Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Stanisław Ossowski

O drogach upowszechnienia kultury umysłowej na wyższym poziomie

[1944]

Zagadnienia stanowiące przedmiot dzisiejszych rozważań bywają zwykle obejmowane innym nagłówkiem. Ale nagłówek ten: „Wyższe ogólne kształcenie pozaszkolne” – nie wydaje mi się równoważny. Wszak zakres kształcenia, o które idzie, nie musi się ograniczać do tematów ogólnych, może obejmować również studia specjalne. Charakterystyczną cechą tego kształcenia nie jest ogólność, ale „bezinteresowność” w pewnym sensie: ma to być kształcenie nieutylitarne, niezawodowe; ma służyć podniesieniu kultury umysłowej jednostek. Termin „pozaszkolne” mógłby w tym kontekście budzić pewne zastrzeżenia, albo przynajmniej wymagałby wyjaśnień, że „kształcenie pozaszkolne” nie wyłączałoby kształcenia w uniwersytetach powszechnych. Aby nie wprowadzać wyłącznie określeń negatywnych, dogodniej nazwać nasz temat zagadnieniem szerzenia wyższych form kultury umysłowej, albo zagadnieniem upowszechnienia kultury umysłowej na wyższym poziomie.

Funkcje społeczne wyższego wykształcenia

W dotychczasowym ustroju kształcenie na wyższym poziomie posiadało dwie główne funkcje społeczne: a) miało dawać przygotowanie do pewnych zawodów, mianowicie takich, które wymagają dłuższych i bardziej wielostronnych studiów, b) dawało zdobiący polor klasowy, przygotowując elitę kulturalną, tzn. ludzi korzystających w szerokim zakresie z kulturalnego dorobku narodowego i europejskiego. Zdobiący charakter tego wykształcenia wynikał nie tylko stąd, że otwierało ono drogę do owego dorobku kultury, ale także stąd, że nie każdy mógł sobie na nie pozwolić, że było ono z reguły zarezerwowane dla ludzi o odpowiedniej sytuacji ekonomicznej i tylko w drodze wyjątków mogło się stawać udziałem jednostek, które takiej sytuacji nie posiadały.

Te dwie funkcje przeważnie pozostawały ze sobą w związku. Zawody wymagające długoletniego przygotowania umysłowego posiadały elitarny charakter. Ludzie z tych zawodów mieli prawo, a może nawet i obowiązek uczestniczyć w zespole elity kulturalnej. Częściowo dawało się to uzasadniać w ten sposób, że takie zawody jak zawód nauczyciela, sędziego, lekarza, kapłana mogą być w należyty sposób wypełniane tylko przez ludzi należących do elity kulturalnej, albowiem wymagają głębszego rozumienia duszy ludzkiej i subtelnej umiejętności oddziaływania na ludzką psychikę. Najprostszym jednak uzasadnieniem związku pomiędzy wyższym wykształceniem zawodowym i zdobiącym wykształceniem klasowym była szanowana pozycja społeczna, jaką dawały owe zawody wymagające wyższego wykształcenia.

Ten związek nie zawsze jednak przebiegał w obu kierunkach: zdobiąca funkcja wyższego wykształcenia nie zawsze musiała się łączyć z aspiracjami zawodowymi. Do niedawna kształcenie angielskich gentlemanów w Oxfordzie i Cambridge nie miało charakteru zawodowego. Pełniło tylko tę funkcję, którą u nas na niższym poziomie spełniała szkoła jezuicka w XVII i XVIII wieku w stosunku do zamożniejszej szlachty: nadawało polor klasowy, urabiało według przyjętych w elitarnej grupie społecznej wzorów osobowych. Funkcję zdobiącą, pozbawioną bezpośredniego związku z przynależnością do zawodu, wyższe wykształcenie posiadało częściowo w stosunku do kobiet, zwłaszcza we wcześniejszym okresie po dopuszczeniu kobiet do wyższych uczelni. W większym stopniu zachowało ją do ostatnich czasów w Ameryce, gdzie w zamożniejszych sferach przyjęte jest, zdaje się dość powszechnie, że mężczyzna reprezentuje business, a kobieta wyższą kulturę i że to zdobiące wykształcenie kobiety podnosi prestiż domu. W XIX wieku matura stała się równoważnikiem herbu szlacheckiego w życiu towarzyskim. Kodeksy honorowe ustaliły, że z człowiekiem posiadającym maturę można się pojedynkować choćby nie był szlachcicem. Ten punkt widzenia przyjmuje nawet kodeks Boziewicza, obowiązujący, o ile mi wiadomo, w polskim korpusie oficerskim aż do wybuchu ostatniej wojny. W miarę wszakże jak średnie wykształcenie poczęło się demokratyzować, nastąpiła częściowa dewaluacja socjalna matury, a w związku z tym coraz silniej akcentowała się funkcja dystynkcji socjalnej przysługująca wyższemu wykształceniu.

