Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Jan Maurycy Borski

Dyktatura proletariatu

[1933]

PRZEDMOWA

W ostatnich czasach zagadnienie dyktatury proletariatu stało się znowu jednym z najaktualniejszych tematów w obozie socjalistycznym. Na zebraniach, konferencjach, w prasie – zarówno na Zachodzie, jak i u nas – poświęca się temu zagadnieniu dużo miejsca. Snadź tkwi w tym zagadnieniu coś, co porusza, pociąga lub niepokoi rzesze robotnicze.

Trzy główne czynniki składają się na to, że zagadnienie dyktatury proletariatu znowu odżyło. Jeden to „piatiletka” sowiecka, mająca wystawić dyktaturze najchlubniejsze świadectwo. Drugi to powodzenie faszyzmu i załamanie się demokracji w Niemczech. Trzeci wreszcie to potrzeba odpowiedzi na pytanie: w jakiej formie proletariat ma sprawować władzę, gdy ją zdobędzie.

W broszurze tej staramy się oświetlić zagadnienie dyktatury proletariatu z tych trzech punktów. Wywody nasze mają charakter dość ogólny, ale sądzimy, że na chwilę bieżącą to wystarczy.

Na początku z drobnymi zmianami i opuszczeniami umieściliśmy przedruk artykułu o dyktaturze proletariatu z „Przedświtu”, z numeru lutowego 1920 r. Jest to ocena polemiki Kautsky’ego i Lenina na temat dyktatury. Artykuł ów wprowadza czytelnika w sedno zagadnienia, a jednocześnie ułatwił autorowi jego pracę.

I. POLEMIKA MIEDZY KAUTSKYM A LENINEM

POJĘCIE DYKTATURY U MARKSA I ENGELSA

Głośna polemika Lenina z Kautskym w sprawie „dyktatury proletariatu” ma tę zasadniczą wadę, że obaj powołują się na Marksa i Engelsa i na podstawie urywków z ich pism starają się usprawiedliwić swoje poglądy. W rzeczywistości ani Marks, ani Engels dokładnie nie określili pojęcia dyktatury, tak iż każdy może dowolne wysnuć wnioski z tych luźnych uwag, które znajdzie u Marksa i Engelsa. Filologia talmudyczna kwitnie jednak także pośród teoretyków socjalizmu, nie przynosząc korzyści ani teoretycznej, tj. nie wyjaśniając ogółowi punktów spornych lub ciemnych, ani praktycznej, tj. nie wskazując środków działania.

Zarówno Kautsky („Demokratie oder Diktatur”, Berlin 1919 na str. 29), jak też Lenin („Proletarskaja rewolucja i renegat Kautsky”, wydawnictwo Petrogradskiej Rady Delegatów Robotniczych i Czerwonej Armii, 1919, na str. 8-9), biorą za punkt wyjścia swych roztrząsań zdanie Marksa w jednym z jego listów z r. 1875, głoszące: „Między społeczeństwem kapitalistycznym a komunistycznym leży okres rewolucyjnego przeobrażenia jednego w drugie. Odpowiednikiem okresu tego jest polityczny okres przejściowy, a państwo tego okresu nie może być niczym innym jak rewolucyjną dyktaturą proletariatu”.

Zdanie to Lenin nazywa „słynnym rozumowaniem Marksa, będącym podsumowaniem całej jego nauki rewolucyjnej” i napada na Kautsky’ego, który zdanie to nazywa tylko „słowem” Marksa. Bezstronny czytelnik łatwo dostrzeże, że zdanie powyższe, być może słynne, nie daje jednak określenia „dyktatury proletariatu”, lecz mówi tylko o momencie dziejowym, w którym dyktatura ta przypaść może; nie jest to w ogóle definicja naukowa, nie zawiera bowiem typowych cech danego pojęcia, które by odróżniły je od innych pojęć. Kautsky usiłuje też wyjaśnić, co Marks mógł rozumieć pod „dyktaturą proletariatu” i dochodzi do wniosku, że nie szło mu o „formę rządów”, lecz o „stan” (Zustand), który zapanować musi wszędzie, gdzie proletariat zdobędzie władzę. Ale takie wyjaśnienie zaciemnia tylko sprawę, gdyż trudno zrozumieć różnicę pomiędzy „stanem” a „formą rządów” dyktatury. Są to słowa, które ze swej strony wymagałyby ścisłych definicji przy pomocy powszechnie zrozumiałych i bezspornych pojęć, co wywołałoby pogmatwanie terminologii. Marks wyraźnie mówi o „państwie okresu przejściowego”, nie mówi tylko, w jakiej formie wyrazić się ma to utożsamienie państwa z „rewolucyjną dyktaturą proletariatu”. Słusznie też Lenin zarzuca Kautsky’emu pominięcie słowa „państwo” i złośliwie wykpiwa odróżnianie „stanu” od „formy rządów” przez porównanie: „zupełnie jak gdybyśmy odróżniali stan głupoty u człowieka rozumującego niemądrze od formy jego głupstw”.

Jeżeli Kautsky nie może sobie poradzić ze zdaniem Marksa, to Lenin ze swej strony zupełnie przemilcza „słowo” Engelsa o dyktaturze z artykułu ogłoszonego w 1891 r., a brzmiące tak: „Republika demokratyczna jest specyficzną formą dyktatury proletariatu”. Zdanie to jest bardzo na rękę Kautsky’emu, więc powołuje się na nie; jest niewygodne dla Lenina, więc przemilcza je.

Zajęliśmy się „filologią” przywódców dwu zwalczających się obozów robotniczych, aby wykazać, że cała ich robota, zmierzająca do zasłaniania autorytetem Marksa i Engelsa poglądów własnych, prowadzi na manowce. Jako ludzie nauki, twórcy socjalizmu naukowego, mogli dać tylko szkielet zjawisk życiowych, schemat praw rządzących w świecie ekonomii, historii itd., te zaś ich pisma, które omawiały sprawy i zdarzenia bieżące, były przystosowane do okresu, w którym żyli i w żaden sposób nie można przenosić poglądów z owych czasów na czasy obecne.

Marksizm nie jest zbiorem przepisów i recept dla polityków socjalistycznych.

STANOWISKO LENINA

Nie mogąc wykroić u mistrzów potrzebnej im definicji, Lenin i Kautsky są zmuszeni dać własną, przy czym każdy z nich oczywiście jest zdania, że tylko jego definicja odpowiada „prawdziwemu” Marksowi.

Zaznaczamy na wstępie, że Lenin bardziej naukowo traktuje sprawę, ponieważ z góry podaje definicję swą „dyktatury proletariatu”, by następnie dowieść, że dyktatura, w jego rozumieniu tego pojęcia, z konieczności zastosowana być musi przez proletariat. Natomiast Kautsky, opierając się na własnej interpretacji Marksa i zasięgając pomocy u Engelsa, dowodzi szkodliwości dyktatury dla rozwoju ruchu robotniczego i dopiero po ukończeniu tego dowodu podaje własną definicję. Czyli Kautsky, operując pojęciem dyktatury z góry nieokreślonym, zwalcza nieprzyjaciela, którego poznaje dopiero po uśmierceniu.

Lenin powiada: „Rewolucyjna dyktatura proletariatu jest to władza zdobyta i podtrzymywana przemocą przez proletariat nad burżuazją, władza nie związana żadnym prawem”.

Definicja ta zawiera błąd formalny, polegający na powtórzeniu jednej i tej samej cechy pojęcia przy pomocy różnych słów: władza zdobyta i podtrzymywana przemocą nie może uznawać jakichkolwiek praw, albowiem przemoc wyłącza prawo.

Z drugiej strony, podług definicji Lenina, nie będzie dyktatury proletariatu tam, gdzie proletariat dorwał się do władzy przemocą, lecz podtrzymuje władzę bez gwałtu. Taki stan rzeczy Lenin uważa za niemożliwy: „Rewolucja proletariatu jest niemożliwa bez gwałtownego zburzenia burżuazyjnej maszyny państwowej i zmiany jej na nową (podkreślenia Lenina), która, podług Engelsa, nie będzie już we właściwym znaczeniu państwem” (str. 13). Zdanie to jest niejasne. Co Lenin rozumie pod „rewolucją proletariacką”? Jeżeli ujęcie władzy politycznej, to rewolucja taka odbywa się zazwyczaj szybko i polega na przejęciu istniejących instytucji państwowych przez zwycięską klasę robotniczą. Nie ma wówczas czasu na „gwałtowne zburzenie burżuazyjnej maszyny państwowej”, którą się dopiero zdobyło. Lenin ma widocznie na myśli rewolucję społeczną, która podług jego własnych słów stanowi całą epokę („Przejście od kapitalizmu do komunizmu jest całą epoką historyczną...” str. 30). W tym to okresie należy zburzyć gwałtownie państwową maszynę burżuazyjną. Lenin wyraża się wielokrotnie w ten sposób, jak gdyby istniała rzeczywiście jakaś potworna maszyna fizyczna, której praca wychodzi na dobre burżuazji, a szkodzi proletariatowi. Trzeba przeto rozbić tę maszynę i na jej miejscu postawić nową, proletariacką. Nadużywanie przenośni wytworzyło u Lenina czysto automatyczno-mechaniczny pogląd na istotę ustroju państwowego. Nie ulega wszakże wątpliwości, że większość instytucji państwowych, stworzonych przez burżuazję, niekoniecznie musi być rozbita przy ujęciu rządów przez proletariat, lecz należy je przystosować do potrzeb robotniczych, że w interesie własnym robotników nie leży bynajmniej „gwałtowne zburzenie” istniejących już części maszyny państwowej, lecz przeciwnie: im więcej proletariat po przewrocie politycznym zastanie dobrze funkcjonujących instytucji państwowych, tym łatwiej upora się z przeobrażeniem ustroju.

Ustrój socjalistyczny o tyle tylko nie będzie „we właściwym znaczeniu państwem”, że nie będzie miał charakteru klasowego, nie przestanie jednak być w posiadaniu aparatu państwowego, tym bardziej niezbędnego, jako że ustrój ten opiera się na organizacji jak najszerszej wytwórczości, a jak ująć organizację taką w kształty „nowej” maszyny bez sprawnie działającej sieci instytucji państwowych?

W innym miejscu Lenin powiada, że dyktatura proletariatu ma za zadanie „złamać opór burżuazji”, „budzić strach w reakcji”, „podtrzymywać autorytet uzbrojonego ludu przeciw burżuazji”, „zgniecenie przez proletariat przemocą swych przeciwników” (str. 28).

Tylko tyle? Jest to doskonały program zemsty proletariackiej, rozciąganie „dnia zapłaty” na okres cały, ale nie program przeistoczenia ustroju kapitalistycznego na socjalistyczny. Całe rozumowanie Lenina obraca się w sferze czysto negatywnej: zburzyć, złamać, zniszczyć to, co istnieje, a wyskoczy samo przez się coś całkiem nowego, lepszego.

A przecież okres dyktatury proletariatu ma właśnie być wstępem do ustroju socjalistycznego, to znaczy musi być okresem budowy, twórczości wzmożonej. Dlaczegóż Lenin kładzie nacisk na to, co jest w istocie rzeczą podrzędną, a nie mówi nic o sprawie najważniejszej? Toć proletariat zawsze dąży do złamania oporu burżuazyjnego i samo przez się jest zrozumiałe, że w okresie rewolucji, w okresie ostatecznego napięcia walki klasowej, stosowane być mogą najostrzejsze środki i wyzyskane być muszą wszelkie możliwości.

Dlatego, że Leninowi idzie o przeciwstawienie demokracji burżuazyjnej dyktatury proletariatu. Dyktatura jest zaprzeczeniem demokracji burżuazyjnej, urzeczywistnia natomiast demokrację proletariacką. Przy najbardziej rozwiniętej demokracji burżuazyjnej proletariat jest uciskany ekonomicznie, politycznie zaś burżuazja osiąga przewagę w instytucjach ustawodawczych, ponieważ swą przewagą ekonomiczną łatwo zdobywa przewagę polityczną. „W demokracji burżuazyjnej ochrona mniejszości stosowana bywa tylko względem mniejszości burżuazyjnej, proletariatowi zaś dostają się stany wyjątkowe lub pogromy.

Im bardziej rozwinięta jest demokracja, tym bliżej przy wszelkim, głębiej sięgającym zatargu, niebezpiecznym dla burżuazji, do pogromu lub wojny domowej” (str. 21).

Otóż każdy socjalista wie, że między demokracją polityczną w ustroju burżuazyjnym a demokracją społeczną wielka zachodzi różnica. Wie o tym także Kautsky, któremu Lenin niepotrzebnie to przypomina. Ale w jakimże celu proletariat robi rewolucję, jeśli nie w celu przeistoczenia demokracji burżuazyjnej w demokrację społeczną, proletariacką? Nie będziemy się zastanawiali, czy Lenin należycie ocenia i czy docenia znaczenie demokracji politycznej dla proletariatu, albowiem nie o demokracji piszemy. Zagadnienie nas obchodzące sformułować należy tak: jak zachować się winien proletariat po zwycięskiej rewolucji politycznej? Lenin odpowiada bez wahania: sprawować dyktaturę. Zawsze, bez względu na warunki wewnętrzne i zewnętrzne danego kraju? Lenin odpowiada: tak! „…Przypuszczać, że przy jako tako głębokiej i poważnej rewolucji rozstrzyga po prostu stosunek większości do mniejszości, jest największą głupotą”... (str. 30).

Lenin nic nie mówi, kiedy rewolucja jest „poważna i głęboka”, a kiedy nie. Ponieważ mówimy tylko o rewolucji proletariackiej, sądzimy, że Lenin nie odmówi jej owych dwóch zaszczytnych przymiotników. Stosunek liczebny sił w społeczeństwie nie obowiązuje więc w chwili rewolucji.

