Herman Lieberman
Wojna i pokój
[1924]
1. „Ostatnia wojna”
W roku 1914 nikt nie przewidywał, że wojna światowa szaleć będzie lata całe. Generalne sztaby wojenne liczyły się z tym, że na samym początku wojny wymierzone będą silne a gwałtowne uderzenia, które od razu rozstrzygną o dalszym przebiegu walk i szansach zwycięstwa. Kiedy jednak wbrew tym przewidywaniom wojna się przedłużała, a ludy, w rzeź powszechną wpędzone, zaczęły tracić cierpliwość, usiłowano podtrzymać ducha wojennego zapewnieniem, że wojna światowa jest ostatnią wojną, że po jej zakończeniu wszystkie narody uciemiężone będą wolne, że zostanie ugruntowaną międzynarodowa sprawiedliwość i że odtąd nikt więcej nie będzie śmiał targnąć się na święte prawa wyzwolonych narodów i na krwią okupione granice państw, ustalone zgodnie z zasadami sprawiedliwości.
Wojna przeminęła, a dzisiaj żaden rząd ani działacz polityczny nie miałby odwagi ponowić owego uroczystego zapewnienia, że wojna światowa była ostatnią wojną. Obecnie stoi pod bronią w Europie przynajmniej o jeden milion żołnierzy więcej aniżeli przed wojną światową. Naprężenie stosunków między narodami i państwami jest również większe. Nienawiść wzajemna narodów spotęgowała się, groźby wzajemne są coraz częstszy, a lęk powszechny przed wojną, nerwy ludzkie niesłychanie szarpiący, jest taki sam jak w owych, pełnych udręki latach, które poprzedziły wybuch wojny światowej.
Stan, który przeżywamy, jest okresem zbrojnego pokoju.
Wprawdzie armaty nie huczą i ludzie nie giną od kul karabinowych, lecz te wyścigi na polu zbrojeń, na które patrzymy – to prawdziwy taniec Molocha wojennego.
Narody i państwa wytężają całą swoją myśl i uwagę, by przygotować i nagromadzić środki walki mające ma celu doszczętne zniszczenie przeciwników. Żaden rząd oczywiście nie twierdzi, by planował napad lub zamach na inny naród lub inne państwo, lecz wszystkie rządy twierdzą, że przygotowując się na wypadek wojny, myślą tylko o obronie przed grożącym napadem.
Wszystkie państwa trudzą się obecnie i mozolą nad obmyśleniem najlepszego i najskuteczniejszego sposobu tej obrony. Zajmowały się rozwiązaniem tego zagadnienia parlamenty Anglii, Francji, Włoch, Japonii, Belgii itd. Rosja sowiecka poświęca dużą część swojej energii i swoich zasobów stworzeniu wielkiego i bitnego wojska. Rozumie się, że stwarzając nowe podstawy dla swojej siły zbrojnej, wszystkie państwa starają się w całej pełni zużytkować doświadczenia wojny światowej, która obaliła niejedną zasadę poczytywaną dotąd za główną podstawę nowoczesnej organizacji wojskowej.
2. Jakie niebezpieczeństwa grożą Polsce?
W powszechnej atmosferze niepokoju, zawiści narodowych i zatrutego nimi współzawodnictwa Polska nie może stanowić wyjątku. Gdy wszyscy w Europie się zbroją w przewidywaniu napadu ze strony sąsiadów i z obawy przed wojną, nasz kraj nie może z założonymi rękami zdawać opieki nad swoimi granicami na łaskę opatrzności bożej, lecz musi również wszystko uczynić, by w razie starcia zewnętrznego uratować swój byt i krwawo okupioną niepodległość. Z krajem naszym sąsiaduje od wschodu Rosja, która wiedziona potrzebą rozwoju, od stuleci prze ku zachodowi, a więc poprzez nasze ziemie podać chce rękę sprzymierzonym z nią Niemcom. Po przeciwległej stronie, od zachodu, graniczy z nami państwo niemieckie, w którym coraz bardziej górę biorą żywioły reakcyjne i szowinistyczne, z byłym wodzem armii niemieckiej, Ludendorffem, na czele. Koła te, nie mogąc przeboleć utraty dzielnicy Poznańskiej, Gdańska i Górnego Śląska, dążą do odwetu i nie ulega wątpliwości, że zwycięstwo reakcji w Niemczech doprowadziłoby prędzej czy później do wybuchu nowej wojny światowej. Wciśnięta pomiędzy tych dwóch sąsiadów, obejmujących swoimi granicami przeszło dwustumilionową ludność, Polska w razie konfliktów obronić się może, nie tylko opierając się o te państwa, z którymi zawarła przymierza obronne (Francja; Rumunia), lecz musi zorganizować swoją własną siłę zbrojną, swoją własną armię.