Klasowy monopol na tzw. ogólne wykształcenie prowadzi do rozbicia społeczeństwa na warstwy „kulturalne” i warstwy „niekulturalne”, oczywiście przy pojmowaniu kultury inteligenckiej jako kultury jedynej, kultury przez duże K, to znaczy przy takim niesocjologicznym pojmowaniu kultury, które nie uwzględnia swoistej kultury warstw „niekulturalnych”, np. kultury chłopskiej. W tym języku „warstwa kulturalna”, to zespół ludzi korzystających z dorobku kulturalnego elity umysłowej i to nie tylko w skali narodowej, ale także w skali kultury europejskiej, zaś „warstwa niekulturalna” obejmuje zespoły ludzi uczestniczących w kulturach mniej lub więcej lokalnych, w stosunkowo bardzo skromnych, jeżeli idzie o zasób wzorów intelektualnych i artystycznych w kulturach, do których tylko w pewnej mierze i w takich lub innych przeobrażeniach przenikają pewne elementy kultury ogólnonarodowej lub ogólnoeuropejskiej.

Ta dwuwarstwowość kulturalna nowoczesnych społeczeństw znacznie ostrzejsza w Polsce niż w krajach zachodniej lub północnej Europy, doprowadziła w toku XIX w. do pewnych fikcji ideologicznych związanych z pojęciem kultury narodowej. W dawnej Polsce, kiedy pełnymi członkami wspólnoty narodowej była tylko szlachta, istniała kultura narodowa jako kultura całego narodu – narodu szlacheckiego. Gdy w toku procesów, jakie zaszły od końca XVIII w., uczestnictwo w zbiorowości narodowej przyznano wszystkim klasom społecznym, kultura narodowa, jako kultura, która miałaby charakteryzować ogół narodu, stała się fikcją wyzyskiwaną w publicystyce na równi z innymi fikcjami. Pomimo wszelkich deklamacji o jednolitości narodowej, pomimo zapewnień, że inteligent polski ma więcej wspólnego z polskim robotnikiem niż z cudzoziemskim inteligentem, trudno uwierzyć, aby przeciętny członek polskiej elity kulturalnej, który nie pracował w ruchu robotniczym, lepiej się czuł, miał więcej tematów do rozmowy i łatwiejsze porozumienie w domu polskiego robotnika, jeżeli mu się tam kiedy zdarzyło trafić, niż w gronie wykształconej publiczności francuskiej, włoskiej czy angielskiej. Urok pamiętników Wojciechowskiego [mowa o Jakubie Wojciechowskim, robotniku, autorze pamiętnika nagrodzonego w konkursie Polskiego Instytutu Socjologicznego w 1922 r. i wydanego pt. „Życiorys własny robotnika” 8 lat później – przyp. redakcji Lewicowo.pl], którym tak bardzo zachwycał się Boy-Żeleński, w znacznej mierze polegał na ich egzotyczności kulturalnej: czytano je tak, jak gdyby pochodziły z innej epoki lub innego kontynentu.

Założenia ideologiczne

Niniejszy zarys programowy opiera się na założeniu, że dążymy do likwidacji klasowego lub zawodowego monopolu na korzystanie ze społecznego dorobku kulturalnego i że chcemy dążenie to realizować przez upowszechnienie wyższych form kultury umysłowej.

Założenie to uwzględnia współczesne warunki gospodarcze. Niegdyś dla wyprodukowania jednego Arystotelesa albo jednego czytelnika pism Arystotelesowych była niezbędna odpowiednia liczba niewolników; aby mógł się pojawić jeden Montaigne czy jeden Modrzewski, musiała istnieć odpowiednia liczba ciemnych chłopów pańszczyźnianych. Ale przy dzisiejszym poziomie techniki produkcji wyzwolenie takiej ilości czasu i energii społecznej, jaka jest potrzebna dla upowszechnienia wyższych form kultury umysłowej, nie napotkałoby żadnych trudności technicznych, jeżeli oczywiście nie bierzemy pod uwagę bezdennej studni zbrojeń, która potrafi pochłonąć każdą ilość energii. Luksus szerzenia kultury umysłowej napotyka w obecnej epoce już tylko na trudności natury socjalnej – a więc takie, z którymi walczyć należy na płaszczyźnie stosunków społecznych. Trzeba między innymi przezwyciężyć nawyki myślenia, które rozwinęły się w zupełnie innych warunkach, a zachowują swoją moc, chociaż się warunki zmieniły. Przecież do ostatnich prawie czasów przed wojną wielu ludzi poważnie obawiało się, że grozi nam „nadprodukcja inteligencji”, co przypominało dawną obawę przed uczeniem chłopów czytania.

Dążenie do tego, aby kultura narodowa stała się kulturą całego narodu, nie należy bynajmniej uważać za tendencję centralizacji kulturalnej i do niwelowania różnic kulturalnych pomiędzy zbiorowościami terytorialnymi, etnicznymi czy zawodowymi. Nie zakładamy również, że takie lub inne metody szerzenia wyższej kultury umysłowej doprowadzą do zrównania poziomu kulturalnego jednostek. Idzie nam tylko o otwarcie przed wszystkimi dróg rozwoju umysłowego do szczebli najwyższych i o usunięcie ekonomicznego lub towarzyskiego wyznaczania jednostek, które będą mogły korzystać z pełnego dorobku kultury, albo które będą mogły odegrać rolę twórców nowych wartości kulturalnych.