Na czym polega dyktatura? „Cechą konieczną i warunkiem niezbędnym dyktatury jest zgniecenie przemocą wyzyskiwaczy jako klasy, a więc naruszenie »czystej demokracji«, to znaczy równości i swobody w stosunku do tej klasy” (str. 32). Słyszeliśmy już o „gwałtownym zburzeniu maszyny państwowej”, teraz mamy „zgniecenie przemocą wyzyskiwaczy”. Jak tego dokonać? „...Z wyjątkiem chyba całkiem rzadkich i odosobnionych wypadków, wyzyskiwaczy nie da się zniszczyć od razu. Nie można od razu wywłaszczyć wszystkich ziemian i kapitalistów większego kraju. Dalej, samo wywłaszczenie, jako akt prawny czy polityczny, bynajmniej nie rozstrzyga sprawy, ponieważ trzeba faktycznie zastąpić ziemian i kapitalistów, faktycznie postawić na ich miejscu innego robotnika, zarząd fabryk i majątków” (str. 29).

Więc „wyniszczyć” wyzyskiwaczy nie znaczy wytępić ich jak robactwo lub szczury, lecz pozbawić ich pasożytniczego stanowiska społecznego, zastąpić ich jednostkami lub grupami jednostek przekształcających źródło dochodowe wyzyskiwacza w społeczny warsztat pracy.

A może Lenin odbiera wyzyskiwaczom prawa wyborcze? Bynajmniej. „...Sprawa odebrania wyzyskiwaczom prawa wyborczego jest sprawą czysto rosyjską, a nie dyktatury proletariatu w ogóle” (str. 31).

A w jakiej formie przejawia się dyktatura, czyżby koniecznie sowietów? Wcale nie. „Sowiety to rosyjska forma dyktatury proletariackiej” (str. 33).

Jakież są skutki dyktatury? „Jeżeli wyzyskiwacze są rozbici tylko w jednym kraju – co jest wypadkiem typowym, albowiem rewolucja jednoczesna w szeregu państw jest rzadkim wyjątkiem – to mimo to pozostają oni jednak silniejsi od wyzyskiwanych, gdyż stosunki międzynarodowe wyzyskiwaczy są olbrzymie” (str. 29). Więc mimo rozbicia ich, wyzyskiwacze pozostają silniejsi od proletariatu? Cóż to za „rozbicie” i po cóż było w takim razie „rozbijać”?

Zwątpienie nas ogarnia. Ale i sam Lenin widocznie zwątpił, skoro zapytuje: „Teoretycznie pytanie brzmi tak: czy jest możliwa dyktatura proletariatu bez naruszenia demokracji?” (str. 32), chociaż pytania takiego wcale mu zadawać nie wolno wobec własnej jego definicji, że dyktatura jest to „władza zdobyta i podtrzymywana przemocą”.

Nieoględne pytanie zrodziło kiepską odpowiedź: „Kautsky prawił o wszystkim możliwym, o wszystkim co dogadza liberałom i burżuazyjnym demokratom, co nie wykracza poza granice ich idei, tylko nie o najważniejszym, tylko nie o tym, że proletariat nie może zwyciężyć, nie złamawszy oporu burżuazji, nie zgniótłszy przemocą swych przeciwników, i że tam, gdzie jest »zgniecenie przemocą«, gdzie nie ma »wolności«, nie ma oczywiście demokracji” (str. 33).

Znowu łamanie, gniecenie. Ale przecież nie o to szło, tylko o dowód, że przezwyciężenie oporu burżuazji musi zawsze i wszędzie dokonać się w postaci leninowskiej dyktatury i że dyktatura ta jest rzeczywiście przeciwstawieniem demokracji. Dowodu tego Lenin nie przeprowadził. Jego dyktatura nie doprowadza nawet do „rozbicia” burżuazji, jego „zgniecenie” wyzyskiwaczy bardzo dobrze uskutecznić się da przy rządach demokracji, jego nieokreślone, a wciąż powtarzane słowa o rozbijaniu, zgnieceniu, wyniszczeniu są uderzeniami pięści w próżnię.

STANOWISKO KAUTSKY’EGO

Kautsky uznaje rządy proletariatu tylko wówczas, kiedy ten stanowi większość ludności i kiedy ta większość wyraża wolę sprawowania rządów. W takim razie nie ma potrzeby stosowania dyktatury. Jeżeli jednak w wyjątkowych wypadkach mniejszość socjalistyczna dorwie się do władzy, to przestrzegając zasady demokracji, powinna się poddać głosowi ogółu i ustąpić, o ile w powszechnym głosowaniu okaże się w mniejszości. Kautsky wykazuje, że rządy mniejszości nie mogą prowadzić do socjalizmu, że dyktatura odstrasza elementy, które w warunkach demokracji przystąpiłyby do socjalizmu, że wojna domowa, która nie ma nic wspólnego z rewolucją społeczną, powstrzymuje proces socjalizacji. Kautsky nie odrzuca środków przemocy względem burżuazji, ale przemoc ta ma być stosowana tylko jako odpowiedź na przemoc ze strony burżuazji. Im bardziej demokracja jest rozwinięta, tym większe są szanse, że rewolucja na pokojowej dokona się drodze. Dyktatura mniejszości nie może obdarzyć ludu wolnością, gdyż podkopałaby swą władzę, krępując zaś swobodę ludu, tamuje rozwój socjalizmu. Dyktatura warstw niższych otwiera drogę dyktaturze szabli. Tylko tam, gdzie proletariat stanowi większość narodu zorganizowanego demokratycznie, mamy warunki powstania produkcji socjalistycznej.

„Pod dyktaturą proletariatu możemy rozumieć tylko panowanie jego na podstawie demokracji” (str. 38).

Definicja ta równa się odrzuceniu pojęcia dyktatury, jako zbytecznego.

UWAGI

Wywody Kautsky’ego są na ogół słuszne, ale przystosowane do warunków pokojowego rozwoju społeczeństw i socjalizmu; nie są jednak wystarczające po zdobyczach wojny światowej i rewolucjach, które po niej nastąpiły. Właśnie rewolucje te wysunęły na porządek dzienny zagadnienie dyktatury, o której przed wojną prawie nie mówiono.

Sprawa dyktatury jest sprawą czysto praktyczną, sprawą taktyki socjalistycznej, nigdy zaś teorii z góry powziętej. Dotychczasowe doświadczenia rewolucji w Rosji, w Niemczech itd. dały nam zbyt mało jeszcze materiału, by na jego podstawie wysnuć daleko idące wnioski. W Niemczech na początku rewolucji faktycznie istniała dyktatura proletariatu, trwało to jednak krótko, a rozdarcie robotników na trzy zwalczające się odłamy uniemożliwiło im zdobycie większości w konstytuancie, do czego bezwzględnie doszłoby w razie jedności socjalistycznej. Jedynie Rosja jest źródłem, skąd można czerpać dane o dyktaturze. Dyktatura to cząstkowa proletariatu, gdyż jednej tylko partii i proletariatu przeważnie miejskiego. Znikoma więc mniejszość proletariatu panuje nad większością. Jedynie warunki geograficzne Rosji, zupełna słabość burżuazji i opór większości kraju przeciw odbudowie caratu utrzymują dotychczas partię rządzącą u władzy. Ale i to kosztem powiększających się wciąż ustępstw. Cóż jednak jest w dyktaturze bolszewickiej takiego, co zasługuje na uwagę ogółu socjalistów i co sprawę tę utrzymuje na porządku dziennym?

Jest to sprawa zabezpieczenia zdobyczy rewolucyjnych. Rewolucje w Rosji (lutowa), Niemczech, Austrii były skierowane przeciw despotyzmowi monarchicznemu, były krzykiem rozpaczy zmęczonych wojną mas, ale nie były rewolucjami proletariackimi w ścisłym znaczeniu tego słowa. Dokonał ich przeważnie proletariat, ale nie przyświecały mu cele proletariackie. Mimo to główny aktor dramatu, pozbywszy się oków, stworzył sobie nowe formy polityczne, jak np. sowiety rosyjskie. Dla zabezpieczenia tych czy owych form, zapewniających proletariatowi swobodę ruchów w duchu własnych potrzeb i celów, po zwycięskiej rewolucji (i tylko wówczas), sądzimy, że nastąpić musi pewien okres, który nazwalibyśmy okresem dyktatury i który z istoty swej długo trwać nie może. Nie dla wprowadzenia w życie socjalizmu, nie dla „zgniecenia” burżuazji, lecz dla obrony własnej proletariat, opanowawszy władzę, będzie musiał władzy tej bronić.

Tylko tyle da się obecnie w najogólniejszych rysach powiedzieć o obchodzącej nas sprawie.

Zaznaczyliśmy, że tylko po rewolucji zwycięskiej może być mowa o dyktaturze. Przykazaniem więc naczelnym socjalistów pozostaje nadal opanowanie władzy. Drugim przykazaniem musi być jedność proletariatu, w przeciwnym razie zwycięstwo będzie iluzoryczne. Poza tym cały szereg czynników, jak siła burżuazji, stosunki zagraniczne, wyrobienie klasy robotniczej i wiele innych, wywrą swój wpływ na przebieg i charakter dyktatury.

Przypuszczenia Kautsky’ego, że na drodze demokracji, po prostej linii rozwojowej, dojdzie się do socjalizmu, że burżuazja zlęknie się większości proletariackiej i nie będzie usiłowała kopać pod nią dołków – tchną optymizmem nie mającym potwierdzenia w dziejach.

Formułki Lenina, przeniesione z zacofanej pod względem ekonomicznym Rosji na inne, bardziej skomplikowane organizmy o odmiennej strukturze, nie nadają się do szczepienia.

Wysuwanie hasła dyktatury proletariatu jako punktu programu, do którego należy dążyć, świadczy nie tylko o niezrozumieniu tych słów, ale w praktyce działa też demoralizująco. Pobudza niskie instynkty mas, wciąga do szeregów partyjnych ludzi o katowskich upodobaniach, indywidua spod ciemnej gwiazdy, obniża sztandar etyczny socjalizmu.

Dyktatura jest złem koniecznym na drodze prowadzącej do socjalizmu. Usprawiedliwienia swe czerpie w egoizmie klasowym burżuazji i w moralnej sankcji ludu pracującego. Należy badać naukowo to zjawisko. Nie wolno jednak czynić zeń chleba powszedniego na wiecach i w prasie.

II. NASZA DEFINICJA

Stanowisko zajęte przez nas w artykule powyższym przed 13 laty uważamy i dzisiaj za słuszne. Musimy jednak rozwinąć i uzasadnić twierdzenia ledwie naszkicowane w końcowych uwagach artykułu.

Przez dyktaturę proletariatu rozumiemy sprawowanie wszystkiej władzy przez proletariat przy pomocy organów i środków uznanych przezeń za celowe.

W związku z naszą definicją, że okres dyktatury następuje bezpośrednio po zwycięskiej rewolucji i długo trwać nie może, wynika, że sprawowanie władzy przez proletariat w formie większości parlamentarnej nie będzie w naszym pojęciu dyktaturą. Dyktatura wyprzedza przyszłą formę rządzenia. Ale już to samo, że proletariat odniósł w rewolucji zwycięstwo, świadczy o jego przewadze, jeśli nie liczebnej, to – co najmniej – moralnej w społeczeństwie, i o wysokim wyrobieniu politycznym. Upoważnia go to do sprawowania dyktatury.

Z definicji naszej wynika dalej, że pod mianem rewolucji rozumiemy tu rewolucję polityczną, a nie społeczną, stanowiącą samą dla siebie cały okres.

Wreszcie chcielibyśmy wyjaśnić, dlaczego zagadnienie dyktatury proletariatu zaliczamy do dziedziny praktyki, a nie teorii socjalistycznej. Nie chcemy przez to powiedzieć, że zagadnienie to nie nadaje się do rozważań teoretycznych. Wszak przyznajemy, że należy badać naukowo zjawisko dyktatury, czyli „teoretyzować”, a zresztą szkic niniejszy jest przecież pracą teoretyczną, jak jest nią wszelka krytyka, wszelkie dociekanie myślowe.

Dyktatury proletariatu nie traktujemy jako zagadnienia teorii socjalistycznej dlatego, że nie jest ona zagadnieniem programu socjalistycznego, nie wchodzi w zakres celów socjalistycznych. W walce o socjalizm dyktatura jest jednym z licznych narzędzi, którymi proletariat się posługuje, jednym ze środków taktycznych.

Tym się też tłumaczy fakt, podkreślony w artykule powyższym, że przed wojną światową o dyktaturze prawie nie mówiono, a jeśli poruszano ten temat, to mimochodem, ubocznie, nie zatrzymując się dłużej nad tą sprawą. I nic dziwnego. W programie socjalistycznym dyktatura nie figurowała. Jako taktyka zaś dyktatura nie wchodziła w rachubę, partie socjalistyczne bowiem w żadnym z krajów nie sięgały po władzę. W Rosji hasło dyktatury wypłynęło konkretnie dopiero po rewolucji lutowej 1917 r., po powrocie Lenina z zagranicy, a zaprowadzono dyktaturę po rewolucji bolszewickiej w listopadzie tegoż roku.

Pozorny wyjątek stanowi postawa „Proletariatu” w Polsce. Partia ta istotnie głosiła dyktaturę proletariatu jako hasło programowe. Ale trzeba pamiętać, że w przeciwstawieniu do partii socjalistycznych Zachodu „Proletariat” w sojuszu z „Narodną Wolą” propagował rewolucję jako wskazanie na dzień bieżący. W ten sposób program i taktyka niejako zlewały się w jedno. Ale i „Proletariat” kładł cały nacisk na rewolucję, otwierającą drogę dyktaturze. O samej dyktaturze dużo nie pisano. I słusznie: byłaby to sprawa taktyki nazajutrz po zwycięskiej rewolucji. „Dyktatura proletariatu będzie pierwszym aktem przewrotu” – pisał „Proletariat” (nr 3, w artykule: „My i burżuazja”).