Jaką ma być polska armia? Jakie zasady jej organizacji? Jaki jej stan liczebny w czasie pokoju i w wojnie?
O to się właśnie toczy obecnie spór w kołach politycznych i w Sejmie.
Uchwalenie przez Sejm dwuletniej służby wojskowej bynajmniej jeszcze nie wyczerpuje tej ważnej dziedziny życia państwowego. Stan liczebny naszej armii w czasie pokoju nie został jeszcze przez Sejm ustalony, jak to przepisuje Konstytucja, ani nie został jeszcze oznaczony roczny pobór rekruta. Klasie robotniczej zaś zależeć musi na tym, by stopa pokojowa armii i jej organizacja przystosowane były do sił i zasobów gospodarczych kraju. Pogwałcenie tej zasady musiałoby doprowadzić do finansowej ruiny i do gospodarczego wyczerpania ludności, tak iż w razie wojny z tego właśnie powodu szybko załamać by się musiała odporność i siła obronna Polski.
3. Czego nas nauczyła wojna światowa?
Rząd w Sejmie obstawał za wprowadzeniem dwuletniej służby wojskowej, która też, wbrew głosom socjalistów, została uchwalona. Tak tedy nasze państwo ma najdłuższą służbę wojskową w Europie, podczas gdy wszystkie inne państwa, opierając się na doświadczeniach wojny światowej, znacznie skróciły u siebie służbę wojskową, w porównaniu z czasem przedwojennym. Minister spraw wojskowych uzasadniał w Sejmie potrzebę dwuletniej służby tym, iż interes państwa wymaga utrzymywania w czasie pokoju około trzystutysięcznej armii w koszarach. Wedle jego obliczeń Polska rozporządzać musi w razie wojny najmniej trzema milionami żołnierzy, w stosunku więc do armii w koszarach (300 tysięcy ludzi) liczba rezerwistów i pospolitego ruszenia będzie dziesięciokrotnie większą, co daje w rezultacie stosunek 1:10, to jest na jednego żołnierza koszarowego dziesięciu rezerwistów i pospolitaków. Kiedy ze strony socjalistycznej zarzucono ministrowi spraw wojskowych, że nie jest bynajmniej koniecznością tak wielki stan liczebny armii w czasie pokoju, że przeciwnie mógłby on być zmniejszony o połowę, to jest do stu pięćdziesięciu tysięcy żołnierzy, minister tudzież przedstawiciele prawicy odparli, że w takim razie stosunek armii koszarowej do liczby rezerwistów i pospolitego ruszenia byłby jak 1:20 i że armia z taką przewagą rezerwistów i pospolitego ruszenia okazać by się musiała zupełnie nieudolna.
Wojna światowa dała jednak dowody przeciwko poglądom tego rodzaju. Po obu stronach walczących, ta część armii, która wprost z koszar przyszła na plac boju jako wojsko stałe, już po pierwszych miesiącach została zmieciona, a zwycięstwo w 1918 roku wywalczyli rezerwiści i pospolite ruszenie. Francuzi poczynili w początkach wojny w roku 1914 ze swoim wojskiem stałym smutne doświadczenia. Na blisko rok przed wojną wprowadzili zamiast dotychczasowej dwuletniej – trzyletnią służbę wojskową, a to właśnie w tym celu, by w chwili wybuchu wojny mieć w koszarach jak największą ilość żołnierzy wojska stałego i rzucić je na front przeciw Niemcom.
