Wiktor Sukiennicki
Pół wieku sowieckiej „rewolucji”
[1967/68]
1.
Pierwszym znaczeniem łacińskiego słowa „revolutio” był „obrót”, stąd kopernikowskie „De Revolutionibus Orbium Celestium” (1543).Obrót oznacza zmianę: zmianę nocy na dzień przy obrocie kuli ziemskiej dookoła osi; zmianę pór roku przy obrocie Ziemi dookoła Słońca.
Dziś słowo „rewolucja” potocznie oznacza – w odróżnieniu od „ewolucji” – nagłe i znaczne zmiany w układzie stosunków politycznych, społecznych i ekonomicznych czy też w technice.
Gwałtowne i radykalne zmiany polityczne znane były w głębokiej starożytności i jeszcze Plato w IV wieku przed Chrystusem opracował pierwszą bodaj teorię takich politycznych „obrotów”. Jego zdaniem, opartym niewątpliwie na ówczesnym doświadczeniu historycznym i wypowiedzianym o Rzeczpospolitej (Politea), władza w społeczeństwie przechodzić zwykła z rąk jednostki: patriarchy, wodza, króla – w ręce bądź to wojowników czy dworzan przy tej jednostce skupionych (timokracja lub arystokracja), bądź bogaczy (oligarchia), następnie w ręce w taki czy inny sposób wyłanianych przedstawicieli całego ludu (demokracja), by w rezultacie wywołanych przez zdobycie powszechnej wolności i praw politycznych sporów i walk wewnętrznych zostać ponownie zagarniętą przez energiczną i przedsiębiorczą jednostkę – demagoga-tyrana – ponownie rozpoczynającego nową analogiczną serię politycznych „obrotów”. Mniej więcej równolegle ze zmianami politycznymi i w ich skutku następowały również zmiany ekonomiczne – taki lub inny podział ziemi wśród większej lub mniejszej ilości jej posiadaczy oraz związane z tym zmiany w układzie stosunków społecznych i obyczajowych.
O ile zmiany w stosunkach politycznych, ekonomicznych i społecznych były, w pewnym co najmniej stopniu, odwracalne i nawet miały nosić charakter cykliczny, zmiany w technice narzędzi produkcji nosiły charakter jednokierunkowy. W dalekiej przeszłości nie były one częste, były jednak nieodwracalne i zasadniczo zmieniały warunki życia ludzkiego. Takie wynalazki jak dźwigni czy koła, procy czy łuku, oswojenie i wykorzystywanie zwierząt tzw. domowych, odkrycie sposobu uprawy roślin na roli, wypławiania metali itp. toną w pomroce wieków i są uważane przez prehistoryków za słupy graniczne epok rozwoju ludzkości. W wieku XIX, gdy dzięki wynalazkowi i upowszechnieniu maszyn parowych w szeregu krajów europejskich miała miejsce nowa „rewolucja przemysłowa”, Marks i jego szkoła uznali, że zmiany w technice, wynalazki nowych narzędzi i metod pracy leżą u podstaw zasadniczych zmian we wszystkich innych dziedzinach ludzkiego życia. Pogląd ten pozostawał w związku z rozpowszechnioną wówczas optymistyczną teorią tzw. postępowców, uważających, że w istocie rzeczy rozwój życia ekonomicznego, społecznego, obyczajowego i politycznego ludzkości nie ma charakteru cyklicznego, lecz podobnie jak rozwój techniki jest jednokierunkowy i zmierza w ostatecznym rezultacie do zapewnienia „maksimum szczęścia dla maksimum ludzi”.
Z każdym „obrotem” koła historii zwiększać się miała, ich zdaniem, ilość jednostek „szczęśliwych”, to znaczy mających w pełni zaspokojone swoje potrzeby materialne i moralne: sytych, dobrze odzianych, dobrze mieszkających i mogących w coraz większym stopniu dysponować swoją osobą i swoim czasem dla robienia tego, co by chciały, co im sprawiałoby przyjemność. O ile przed pierwszą rewolucją takie „szczęście” było udziałem tylko wybranych i bardzo nielicznych jednostek, po ostatniej stanie się dostępne dla wszystkich ludzi, którzy, obsługiwani przez coraz bardziej udoskonalone i wydajne maszyny, wieść będą życie rozkoszniejsze niż życie pierwotnych władców-kacyków czy właścicieli licznych niewolników w starożytnej Grecji czy Rzymie, „królewiąt” feudalnych czy późniejszych „baronów przemysłu” i współczesnych milionerów czy miliarderów kapitalistycznych.
Podkreślić należy, że wówczas, gdy opinia taka powstawała, nie mogła się ona powołać na doświadczenie wielkich rewolucji europejskich w XVII i XVIII w. w Anglii i Francji, które wydawały się raczej potwierdzać platońską teorię o odwracalności i cykliczności politycznych „obrotów”. Anglia w ciągu lat dwudziestu (1640-60) przeszła cykl od absolutyzmu Stuartów poprzez rządy przedstawicielstwa ludowego (parlamentu, „obciętego” w pewnym momencie na skutek nacisku wojska), poprzez kilkuletni okres „wolnego państwa” („Commonwealth or Free State”), poprzez pięcioletni „protektorat” Cromwella i, po jego śmierci, krótki okres „timokracji” – rządów przywódców wojskowych, tworzących „Komitet Bezpieczeństwa” („Committee of Safety”), by w końcu, na skutek uchwały ponownie zwołanego „nieobciętego” parlamentu, wrócić do rządów Stuartów. Jeszcze większą ilość politycznych „obrotów” odbyła Francja, gdzie w pierwszym okresie po rewolucji 1789 r. naczelne władze zmieniały się jak w kalejdoskopie (Zgromadzenia Narodowe, Zgromadzenia Prawodawcze, Komitet Ocalenia Publicznego – dyktatura Robespierre'a, Dyrektoriat, Konsulat i Cesarstwo Napoleona, i wreszcie restauracja Bourbonów), następnie zaś zaczęto numerować zmieniające się kolejno królestwa, republiki i cesarstwa.
Pomimo pozornego obracania się w kółko Rewolucja Francuska przyniosła zasadnicze zmiany i pozostawiła trwały ślad w historii ludzkości. Zadała śmiertelny cios powszechnemu dotąd przekonaniu, że jednostki ludzkie są społecznie i politycznie zróżniczkowane od momentu swego urodzenia; że dziecko „szlachetnych” rodziców różni się zasadniczo od dziecka rodziców „prostych” i, niezależnie od zdolności i osobistych walorów, jest z góry powołane do innego życia niż ludzie „prości” oraz do korzystania z uprawnień i przywilejów, których ci ostatni byli pozbawieni. Nie znaczy to, by podstawowe hasło Rewolucji Francuskiej: „Wolność, Równość, Braterstwo” wszystkich ludzi zostało od razu w pełni zrealizowane w praktyce, jednakże istniejące dotąd powszechnie w społeczeństwach zróżniczkowanych na „stany” formalne ustawowe trudności w dążeniu do osiągnięcia pełni „szczęścia” materialnego i moralnego były stopniowo w całym świecie tuszowane czy usuwane. Nie wszędzie odbywało się to zresztą łatwo i gładko.
Tak np. angielskie kolonie w Ameryce Północnej w okresie Rewolucji Francuskiej, dążąc do uzyskania niezawisłości od Korony Brytyjskiej, uroczyście proklamowały w Deklaracji Filadelfijskiej w 1776 r. jako „prawdę oczywistą”, że „wszyscy ludzie zostali stworzeni równi oraz przez Stwórcę wyposażeni w pewne niepozbywalne prawa, jak prawo do życia, do wolności i do dążenia do szczęścia („pursuit of happines”). Pomimo to utworzone następnie Stany Zjednoczone przez prawie sto lat utrzymywały legalnie instytucję niewolnictwa i po dziś dzień mają poważne trudności z pełnym zastosowaniem w życiu codziennym w stosunku do Murzynów uroczyście proklamowanych przed prawie dwustu laty zasad teoretycznych.
Zresztą formalne usunięcie prawnych ograniczeń wolności ludzi oraz zróżniczkowania na stany nie uczyniło ich jeszcze faktycznie wolnymi ani równymi. Jeśli w myśl najwyższych konstytucyjnych zasad prawnych w Stanach Zjednoczonych każdy miał i ma prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia, nie każdemu i nie zawsze udawało się to w praktyce w pełni osiągnąć. Największą przeszkodę stanowiły trudności faktyczne, w pierwszym rzędzie ekonomiczne. Dla zapewnienia życia, wolności i „szczęścia” konieczne było dysponowanie pewną ilością dóbr ekonomicznych, co nie było udziałem wszystkich. Zróżniczkowanie faktyczne na bogatych i biednych utrzymało się w pełni, pomimo formalnego uchylenia zróżniczkowania prawnego na „szlachetnych” i „prostych”. Jego zniesienie, osiągnięcie możliwej równości ekonomicznej czy przynajmniej zapewnienie każdej jednostce ludzkiej minimum dóbr materialnych niezbędnych dla jej życia, wolności i szczęścia, stało się nowym ideałem społecznym i zasadniczym celem nowych rewolucji.
Głównym środkiem po temu miało być zniesienie czy ograniczenie własności prywatnej; doprowadzenie do tego, by pewni ludzie nie mieli jej za dużo ze szkodą dla reszty. Szczególny problem stanowiła własność narzędzi i środków produkcji dóbr materialnych: czy miały one pozostać w wyłącznej dyspozycji (własności) poszczególnych jednostek (przedsiębiorców), czy też zostać uspołecznione na rzecz ogółu? Za tym ostatnim przemawiała obawa, aby prywatni właściciele nie mieli tendencji do ograniczania wykorzystywania wydajności swoich środków produkcji we własnym sobkowskim interesie ze szkodą dla innych. By nie ograniczali produkcji potrzebnych innym dóbr, pragnąc przez sztuczne zmniejszenie ich ilości podnieść ich wartość, utrzymać wysokie na nie ceny i w ten sposób uzyskać dla siebie większy zysk. Zajmujący się tymi zagadnieniami teoretycy w połowie XIX w. dochodzili do wniosku, że:
„na określonym szczeblu swego rozwoju materialne siły wytwórcze społeczeństwa popadają w sprzeczność z istniejącymi... stosunkami własności, w jakich dotąd pracowały. Z form rozwoju sił wytwórczych stosunki te zamieniają się w ich kajdany. Wówczas następuje epoka rewolucji socjalnej...” (Marks w przedmowie do „Krytyki ekonomii politycznej” z r. 1859).
W 1848 r. w swoim pierwszym projekcie słynnego następnie Manifestu Komunistycznego Engels napisał:
„Proletariat wykorzysta swoją przewagę polityczną, aby stopniowo wyrwać z rąk burżuazji i zespolić w rękach państwa wszystkie środki produkcji... i jak najszybciej zwiększyć sumę sił produkcyjnych. ...Wyzwolony z zależności od własności prywatnej wielki przemysł ulegnie takiemu rozwojowi, że to, co obecnie widzimy, będzie się wydawało równie nikłym, jak się wydają (XVIII-wieczne) manufaktury w porównaniu ze współczesnym wielkim przemysłem. ...To samo będzie miało miejsce w rolnictwie, gdzie własność prywatna ciąży w równym stopniu i powstrzymuje w rozwoju dzięki istnieniu drobnych prywatnych działek. Po praktycznym zastosowaniu znanych już dziś ulepszeń i metod naukowych rolnictwo dokona skoku, który zapewni społeczeństwu wszystkie potrzebne mu dobra...”.
Dopiero po takim zasadniczym przewrocie możliwym się stanie zapewnienie każdemu bez wyjątku członkowi społeczeństwa niezbędnych mu do życia i wolności dóbr materialnych. Dopóki bowiem nie będą one wytwarzane w nadmiarze, wszelkie próby przeprowadzenia bardziej równomiernego rozdziału istniejących dóbr materialnych zawiodą i nie będą w stanie zapewnić realizacji ich podstawowego celu: dostarczania każdemu tego, co mu do życia, wolności i „szczęścia” jest konieczne. Z pustego bowiem i Salomon nie naleje.
2.
W Europie sprzed Pierwszej Wojny Światowej Rosja była wielkim, potężnym i bogatym państwem, a jednocześnie biednym i jednym z najbardziej społecznie i ekonomicznie zacofanych społeczeństw. Olbrzymią większość jej ludności stanowili chłopi, dopiero po 1861 r. wyzwoleni z niewolniczego poddaństwa i więcej niż skromnie nadzieleni ziemią. Formalnie istniało tam wciąż zróżniczkowanie na „stany”, zaś politycznie, do roku 1905 co najmniej, car był nieograniczonym autokratą w stosunku do swych pozbawionych jakichkolwiek politycznych uprawnień poddanych. Nie było to jednak odczuwane zbyt dotkliwie przez masy włościańskie, wśród których, dobrotliwie nazywany „Ojczulkiem” („Batiuszka”), car cieszył się znacznym autorytetem i był często uważany za chłopskiego orędownika i obrońcę przed nadużyciami złych i oszukujących „Batiuszkę” urzędników, rekrutujących się głównie spośród dawnych „panów-dworzan” (szlachty). Przeciwko tym ostatnim zwracała się głównie niechęć czy nawet nienawiść mas włościańskich; carowi pamiętano wspaniałomyślny gest zniesienia poddaństwa.W takich warunkach prowadzona przez radykalną młodzież wśród ludu w drugiej połowie XIX w. rewolucyjna agitacja dawała bardzo mierne rezultaty, aczkolwiek rzucone wówczas hasła „Ziemia i Wola” stały się niezwykle popularne. Dla przeciętnego rosyjskiego chłopa bowiem uzyskanie własnej ziemi oraz wolności pracowania na niej dla siebie i swojej rodziny, a nie dla „pana”, były niezbędnymi i wystarczającymi przesłankami w jego dążeniu do „szczęścia” i nie wymagały dla ich urzeczywistnienia obalania czy ograniczania władzy autokraty w dalekim Petersburgu. To właśnie dawni „panowie” (a obecna inteligencja, chciwa władzy i o nią zazdrosna), wysuwali różne konstytucyjno-liberalne czy rewolucyjno-radykalne projekty. Chłopu to potrzebne nie było; chciał – na zasadach wzajemności – być jak najdalej od władzy.
Wejście Rosji po reformie włościańskiej na drogę kapitalistycznego rozwoju wprowadziło pewne zmiany w stosunkach zarówno na wsi, jak i, w szczególności, w miastach, gdzie zaczął się szybko rozwijać wielki przemysł. Pracujący w nim robotnicy, rekrutujący się przeważnie z przybyszy ze wsi, zaczęli mniej zaściankowo podchodzić do spraw politycznych i społeczno-ekonomicznych i w znacznie większym stopniu ulegać rewolucyjnej propagandzie.
Udział Rosji w Pierwszej Wojnie Światowej był dla niej ogromnym wstrząsem. Spóźniona w technicznym, ekonomicznym i społecznym rozwoju starała się wyrównać swe braki, używając olbrzymich mas ludzkich. Miliony carskich poddanych uległy zmobilizowaniu i były używane w taki sposób, że straty w zabitych, rannych, chorych i wziętych do niewoli były olbrzymie. Pozbawiona znacznej ilości rąk do pracy gospodarka rosyjska zaczęła coraz bardziej szwankować, zaś społeczeństwo ujawniało coraz większe zmęczenie nadmiernym wysiłkiem wojennym oraz przygnębienie z powodu strat w operacjach wojennych, zupełnie niewspółmiernych do osiąganych wyników. W rezultacie, w 33 miesiącu wojny nastąpiła w Piotrogrodzie tzw. Rewolucja Marcowa – rządy carskie zostały usunięte i władza polityczna przeszła w ręce przedstawicieli wybranej w 1912 roku w „stołypinowskich”, niepowszechnych, niebezpośrednich i nierównych wyborach tzw. IV Dumy Państwowej. Aczkolwiek wyłoniony po rewolucji Rząd Tymczasowy nie spotkał się z wyraźnym sprzeciwem z czyjejkolwiek strony, jego polityka kontynuowania rozpoczętej przez rządy carskie wojny w sojuszu z zachodnimi mocarstwami sprzymierzonymi nie cieszyła się w szerokich masach dostatecznym poparciem. W pełni wykorzystał to Lenin: po powrocie w kwietniu 1917 r. ze Szwajcarii – przez Niemcy – do Rosji zdołał on przekonać początkowo oporną i nieliczną grupę swoich zwolenników i, nie odrzucając niemieckiego poparcia materialnego, rozpoczął nieprzebierającą w argumentach namiętną propagandę za natychmiastowym pokojem. Kilka miesięcy takiej propagandy doprowadziło do całkowitego rozkładu armii rosyjskiej oraz spowodowało, że parokrotnie od marca przekształcany i posiadający coraz mniejszą ilość zwolenników Rząd Tymczasowy z Kiereńskim na czele został w listopadzie bez większego trudu obalony, a władza w Rosji przeszła w ręce występującego jako przedstawiciel tzw. Rad Delegatów Robotniczych i Żołnierskich Lenina. Zarówno podstawowa zasada „robotniczo-włościańskich (żołnierskich) rządów sowieckich”, jak i proklamowane w pierwszych dekretach nowego rządu natychmiastowe zawarcie pokoju oraz przejście bez jakiegokolwiek odszkodowania całej ziemi uprawnej w ręce włościan porwały bezkrytyczne masy, wbrew ostrzeżeniom wielu socjalistycznych przywódców, którzy bądź to proroczo przepowiadali, że:
„zagarniając władzę w tym momencie, proletariat rosyjski nie dokona rewolucji społecznej. Ściągnie jedynie wojnę domową, która w końcu spowoduje utratę zdobyczy, uzyskanych w lutym i marcu bieżącego roku” (Plechanow),
bądź to wzdrygali się początkowo przed ewentualnością „stosowania politycznego terroru” (Rykow, Milutin, Nogin i Teodorowicz),
„wojny domowej wewnątrz klasy robotniczej..., niszczenia inaczej myślącej prasy, rewizji, dowolnych aresztowań, represji i prześladowań, które... wywołują w masach pracujących wrażenie, że reżym bagnetu i szabli jest właśnie tą dyktaturą proletariatu, jaką głosili socjaliści w ciągu długich dziesięcioleci” (Łozowskij).