Zakres projektowania

Osiągnięcie takiej demokratyzacji kultury, rozszerzenie baz rekrutacji jednostek twórczych na całe społeczeństwo nie da się przeprowadzić bez przekształceń ustrojowych i bez radykalnej reformy szkolnictwa powszechnego, które winno doprowadzać jednostki do poziomu umożliwiającego dalszą samodzielną pracę nad własnym rozwojem umysłowym. Z tych założeń wychodząc jeden z pedagogów od wielu lat domagał się powszechnej 10-letniej szkoły ogólnokształcącej. Ale zagadnienie reformy szkolnictwa, obliczonej na daleki dystans, nic wchodzi w zakres niniejszego szkicu. W tej chwili interesuje nas działalność o szybszych skutkach: udostępnienie kształcenia się na wyższym poziomie jak najszerszym rzeszom tych, którzy są już w posiadaniu elementarnego przygotowania i odpowiednich kwalifikacji umysłowych, stwarzanie ośrodków promieniowania wartości kulturalnych i budzenie czynnych postaw w stosunku do tych wartości.

Z tą działalnością, która ma podjąć zadanie zasypywania przepaści kulturalnej pomiędzy warstwami narodu, nie można zwlekać. W najbliższym okresie powojennym aktualność i natarczywość tych zagadnień praktycznych wzmoże się jeszcze dzięki pewnym okolicznościom specjalnym. Mam na myśli szerokie rzesze młodzieży, która na skutek wojny została wytrącona z toku regularnego kształcenia się, albo przedwcześnie w stosunku do swych aspiracji – weszła do szkół zawodowych i która będzie odczuwała potrzebę podniesienia poziomu swej kultury ogólnej. I mam na myśli młodzież wiejską  która pragnie odegrać czynną rolę w życiu narodowym, a nie może z tym czekać, aż reformy szkolnictwa wydadzą owoce.

Nie mam zamiaru kusić się tutaj o jakiś pełny plan akcji, którą w najbliższym okresie powojennym należy podjąć dla realizowania naszego naczelnego postulatu. Chcę wskazać tylko pewne pozycje, od których, jak mi się zdaje, należy rozpocząć. Idzie tu z jednej strony o powołanie do życia lub przeobrażenie pewnych instytucji państwowych, z drugiej o pobudzenie aktywności stowarzyszeń, bądź działających w skali krajowej, bądź posiadających charakter lokalny.

Zaznaczę jeszcze, że chociaż tematem niniejszych rozważań jest szerzenie kultury intelektualnej, to jednak projektowane urządzenia będą miały wpływ nie tylko na intelektualny poziom ludzi, którzy z nich będą korzystać: niewątpliwie odegrają one także swą rolę w kształtowaniu się kultury artystycznej i kultury moralnej.

Reforma szkól wyższych

Szczęśliwie się składa, że projektowana reforma szkół wyższych da się wyzyskać i do naszych celów. Przewidywała ona znaczną redukcję wykładów na rzecz bliższej współpracy profesora ze studentami. W związku z tym zredukowane pod względem liczby godzin wykłady i pozostawione głównie tym profesorom, którzy oprócz kwalifikacji naukowych posiadają kwalifikacje mówców, mogłyby przybrać charakter wykładów publicznych, jak wykłady w Collège de France.

Nie wysuwam tutaj jako dyrektywy ogólnej stwarzania przy szkołach akademickich czegoś w rodzaju angielskich klas tutorialnych dla słuchaczy nie posiadających formalnych kwalifikacji do wstępu na wyższe uczelnie, nie proponuję również zakładania z reguły przy uniwersytetach kolegiów robotniczych tego typu co Ruskin College przy uniwersytecie oxfordzkim, gdyż wobec innej – nie tak zdecentralizowanej – organizacji szkół akademickich w Polsce sądzę, że będzie dogodniej przekazać funkcje takich właśnie instytucji specjalnym wszechnicom, o których za chwilę będę mówił. W tych wszakże miastach uniwersyteckich, w których takie wszechnice nie powstaną, byłoby rzeczą szkół akademickich w porozumieniu z przedstawicielami organizacji robotniczych i chłopskich powołać do życia wolne kolegia, przeznaczone dla bezinteresownych studiów na wyższym poziomie i dostosowane do warunków życia ludzi pracujących już zawodowo. Projektowana reforma szkół akademickich przewiduje autonomiczne instytuty badawcze, których pracownicy będą zwolnieni całkowicie lub w znacznej mierze od obowiązków dydaktycznych i będą posiadali warunki umożliwiające im pełne oddanie się pracy naukowej. Sądzę, że instytuty te jako ośrodki twórczej pracy badawczej będą mogły bez szkody dla swej funkcji zasadniczej wziąć pewien udział w szerzeniu bezinteresownej kultury umysłowej, i że promieniowanie tych ośrodków winno się odczuwać nie tylko w szkołach wyższych, ale na terenie całego kraju. Praca naukowa wymaga izolacji, ale nie musi to być izolacja absolutna. Periodyczny kontakt z życiem umysłowym szerszych rzesz może oddziałać nawet podniecająco na pracę badawczą.

