnątrz każdego kraju kapitaliści nie mają wiary do poczynań gospodarczych, nie lokują swych funduszów w przemysł, inwestycje, lecz je tezauryzują.
Izolacja gospodarcza, autarkia, kwitną nadal w najlepsze, żadne z państw nie zniża istotnie, zasadniczo swych barier celnych. Problemy surowcowe, kolonialne, emigracyjne, kruszcowe nadal dzielą świat na nienawiścią dyszących ku sobie konkurentów. Nacjonalizm gospodarczy raczej się pogłębia. Panamerykańskie porozumienie, Ottawa i imperium brytyjskie, usiłowanie Francji również stworzenia autarkicznego ośrodka francuskiego, ekspansja dumpingowa Japonii, to armie, szykujące się do zażartej wojny gospodarczej, a nie do przygotowania do międzynarodowej wspólnej pracy gospodarczej.
Interwencjonizm, mieszanie się państwa, rządu do przebiegu zjawisk gospodarczych, nadawanie tym zjawiskom takiego, a nie innego kierunku, nie tylko nie słabnie, lecz się wzmacnia. Państwo nie może tylko polegać na prywatnej inicjatywie, która często zawodzi, która nie podejmuje nierentownych przedsięwzięć i która ma na względzie tylko swój zysk. Ingerencja coraz zwiększająca się rządów krępuje prywatny kapitalizm, zabiera mu polot, tzn. zmniejsza sferę zysku. Odbywa się ciągła walka między etatyzmem i prywatną inicjatywą.
Bieg gospodarki jest stale zakłócany przez instrukcje wynikające raz z kanonów ekonomii klasycznej, liberalnej, a drugi z ekonomii kierowanej, planowej. Dziś panuje laisseferyzm (liberalizm), a nazajutrz policyjne ustalanie cenników. Żaden z tych kierunków nie może wyeliminować drugiego – taki musi być bowiem charakter tego schyłkowego kapitalizmu.
Jedna z najgłówniejszych sprężyn kapitalistycznego sposobu produkcji, to wolna konkurencja, jako regulator produkcji, jako środek dla utrzymywania równowagi między podażą i popytem. Dawniej, kiedy w cenie produktu stosunek między kosztami robocizny i surowca, a wydatkami amortyzacyjnymi wyrażał się znaczną przewagą na rzecz pierwszych, to w momencie, kiedy podaż przewyższała popyt i cena zaczęła spadać, to spadek poniżej granicy kosztów robocizny i surowca, leżących niedaleko ceny produktów, momentalnie hamował produkcję. Obecnie, kiedy koszta amortyzacji są często wyższe od kosztów robocizny i surowców, brak popytu nie hamuje produkcji, bo producent ciągle będzie produkował i sprzedawał aż do kosztów robocizny i surowców. Stąd długotrwałość i nieustanność kryzysu.
Permanentne bezrobocie. Gospodarka kapitalistyczna nie jest zdolna zlikwidować bezrobocia. St. Zjednoczone według ostatnich danych mają 9 milionów 773 tysiące bezrobotnych. Dyrektor Hopkins z Federalnego Urzędu Pracy uważa, że nawet w czasie przyszłej „prosperity” będzie w St. Zjednoczonych 5 milionów bezrobotnych (przed ostatnim okresem prosperity było ich milion). Jest to, zdaniem jego, permanentne minimum bezrobocia w USA. Podczas kryzysu będzie ta liczba wzrastała. W każdym kraju ma się do czynienia z tą kwestią technicznego bezrobocia, wynikającego stąd, że maszyna wypiera pracę muskułów i nawet mózgów. A kapitalistyczne rządy i przedsiębiorcy ani myślą przez redukcję dni i godzin pracy, przy niezmienionych zarobkach, znacząco zmniejszyć to zjawisko. Kapitalizm nie będzie podcinał gałęzi, na której siedzi. Zresztą wysiłki lokalnych kapitalizmów nie są w stanie rozwiązać zagadnienia bezrobocia.
***
Te najważniejsze przez nas wyliczone momenty dowodzą niezbicie, że właściwie nie ma już kapitalizmu. Ten ustrój gospodarczy, któryśmy znali z kart dzieł ekonomistów klasycznych – Smitha i Ricarda, któryśmy przed wojną widzieli we wszystkich przejawach życia codziennego, ten ustrój zapadł w nicość, rozwiał się na zawsze w dymach strzałów armatnich, które przez prawie 5 lat wojny światowej ogłuszyły europejski kontyngent.Ten ustrój, w którym obecnie żyjemy, to jest pokurcze jakieś, w którym pomieszano części i członki, należące do poszczególnych odrębnych organizmów. Taki potwór żyć nie może i im prędzej sczeźnie, tym lepiej będzie dla ludzkości.
Spełnia się proroctwo Marksa: „Centralizacja produkcji i uspołecznienie pracy osiągają punkt, w którym stają się one niewspółmierne ze swoją kapitalistyczną powłoką. Wówczas ona pęka. Wybiła godzina zgody kapitalistycznej prywatnej własności. Ekspropriatorzy zostają wywłaszczeni”.
Maurycy Orzech
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w socjalistycznym miesięczniku „Światło” nr 4-5/1937. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.
Publikowaliśmy już inny tekst tego autora: Walka z żydowskim światem pracy
Maurycy Orzech (1891-1943) – ekonomista, jeden z liderów żydowskiej partii socjalistycznej Bund, w której działał od roku 1907, m.in. redagując prasę partyjną. Po nastaniu okupacji hitlerowskiej próbował uciec z Polski do Szwecji, jednak został aresztowany przez Gestapo, więziony i torturowany, następnie osadzony w getcie warszawskim. W getcie działał w strukturach Bundu, m.in. jako współtwórca prasy podziemnej. Zginął w niejasnych okolicznościach – wedle jednym źródeł zamęczony podczas przesłuchania przez Gestapo, wedle innych zastrzelony przy próbie ucieczki zagranicę, po uprzednim wydostaniu się z getta na stronę aryjską.