Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Ignacy Solarz

Cel a program uniwersytetu ludowego

[1937]

Naczelną naszą ideą był i jest tak jak w duńskich uniwersytetach wiejskich: wprowadzić masę ludową do czynnej i głównej roli twórczej w nowej historii. Z „podglebia społecznego” przeobrazić ją w żywioł osobowy, gazdowski we wszystkich dziedzinach kultury. Chodzi o wychowanie w masie ludowej zdolności do urzeczywistnienia dojrzałej, wysoce etycznej zaradnej demokracji. Idzie o przetworzenie liczby na żywotność i jakość, o nowe źródła możliwości rozwojowych polskiej i ludzkiej społeczności.

Wiejski Uniwersytet Orkanowy ma i swoją ideę specjalną, swoją indywidualność oblicza. Każdy uniwersytet grundtvigowski [1] o tyle żyje intensywnie, skupia i działa, o ile ma tę swoją, ideę bliską, gorącą, na linii tamtej leżącą. Dla nas jest nią: Polska Ludowa, to jest wiara silna i wola odrodzenia Polski przez chłopa, przez ducha jego. W tej honornej ambicji twórczej znajdujemy siłę naszego działania wychowawczego. Wychowawcy nowej polskiej szkoły szukają jeszcze idei, która by im zastąpiła magnetyczną siłę idei niepodległości w wychowaniu z czasu niewoli. Wiejski Uniwersytet Orkanowy znalazł ją dla siebie i dla nowego pokolenia wiejskiego. Idea ta zresztą wypływa z ogólnej idei grundtvigowskiej – budowy nowej kultury narodowej w oparciu i na podłożu ludowej kultury. Zwyraźniliśmy ją sobie w Wiejskim Uniwersytecie Orkanowym (WUO) na polskim tle i ożywili. Chodzi o to, by wieś nie przepadła w silnym roztworze narodowym, ale weszła weń jako nowy prąd ożywiający; musi się więc sama w sobie skrzepić, skupić, wzmocnić, by móc dla innych skiełkować.

Droga ku wielkiej roli historycznej rzesz ludowych nie wiedzie przez szkolenie „dzieci” społecznych do samego naśladownictwa „starszych” w narodzie lub przez nakaz wyczekiwania, aż dojrzałość wyższa sama skądś przyjdzie; ani też przez uczenie technicznego pokonywania drobiazgowych przeszkód życia. Zwłaszcza w przełomowych historycznie czasach dzisiejszych, gdy trzeszczy w posadach ustrój społeczny, gdy choruje porządek polityczny, gdy kryzys przeżywa kultura i moralność społeczna – nie można mas ludowych zaspokajać ortografią, rachunkami dziesiętnymi czy kalendarzem. Sama umiejętność użycia wapnamonu, napisania protokółu straży pożarnej, wygłoszenia przemówienia na wiecu czy wytresowania amatorskiego przedstawienia dochodowego – byłaby dłubaniem w kąciku komory budującego się wielkiego gmachu społecznego. Tu trzeba doprowadzić rzesze ludowe do obcowania z najwyższymi ideami kultury ludzkiej i własnej, trzeba przygotować do wypatrywania wielkich dróg przyszłego rozwoju historii, wiodących przede wszystkim poprzez pola własnego narodu.

Żeby ludowe rzesze nie pozostały dalej tylko masą bezwładną, wodzoną przez „odgórną” wolę, lecz stały się czynnikiem zmieniającym życie świadomą i celową wolą własną, muszą się składać nie z pionków, ale z ludzkich indywidualności, z ludzi, w których obudziło się wewnętrzne życie duchowe, z takich, którzy wiedzą, czego chcą, bo wypracowały sobie własne a wielkie światło życia i znalazły w nim siłę swej woli. Takie osobowości ludzkie wchodzące w skład mas będą istotnie drożdżami życia tych mas.

Złoża bogate w duszach noszą ludzie, trzeba je tylko uruchomić, rozszerzyć horyzonty, wzmocnić chcenie. Siłę tego chcenia, aktywność ludzką, wywołać trzeba przez dostarczenie silnych osobistych przeżyć, bo z nich rodzi się żywy protest i bunt przeciw odczutemu złu, albo też mocny poryw ku dobru. Nie może to być szkolenie, nużące napychanie samego umysłu wiadomościami, nie troska o sam tylko rozum, ale głównie o sprężynę rozumu: o budzenie wybranymi myślami uczucia krzeszącego wolę, zaprzęgającego rozum do czynu. Wtedy wiedza nie jest nożem o dwóch ostrzach, ale nieocenionym narzędziem w służbie porywającej idei o wyraźnym kierunku. Idzie więc nie tylko o rozszerzenie oraz magazynowanie pojęć, ale i o podnoszenie uczuć, działanie nimi realnie na życie.