Wręcz przeciwnym było postępowanie Niemców: swojej dwuletniej służby wojskowej wcale nie przedłużyli, a nazajutrz po wybuchu wojny rzucili na front miliony rezerwistów i pospolitego ruszenia. Wynik zaś był taki, iż w bitwie pod Charleroi zadali Francuzom druzgocącą klęskę. Pierwsze wielkie paniki w wojsku francuskim wybuchały w tych oddziałach, w których przygniatającą przewagę miał żołnierz koszarowy z wojska stałego. Klęska poniesiona pod Charleroi oszołomiła na długo Francję, pierwsze zaś zwycięstwo po tej strasznej klęsce odniosła nad rzeką Ourcq grupa wojsk francuskich, w której skład wchodzili sami rezerwiści i ani jeden żołnierz koszarowy.
Nieśmiertelny wódz francuskiego proletariatu, Jan Jaurès, przewidywał te straszne następstwa przedłużenia służby wojskowej i lekceważenia rezerwistów oraz pospolitego ruszenia, jako rozstrzygającego czynnika w przyszłej wojnie. W słynnej swojej mowie, którą wygłosił w r. 1913 w parlamencie francuskim, przepowiedział katastrofę i zaklinał swoich ziomków, by nie opierali obrony narodu wyłącznie na armiach koszarowych, lecz by jako jej podstawę przyjęli uzbrojenie całego narodu. Daremne były jego zaklęcia! Francja zapłaciła setkami tysięcy swoich najlepszych dzieci za błędy rządu i sztabu generalnego. Po wojnie generałowie francuscy, słowem i pismem, na podstawie swoich doświadczeń, przyznali słuszność wywodom Jaurèsa.
4. Przewrót w sztuce wojennej
Wojna światowa zgotowała światu drugą ważną a zasadniczą niespodziankę: dowiodła, że o losie bitw w znacznie wyższym stopniu rozstrzyga przewaga środków technicznych aniżeli liczba żołnierzy. Olbrzymią rolę odegrała przede wszystkim chemia.
Dnia 22 kwietnia 1915 roku Francuzi stojący na pozycji niedaleko miejscowości Langemark ujrzeli około 5 godziny z wieczora zbliżającą się ku nim gęstą mgłę zielonawo-żółtą, za którą, oczywiście niedostrzegalnie dla Francuzów, postępowała piechota niemiecka. Tę mgłę stanowiły gazy trujące. Był to pierwszy atak gazowy, dzięki któremu udało się Niemcom obezwładnić pod powyższą miejscowością armię francuską i zrobić duży, 5 kilometrów głębokości sięgający, wyłom we froncie państw koalicyjnych. Od owego dnia zaczęła się wojna gazowa między obu walczącymi stronami. Wojska francusko-angielskie były tym zdarzeniem zaskoczone. Od razu zrozumiano całą grozę niebezpieczeństwa tkwiącego w użyciu nowej broni, przez chemików sporządzonej. Przeprowadzenie ataku gazowego na większą skalę groziło wymordowaniem znacznej części armii za pomocą gazów trujących. Toteż chemicy francuscy i angielscy rzucili się do pracy: poczęto badać części składowe pocisków gazowych i fal trujących, którymi Niemcy zalewali front sprzymierzeńców; na tyłach utworzono laboratoria i fabryki bomb gazowych tudzież masek ochronnych przeciw gazom. Dzięki wytężonej energii uczonych i chemików francuskich udało się sprzymierzeńcom uzyskać przewagę nad Niemcami. Odtąd los niemieckiej armii był przypieczętowany. Generałowie niemieccy, w raportach do Głównej Kwatery wysyłanych, skarżą się, iż działanie bomb i fal gazowych francuskich jest piorunujące i śmiertelne.