Również Maksym Gorki, uznany następnie w Rosji Sowieckiej za najwybitniejszego z rosyjskich pisarzy i twórcę nowej „proletariackiej” literatury rosyjskiej, w listopadzie 1917 r. był zdania, że:
„Lenin i jego towarzysze walki uważają za możliwe popełnianie wszystkich zbrodni... wszystkich podłości, jakie robili Plehwe i Stołypin”. „Naród rosyjski zapłaci za to jeziorami krwi. Sam Lenin jest istotnie człowiekiem wyjątkowo silnym... Jest to człowiek utalentowany, który posiada wszystkie cechy »wodza«; również konieczny dla tej roli brak moralności oraz prawdziwie wielkopański, wyjałowiony z litości, stosunek do życia mas ludowych, ...dlatego też uważa się on za uprawnionego do uczynienia z narodem rosyjskim okrutnego doświadczenia, z góry skazanego na niepowodzenie... Pracuje niczym chemik w laboratorium, z tą różnicą, że chemik operuje materią martwą i jego praca daje cenne dla życia rezultaty, a Lenin pracuje nad żywym materiałem i prowadzi do zguby rewolucję. Idący za Leninem świadomi robotnicy winni zrozumieć, że z rosyjską klasą robotniczą jest przeprowadzane doświadczenie, które zniszczy najlepsze siły robotników i na czas długi powstrzyma normalny rozwój rosyjskiej rewolucji”. (Obszerniejsze wyjątki z wypowiedzi Gorkiego i przywódców socjalistycznych w końcu 1917 r. przytaczałem w artykule w londyńskim „Robotniku” z listopada i grudnia 1957; artykuł ten został następnie przedrukowany w całości w wydanym w Paryżu w 1959 r. „Kolumbowym błędzie”, str. 96-107).
3.
O dokonaniu w Rosji zasadniczego przewrotu, wywróceniu jej „do góry nogami” Lenin marzył i myślał od najwcześniejszej młodości. Gdy w 1887 r. został podczas jakiejś demonstracji młodzieży w Kazaniu po raz pierwszy zatrzymany przez policję, na dobrotliwą uwagę carskiego „pristawa”: „Co to za bunty, młody człowieku? Macie przecież przed sobą ścianę”, miał odpowiedzieć: „Ściana to przegniła; wystarczy dotknąć, by się rozpadła”. (Rozmowa ta była przytaczana w powszechnie używanym w szkołach sowieckich podręczniku historii ZSSR Pankratowej, cz. II, wyd. 4, 1945 r., str. 267).Mając lat 31, w wydanej na emigracji w marcu 1902 r. broszurze „Co robić?” Lenin pisał: „dajcie nam organizację rewolucjonistów, a wywrócimy (»perewernem«) Rosję”, zaś po kilkunastu latach pracy nad stworzeniem takiej organizacji doszedł do wniosku, że właściwie jego celom najlepiej by odpowiadała organizacja wojskowa, i w roku 1915 w artykule „Krach II Międzynarodówki” pisał już:
„Weźmy współczesne wojsko. Oto jeden z dobrych przykładów organizacji. A dobra jest ta organizacja dlatego, że jest giętka, a jednocześnie umie nadawać milionom ludzi jednolitą wolę... To właśnie nazywa się organizacją, kiedy w imię jednego celu natchnione jedną wolą miliony ludzi zmieniają formę swego współżycia i swego działania, zmieniają miejsce i metody działalności, zmieniają środki techniczne i broń zgodnie ze zmieniającymi się warunkami i wymogami walki. Dotyczy to również walki klasy robotniczej z burżuazją. ...Rzecz to niełatwa, nie ma dwóch zdań. Wymaga trudnych działań przygotowawczych. Wymaga ciężkich ofiar. Jest to nowa forma organizacji i walki, której także trzeba się nauczyć, a nauka nie przychodzi bez błędów i porażek”. (Wszystkie podkreślenia Lenina).
Gdy w niespełna dwa lata później ustrój carski w Rosji został – bez jakiegokolwiek udziału Lenina – obalony, przyjechawszy tam już „na gotowe”, zgłosił on publicznie podczas jednego z chronicznych kryzysów Rządu Tymczasowego, w czerwcu 1917 r., gotowość objęcia pełni władzy państwowej i wystąpił z programem „aresztowania 50 czy 100 największych milionerów” w celu przezwyciężenia piętrzących się trudności gospodarczych i wyjścia „z anarchii i rozprężenia”. Wówczas jednak taki program nie został zaaprobowany przez wszechrosyjski zjazd rad delegatów, na którym, powołany następnie na szefa rządu, Kiereński w odpowiedzi Leninowi wołał:
„Obywatel Lenin nie powinien nazywać siebie socjalistą, gdyż socjalizm nigdy nie zalecał rozwiązywania zagadnień walki ekonomicznej, walki klas w dziedzinie stosunków ekonomicznych, zagadnień ekonomicznej reorganizacji państwa poprzez aresztowanie ludzi. Czynią tak tylko azjatyccy despoci... Wy, bolszewicy, proponujecie wręcz dziecinne rozwiązania: aresztować, zabić, zniszczyć! Kim wy właściwie jesteście: socjalistami czy też policją starego reżymu?”...
Niepowodzeniem skończyła się również próba zdobycia władzy drogą ulicznej demonstracji zbrojnej w lipcu 1917 r. i Lenin zmuszony był przez kilka miesięcy ukrywać się przed grożącym mu aresztowaniem. Bynajmniej nie rezygnując z objęcia władzy w Rosji, a mając wówczas sporo wolnego czasu, przemyślał on gruntownie zarówno metody jej zdobycia, jak i późniejszego użycia, i ogłosił je w kilku broszurach.
W jednej z nich, nie żywiąc złudzeń co do grożącej Rosji w najbliższym czasie katastrofy gospodarczej, rozwijał zarysowany już w czerwcu projekt jej przezwyciężenia przez zastosowanie terroru w stosunku do kapitalistycznych „sfer gospodarczych” oraz wprowadzenie państwowego regulowania spożycia ludności. W drugiej wypowiedział optymistyczny pogląd, że bolszewicy zdołają nie tylko w najbliższym czasie zdobyć władzę w Rosji, lecz i utrzymać ją na stałe; podstawowy jego argument sprowadzał się do twierdzenia, że skoro „po rewolucji 1905 r. Rosją rządziło 130 000 obszarników... za pomocą nieustannych gwałtów popełnianych na 150 milionach ludzi, za pomocą bezgranicznego znęcania się nad nimi, zmuszania ogromnej większości ludności do katorżniczej pracy i na wpół głodowego bytowania”, to czyż nie potrafi nią „rządzić 240 000 członków partii bolszewików w interesie biednych przeciwko bogatym”. Trzecia, najobszerniejsza i niedokończona przed listopadowym przewrotem broszura o państwie a rewolucji nosiła charakter zasadniczo odmienny. O ile dwie pierwsze nie zapowiadały właściwie wprowadzenia w praktyce jakichś zasadniczych zmian w stosunku do dotychczasowych metod rządzenia Rosją, trzecia oświadczała, że teoretycznie państwowa maszyna rządzenia Rosją po bolszewickiej rewolucji będzie zupełnie inna niż poprzednio.
Różnica polegać miała na tym, że maszyna ta, bynajmniej nie przestając być „specjalną organizacją siły, organizacją przemocy”, dotąd używaną przez nieznaczną mniejszość dla wyzyskiwania i utrzymywania w uległości olbrzymiej większości, użyta zostanie w przejściowym okresie rewolucyjnym po to, aby:
„zdławić nieunikniony, zaciekły opór burżuazji” i „znieść wszelki wyzysk”;
„krok za krokiem wyrwać z rąk burżuazji cały kapitał, scentralizować wszystkie narzędzia produkcji... i możliwie szybko zwiększyć sumę sił wytwórczych”;
„kierować olbrzymimi masami ludności: chłopstwem, drobną burżuazją i półproletariuszami, przy »montowaniu« gospodarki socjalistycznej”;
wychować całe społeczeństwo tak, by je przyzwyczaić „stopniowo do przestrzegania elementarnych, od wieków znanych, w ciągu tysiącleci we wszystkich abecadłach moralności powtarzanych reguł współżycia, przestrzegania ich bez przemocy, bez przymusu, bez podlegania, bez specjalnego aparatu do przymuszania, który nazywa się państwem”.
Po osiągnięciu tych ściśle ograniczonych zadań machina państwowa, ówczesnym zdaniem Lenina, przestanie być proletariatowi potrzebna i zostanie umieszczona „w muzeum starożytności, obok kołowrotka i brązowego topora”. Do tego jednak momentu będzie musiała być przez proletariat używana „nie w interesie wolności, lecz w celu zdławienia swych przeciwników”, „i państwo tego okresu musi być nieuniknienie państwem na nowy sposób demokratycznym (dla proletariuszy i w ogóle dla mas nieposiadających) i na nowy sposób dyktatorskim (przeciwko burżuazji)”. Wobec zmiany jednak zasadniczych funkcji cała struktura „machiny państwowej” ulegnie od razu ogromnemu uproszczeniu; „specjalne instytucje” państwowe (uprzywilejowany aparat urzędniczy, korpus oficerski armii stałej) staną się niepotrzebne i ulegną likwidacji, zaś funkcje państwowe, zredukowane do minimum „ewidencji i kontroli”, wykonywane będą kolejno przez zwykłych obywateli. „Każda kucharka” będzie kwalifikowana i powołana do „rządzenia państwem”, powtarzała za Leninem bez końca bolszewicka propaganda, on sam zaś w „Państwie a rewolucji” pisał:
„Wyzyskiwacze, rzecz naturalna, nie są w stanie zdławić ludu bez niezmiernie skomplikowanej machiny służącej do wykonania tego zadania, lud jednak może zdławić wyzyskiwaczy nawet za pomocą bardzo prostej »machiny«, niemal bez machiny, bez specjalnego aparatu, za pomocą prostej organizacji uzbrojonych mas [w rodzaju Rad Delegatów Robotniczych i Żołnierskich – powiedzmy, nieco wybiegając naprzód]”.
Zanim Lenin zdążył doprowadzić do końca swoją teoretyczną analizę (czy też wizję) owego przyszłego już „obumierającego” „pół-państwa” Rad Delegatów (Sowietów), ówczesna, kierowana przez rząd Kiereńskiego, rosyjska „machina państwowa” uległa ostatecznemu rozkładowi i Lenin został powołany do objęcia rządów Rosją. Datowane w Piotrogrodzie 30 listopada 1917 r. „Posłowie” do niedokończonej broszury zakończył słowami: „przyjemniej i pożyteczniej jest przerabiać »doświadczenie rewolucji«, niż o nim pisać”. Przypuszczać można, że niedługo później użyłby raczej słowa „trudniej” niż „przyjemniej i pożyteczniej”, mówiąc oczywiście o dokonywaniu rewolucji, a nie rządzeniu Rosją. To ostatnie bowiem, przy konsekwentnym stosowaniu metod ustalonych przez odwieczną praktykę, ostatecznie nie okazało się specjalnie trudnym i 240 000 bolszewików istotnie potrafiło Rosją rządzić wcale nie gorzej, a może nawet lepiej niż 130 000 obszarników. Natomiast wypełnienie podstawowego celu każdej rewolucji – zwiększenie ilości jednostek ludzkich mających zapewnione „maksimum szczęścia” – było bardziej problematyczne.
Przypuszczać można, że bezpośrednio po listopadowym przewrocie ilość jednostek w Rosji uważających się za „szczęśliwe” wzrosła w znacznym stopniu. Przede wszystkim byli to żołnierze, którzy wracali z frontu do domów; dalej miliony włościan, którzy po rozgrabieniu dworów i rozdzieleniu „pańskiej” ziemi zrealizowali swe marzenia o „ziemi i woli”; wreszcie robotnicy oraz pewna część inteligencji, a także liczni pół- i ćwierćinteligenci, którzy objęli rządy nie tylko warsztatami swej pracy, lecz również poprzez Sowiety, w których dominowali, mieli rządzić całym państwem. Rychło się jednak miało okazać, że owo „szczęście” nie było trwałe.
Trudności z zakończeniem wojny z Niemcami oraz rozpalająca się nowa wojna domowa spowodowały, że po rozpuszczeniu do domów dawnej armii trzeba było przystąpić do tworzenia nowej. Początkowo ta nowa armia „czerwona” składać się miała wyłącznie z ochotników, którzy wybierali sami swoich dowódców, niedługo jednak zasady jej organizacji i wprowadzana w niej dyscyplina przestały się w znacznym stopniu różnić od dawnych. Okropności wojny domowej objęły znacznie rozleglejsze tereny Rosji niż dawnej wojny „imperialistycznej”, od reszty zaś państwa wymagany był niezwykle wytężony wysiłek dla odniesienia zwycięstwa. Odbiło się to na stosunkach zarówno w miastach, jak na wsi, oraz na metodach rządzenia krajem.
Zawczasu zapowiedziane przez Lenina i po Listopadzie zastosowane w pełni drakońskie środki przezwyciężania gospodarczych trudności nie odniosły spodziewanego skutku i „anarchia i rozprzężenie” nie zmalały, lecz wzrosły. W miastach brakowało żywności i opału; produkcja fabryk spadła niemal do zera z powodu braku surowców, odejścia znacznej części robotników do Czerwonej Armii lub sowieckiej administracji oraz małej wydajności pracy pozostałych. Wywoływało to konieczność stosowania drastycznych środków przymusu do coraz to szerszych kół ludności: włościan, od których zaczęto gwałtem zabierać potrzebne dla utrzymania wojska i miast środki żywności; robotników, zmuszanych do bardziej systematycznej i wydajnej pracy w przemyśle, przede wszystkim wojennym; inteligencji i urzędników, których zaczęto zmuszać do pracy fizycznej przy oczyszczaniu i naprawianiu dróg, przygotowywaniu drzewa na opał itp. Gdy wyłaniana początkowo bez nacisku z góry przez miejscowych robotników i włościan sowiecka administracja zaczęła w wielu wypadkach mało się liczyć z ogólnymi potrzebami państwa i ujawniać tendencje sobkowskie, „parafiańskie”, negować otrzymywane z góry wskazówki i polecenia lub wykonywać je nie dość energicznie, koniecznym się stało zastępowanie jej przez przysyłanych z góry „komisarzy”, wyposażonych w pełnię władzy i nie wahających się w używaniu środków najbardziej drakońskich. Początkowo było to stosowane na frontach i w okolicach przyfrontowych („Rewkomy” zamiast normalnych „sowietów”), następnie rozciągnięte w praktyce na całość państwa, którym w imieniu de facto zlikwidowanych Sowietów, pochodzących z wyboru miejscowych robotników i chłopów, zaczęły rządzić mianowane z góry komisaryczne „Ispołkomy” (komitety wykonawcze), niewiele się różniące w metodach działania od dawnej administracji biurokratycznej. Szczególną rolę odgrywała przy tym rozbudowywana wszędzie na ogromną skalę policja polityczna, osławiona Czerezwyczajka (Czeka); zmieniała ona następnie kilkakrotnie nazwę, nie zmieniając swej istoty.
Jednym słowem, zgodnie z przewidywaniem Lenina, kilkaset tysięcy bolszewików potrafiło rządzić Rosją, musiało jednak stosować przy tym te same, czy nawet bardziej udoskonalone i radykalne metody, jakimi nią rządzono za czasów carskich. Teoretycznie robiło się to „w interesie biednych przeciwko bogatym”, w przekonaniu bowiem Lenina i jego wyznawców i zwolenników interes ten kategorycznie wymagał utrzymania za wszelką cenę zdobytej w Rosji władzy do czasu, aż analogiczna proletariacko-sowiecka rewolucja nastąpi w bardziej technicznie i ekonomicznie rozwiniętych krajach Europy, Niemczech przede wszystkim. Niecierpliwie oczekiwana z miesiąca na miesiąc rewolucja taka miała zasadniczo zmienić całość sytuacji i umożliwić urzeczywistnianie planowanej szczęśliwości powszechnej; taki cel usprawiedliwiał wszelkie stosowane dla jego osiągnięcia środki i największe poniesione przy tym ofiary.
Pod tym jednak względem rosyjskich bolszewików spotkał zawód. Zdołali wprawdzie odnieść zwycięstwo nad „białymi” generałami i utrzymać się u władzy, nie doczekali się jednak – poza mało znaczącymi incydentami w 1919 r. na Węgrzech i w Bawarii – sowieckiej rewolucji w Europie. Tymczasem wytrzymałość mas rosyjskich zaczęła dobiegać kresu; gdy w praktyce zostały one pozbawione większości uzyskanych w 1917 r. „zdobyczy” i poziom ich życia – podstawowy warunek „szczęśliwości” – uległ znacznemu obniżeniu, zwróciły się przeciwko władzy bolszewickiej. Otwarcie stwierdzał to Lenin 18 listopada 1922 r. na IV kongresie Kominternu, mówiąc:
„po tym gdyśmy przeszli zwycięsko najważniejszy etap wojny domowej, natknęliśmy się na wielki, sądzę, że największy, wewnętrzny kryzys polityczny Rosji Sowieckiej, który doprowadził do niezadowolenia nie tylko znacznej części włościan, ale i robotników... wielkie masy włościan, raczej nieświadomie, lecz instynktownie, powodując się nastrojem, były przeciwko nam... W 1921 r. bezwzględnie spotkaliśmy się z faktem niezadowolenia ogromnej części włościaństwa. Potem mieliśmy głód. I to dla włościaństwa było próbą najbardziej trudną... Powstania chłopskie... do 1921 r. wykreślały, że tak powiem, ogólny obraz Rosji”.