W rozważaniach naszych traktujemy więc dyktaturę jako zagadnienie taktyki ruchu robotniczego.

III. DWIE DEMOKRACJE

Dla przeżywanego przez nas okresu dziejowego utarła się w obozie socjalistycznym nazwa okresu przejściowego od kapitalizmu do socjalizmu. Na nazwę tę można się zgodzić, mimo że jest zbyt ogólnikowa, ale pod warunkiem, że wyciągnie się z niej należyty wniosek, mianowicie, że przejściowość okresu wymaga też przejściowych metod działania. To znaczy w okresie przejściowym, który jest okresem najwyższego natężenia walk klasowych, klasa robotnicza nie może stosować wszędzie „sztywnej” i jednakowej taktyki.

Nie może stosować i z tego także względu, że przejściowość w różnych przejawia się postaciach. Przyjmujemy jako pewnik, że źródłem przejściowości jest kryzys ustroju kapitalistycznego. Że ustrój ten przeżywa głęboki kryzys, przyznają wszyscy. Nie będziemy też uzasadniali, że kryzys ma charakter strukturalny (to znaczy, że dotyczy samej istoty ustroju), a nie koniunkturalny, bo co do tego obóz socjalistyczny jest jednej myśli.

Dla naszych rozważań wystarczą kraje Europy, gdzie są najbardziej zróżniczkowane typy państw, gdzie była kolebka kapitalizmu i skąd kapitalizm roztoczył swe panowanie nad światem.

Z wyjątkiem Rosji Sowieckiej wszystkie kraje europejskie żyją pod znakiem kryzysu gospodarki kapitalistycznej. Ale ten kryzys objawia się w poszczególnych krajach w różnej formie, zależnej nie tylko od struktury gospodarczej i społecznej kraju, od jego składu narodowego i poziomu kulturalnego, ale także od czynnika, na którym nam tu przede wszystkim zależy: od stopnia ugruntowania demokracji.

Gdy rzucimy okiem na mapę Europy, przekonamy się, że państwa o starej, mocno zakorzenionej demokracji, przeżywają kryzys w innej formie niż reszta państw, mianowicie: kryzys gospodarczy nie narusza podstaw ustroju politycznego, kryzys gospodarczy nie przekształca się w kryzys polityczny. Państwami tymi są Anglia, Francja, Belgia, Holandia, Szwecja, Norwegia, Dania, Szwajcaria.

Można by zarzucić, że trwałość ustroju nie jest tu zasługą demokracji, lecz zwycięstwa w wojnie światowej pierwszych trzech wymienianych państw, a neutralności pozostałych. Niewątpliwie i jedno, i drugie odegrało swą rolę jako czynnik sprzyjający zachowaniu ustroju, chociaż z drugiej strony warto nadmienić, że gdyby państwa powyższe przegrały wojnę, to zemściłoby się to nie na demokracji, lecz na pozostałościach przebrzmiałych epok, np. na tronach królewskich, oraz na burżuazji w państwach republikańskich.

Ale o wartości „starej demokracji” mamy lekcję poglądową przy porównaniu wymienionych krajów z Włochami, Hiszpanią, Rumunią i innymi.

Włochy wyszły zwycięsko z wojny światowej, a mimo to stały się jedną z pierwszych ofiar przewrotów politycznych. Wprawdzie przy podziale łupów po wojnie Włochy spotkało rozczarowanie i zdobycz wojenna nie odpowiadała ich oczekiwaniom i pożądaniom; wprawdzie przewrót faszystowski miał podkład ekonomiczny, społeczny i nacjonalistyczny, ale niemniej można z całą słusznością stwierdzić, że czynnikiem najbardziej sprzyjającym zwycięstwu faszyzmu była słabość demokracji. „Faszystowski »marsz na Rzym« zwyciężył i obalił demokrację, która nie istniała w rzeczywistości. ...Gdy zastępy faszystowskie stanęły u podnóży rusztowania demokratycznego Włoch, nie znalazły tam ni wartowników, ni straży” – pisze Józef Prezzolini („Faszyzm”, przekład polski, str. 38, 40).

Jeżeli Włochy uważały swoje częściowe zwycięstwo raczej za klęskę, to nie można tego powiedzieć o Rumunii, która wyszła z wojny całkowicie „nasycona” terytorialnie. Mimo to panuje w niej stan ciągłej niepewności ustrojowej, stan pół-faszyzmu, dyktatury półwojskowej. Przyczyna: brak ostoi demokratycznej.

Dla tejże przyczyny Grecja, której szczęśliwie udało się obalić monarchię, wciąż znajduje się na pograniczu między dyktaturą a demokracją.

Hiszpania była w czasie wojny neutralna i dobrze na tym wyszła, a przecież nie uniknęła przewrotu faszystowskiego, kiedy korzyści ekonomiczne, płynące z neutralności, odpadły i burżuazja w oparciu o kliki oficerów i króla wszczęła „własną” wojnę w Maroku, jak gdyby chciała powetować sobie neutralność czteroletnią. I znowu słabość demokracji stała się tą siłą, na której Primo de Rivera oparł swe zwycięstwo.

Tezę naszą potwierdzają znakomicie państwa „nowe”, powstałe po wojnie. Polska, Jugosławia, Litwa, Finlandia – oto kraje, które niepodległość swą okupiły ofiarnym wysiłkiem mas pracujących, a w których demokracja albo została zdeptana, albo z wielkimi boryka się trudnościami.

Inne nowo powstałe państwa, mianowicie Czechosłowacja, Łotwa i Estonia, nie stanowią wyjątku w głoszonej przez nas zasadzie. Łotwa i Estonia w zaraniu swej niepodległości przeprowadziły radykalną reformę rolną i w ten sposób najlepiej utrwaliły demokrację u siebie. To samo uczyniła, acz w sposób mniej radykalny, Czechosłowacja, którą ponadto szczęśliwy los obdarzył mężem „starej demokracji”, prezydentem Masarykiem, kierującym młodą republiką w przeświadczeniu, że wszelkie zboczenie z drogi demokracji – wobec różnonarodowego składu ludności i położenia geograficznego kraju – zagrażałoby jej bytowi. Klasy posiadające Łotwy i Estonii, dwóch małych państewek sąsiadujących z Rosją Sowiecką, nie mogą sobie pozwolić na eksperymenty faszystowskie w obawie przed bolszewizmem (w Estonii była próba przewrotu komunistycznego, inscenizowana z Rosji). Demokracja jest tu dla klas posiadających jak gdyby tarczą ochronną przed bolszewizmem. Zresztą w krajach tych nie ma arystokracji, wymierającej klasy społecznej, niejako z musu spiskującej przeciw demokracji.

Wreszcie mamy grupę państw, gdzie klęska wojny przegranej wespół z brakiem tradycji demokratycznej albo wepchnęły kraj od razu w objęcia dyktatury (Turcja) i pół-dyktatury (Bułgaria), albo poprzez rewolucję komunistyczną doprowadziły do kontrrewolucji magnatów (Węgry), albo poprzez rewolucję demokratyczną zapoczątkowały okres długiej i wyczerpującej walki między demokracją a reakcją, z przewagą – jak dotychczas – demokracji w jednym kraju (Austria), a reakcji w drugim (Niemcy).

Taki byłby pobieżny szkic państw europejskich z punktu widzenia demokracji i skutków wojny.

Mówiąc o demokracji, o „starej demokracji”, o tradycji demokratycznej, mamy na myśli konstytucje i instytucje demokratyczne, istniejące od wielu pokoleń, a nawet wieków, i głęboko ugruntowane w świadomości i przyzwyczajeniach ludności.

Ale trzeba dodać – i na to szczególny kładziemy nacisk – że nosicielem, chorążym i bojownikiem tej demokracji jest klasa robotnicza. W ustroju kapitalistycznym demokracja polityczna (ciała ustawodawcze z wyborów powszechnych, swobody obywatelskie, wolność słowa, niezawisłość sądów itd.) najbardziej sprzyja rozwojowi ruchu robotniczego i stanowi tego rozwoju przesłankę niezbędną. Jest to stara prawda socjalistyczna. Ponieważ jednak prawdę tę podaje się w naszych czasach często w wątpliwość, należy ją przypomnieć. Zajmujemy się tu demokracją tylko o tyle, o ile wymaga tego nasz temat, nie będziemy tedy dłużej uzasadniali korzyści demokracji dla ruchu robotniczego.

Stwierdzamy więc tylko, że w krajach „starej demokracji” i w kilku małych krajach powstałych po wojnie klasa robotnicza może na drodze demokracji walczyć o władzę. Może jeszcze nawet w okresie przejściowym.

Inaczej przedstawia się sprawa w krajach młodej lub słabej demokracji. W części z nich demokracja została zniszczona, nie ma tedy mowy, by klasa robotnicza na drodze demokracji mogła ją odzyskać. W innych zaś demokracja wisi na włosku. Tam, gdzie klasa robotnicza jest dobrze zorganizowana, nie jest rozbita na zwalczające się wzajemnie partie i ma siłę zbrojną gotową w każdej chwili do odparcia ataków wroga, demokracja da się obronić (np. Austria). Tam zaś, gdzie tych warunków nie ma, demokracja – jeśli tak wyrazić się można – przechodzi do swego wroga, to znaczy reakcja wyzyskuje swobody demokratyczne do zdobycia władzy, po czym obala demokrację. Kapryśność demokracji polega więc na tym, że od swych zwolenników żąda siły i obrony, w przeciwnym razie woli śmierć z ręki wroga. Przykład klasyczny: Niemcy.

IV. DWA ETAPY

Okres przejściowy dzieli się na dwa etapy. Pierwszy etap trwałby aż do zdobycia władzy przez klasę robotniczą. Drugi – aż do urzeczywistnienia socjalizmu.

W krajach „starej demokracji” zdobycie władzy przez klasę robotniczą jest możliwe w drodze pokojowej, w drodze wyborów parlamentarnych, przez zdobycie większości głosów i mandatów, albo tylko większości mandatów, np. w Anglii, gdzie dzięki ordynacji wyborczej można uzyskać większość mandatów, nie mając większości głosów. W Danii i Szwecji partia socjalistyczna skupia już pod swym sztandarem z górą 40% wyborców, nie jest tedy wyłączone, że w bliskiej już przyszłości będzie miała większość, chociaż z drugiej strony doświadczenie pokazało, że przyrost głosów socjalistycznych w tych małych krajach nie jest tak równomierny i nie ma tak szybkiego tempa, by co do tej możliwości zbyt wygórowane żywić nadzieje.

Mówiąc o większości, mamy na myśli tylko większość socjalistyczną. Nie uwzględniamy komunistów ani innych partii robotniczych, gdyż uzależnienie się od nich krępowałoby swobodę ruchów rządu socjalistycznego, chyba że nastąpiłoby porozumienie na podstawie programu rządu socjalistycznego. Tym bardziej poza sferą naszych rozważań stoi rząd koalicyjny socjalistów z partiami burżuazyjnymi, który tu i owdzie mógł i może jeszcze mieć swą rację bytu, ale który poprzedza w czasie pierwszy wytknięty przez nas cel okresu przejściowego: zdobycie władzy przez proletariat. Nie bierzemy też pod uwagę rządu socjalistycznego opartego o mniejszość w parlamencie: rząd taki, zależny od poparcia elementów większości, jest do pewnego stopnia rządem koalicyjnym.

Otóż stajemy wobec możliwości, że rząd socjalistyczny oparty o większość socjalistyczną w parlamencie obejmie władzę w krajach „starej demokracji”. Pierwszy etap okresu przejściowego byłby osiągnięty. Będzie to doniosłe wydarzenie w dziejach socjalizmu i dlatego należy zająć się nim bliżej.

Narzuca się od razu pytanie: czy i w jaki sposób rząd ten będzie mógł wykonać zadanie drugiego etapu, tj. urzeczywistnić socjalizm.

Ponieważ rządu socjalistycznego, o jaki nam tu chodzi, jeszcze nie było [1], przeto możemy operować jedynie możliwościami i prawdopodobieństwami. Ale jeżeli w ramach tych możliwości i prawdopodobieństw ustalimy pewne konieczności, to może to mieć wartość praktyczną dla klasy robotniczej.

Otóż przede wszystkim nie każdy rząd socjalistyczny – mówimy wciąż o krajach „starej demokracji” – będzie miał to samo znaczenie dla sprawy socjalizmu. Rząd socjalistyczny małego kraju, np. Danii czy Belgii, póki będzie odosobniony, nie będzie w stanie wykonać programu socjalistycznego w szerszym zakresie, ponieważ zależność ekonomiczna od zagranicy nie pozwoli mu na pełną swobodę ruchów i zupełną samodzielność. Wprawdzie trzy państwa skandynawskie, Szwecja, Norwegia i Dania, w interesie swych gospodarstw kroczą często wspólnie, a w ostatnich czasach zarysowała się możliwość zbliżenia tych trzech krajów do Belgii i Holandii i zapowiada się ekonomiczny blok obronny tych 5 krajów przeciw wzbierającej fali protekcjonizmu u wielkich mocarstw, to jednak w razie powstania rządu socjalistycznego z programem socjalistycznym w jednym z tych państw reszta państw straciłaby ochotę współdziałania z nim i raczej użyłaby wszelkich środków, by utrudnić byt rządu socjalistycznego i zmusić go do ustąpienia. Użyłaby, gdyby w tych państwach burżuazja miała głos decydujący. Na szczęście tak nie jest. W Szwecji, Danii i Belgii socjalizm jest na tyle silny, że mógłby przynajmniej przeszkodzić krucjacie burżuazji przeciw rządowi socjalistycznemu; w Norwegii i w Holandii wpływy socjalizmu są mniejsze, ale wystarczające do wywarcia w razie potrzeby nacisku na burżuazję wspólnie z jednym czy dwoma z tamtych państw. Ale w takim razie powstanie rządu socjalistycznego w jednym z wspomnianych krajów zaostrzyłoby walki polityczne w pozostałych krajach i proces socjalizacji w kraju rządzonym przez socjalistów musiałby z konieczności, jako też z powodu zależności od wielkich państw, skromne zakreślić sobie granice.