Wkroczenia chemii na plac boju dokonało – rzec można – prawdziwej rewolucji w sztuce wojennej. Nie ujawniło się to jeszcze w całej pełni w wojnie światowej, lecz już obecnie wszyscy znawcy sztuki wojennej godzą się na to, że gdyby wybuchła nowa wojna, będzie ona w pierwszym rzędzie wojną chemiczną, to jest wojną za pomocą gazów trujących, o strasznej sile działania, zalewających olbrzymie obszary. U schyłku wojny światowej Francuzi wytwarzali bomby o wadze pięciuset kilogramów, które rzucano z aeroplanów. Obecnie waga tych bomb dochodzi do tysiąca kilogramów, a są one tak zbudowane, iż w chwili wybuchu olbrzymie fale gazów trujących rozlewać się będą na znacznej przestrzeni.
Nie ulega już żadnej wątpliwości, że wprowadzenie pocisków gazowych jako środka walki będzie miało dla ludzkości nie mniejsze znaczenie aniżeli wynalazek prochu strzelniczego w XIV stuleciu. Wprowadzenie tego ostatniego wynalazku, w postaci broni palnej, do armii europejskich spowodowało wówczas upadek rycerstwa średniowiecznego i zadało wielki cios ustrojowi feudalnemu, który na sile rycerstwa się opierał.
Prócz gazów trujących niesłychaną rolę w wojnie światowej odegrał inny rodzaj broni, na początku wojny zupełnie nieznany. Były to wozy szturmowe (czołgi, tanki). Pierwsze użyły tej nowej broni, ze strasznym dla Niemców skutkiem, wojska angielsko-francuskie. Ku końcowi wojny sama Francja posiadała 4600 wozów szturmowych ciężkich i lekkich. Były to kryte silnym żelaznym pancerzem wozy samochodowe, które się mogły poruszać na każdym terenie, łamiąc po drodze wszelkie przeszkody. We wnętrzu znajdowali pomieszczenie jeden do sześciu żołnierzy, z jedną lub dwiema lżejszymi armatami tudzież karabinem maszynowym. Przewaga angielsko-francuska w walce gazowej i ofensywa wozów szturmowych zdemoralizowały w zupełności Niemców i złamały opór armii niemieckiej, na co z goryczą uskarża się w swoich pismach powojennych wódz niemiecki, generał Ludendorff.
5. Podstawą siły zbrojnej maszyna – nie pierś ludzka
Widzieliśmy więc w świetle zdarzeń wojennych i przebiegu działań na placu boju, że głównym ich czynnikiem była maszyna, a nie człowiek.
Genialność dowódców i bohaterstwo wojsk ustąpiły na drugi plan, los bitew ujęli w swoje ręce inżynier, chemik i robotnik w fabryce wytwarzającej gazy trujące, maski ochronne, pancerze żelazne dla wozów szturmowych i lufy dla dział ciężkiej artylerii. Czymże był najgenialniejszy nawet dowódca, czy ostać się mogło najwaleczniejsze wojsko, wobec strasznych fal gazowych i wobec tysięcy opancerzonych wozów szturmowych, ziejących spoza wąskich otworów swoich ogniem i zniszczeniem?
Nauka płynąca z wojny światowej pobudzić powinna wszystkich odpowiedzialnych za losy państwa i siły zbrojne do porzucenia wreszcie starych, zaśniedziałych zasad, w myśl których usiłowano w czasie pokoju nagromadzać tylko wielkie masy żołnierzy w koszarach. Pamiętać powinni, że o zwycięstwie rozstrzyga nie liczebny stan pokojowy armii, lecz w pierwszym rzędzie ilość i jakość środków technicznych przygotowanych na czas wojny. Liczebnie wielka armia utrzymywana w koszarach osłabia tylko siłę obronną państwa. Wyżywienie jej bowiem, umundurowanie i zakwaterowanie pochłania tak wielką część wydatków, łożonych na wojsko, że na przygotowanie techniki wojennej już niewielka suma pozostaje. W Polsce wyżywienie armii pochłania 70% wydatków na wojsko, na techniczne zasoby zaś wydaje się zaledwie 7%.