W obliczu tych powstań – i Kronsztadu – oraz zarysowującej się klęski głodowej Lenin na wiosnę 1921 r. zdecydował odwrót od „wojennego komunizmu” do NEP-u: zaniechanie stosowanych dotąd na wsi przymusowych rekwizycji i przyznania chłopu prawa dysponowania owocami jego pracy po zapłaceniu z góry ustalonych podatków. Odniosło to skutek natychmiastowy: w dalszym ciągu przemówienia 18 XI 1922 r. Lenin stwierdzał, że po roku 1921 chłopskie powstania „prawie całkowicie ustały i włościaństwo jest zadowolone ze swojej obecnej sytuacji”.
Jeśli NEP stanowił cenę utrzymania się bolszewików przy władzy po zakończeniu wojny domowej, to w czasie tej wojny taką ceną było stworzenie i oparcie się na, teoretycznie surowo potępianym, a w praktyce szeroko rozbudowanym, aparacie państwowego przymusu. W sumie, zżerany już ciężką chorobą, Lenin, w obliczu wciąż nie nadchodzącej rewolucji na Zachodzie, pesymistycznie oceniał praktyczne rezultaty dokonanego w Rosji przewrotu. Widział, że jego nadzieje, iż bolszewicy będą mogli rządzić Rosją innymi metodami niż carska szlachta i obywać się „niemal bez »machiny«, bez specjalnego aparatu” przemocy państwowej, całkowicie zawiodły. Już w marcu 1920 r., na IX zjeździe partyjnym realistycznie stwierdzał, że jednak „byle kucharka” rządzić państwem nie potrafi, że „umiejętność zarządzania nie spada z nieba, ani nie przychodzi z natchnienia ducha świętego... i do zarządzania, do budownictwa państwowego musimy mieć ludzi, którzy opanowali technikę zarządzania, którzy mają doświadczenie w dziedzinie kierowania państwem i gospodarką”.
Ponieważ zaś w latach dwudziestych takimi ludźmi w Rosji byli jedynie dawni zawodowi biurokraci, z ich usług państwo sowieckie zmuszone było korzystać. I to właśnie, zdaniem Lenina, było główną przyczyną, że bolszewicy, utrzymując się przy władzy, nie byli w stanie tej władzy wykorzystywać w taki sposób i w takich celach, w jakich by teoretycznie chcieli. W politycznym sprawozdaniu na XI zjeździe partyjnym, 27 marca 1922 r., Lenin mówił:
„Czy wy, komuniści, wy robotnicy, wy świadoma część proletariatu, która się zabrała do rządzenia państwem, potraficie zrobić tak, aby państwo, któreście wzięli w swoje ręce, działało tak, jak byście chcieli (po waszemu)? ...Nie. Do tego nie chcemy się przyznać, ale ono działało nie po naszemu. A jakżeż ono działało? Wyrywa się maszyna z rąk: jak gdyby człowiek, który nią kieruje, siedzi na miejscu, ale maszyna jedzie nie tam, dokąd jest kierowana... maszyna jedzie niezupełnie tak, a bardzo często zupełnie nie tak, jak to sobie wyobraża ten, kto siedzi u steru maszyny”.
Po stwierdzeniu na wiosnę 1922 r., że kierowana przez bolszewików rosyjska maszyna państwowa na skutek braku „kulturnosti” posuwa się w jakimś innym kierunku niż powszechna szczęśliwość w socjalizmie czy komunizmie, na jesieni tegoż roku, w cytowanym już przemówieniu 18 XI 1922, Lenin z głuchą rozpaczą wołał: „Przejęliśmy stary aparat państwowy i to było naszym nieszczęściem”, zaś w ciągu pozostałych kilku miesięcy, kiedy był jeszcze w stanie myśleć i przekazywać swe myśli otoczeniu, głowił się, jakby można było temu „nieszczęściu”, „rakowi biurokratyzmu” zaradzić. 2 marca 1923 r., dyktując ostatni ogłoszony za życia artykuł, mówił:
,,Nasz aparat państwowy znajduje się w stanie tak opłakanym – aby nie powiedzieć potwornym – że powinniśmy przede wszystkim gruntownie przemyśleć, w jaki sposób walczyć z jego brakami, pamiętając, że źródeł tych braków szukać należy w przeszłości, która została co prawda przekreślona, ale jeszcze nie przezwyciężona, nie stała się jeszcze stadium kultury należącym do odległej przeszłości. ...Trzeba w porę sięgnąć po rozum do głowy. Trzeba zaszczepić sobie zbawczą nieufność do pochopnego posuwania się naprzód, do wszelkiej chełpliwości itd. ...Liczyć na to, że cokolwiek umiemy, lub na to, że posiadamy jakąś poważniejszą ilość ludzi niezbędnych do zbudowania aparatu naprawdę nowego, naprawdę zasługującego na nazwę socjalistycznego, radzieckiego itp., byłoby rzeczą najbardziej szkodliwą”.
Po wypowiedzeniu w dalszym ciągu wciąż niezachwianej wiary w „ostateczne zwycięstwo socjalizmu” Lenin w ostatnich ustępach swego ostatniego w życiu artykułu kategorycznie stwierdzał, że Rosja posiada „za mało cywilizacji, by bezpośrednio przejść do socjalizmu”, choć ma „po temu przesłanki polityczne”, oraz zalecał „stosować taką taktykę albo też, aby ocalić siebie, uprawiać następującą politykę”, by „utrzymać się aż do zwycięstwa rewolucji socjalistycznej w bardziej rozwiniętych krajach”, „aż zachodnioeuropejskie kraje kapitalistyczne zakończą swój rozwój ku socjalizmowi”.
Nie być zbyt „chwackim”, nie posuwać się „pochopnie” naprzód; wykorzystać fakt, że masy rosyjskie są „zadowolone z obecnej sytuacji” i czekać, aż „bardziej rozwinięte kraje” „zakończą swój rozwój ku socjalizmowi” – do tak niedwuznacznie sformułowanego testamentu politycznego twórcy i wodza bolszewizmu nie zechciał się zastosować jego niezupełnie zresztą legalny następca i „spadkobierca”.
Wydrukowany w „Prawdzie” 4 marca 1923 r. ostatni artykuł Lenina nie był jedynym jego „testamentem”; jeszcze w okresie Bożego Narodzenia 1922 r. dyktował on w ciągu kilku dni „List do (XII) Zjazdu” partyjnego, wypowiadając się kategorycznie przeciwko zarysowującej się już wówczas dyktaturze Stalina i proponując wprowadzenie „szeregu zmian w naszym ustroju politycznym”, w pierwszym rzędzie znaczne powiększenie ilości osób biorących udział w sprawowaniu faktycznej władzy. W liście tym, całkowicie utajonym przed zwołanym w kwietniu 1923 r. XII zjazdem partyjnym, a ponoć po śmierci Lenina odczytanym „w poszczególnych delegacjach i z zakazem robienia jakichkolwiek notatek (woisproizwedenja)” na zjeździe XIII w maju 1924 r., zaś w pełni ogłoszonym dopiero na jesieni 1956 r., Lenin nie wypowiadał się wyraźnie w sprawie osoby swego następcy i spadkobiercy, natomiast, wymieniając z nazwiska: Stalina, Trockiego, Zinowiewa, Kamieniewa, Bucharina i Piatakowa, dawał ich krótkie charakterystyki z podkreślaniem cech ujemnych. W dyktowanych 24 XII ustępach „Listu” Lenin wyraźnie przewidywał prawdopodobieństwo „raskoła” pomiędzy „dwoma wybitnymi wodzami obecnego KC”: Stalinem i Trockim, z których pierwszy, „zostawszy Sekretarzem Generalnym, skupił w swoich rękach nieograniczoną władzę (neobjatnuju włast’) i nie jestem pewny, czy potrafi z tej władzy korzystać zawsze dostatecznie ostrożnie”, drugi zaś „osobiście jest bodaj najbardziej zdolnym człowiekiem w obecnym KC, ale jest zbyt pochopny i pewny siebie (czerezmerno chwatajuszczij samouwerennostju) i ma zbytnią skłonność do przejmowania się zagadnieniami czysto administracyjnymi”.
Po dalszych prawie dwutygodniowych rozważaniach zalet i wad owych dwóch najwybitniejszych przywódców „obecnego KC” Lenin, nic nie wspominając o Trockim, kategorycznie wypowiedział się przeciwko Stalinowi, dyktując 4 stycznia 1923 r. następujące „uzupełnienie” ustępów z 24 XII:
„Stalin jest zbyt grubiański (sliszkom grub), która to wada, zupełnie znośna w środowisku i w stosunkach pomiędzy nami, komunistami, staje się nieznośną na stanowisku Sekretarza Generalnego. Dlatego też wnoszę, aby towarzysze obmyślili sposób przesunięcia Stalina z tego stanowiska... Sądzę, że z punktu widzenia zapobieżenia rozłamowi oraz tego, co mówiłem uprzednio o wzajemnych stosunkach pomiędzy Stalinem i Trockim, nie jest to drobiazg, a jeśli drobiazg, to taki, który może uzyskać decydujące znaczenie”.
Podkreślić należy, że w chwili, gdy Lenin dyktował to „uzupełnienie”, nie wiedział jeszcze, iż „grubost” i „nekulturnost” Stalina były „nieznośne” również i „w stosunkach pomiędzy komunistami”, jego najbliższych nie wyłączając. O tym, że jeszcze 22 grudnia Stalin telefonicznie ostro zwymyślał żonę Lenina, Krupską, która w wysłanym nazajutrz do Kamenewa liście prosiła o obronę przed „grubiańską interwencją w życie osobiste, rynsztokowymi połajankami i pogróżkami” („ot grubogo wmeszatelstwa w licznuju źizń, nedostojnoj brani i ugroz”), dowiedział się Lenin dopiero w pierwszych dniach marca 1923 i, bardzo się zirytowawszy, 5 marca polecił przesłać Stalinowi (z odpisami dla Kamieniewa i Zinowjewa) następujący „ściśle tajny i osobisty” list:
„Szanowny towarzyszu Stalinie!
Postąpiliście po grubiańsku (Wy imeli grubost’), wzywając moją żonę do telefonu i wymyślając jej. Aczkolwiek wyraziła ona zgodę na zapomnienie o tym, co było powiedziane, tym niemniej dowiedzieli się od niej o tym fakcie Zinowiew i Kamieniew. Nie zamierzam tak łatwo zapomnieć o tym, co zostało przeciwko mnie uczynione, a mówić nawet nie warto, że to, co zostało uczynione przeciwko mojej żonie, uważam za zrobione również i przeciwko mnie. Dlatego też proszę rozważyć, czy zgodzicie się wycofać to, co było powiedziane (wziat’ skazannoje nazad) i przeprosić, czy też wolicie zerwać z nami wszelkie stosunki.
Z poważaniem Lenin”.
Wkrótce po podyktowaniu tego listu stan zdrowia Lenina uległ gwałtownemu pogorszeniu: nastąpił zupełny bezwład prawej połowy ciała i całkowita utrata mowy. Ponieważ nie było to jednak związane z całkowitą utratą świadomości, przypuszczać należy, że dalszych 10 miesięcy fizjologicznego życia komunistycznego „dyktatora”, z którym zupełnie przestano się liczyć, musiały być dla niego prawdziwym piekłem.
Syn ubogiego szewca z Kaukazu i wypędek z prawosławnego seminarium pozornie tylko był przybity groźbą towarzyskiej dyskwalifikacji przez dogorywającego „wielkopańskiego” (określenie M. Gorkiego) zdobywcę złotego medalu na petersburskim stołecznym uniwersytecie. Po złożeniu formalnych przeprosin i „obiecaniu poprawy” zjednoczeni we wspólnym froncie przeciwko „najzdolniejszemu” przywódcy partii z Zinowiewem i Kamieniewem na czele uznali Stalina z jednej strony za „niezastąpionego”, z drugiej za zupełnie dla nich niegroźnego, i utrzymali na stanowisku dającym mu nieograniczoną („nieobjatnuju”) władzę.
W rezultacie, gdy Trocki, dowiedziawszy się o śmierci Lenina w drodze na Kaukaz, nie tylko nie zawrócił do Moskwy, lecz następnie, w sposób dość typowy dla przedrewolucyjnych rosyjskich inteligentów (Obłomow), dnie całe spędzał w prostracji na tarasie kaukaskiego sanatorium, „wśród palm i kwitnących krzewów mimozy i kamelii”, rozpamiętując „dziwne losy swoich stosunków z Leninem” (Deutscher), na zwołanym w okresie pogrzebu Lenina II zjeździe Sowietów ZSSR Stalin w charakterze urzędującego Sekretarza Generalnego partii publicznie wołał:
„My, komuniści, jesteśmy ludźmi szczególnego rodzaju (osobogo składa), zostaliśmy skrojeni ze szczególnego materiału”,
oraz uroczyście przysięgał:
„Odchodząc od nas, towarzysz Lenin nakazał chronić jedność naszej partii jak źrenicę oka. Przysięgamy Ci, towarzyszu Leninie, że i ten Twój nakaz wypełnimy z honorem”.
Formalnie przysięgi tej Stalin dotrzymał: nie dopuścił do formalnego otwartego rozłamu w partii, usuwając z niej i następnie kolejno wymordowując wszystkich dawnych współtowarzyszy pracy Lenina.
5.
Dzień śmierci Lenina, 21 stycznia 1924 r., na pozór nie wprowadził w rewolucyjnej Rosji żadnych istotnych zmian i powstały podczas jego choroby „triumwirat”, złożony z Zinowiewa, Kamieniewa i Stalina, rządził nią w dalszym ciągu przy biernej raczej opozycji Trockiego. Dopiero powoli i stopniowo Stalin, wciąż występując jako najwierniejszy uczeń Lenina, zaczął wypychać z grupy rządzącej do opozycji kolejnych „odchyleńców”, to „lewicowych”, to znów „prawicowych”, by zostać w końcu jedynym i nieograniczonym władcą. Gdy wreszcie zorientowali się oni w rzeczywistej sytuacji i usiłowali zespolić swe siły, było już za późno, i ani utworzony w połowie 1926 r. blok Zinowiewa i Kamieniewa z Trockim, ani powstały w końcu 1930 r. „bezprincipny” „prawo-lewy” blok wszystkich dawnych najbliższych współpracowników Lenina nie miały dość sił nie tylko materialnych, ale i moralnych, by skutecznie się przeciwstawić konsekwentnie reprezentowanemu przez Stalina rzekomo ortodoksyjnemu „leninizmowi”.Słowa „leninizm” i „trockizm” odtąd uzyskały ogromną popularność w całym świecie. Nie były to jednak jakieś „ostre” pojęcia logiczne o dokładnie ustalonej treści, lecz raczej terminy słowne mające wywoływać emocjonalne, pozytywne lub negatywne, odruchy. „Trockizm” nie stanowił systematycznego ujęcia poglądów Trockiego (który zresztą uparcie nazywał siebie „prawdziwym leninistą”, nie negując, że w przeszłości miał na niektóre sprawy odmienne poglądy), lecz stał się zbiorowym określeniem wszystkiego, co było uważane za pozostające w niezgodzie z „leninizmem”, które to słowo, ukute bodaj i po raz pierwszy użyte przez Zinowiewa, stało się następnie w ustach Stalina symbolem absolutnej prawdy i dobra. Stalin bowiem „zdefiniował” „leninizm” w odczytach wygłoszonych w kwietniu 1924 r. w „uniwersytecie” partyjnym im. Swierdłowa w Moskwie, następnie zaś spopularyzował go w przemówieniach i artykułach w ciągu lat kilkunastu wydawanych wielokrotnie w różnym układzie pod zbiorowym tytułem „Zagadnienia (Woprosy) leninizmu”. Aczkolwiek zagadnienia te i sposób ich rozwiązywania z biegiem lat ulegały różnym zmianom, w ustach Stalina pozostawały zawsze „absolutnie prawdziwymi” rewelacjami i stanowiły treść tego, co było nazywane początkowo „leninizmem” czy „marksizmem-leninizmem”, następnie zaś „marksizmem-leninizmem-stalinizmem”, czy wręcz „stalinizmem”.
W opinii popularnej różnice pomiędzy Trockim a Stalinem były rozumiane jako przeciwstawienie koncepcji „rewolucji światowej” z jednej strony i „budowy socjalizmu w jednym kraju” – Rosji – z drugiej. Ujęcie takie było dla Stalina wygodne, gdyż na zewnątrz, wobec „świata burżuazyjnego”, nadawało mu pozory pewnej „respectability” solidnego rosyjskiego męża stanu w przeciwieństwie do niebezpiecznego międzynarodowego wichrzyciela – Trockiego – na wewnątrz zaś, w świecie komunistycznym, pozwalało imputować temu ostatniemu „defetyzm” i brak wiary w siły i zdolności proletariatu; nie odpowiadało jednak ono istocie rzeczy. W rzeczywistości różnice dotyczyły raczej metod i taktyki, zaś punktem wyjścia sporu było ustosunkowanie się do teoretycznego stanowiska Lenina w ostatnim okresie jego życia.
Trocki, zasadniczo podzielając opinię Lenina, że Rosja posiada „za mało cywilizacji”, by „bezpośrednio przejść do socjalizmu”, nie chciał biernie tylko czekać, aż „zachodnio-europejskie kraje kapitalistyczne zakończą swój rozwój ku socjalizmowi”, lecz pragnął ten rozwój możliwie przyspieszać, używając w tym celu środków i możliwości rosyjskich. Stalin, bynajmniej nie rezygnując z „rewolucji światowej”, nie bardzo wierzył, by bez przemożnego nacisku („pomocy”) z zewnątrz społeczeństwa zachodnie zdecydowały się kiedykolwiek same przez się na dokonanie rewolucji i dlatego chciał przede wszystkim stworzyć możliwie potężny aparat takiego nacisku czy „pomocy”.