Rząd socjalistyczny w małym kraju odegrałby swą rolę propagandową, zwłaszcza wobec najbliższych sąsiadów, ale sprawa socjalizmu nie rozstrzygnie się w małych krajach.

Socjalizm rozpocznie swój pochód od krajów wielkich, najbardziej rozwiniętych pod względem przemysłowym, gdzie proletariat miejski (robotnicy, pracownicy, urzędnicy) stanowi większość, jest dobrze zorganizowany i dojrzał do objęcia władzy. Konkretnie biorąc, chodzi nam tu o Anglię, która dzięki swej sile politycznej, ekonomicznej i militarnej nie potrzebuje się obawiać trudności zewnętrznych, a w każdym razie może się z nimi łatwiej uporać niż kraj mały. Dość zestawić Anglię np. z Belgią, krajem najbardziej uprzemysłowionym spośród 5 wymienionych wyżej krajów, by przekonać się, że ewentualny odosobniony rząd socjalistyczny w Belgii czułby się jakby osaczony z zewnątrz i byłby w stopniu daleko większym skrępowany w swych poczynaniach niż rząd socjalistyczny w Anglii.

Ale za to rząd socjalistyczny w Anglii miałby o wiele więcej wewnętrznych trudności do przezwyciężenia niż w krajach małych (z wyjątkiem Belgii, jako kraju silnie uprzemysłowionego, w którym zarówno klasa robotnicza, jak i kapitaliści są wzorowo zorganizowani, w Belgii odosobniony rząd socjalistyczny byłby w najcięższej sytuacji), przy czym do trudności wewnętrznych zaliczamy też te, które powstałyby w obrębie Imperium Brytyjskiego.

Należy chociażby krótko zastanowić się nad sprawą rządu socjalistycznego w Anglii. Dzień powstania takiego rządu powinien się stać przełomowym dla klasy robotniczej całego świata.

Doświadczenia dwóch rządów robotniczych pozbawionych większości w Izbie nauczyły klasę robotniczą, że trzecia próba tego rodzaju nie powinna się już powtórzyć. Doświadczenia te wykazały, że to, co jeszcze uchodzi w małym kraju, nie może być stosowane przez Anglię, że klęska rządu robotniczego w Anglii jest klęską robotników nie tylko angielskich, lecz całego świata. Dość wspomnieć fatalne skutki pogrzebania Protokołu Genewskiego wraz z upadkiem pierwszego rządu robotniczego z r. 1924. Toteż należy powitać z zadowoleniem postanowienie Partii Pracy, że w przyszłości obejmie ona rządy tylko w razie zdobycia większości mandatów. Przestarzała i niesprawiedliwa ordynacja wyborcza może przyspieszyć ten moment.

I oto przed rządem socjalistycznym stanęłoby zadanie przebudowy ustroju społecznego. Nikt chyba nie uwierzy, by ono dało się uskutecznić w drodze pokojowej, w „majestacie prawa”. Żaden socjalista nie będzie się łudził, że klasy posiadające Anglii, ci potężni lordowie, magnaci przemysłowi, bankierzy, dadzą się spokojnie wywłaszczyć w imię wierności dla demokracji. Tę niemożliwość wyłączamy z góry i nie będziemy się nad nią zastanawiali, przeczy ona bowiem doświadczeniom historii i marksowskiemu ujmowaniu dziejów.

Klasa robotnicza może tedy kartką wyborczą zdobyć rządy w Anglii, ale to dla drugiego etapu nie wystarcza. Drugi etap wymaga rządów trwałych i długotrwałych, o co rząd socjalistyczny będzie musiał ciężką toczyć walkę.

Są dwie możliwości. Albo klasy posiadające dopuściłyby się otwarcie zamachu stanu: w takim razie klasa robotnicza musiałaby zamach ten odeprzeć i w razie zwycięstwa ustanowić swą dyktaturę. W tym wypadku drugi etap okresu przejściowego cofnąłby się do pierwszego.

Albo też – co jest może prawdopodobniejsze – klasy posiadające zachowałyby się „wyczekująco” i dążyłyby do „legalnego” obalenia rządu socjalistycznego. Wyglądałoby to mniej więcej tak:

rząd socjalistyczny przeprowadza cały szereg ustaw o charakterze socjalistycznym zgodnie z ustalonym z góry planem, np. według programu uchwalonego na ostatnim Kongresie Partii Pracy w październiku 1932 r. (program ten przewiduje reorganizację najważniejszych dziedzin życia gospodarczego w duchu planowości i kontroli społecznej), jednym słowem sięga głęboko w podstawy ustroju społecznego. Jedne ustawy dadzą się urzeczywistnić prędzej, inne będą wymagały dłuższego czasu. Można przyjąć jako pewnik, że rząd będzie musiał borykać się z olbrzymimi trudnościami, związanymi z uprzątaniem smutnego dziedzictwa rządów burżuazyjnych i budowaniem nowego jutra. Będą to trudności natury materialnej i moralnej. Rząd będzie musiał przezwyciężać przeszkody obiektywne, dalej opór klas posiadających i ich złą wolę, demagogię i warcholstwo elementów „radykalnych”.

Lecz oto kadencja parlamentu się kończy, trzeba rozpisać nowe wybory. Burżuazja tworzy jeden blok wyborczy i, stosując najwymyślniejsze „tricki” i szantaże, dąży do obalenia rządu socjalistycznego. Jaka powinna być taktyka tego rządu?

Każdy socjalista zdaje sobie sprawę, że od rozstrzygnięcia tego pytania może zależeć los socjalizmu w Europie, że obalenie rządu socjalistycznego Anglii w połowie drogi, w toku budowania socjalizmu, byłoby klęską dla socjalizmu, byłoby katastrofą ruchu robotniczego.

Otóż wydaje się nam, że rząd socjalistyczny po czterech latach swoich rządów nie miałby powodu obawiać się opinii społeczeństwa. W kraju o większości robotniczej, jakim jest Anglia, rząd socjalistyczny byłby wiernym odzwierciadleniem potrzeb i interesów większości; wypełnianie programu tego rządu, przebudowa ustroju społecznego mimo trudności, na jakie byłby narażony, powiązałoby masy robotnicze więzami sympatii i miłości z rządem socjalistycznym, działającym przecież w ścisłej łączności z tymi masami, korzystającymi z prawa krytyki poczynań i posunięć rządowych i współpracującymi z rządem na różnych placówkach życia społecznego (w samorządzie terytorialnym i ubezpieczeniowym, w związkach zawodowych i spółdzielniach, w załogach fabrycznych itd.); kilkuletnie rządy socjalistyczne przyniosłyby w rezultacie – w stopniu większym lub mniejszym – poprawę bytu robotników, co już samo przez się stanowiłoby dla rządu socjalistycznego atut pierwszorzędny w walce z przeciwnikami. Przykład Danii, gdzie rząd socjalistyczny Stauninga, będący w mniejszości, a więc skrępowany na każdym niemal kroku i działający w najcięższych warunkach kryzysu gospodarczego, mimo to cieszy się niezachwianą ufnością mas pracujących miast i wsi – jest dowodem, że masy te, o ile w żywym są kontakcie z rządem, zawsze potrafią sprawiedliwie ocenić jego prace i wysiłki i poprą go należycie.

Rozumie się, że obok dzieła przebudowy społecznej rząd socjalistyczny musiałby w pierwszych właśnie latach zwrócić baczną uwagę na utrwalenie swych rządów. Musiałby przede wszystkim zmienić ordynację wyborczą w duchu powszechności i proporcjonalności, usunąć Izbę Lordów i inne przeżytki dawnych epok, opanować najważniejsze urzędy w administracji, na placówkach dyplomatycznych itd.

Energiczne i uczciwe wypełnianie tej olbrzymiej pracy, realizacja tej rewolucji społecznej przez rząd socjalistyczny pozyskają niezawodnie dla tego rządu większość społeczeństwa.

Ale gdyby mimo wszystko burżuazja jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zwyciężyła w wyborach? Gdyby jednym pociągnięciem pióra mogła przekreślić cały dorobek pracy socjalistycznej? Czy rząd socjalistyczny może dopuścić do tego? Czy może poświęcić najtrudniejszy i najważniejszy etap budownictwa socjalistycznego abstrakcyjnej formule demokratycznej?

Oczywista – nie! Demokracja prawdziwa i jedyna to właśnie ten rząd socjalistyczny, wszystko inne to przywidzenia, blade widma z ubiegłego stulecia. Rząd socjalistyczny, ustępując przed taką demokracją, sprzeniewierzyłby się własnej, socjalistycznej demokracji, tej, którą sam zaczął tworzyć. Wyrzekłby się rewolucji społecznej, a więc i socjalizmu.

Wypadek takiego zwycięstwa jest – powtarzamy – bardzo mało prawdopodobny. Gdyby nastąpił, to chyba może w związku z wojną, uknutą przez burżuazję wespół z imperializmem obcym przeciw rządowi socjalistycznemu. W takim razie rząd socjalistyczny musiałby podjąć na nowo walkę o władzę. Wystarczyłoby może na razie przedłużenie kadencji poprzedniej Izby. O ile by wybuchł opór czynny, rząd musiałby odpowiedzieć przemocą.

Ale należy sobie zdawać sprawę, że nawet przy „wyczekującej” taktyce burżuazji, dążącej do obalenia rządu socjalistycznego drogą „legalną”, rządy socjalistyczne, czyli drugi etap okresu przejściowego, czyli okres rewolucji społecznej – będzie to okres przewlekłych walk o utrzymanie władzy, walk zaczepno-obronnych, które przez postępy socjalizacji, znoszące podział społeczeństwa na klasy, zostaną stopniowo zlikwidowane. I na te walki trzeba być z góry przygotowanymi.

I jedno jest niewątpliwe: rząd socjalistyczny w Anglii nie powinien być w żadnym razie jednym ze zwykłych rządów, zmieniających się co pewien czas. Powstanie takiego rządu oznaczałoby, że społeczeństwo angielskie pragnie zmiany ustroju społecznego (Partia Pracy, zabiegając w wyborach o większość, wystąpiłaby z programem przebudowy społecznej) i udziela rządowi socjalistycznemu pełnomocnictwa do dokonania jej, a raczej do kierowania nią. Pełnomocnictwo to rząd socjalistyczny winien wyzyskać do końca, do osiągnięcia celu. Już sam cel przyświecający rządowi mieści w sobie obowiązek wytrwania do ostatka. Rząd socjalistyczny Anglii winien oznaczać: nie ma powrotu do rządów burżuazji.

W stosunku do małych państw nie można stawiać sprawy w sposób tak zdecydowany. Byłoby, oczywista, rzeczą pożądaną, by i u nich rząd socjalistyczny wytrwał do końca, ale to może okazać się niemożliwe, o ile taki rząd będzie odosobniony i z zewnątrz nie znajdzie potrzebnej pomocy. W każdym razie obóz socjalistyczny uczyniłby zapewne wszystko, co w jego mocy, by taki rząd mógł się utrzymać.

Jeśli chodzi o kraje „młodej demokracji”, gdzie większość socjalistyczna w parlamencie jest możliwa w niedalekiej przyszłości, to jedynie Austria wchodzi w rachubę. Większość ta byłaby od razu wystawiona na próby zamachowe ze strony reakcji. Trudno przesądzić z góry, czy w razie zwycięstwa nad reakcją Austria socjalistyczna mogłaby się ostać sama. To pewna, że możliwości socjalizacji byłyby dość duże, jeśli chodzi o samą Austrię, ale efekt na zewnątrz – ze względu na małą rolę tego małego kraju w gospodarstwie europejskim – byłby natury raczej propagandowej. Lecz byłaby to propaganda najwyższej klasy, czego rękojmię daje Wiedeń socjalistyczny, ta chluba proletariatu nie tylko austriackiego, ale i całej Międzynarodówki.

V. LEKCJA POGLĄDOWA NIEMIEC

Od Anglii, kraju „starej demokracji”, zwycięskim w wojnie światowej, przejdźmy teraz do Niemiec, gdzie demokracja jest świeżej daty, gdzie klęska wojenna zrodziła rewolucję. Od przyszłości może już bliskiej w Anglii przenieśmy się do przeszłości niedalekiej w Niemczech. Zestawienie obu najbardziej uprzemysłowionych krajów Europy, w których socjalizm może i powinien wziąć swój początek, będzie pożyteczne.

Rewolucja niemiecka obaliła monarchię. Na jej miejsce przyszła republika demokratyczna, której wyrazem jest konstytucja weimarska, dzieło kompromisu między prawicowym odłamem socjalizmu, tzw. szajdemanowcami [scheidemannowcami], a republikańskimi odłamami mieszczaństwa.

Wychodzimy z założenia, że Niemcy po wojnie i rewolucji zarówno ze względów zewnętrznych, tj. zależności od mocarstw zwycięskich, jak też wewnętrznych, mianowicie rozpaczliwej sytuacji gospodarczej, nie mogły się kusić o republikę socjalistyczną. Gdyby nawet ruch robotniczy był zjednoczony, to i wówczas nie mógłby bez narażenia się na ciężkie powikłania wewnętrzne i zatargi z aliantami iść dalej niż republika mieszczańska, aczkolwiek mógłby wywalczyć radykalniejszą konstytucję.

