January Grzędziński
Na dwudziestolecie niepodległości. Defilada ku polskiej wolności
[1938]
Koniecznym było, by najśmielsi i najenergiczniejsi wzięli na swoje barki odpowiedzialność, inicjatywę rzucenia iskry na proch. Rozkaz Józefa Piłsudskiego, 22 sierpnia 1914 r.
Dziś, gdy nie tylko „najenergiczniejsi i najśmielsi” w narodzie, ale i ci, jakże liczni, którzy Polskę otrzymali za darmo i którzy, miast być swym prochem, byli, niestety, skałą niewzruszoną na wszelkie hasła wolności, obchodzą uroczyście dwudziestą już rocznicę odzyskania Niepodległości, nie dajmy sobie ani zasłonić ducha tego święta gęstym dymem kadzideł, ani zagłuszyć patosem kazań jego prawdziwej mowy. Odrywając na chwilę oczy od defilady dzisiejszego dnia, wypatrzmy z przeszłości inną defiladę, defiladę pokoleń niewoli, pokoleń walki i pokolenia zwycięstwa.
Ileż to wzlotów i upadków, załamań i nowych porywów ku wolności od czasu upadku szlacheckiej Rzeczypospolitej. „Najśmielsi i najenergiczniejsi” brali na siebie odpowiedzialność, lecz proch był zamokły, zwietrzały.
Warstwa, która miała walczyć o Rzeczpospolitą, warstwa szlachecka, odpowiedzialna za jej upadek, już z własnego upadku podźwignąć się nie mogła. W walkach powstańczych część już tylko tej szlachty stawała do boju i jakże nieliczna; przez trzy lata powstania styczniowego 50 tysięcy przewinęło się przez jego szeregi.
Jasnym było i oczywistym, że do wolnej Ojczyzny jedna już tylko prowadziła droga – droga chłopskiej wolności i chłopskiej siły.
Czy konieczności powołania tej chłopskiej siły nie dostrzegł już przed półtora wiekiem Kościuszko, czy nie widział, że „konieczną jest rzeczą, aby lud czuł, iż bijąc się przeciw nieprzyjacielowi powszechnemu, znajduje w tym polepszenie losu swego”? I waliły się nadaremnie wszystkie krwawe wysiłki, bo egoizm klasowy upadłej już szlachty nie chciał ustąpić z drogi. „Chciano, aby [lud] krew swoją przelewał za ojczyznę, która przez tyle wieków wzgardą, poniżeniem i nędzą pracę jego nagradzała; wołali, aby powstał i najezdników zniszczył – oni, co sami najezdnikami jego byli. Dlatego na obłudne ich [szlacheckich przywódców powstania 1831 r. – przyp. autora] wołania słabe tylko odpowiedziało echo i upadliśmy” (Manifest Tow. Demokratycznego z r. 1836).
Boi się bowiem szlachta chłopskiej pomocy, bo to równie zewnętrznym, jak i wewnętrznym nieprzyjaciołom (a więc dla niej samej) straszną potęga, czytamy w tym samym manifeście Towarzystwa Demokratycznego, przecież składającego się również ze szlachty, lecz tej, która gotowa była do wszelkich poświęceń ze swych korzyści dla wolności kraju.
Ale że nieliczna była ta demokracja szlachecka, powstania gasły beznadziejnie.
Szlachta ponosi winę nie tylko dlatego, że chłop polski nie podał jej w tej walce ręki, ale że na upośledzeniu chłopa w Polsce pokładać mogły swe nadzieje rządy zaborcze.
Odpowiedzialna za upadek Rzeczypospolitej, niezdolna do jej wyzwolenia, szlachta skończyła swą rolę warstwy historycznej.
Józef Piłsudski, wódz zwycięskiego pokolenia, prowadzi do boju o Polskę lud polski, lud robotniczy i chłopski, aby jak powiada „skruszyć kajdany niewoli politycznej, by podjąć wielkie dzieło przekształcenia dzisiejszego, niesprawiedliwego porządku społecznego” (P. M. P. t. I str. 139).
Pod tym nowym sztandarem, pod sztandarem czerwonym stacza pierwszą zbrojną bitwę z zaborcą na pl. Grzybowskim w Warszawie – pod hasłem rewolucyjnego skojarzenia społecznego, wyzwolenia ludu z gospodarczej niewoli z wyzwoleniem narodowym buduje kadry swego wojska, swoich legionów. Ideowa deklaracja Związku Walki Czynnej, który w roku 1908 pod wodzą Józefa Piłsudskiego rozpoczyna przygotowania do zbrojnej walki, nie pozostawia żadnych wątpliwości:
„Związek Walki Czynnej, stawiając sobie za zadanie przygotowanie poza granicami caratu sił materialnych i moralnych dla rewolucyjnego powstania Polski przeciw najazdowi moskiewskiemu stwierdza, że celem zgodnych usiłowań ogółu jego członków jest Niepodległa Republika Demokratyczna.