Cały czas skrupulatnie unikając wyraźnego wypowiadania się przeciwko leninowskim sformułowaniom, Stalin konsekwentnie podważał jego opinię, że „trzeba w porę sięgnąć po rozum do głowy” oraz „zaszczepić sobie zbawczą nieufność do pochopnego posuwania się naprzód, do wszelkiej chełpliwości itd.”. Gdy, stojąc na takim właśnie stanowisku, w szczególności Zinowiew wyraził kategoryczny pogląd, że rozbudowa społeczeństwa socjalistycznego w Rosji siłami wyłącznie rosyjskimi, bez pomocy rewolucji proletariackiej w kilku przynajmniej krajach bardziej technicznie i ekonomicznie rozwiniętych, jest zupełnie niemożliwa, Stalin, bynajmniej nie kwestionując, lecz wręcz powołując się na opinie Lenina, w rodzaju jego polemicznej wypowiedzi, że:
„jeśli dla utworzenia socjalizmu potrzebny jest określony poziom kultury (chociaż nikt nie może powiedzieć, jaki to jest ten określony »poziom kultury«), to dlaczego nie możemy zacząć z początku od zdobycia drogą rewolucyjną przesłanek dla tego określonego poziomu”,
lub wzmianki w dyktowanym 4 I 1923 r. ustępie artykułu „O kooperacji”, że w Rosji istnieje właściwie „wszystko, co jest niezbędne dla zbudowania wykończonego („połnogo«) społeczeństwa socjalistycznego”, odpowiedział postawieniem retorycznego pytania, czy jeśli „w ciągu najbliższych 5-10 lat istnienia ustroju sowieckiego w Rosji wciąż jeszcze nie nastąpi rewolucja na Zachodzie..., przez tych 5-10 lat kraj nasz ma się zajmować tłuczeniem wody w moździerzu, a nie organizacją gospodarki socjalistycznej?”, oraz publicznie wezwał wszystkich, komu brak wiary w siły klasy robotniczej, „kto się zmęczył, kogo przestraszają trudności, kto się w nich gubi”, by „ustąpili miejsca tym, kto zachował męstwo i zdecydowanie”. Nie wahając się publicznie przypomnieć fakt, że w październiku 1917 r. Kamieniew z Zinowiewem byli przeciwni obejmowaniu władzy w Rosji („pomiędzy niewiarą w Październik i nieuznawaniem socjalistycznych możliwości w naszym kraju zachodzi ścisły i bezpośredni związek”), Stalin pod koniec 1926 r. uzyskał jednomyślną zgodę XV konferencji partyjnej na oficjalne uznanie, że stanowisko Trockiego i jego „jedinomyszlennikow”, przeciwstawiające się „budowie socjalizmu” w Rosji, jest „socjaldemokratycznym odchyleniem” zasadniczo sprzecznym z „leninizmem”. Zgłoszona wówczas przez Stalina i jednogłośnie uchwalona przez konferencję bardzo obszerna rezolucja mówiła m.in.:
„Niektóre części naszej partii, co prawda nieliczne, przestraszywszy się trudności, odczuwają zmęczenie i wahania, ...zarażają się niewiarą w twórcze siły proletariatu i dochodzą do ideologii kapitulacji... Partia widzi trudności i ma możność ich pokonywania... Partia wychodzi z założenia, że nasza rewolucja jest rewolucją socjalistyczną, że Rewolucja Październikowa jest nie tylko sygnałem, popchnięciem i punktem wyjściowym socjalistycznej rewolucji na Zachodzie, lecz jest jednocześnie: 1) podstawą dla dalszego rozwoju rewolucji światowej i 2) otwiera okres przejściowy od kapitalizmu do socjalizmu w ZSSR (dyktatura proletariatu), w ciągu którego proletariat przy prawidłowej polityce w stosunku do włościaństwa może i będzie z powodzeniem rozbudowywać w pełni socjalistyczne społeczeństwo... Trockizm trzyma się zupełnie innych poglądów na charakter i perspektywy naszej rewolucji... wychodził i w dalszym ciągu wychodzi z założenia, że nasza rewolucja sama w sobie nie jest w istocie rzeczy socjalistyczna, że Rewolucja Październikowa jest tylko sygnałem, pchnięciem i punktem wyjściowym rewolucji socjalistycznej na Zachodzie, że jeśli nastąpi zwłoka rewolucji światowej..., to władza proletariatu w Rosji będzie musiała upaść lub wyrodzić się (co wychodzi na to samo) pod naciskiem nieuniknionych starć pomiędzy proletariatem i włościaństwem... Takie poglądy tow. Trockiego i jego zwolenników (jedinomyszlennikow)... nie mają nic wspólnego z poglądami naszej partii, z leninizmem..., takie poglądy..., osłabiając wolę sowieckiego proletariatu dalszej rozbudowy socjalizmu i przeszkadzając w ten sposób rozwiązywaniu sił międzynarodowej rewolucji, przeczą przez to samo zasadom prawdziwego internacjonalizmu... konferencja kwalifikuje podobne poglądy tow. Trockiego i jego zwolenników jako socjaldemokratyczne odchylenie w naszej partii...
»Nowa opozycja« (tt. Zinowiew i Kamieniew), która uprzednio walczyła przeciwko trockizmowi... przeszła na stronę ideowych pozycji trockizmu... i występuje obecnie w obronie trockizmu z taką samą żarliwością, z jaką uprzednio występowała przeciwko trockizmowi. Przejście »nowej opozycji« na stronę trockizmu zostało spowodowane... przez... zmęczenie, wahania, obce proletariatowi nastroje depresji... przy czym obecne wahania i nastrój klęski (porażenczestwo) tt. Kamieniewa i Zinowiewa powstały nie przypadkiem, lecz są powtórzeniem, recydywą tych wahań i nastroju depresji, jakie ci towarzysze wykazali przed 10 laty, w październiku 1917 r...”.
6.
Zepchnięcie na opozycyjny margines Zinowiewa i Kamieniewa w 1926 r. wciąż jeszcze nie wywołało w Rosji zmian bardziej zasadniczych. Ich miejsca w gronie rządzącym zajęli Bucharin i Rykow (formalny następca Lenina na stanowisku przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych), którzy, niechętnie ustosunkowując się do wszelkich prób wszczynania awantur zewnętrznych, pragnęli w możliwym spokoju nie tyle rozbudowywać, co odbudowywać zniszczoną przez wojny i rewolucję rosyjską ekonomikę. Zadowolenie mas ludności i możność jej „dążenia do szczęścia” w warunkach nowej ekonomicznej polityki („pokojowe wrastanie kułaka w socjalizm”) było jedną z niezbędnych po temu, ich zdaniem, przesłanek; stąd ich pomoc udzielana Stalinowi w walce z radykalnymi doktrynerami „lewicowymi” oraz rzucone przez Bucharina sowieckim włościanom hasło: „Bogaćcie się”. Taka polityka – ewolucyjna raczej niż rewolucyjna – nie odpowiadała jednak Stalinowi, który po ostatecznym zdruzgotaniu na XV zjeździe partyjnym w grudniu 1927 r. „lewicowych opozycjonistów” zdecydował we własnym imieniu podjąć ich program wewnętrzny dalszego „pogłębiania” i „rozszerzania” rewolucji w celu „zdobycia drogą rewolucyjną przesłanek” niezbędnych do przystąpienia w Rosji do budowy „pełnego socjalizmu”.Jeszcze w 1848 r. Engels uważał, że dla budowy ustroju socjalistycznego potrzebne jest przede wszystkim zdobycie przez proletariat „przewagi politycznej” i jej „wykorzystanie” w celu zespolenia „w rękach państwa wszystkich środków produkcji”, następnie zaś uczynienie tego samego w rolnictwie, które „własność prywatna ... powstrzymuje w rozwoju dzięki istnieniu drobnych prywatnych działek” (ob. wyż § 1). Tę myśl Engelsa podjął Lenin w jednym z ostatnich swoich artykułów „O kooperacji”, na którą dotąd „nie zwraca się u nas dostatecznie uwagi”:
„W istocie zaś – dyktował Lenin – uspółdzielczenie w dostatecznym stopniu szeroko i głęboko ludności rosyjskiej przy panowaniu NEP-u [podkr. moje – W. S.] jest tym właśnie (wsem), czego nam trzeba... W samej rzeczy, dysponowanie przez państwo wszystkimi ważniejszymi środkami produkcji, władza państwowa w rękach proletariatu, sojusz tego proletariatu z wielu milionami drobnych i najdrobniejszych włościan przy zapewnieniu przy tym kierownictwa przez proletariat w stosunku do włościaństwa itd., czyż nie jest to wszystko, czego potrzeba?”...
Następnie, po wspomnieniu raz jeszcze o kooperacji, następowało zdanie zacytowane później przez Stalina:
„Czyż nie jest to wszystko, co jest niezbędne dla zbudowania w pełni socjalistycznego społeczeństwa? Nie jest to jeszcze zbudowanie społeczeństwa socjalistycznego, lecz jest tym wszystkim, co jest konieczne i wystarczające dla jego zbudowania”.
W zasadzie wypowiedziany przez Engelsa pogląd, że istnienie karłowatych „drobnych prywatnych działek” jest (czy być może) czynnikiem hamującym w rolnictwie postęp techniczny i ekonomiczny, nie był bodaj kwestionowany przez nikogo. Argument ten był wysuwany zarówno przez ziemian, sprzeciwiających się reformie rolnej, jak i licznych marksistowskich teoretyków (m.in. „esdekapelowców”), niezadowolonych z dokonanego w 1917 r. w Rosji podziału gruntów i zniszczenia przez to wielu wysoce wydajnych warsztatów produkcji rolnej. Z sugestią Lenina, by władze sowieckie podjęły „szerokie i głębokie” uspółdzielczanie „ludności rosyjskiej”, godzili się całkowicie zarówno Bucharin, jak Rykow. Sięgnąwszy jednak „po rozum do głowy” i zaszczepiwszy sobie „zbawczą nieufność do pochopnego posuwania się naprzód”, chcieli to robić powoli i stopniowo, przekonywając włościan, że w ich własnym interesie („bogaćcie się!”) leży połączenie rozstrzelonych dotąd wysiłków i środków technicznych („pokojowe wrastanie w socjalizm”). W ich rozumieniu uwydatnione wyżej słowa Lenina, że uspółdzielczanie włościaństwa ma się odbywać „przy panowaniu NEP-u”, posiadały najbardziej istotne i decydujące znaczenie.
NEP jednak był wymuszonym przez obiektywne warunki ustępstwem, ceną za utrzymanie się przy władzy, i liczni w partii „lewicowcy” ustosunkowywali się do NEP-u bardzo krytycznie. Sam Lenin, aczkolwiek na X konferencji partyjnej w maju 1921 r. stwierdził kategorycznie, że polityka NEP-u ma być prowadzona „w serjoz i na dołgo”, niemniej stanowczo odmawiał określenia zarówno terminów („25 lat..., to, moim zdaniem, trochę pesymistycznie. Daj Boże żebyśmy obliczali na 5-10 lat, bo przecież zazwyczaj nie umiemy obliczać na 5 tygodni”), jak i granic nepowskiego „odwrotu”:
„Zadawane są i takie pytania: »Gdzie granica odwrotu?«... Cofać się będziemy dopóty, dopóki nie nauczymy się, nie przygotujemy do przejścia do trwałej (procznoj) ofensywy. Nic więcej na to odpowiedzieć nie można” – (na VIII moskiewskiej gubernialnej konferencji w październiku 1921 r.).
Czy w roku 1928, ósmym od proklamowania NEP-u i szóstym od zamilknięcia Lenina, nie spełniły się już wszystkie niezbyt wyraźnie zakreślone przez niego terminy? Czy nie nadszedł czas zakończenia odwrotu i przejścia do zdecydowanej i trwałej ofensywy? Pozytywnie na te pytania odpowiadali „lewicowi” opozycjoniści; powołując się na liczne w czasie dyskusji „nepowskiej” wypowiedzi Lenina w rodzaju:
„niezmiernie dla socjalistycznej rewolucji niebezpiecznemu »żywiołowi drobnoburżuazyjnemu« (melkoburżuaznaja stichija) w żadnym razie nie należy robić ustępstw szerszych, niż trzeba” (44/162),
dalsza o socjalizm „walka będzie jeszcze bardziej okrutna” (żestoka – 44/162), a wszelki w niej „sentymentalizm jest zbrodnią nie mniejszą niż dbanie wyłącznie o własną skórę (szkurniczestwo) w czasie wojny” (44/166-7),
,,gdy mówimy o dyktaturze, oznacza to stosowanie gwałtu” (nasilja – 43/318), przy którym ofiary i cierpienia (liszenja) należy „rozdzielać” (raspredelat’) nie według „zasady sprawiedliwości czy większości”, lecz „działać praktycznie: powinniśmy dokonywać rozdziału w taki sposób, aby zachować władzę proletariatu. To jest jedyna nasza zasada” (44/46),
wypowiadali się oni kategorycznie przeciwko „prawicowej” zasadzie, że uspółdzielczanie „ludności rosyjskiej” ma być dokonywane „przy panowaniu NEPu”, całkowicie dobrowolnie, powoli i stopniowo, przez „pokojowe wrastanie kułaka w socjalizm”.
Na tej właśnie zasadzie opierał się skrupulatnie opracowywany w ciągu kilku lat przez najwybitniejszych rosyjskich ekonomistów pierwszy Pięcioletni plan rozwoju gospodarstwa narodowego ZSSR. Przewidując w zasadzie możliwość zbudowania w ciągu lat 1928-1933 wyłącznymi siłami społeczeństwa sowieckiego, przy minimalnej pomocy zagranicznych kredytów, „fundamentów socjalistycznej ekonomiki”, plan ów stanowił organiczną całość, której poszczególne części, jak: plan finansowy, plan rozbudowy transportu, różnego rodzaju przemysłów, rolnictwa, budownictwa kulturalnego itp., pozostawały ze sobą w tak ścisłym związku, że zmiany w jednej części przekreślały realność całości. W dziedzinie rolnictwa zaś plan przewidywał:
„stworzenie potężnego masywu uspołecznionego rolnictwa i przygotowanie gruntu dla jeszcze szybszego tempa budownictwa socjalistycznego na wsi w następnym okresie”.
Konkretnie, jak to referował ówczesny przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych, Rykow, na XVI konferencji partyjnej w kwietniu 1929 r., „zrealizowanie pięcioletniego planu doprowadzić miało do uspółdzielczenia 20 milionów włościan”, co stanowiłoby około 20% całości i przy dużym wysiłku propagandowym mogło być osiągnięte bez stosowania przymusu oraz nie wywołując szczególnego wstrząsu całości sowieckiej gospodarki czy układu życia na wsi. Gdy jednak Stalin, po uwięzieniu lub zesłaniu większości dawnych opozycjonistów, zdecydował w znacznym stopniu zastosować w praktyce ich program, teoretyczne zasady planu pięcioletniego przestały być uważane za wiążące, zaś jego autorzy, po formalnym potępieniu przez XVI konferencję partyjną nowego „prawicowego odchylenia”, jako rzekomo jawnie skierowanego „ku obniżeniu tempa” rozbudowy socjalizmu w ZSSR, uznani za „wreditelej” i w końcu „zlikwidowani”. W skutkach pociągnęło to za sobą nowy, gwałtowny i bardzo zasadniczy „obrót” w całości warunków sowieckiego życia.
Odrzucając kilkakrotnie przypominane przez Bucharina w ciągu 1929 r. wskazówki Lenina o konieczności „sięgania po rozum do głowy”, Stalin zdecydował zakończyć okres nepowskiego odwrotu i przejść do ofensywy nie tylko zdecydowanej i trwałej, ale wręcz szalonej („beszenoj”), w której nie było miejsca na jakikolwiek „sentymentalizm” czy liczenie się z ilością ofiar i rozmiarami cierpień. Oficjalnie miała być ona skierowana przeciwko „kułakom”, których miała zlikwidować „jako klasę”; faktycznie przez „powszechną kolektywizację” objęła całe włościaństwo.
Nie licząc się z żadnym planem, na przedwiośniu 1930 dziesiątki tysięcy specjalnie zmobilizowanych przez partię i rząd ludzi, przy pomocy bezpośrednio zainteresowanej w rozgrabianiu gospodarstw „kułackich” biedoty wiejskiej oraz w oparciu o potęgę machiny państwowej, ruszyły na wieś, by „likwidować kułaków” i organizować kołchozy. W praktyce za „kułaka” był uznawany każdy, kto nie chciał dobrowolnie wstąpić do kołchozu i przekazać mu całego swego mienia. Taki „kułak” był na miejscu „likwidowany”, w wielu wypadkach dosłownie, a w każdym razie wraz z całą rodziną wysiedlany z gospodarstwa i wywożony przeważnie na daleką północ bądź to do „łagru”, bądź na tzw. wolną zsyłkę (głównie rodziny). Co gospodarniejsi chłopi rozpaczliwie się bronili, wyrzynali żywy inwentarz i uciekali ze swych gospodarstw do miast lub w odległe strony. Jednak siła „maszyny ucisku i wyzysku” była przemożna i ilość „dobrowolnie” tworzonych kołchozów rosła w szalonym tempie. Gdy pod koniec 1929 r. ilość skolektywizowanych gospodarstw w całym ZSSR niewiele przekraczała milion, na dzień 20 stycznia 1930 r. wzrosła do prawie czterech i pół milionów, na 1 lutego do przeszło ośmiu, i wreszcie na 1 marca osiągnęła 14 264 000 gospodarstw, czyli rodzin, to jest przeszło 70 milionów jednostek. Według obliczeń S. Masłowa, w ciągu ostatnich 40 dni przed 1 marca CODZIENNIE tworzono przeciętnie 1445 kołchozów, obejmujących około 1,5 miliona ha gruntów i 246 780 rodzin z 224 675 sztukami roboczego bydła. Ilość bydła zresztą szybko malała. Według oficjalnie ogłoszonych na XVI zjeździe partyjnym w czerwcu 1930 r. danych ogólna ilość żywego inwentarza spadła w stosunku do uprzedniego roku: bydła pociągowego o 20%, krów o 12,5%, owiec o 33%, świń o 40% i koni o 14%. A straty ludzkie? Tych oficjalnie nikt nie obliczył, według zaś obliczeń nieoficjalnych koszty powszechnej kolektywizacji w życiach ludzi wyniosły około 12 milionów.