Ale grzechem pierworodnym republiki niemieckiej jest to, że sprzeniewierzyła się sobie już w chwili swych narodzin. Albowiem mimo obalenia monarchii nie tknięto jej aparatu biurokratycznego, jej szkieletu ani wielkiej własności rolnej, jej żywicielki. Pozostawiono nie tylko jej symbole w pomnikach, nazwach i tytułach, ale – co ważniejsza – zdetronizowani królowie i książęta otrzymali sute wynagrodzenie za to, że pozwolili się zdetronizować i dalej grasowali po kraju, spiskując przeciw republice. Zatwardziali monarchiści, marzący o odwecie i powrocie czasów przedwojennych, zajmowali czołowe stanowiska w nowej republikańskiej Reichswehrze, w administracji, w sądownictwie. Stare monarchiczne Niemcy zaopatrzono w szyld republikański, ale podstaw monarchii nie usunięto. Rewolucja z listopada 1918 r. była odruchem gniewu narodu niemieckiego za przegraną wojnę i związane z nią cierpienia, ale nie była twórczym wysiłkiem ku budowie nowych form życia.

Prawda, że w Prusach, gdzie z górą 10 lat rządy były w rękach koalicji weimarskiej (stronnictw wiernych konstytucji), zdołano aparat administracyjny natchnąć duchem republikańskim. Ale oto 20 lipca 1932 r. na drodze zamachu stanu usunięto rząd Brauna-Severinga, placówki kierownicze administracji obsadzono reakcjonistami; wieloletnie wysiłki poszły – przynajmniej w bardzo znacznym stopniu – na marne. O ile zwycięstwo republiki socjalistycznej było po rewolucji niemożliwe, o tyle tym większe możliwości i szanse miałaby akcja gruntownej likwidacji monarchii i pozostałości feudalnych. Akcji tej mocarstwa zwycięskie na pewno nie przeszkadzałyby. W kraju zaś akcja taka do pewnego stopnia łagodziłaby niesnaski wśród klasy robotniczej, stałaby się cementem dla pokłóconych grup.

Historia Niemiec powojennych to klasyczny przykład demokracji pozostawionej własnemu losowi. Twórcy republiki niemieckiej sądzili snadź, że „swobodna gra sił” w ustroju demokratycznym doprowadzi do zwycięstwa demokracji. Zapomnieli, że w kraju o niezwykle zaognionych walkach klasowych, w kraju, gdzie demokracja jest bardzo świeżej daty, w kraju podrażnionej – wskutek klęski wojennej – dumy narodowej, demokracja może utrzymać się i rozwijać tylko wtedy, gdy może stawiać czoła swym wrogom, gdy ma siłę do obrony. Siły takiej nie stworzono. Pozostawiono natomiast wrogom republiki wszelką swobodę knowania przeciw niej. I kiedy ci skwapliwie skorzystali z tego przywileju, urządzając w marcu 1920 r. zamach zbrojny Kappa, to klasa robotnicza wprawdzie zamach ten odparła, ale znowu nie wyzyskała momentu, by gruntownie rozprawić się z reakcją, lecz wszystko pozostało po dawnemu. Demokrację uratowano, by wróg... na nowo mógł przeciw niej spiskować [2]. Ileż to morderstw politycznych uszło bezkarnie, ileż to bojówek, jawnych i tajnych, gęstą siecią pokryło Rzeszę, a żaden rząd republikański nie tknął palcem, by się ich pozbyć. Na oczach Niemiec i całego świata narastał ruch hitlerowski, ćwicząc się w zamachach zbrojnych, ale stronnictwa demokratyczne, sławiąc wciąż demokrację, nie czyniły nic, by jej bronić. Dopiero kiedy hitlerowcy mieli już własną armię, zaprawiającą się w wojnie domowej, powołano do życia republikańską organizację obronną „Reichsbanner”, ale i ona nie miała tego charakteru, co hitlerowskie oddziały szturmowe, i była przeważnie bezczynna. Stało się to, niestety, wówczas, kiedy hitlerowcy, drogą demokratyczną, drogą wyborów do ciał prawodawczych, zdobywali już władzę. Demokracja, wydana na łup faszyzmu, sama już biegła na spotkanie swego kata. Po rządach Papena, rządach junkrów i baronów przemysłowych, po krótkim epizodzie rządów Schleichera przyszedł do władzy rząd Hitlera, rząd zjednoczonej reakcji obszarniczo-przemysłowej, rząd monarchii i odwetu.

Klęska demokracji niemieckiej ma swe źródło obiektywne w klęsce wojennej Niemiec z jej skutkami, jak olbrzymie zadłużenie, gwałtowne przesunięcia w układzie społecznym i masowe wykolejenie mieszczaństwa i inteligencji, nastroje skrajnie nacjonalistyczne i odwetowe. Czynniki te, zręcznie wyzyskiwane przez demagogię na tle kryzysu gospodarczego i bezrobocia, sprzyjały powodzeniu hitleryzmu. Można powiedzieć, że hitleryzm powstałby niezależnie od takiej czy innej polityki stronnictw demokratycznych. Ale że hitleryzm mógł nabrać takiej siły bojowej, że mógł do woli korzystać z poparcia monarchistów i feudałów, to już wina tych stronnictw.

Gdy mowa o stronnictwach demokratycznych, mamy na myśli przede wszystkim socjalistów. Obok nich zaś winę i odpowiedzialność ponoszą komuniści. Na nic się nie zda ukrywać błędy, zwłaszcza jeżeli robotnicy mają odnieść korzyść z nabytych doświadczeń. O komunistach nie warto tracić wielu słów. Cała ich taktyka, dyktowana z Moskwy i pozbawiona wszelkiej samodzielności, oparta na zasadzie, że socjalizm jest głównym wrogiem klasy robotniczej, jest tak głupia i przewrotna, że szkoda czasu na polemikę. Ale i socjalizm nie jest bez winy. Zwłaszcza tuż po rewolucji prawe skrzydło socjalizmu, które wówczas miało największe wpływy, nie uczyniło nic dla utrwalenia zdobyczy rewolucji przez likwidację monarchii i feudalizmu [3]. Później, po zjednoczeniu ruchu socjalistycznego, partia socjalistyczna prowadziła politykę nie liczącą się zupełnie z faktem, że żyjemy w okresie przełomowym (który stwierdza także Kautsky); że konstytucja demokratyczna, reformy społeczne, instytucje robotnicze wiszą w powietrzu, o ile nie mają granitowego oparcia w sile samej demokracji i jej pogotowiu bojowym. Nawet skrajnie prawicowy socjalista rosyjski A. Potresow pisze o socjalistach niemieckich: „Uwierzywszy zanadto w trwałość republiki demokratycznej i uzyskanych przez ruch robotniczy zdobyczy, Partia nie wykuwała zawczasu tego oręża ideowego i psychologicznego, z którym należało spotkać zbliżający się przewrót w atmosferze społecznej kraju, katastrofę grożącą ruchowi robotniczemu i republice”. („Zapiski socjaldemokrata” nr 16 [4]). Partia jakby wszystek swój wysiłek skierowała na obronę swego „stanu posiadania” i powiększenie go drogą propagandy, wyborów itd. Szerszych i dalszych widnokręgów nie ogarniała. Jeden przykład: ileż to energii socjaliści niemieccy poświęcali sprawie rewizji granicy polsko-niemieckiej, aczkolwiek sprawa ta powinna być dla nich na ostatnim miejscu, a wobec podnoszącego głowę faszyzmu należało w ogóle zaniechać dyskusji nad nią.

Zapewne niepoczytalna taktyka komunistów, zadając socjalistom zdradzieckie ciosy, niezmiernie utrudniała pracę socjalistyczną. Ale z drugiej strony, gdyby nie błędy taktyki socjalistycznej, komunizm nie wyrósłby na taką siłę, jaką przedstawiał. Tylko te błędy sprzyjały zwycięstwom komunistów, pomimo wszystkie ich łamańce i błazeństwa. [5]

Gdy się mówi o socjalizmie niemieckim, nie sposób pominąć socjalistów austriackich. Między pokonanymi w wojnie Niemcami a pokonaną Austrią było po zakończeniu wojny dużo rysów wspólnych. A przecież socjalizm austriacki pokierował krajem inaczej niż niemiecki. I w Austrii ze względu na sytuację zewnętrzną i wewnętrzną socjalizm nie mógł się kusić o republikę socjalistyczną, a doświadczenie późniejsze na Węgrzech potwierdziło w całości słuszność stanowiska socjalistycznego.

Ale socjalizm austriacki zawczasu zrozumiał niebezpieczeństwa grożące republice i stworzył siłę obronną, i dzięki tej sile republika austriacka trzyma się dzisiaj.

Prawda, że w Austrii republika nie powstawała w warunkach tak trudnych jak w Niemczech. Austria była tylko częścią dawnej monarchii i nie potrzebowała właściwie jej obalać; w Austrii nie było wojny bratobójczej wśród proletariatu, jak w Niemczech, ani tak skomplikowanych stosunków polityczno-społecznych. Nie pomniejsza to zasługi socjalistów austriackich, że trafnie ocenili możliwości chwili oraz istotę i wartość demokracji okresu przejściowego. Zrozumieli oni, że demokracja jest konieczna dla rozwoju proletariatu i dlatego organizację swą przysposobili do obrony zbrojnej tej demokracji. I – co nie mniejsze ma znaczenie – wpoili w masy zapał, entuzjazm i gotowość do ofiarnej walki w obronie demokracji. Stworzyli pogotowie materialne i duchowe, pełniące straż w służbie demokracji. Tą oto drogą socjalizm austriacki zabezpiecza zdobycze rewolucji 1918 r. i toruje sobie drogę do władzy, odpierając – wciąż z bronią u nogi – ataki wroga. Dzięki tej przezornej i przewidującej taktyce komunizm w Austrii nie ma dostępu do mas robotniczych. [6]

Czy z tego, cośmy powiedzieli o Niemczech i Austrii, wynika, że w obu tych krajach po rewolucji powinna była nastąpić dyktatura proletariatu? Tak jest: zgodnie z naszym określeniem, że po zwycięskiej rewolucji proletariat winien przez pewien okres czasu sprawować dyktaturę celem utrwalenia zdobyczy rewolucyjnych. W Niemczech i w Austrii proletariat dokonał rewolucji i zwyciężył. Zwycięstwo nie mogło być pełne ze względu na to, że była to rewolucja krajów pokonanych w wojnie i uzależnionych od zwycięzców. Ale i zwycięstwo częściowe należało utrwalić. Uczyniono to w dużym stopniu (i jeszcze w porę!) w Austrii, nie zrobiono tego w Niemczech. Jakie tego są skutki – widzimy dzisiaj. Klasa robotnicza Niemiec będzie musiała kosztem olbrzymich ofiar naprawić błędy i odrobić zaniedbania r. 1918.

W obu krajach istniała faktycznie dyktatura proletariatu od chwili zwycięstwa rewolucji do zwołania konstytuanty, ale w obawie przed Ententą była to dyktatura zamaskowana, wstydliwa, przy czym w Niemczech całkiem bezpłodna i wyrodziła się od samego początku w walkę bratobójczą, która w fatalny sposób zaciążyła na losie rewolucji i na dalszym rozwoju wydarzeń.

VI. NAUCZKA POLSKA

Niemcy dały proletariatowi całego świata wielką lekcję poglądową. Polska – tylko małą nauczkę, ale nauczkę cenną, której lekceważyć nie wolno.

Polska powstawała w warunkach niezmiernie trudnych i powikłanych. Po ustąpieniu, a częściowym wypędzeniu okupantów Polska znalazła się „bez drzwi i okien”, bez granic, które należało dopiero wyznaczyć, częściowo zaś wywalczyć, a oprócz tego trzeba było spoić trzy zabory w jedną całość.

Z drugiej strony Polska leżała między rewolucyjnymi Niemcami a bolszewicką Rosją, fakt, którego nie wolno było przeoczyć przy tworzeniu nowego państwa.

W tych warunkach Rząd Lubelski był jakby uosobieniem instynktu mas pracujących. Był zresztą wyrazem jedynych sił zorganizowanych w społeczeństwie. Klasy posiadające bowiem, którym Polska – według świadectwa jednego z ich przedstawicieli – „dostała się za darmo”, nie wiedziały, co z tym darem zrobić. Ocknęły się dopiero w chwili, gdy poczuły, że ta nowa Polska może je kosztować i... dokonały zamachu na Rząd Ludowy.

Ale nad polityką Rządu Lubelskiego i Rządu Ludowego od pierwszej chwili istnienia zawisło tragiczne nieporozumienie. Od samego początku Rządy te, do których wchodzili przedstawiciele PPS i lewicy chłopskiej, tworząc w nim większość, na fałszywą weszły drogę, podporządkowując się przeważnie Piłsudskiemu. Nie dość tego: PPS i lewicowe partie chłopskie, już po ustąpieniu Rządu Ludowego, popełniały w dalszym ciągu ten błąd. Wierzono niemal święcie, że Piłsudski na czele lewicy ugruntuje rządy demokratyczne i z popularności Piłsudskiego uczyniono sztandar polityczny demokracji. Był to wielki błąd, który się srodze zemścił na demokracji, a który poznano w całości dopiero po przewrocie majowym 1926 r. Dopiero teraz zrozumiano, że Piłsudski takim był demokratą w Polsce niepodległej, jakim był socjalistą, póki należał do PPS, że markował w początkach socjalizm i demokrację w celach, które – jak się później okazało – nie miały z socjalizmem i demokracją nic wspólnego.

Nieporozumienie między lewicą a Piłsudskim wykoślawiło linię rozwoju demokracji. Wysoce drastycznym dokumentem tego nieporozumienia pozostanie rezolucja zjednoczeniowego zjazdu PPS w Krakowie w kwietniu 1919 r. Rezolucja ta m.in. powiada: „Zjazd uważa, iż polityka PPS winna zmierzać ku utworzeniu w drodze rewolucyjnej walki klasowej socjalistycznego rządu klasy robotniczej miast i wsi. Zadaniem takiego rządu będzie wcielenie w życie zasad demokracji politycznej i społecznej, złamanie oporu klasowych wrogów ludu pracującego i dźwignięcie podwalin ustroju socjalistycznego”.

„Socjalistyczny rząd klasy robotniczej miast i wsi”, a zarazem pełne zaufanie do demokratyzmu Piłsudskiego, żywione podówczas jeszcze przez większość PPS!