Pracownicy naukowi instytutów mieliby tedy obowiązek udzielania publicznych informacji o ciekawszych wynikach badań prowadzonych w owych instytutach, a może także obowiązek periodycznych odczytów naukowych na prowincji, dzięki którym zostałaby wytworzona bezpośrednia łączność pomiędzy ośrodkami twórczości naukowej i ośrodkami prowincjonalnymi krzewienia kultury. Te obowiązki nie byłyby rozciągnięte na wszystkich pracowników instytutów, ale tylko na pewną ich kategorię, przy czym brałoby się pod uwagę ich osobiste kwalifikacje i upodobania. Wyjazdy nie byłyby częste, aby nie wprowadzać dywersji do systematycznej pracy naukowej. Nie byłaby to normalna działalność nauczycielska, która wchodziłaby w konflikt z podstawowymi założeniami instytutów badawczych. Pracownicy instytutów nie wchodziliby w poczet normalnych prelegentów uniwersytetów powszechnych, nie byliby związani programem tych uniwersytetów, nie wychodziliby poza zakres swych badań i swych zainteresowań. Dla prowincjonalnych zaś, zwłaszcza wiejskich ośrodków szerzenia kultury, nawet rzadka, ale bezpośrednia, osobista łączność z ludźmi, którzy w zakładach miast uniwersyteckich torują nauce nowe drogi, miałaby duże znaczenie moralne, miałaby silny wpływ podniecający.

Przy niektórych instytutach badawczych winny powstać poradnie naukowe, gdzie w pewnych określonych godzinach mogliby się zgłaszać po wskazówki ludzie pozbawieni nawet jakichkolwiek formalnych uprawnień, a interesujący się problematami naukowymi. Przy organizowaniu tych poradni winno się obmyślić odpowiednie środki ochronne, które by zabezpieczyły pracowników naukowych przed niepotrzebną stratą czasu na rozmowy z osobnikami pozbawionymi niezbędnych kwalifikacji umysłowych, a w szczególności z osobnikami o skłonnościach paranoicznych. Poradnie naukowe udzielałyby również wskazówek w drodze korespondencyjnej; pozostawałyby zwłaszcza w kontakcie korespondencyjnym z prowincjonalnymi instytucjami poświęconymi bezinteresownemu kształceniu.

System uniwersytetów powszechnych

Bezinteresownemu kształceniu się na wyższym poziomie służyć będą uniwersytety powszechne. Szeroka ich rozbudowa winna być wynikiem współdziałania różnorodnych stowarzyszeń kulturalnych z instytucjami samorządowymi i państwowymi. Jako postulat należy przyjąć inicjatywę stowarzyszeń lokalnych: uniwersytety winny wyrastać z potrzeb miejscowych. Gdzie brak będzie dostatecznie aktywnych stowarzyszeń kulturalnych, sprawą zakładania uniwersytetów powszechnych zajmą się organy samorządowe. W pierwszym okresie trzeba się liczyć z koniecznością inicjatywy państwowej; z biegiem czasu jednak nie tylko inicjatywa państwowa, ale i pomoc państwowa będzie się stawała coraz bardziej ograniczona, w miarę jak będą się rozwijały organizacje autonomiczne, które opiekę nad uniwersytetami powszechnymi przejmą w swoje ręce.

Obok organizacji kulturalnych i ideowych, które będą uczestniczyły w zakładaniu i rozbudowie uniwersytetów powszechnych, przewiduję powstanie związku uniwersytetów powszechnych, jako instytucji nadrzędnej, która służyłaby wspólnym interesom istniejących uniwersytetów, udzielałaby pomocy nowo powstającym uniwersytetom, tudzież mogłaby przejąć zarząd, albo uczestniczyłaby w zarządzie nad centralnymi instytucjami pomocniczymi, o których będzie za chwilę mowa. Dopóki taka nadrzędna organizacja nie powstanie lub nie będzie funkcjonowała należycie, winna istnieć jakaś państwowa instytucja pomocy dla uniwersytetów powszechnych. Oczywiście, nie mamy tu na myśli tylko pomocy finansowej, ale przede wszystkim poradnictwo i pomoc techniczną.