Nie dziw tedy, że socjaliści są stanowczymi przeciwnikami długiej służby wojskowej, której następstwem jest liczebnie wielki pokojowy stan armii. W Sejmie zwalczaliśmy dwuletnią służbę, chcąc właśnie ograniczyć liczbę żołnierzy utrzymywanych w czasie pokoju przynajmniej do połowy. To ograniczenie spowodowałoby oczywiście ogromną oszczędność wydatków na wojsko, a nadto oddałoby setki tysięcy młodych i zdrowych ludzi społeczeństwu dla twórczej pracy. Rocznik 1902 dał przy poborze 236 tysięcy popisowych zdolnych do służby wojskowej, i to bez Górnego Śląska, gdzie na podstawie ustawowego przywileju poboru nie przeprowadzono. Zdawałoby się, iż ci wszyscy młodzi obywatele zostaną wcieleni do szeregów wojskowych – zgodnie z ustawą i konstytucją, które ustanawiają powszechny obowiązek służby wojskowej. Tymczasem tak nie jest. Ponieważ stan pokojowy armii naszej obliczony jest na niespełna 300 tysięcy ludzi, przeto wystarcza w tym celu wcielenie do armii tylko stu dziesięciu tysięcy rekrutów z każdego rocznika [1]. Z powołanego więc powyżej rocznika 1902, sto dwadzieścia sześć tysięcy popisowych, uznanych za zdolnych do służby, nie zostanie wcielonych do szeregów, to jest przeszło połowa. W jednej tej samej wsi, w jednym i tym samym mieście, jedni, obowiązani do służby, pójdą na dwa lata do koszar, a drudzy, podlegli temu samemu obowiązkowi, żadnej służby wojskowej odbywać nie będą. Gdzież jest równość wobec prawa, gdzie powszechność obowiązku służby wojskowej, uświęcona w konstytucji i osobnej ustawie; gdzie zasady demokracji, na których się opiera ustrój republikański naszej ojczyzny?
6. Stanowisko socjalistów
Rozumiejąc całą niedorzeczność, niesprawiedliwość i szkodliwość na lata przedłużającej się służby wojskowej, socjaliści wołają: precz z dwuletnią służbą wojskową! Zasadą naszą jest: obywatel nie powinien dłużej być przetrzymywany w koszarach, aniżeli to jest potrzebne dla wyćwiczenia go jako żołnierza, na wypadek wojny. Skoro zaś wojna światowa wykazała, że nie więcej jak cztery do sześciu miesięcy wystarczyło do wyćwiczenia każdego rekruta, przeto służba wojskowa w czasie pokoju nie powinna trwać dłużej nad sześć miesięcy. Licząc się jednak z tym, że państwa z Polską sąsiadujące, skracając służbę wojskową, nie doszły jeszcze do służby sześciomiesięcznej, lecz mają służbę znacznie dłuższą, Związek Parlamentarny Polskich Socjalistów zgodził się na postawienie wniosku o wprowadzenie jednorocznej służby. Przyjęcie tego wniosku zapobiegłoby wyżej opisanej niesprawiedliwości w rozkładzie owego podatku krwi, którym jest służba wojskowa, a nadto dałoby państwu na wypadek wojny znacznie większą ilość rezerwistów, aniżeli ich daje dwuletnia służba wojskowa.
Dlaczego? Oto dlatego, że przy dwuletniej służbie wojskowej, wedle planu rządowego, co roku z koszar przechodzi do rezerwy sto dziesięć tysięcy żołnierzy, przy jednorocznej zaś, która rocznego poboru bynajmniej nie ogranicza do liczby stu dziesięciu tysięcy rekrutów, lecz podnosi ją najmniej do stu pięćdziesięciu tysięcy, rezerwistów będzie znacznie więcej. Pewien generał francuski napisał: „Prawdziwym żołnierzem narodu jest rezerwista. Żołnierz koszarowy jest tylko uczniem – rezerwistą. Gdy zaś żołnierz okaże się godnym zostać rezerwistą, powinien opuścić koszary i powrócić do swojego domowego ogniska”.