W związku z tymi zadaniami nabierają więc specjalnych cech nawet zwykłe środki, którymi wiejski uniwersytet grundtvigowski się posługuje. Są nimi głównie: wykład i współżycie. Wykład dla obudzenia myśli, ustalania poglądu, porywu idei, kształtowania uczuć, budowy indywidualności; współżycie zaś – dla harmonizowania idei z życiem osobistym.

Żeby wykłady spełniły to swe specjalne zadanie wychowawcze, muszą objąć tematycznie przede wszystkim takie dziedziny, które już same w sobie, z treści swej dają największe możliwości wprowadzenia człowieka w rozumienie istotnych sił i warunków, dokonujących rozwoju historycznego, i poznania w nim roli człowieka, a mogą dostarczyć bogatych możliwości do przeżyć ideowo-moralnych. Będą to więc dzieje człowieka, grupy społecznej, narodu, ludzkości, ich myśli, pragnień, uczuć, doświadczeń. Zatem historia i literatura [2] zajmują najwięcej czasu wykładowego w uniwersytecie wiejskim.

Do tej samej roli wykładów głównych dojrzały z wolna w WUO wykłady przyrodnicze, które w duńskich uniwersytetach wiejskich mają na ogół podrzędniejsze znaczenie i schodzą do rzędu wiadomości użytkowych. U nas dawały one człowiekowi uzupełnienie perspektywy rozwojowej w świat pozaludzki, nie szczędząc również słuchaczom głębokich przeżyć psychicznych o znaczeniu moralnym. Wiele innych wykładów – o odległych od historii tematach – przez sposób historycznego ich ujmowania nabierały cech upodabniających do wykładów historii.

Drugą grupą wykładów, związaną ściślej ze specjalną, ludową ideą WUO, to wykłady na tematy wiejskie. Spełnia ona pośrednio i ogólne zadanie wychowawcze. Reszta wykładów, na przykład – samorząd wiejski, zagadnienia gospodarcze wsi, Polska dzisiejsza – ma u nas, jak i w Danii, znaczenie pomocnicze: zapoznają z warunkami i możliwościami urzeczywistnienia pewnych idei w życiu praktycznym [3].

Zakres materiału w poszczególnych dziedzinach wykładu nie jest nigdy sztywny, na lata ustalony, jak zresztą i same działy wykładów nie są przepisem skrępowane, ale polem, przez które „drogę do Mekki” wybiera swobodnie wykładowca podług swoich odczuć i potrzeb. Musi jednak wnosić poprzez nie siłę idei, dawać przeżycie duchowe, wywoływać czynną reakcję w życiu. Często dla samego wykładowcy, dla jego osobistej świeżości oddziaływania i siły przeżyć okazuje się potrzeba zmienienia zakresu tematów, wykorzystania świeżych, nawet przez bieżące wypadki wniesionych przykładów. Sam wykładowca musi stale zbierać doświadczenia, pogłębiać siebie i ulepszać treść oraz środki oddziaływania.

Atmosferą wykładu winien być stosowny nastrój. Jest on środkiem ułatwiającym wejście w głąb duszy, daje siłę przeżyciu, wagę treści słowa, pewniejszy pożytek z wysiłku. Wykład nie może być „odczytem” pouczającym, ani odtworzeniem podręcznika, suchym wyjaśnieniem, ale słowem prawdziwie żywym, przepływającym z myśli do myśli przez serce żywe. To nie siła głosu, patos czy roztkliwianie, ale siła treści. To mówienie o rzeczach silnych i wielkich w sposób prosty, nawet chłopskim nie raz słowem i obrazowaniem. Współprzeżycie i współmyślenie jest wartością istotną wykładu, zatem wyklucza zapełnianie notatnika martwymi receptami. Ziarna lecące sieją się wprost w cieple duszy i kiełkują w węzłach woli.