Masowa rzeź zwierząt i potoki krwi ludzkiej, jakimi spłynęła wieś sowiecka na przedwiośniu 1930 r., była wstrząsem tak wielkim, że Stalin zdecydował stworzyć sobie alibi i zrzucić odpowiedzialność na innych. 2 marca 1930 r. pojawił się w „Prawdzie” artykuł z podpisem „J. Stalin”, zasadniczo sprzeczny z udzielanymi dotąd instrukcjami. Pod wymownym tytułem: „Zawrót głowy od powodzeń. Przyczynek do zagadnień ruchu kołchozowego” Stalin obłudnie pisał:
,,Nie można zakładać kołchozów siłą. Byłoby to głupio i reakcyjnie. Komu są potrzebne takie wypaczenia, takie urzędnicze dekretowanie ruchu kołchozowego, te niegodne groźby stosowane wobec chłopów? Nikomu, oprócz naszych wrogów...”
i zapowiadał w konkluzji, że zadaniem partii na najbliższą przyszłość będzie:
„podjąć zdecydowaną walkę z tymi niebezpiecznymi i szkodliwymi dla sprawy nastrojami i wypędzić je precz z partii”.
Artykuł wywołał sensację i chłopi, chwaląc „mądrego i dobrego Stalina”, zaczęli masowo „wypisywać się” z kołchozów: na 15 marca z przeszło 14 milionów rodzin pozostało w kołchozach niecałych 6. Formalnie nie stawiano im przeszkód, natomiast w praktyce, przy zwrocie wniesionego przy wstępowaniu do kołchozu majątku, inwentarza i ziemi, bywało rozmaicie. W ostatecznym rezultacie, w ówczesnej atmosferze oraz przy dużych ułatwieniach finansowych, technicznych i organizacyjnych dla kołchozów i utrudnieniach dla gospodarstw indywidualnych, utrzymanie się przy nich na dłuższą metę nie było możliwe. Tym bardziej, że na XVI zjeździe partyjnym w czerwcu 1930 r. Stalin, nic nie wspominając o niedawnym kryzysie lub jakiejkolwiek zmianie w polityce partii, kategorycznie oświadczył:
„Nie ma już powrotu do starego porządku. Kułactwo jest skazane na zagładę i zostanie zlikwidowane. Pozostaje tylko jedna droga, droga kołchozów... Metoda powszechnej kolektywizacji jest tą nieodzowną metodą, bez której wykonanie planu pięcioletniego jest niemożliwe... Nie można zrezygnować z tej metody, nie zdradzając komunizmu, nie zdradzając interesów klasy robotniczej i chłopstwa. Taki zdrowy ruch, jakim jest bez wątpienia ruch kołchozowy, tak czy owak swego dopnie, mimo wszystkiego, mimo poszczególnych przeszkód i trudności...”.
Przeprowadzenie w ciągu następnych paru lat powszechnej kolektywizacji w praktyce cofnęło chłopstwo niemal do stanu sprzed reformy uwłaszczeniowej 1861 r. Odtąd, utrzymując się głównie z maleńkich (od 1/4 ha do 1 ha) „działek przyzagrodowych”, z trudem zdobytych przy opracowywaniu „wzorowego statutu kołchozów”, kołchoźnicy zobowiązani byli do pracy na „pańskim”, na kołchozowych polach. Za pracę tę otrzymywali – jak to otwarcie stwierdzali w okresie „odwilży” pisarze sowieccy – „zera bez pałeczek”. „Kołchoźnicy zapomnieli, że za dni pracy się płaci... Od trzech lat nie dostali za nie ani grosza” – pisała Halina Nikołajewa w 1957 r. „Gdyby żyć tylko z tego, co za dni pracy, jedlibyśmy postne ziemniaki. Chwała Bogu ogród karmi... Z ogrodu żyjemy. Krowę, owieczki, kury hodujemy”, pisał S. Krużylin w 1956 r. W 1933 r. na zjeździe „kołchoźników-szturmowców (udarnikow)” Stalin solennie obiecywał:
„Przejdzie jeszcze rok-dwa, a nie znajdziecie ani jednego kołchoźnika bez krowy. Już my, bolszewicy, postaramy się, aby wszyscy kołchoźnicy mieli u nas krowy”.
Przeszły nie dwa czy trzy, lecz 20 lat, i na wrześniowym plenum KC w 1953 r. Chruszczow publicznie stwierdził, że liczba kołchoźników bez krów WZROSŁA do 45%, czyli prawie połowa kołchoźniczych rodzin nie miała krów. Za czasów pańszczyźnianych tego nie było; wówczas chłopska rodzina bez krowy należała do rzadkich wyjątków.
Podobnie jak pańszczyźniani chłopi, kołchoźnicy, nie otrzymawszy wprowadzonych od 1932 r. wewnętrznych paszportów, stali się faktycznie „glebae adscripti” i nie mogli kołchozów opuszczać bez specjalnego zezwolenia władz. Nędza w kołchozach wywoływana była zabieraniem całej niemal ich produkcji przez państwo; pierwszym „świętym” obowiązkiem wszystkich kołchozów po żniwach było dostarczenie całości wyznaczonych im z góry dostaw. Nie obywało się przy tym bez oszustwa: wysokość dostaw określana była „na oko”, na podstawie tzw. urodzaju „biologicznego”, w polu na pniu, co m.in. spowodowało straszliwy głód na Ukrainie, gdzie w latach 1931-32 bezlitośnie wyegzekwowano całość zbiorów, z ziarnem nasiennym łącznie. Po śmierci Stalina Chruszczow publicznie ujawnił rozmiary katastrofy sowieckiego rolnictwa, które dotąd nie może zaleczyć ran zadanych przed przeszło 35 laty.
7.
Podobnie jak w okresie pierwszej wojny domowej, komuniści mogli zwycięsko zakończyć powszechną kolektywizację i utrzymać się przy władzy tylko dzięki machinie państwowego przymusu. Lenin machinę tę teoretycznie potępił przed Październikiem oraz surowo krytykował w ostatnich wypowiedziach. Stalin liczył się z praktyczną krytyką Lenina, nie z jego teoretycznym stanowiskiem. Uważał, że jeśli machina działa nie „po naszemu”, wyrywa się z rąk czy zmierza nie tam, dokąd jest kierowana, to należy ją naprawić czy udoskonalić: zastąpić dawne „carskie” części nowymi „sowieckimi”, zwiększyć sprężystość przez wzmożenie dyscypliny itp., lecz w żadnym razie nie wyrzucać machiny na śmietnik ani odsyłać do muzeum. Nie równało się to wyraźnemu odrzuceniu rozwiniętej przez Engelsa i Lenina teorii „obumierania państwa”, lecz było nadaniem jej nowej, „dialektycznej” interpretacji. Wywołując powszechne zdumienie, Stalin na XVI zjeździe partyjnym w czerwcu 1930 r. oświadczył:„Stoimy na stanowisku obumierania państwa, a jednocześnie jesteśmy za wzmocnieniem dyktatury proletariatu, która jest najsilniejszą i najpotężniejszą władzą ze wszystkich istniejących dotąd władz państwowych. Najwyższy rozwój władzy państwowej dla przygotowania warunków do obumierania władzy państwowej – oto formuła marksistowska. Czy w tym jest »sprzeczność«? Tak, rzeczywiście jest »sprzeczność«, lecz sprzeczność życiowa, całkowicie odzwierciedlająca dialektykę marksistowską... Kto nie zrozumiał tej swoistości i »sprzeczności« naszego okresu przejściowego, kto nie zrozumiał tej dialektyki historycznych procesów, ten jest stracony dla marksizmu”.
Ostrzeżenie było wyraźne i wymowne: odtąd każdy, kto się sprzeciwiał zwiększaniu potęgi i siły sowieckiego państwa, był dla „marksizmu” (w interpretacji stalinowskiej) „stracony”, często w dosłownym znaczeniu. To stanowisko Stalina w pewnym stopniu odpowiadało marzeniom Lenina o doskonałości „giętkiej” i umiejącej „nadawać milionom ludzi jednolitą wolę” organizacji wojskowej (ob. wyżej § 3), było jednak znacznie bardziej radykalne. Dyktatury wojskowe znane były ludzkości od dawna, zaś – jak pisał Stalin w artykule w „Izwestjach” w styczniu 1933 r.:
„Na świecie nie ma i nigdy nie było tak potężnej i autorytatywnej władzy, jak nasza władza sowiecka”.
Władza „odkrytego” ostatecznie przez Stalina „państwa nowego typu”, którego moc i potęga nie znały żadnych granic, ani materialnych, ani moralnych; które było w stanie i mogło robić absolutnie WSZYSTKO, państwa TOTALITARNEGO.
Z tą nową stalinowską teorią państwa pozostawała w ścisłym związku inna jego teoria, sformułowana w tym samym mniej więcej czasie: o wciąż wzrastającym natężeniu walki klasowej. Marks, Engels czy Lenin nie wypowiadali się wyraźnie w tej sprawie; z ich wzmianek o konieczności „złamania” na początku rewolucji socjalistycznej oporu klasy kapitalistów i „wyrwania” z ich rąk wszystkich środków produkcji wnioskować było można, że opór raz „złamany” i pozbawiony materialnej podstawy stawać się musi coraz słabszy. Tak właśnie myślał Bucharin, mówiąc o „pokojowym wrastaniu” resztek klasy kapitalistycznej w socjalizm. Inaczej rozumował Stalin. Wychodził z założenia, że śmiertelnie zraniona bestia jest szczególnie niebezpieczna, i twierdził, że srodze dotknięty przez październikową rewolucję światowy kapitalizm uciekać się będzie przed swym ostatecznym zgonem do środków coraz bardziej radykalnych i perfidnych i że, wobec tego, w miarę sukcesów socjalizmu walka klasowa przybierać będzie coraz bardziej ostre i zaciekłe formy. Dla prowadzenia takiej walki, dla skutecznego przeciwdziałania „agentom kapitalizmu”, którzy używają wszelkiej broni i potrafią przeniknąć wszędzie, oraz dla ich radykalnego niszczenia możliwie najbardziej potężny i wszechmocny aparat państwowy był nie mniej potrzebny jak dla budowania socjalizmu czy komunizmu.
Jeszcze przed październikowym przewrotem Kiereński surowo krytykował Lenina za jego naiwną – jak sądził – wiarę w skuteczność terroru w stosunku do czołowych przedstawicieli burżuazji (zob. wyż. § 3). Po zdobyciu władzy Lenin nie wahał się przed zastosowaniem podobnych środków do coraz szerszych kół społeczeństwa: w jego pismach i wypowiedziach raz po raz spotykamy słowa: „aresztować”, „rozstrzelać” itp. Już po zasadniczej decyzji przejścia do NEP-u, w kwietniu 1921 r., Lenin pisał, że po światowej wojnie 1914-18:
„bez terroru nie można się obejść, wbrew zdaniu obłudników i deklamatorów (licemeram i frazeram). Albo białogwardyjski burżuazyjny terror amerykańskiego, angielskiego (Irlandia), włoskiego (faszyści), niemieckiego, węgierskiego i innych rodzajów, albo czerwony, proletariacki terror. Środek nie istnieje; niczego »trzeciego« nie ma i być nie może” (43/235),
i kategorycznie się wypowiadał za „troskliwym” (bereżliwo) „przechowywaniem w więzieniach” wszystkich niebolszewickich socjalistów.
O leninowskim terrorze jego były kolega z Rady Komisarzy Ludowych, pierwszy komisarz „justicji”, członek partii Socjal Rewolucjonistów, która propagowała i uprawiała terror indywidualny, I. N. Steinberg napisał i wydał w 1923 r. w Berlinie książkę pt. „Moralne oblicze rewolucji”. Rozpoczął ją zdaniem: „Nadszedł czas mówienia o wielkim grzechu naszej rewolucji”, po czym wysuwał tezę, że terror zawsze stosuje tylko mniejszość pragnąca utrzymać się przy władzy wbrew większości:
„Przy terrorze władza znajduje się w rękach mniejszości, oczywistej mniejszości, odczuwającej swoje osamotnienie i przerażonej tym osamotnieniem. Terror dlatego właśnie istnieje, że znajdująca się przy władzy i osamotniona mniejszość zalicza w poczet swych wrogów coraz to większą i większą ilość ludzi, grup i warstw. Każda rewolucja stwarza złowieszcze straszliwe widmo »wroga rewolucji«, na które mniej lub więcej słusznie zwalana jest odpowiedzialność za wszystkie błędy i wszystkie wywoływane przez rewolucję cierpienia. W okresach tryumfu i zwycięstw rewolucji widmo to nie wydaje się niebezpiecznym i zarysowuje się jedynie w oddali. Natomiast w okresach zachwiania się powodzenia rewolucji staje się ono bardziej realne, odczuwalne, wyrazistsze. Dopóki rewolucją kieruje oczywista większość, nie boi się ona tego widma i łatwo daje sobie z nim radę... Ów »wróg rewolucji«... wyrasta do rozmiarów zaiste olbrzymich, przesłania cały horyzont rewolucji wówczas, gdy przy władzy pozostaje mniejszość tchórzliwa, podejrzliwa, osamotniona. Owo pojęcie wówczas coraz bardziej się rozszerza i rozciąga, obejmując stopniowo cały kraj, całą ludność, i dochodzi w końcu do pojęcia: »wszyscy oprócz władzy« (i jej współpracowników)” (s. 19).
Przytoczony w dalszym ciągu książki obszerny materiał faktyczny z okresu terroru francuskiej rewolucji i leninowskiego uzasadniał tę tezę, bardzo zbliżoną do wypowiedzianego o przeszło 20 wieków wcześniej zdania Platona, że specyficzną cechą rządów Tyrana jest strach, strach poddanych przed tyranem i strach Tyrana przed poddanymi.
Stosowany z różnym stopniem napięcia w latach 1928-1953 terror stalinowski jakościowo nie różnił się od terroru starożytnych tyranów czy rewolucji francuskiej i leninowskiego, dzięki jednak bardziej udoskonalonemu i znacznie potężniejszemu aparatowi jego stosowania sięgał dużo głębiej i szerzej, pochłaniając nieporównanie więcej ofiar i rozciągając się kolejno na coraz to nowe grupy społeczne. Poza tępioną już radykalnie i za czasów Lenina arystokracją i burżuazją objął w ostatecznym rezultacie: zawodową inteligencję przedrewolucyjną – od 1928 r. (procesy szachtyński i „Prompartii”); włościaństwo – od 1930 r.; dawnych „zawodowych rewolucjonistów” – od 1934 r., i armię – od 1937 r., oraz rodziny i krewnych; robotników fabrycznych – od 1940 r. („proguły”); niektóre narodowości „mniejszościowe” – od 1944 r. (Polaków wcześniej); osoby pochodzenia żydowskiego – w latach 50. itd., czyli jak pisał Steinberg w 1923 r., stopniowo objął „cały kraj”, „całą ludność”, wszystkich z wyjątkiem samego Stalina, gdyż nawet członkowie jego rodziny (Alliłujewa) oraz najbliżsi współpracownicy i wykonawcy terrorystycznych zarządzeń (Jagoda, Jeżow itd.) stawali się również pośrednimi lub bezpośrednimi ofiarami terroru.
Skupiwszy w swoich rękach władzę o takim stopniu potęgi, jakiego „na świecie nie ma i nigdy nie było”, Stalin stosował ją nie tylko w dziedzinie fizycznej, lecz i psychicznej czy „moralnej”, i osiągał przy tym skutki, o jakich „nie śniło się filozofom”.
W połowie ubiegłego stulecia, za panowania Aleksandra II, kilku rosyjskich pisarzy stworzyło idealny typ tępego, reakcyjnego, pomikołajewskiego biurokraty-filozofa w osobie fikcyjnego „Kuźmy Prutkowa”, przypisując mu m.in. rzekome przygotowanie dla złożenia „naczalstwu” „Projektu wprowadzenia jednomyślności w Rosji”. W konkluzji „Projektu” Prutkow miał pisać:
„przyjmując pod uwagę:
z jednej strony konieczność – szczególnie w naszej rozleglej Ojczyźnie – ustalenia jednolitego punktu widzenia na wszystkie potrzeby społeczne oraz zarządzenia rządu, z drugiej zaś strony niemożliwość osiągnięcia tego celu bez udzielania (darowanja) poddanym miarodajnych wskazówek (nadeżnogo rukowodstwa) w sprawie kształtowania poglądów, nie będę ukrywał [...nie skroju – była to szczególnie dla owej epoki zabawna parodia urzędowego stylu, w którym miał lubować się Prutkow – przyp. W. S.], iż najbardziej celowym po temu środkiem byłoby założenie oficjalnego wydawnictwa periodycznego, które wskazywałoby miarodajne poglądy (rukowoditelnyje wzglądy) w każdej sprawie. Taki organ rządowy, poparty w odpowiednim stopniu przez policyjne i administracyjne współdziałanie władz, stałby się dla opinii publicznej niezbędną (nadeżnuju) gwiazdą przewodnią, morską latarnią, drogowskazem. Zgubna skłonność ludzkiego umysłu do roztrząsania wszystkiego, co się dzieje na kuli ziemskiej, zostałaby okiełznana i skierowana ku służbie wyłącznie wyżej wskazanym celom. Byłby wytwarzany jeden panujący pogląd na wszystkie wydarzenia i zagadnienia (woprosy). Można by nawet było przeciwdziałać rozwijaniu się skłonności do podnoszenia »zagadnień« w sprawach życia społecznego i politycznego, ku czemu bowiem to prowadzi? Prawdziwy patriota powinien być wrogiem wszelkiego rodzaju tzw. »zagadnień«”.