Drogę wiodącą do urzeczywistnienia tego celu widzi Związek Walki Czynnej w jak najpełniejszym wyzwoleniu energii rewolucyjnej, tkwiącej w masach ludowych.
Z dążeniami przeto niepodległościowymi – republikańskimi i demokratycznymi – wiąże Związek Walki Czynnej dążenie do społecznej reformy, która by ogółowi obywateli wyzwolonego kraju zagwarantowała prawo do pracy i chleba, a zamieniając ziemię na własność narodową, zwróciła ją jej właścicielowi dawnemu: milionom pracującego ludu”.
Nie ma więc najmniejszej wątpliwości co czuły, co myślały, jakimi ideami były owiane, z jakimi hasłami szły w bój o Polskę szeregi Józefa Piłsudskiego.
Nie ma więc najmniejszej wątpliwości, iż duch 11 listopada to bojowy duch polskiej demokracji.
Inną prawdę należy także w tym dniu uroczystym przypomnieć.
Narody szczęśliwe zawsze znajdują przyjaciół – trudno jednak o przyjaciela w nieszczęściu. Ale tylko taki właśnie jest prawdziwym, rzetelnym przyjacielem.
Polska przez cały wiek swej niewoli nie znalazła rzetelnych przyjaciół ani w rządach Anglii, ani też Francji, nie znalazła ich wśród Peelów, Palmerstonów czy Thiersów – jej jedynym przyjacielem, szczerym, oddanym, był międzynarodowy ruch robotniczy, a twórca Międzynarodówki Robotniczej, Karol Marks, był najżarliwszym apostołem naszej niepodległości.
Pisał więc w r. 1875:
„Program Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotniczego (tzw. I Międzynarodówka*), która zainicjowana została w roku 1863 na międzynarodowym zgromadzeniu w Londynie, zwołanym dla wyrażenia sympatii polskiemu powstaniu, wystawia odbudowanie Polski jako jeden z celów międzynarodowej polityki robotniczej”.
Gdy zaborcze państwa nie tylko znajdowały oparcie w rządach Zachodu przeciwko nam, ale i w ugodowej szlachcie polskiej, wówczas Karol Marks właśnie rzucał hasło niepodległości Polski: „Robotnicy całej pozostałej Europy potrzebują niezależności Polski równie, jak sami polscy robotnicy”.
Demokracja ludowa Zachodu była jedynym naszym towarzyszem walki.
Gdy zbliżają się czasy, w których wali się wszystko, co nie dość silne, wsłuchajmy się w tę wymowę dnia Niepodległości.
Uświadomijmy sobie raz jeszcze, że Polska szlachecka, ucisku i krzywdy mogła być tylko Polską niewoli, niepodległą mogła zostać tylko Polska ludowa: ona jedna też znajduje w sobie siłę, suwerenność ojczyźnie zapewniającą.
„Najsilniejsi i najenergiczniejsi” żołnierze Józefa Piłsudskiego, dla niej walczyli i jej tylko przekazać mogą swą odpowiedzialność.
January Grzędziński
Powyższy tekst Januarego Grzędzińskiego pierwotnie ukazał się w piśmie „Czarno na Białym” nr 46 z 13 XI 1938 r. Pismo to było organem środowiska związanego z Klubami Demokratycznymi i Stronnictwem Demokratycznym – formacjami centrolewicowymi, wywodzącymi się głównie z lewego skrzydła obozu sanacyjnego. Po latach tekst został wznowiony w książce „Materiały do historii klubów demokratycznych i Stronnictwa Demokratycznego w latach 1937-1939”, cz. 1, wstęp i oprac. Leon Chajn, Warszawa 1964. Na potrzeby Lewicowo.pl tekst przygotował Piotr Grudka.
- Przypis redakcji „Czarno na Białym”: Rzecz to niezwykle charakterystyczna dla moralności reakcyjnej prasy polskiej, że ta ex-ugodowa prasa szczególnie zawzięcie oskarża dziś Międzynarodówkę Robotniczą o wrogie dla naszej suwerenności zamiary!
Na podobny temat warto przeczytać:
Aleksander Erlich – W XX rocznicę niepodległości Kazimierz Zakrzewski – Państwo ludowe – idea z listopada 1918 r.Lidia i Adam Ciołkoszowie – Międzynarodówka a Polska i Polacy
„Robotnik” – 6 sierpnia