Uniwersytety powszechne zarówno na wsi jak i w miastach nie będą tworzone według jednego wzoru. Ich charakter i program będzie zależał od potrzeb miejscowych, będzie się tworzyło uniwersytety internatowe – głównie na wsi – i uniwersytety bez internatów. Słuchacze będą mieli pewien wpływ na ich program. Chociaż uniwersytety powszechne mają w zasadzie służyć kształceniu bezinteresownemu, mogą one także dawać pewien zakres wiedzy praktycznej, zwłaszcza na wsi i zwłaszcza w pierwszym okresie, gdy rozbudowa szkolnictwa zawodowego, w tym wypadku przede wszystkim szkół rolniczych, nie przybierze jeszcze wystarczających rozmiarów. Ze względu na swój związek z różnymi organizacjami kulturalno-ideowymi i ze względu na to, że jednym z ich zadań będzie przygotowanie jednostek do czynnej roli w życiu społecznym, uniwersytety powszechne będą miały swobodę w przybieraniu takiego lub innego zabarwienia ideologicznego.

Uniwersytet powszechny będzie instytucją przeznaczoną nie tylko dla swych stałych słuchaczy. Ma on być organem pośredniczącym w upowszechnianiu kultury; ma promieniować na całą okolicę, utrzymując równocześnie łączność z twórczymi ośrodkami nauki i sztuki, tak, aby uniwersytety powszechne nie stały się zakładami popularyzującymi naukę sprzed pół wieku.

Przy uniwersytetach powszechnych w miarę ich rozwoju powinny również powstać urządzenia, umożliwiające pracę twórczą np. pracownie badawcze, przede wszystkim w zakresie zagadnień związanych z terenem.

Te pracownie mogłyby pozostawać w łączności z odpowiednimi instytutami badawczymi przy szkołach akademickich.

Wolne wszechnice

Ponad uniwersytetami powszechnymi trzeba zbudować uczelnie poświęcone kształceniu bezinteresownemu na poziomie wyższym niż uniwersytety powszechne. Sprawie szerzenia wyższych form kultury umysłowej będą one służyły w inny jeszcze sposób jako instytucje centralne w stosunku do sieci uniwersytetów powszechnych.

Uczelniom tym, dla których odpowiednią nazwą, jak sądzę, byłaby nazwa wolnej wszechnicy, przypisalibyśmy mianowicie następujące zadanie:

a) spełniałyby rolę wszechnicy dla tych, którzy przeszedłszy studia w uniwersytetach powszechnych będą pragnęli kształcić się wyżej, tudzież dla tych wszystkich, którzy posiadając już wykształcenie zawodowe albo będąc w toku studiów zawodowych chcieliby równocześnie prowadzić wyższe studia bezinteresowne. Byłaby to mniej więcej ta funkcja, dla której organizowano Wszechnicę Instytutu Oświaty Pracowniczej oraz Instytut Wyższej Kultury Umysłowej – tylko w zupełnie innej skali, a równocześnie funkcja, którą pełnią kolegia robotnicze przy Uniwersytecie Oxfordzkim lub Birmingham.

b) Przygotowywałyby pracowników instytucji szerzenia wyższych form kultury umysłowej. Przede wszystkim wchodzą tu w grę pracownicy uniwersytetów powszechnych i pracownicy bibliotek.

c) Ze względu na swój związek z siecią uniwersytetów powszechnych zajmowałyby się również organizacją pomocy technicznej dla tych uniwersytetów. Przy wolnych wszechnicach powstałyby poradnie dla uniwersytetów powszechnych i organy pośredniczące w zaspokajaniu teoretycznych i dydaktycznych potrzeb tych uniwersytetów. Byłyby to właśnie owe instytucje pomocy, o których przed chwilą mówiłem. Obok poradni dla uniwersytetów powszechnych mogłyby powstać przy wolnych wszechnicach analogiczne poradnie dla bibliotek i innych instytucji oświatowych lub samokształceniowych.

d) Wreszcie przy którejś z wolnych wszechnic zostałby utworzony instytut badawczy poświęcony zagadnieniu szerzenia wyższych form kultury umysłowej i w ogóle zagadnieniom przebudowy kulturalnej w Polsce. Badania dotyczące tych zagadnień wchodziłyby w zakres psychologii, ekonomii, socjologii, socjografii i historii.

Pomimo tak różnorodnych zadań projektowane tu instytucje posiadałyby wewnętrzną jednolitość, gdyż wszystkie ich funkcje będą miały wspólny cel: upowszechnienie kultury umysłowej na jak najwyższym poziomie.

Poza przedstawicielami ewentualnego zrzeszenia uniwersytetów powszechnych, w sprawach dotyczących organizacji i programu działalności wolnych wszechnic mieliby głos przedstawiciele rzesz, które są dotąd po drugiej stronie przepaści kulturalnej, przedstawiciele organizacji robotniczych i chłopskich: bądź odpowiednich wydziałów związków zawodowych, bądź organizacji tego typu, co założone w r. 1903 w Anglii Narodowe Stowarzyszenie Popierania Wyższego Wykształcenia wśród Robotników, albo nasz polski TUR.

Zanim będzie rzeczą możliwą stworzenie kilku takich wszechnic w różnych częściach Polski, dobrze byłoby w taką właśnie instytucję przekształcić istniejącą przed wojną Wolną Wszechnicę. Niechajby Wolna Wszechnica stała się istotnie wolną wszechnicą. Nadałoby to jej swoisty charakter i sens istnienia jako instytucji odrębnej w stosunku do Uniwersytetu, sens, który od czasu powstania Uniwersytetu Warszawskiego Wolna Wszechnica sama podcinała swoją tendencją upodabniania się do normalnego uniwersytetu, upodabniania także pod względem zasad doboru słuchaczy.