Wykład typu grundtvigowskiego jest działaniem twórczym, wywołuje duchowe poruszenia, ale jest działaniem z zewnątrz. Słuchający wprawdzie nie są bierni zupełnie, bo uczestniczą uczuciowo i wespół myślą wytyczają zaraz czynnie drogi swego życia, ale nie wnoszą wtedy sami inicjatywy, swych własnych myśli, pytań ze swego realnego życia, ze środowiska, w którym żyją. A jest to przecież konieczne, jeśli pracy wychowawczej przyświeca idea demokratycznego współtworzenia życia. Dlatego Wiejski Uniwersytet Orkanowy w odróżnieniu od tradycji duńskiej wprowadził (mówię o tym w następnych rozdziałach) wielie sposobności tej współpracy myślowej uczestników kursu wespół z wykładowcami. Do głosu przychodzą wtedy głównie słuchacze z nie krępowaną inicjatywą własną, samodzielną myślą, pragnieniem czy krytycznym spojrzeniem; wychowawcy na równi ze wszystkimi wypowiadają swoje zdanie. Rezultat jest owocem współdziałania wszystkich.

Jeżeli uniwersytet wiejski posługuje się i wielu innymi jeszcze – poza wykładem – środkami oddziaływania, stosowanymi także i w pracy oświatowej ekstensywnej, to musi je zharmonizować z zasadniczym celem własnym i podporządkować własnej metodzie, tak że nie raz zmieniają one zupełnie swój charakter i wartość. Jeżeli więc WUO przyjmie do swych form pracy np. referaty słuchaczy, to muszą one być przede wszystkim opracowaniem własnych myśli referenta, a nie tylko zaczerpnięciem ich z książek i powtórzeniem. Jeżeli posługuje teatrem, to nie może on być tylko odtwórczym, ale usiłowaniem twórczym w wypracowaniu pomysłów scenicznych, w wypowiadaniu grą siebie. Stąd zrodziły się w WUO te „sztuki z głowy” [4]. Nawet gimnastyka działać ma wychowawczo w harmonii z ogólnym zadaniem zakładu.

Znany wpływ wychowawczy uniwersytetu grundtvigowskiego nie byłby zapewne pełny – nawet przy tej specjalnej sile działania wykładowego na wewnętrzne przemiany duchowe człowieka, gdyby nie uzupełniała go z drugiej strony pewna próba życiowa wybranych idei i zasad przez stałe, bliskie współżycie uczestników kursu ze sobą i z wychowawcami. Po entuzjazmie przejęcia się ideą zbraknie często następstwa kroku w powszednim dniu, nie dopisze pamięć lub wola w adresowaniu nakazów idei do siebie samego. Nie w tym sztuka, by usłyszeć i pójść innym powtarzać, ale przeżyć i wnosić samemu w życie. Tu jest jeden z istotnych momentów wpływu wiejskiego uniwersytetu na jakość człowieka: budowa wewnętrznej dyscypliny moralnej. Nie przez zewnętrzny regulaminowy przymus, ale przez przyjacielską pomoc w swobodnej atmosferze rodziny wiejskiego uniwersytetu internatowego.

Komuś z czytających tę książkę może się wydać, że wystarczy zwołać ludzi, aby podany tu program tematowy spróbowali wypełniać i będzie gotowy uniwersytet wiejski: nie program stanowi o uniwersytecie wiejskim, ale ludzie, owładnięci ideą grundtvigowską, stwarzają swój program i wraz z nim stanowią uniwersytet wiejski. Tak, jak teatr lub książka nie samym tematem wywołują wpływ silny na duszę, ale przede wszystkim jakością przedstawienia tematu. Programu więc tutaj nie da się oddzielić od jakości jego wypełnienia, od nierozłącznej z nim metody oddziaływania. To podkreślenie jest konieczne u nas w Polsce, gdzie zrozumienie dla istoty uniwersytetu grundtvigowskiego jest jeszcze niewielkie i ocenia się go od strony zewnętrznej.

Metoda tu dorasta do roli programu, a on pełni służbę dobrze dobranego narzędzia. Borup, kierownik grundtvigowskiego uniwersytetu wieczorowego dla robotników kopenhaskich, ściągnął ludzi na kurs zapowiedzią nauczania rachunków, a uczynił z tych rachunków sposobność do poważnych przeżyć duchowych, które stały się potem magnesem tych kursów. Nie chciałbym powiedzieć, jakoby WUO nasz był w tej sztuce doskonałym, bo naprawdę wiele mu jeszcze brakuje, ale zaznaczyć, że nawet niektóre placówki, używające już u nas nazwy uniwersytetu wiejskiego czy ludowego z braku tej jakości w sposobie pracy nie mogą być nigdy prawdziwymi uniwersytetami wiejskimi w znaczeniu grundtvigowskim [5]. Nie chodzi już o nadużywanie samej nazwy, ale o wprowadzanie w błąd opinii oświatowej i wiejskiej. Rozumie się, że i wpływ takich instytucji na życie jest nieporównanie mniejszy. Dlatego tu słów jeszcze parę o tym sposobie.