Niestety, Sejm polski odrzucił wniosek socjalistów i zajął stanowisko, które było cechą militaryzmu państw zaborczych przed wojną światową. Krwawe doświadczenia, zdobyte przez cywilizowane narody w strasznych walkach, które się rozpoczęły w lecie roku 1914, pozostały dla Polski bez śladu i bez echa. Socjaliści polscy ostrzegali i zaklinali w Sejmie polskim rząd i większość stronnictw burżuazyjnych, tak jak to uczynił Jan Jaurès w roku 1913 w parlamencie francuskim. Nasi przeciwnicy okazali się głuchymi na przestrogi i prawdę zapisaną na kartach historii wojennej.
7. Armia demokracji
Ideałem, do którego dążymy, jest zniesienie wojsk stałych. Nie jesteśmy na tyle marzycielami, byśmy się nie liczyli z twardą rzeczywistością, która w dzisiejszych warunkach międzynarodowych nakazuje bezwzględnie utrzymywanie dostatecznego pogotowia zbrojnego na wypadek wojny. Nie tracimy jednak z oka celu, do którego dążymy, poprzez wszystkie przeszkody i zawikłania, którymi najeżoną jest droga rozwojowa demokracji. Zwycięstwo socjalizmu dokonać się może wyłącznie i jedynie w atmosferze demokracji, to jest władztwa ludu, zupełnego uszanowania jego uczuć, dążeń i gospodarczych interesów.
Dotyczy to również form organizacji wojskowej, które przetworzyć musimy w duchu demokratycznym. Duchowi demokratycznego państwa zaś najbardziej odpowiada taka forma organizacji i służby wojskowej, jaka od dawna wprowadzona została w Szwajcarii. Forma ta znana jest pod nazwą milicji. Republika szwajcarska nie zna ani wojska stałego, ani żołnierzy koszarowych. Każdy obywatel musi przejść szkołę rekruta, która trwa 65 dni dla piechoty, wojsk saperskich i pieszej artylerii, 75 dni dla artylerii konnej, a 90 dla konnicy, po czym rekrut wraca do domu, zabierając ze sobą broń, rekruci zaś z kawalerii zabierają do domu konia, za którego państwu płacą połowę wartości, zobowiązując się równocześnie, w razie potrzeby, dostarczyć go do koszar lub na plac boju. Co roku następnie obywatel odbywa w ciągu 11 lat ćwiczenia trwające 11 dni.
Dodać należy, że przeprowadzono tamże doskonały system przysposobienia fizycznego młodzieży, rozpoczynający się od 10. roku życia. Armia szwajcarska nie zna podziału na wojsko stałe, rezerwy i pospolite ruszenie. Wszystkie pułki, baterie, szwadrony składają się wyłącznie z żołnierzy obywateli. Ani jeden z dowódców większych czy też niniejszych formacji lub jednostek bojowych nie jest zawodowym oficerem. Dowódcami są inżynierzy, adwokaci, kupcy, przemysłowcy itp. Zawodowymi oficerami są jedynie instruktorzy – nauczyciele, którzy kierują ćwiczeniem rekrutów, podoficerów i oficerów. Ta okoliczność bynajmniej nie uszczupla wartości bojowej armii szwajcarskiej, która zarówno przed wojną światową, jak i obecnie zaliczaną jest do najlepszych w Europie. Dowody tej swojej niepospolitej bitności wojskowej Szwajcarzy składają na swoich manewrach, odbywających się co roku w oczach przedstawicieli wojskowych wszystkich mocarstw. Już po wojnie jeden z generałów francuskich, Percin, napisał o szwajcarskich manewrach następujące słowa: „Przypatrywałem się jesiennym manewrom, kierowanym przez pewnego inżyniera, z którym żyłem jakiś czas. Otóż stwierdzam, że ten inżynier znał strategię i taktykę wojskową oraz teorię i literaturę sztuki wojennej znacznie lepiej aniżeli większość generałów francuskich…”.
Szwajcaria jest małym państwem, więc zwolennicy militaryzmu mogliby twierdzić, że system dopiero co opisany nie nadawałby się dla większego państwa. Jak nikłym jednak okaże się ten argument, jeśli się zważy, że tak wielkie i potężne mocarstwo, jakim są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, również wprowadziło u siebie od początku swojego istnienia system milicyjny. Wojskowa siła zbrojna opiera się tam nie na ustawowym obowiązku służby wojskowej, lecz wyłącznie na ochotnikach. W Ameryce Północnej służy w wojsku ten, kto chce: przymusu nie ma.