W przyszłości wolne wszechnice mogłyby się w ogóle przeobrazić w organy związku uniwersytetów powszechnych, albo w organy szerszego związku stowarzyszeń i autonomicznych instytucji kulturalnych, jeżeli taki związek powstanie.

Sieć bibliotek

Niezależnie od sieci uniwersytetów powszechnych z nadbudową w postaci wszechnicy czy wszechnic wyższego typu, kraj zostanie pokryty siecią bibliotek rozpostartą bardziej równomiernie, gdyż związaną z jednostkami samorządu terytorialnego. Będzie to sieć wielostopniowa. Przewiduje się biblioteki gromadzkie, gminne, powiatowe i wojewódzkie. W wielkich miastach odpowiednikami ich będą biblioteki domowe, osiedlowe, dzielnicowe i biblioteki centralne, przyporządkowane całemu obszarowi wielkomiejskiemu(*).

Biblioteki związane z tymi jednostkami samorządowymi pojęte są jako instytucje żywe, służące samokształceniu, a nie tylko jako składnice i wypożyczalnie książek. Nie wchodzę tutaj w wypracowane przez nowoczesne bibliotekarstwo metody zbliżenia czytelnika do książek i uczynienia biblioteki atrakcyjną. Poczynając od drugiego stopnia, tzn. od bibliotek gminnych i osiedlowych, w bibliotekach powinno być zaprowadzone poradnictwo, przy czym w bibliotekach trzeciego i czwartego stopnia powinny w pewnych godzinach funkcjonować poradnie bibliograficzne o kilku specjalistach. Powinno być zorganizowane należycie wypożyczanie książek międzybiblioteczne, tak aby czytelnik biblioteki gminnej mógł korzystać z zasobów biblioteki powiatowej lub wojewódzkiej.

Wobec wielorakich zadań, jakie w projektowanym systemie bibliotek stają przed bibliotekarzem, stworzenie kursów bibliotekarskich na bardzo szeroką skalę staje się sprawą niezmiernie pilną. Plan tych kursów powinien być opracowywany już obecnie.

Inne narzędzia kształcenia

Do pilnych zadań należy również opracowanie metod, przy pomocy których będzie można wyzyskać należycie pomocnicze organy kształcenia szerokich rzesz: radio, kino, muzea. Tak samo w programie najbliższych zadań powinno się znaleźć planowanie wydawnictw, projekt katalogu dobrej taniej książki. Ponieważ wydawnictwa takie były już projektowane przez różne instytucje, należałoby się zająć koordynacją tych planów i wypełnieniem luk. Sprawa jest niezmiernie ważna, zwłaszcza, że wchodzą w grę nie tylko nowe pozycje, ale i przedruki.

Z półek księgarskich znikają już resztki dotychczasowych nakładów i z końcem wojny znajdziemy się pod tym względem w sytuacji, w jakiej nie byliśmy od czasu, kiedy się rozpowszechniła sztuka drukarska.

Wszystkich tych zagadnień nie mogę tutaj rozwinąć, ograniczam się tylko do ich sygnalizowania. Nie rozwijam także jeszcze innego zagadnienia o wielkiej doniosłości, zagadnienia prasy.

Prasa w nowoczesnym społeczeństwie jest, jak wiadomo, niezmiernie ważnym czynnikiem kształtowania ludzkich umysłów, dyspozycji moralnych, upodobań i poglądów na świat.

Ktoś twierdził, że istnieje korelacja pomiędzy obyczajem kupowania lub obyczajem prenumerowania gazet a umysłowością mieszkańców: w krajach, gdzie się gazety przeważnie kupuje, publiczność jest bardziej plastyczna i bardziej tolerancyjna niż w krajach, gdzie się gazety prenumeruje, tzn. w krajach, gdzie przeciętny obywatel jest poddany wpływom jednego tylko organu, czasem prenumerowanego w dziedzictwie po rodzicach. Nie wiem, czy to spostrzeżenie jest trafne albo czy korelacja nie jest przypadkowym wynikiem współdziałania innych jeszcze czynników, ale ogromny wpływ prasy, zwłaszcza codziennej, w urabianiu ludzkich przekonań i tendencji nie podlega wątpliwości. Wpływ ten jest w znacznej mierze ujemny, gdyż prasa w rękach prywatnych przedsiębiorców nie troszczy się przeważnie o podnoszenie poziomu moralnego i umysłowego czytelników, ale o wzrost liczby prenumeratorów.