Dzisiaj dopiero, po doświadczeniach wielu lat, rezolucja powyższa, w formie znacznie łagodniejszej (rząd robotniczo-włościański) staje się aktualna. Dzisiaj dopiero PPS i stronnictwa chłopskie, po odzyskaniu samodzielności, mogą pracować nad urzeczywistnieniem swych programów.

Na czymże polega nauczka polska? Na tym, że demokracja nie da się zastąpić przez jednostki, nie da się wyręczyć przez jednostki, bez względu na ich – prawdziwą czy urojoną – wielkość.

VII. ROSJA SOWIECKA

NIECO HISTORII

Rewolucji lutowej 1917 r. dokonali robotnicy. Należało przede wszystkim utrwalić rewolucję.

Uczynić to mogli jedynie jej twórcy w formie dyktatury proletariatu, wszystkie bowiem partie burżuazyjne były wrogo usposobione do rewolucji i próbowały osadzić ją na miejscu, unieszkodliwić. Nie zrozumieli tej konieczności dyktatury ani mieńszewicy, ani eserowcy, ani nawet bolszewicy (Por. Trocki: „Historia rewolucji rosyjskiej”, tom I). Dopiero Lenin po powrocie z zagranicy utorowali drogę idei, że robotnicy winni sami objąć wszystką władzę. I to jest jego zasługa.

Utrwalić rewolucję można było tylko przez szybkie zawarcie pokoju. I znowu nie zrozumiały tego rządy rewolucyjne, do rządu Kiereńskiego włącznie. Zrozumiał to Lenin i temu głównie przypisać należy, że bolszewicy odnieśli zwycięstwo w październiku. Przyszedł rząd bolszewicki.

Pierwsze kroki tego rządu były z punktu widzenia socjalizmu bez zarzutu. W trzy dni po zwycięstwie (28 października starego stylu) rząd bolszewicki ogłosił szereg dekretów, m.in.: 1) o pokoju (słynne wezwanie do wszystkich narodów uczestniczących w wojnie światowej do natychmiastowego zawarcia „sprawiedliwego, demokratycznego pokoju, bez aneksji i kontrybucji”); 2) o roli (zniesienie prywatnej własności ziemskiej bez odszkodowania); 3) o ustanowieniu Rady Komisarzy Ludowych i przekazaniu im pełnej władzy; 4) o wolności druku (tymczasowe zarządzenia karne przeciw wyjątkowym przestępstwom w druku); 5) o wyborach do Konstytuanty (wyznaczenie terminu). 30 października ukazały się dekrety o 8-godzinnym dniu pracy, o sprawie mieszkaniowej, o organizowaniu milicji robotniczej przez wszystkie rady robotnicze i żołnierskie.

Oto pierwsze i podstawowe zdobycze rewolucji, które należało utrwalić. Utrwalenia można było dokonać jedynie na drodze dyktatury proletariatu, chodziło bowiem już o cele i hasła proletariackie proletariatu miast i wsi.

Ale bolszewicy po pierwszych swych krokach raptownie zerwali z taktyką socjalistyczną. Zamiast dyktatury proletariatu przyszła dyktatura bolszewików, dyktatura jednej partii proletariackiej. Bolszewicy rozpędzili Konstytuantę, gdzie znaleźli się w mniejszości, ale gdzie trzy stronnictwa robotnicze razem ogromną osiągnęły większość. Była tedy możliwość sprawowania władzy w „majestacie prawa”, dyktatura proletariatu mogła się objawiać w formie demokracji robotniczej, przy czym i burżuazja korzystałaby z prawa głosu, nie mając zarazem możności hamowania biegu rzeczy. Dlaczego do tego nie doszło, nie będziemy tu roztrząsali, nie piszemy bowiem dziejów rewolucji rosyjskiej. Stwierdzamy tylko, że rozpędzenie Konstytuanty było ciężkim błędem. „Konstytuanta w Rosji miałaby ważne zadanie do spełnienia: wytworzyłaby jakąś wyraźną większość, włożyłaby na ogół odpowiedzialność za bieg wypadków, zmniejszyłaby chaos, przeciwdziałałaby rozkładowi. Zupełnie inaczej wyglądałoby, gdyby nowe formy rządów robotniczo-włościańskich właśnie z Konstytuanty wyszły (pamiętajmy, że właściwa burżuazja była tam w znikomej mniejszości!). A również inaczej by wyglądało, gdyby Konstytuantę obalono za jej nieudolność, za stwierdzoną nieumiejętność tworzenia nowych form życia”. (Feliks Perl: „O bolszewizmie i bolszewikach”).

Ale dyktatura mniejszości może być w pewnych momentach konieczna, pod dwoma wszakże warunkami, mianowicie: 1) dyktatura taka musi ogarnąć potrzeby całości ruchu robotniczego i 2) w odpowiedniej chwili usunąć się. Pierwszy z tych warunków bolszewicy – lepiej lub gorzej – spełnili, drugiego – nie.

W pierwszym warunku mieściły się dwa zadania: zawarcie pokoju i pokonanie kontrrewolucji wewnętrznej. Niewątpliwie gdyby oba te zadania spełniła zjednoczona klasa robotnicza, to pokój wypadłby może dla Rosji korzystniejszy, a okres kontrrewolucji byłby może krótszy. Ale ostatecznie bolszewicy dopięli obu celów, które były celami całej klasy robotniczej, celami rewolucji.

Ale z chwilą, gdy te dwa cele zostały osiągnięte, dyktatura bolszewicka spełniła swe zadanie. Zdobycze rewolucji utrwalono. Pokonanie żywiołów kontrrewolucyjnych oznaczało zwycięstwo rewolucji nad klasami posiadającymi i wzmocnienie pozycji klasy robotniczej. Zapewne niebezpieczeństwo kontrrewolucji będzie jeszcze wciąż aktualne, zwłaszcza od zewnątrz. Ale armia rewolucyjna, która dała sobie radę z kontrrewolucją na całym obszarze Rosji europejskiej i azjatyckiej, armia złożona z chłopów, którzy świeżo pozbyli się wiekowego jarzma obszarników, oraz z robotników, którzy zrzucili z siebie niewolę carów i fabrykantów – taka armia będzie zawsze gotowa stawać w obronie rewolucji i zawsze ją obroni. Nie było więc żadnego obiektywnego powodu do dalszego utrzymania dyktatury jednej partii, tym bardziej, że w razie wyborów do nowej Konstytuanty większość proletariacka byłaby z góry zapewniona. Wynik wyborów byłby doskonałym miernikiem nastrojów ludności po kilku latach rządów bolszewickich. Rządy, oparte na większości, cieszyłyby się autorytetem w kraju i zagranicą. W służbę nowej Rosji zostałyby wciągnięte olbrzymie energie społeczne, zostałby wprzęgnięty entuzjazm wszystkiej klasy robotniczej, która z łatwością odparłaby ataki czy nawet zamachy reakcji. Powrót do demokracji robotniczej – bo tylko taka była możliwa w owych dniach – zwielokrotniłby siły twórcze i odporność klasy robotniczej.

Powie ktoś, że to wszystko teoria, że między obu partiami socjalistycznymi a bolszewikami porozumienie było niemożliwe, że zamiast swarów i walk należało stworzyć jednolitą, silną władzę, nie oglądającą się na nikogo i dążącą do wytkniętego celu.

Otóż argument ten upada już przez to, że dyktatura bolszewicka bynajmniej nie opierała się i nie opiera się dotąd na jednolitej – pod względem programu i przekonań członków – organizacji. Ileż to razy bolszewicy zmieniali swe programy, przerzucając się – jak np. w sprawie rolnej – od jednych eksperymentów do drugich. Bolszewicy, jak wszystkie inne partie, są podzieleni na lewicę, centrum i prawicę. Tylko że w innych partiach kierunki te mogą działać swobodnie i wpływać w duchu swych przekonań na ogół, u bolszewików zaś to jest zabronione, „heretycy” idą na wygnanie lub do więzienia, a od czasu do czasu przeprowadza się „czystkę”, wyrzucającą za nawias partii elementy podejrzane. Porozumienie między bolszewikami a socjalistami nie byłoby więc trudniejsze niż porozumienie w łonie samych bolszewików, gdyby po stronie bolszewików, po stronie ich władz kierowniczych, istniała choćby najmniejsza chęć czy tendencja do porozumienia. Tego jednak nie było i nie ma.

Z drugiej wszakże strony przyznać trzeba, że szanse porozumienia istotnie spadły do zera z chwilą, gdy bolszewicy wywrócili na nice swe własne zasady i zobowiązania, wystawione na pokaz wtedy, gdy zdobywali i zagarniali władzę. Zwłaszcza rozpędzenie Konstytuanty wytworzyło przepaść między bolszewikami a socjalistami. Ale to już nie wina socjalistów, lecz bolszewików.

Dość, że bolszewicy po zwycięstwie nad kontrrewolucją nie tylko nie porzucili dyktatury ani nawet jej nie złagodzili, lecz przeciwnie, ,,zaokrąglili” ją przez zbrodniczy najazd na Gruzję. 7 maja 1920 r. bolszewicy uznali niepodległość Gruzji, a 14 lutego 1921 r. – po zakończeniu wojen wewnętrznych i zewnętrznych – napadli ją i okupowali. A Gruzja była od maja 1918 r. republiką demokratyczną, która w niespełna 3 lata swej niepodległości dokonała olbrzymiej pracy twórczej. Szczytne hasło samostanowienia narodów legło w gruzy.

„PIATILETKA”

Przy ocenie „piatiletki” nie będziemy zastanawiali się, czy Rosja, zacofana pod względem ekonomicznym i kulturalnym, może „przeskoczyć” okres kapitalizmu zachodniego, czy nie. Możemy dla ułatwienia sobie zadania przyjąć, że można w Rosji budować socjalizm w oderwaniu od reszty świata. Czy tak jest istotnie – okaże przyszłość; dziś za wcześnie jeszcze o tym wyrokować. W każdym razie byłby to socjalizm swoisty, czysto rosyjski, różniący się od socjalizmu zachodniego. Ale nam tu chodzi jedynie o rolę dyktatury w „piatiletce”.

Już to samo, iż bolszewicy mogli przystąpić do tak wielkiego dzieła, świadczy, że były już warunki do podjęcia pracy pozytywnej i że nie groziły jej poważniejsze przeszkody. Przebieg dotychczasowy „piatiletki” potwierdza ten stan rzeczy. Bolszewicy zainscenizowali wprawdzie komedie sądowe z ,,sabotażnikami”, ale to im było potrzebne dla celów politycznych i dla reklamy. Jeżeli bywają wypadki oporu i sabotażu – a są one bardzo liczne zwłaszcza na wsi – to nie chodzi w nich o walkę z „piatiletką”, lecz z surowym postępowaniem władz, chodzi o obronę przed metodami gwałtu i przemocy.

Krytyka „piatiletki” powstawała i powstaje wśród samych bolszewików na tle różnic w ocenie jej możliwości i celowości gospodarczej. Krytycy Stalina opłacają swą śmiałość wygnaniem, utratą środków do życia i praw obywatelskich, ale Stalin krytykę opozycji uwzględnia i włącza do swego programu. Tak było z Trockim, którego wygnano, ale którego żądanie ostrzejszego kursu wobec chłopów Stalin przejął. Tak też było niedawno z Tomskim i tow., którzy domagali się złagodzenia tempa „piatiletki”. Żądanie to uwzględniono w programie drugiej „piatiletki”, ale oponentów unieszkodliwiono.

Oto znamienny rys dyktatury bolszewickiej (i nie tylko bolszewickiej; zwróciła na niego uwagę wiedeńska „Arbeiterzeitung”)! Korzysta się z krytyki i wskazań opozycji, a w „nagrodę” prześladuje się ją, przy czym prześladowanie przechodzi w dziką zemstę, ścigającą nawet dzieci ofiar, jak to się dzieje w stosunku do Trockiego. W tej postawie bolszewizmu do opozycji możemy już znaleźć jedną z odpowiedzi na nasz stosunek do dyktatury w „piatiletce”.

Dyktatura ta zwęża się coraz bardziej do ciasnego kółka osób dokoła Stalina. I „piatiletkę” traktuje się jako przedmiot walki o władzę, ale już nie między robotnikiem i chłopem a kapitałem, którego nie ma; tak samo nie między bolszewikami a partiami socjalistycznymi, które obezwładniono, lecz między samymi bolszewikami. Jest to więc walka osób i klik w łonie partii rządzącej, walka bez podłoża ideowego, w grę bowiem wchodzą różnice w ocenie możliwości praktycznych, a tu decydować musi nie taki czy inny stosunek do prawicy lub lewicy, lecz wyłącznie rzeczowa i wszechstronna analiza sytuacji, otwierająca drogę do takich czy innych poczynań. Stalin sam, jak widzieliśmy, korzysta ze wskazań opozycji, przez co daje do zrozumienia, że nie ma monopolu na wiedzę o „piatiletce”. I inaczej być nie może. „Piatiletka” jest eksperymentem, jest poszukiwaniem nowych dróg. A w takim razie im szersze grono osób bierze udział w eksperymencie, im większa suma doświadczenia na eksperyment ten się składa, im rozleglejsze horyzonty i bogatsza inwencja poszczególnych grup i osób – tym lepiej dla „piatiletki”. Sama istota „piatiletki” jako zagadnienia gospodarczego, którego urzeczywistnienie zależy od wysiłku mas, wymaga współpracy tych mas, a nie odgradzania się od nich, nie komenderowania nimi. Bolszewicy utrzymują, że „piatiletka” wznieca entuzjazm wśród mas. Trochę w tym niewątpliwie prawdy, skoro dobytek pierwszej „piatiletki”, ukończonej w cztery lata, jest tak imponujący (o tym jeszcze później). Ale ten entuzjazm żywią tylko członkowie partii bolszewickiej, do której należy przecież zaledwie drobny odsetek ludności, reszta zaś pracuje pod przymusem. A nawet ten entuzjazm partii rządzącej nie jest snadź tak powszechny, skoro właśnie teraz – po zwycięskim bilansie pierwszej „piatiletki” – przeprowadza się znowu „czystkę” w partii (trzecią z kolei: pierwsza odbyła się po likwidacji „komunizmu wojennego” i przejścia do NEP-a, nowej polityki gospodarczej; druga – po rozpoczęciu „linii generalnej” i „piatiletki” w r. 1929; każda z tych „czystek” usunęła z partii przeszło 200 tysięcy członków).