W uzupełniających główny „Projekt” wnioskach Prutkow miał również zalecać, aby:
1) „Nakazać wszystkim redaktorom prywatnych organów prasowych przedrukowywanie miarodajnych (rukowodiaszczdje) artykułów z organu oficjalnego przy zezwoleniu jedynie na ich powtarzanie i rozwijanie”;
2) „Zobowiązać kierowników wszystkich działów administracji, by starannie prowadzili i systematycznie przesyłali do jednej centralnej instytucji spisy wszystkich osób pracujących pod ich kierownictwem, ze wskazaniem przy każdym nazwisku: jakie otrzymuje gazety i czasopisma. Osób nie otrzymujących oficjalnego organu oraz nie sprzyjających dobroczynnym wskazówkom władzy w żadnym razie nie awansować oraz nie udzielać im jakichkolwiek gratyfikacji czy delegacji”.
To, co za czasów Aleksandra II wydawało się jego poddanym szczytem absurdu, zostało z nadwyżką zrealizowane w niecałe 100 lat później: „miarodajne” artykuły „Prawdy” czy „Izwestij” były nie tylko z reguły przedrukowywane przez wszystkie pisma w ZSSR, lecz również faktycznie wykreślały poglądy na co dzień wszystkich jego mieszkańców, hermetycznie odizolowanych od reszty świata. Zgubna skłonność ludzkiego umysłu do samodzielnego roztrząsania wypadków na kuli ziemskiej została przez to w pełni „okiełznana” i skierowana ku wyłącznej służbie określonym z góry celom. „Jednomyślność w Rosji” została oficjalnie osiągnięta: jej mieszkańcy nie mogli mieć wątpliwości w żadnej sprawie i żadnych „zagadnień” publicznie nie podnosili.
W dziedzinie psychiczno-moralnej koszty długoletniego terroru były równie nieobliczalne i równie wielkie jak w dziedzinie fizycznej: wśród mas ludności rozpowszechnił i zakorzenił „double thinking”, „ketman” i inne ciężkie i chroniczne schorzenia natury psychicznej, dzięki którym „ludzie sowieccy” zaczęli w pewnym stopniu się różnić od innych gatunków „homo sapiens”.
„ZSSR – pisał w końcu lat 30. Borys Suwarin, były członek prezydium Komitetu Wykonawczego Komunistycznej Międzynarodówki – jest to kraj kłamstwa, kłamstwa absolutnego, kłamstwa integralnego... Bolszewizm zaczął się od abstrakcji, istniał wśród fikcji, zakończył się oszustwem i kłamstwem”.
Mnogie miliony ludzi, których najbliżsi zostali „zlikwidowani” w czasie kolejnej czystki lub dogorywali w łagrach, zaś oni sami za coraz bardziej ciężką i wyczerpującą pracę otrzymywali „zera bez pałeczek”, potulnie wysłuchiwali – czy nawet potakiwali – twierdzeniom Stalina, że nie zdobyty majątek czy dobytek, lecz wysiłek pracy jest w Rosji „dełom czesti, dełom sławy” i że życie stało się tam „lepsze i weselsze”; co gorzej, wielu z nich następnie szczerze opłakiwało „bogupodobnego wodza i nauczyciela” po jego śmierci.
Stwarzając i w pełni wykorzystując nowe, „nieznane dotąd światu” sposoby i środki panowania nad ludźmi, Stalin nie gardził i bardziej klasycznymi: zasadą bodźców materialnych oraz maksymą „divide et impera”. Wysunięty w 1917 r. przez Lenina postulat, by w sowieckim ustroju wszyscy „pracowali jednakowo i by płace były równe”, Stalin stanowczo potępił w styczniu 1934 r. na XVII zjeździe partyjnym, mówiąc:
„Każdy leninowiec, jeżeli tylko jest prawdziwym leninowcem, wie, że zrównanie w dziedzinie potrzeb i życia osobistego jest reakcyjną niedorzecznością drobnomieszczańską, godną jakiejś pierwotnej sekty ascetów, a nie społeczeństwa socjalistycznego, zorganizowanego po marksistowsku”.
Odtąd dawny ideał powszechnej równości został zastąpiony przez nowy „kurs” na powszechne zróżniczkowanie, zarówno materialne, jak formalne. We wszystkich dziedzinach zostały wprowadzone oficjalne stopnie, rangi i tytuły oraz różnorodne odznaczenia, uprawniające do różnych przywilejów. Zaczęto otwarcie mówić o nowej arystokracji – sowieckich „znatnych” ludziach. Oficjalnie byli nimi przede wszystkim tzw. stachanowcy, którzy przy publicznie nieujawnianej pomocy administracji osiągali w pracy na akord niezwykle wysokie wyniki i przez to powodowali ciągłe podnoszenie powszechnie obowiązujących norm pracy. Jako „naganiacze” byli oni znienawidzeni przez masy robotnicze, otrzymujące grosze wobec ich imponujących zarobków.
Przy faktycznej ogromnej rozpiętości zarobków „przeciętna płaca robotników i urzędników”, która według oficjalnej statystyki miała ciągle wzrastać, stała się zupełną fikcją. Nominalny wzrost płac był zresztą przekreślany przez stałą inflację oraz zupełnie nieokreśloną wartość sowieckiego rubla. Według obliczeń niezależnych ekonomistów (Prokopowicz i Jasnyj) realne zarobki przeciętnego robotnika w okresie I pięciolatki były niższe od przedrewolucyjnych i do wybuchu wojny z Niemcami nie osiągnęły poziomu z okresu NEP-u. Podczas wojny realne zarobki znów katastrofalnie spadły i w 1955 r. nie dochodziły do wysokości wypłacanych na Zachodzie zasiłków dla bezrobotnych. Pomimo późniejszego wzrostu realne zarobki robotników w ZSSR pozostają wciąż daleko w tyle za zarobkami analogicznych kategorii robotników w uprzemysłowionych krajach zachodnich.
Niskie zarobki, okropne warunki mieszkaniowe oraz trudności z aprowizacją powodowały w ZSSR ogromną płynność załóg robotniczych, wciąż usiłujących znaleźć znośniejsze warunki życia i pracy. Ukróciło to sowieckie ustawodawstwo: wprowadzone w 1932 r. paszporty wewnętrzne oraz utrudnienia przy meldowaniu się w nowych miejscach zamieszkania i obowiązkowe od 1938 r. „książeczki pracy”, do których administracja wpisywała swoje uwagi o danym robotniku. Wreszcie „ukaz” z 26 czerwca 1940 r. nie tylko przedłużył obowiązujące dzień i tydzień pracy, lecz nadto zakazał samowolnego porzucania pracy (a pozwolił na przenoszenie robotników bez ich zgody) oraz zagroził karą „łagru” zarówno za nieusprawiedliwione niestawienie się do pracy, jak przyjście w stanie nietrzeźwym lub spóźnienie o więcej niż 20 minut (oraz za kilkakrotne krótsze spóźnienia). W takich warunkach jak za stalinowskiej „dyktatury proletariatu” robotnicy rosyjscy nie pracowali za czasów carskich, nie mówiąc już o okresie po rewolucji marcowej 1917 r., który, pomimo pewnych ulg uzyskanych po śmierci Stalina, stanowi wciąż dla nich miniony ideał.
Od czasu proklamowania „kursu na powszechne zróżniczkowanie” ogólny poziom materialnego życia mas włościańskich i robotniczych ulegał znacznemu obniżeniu, zaś jego znaczne podniesienie było wciąż tylko solennie obiecywane i odkładane na mniej lub więcej dokładnie określaną przyszłość; niektóre jednostki mogły jednak to osiągać już natychmiast. Teoretycznym uzasadnieniem zaliczenia do korzystających z natychmiastowych przywilejów materialnych i formalnych były zasługi oraz stopień użyteczności społecznej poszczególnych jednostek: na tej właśnie podstawie „stachanowcy” zaliczani byli w poczet sowieckiej arystokracji, stawali się „znatnymi” ludźmi.
Znacznie jednak trwalszymi od stachanowskich były zasługi i użyteczność zdolnych organizatorów i kierowników produkcji oraz „aparatu”, który rozbudowę i funkcjonowanie tej produkcji umożliwiał. Ponieważ zaś według artykułu 126 sowieckiej konstytucji partia stanowiła centralny „ośrodek kierowniczy” – „mózg, serce i sumienie” całości – jej zasługi i użyteczność musiały być uważane za przemożne. Wniosek jednak, że wszyscy członkowie partii korzystali z jednakowych przywilejów, byłby nieco pochopny. „Kurs na zróżniczkowanie” obowiązywał tam również i aczkolwiek uprzywilejowane jednostki z reguły stawały się członkami partii, nie wszyscy członkowie partii byli jednakowo uprzywilejowani.
Milovan Dżilas, z którego nazwiskiem związała się teoria „nowej klasy”, podkreślał, że nie była to formacja identyczna z partią:
„Partia jest jednakże jądrem nowej klasy i zarazem jej podstawą. Jest rzeczą bardzo trudną, prawie niemożliwą, określenie jak daleko sięga nowa klasa w społeczeństwie oraz dokładne zdefiniowanie, co odróżnia członków nowej klasy od innych obywateli. Można jednak powiedzieć, że nowa klasa składa się z tych osób, które, biorąc udział w monopolu administrowania całością życia społecznego, zażywają na skutek tego wyłącznie dla nich zastrzeżonych korzyści ekonomicznych i przywilejów politycznych”.
Teoretycznie uzasadniane zasługami i użytecznością poszczególnych jednostek korzyści ekonomiczne z natury rzeczy obejmowały również członków ich rodzin, których zasługi i użyteczność były często więcej niż wątpliwe. Pomijając już głośnego w swoim czasie w całej Moskwie, jeśli nie świecie, z orgii pijackich Wasyla Stalina, wielu innych potomków zasłużonych i użytecznych partyjnych czy sowieckich dygnitarzy uzyskało duży pod tym względem rozgłos i przez pewien czas było potocznie określanych niezbyt pochlebnym mianem „pleśń”. W artykule pod takim tytułem „Konsomołskaja Prawda” z 19 listopada 1953 r. opisała historię morderstwa dokonanego przez moskiewskich „złotych młodzieńców”, syna profesora i członka Akademii Nauk Perederija, syna pułkownika Pniewa i innych, o których gazeta pisała, iż przyzwyczaili się, że:
„wystarczy zapragnąć czegoś, a wszystko się zjawia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki... Wspomniał raz o samochodzie i wkrótce stał przed domem nowiuteńki »Moskwicz«. Ojcowska »Pobieda« również była w jego całkowitej dyspozycji... Gdy młodzieniec wstąpił na uniwersytet, ojciec zaczął mu dawać 1000 rubli »kieszonkowego« miesięcznie. Na »kieszonkowe« szło również jego stypendium, a na wypoczynek i rozrywkę była mu dana podmiejska willa”.
Zjawisko musiało być dość powszechne, skoro słowo „pleśń” weszło do potocznego języka, moskiewski „Krokodił” umieścił szereg karykatur i dowcipów na ten temat, zaś inne gazety podawały mniej lub więcej analogiczne wypadki z Moskwy i prowincji. W prawie trzy lata później „Komsomołskaja Prawda” 15 sierpnia 1956 r. wydrukowała nowy artykuł: „Jeszcze raz o pleśni”. Tym razem dotyczył on synów dwóch sowieckich ministrów: handlu zagranicznego Kabanowa i budowy maszyn przemysłu ciężkiego Pietuchowa, obu członków KC partii, oraz córek: generała i wykładowcy w Akademii Wojskowej Kuzniecowa, wyższego oficera bezpieczeństwa Maksimowa, i pułkownika lotnictwa Andrejewa. M.in. gazeta przytaczała słowa Kuzniecówny: „Tatuś przynosił do domu dużo pieniędzy, a ile, to ja doprawdy nie wiem”, oraz opisywała wesołe zabawy „ministrowiczów” z generałówną i pułkownikównymi w moskiewskich restauracjach i zamiejskiej willi „ojca-ministra” oraz ich rozrywkową podróż „własnym samochodem” po trasie: Moskwa-Leningrad-Psków-Smoleńsk-Moskwa.
Pleśń była typowym objawem zgnilizny, jaka musiała mieć miejsce w środowisku produkującym ową „złotą młodzież”. Aczkolwiek oficjalna prasa sowiecka tego wyraźnie nie stwierdzała, wiadomości o tym raz po raz przedostawały się do publicznej opinii. Tak m.in. znanym się stał powód ostatecznego zniknięcia ze sceny oficjalnej Georgia Federowicza Aleksandrowa, redaktora głośnego w swoim czasie III tomu „Historii filozofii”. Okazało się, że ów wychowawca sowieckiej młodzieży i społeczeństwa, długoletni kierownik wydziału propagandy i agitacji KC partii oraz dyrektor Instytutu Filozofii systematycznie co tydzień urządzał w swojej podmiejskiej willi orgie, przenosił ten obyczaj na prowincję oraz szczycił się posiadaniem wyjątkowo bogatej kolekcji pornograficznych rysunków i fotografii, które przechowywał w swojej prywatnej bibliotece w ozdobnych futerałach ze złoconymi napisami „Marks”, „Lenin” itp. na grzbietach.
W sumie po kilkudziesięciu latach ustroju sowieckiego w Rosji było tam niemało ludzi, którzy w warunkach powszechnego wyzysku i ucisku czuli się jak szczupaki w jeziorze. Otwarcie pisała o nich w okresie „odwilży” prasa sowiecka, mówiąc, że sami niewiele lub wcale nie pracując, budują wspaniałe wille, mają piękne samochody, „słodko jedzą i słodko piją, uwodzą piękne kobiety i jeżdżą na wyścigi” („Prawda” z 15 VI 1956 r.) oraz mają kieszenie pełne „szeleszczących banknotów na dziesiątki tysięcy rubli” („Prawda” z 1 VIII 1958 r.).
To byli właśnie członkowie „nowej klasy”, o której mówił Dżilas, oraz ich rodziny. Klasy, która kieruje i w pełni wykorzystuje możliwości stwarzane przez „maszynę ucisku i wyzysku” i w której bezpośrednim interesie leży, aby ta maszyna była możliwie najbardziej silna i potężna. A to, w jakim kierunku maszyna podąża, było im właściwie obojętne.
Liczni początkowo dawni carscy urzędnicy znikli z biegiem lat z aparatu partyjnego, państwowego i gospodarczego i zostali zastąpieni przez nowych, „sowieckich”. Do ich doboru Stalin przywiązywał dużą wagę, w myśl głoszonego w swoim czasie hasła: „Kadry decydują o wszystkim”. Kryteria przy doborze były z natury rzeczy odmienne niż przy doborze „zawodowych rewolucjonistów” przed rewolucją. Obecnie nie chodziło o gotowość do poświęceń i osobistą odwagę ani też o talent do pociągania za sobą mas, lecz o zdolność trwałego nimi kierowania i podporządkowywania, o zdolności organizacyjne na wielką skalę, inteligencję oraz nabywane z czasem doświadczenie; jedynie wymagania bezwzględnej karności i posłuszeństwa wszystkim otrzymywanym z góry rozkazom pozostawały bez zmiany.
Jeśli chodzi o dawnych „zawodowych rewolucjonistów”, rekrutujących się przeważnie spośród inteligencji lub robotników, którzy przestawali pracować fizycznie, to jeszcze w końcu ubiegłego stulecia została zakwestionowana ich szczerość wypowiadania się po stronie robotników i całkowita z nimi solidarność. W szczególności Wacław Machajski, kolega Żeromskiego z kieleckiego gimnazjum i ponoć prototyp Andrzeja Radka z „Syzyfowych prac”, przebywając w latach 1890-tych na syberyjskim zesłaniu, wystąpił z radykalną tezą o zasadniczej sprzeczności interesów pracowników fizycznych, bezpośrednich wytwórców dóbr materialnych, a inteligentów, których pracę tzw. umysłową uważał za całkowicie jałową. Referaty i opracowania Machajskiego, wydane w 1905 r. – po rosyjsku – drukiem w Szwajcarii, od 1898 r. kursowały wśród więźniów i zesłańców rosyjskich w hektograficznych odbitkach lub odręcznych odpisach, wywołując duże zainteresowanie i zażarte dyskusje i spory. We „Wspomnieniach socjaldemokraty” P. A. Garwi (Bronsztejn) opisał m.in. spotkanie i dyskusje z Machajskim w centralnym więzieniu przesyłkowym pod Irkuckiem na wiosnę 1903 r.:
„Socjaldemokracja to największe oszustwo w stosunku do proletariatu – grzmiał Machajski. – To najbardziej przemyślny podstęp burżuazji... Kim są przywódcy tzw. robotniczych partii? Ludźmi pracy fizycznej? Dudki. Są to prawie wyłącznie pracownicy umysłowi, inteligenci, synowie tejże samej burżuazji, tylko bardziej rozumni i sprytni niż ich ojcowie-kapitaliści. Synkowie ratują ustrój burżuazyjny nie przy pomocy brutalnej siły, wywołującej jedynie protest i opór, lecz przez społeczne oszustwo.