Odpowiednio projektowana prasa mogłaby się stać bardzo potężnym narzędziem szerzenia kultury w jej najlepszych przejawach, ale tu wchodzi w grę konflikt z postulatem wolności prasy. Ograniczenie wolności prasy z pobudek wychowawczych mogłoby się stać lekarstwem bardziej niebezpiecznym niż choroba, którą miało uleczyć. Jak zachować swobodę prasy, jak uchronić ją od tego, czym się stała w państwie sowieckim lub w krajach faszystowskich, a równocześnie pozbawić tych cech ujemnych, jakie w krajach kapitalistycznych wytwarza w niej pogoń za zyskiem, jak postawić prasę na odpowiednio wysokim poziomie zachowując jej poczytność – to zagadnienia bardzo trudne, które wymagają głębokiego przemyślenia. Jednym z połowicznych środków byłoby subwencjonowanie prasy stowarzyszeń kulturalnych lub prasy prywatnej popieranej przez stowarzyszenia kulturalne. Metoda ta jednak nie rozwiązuje wszelkich kłopotów i nie jest wolna od trudności.

Reforma życia kulturalnego a plany urbanistyczne

Aby przyspieszyć i pogłębić proces likwidowania klasowego monopolu na korzystanie ze społecznego dorobku kulturalnego, należy nową organizację życia społeczno-kulturalnego wmontować w przestrzeń: związać planowanie instytucji kulturalnych z planowaniem urbanistycznym i z planowaniem regionów wiejskich. Plany dotyczące przeobrażeń życia kulturalnego zyskują na sugestywności i mają ułatwioną rywalizację, gdy nie wiszą w powietrzu, gdy są rzutowane na konkretne kształty osiedli. Z drugiej zaś strony, planując nowe osiedla i reorganizację osiedli dawnych, nie można ograniczać swych planów do układu cegieł, żelaza i betonu, ale kształt tych układów trzeba uzależniać od takiej lub innej wizji życia społecznego, które będzie tętniło wśród planowanych siedzib. A w takim razie pomysły dotyczące organizacji kultury odbiją się na planach urbanisty i architekta. Sprawa jest teraz szczególnie aktualna, ponieważ zaraz po wojnie staniemy wobec problematów odbudowy miast i wsi.

Wiązanie planowania osiedli z planowaniem życia kulturalnego nie jest czymś całkiem nowym. I starożytność, i średniowiecze miały pod tym względem piękne tradycje. Zerwała z nimi całkowicie urbanistyka epoki nowoczesnego kapitalizmu, epoki domów czynszowych i miast fabrycznych. Tymczasem nie ulega wątpliwości, że koncepcje urbanistyczne wywierają głęboki wpływ nie tylko na formy współżycia, zdrowotność i kulturę estetyczną, ale także na kulturę umysłową mieszkańców.

Jeżeli idzie o ostatnie dziesiątki lat, to trochę materiałów na małą skalę dostarczą nam pewne próby budowania osiedli z intencją, aby osiedla te stały się ośrodkami nowych form życia kulturalnego; takich osiedli jak wiedeńskie domy robotnicze lub niektóre angielskie „settlements”. Mamy pewne skromne doświadczenia i w Polsce.

Przy planowaniu nowych osiedli i nowych dzielnic, tudzież przy planowaniu odbudowy lub przebudowy dawnych dzielnic tereny poświęcone współżyciu mieszkańców i sprawom kultury powinny stać się przedmiotem szczególnej troski urbanistów, a wypełnienie ich żywą treścią powinno być wynikiem porozumienia urbanistów z tymi, którzy planują nową organizację kultury.

W innej, prostszej postaci wystąpią te zagadnienia przy rekonstrukcji osiedli wiejskich. Ich aktualność związana jest nie tylko z odbudową zniszczonych wsi, ale również z reformą rolną i przypuszczalnymi migracjami w okresie powojennym. Szkoła, uniwersytet powszechny, dom młodzieży, biblioteka z czytelnią lub dom kultury – oto pozycje, które muszą być w taki sposób uwzględniane w planach architektonicznych i ruralistycznych, aby przez swą postać zewnętrzną i przez swe położenie mogły pełnić funkcje ognisk życia społecznego.

Przy planowaniu organizacji kultury na wsi trzeba się liczyć z dezyderatami organizacji młodzieży wiejskiej, gdyż na wsi – ze względu na większy dystans między starym i młodym pokoleniem – młodzież będzie prawdopodobnie odgrywała stosunkowo większą niż w miastach rolę w życiu kulturalnym.

Kultura umysłowa a demokracja

Mówiąc o instytucjach krzewienia wyższych form kultury umysłowej, w szczególności zaś o uniwersytetach powszechnych i wolnych wszechnicach, zwracaliśmy uwagę na doniosłość udziału przedstawicieli stowarzyszeń chłopskich i robotniczych w organizowaniu tych instytucji, w wyznaczaniu ich zadań i programu. Tylko współpraca sił naukowych i pedagogicznych z ludźmi reprezentującymi aspiracje rzesz, dla których owe zakłady wyższego kształcenia się powstają, może skutecznie prowadzić do zlikwidowania przepaści kulturalnej między warstwami społecznymi. Współpraca taka będzie korzystna dla obu stron, gdyż przedstawiciele nauki zbyt często zatracają proporcje zagadnień wskutek braku bezpośredniej łączności z nurtem życia szerokich rzesz; a izolacja w kręgach elity kulturalnej utrudnia im dostrzeganie lub rozumienie pewnych zagadnień, które mogłyby wywrzeć podniecający wpływ na ich twórczość.