„Piatiletka”, jako próba planowego budownictwa gospodarczego, planowej polityki ekonomicznej i kulturalnej, odpowiada w zasadzie programowi socjalistycznemu. Krytyka socjalistyczna występuje przeciw kapitalistycznym metodom stosowanym w „piatiletce”. Traktując „piatiletkę” jako dzieło kapitalizmu państwowego, w kraju ekonomicznie tak zacofanym jak Rosja, socjalizm zwalcza metody pierwotnej akumulacji kapitału stosowane przez rząd bolszewicki, jako niegodne władzy chcącej uchodzić za socjalistyczną i sprzeczne z samą zasadą socjalizmu. Istotnie „piatiletka” to gwałtowne doganianie kapitalizmu zachodniego metodami bezwzględnego przymusu poprzez głód, cierpienie, szalony wyzysk pracy robotnika i chłopa.

Bolszewicy powołują się na to, że owoc tego wyzysku nie idzie do kieszeni kapitalistów, lecz tworzy kapitał społeczny, z którego w przyszłości będzie czerpał lud pracujący Rosji. Nie jest to całkowita prawda, ponieważ bolszewicy płacą duży haracz kapitałowi zagranicznemu w formie zakupu maszyn, wysokich pensji inżynierów i „speców” dumpingu. Ale gdyby nawet bolszewicy mieli na tym punkcie rację zupełną, to i wtedy wyzysk, mający się „amortyzować” w przyszłości, nie przestaje być obecnie wyzyskiem, cierpienie – cierpieniem, nędza – nędzą.

Oczywista dyktatura w „piatiletce” jest dlatego właśnie dyktaturą, że spełnia rolę kapitalizmu państwowego, wyręczającego w danym wypadku kapitalizm prywatny.

To jest punkt centralny dyktatury w „piatiletce” i dyktatury bolszewickiej w ogóle, który musimy omówić nieco obszerniej (podkreślił go Fryderyk Adler w artykule „Eksperyment Stalina a socjalizm” w czasopiśmie „Kampf”, styczeń 1932 r.).

Akumulacja kapitału na początku ubiegłego stulecia odbywała się na podłożu wolnej konkurencji i „liberalnej” postawy państwa, sprzyjającego wyścigowi konkurencyjnemu prywatnych przedsiębiorców. Skoro w Rosji sowieckiej państwo wyręcza prywatnych przedsiębiorców, to rzecz jasna może ono być „liberalne” tylko w stosunku do siebie, a musi być bezwzględne w stosunku do siły roboczej, z której czerpie kapitał. Dyktatura w „piatiletce” jest więc tragedią robotników i chłopów rosyjskich, przynajmniej tego pokolenia czy też tych pokoleń robotników i chłopów, które muszą dogonić wiekowe zacofanie ekonomiczne Rosji, a nie jakąś wyższą formą gospodarki, jak usiłują wmawiać bolszewicy. Dyktatura jest wyrazem niedorozwoju Rosji i tylko pod tym kątem może być rozpatrywana.

Dobytek pierwszej „piatiletki” nie może zachwiać tym sądem. Przy ocenie tego dobytku trzeba być ostrożnym. Sam pomysł „piatiletki” i sposób jej przeprowadzenia obliczony był w dużej mierze na reklamę i propagandę zarówno w kraju, jak zagranicą. Szło o popis i rekord. I pod tym względem zakład – jeżeli użyjemy tego słowa – udał się. Wykonanie planu (w 94%) pierwszej „piatiletki” oznacza zwycięstwo planowości gospodarczej i jest zasługą bolszewików, że zademonstrowali w takich rozmiarach przed światem kapitalistycznym, ginącym w chaosie i anarchii, nie tylko możliwość, ale też skuteczność i wyższość gospodarki planowej nad gospodarką indywidualną.

Ale już sama zdobycz materialna „piatiletki”, aczkolwiek imponująca co do swych rozmiarów, budzi pewne zastrzeżenia i krytykę. Weźmy przemysł. Olbrzymie nowe twory energii przemysłowej w rodzaju Dnieprostroja, Magnitogorska, Kuzniecka nie mają same w sobie nic „socjalistycznego”, w przeciwnym bowiem razie należałoby pisać hymny na cześć Gdyni, osuszenia Zuidersee w Holandii, wytworów techniki w Stanach Zjednoczonych itd. Jeśli idzie o postępy techniki i poziom rozwoju technicznego, to Rosja sowiecka pozostanie jeszcze długo w tyle Europy zachodniej i Stanów Zjednoczonych. Potrzeba będzie całego szeregu „piatiletek”, by dorównać na tym polu Europie i Ameryce. Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę Rosję azjatycką, całkiem jeszcze „dziewiczą” pod względem uprzemysłowienia. Wynika stąd, że w razie zdobycia przez robotników władzy w jednym z większych krajów przemysłowych Zachodu (np. w Anglii lub w Niemczech), to kraj ten wyprzedziłby „jednym susem” Rosję sowiecką, której metody dyktatorskie straciłyby w międzynarodowej opinii robotniczej na sile przyciągającej, istniejącej dotąd właśnie z racji „piatiletki”.

Znacznie gorzej przedstawia się sytuacja w rolnictwie. Akumulacja kapitału dokonywa się przede wszystkim kosztem wsi, skąd z jednej strony czerpie się soki do nowych form gospodarstw rolnych, a z drugiej – do wyżywienia miast. Toteż wieś sprawia bolszewikom najwięcej kłopotu. Na wsi – jak stwierdzili na ostatniej konferencji Komitetu Wykonawczego bolszewików w styczniu 1933 r. Stalin i Mołotow – gnieżdżą się wrogowie klasowi sowietów, „resztki wrogich klas”, i uprawiają sabotaż. Na wieś idą coraz to nowe dekrety, już to zachęcające do punktualnego dostarczania przepisanych ilości zboża, już to grożące surowymi karami za opór czy opieszałość. Mimo wprowadzenia nowoczesnych środków technicznych wydajność roli jest bardzo niska. Podczas gdy na Zachodzie hektar roli przynosi od 14 do 22 centnarów metrycznych zboża, to w Rosji tylko 7 cent. metr. Przy tak niskiej wydajności roli chłop, zmuszony wyżywić siebie, rodzinę i bydło, albo niechętnie oddaje, albo wzbrania się oddawać część zboża dla miast. To nie jest wróg klasowy, walczący z „piatiletką”, lecz proletariat rolny, broniący się przed wyzyskiem ze strony kapitalizmu państwowego.

Ujemną i niepokojącą dla bolszewików pozycją w bilansie „piatiletki” jest ta właśnie niska wydajność pracy na roli (i w przemyśle), uniemożliwiająca potanienie produkcji, lepsze wyżywienie miast, podniesienie stopy życiowej chłopa i robotnika. Zapewne przyczynia się do tego w znacznym stopniu brak doświadczenia i wprawy, jeśli idzie o robotnika fabrycznego, rekrutującego się często z elementu wiejskiego, oraz brak odpowiednich nasion, nawozów itp. na roli. Ale jesteśmy przeświadczeni, że i opór psychiczny ze strony robotnika i chłopa gra tu przednią rolę. Bolszewicy chwalą się, że zniszczyli klasy w Rosji, że na wsi stworzyli społeczność bezklasową. Lecz oto narzekają, że właśnie na wsi pokutują „resztki wrogów klasowych”, jak gdyby nie zdawali sobie sprawy, że sami stwarzają tych wrogów. Chłop wyzyskiwany widzi w swym wyzyskiwaczu wroga klasowego, którym w danym wypadku jest urzędnik sowiecki, odbierający mu zboże i nakładający nań kary, oraz rząd sowiecki. Dyktatura i bezklasowość to dwa pojęcia wyłączające się wzajemnie, gdyż tam, gdzie istnieje dyktatura, musi być ktoś, kto tę dyktaturę sprawuje, i ktoś, przeciw komu jest wymierzona. Zanik klas winien być następstwem samego procesu produkcji planowo kierowanej, ale nie może być dziełem przemocy [7].

Tu widzimy całą szkodliwość dyktatury z punktu widzenia celowości gospodarczej. Przy dyktaturze klas posiadających celowość ta wyraża się w obronie interesów tych klas, o czym świadczą dzieje dotychczasowe, od faraonów egipskich począwszy, a na Włoszech faszystowskich i Polsce „sanacyjnej” kończąc. Dyktatura kapitalizmu państwowego w Rosji sowieckiej na razie również broni interesów tego kapitalizmu, które na razie nie są interesami robotników i chłopów, ponoszących ciężkie ofiary na rzecz kapitalizmu państwa. Nie ma ludności tak zacofanej, która by nie rozumiała i nie odczuwała polityki gospodarczej, zgodnej czy też sprzecznej z jej potrzebami i interesami. Jeżeli więc bolszewicy stosują wciąż, po 15 latach swych rządów, bezwzględną dyktaturę, to oznacza to, że znaczna większość ludności nie widzi dotąd w bolszewizmie wykładnika swych interesów, że widzi w nim swego wroga.

Czy stosunek ten się zmieni? Być może, że tak. Zależy to przede wszystkim od dalszego rozwoju gospodarczego Rosji, od tego, czy sytuacja materialna robotnika i chłopa poprawi się. Ale sytuacja ta, jak wiedzieliśmy, zależy w znacznym, a może decydującym stopniu od postawy mas, od ich gotowości do dobrowolnych wysiłków i ofiar, o co pod dyktaturą niezmiernie trudno. Dyktatura wytwarza więc błędne koło. „Piatiletka”, mimo że opiera się na planowości, nie daje rękojmi powodzenia gospodarki sowieckiej, nie uwzględnia bowiem czynnika tak doniosłego jak człowiek. Jest to planowość połączona z hazardem. A hazard nie ma nic wspólnego z budownictwem socjalistycznym [8].

Gwoli sprawiedliwości podkreślmy kilka jaśniejszych punktów w „piatiletce”. Kapitalizm państwowy bolszewizmu ma tę przewagę nad kapitalizmem prywatnym, że zniósł zysk prywatnych kapitalistów (z wyjątkiem cudzoziemców), co stanowi wielki atut propagandowy w rękach bolszewików. Atut ten pozwala propagandzie bolszewickiej apelować do idealizmu mas, do ofiar i poświęcenia na rzecz jutra. Propaganda ta nie zastąpi smutnej rzeczywistości i nie poruszy mas, ale na jednostki poszczególne niewątpliwie oddziaływa.

Nie bez znaczenia jest też kult pracy, szerzony w Rosji. Jest to wprawdzie na razie raczej katorga, a nie praca wolnego człowieka w wolnym kraju, ale faktem jest, że nawet w atmosferze Rosji dzisiejszej powstaje typ fanatyka pracy, championa pracy, „szturmowca”, wierzącego, że wydzierając nadludzkim wysiłkiem bogactwa z ziemi rosyjskiej i budując z nich gmach nowej Rosji, wykuwa zarazem – jeśli nie dla siebie, to dla przyszłych pokoleń – wolność.

Ale tu znowu chodzi tylko o jednostki, o elitę, powstającą niewątpliwie w Rosji na tle „piatiletki”, podczas gdy masy są pogrążone „w głębokim śnie” i stanowią jeszcze mięso robocze.

Nie podejmujemy się przepowiadać przyszłości Rosji sowieckiej. Z tego cośmy napisali, wynika jasno, że na drodze demokracji robotniczej osiągnięto by tam znacznie więcej – jeśli nie ilościowo, to każdym razie jakościowo – i znacznie mniejszym nakładem ofiar niż na drodze dyktatury bolszewickiej. Jednakże w interesie samej Rosji, jako też ruchu robotniczego poza nią, należy życzyć, by eksperyment sowiecki się udał. Życzenia tego nie łączymy z przestrogą pod adresem innych krajów. A to z tej prostej przyczyny, że żaden inny kraj, a zwłaszcza kraje Zachodu, nie mogą naśladować Rosji sowieckiej. Brak ku temu odpowiednich warunków.

STRONA MORALNA DYKTATURY

Z charakteru dyktatury bolszewickiej, jako dyktatury kapitalizmu państwowego, wypływają konsekwentnie wszystkie cechy tej dyktatury. Dyktatura kapitalizmu państwowego, chcąca uchodzić w oczach mas za dyktaturę socjalistyczną, musi prowadzić politykę fałszu, kłamstwa, podstępu, podwójnej gry.

Od kapitalizmu bolszewicy przejęli metody prowokacji, szpiegostwa, przekupstwa i doprowadzili je do „mistrzostwa”.

Od kapitalizmu przejęli kłamstwo i oszczerstwo jako środki „uświadamiania” mas. Ponieważ w Rosji istnieje prasa wyłącznie bolszewicka i ludność cała jest odgrodzona murem chińskim od reszty świata, przeto kłamstwo jest chlebem codziennym mas rosyjskich, mających całkiem opaczne pojęcie o wielu rzeczach dziejących się poza Rosją.

Od burżuazji bolszewicy przejęli oszustwo i wiarołomstwo. Podpisują umowy, by je następnie łamać (najazd na Gruzję), zawierają w imieniu rządu sowieckiego pakty pokojowe i umowy handlowe, by je następnie w imieniu Kominternu podkopywać.