– Ale przecież socjaldemokracja ma na celu obalenie panowania burżuazji, rewolucję społeczną, zastąpienie kapitalizmu przez socjalizm.
– A czymże to jest ten wasz socjalizm? Cóż, nie będzie kapitalistów, a na ich miejscu zasiądą pracownicy umysłowi, organizatorzy produkcji, inżynierowie, technicy, ludzie wolnych zawodów, i do ich kieszeni popłynie wartość dodatkowa, oni będą panowali w waszym społeczeństwie socjalistycznym, oni się staną nową klasą rządzącą” (str. 292-93).
Przez dłuższy czas koncepcje Machajskiego nie były traktowane poważnie i, podawane przez jego przeciwników w formie karykaturalnej: „Dołoj gramotnyje”, przeważnie złośliwie wyszydzane. „Machajszczina” jednak przetrwała do czasów sowieckich, kiedy zaczęła sobie zdobywać nowych licznych zwolenników, świadczy o tym fakt, że „Prawda” dwukrotnie, w 1926 r. (nr 50 z 2 III) i w 1938 r. (nr 318 z 18 XI), zmuszona była poświęcać raz ćwierć i raz pół swojej obszernej strony dla jej zwalczania (po raz drugi w odpowiedzi na „bardzo liczne” listy do redakcji). Również na Zachodzie, a w szczególności w Stanach Zjednoczonych, gdzie przebywa jeden z jego dawnych uczniów Maks Nacht-Nomad, Machajski w ostatnich latach został „odkryty” jako jeden z prekursorów współczesnych krytyków sowieckiej biurokracji.
9.
Na wiosnę 1957 r. warszawskie „Po prostu” wydrukowało kilka uroczych „przypowieści chińskich”. Była wśród nich historia o mknącym szybko pojeździe zaprzężonym w rącze konie. Na skierowane do podróżnego pytania, dokąd tak spieszy, wymieniał nazwę kraju leżącego w kierunku akurat odwrotnym. Gdy zwracano mu na to uwagę, odpowiadał: „To nic, mam wspaniałe konie i doskonałego woźnicę, dojadę”, i, nie zmieniając kierunku, polecał zacinać konie.Historia ta dotyczyła Stalina. Uważając, że w Rosji ma „wszystko, co jest niezbędne dla zbudowania społeczeństwa w pełni socjalistycznego”, łącznie z niezbędnym, jego zdaniem, dla osiągnięcia tego celu potężnym aparatem przymusu, Stalin wciąż przyspieszał tempo pracy „maszyny” czy też zacinał „konie”. Nie warunki obiektywne, lecz „chęć szczera” decydować miała, jego zdaniem, o wszystkim. Gdy wyczerpane pierwszym szalonym zrywem społeczeństwo upominało się o chwilę wytchnienia, 4 lutego 1931 r. Stalin publicznie oświadczył:
„Nauka, techniczne doświadczenie, wiadomości – wszystko to można zdobyć (deło nażiwnoje). Dzisiaj ich nie ma, a jutro będą. Najważniejsze polega na tym, aby mieć namiętną (strastnoje) bolszewicką chęć opanowania techniki... Przy namiętnej chęci wszystko można osiągnąć i wszystko pokonać.
Niekiedy jest zadawane pytanie, czy nie można nieco zwolnić tempa... Nie, towarzysze, nie można. Nie można obniżać tempa! Odwrotnie, w miarę sił i możności należy je zwiększać”.
W dalszym ciągu tegoż przemówienia gruziński bolszewik dość niespodziewanie odwoływał się do rosyjskiego patriotyzmu i dumy narodowej:
„Powstrzymać tempo to znaczy pozostać w tyle. Pozostający w tyle są bici. My nie chcemy się znaleźć w sytuacji bitych. Nie, nie chcemy. Historia dawnej Rosji polegała między innymi na tym, że za zacofanie stale ją bito. Bili mongolscy chanowie. Bili tureccy bekowie. Bili szwedzcy feudałowie. Bili polsko-litewscy panowie. Bili anglo-francuscy kapitaliści. Bili japońscy baronowie. Bili wszyscy – za zacofanie... Takie już jest prawo wyzyskiwaczy, aby bić zacofanych i słabych. Wilcze prawo kapitalizmu. Pozostajesz w tyle, jesteś słaby, to znaczy, że nie masz racji, a więc można cię bić i niewolić. Jesteś potężny – to znaczy masz rację, a więc należy się ciebie strzec... Czy chcecie, aby nasza socjalistyczna ojczyzna została pobita i utraciła swą niepodległość? Jeśli tego nie chcecie, musicie w najkrótszym czasie zlikwidować jej zacofanie i rozwinąć naprawdę bolszewickie tempo budowy jej socjalistycznej gospodarki. Innej drogi nie ma... Pozostaliśmy w tyle w stosunku do przodujących krajów o lat 50-100. Musimy tę odległość pokonać w dziesięć lat. Albo to uczynimy, albo nas zetrą (somnut)”.
Czy jednak kierunek na doścignięcie i prześcignięcie w potędze imperialistycznych „krajów przodujących” pokrywał się z kierunkiem ku socjalizmowi i pełnemu komunizmowi? Stalin nie zaprzątał sobie głowy takim pytaniem, na wysuwane zaś wątpliwości odpowiadał poleceniem „zacinania koni”.
W popularnej literaturze marksistowskiej dominowała opinia, że w myśl odkrytych przez Marksa i Engelsa ogólnych praw społecznego rozwoju, historia całej ludzkości, wszystkich jej licznych odłamów i rozgałęzień, przebiegała mniej więcej jednakowo poprzez następujące kolejno po sobie etapy: komunizmu pierwotnego, ustroju niewolniczego, pańszczyźniano-feudalnego i kapitalistycznego, i zmierzała ku socjalizmowi i komunizmowi. Przechodzenie z jednego ustroju w następny odbywać się miało niejako mechanicznie: stawało się obiektywnie nieuniknioną koniecznością z chwilą, gdy w łonie ustroju poprzedzającego rozwijały się i dojrzewały elementy specyficzne dla ustroju z kolei następnego. Ustrój kapitalistyczny ukształtował się w skutku powstania wolnego rynku, na którym wytwarzane uprzednio na indywidualne tylko zlecenia dobra stały się anonimowym towarem, sprzedawanym za ustalaną na „wolnym” rynku cenę; zastąpienie anarchii wolnego rynku przez racjonalnie zaplanowaną i zorganizowaną produkcję wszystkich potrzebnych społeczeństwu dóbr (nie-„towarów”!) i takiż ich rozdział potrzebującym musiały niejako automatycznie spowodować wyłonienie się z dawnego kapitalistycznego – nowego socjalistycznego ustroju.
W okresie „planów pięcioletnich”, po skoncentrowaniu w rękach państwa wszystkich środków produkcji zarówno przemysłowej, jak rolnej, w ZSSR rozpocząć się miała „gospodarka planowa”: racjonalna i planowa produkcja wszelkiego rodzaju dóbr oraz racjonalny (każdemu według jego zasług i społecznej użyteczności) i planowy (w zależności od posiadanych zapasów) ich rozdział. Czy przez to już osiągnięto socjalizm?
Zdaniem Stalina i jego współpracowników: tak. Z chwilą, gdy NEP został ostatecznie zlikwidowany, powszechna kolektywizacja przeprowadzona, resztki kapitalizmu z życia ekonomicznego usunięte i całość gospodarki – zarówno produkcji, jak rozdziału – objęta jednolitym planem państwowym, budowa ustroju socjalistycznego została w ZSSR „zakończona”. W listopadzie 1936 r., referując na VIII zjeździe Sowietów projekt nowej konstytucji, Stalin zaopatrzył jeszcze to twierdzenie w ograniczające je słowo „w zasadzie” (w osnownom); następnie jednak, w marcu 1939 r., po referatach Stalina i Mołotowa XVIII zjazd partyjny jednomyślnie stwierdził, że budowa socjalizmu w ZSSR została w pełni zakończona i oficjalnie proklamował przejście do następnej, wyższej fazy – budowy pełnego komunizmu. Po wojnie, w październiku 1952 r., XIX zjazd partyjny stanowisko to raz jeszcze całkowicie potwierdził.
Pomimo tych oficjalnych uchwał o zrealizowaniu w ZSSR „pełni socjalizmu” istniejąca tam „rzeczywista rzeczywistość” wywoływała pewne co do tego wątpliwości, daleka bowiem była od tego, co przez socjalizm dotąd powszechnie sobie wyobrażano. Gdy zaś za przykładem sowieckiej Rosji również i faszystowskie Włochy oraz hitlerowskie Niemcy weszły na drogę racjonalizacji i planowania całości swoich gospodarstw, wśród teoretyków marksistowskich powstawać zaczęły wątpliwości co do słuszności powszechnie dotąd przyjmowanej opinii o nieuniknionym automatycznym przekształcaniu się kapitalizmu w socjalizm w miarę ograniczania czy nawet całkowitego usunięcia „anarchii wolnego rynku” i wprowadzania racjonalno-planowej organizacji całości społecznej gospodarki. W szczególności z zastrzeżeniami przeciwko takiemu „optymistycznemu determinizmowi” wystąpił Rudolf Hilferding, jeden z najgłębszych teoretyków marksizmu w Europie i praktyczny niemiecki polityk socjaldemokratyczny. Jeszcze w 1910 r. w podstawowym dziele „Kapitał finansowy” Hilferding nie wykluczał, że kapitalizm byłby w stanie dojść do całkowitego przezwyciężenia wolnorynkowej anarchii i racjonalnej organizacji całości społecznej produkcji przez stworzenie „wszystko-obejmującego kartelu”:
„kartel taki – pisał – kierujący całością produkcji i zapobiegający możliwości powstawania kryzysów ekonomicznie byłby do pomyślenia, aczkolwiek społecznie i politycznie powstanie takiej sytuacji nie wydaje się możliwe”.
Następnie, tułając się po Europie po dojściu Hitlera do władzy, Hilferding zaczął stopniowo dochodzić do wniosku, że specyficzną cechą ustroju socjalistycznego jest nie przezwyciężenie anarchii rynkowej i racjonalno-planowa organizacja gospodarki, lecz przezwyciężenie (usunięcie) wyzysku klasy pracującej. Dopóki bezpośredni wytwórca wbrew swej woli jest w taki lub inny sposób pozbawiony części wytwarzanych przez niego dóbr, nie można mówić o socjalizmie. Istotny przy tym jest fakt odebrania, a nie osoba, na rzecz której, ani forma, w jakiej owa część wytworzonych dóbr zostaje wytwórcom odebrana. Ustrój, w którym nie będzie mechanizmów ani „wolnego rynku”, ani „wolnego najmu”, i gdzie, po racjonalnym i planowym zorganizowaniu całości społecznej gospodarki, jedyną funkcją cen i płac stanie się tylko odpowiedni rozdział dóbr, przestanie być wprawdzie kapitalistycznym, ale nie stanie się socjalistycznym, dopóki będzie mieć miejsce pozbawianie wytwórców wbrew ich woli części ich wytworów. Ponieważ zaś każde zorganizowane społeczeństwo musi przeznaczać pewną część społecznej produkcji na potrzeby ogólne, w ustroju socjalistycznym wytwórcy muszą na to wyrażać w sposób niedwuznaczny swą zgodę i w sposób demokratyczny ustalać wysokość owej części. Jeśli zaś rozmiary tej części nie będą ustalane przez samych wytwórców, a będzie ona im zabierana bez ich zgody, ustrój oparty na centralnie, racjonalnie i planowo zorganizowanej gospodarce nie będzie socjalistycznym, lecz jakimś innym: zlikwidowany przez Gestapo w styczniu 1941 r. Hilferding w ostatnim, napisanym w 1940, artykule nazywał taki ustrój, w którym dyktatorska władza państwowa dowolnie dysponuje całością wytwarzanych w społeczeństwie dóbr i według swego uznania wydziela pewną ich część do rozdziału pomiędzy bezpośrednich wytwórców – „totalitarną gospodarką państwową”.
Szukając analogii historycznych do tego typu gospodarki, Hilferding pisał, że „najprędzej można je znaleźć w epoce późnego Imperium (rzymskiego), w epoce panowania pretorianów i ich imperatorów”. Inni marksistowscy teoretycy, podzielający w zasadzie opinie Hilferdinga, szukali analogii i genezy totalitarnej gospodarki państwowej gdzie indziej i znacznie wcześniej. Ich punktem wyjścia był fakt, że wyliczając historycznie znane ustroje gospodarcze pomiędzy pierwotnym komunizmem a przyszłym socjalizmem i komunizmem, Marks wymieniał ich nie trzy, lecz cztery. Ten czwarty – a raczej w kolejności historycznej i w wyliczeniu przez Marksa pierwszy – tzw. ustrój azjatycki nie został przez niego bardziej szczegółowo zanalizowany i na skutek tego „zapomniany” i z reguły pomijany przez późniejszych popularyzatorów. M.in. Stalin, przytaczając w osławionym rozdziale „O dialektycznym i historycznym materializmie”, „historyczną” przedmowę Marksa do wydanej w 1859 r. „Krytyki politycznej ekonomii”, urywał cytatę przed zdaniem:
„W ogólnym zarysie, azjatycki [uwypuklenie moje – W. S.], antyczny, feudalny i współczesny, burżuazyjny, sposoby produkcji można określać jako epoki postępowe ekonomicznej formacji społecznej”.
Lenin, który od czasów studenckich studiował w oryginale dzieła Marksa, nie przeoczył wyraźnego wyodrębnienia przez niego specyficznego „azjatyckiego sposobu produkcji” i pisał o nim zarówno w „Rozwoju kapitalizmu w Rosji” (1899), jak i w artykule o Marksie dla encyklopedii Granata (1914). Lenin także, podobnie jak Marks, wielokrotnie mówił o „azjatyckości” czy o „azjatyckich” cechach Rosji, bynajmniej nie mając przy tym na myśli jej położenia geograficznego. M.in. w kwietniu 1914 r. Lenin, omawiając stosunki agrarne w guberni czernichowskiej, podkreślał przeciwieństwo
„pomiędzy wymaganiami współczesnego kapitalizmu a barbarzyńskim, średniowiecznym, azjatyckim [uwydatnienie moje – W. S.] »wynajmowaniem na zimę«” (25/91),
oraz, polemizując w tym samym czasie z Różą Luksemburg, mówił o „ekonomicznych, politycznych, obyczajowych i socjologicznych” cechach państwowego ustroju Rosji – „całokształcie cech, które w sumie dają pojęcie »azjatyckiego despotyzmu«”; podkreślał „dużą trwałość” takiego ustroju w wypadkach, „gdy w ekonomice danego kraju przeważają zupełnie patriarchalne, przedkapitalistyczne cechy oraz nikły rozwój towarowej gospodarki i klasowego zróżniczkowania”, i wreszcie wspominał o nie „współczesno-kapitalistycznych”, lecz „»azjatycko-despotycznych« więzach”, łączących w jedno części rosyjskiego imperium (25/266-67).
Wzmianki w pismach Lenina i Marksa o specyficznych cechach odrębnego „azjatyckiego sposobu produkcji” i formacji gospodarczej wywołały w drugiej połowie lat 20. zainteresowanie skupionych wówczas w Moskwie marksistowskich teoretyków-ekonomistów różnych narodowości. Po ogłoszonym w 1925 r. artykule Riazanowa „Marks o Indiach i Chinach” pojawiły się interesujące prace Wargi, Bucharina, Madjara, Wittfogela i innych, podkreślające specyficzny, zasadniczo odmienny od europejskiego (= światowego) układ stosunków gospodarczych, społecznych, politycznych i obyczajowych w krajach azjatyckich, gdzie despotycznie zorganizowane państwo „wysysało” bezpośrednio od wytwórców „nieopłaconą” część ich produkcji. Koniec tej interesującej dyskusji położyła zwołana w Leningradzie w 1931 r. specjalna konferencja naukowa, na którą najwybitniejsi zwolennicy istnienia odrębnej „azjatyckiej formy produkcji” nie zostali zaproszeni, a która wypowiedziała zdanie, że teoria odrębnej, specyficznej azjatyckiej formy produkcji utrudniłaby pracę Kominternu w azjatyckich krajach kolonialnych; że związana z tą teorią koncepcja biurokracji jako odrębnej klasy rządzącej nie jest zgodna z marksizmem; oraz że chińska „szlachta” nie różniła się w zasadzie od właścicieli ziemi w innych krajach i nie nosiła specyficznego „azjatycko-biurokratycznego” charakteru. Po konferencji leningradzkiej zagadnienie odrębnej „azjatyckiej formy produkcji” przestało być w ZSSR w ogóle poruszane. Jak to stwierdza w 1942 r. miarodajna w swoim czasie Pankratowa, teoria o „azjatyckim” sposobie produkcji na starożytnym Wschodzie została oficjalnie uznana za „naukowo nieuzasadnioną i politycznie szkodliwą”.
Zdławione w ZSSR studia nad „zgubioną” przez marksistów czwartą klasyczną formą produkcji społecznej kontynuowane były gdzie indziej. W szczególności jeden z uczestników dyskusji moskiewskiej z lat 20., młody wówczas niemiecki komunista, Karol Wittfogel, po znalezieniu się w Ameryce poświęcił im szereg lat życia i w 1957 r. wydał kapitalne dzieło „Wschodni despotyzm. Porównawcze studium władzy totalnej”.