Wprawdzie część siły zbrojnej należy uważać za wojsko stałe: Ameryka Północna posiada bowiem 144 300 ludzi (razem z oficerami) stale służących w wojsku; są to jednak ochotnicy, którzy się zaciągnęli na trzy lata przy zapewnieniu im bardzo korzystnych warunków materialnych. Główną zaś podstawę armii stanowi Gwardia Narodowa (milicja), do której każdy fizycznie nadający się obywatel ma sprawo się wpisać na 3 lata. Służba w niej polega na 48 ćwiczeniach w roku, każde po 1-1½ godziny; nadto 15 pełnych dni na manewrach. Do Gwardii Narodowej wpisano 420 000 obywateli – oczywiście na ich żądanie, gdyż służba jest dobrowolną. Prócz tego czynne są w letnich miesiącach obozy ćwiczebne, w których tysiące młodych ludzi kształci się bezpłatnie w sztuce wojennej. Po ukończeniu 3 kursów w takim obozie można uzyskać kwalifikację na oficera. Kursy te mają także za zadanie wykształcenie w specjalnej broni, jak np. w lotnictwie, gazownictwie itp.
Jak więc widzimy, Północna Ameryka zajmuje pod względem organizacji siły zbrojnej zupełnie wyjątkowe stanowisko. Służba wojskowa zależy tam od dobrej woli obywateli. Czy osłabiło to w czymkolwiek powagę na zewnątrz i siłę obronną tego niezaprzeczalnie najbogatszego i gospodarczo najpotężniejszego państwa? I czy wydarzył się kiedykolwiek wypadek w jego historii, by na zawołanie rządu nie stawili się pod gwiaździstymi sztandarami żołnierze dobrze uzbrojeni w dostatecznej liczbie? Bynajmniej! W dniu wypowiedzenia wojny Niemcom Stany Zjednoczone nie znały wcale przymusowej służby wojskowej, tylko werbunkiem rozpoczęto organizację siły zbrojnej, a dopiero później wprowadzono przymusową mobilizację młodych roczników. W wojnie światowej wzięła wszakże udział po stronie Francji i Anglii olbrzymia armia amerykańska, obejmując 3 665 000 ludzi, z tej liczby około dwa miliony dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi walczyło na froncie! Pamiętać zaś należy, że amerykańscy żołnierze walczyli nie w obronie swojej ziemi i swojej niepodległości zagrożonej, lecz poruszeni tragicznym losem Francji i Belgii, jęczącej pod najazdem wojsk niemieckich, przeprawili się przez ocean i przybili do lądu europejskiego. Cokolwiek by się dało powiedzieć o ustroju społecznym Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, to jedno jest pewną rzeczą, że są one republiką demokratyczną, w której wolność i równość obywateli, te najwznioślejsze hasła Wielkiej Rewolucji Francuskiej, najwyższego doznają poszanowania. W tej atmosferze Amerykanin wyrasta od dziecka, a czcząc wolność i równość, czci i kocha zarazem swoją ojczyznę, która bynajmniej nie potrzebuje stosować przymusu, ilekroć ona do walki się zrywa.
Nie dziw więc, że mając przed sobą tak żywo i tak silnie do rozumu przemawiające przykłady, socjaliści całego świata dążą do zniesienia wojsk stałych i oparcia siły zbrojnej każdego narodu na demokratycznej, milicyjnej organizacji.
Kiedy u schyłku osiemnastego stulecia Sejm Czteroletni podjął pracę nad odrodzeniem Polski, wciągając w zakres swoich zamierzeń również konieczność stworzenia nowoczesnych form dla organizacji wojskowej, Tadeusz Kościuszko przedłożył sejmowi memoriał, w którym żądał wprowadzenia milicji, a ostrzegał przed stworzeniem wojska stałego, bo – jak się wyraził – „to kładłoby kajdany na obywateli”.