Od burżuazji przejęli terror i gwałt i stosują je z jakąś bezceremonialną lubością. Sprawa to niezmiernie doniosła dla socjalizmu i wymagałaby szerszego omówienia. Tu możemy tylko naszkicować nasze stanowisko. Otóż niewątpliwie dyktatura proletariatu, jak każda inna dyktatura zmuszona do samoobrony, musi uciekać się do środków przemocy. Ale proletariat nie może ślepo naśladować wzorów burżuazyjnych, nie może uprawiać terroru dla terroru, dla siania postrachu, dla „gimnastyki rewolucyjnej”, dla brawurowania „siłą”. Te tanie triumfy pozostawmy burżuazji. Proletariat może stosować przemoc tylko w istotnej potrzebie, a karę śmierci winien wykreślić z kodeksu rewolucyjnego. Rząd dyktatury proletariackiej działa jawnie, pod kontrolą opinii robotniczej i dla każdego swego czynu, a więc także dla aktów represji, winien uzyskać sankcję moralną tej opinii. Tylko w ten sposób proletariat utoruje drogę nowemu prawu, nowemu wartościowaniu człowieka i życia ludzkiego, nowej etyce.

Terror bolszewicki jest jedną z najpotworniejszych kart w dziejach ludzkich. Ze względu na swą nieszczerość i dwulicowość dyktatura bolszewicka ucieka się do terroru „skombinowanego”, w którym fikcja kojarzy się z nikczemnością, a jedno i drugie ma służyć celom politycznym, propagandzie wewnętrznej. Klasycznym przykładem takiego terroru był słynny proces z r. 1931 przeciw mieńszewikom i Międzynarodówce Socjalistycznej, oskarżonym o organizowanie... sabotażu „piatiletki” i przygotowanie interwencji zbrojnej w Rosji. Akt oskarżenia w tym procesie, przebieg procesu, wyrok pozostaną na zawsze dokumentem największej hańby dyktatury bolszewickiej. Z okazji tego procesu pisał Leon Blum: „Donosiciel, szpieg, sędzia, kat byli zawsze czynnikami niezbędnymi wszelkich dyktatur. Mussolini nie postępuje inaczej niż Stalin. Lecz czy widowisko to musiał ofiarować światu rząd, który chce uchodzić za socjalistyczny?”

Otóż to właśnie. Rząd bolszewicki chce uchodzić za socjalistyczny, a będąc w istocie rządem kapitalizmu państwowego, układa się i porozumiewa doskonale z państwami kapitalistycznymi, z grupami i jednostkami ze świata kapitalistycznego, mającymi łatwy dostęp do Rosji, podczas gdy socjalistów zwalcza z zajadłą nienawiścią i nie wpuszcza ich do Rosji. Dowód, jak powinowactwo interesów idzie tu w parze z wyrzutami sumienia i obawą o kompromitację w obliczu mas rosyjskich.

Na to zwyrodnienie polityczno-moralne dyktatury bolszewickiej kładziemy najsilniejszy nacisk. Ono bowiem największe wyrządza szkody zarówno w obrębie Rosji, jak wszędzie za granicą, dokąd docierają wpływy komunistyczne. A trzeba pamiętać, że całe wychowanie w Rosji nosi piętno tego zwyrodnienia jako piętno „oficjalne” dyktatury. Jakie pokolenie wyrośnie z takiej szkoły?

W artykule wyżej wspomnianym Leon Blum w takich oto słowach charakteryzuje ten stan zwyrodnienia: „Ohydą przejmuje myśl, że elementy żyjące przyszłego społeczeństwa mogą być zwichnięte przez ludzi chcących uchodzić za socjalistów, i to nawet lepszych od nas. Tu komunizm popełnia niewybaczalne przestępstwo. On nie tylko zniekształcił myśli podstawowe socjalizmu, ale też sfałszował, wykoleił kierunek moralny. Podczas gdy my staramy się apelować do najbardziej szlachetnych potrzeb umysłu, do najczystszych uczuć duszy ludzkiej, on wyzyskuje najniższe instynkty. My usiłujemy wywyższać, on poniża; my usiłujemy uszlachetnić, on upadla. Środkami jego są: kłamstwo, dwulicowość, oszczerstwo; namiętnościami, które krzewi: zazdrość, nienawiść, okrucieństwo. Widzieliśmy go przy robocie we Francji, widzimy go jeszcze codziennie. Lecz tutaj jego możliwości czynu są ograniczone; w Rosji jest on wszechpotężny, a raczej ludzie, którzy go dzisiaj uosabiają, są wszechpotężni”.

Nie ma takiego celu, któryby usprawiedliwił środki stosowane przez bolszewików. Ale sama dyktatura ze środka, jakim miała być przynajmniej w teorii jeszcze u Lenina – stała się już dawno dla bolszewików celem w sobie. I w tym kryje się niebezpieczeństwo, wobec którego mogą się okazać bezsilne największe triumfy „platiletek”. Dyktatura może do tego stopnia weżreć się w duszę rosyjską, że ta zlęknie się samej możliwości jej utraty, zlęknie się pustki powstałej na miejscu dyktatury, która obsiadła wszystkie komórki organizmu społecznego i nie da się tak łatwo z nich wyrugować.

VIII. ZAKOŃCZENIE

Streśćmy wywody nasze.

Opierając się na polemice między Kautskym a Leninem, wyłuskaliśmy definicję dyktatury proletariatu, którą następnie zastosowaliśmy jako sprawdzian dziejów powojennych, zwanych okresem przejściowym.

Naszym pojęciem dyktatury proletariatu zmierzyliśmy pobieżnie kraje europejskie, zatrzymując się dłużej na Anglii i Niemczech, jako dwóch najbardziej uprzemysłowionych krajach Europy, jako czołowych państwach dwu wrogich grup uczestniczących w wojnie światowej i jako reprezentatywnych krajach starej i młodej demokracji. W Anglii zwróciliśmy uwagę na zadania, jakie w niedalekiej przyszłości mogą oczekiwać klasę robotniczą. W Niemczech wskazaliśmy na zaniedbania przeszłości, które wyrastają obecnie na zadania dnia jutrzejszego.

Wreszcie zajęliśmy się szerzej Rosją sowiecką, starając się wykazać, że dyktatura proletariatu bez ujmy dla socjalizmu nie może wyjść poza granice zakreślone przez naszą definicję.

Należałoby może jeszcze dokładniej wyjaśnić „technikę” sprawowania dyktatury, „technikę” utrwalania zdobyczy rewolucyjnych, a także jakie zdobycze należy utrwalać. Ale to są tematy wykraczające poza ramy pracy niniejszej. Tu i ówdzie napomykaliśmy o tych sprawach, które muszą być rozstrzygane w zależności od warunków i możliwości danego kraju w danym czasie. Sprawy te zresztą należą już do czynnych polityków i działaczy socjalistycznych.

Nam szło głównie o możliwie jasne ujęcie i rozgraniczenie pojęcia dyktatury proletariatu. Szło o to, by z jednej strony oczyścić to pojęcie z grubej warstwy fałszu, przesady, naiwnego entuzjazmu i brudu, jakie do niego przylgnęły za sprawą bolszewizmu, a z drugiej pobudzić myśl socjalistyczną i organizacje robotnicze do większej czujności, by nie lekceważyły zagadnienia dyktatury w czasie, kiedy wielkie konflikty społeczne zbliżają się szybkim krokiem ku rozwiązaniu, kiedy światem kapitalistycznym wstrząsają dreszcze zwiastujące nadejście nowego ustroju.

Jan Maurycy Borski


Powyższy tekst to cała broszura, Nakładem Towarzystwa Wydawniczego „Światło”, Warszawa 1933. Od tamtej pory nie była wznawiana, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię według obecnych reguł.

Warto przeczytać także inną broszurę Jana Maurycego Borskiego: Socjalizm a faszyzm. Kryzys w socjalizmie [1939]

Jan Maurycy Borski (właśc. nazw. Essigman) (1888-1940) – działacz socjalistyczny, publicysta i redaktor. Ukończył studia filozoficzne i społeczno-ekonomiczne w Zurychu. Od 1913 r. w PPS – Opozycja, aresztowany przez władze carskie przed obchodami 1 maja 1914 r., po wybuchu wojny przymusowo wcielony do armii rosyjskiej, z której uciekł. Następnie aresztowany przez Niemców, więziony przez niemal 3 lata. Po odzyskaniu niepodległości publicysta centralnego organu prasowego PPS – dziennika „Robotnik”, od 1 marca 1919 do 1939 r. członek redakcji tego pisma, m.in. zastępca redaktora naczelnego i kierownik działu zagranicznego oraz autor wielu artykułów wstępnych, wyrażających stanowisko partii wobec ważnych bieżących wydarzeń. Redagował także przez kilka lat coroczne książkowe wydanie „Kalendarza Robotniczego”, a roku 1921 był oddelegowany przez partię do redagowania lokalnego „Dziennika Robotniczego” w Łodzi. Publicysta prasy partyjnej, autor kilku broszur, m.in. „Dyktatura proletariatu”, „Sprawa żydowska w socjalizmie”, „Socjalizm a faszyzm”. Przygotowywał biografię Feliksa Perla, jednak wskutek wybuchu II światowej nie dokończył tych prac. Po hitlerowskiej napaści na Polskę działał w podziemiu, wiążąc się z grupą skupioną wokół pisma „Barykada Wolności”, należał do najbliższych współpracowników jej lidera, Stanisława Dubois. Podczas jednego z konspiracyjnych spotkań z Dubois, zostali w sierpniu 1940 r. aresztowani przez Gestapo. Uwięziony na Pawiaku, został zakatowany podczas śledztwa.

Przypisy:

[1]: Rząd socjalistyczny w Gruzji (1919-1921), acz wyszedł z wyborów, był przecież dzieckiem rewolucji lutowej w Rosji.

[2]: Aby nas nie posądzono o „mądrość po szkodzie”, przytaczamy opinię naszą o zamachu Kappa z „Przedświtu”, z marcowego numeru 1920 r. „Niepoczytalna polityka Noskego i S-ki, faworyzująca w wojsku niedobitki starego systemu i hodująca w łonie republiki niemieckiej junkierstwo pruskie, nadspodziewane wydała owoce”.

[3]: Powie ktoś, że obecnie, z perspektywy kilkunastu lat łatwo dojrzeć błędy i krytykować, że wówczas w ogniu walki nie można było ogarnąć całości sytuacji, że należało myśleć o zadaniu najpilniejszym, którym było zwołanie konstytuanty, domagała się bowiem tego przede wszystkim Ententa.

Otóż należy przypomnieć, że nawet szajdemanowcy zgodzili się z początku, by sprawę konstytuanty zdjąć z porządku dziennego, aż do czasu, gdy rewolucja się utrwali. Pod tym warunkiem doszło do wspólnego rządu szajdemanowców i niezależnych. Ale szajdemanowcy nie dotrzymali słowa i wnet wszczęli akcję za natychmiastowym zwołaniem konstytuanty. Czy stało się to pod naciekiem Ententy – nie wiemy. Ale gdyby nawet nacisk ten był, to należało przekonać Ententę, że złamanie monarchii jest równie ważne jak i zwołanie konstytuanty, że tworzenie pozoru republiki jest działaniem na rzecz monarchii.

Faktem atoli jest, że socjaliści, że większość klasy robotniczej zdawała sobie sprawę z konieczności utrwalenia zdobyczy rewolucji, jako niezbędnego warunku budowania republiki.

[4]: Potresow myli się, dopatrując się całej winy socjalistów niemieckich w tym, że nie wykuwali oręża ideowego i psychologicznego na przyjęcie hitleryzmu. Hitleryzm wprawdzie okrzepł i sposobił się do objęcia władzy w okresie kryzysu gospodarczego, ale istniał i działam znacznie wcześniej, kiedy można go było unieszkodliwić. Ale Partia, jak słusznie zaznacza Potresow, zanadto wierzyła w trwałość republiki.

[5]: W chwili, gdy broszurę niniejszą oddajemy do druku (połowa marca 1933 r.), w Niemczech szaleje terror hitlerowski, dążący do wytępienia ruchu robotniczego.

[6]: Robotnicy austriaccy toczą obecnie (marzec 1933 r.) ciężką walkę z reakcyjnym rządem Dollfussa w obronie konstytucji i republiki. Niezależnie od tego, jaki będzie wynik tej walki, nie ulega wątpliwości, że socjalizm austriacki wyczerpie wszystkie środki obrony i wyjdzie z walki z honorem. [7]: Rzecz bardzo znamienna, że najsilniejszy opór przeciw podatkowi zbożowemu stawiają chłopi Ukrainy i Kaukazu. Czy nie mści się tu polityka narodowa bolszewików, którzy pod marką federacji uprawiają bezwzględny centralizm?

[8]: Warto tu nadmienić, że Trocki ocenia nadzwyczaj surowo rezultaty pierwszej „piatiletki”, której wytyka „awanturnicze tempo”, doprowadzające poszczególne części planu do sprzeczności wzajemnych. Trocki napada na nieudolną biurokrację sowiecką i woła o alarm: gospodarka sowiecka w niebezpieczeństwie. Trocki przewiduje możliwość kryzysu w gospodarce sowieckiej z przymusowym zamknięciem fabryk i bezrobociem. Trocki doradza odroczyć początek drugiej „piatiletki” o jeden rok, który byłby rokiem „ogólnej odbudowy” (!), doradza poprawę położenia materialnego robotników „za wszelką cenę”, zaniechanie „polityki mechanicznej likwidacji kułaków”, a przede wszystkim zmianę politycznego kursu.

Ta krytyka i ten alarm Trockiego biją nie tylko w Stalina, ale również w samego Trockiego, który faktycznie potępia skutki dyktatury, ale nie ma odwagi odrzucenia samej dyktatury. Trocki pomstuje na dyktaturę Stalina, ale gdy sam był jednym z dyktatorów bolszewickich, nie miał sobie nic do zarzucenia. To rozdwojenie wewnętrzne Trockiego stanowi jego tragedię, do której nie chce się przyznać.

↑ Wróć na górę