Zdaniem Wittfogela tzw. azjatycka forma produkcji ukształtowała się pierwotnie w krajach, gdzie dla uprawy roli koniecznym było sztuczne oraszanie, zarówno w Azji, Afryce, (Egipt) czy Ameryce (Inkowie, Majowie itd.). Ziemia bez wody była tam bezużyteczna, zaś budowa i utrzymywanie skomplikowanego systemu kanałów wymagały dużego „aparatu” ludzkiego o specjalnych kwalifikacjach: uczonych-kapłanów (metereologów), inżynierów i techników, dozorców tam i śluz, dystrybutorów wody oraz poborców i dozorców siły roboczej, niezbędnej dla utrzymania systemu w sprawnym stanie oraz ściągania zapłaty za wodę w formie odpowiedniej części wytwarzanych dzięki niej dóbr. Absolutna zależność bezpośrednich wytwórców od sprawności systemu sztucznego oraszania wywołała wytworzenie się specjalnego typu „wschodnich despotii” o specyficznym ekonomicznym, społecznym, politycznym i obyczajowym ustroju. W oparciu o armię urzędników i techników rządzili w nim „bogupodobni” władcy.
Aczkolwiek chronologicznie ustrój taki wyprzedzał inne klasyczne ustroje społeczno-gospodarcze: antyczny, feudalny i kapitalistyczny, nie został z biegiem czasu przez nie zastąpiony, lecz pozostawał niejako na stronie od głównego nurtu ogólno-ludzkiego rozwoju, zachowując swe najbardziej specyficzne cechy i nawet rozszerzając się na kraje, gdzie sztuczne oraszanie nie było konieczne. W szczególności oparte na nim było mongolskie imperium Dżyngis-Chana, poprzez które oddziałał również na moskiewską Ruś, położoną niejako na marginesie pomiędzy głównym nurtem europejskiego rozwoju (feudalizm-kapitalizm) a ustrojem „azjatyckim”; tę właśnie marginesowość Moskowii podkreślali Marks i Engels, mówiąc o niej jako „pół-Azji” i wytykając „azjatyckie” cechy jej gospodarczego i politycznego ustroju. Zdaniem Wittfogela w ostatnim okresie życia Lenin zaczął zdawać sobie sprawę, że z teorii marksizmu niekoniecznie wynikał jeden tylko schemat rozwoju ludzkości po linii prostej: feudalizm-kapitalizm-socjalizm-komunizm; że były w nim możliwe również marginesowe odchylenia.
„Wydaje się – pisał Wittfogel w zakończeniu artykułu ogłoszonego w 1958 r. w rosyjskim emigracyjnym „Socjalisticzeskom Westnike” – że niedługo przed śmiercią Lenin uświadomił sobie, że to, co zostało przez bolszewików stworzone, nie było przedsionkiem społeczeństwa bezklasowego, lecz nowym wariantem biurokratycznego despotyzmu, politycznie stwarzającym jeszcze większe bezprawie niż jego agrarno-biurokratyczny pierwowzór – despotyzm wschodni”.
10.
Po śmierci w r. 1953 Stalina, który przez przeszło ćwierć wieku z dużą energią i uporem kontynuował „obroty” w raz wybranym kierunku, jego najbliżsi współpracownicy znaleźli się w sytuacji bardzo trudnej. Żyjąc przez lata w przytłaczającym cieniu despoty, przyzwyczaili się do ślepego posłuszeństwa i biernego tylko wykonywania rozkazów, a nie samodzielnego myślenia, za najmniejszy przejaw którego wielu z ich kolegów zapłaciło uprzednio głową. Pierwszym ich odruchem było możliwe utrzymanie dotychczasowego stanu rzeczy, uniknięcie „razbroda i paniki”, w których wszyscy razem mogli zostać bez śladu zmieceni. Znajdując się w obliczu możliwej burzy „w jednej łodzi”, nie podejmowali na razie walki o sukcesję po Stalinie; gdy jednak ostatecznie burza nie wybuchła, walka natychmiast się rozpoczęła. Ponieważ w warunkach rządów Stalina nikt z jego najbliższego otoczenia nie mógł wyróżniać się ani wybitnymi zdolnościami, ani cieszyć zbytnią popularnością wśród mas, dość niespodziewanie na czoło wysunął się ,,fuks” – Nikita Chruszczow – były stalinowski „wicekról” czy też raczej kat Ukrainy.Po pomyślnym zlikwidowaniu fizycznym czy też usunięciu na polityczny margines członków początkowego „triumwiratu”: Berii, Malenkowa i Mołotowa, a przed formalnym objęciem „sukcesji” Chruszczow musiał podjąć próbę pewnego pomniejszenia nadmiernej wielkości Stalina dla stuszowania kontrastu ze swoją dotychczasową „nicością” oraz stworzenia „alibi” w stosunku do „stalinowskich zbrodni”. Stąd jego „tajne” przemówienie na XX zjeździe partyjnym w 1956 r.
Pomniejszenie wielkości Stalina i zrzucenie wyłącznie na jego osobę odpowiedzialności za to wszystko, co było powszechnie potępiane, nie równało się jednak odrzuceniu systemu stworzonego przez rosyjską rewolucję. W interpretacji Chruszczowa system był dobry, tylko stojąca na jego czele jednostka zła; po jej zniknięciu i zastąpieniu przez lepszą wszystko będzie jak najlepiej.
Dość niespodziewanie to rozumowanie o „szkodliwości kultu jednostki” oraz o bezpowrotnie „minionym okresie” „błędów i omyłek” uzyskało pewną popularność w specyficznie preparowanym przez długie lata społeczeństwie sowieckim, tym bardziej że znajdowało poparcie w konkretnym fakcie „odwilży”, w czasie której tempo „obrotów” zostało znacznie zwolnione czy wręcz zahamowane, zaś nacisk polityczny i wyzysk ekonomiczny w pewnym stopniu osłabione; pozwolono mówić i pisać o ujemnych stronach „minionego okresu” oraz zaczęto raz jeszcze obiecywać rychły już okres powszechnej szczęśliwości w „gulasz-komunizmie”. Ponieważ jednak podstawowe zasady wytworzonego systemu nie uległy zmianie, różnorakie pomysły „dobrodusznego” Nikity i jego połowiczne i chaotyczne „reformy” wewnętrzne nie zmieniły ani zasadniczego charakteru sowieckiej „machiny”, ani kierunku jej ruchu. Po „odwilży” przyszły nowe „przymrozki” i oczekiwana w ZSSR „wiosna” nie nastąpiła. W polityce zewnętrznej kontynuowany był również kurs na „supermocarstwowość” i dalszą rozbudowę potęgi i znaczenia Rosji w „imperialistycznej” polityce globalnej i kosmicznej.
Sytuacja nie uległa zmianie po wymuszonym ustąpieniu i usunięciu w cień Chruszczowa w 1964 r. z powodu jego błędów czy też braku sukcesów w polityce raczej zewnętrznej niż wewnętrznej. Zastąpili go znacznie mniej barwni przedstawiciele rządzącej biurokracji; wychowani już całkowicie w ustroju sowieckim są oni być może bardzo dobrymi urzędnikami czy może nawet mężami stanu sowiecko-rosyjskiego imperium, niewiele jednak mają wspólnego z rewolucyjnym socjalizmem i jego tradycjami.
W sumie wydaje się nie ulegać wątpliwości, że liczba ludzi uważających się za „szczęśliwych” jest dziś w Rosji mniejsza niż przed 50 laty. Dotyczy to zresztą nie tylko szerokich mas, lecz i najbardziej wybranej elity. Wydawałoby się, że kto jak kto, ale jedyna córka rządzącego Rosją przez lata despoty musiała mieć tam wszelkie warunki do „szczęścia”. A jednak Świetłana Stalinówna w pierwszej po opuszczeniu Rosji w 1967 r. publicznej wypowiedzi pisała o „jałowej egzystencji, jaką pędziłam przez 40 lat”, o „więzieniu, w jakim przeżyłam całe życie”, „moje martwe, nieszczęśliwe życie”. O kraju, który opuściła, pisała, że jest „wydany na pastwę szaleństwa i spustoszenia, gdzie nie widać końca panowaniu faryzeuszy, panowaniu martwej litery nad żywym czynem”, gdzie „dookoła nie ma niczego poza krwią i śmiercią, a doprowadzeni przez rzeź do szaleństwa ludzie nie potrafią już odróżnić przyjaciela od wroga” i „żyją życiem tak nieznośnym, tak niepodobnym do czegokolwiek bądź, że nie może być ono nawet wyobrażone przez ludzi z zewnątrz”. Dziękując Bogu za dane jej możliwości „nowego życia i spokojnego korzystania z udogodnień cywilizowanego świata”, nowa sowiecka „niewozwraszczenka” wzywa swych „przyjaciół tam w Rosji, by również obudzili się z przewlekłego snu... uświadomili sobie, że są granice tego, co istoty ludzkie są w stanie znosić” i, zaczerpnąwszy z wiosną głęboko „fermentującego jak młode wino” powietrza, wznieśli wzrok ku słońcu i „nie bali się niczego, nie bali niczego”.
Można mieć wątpliwości, czy to rewolucyjne wezwanie córki Stalina, nawet gdyby mogło być w Rosji rozpowszechnione, znalazłoby tam od razu jakiś pozytywny oddźwięk. Na wyzwolenie się z przemożnej psychozy strachu trzeba znacznie więcej czasu; na razie wiadomość, że córka Stalina szczęśliwie korzysta „z udogodnień cywilizowanego świata” wzbudzi tam co najwyżej falę biernej zazdrości. Gdy „zdolność odróżniania przyjaciela od wroga” uległa czasowemu chociażby zanikowi, trudno liczyć na jakiś zbiorowy czyn.
11.
Wówczas gdy rozpoczęty w 1917 r. „obrót” polityczny w Rosji, wbrew pierwotnym nadziejom i zamierzeniom, zawrócił ją daleko wstecz ku – technicznie udoskonalonej – formie totalitarnej despotii „Dżyngis-Chana z wodorową bombą i rakietami”, wynalazki techniczne i radykalne zmiany w środkach i sposobach produkcji następowały w świecie jedne po drugich. Nigdy dotąd w historii ludzkości „rewolucja techniczna” nie była tak szybka, szeroka i głęboka jak w XX wieku. Po maszynie parowej, z którą XIX-wieczni socjaliści wiązali tak wielkie nadzieje, przyszły cuda elektryczności i motoru spalinowego, kina, radia i telewizji, lotnictwa i rakiet, radaru, plastyku i nylonu, i wreszcie – wciąż jeszcze w pełni nie opanowanej i nie wykorzystywanej – energii jądrowej. Na Zachodzie, o doścignięciu i prześcignięciu którego marzyli i wciąż marzą sowieccy mężowie stanu, odbywało się to wszystko w pozornie nie ulegających zmianom formach politycznych, ekonomicznych i społecznych. Nie znaczy to jednak, by „burżuazyjne”, „kapitalistyczne” państwa zupełnie nie liczyły się z nowymi możliwościami, stwarzanymi przez fantastyczny rozwój nauki i techniki.W 1962 r., przy bezpośrednim poparciu oficjalnych władz amerykańskich, stanowych i federalnych, w Seattle, stolicy północno-zachodniego stanu Waszyngton, została zorganizowana wystawa światowa pod hasłem „świata przyszłości”. Gdy zwiedzałem jedną z najciekawszych jej sekcji: „Świat jutra”, gdzie w ciągu 21 minut, przechodząc obok licznych makiet, widziało się na ekranach i słyszało z głośników, jak będą wyglądać życie i praca ludzka w najbliższej przyszłości, miałem raz po raz wrażenie, że przecież ja już to znam, już o tym słyszałem czy czytałem.
Oto oparty na oficjalnym katalogu wystawy (str. 28-34) opis owego „Świata jutra”:
„...Miasto przyszłości... mieszkania w domach o jasnych wibrujących kolorach, obszerne i rozplanowane dla stworzenia możności wypoczynku: wewnątrz lub na tarasie czy zewnętrznym podwórku... jeden zespolony system ogrzewania, wody i kanalizacji, prądu i automatycznego regulowania klimatu oraz pochłaniania kurzu... Okna, przez zmianę pozycji wyłącznika, mogą zamienić dzień w noc i noc w dzień; w wypadku deszczu zamykają się automatycznie... Kuchnia jest wmontowanym zautomatyzowanym cudem...
Fabryki jutra są zautomatyzowane i rozmieszczone w atrakcyjnie rozplanowanych parkach przemysłowych... wytwarzają wszystkiego znacznie więcej, zużywając mniej surowców, czasu i pieniędzy...
Inny typ fabryk XXI w. – fabryki rolne. Kopuły z plastyku pokrywają użytkowane przestrzenie o kontrolowanym klimacie, wydające plony przez okrągły rok... Nadmiar plonów ziemi starcza dla całej ludzkości; w całym świecie rodziny mają obficie zastawione stoły...
Lecz człowiek nie żyje samym tylko chlebem. Następne stulecie musi zaspokoić również głód jego umysłu i ducha... Wyzwolony przez technikę XXI w. dla bardziej twórczych poczynań człowiek przyszłości będzie uprawiał sztuki piękne, sport i najróżnorodniejszego rodzaju »hobbies«...”.
Analogiczną, choć mniej dokładną i szczegółową wizję przyszłości rozwijał w 1848 r. Fryderyk Engels, a za nim liczne socjalistyczne broszury propagandowe. Obecnie, po latach 114, „utopię” tę zarysowują nie „wywrotowi socjaliści”, lecz Departament Handlu i Ekonomicznego Rozwoju stanu Waszyngton w kapitalistycznej Ameryce.
Wciąż wierny wyznawca szczególnego proroka – Trockiego – Deutscher, w książce poświęconej 50-leciu sowieckiej rewolucji, nazywał ją „niedokończoną”. Jego zdaniem rewolucja 1917 r. była tylko „aktem pierwszym”; akt drugi rozpoczął się w Chinach w 1948 r., zaś na akt trzeci i ostateczne rozwiązanie zasadniczego konfliktu pomiędzy kapitalizmem i socjalizmem wciąż jeszcze czekamy.
W związku z modną ostatnio wśród zachodnich liberalnych ekonomistów teorią o stopniowym wzajemnym zbliżaniu się ku sobie systemów kapitalistycznego i „socjalistycznego” Deutscher podkreślał, że jak dotąd „zbliżanie się” to idzie jedynie w kierunku marksistowskim: z wciąż pogłębiającą się separacją pomiędzy zarządem a własnością środków produkcji, wzrastającym racjonalnym podziałem pracy pomiędzy korporacjami wytwórczymi, zamierającym wolnym rynkiem i rosnącym czynnikiem kontroli państwowej i ogólnego planowania „zarodek socjalizmu rozwija się w łonie kapitalizmu”. Takie twierdzenie nie mogło nie wywołać formalnych zastrzeżeń i krytyki ze strony kapitalistycznej: recenzent książki Deutschera w amerykańskim „Time” pisał:
„Ostatecznie to, co Deutscher uważa za zarodek socjalizmu w nowoczesnym kapitalizmie, nie jest wcale koniecznie socjalizmem, lecz jedynie skutkiem nowoczesnej techniki i wymaganej przez nią organizacji”.
To właśnie było podstawową tezą marksizmu od chwili jego powstania: byt określa świadomość. Nie mniej lub więcej dowolnie ustalony ustrój polityczny – chociażby najbardziej potężny i „wszechmocny” – może niedojrzałemu po temu społeczeństwu narzucić przemocą „socjalizm” czy „komunizm”, lecz zmiany w technice, wynalazki nowych narzędzi, surowców i metod pracy nieuniknienie powodują zasadnicze zmiany w całokształcie warunków ludzkiego życia. Nie chodzi o to, jakim terminem słownym określimy ustrój najbliższej już nam przyszłości; chodzi o to, by możliwie zapewniał „maksimum szczęścia dla maksimum ludzi”. W ciągu 50 lat istnienia ustrój sowiecki nie zrobił żadnych widocznych postępów w tym kierunku. Ameryka, której poziom technicznego i ekonomicznego rozwoju jest ciągle niedościgłym celem władców na Kremlu, wciąż jeszcze nie dopełnia w dostatecznej mierze swoich konstytucyjnych obowiązków zapewnienia wszystkim swoim obywatelom „prawa do życia, do wolności i do dążenia do szczęścia”, posunęła się jednak i posuwa naprzód w stwarzaniu dla coraz większej ilości swych mieszkańców warunków materialnych niezbędnych „for the pursuit of happiness”.
Czy najeżona licznymi trudnościami natury bynajmniej nie ekonomicznej droga, którą zmierza (wypowiadając np. ostatnio oficjalną „Wojnę ubóstwu”, które w wielu wypadkach nie jest wcale ubóstwem w skali europejskiej czy tym bardziej azjatyckiej i afrykańskiej), doprowadzi ją w końcu bez większych wstrząsów ku temu, co tradycyjnie nazywa się socjalizmem? Jakie „stosunki własności” – despotyczno-państwowej czy wciąż przeobrażającej się kapitalistycznej – staną się w końcu dla „materialnych sił wytwórczych” tak nieznośnymi, krępującymi ich rozwój „kajdanami”, że będą musiały być – gdzie i kiedy? – skruszone w gwałtownym masowym wybuchu?
Nie usiłując przepowiadać przyszłości, można jedynie stwierdzić, że z punktu widzenia klasycznej marksistowskiej doktryny współczesne Stany Zjednoczone Ameryki Północnej mają znacznie więcej obiektywnych przesłanek do wejścia w ustrój nazywany „socjalizmem” niż Rosja po 50 latach sowieckiej „rewolucji”.
Wiktor Sukiennicki
Powyższy tekst Wiktora Sukiennickiego pierwotnie ukazał się w piśmie „Lewy Nurt”, zeszyt 2, zima 1967/68, wydawanym nakładem Centralnego Komitetu Polskiej Partii Socjalistycznej w Londynie, od tamtej pory prawdopodobnie nie był wznawiany. Jako ilustrację wykrozystano plakat francuskiej grupy Paix et Liberté, założonej w latach 50. z inicjatywy działaczy francuskiej lewicy antykomunistycznej.
Inne teksty analizujące system sowiecki można znaleźć w dziale Antykomunizm.