Trzeba zerwać z tradycją „oświaty dla ludu”, niesionej przez panów z miasta.

Obowiązkiem wyższych ośrodków nauki i sztuki jest pomoc fachowa w organizowaniu życia kulturalnego warstw dotąd upośledzonych wedle ich własnych dążeń, pomoc doradcza w wypracowaniu nowych wzorów osobowych, które pod wpływem nowych możliwości powinny wyrosnąć z tamtych środowisk.

Jest na czym się oprzeć. W ostatnich latach przed wojną w sferach chłopskich i robotniczych widoczny był pęd do wiedzy, zaczynał się krzewić kult nauki przypominający może postawę inteligencji polskiej z czasów pozytywizmu. Nie znaczy to, abyśmy mieli się obawiać, że proces upowszechniania wyższego wykształcenia prowadzić będzie do przetwarzania typów chłopskich i robotniczych w nowych inteligentów o umysłowości sprzed pół wieku!

Odmienne środowisko, odmienne tradycje, odmienne warunki życia zaważą pod tym względem równie silnie jak łączność z nowoczesnymi ośrodkami życia naukowego.

Na gruncie demokracji społeczno-politycznej demokratyzacja wyższych form kultury umysłowej nie jest tylko realizowaniem postulatów równości i sprawiedliwości społecznej: jest to równocześnie obrona życia społecznego przed wstecznictwem i zaściankowością.

Pamiętamy antynormalną sytuację z pierwszych lat niepodległości, kiedy to stronnictwa postępowe przeforsowały w sejmie polskim równouprawnienie kobiet i tym właśnie utorowały drogę do zwycięstwa prądom antydemokratycznym i zachowawczym, ponieważ kobiety przeciętnie reprezentowały niższy poziom umysłowy i bardziej konserwatywne tendencje.

Znamy obawę postępowych demokratów przed rozszerzeniem kompetencji samorządu lokalnego w myśl demokratycznych zasad, gdyż w ten sposób mogą się rozszerzyć wpływy ciemnej parafiańszczyzny.

Upowszechnienie wyższych studiów, rozbudowa ośrodków życia kulturalnego na prowincji i na wsi to najskuteczniejsza forma walki z tego rodzaju niebezpieczeństwami.

Bez demokratyzacji ustroju społecznego nie jest możliwa istotna demokratyzacja kultury, ale demokratyzacja ustroju politycznego bez równoczesnego procesu upowszechniania wyższych form kultury umysłowej może prowadzić do skutków, które podcinają jej sens istotny.

Stanisław Ossowski


Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w periodyku „W Świetle Dnia” nr 2, maj-czerwiec 1944. „W Świetle Dnia” było pismem lewicowej Tajnej Organizacji Nauczycielskiej, ukazały się jedynie dwa numery. Ze względów konspiracyjnych wydawane było w formie broszury, antydatowane na rok 1934, bez karty tytułowej, a artykuły podpisywane były jedynie kolejnymi literami alfabetu. Ze swoich zbiorów udostępnił i przygotował na potrzeby Lewicowo.pl Wojciech Goslar, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.

Publikowaliśmy już inne teksty Stanisława Ossowskiego:

* W tym systemie dom nie jest pojęty w sensie architektonicznym ani tym bardziej w sensie angielskiego „home”. „Domem” jest tutaj zespół mieszkań posiadający pewne wspólne urządzenia, a przede wszystkim wspólny hall, w którym znajdowałaby się m. in. niewielka czytelnia czasopism i niewielka podręczna biblioteczka. Może to być jeden blok, może być zespół domów jednorodzinnych. Osiedle – to jednostka urbanistyczna nie przecięta większymi arteriami ruchu kołowego, jednostka o 10000-12000 mieszkańców. Dzielnica składać się ma z kilku takich osiedli.

Stanisław Ossowski (1897-1963) – jeden z najwybitniejszych polskich socjologów, profesor Uniwersytetu Łódzkiego i Uniwersytetu Warszawskiego. Żołnierz w wojnie z bolszewikami w 1920 r. oraz w kampanii wrześniowej, podczas okupacji zaangażowany w tajne szkolnictwo. W roku 1951 usunięty z przyczyn politycznych z pracy na UW, przywrócony na stanowisko po Październiku ’56. Współtwórca Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, w latach 1959-62 wiceprzewodniczący Międzynarodowego Towarzystwa Socjologicznego. Autor wielu publikacji, z których najważniejszą w jego dorobku – i zarazem jedną z kluczowych w dorobku polskiej socjologii – jest rozprawa „O osobliwościach nauk społecznych”. Sympatyzował ze środowiskami lewicowymi i demokratycznymi – przed wojną z PPS-em, w PRL-u zaś z tzw. socjalizmem humanistycznym.

↑ Wróć na górę