Przede wszystkim więc praca uniwersytetu wiejskiego nie jest pracą wśród dzieci zaraz po szkole powszechnej, ale wśród ludzi, którzy już sami czują potrzebę wyższego życia duchowego, szukają żywo przedmiotu dla swego życiowego entuzjazmu i wykazują rozmach dojrzewających sił. Nie jest też kursem pouczającym dla ludzi w wieku dojrzałym czy starszym, usztywnionych już w swoich poglądach. Uniwersytet grundtvigowski nie jest ani angielskim ani polskim uniwersytetem robotniczym, popularyzującym wiedzę, ani naśladowcą szkoły średniej czy wyższej w mieście, ani tzw. wiejskim kursem oświatowym. Jest on natomiast obcowaniem z wielkimi duchami ludzkości, budowaniem poglądów zasadniczych na życie, zapalaniem w młodzieńczej duszy idei na całość człowieczego życia, budzeniem sił wewnętrznych do działania. Jest to trafianie nie tyle do głowy, co do duszy, jak powiedział jeden ze słuchaczy ostatniego kursu w Gaci [Przeworskiej].

Uniwersytetem wiejskim w znaczeniu grundtvigowskim są właściwie wykładowcy. Nie organizacja zakładu, nie program sztywny, ale oni jako żywe programy, ich osobowości z wyraźną ideą i jej umiłowaniem. Same celowe studia takich wychowawców nie wykształcą – muszą mieć oni ponadto predyspozycje wrodzone; niewątpliwie jest ich wielu między ludźmi, ale są trudności ich odkrycia i wydobycia dla uniwersytetu wiejskiego; takich przygotowanie byłoby celowe i pożyteczne dla treści uniwersytetu wiejskiego. Pochodzenie wiejskie przy równych innych wartościach umysłowych jest pożądane, a jednego chociaż w zespole wykładowców – przede wszystkim kierownika – konieczne, bo dzięki pokrewieństwu psychicznemu i socjalnemu ułatwia zbliżenie, stwarza naturalne podłoże do zrozumienia się i łączności ze słuchaczami.

Ignacy Solarz


Powyższy tekst, oryginalnie zatytułowany „Cel a program”, jest rozdziałem książki Ignacego Solarza „Wiejski Uniwersytet Orkanowy. Cel i program”, Instytut Oświaty Dorosłych, Warszawa 1937. Od tamtej pory nigdy nie był wznawiany w całości, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.

 

Przypisy:

  1. Od nazwiska Nikolai Frederika Severina Grundtviga – twórcy uniwersytetu ludowego w Danii, która to placówka stała się wzorem do naśladowania w tym kraju i wielu innych państwach. Kładł nacisk na kształcenie młodzieży ludowej w duchu wykraczającym poza zwykłą naukę, obejmującym również liczne zajęcia praktyczne i dynamiczną pracę w grupie, wszystko to w celu „uobywatelnienia” środowiska chłopskiego (przypis redakcji Lewicowo.pl).

  2. O ile jednak w naszym WUO wykłady literatury zdążyły w przeważającej mierze spełnić swoje zadanie w duchu grundtvigowskim, to mniejsze szczęście miały wykłady historii – głównie z powodu zmieniających się dość często wykładowców, którzy przez to nie mieli dość czasu na zebranie doświadczeń.

  3. W pismach oświatowych naszych spotyka się reformatorskie projekty programów dla uniwersytetów wiejskich, w których jako zadanie naczelne wykładów stawia się przysparzanie użytecznych wiadomości o państwie i stąd na pierwszym miejscu wymienia się „wiadomości” o Polsce. Autorzy tych projektów widać nigdy nie zetknęli się w życiu z grundtvigowskim uniwersytetem wiejskim.

  4. „Sztuki z głowy”, zwane też „teatrem z głowy”, to nowatorska forma pracy teatru amatorskiego, zainicjowana przez żonę autora tekstu, Zofię Solarzową, wśród uczestników – prowadzonego przez to małżeństwo – uniwersytetu ludowego w Gaci Przeworskiej. Był to teatr improwizowany, w którym ogólnie nakreślonej kanwie danej sztuki towarzyszyły spontaniczne zachowania i kreacje autorstwa aktorów-amatorów. W ten sposób realizowano postulat demokratycznego uczestnictwa oraz samorodnej twórczości (przypis. redakcji Lewicowo.pl).

  5. Nazwa „uniwersytet ludowy” stała się u nas w ostatnich latach bardzo popularna, upowszechniła się zbytnio jako tytuł różnego rodzaju i wartości kursów. Widać dzieje się to z jednej strony pod wpływem wieści o znaczeniu uniwersytetów grundtvigowskich w Danii, a nawet już i w Polsce, a z drugiej strony działa pociągający tytuł, tak jak różne „akademie”, uroczystości i „konferencje”. Jest więc moda na uniwersytety wiejskie. Ponoć już ich setki u nas próbowało żywota jako ludowe, wiejskie, niedzielne, wieczorne, zimowe, rolnicze, radiowe itp., ale nie różnią się one niczym prawie, prócz nazwy, od tradycyjnych kursów popularyzacyjnych, które uczą, dają wiadomości ogólne, zawodowe, instruktorskie czy „przodownicze”. Sama nazwa nie może działać czarodziejsko, a wprowadza tylko szkodliwe zamieszanie. Uniwersytet wiejski – jeżeli nie jest grundtvigowskim – to nie jest uniwersytetem wiejskim. Tak mówią Duńczycy. Pożądany byłby u nas w tej sprawie ład.

 

Ignacy Solarz (1891-1940) – pochodził z rodziny chłopskiej z Podkarpacia, ukończył studia jako inżynier-rolnik. Ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej. Od początku lat 20. członek PSL „Piast”, nie zajmował się jednak standardową działalnością polityczną. Pracował jako instruktor rolnictwa, był animatorem ruchu młodzieży wiejskiej i inicjatorem wielu inicjatyw oświatowych w tym środowisku. W 1922 r. przebywał na stypendium w Danii, gdzie zetknął się z działalnością tamtejszych, bardzo popularnych, uniwersytetów ludowych. Od roku 1924 był dyrektorem Wiejskiego Uniwersytetu Ludowego w podkrakowskich Szycach. Pełnił także funkcję członka prezydium Zarządu Głównego, a następnie wiceprezesem Centralnego Związku Młodzieży Wiejskiej. Po opowiedzeniu się w 1927 r. za niezależnością młodzieży ludowej od sanacji, współorganizator Związku Młodzieży Wiejskiej RP i członek władz tej organizacji, przez rok prezes oddziału kieleckiego. Po zjednoczeniu ruchu ludowego działacz Stronnictwa Ludowego. W roku 1931 po zamknięciu przez władze sanacyjne placówki w Szycach, utworzył wraz z żoną Wiejski Uniwersytet Orkanowy (od nazwiska Władysława Orkana, pisarza chłopskiego) w Gaci Przeworskiej na Podkarpaciu, początkowo w wynajmowanych chłopskich chatach, a od 1937 r. mieszczący się w budynku zbudowanym ze składek i dzięki społecznej pracy kilku tysięcy osób. Placówka ta stała się jednym z najsłynniejszych i najbardziej prężnych eksperymentów pedagogicznych w historii Polski. Prowadziła kursy dla młodzieży wiejskiej, łączące naukę, zajęcia praktyczne, samokształcenie, wzajemną pomoc, wychowanie przez sztukę, wszystko to w bardzo demokratycznej i egalitarnej formie. Przez wychowanków zwany „Chrzestnym”. Sympatyzował z lewym skrzydłem ruchu ludowego, zwłaszcza z jego radykalną, młodzieżową grupą, jednak nacisk kładł na oddolne inicjatywy oraz przeobrażenia mentalne, w duchu idei Edwarda Abramowskiego. W trakcie chłopskich strajków II połowy lat 30. dokumentował terror sanacyjnej policji wobec uczestników protestów. Był także bardzo zasłużony dla spółdzielczości, szczególnie wiejskiej. Założył w Gaci Przeworskiej spółdzielczą bibliotekę i spółdzielnię koszykarską. W rodzinnej wsi Ołpiny powołał spółdzielnię mleczarską. W Markowej k. Łańcuta z jego inicjatywy utworzono pierwszą w Polsce spółdzielnię zdrowia, a w Żołyni – Spółdzielnię Drzewną „Współdziałanie Chłopskie”. Był prezesem rzeszowskiej Rady Okręgowej oraz członkiem Rady Nadzorczej centrali spółdzielczości spożywców „Społem”. Po wybuchu II wojny światowej zorganizował grupę chłopskich ochotników, która wzięła udział w wojnie obronnej z bolszewickim najeźdźcą. Po powrocie z frontu działał w spółdzielczości, jednak w styczniu 1940 r. został aresztowany przez Gestapo. Zamordowany przez hitlerowców prawdopodobnie w kwietniu 1940 r., jego mogiła pozostaje do dziś nieznana. Kawaler Orderu Polonia Restituta.

↑ Wróć na górę