Dzień dzisiejszy, pełen zadrażnień i niepokoju w dziedzinie stosunków międzynarodowych, nie sprzyja jeszcze przekształceniu siły zbrojnej naszego państwa w demokratyczną milicję. Reformę taką, wymagającą czasu, przeprowadzić można tylko wówczas, gdy bezpieczeństwo wewnętrzne jest ugruntowane i gdy zachodzi pewność, że praca przebudowy armii nie zostanie zakłócona i wyzyskana przez żadnego z sąsiadów, celem uderzenia na nasze granice. Niemniej jednak już teraz czuwać musimy nad tym nieustannie, by polska armia na wskroś przeniknięta była duchem republikańskim, by się uważała za narzędzie nie jednostek, klas lub stronnictw politycznych, lecz by się uważała za własność państwa i całej ludności. Pilnie baczyć musimy, by do umysłów żołnierzy i oficerów nie przenikały legendy i wyobrażenia o „wrogu wewnętrznym”, znane nam aż nazbyt dobrze z armii państw zaborczych.
Żołnierz ma jedno jedyne przeznaczenie: walkę z wrogiem zewnętrznym, z nieprzyjacielem, który atakuje nasze granice i przeciw któremu bronić musimy naszego bytu i niepodległości. Od wszelkich walk wewnętrznych, jakiejkolwiek by one były natury, politycznej czy gospodarczej, armia nasza powinna stać z dala. Leży to w interesie państwa i ugruntowanie naszej przyszłości tego wymaga, by do żołnierza każdy obywatel miał równe zaufanie. Dla opanowania walk politycznych, dla uśmierzenia strajków i uporania się z walkami klasy robotniczej o lepszy byt nigdy i nikomu nie wolno posługiwać się wojskiem, gdyż to obniża jego powagę, jego znaczenie i tę miłość, i zaufanie, którymi ludność w każdym państwie chcącym żyć w pokoju armię darzyć powinna.
Żołnierz polski w szczególności pamiętać o tym powinien, że kolebką nowoczesnej polskiej siły zbrojnej jest Wielka Rewolucja Francuska. W kurzu bitew stoczonych w dolinach Lombardii przez rewolucyjną armię Francji zrodziły się pierwsze polskie Legiony Henryka Dąbrowskiego. Żołnierze jego mieli na naramiennikach napis: „Wolni ludzie są braćmi”. Hasło to zabrzmiało powtórnie przeszło pięćdziesiąt lat później, gdy wieszcz narodu, Adam Mickiewicz, w roku 1848 podczas „Wiosny Ludów”, legiony znów do życia powołać zamierzał.
A i w Legionach Piłsudskiego, które dały początek dzisiejszej armii polskiej, wielkie, szlachetne i nieśmiertelne ideały demokracji były nie mniej gorąco umiłowane i pielęgnowane.
8. Armia komunistów (Rosja sowiecka)
Podstawy odbywania służby wojskowej przez obywateli Rosji sowieckiej zostały określone dekretem Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego i Rady Komisarzy Ludowych z dnia 28 września 1922 r. Na mocy dekretu rozciągnięto obowiązek służby wojskowej na wszystkich obywateli, począwszy od ukończonego 20 roku życia. Okres służby czynnej w szeregach trwa:
dla piechoty i artylerii pieszej, i w różnych zakładach wojskowych 1½ roku;
dla jazdy, konnej artylerii i wojsk technicznych 2½ roku;
dla floty powietrznej 3½ roku;
dla floty morskiej 4½ roku;
Po wysłużeniu tego okresu żołnierz przechodzi do rezerwy, w której pozostaje do ukończenia 40. roku życia.
Pobór rekruta odbywa się co roku. Od wiosny do jesieni pozostają w szeregach stale dwa roczniki, a dopiero na zimę ogranicza się stan pokojowy do jednego rocznika. Tak wygląda organizacja wojska stałego, którego ilość na stopie pokojowej obliczają na około 800 tysięcy ludzi pod bronią.
Prócz wojska stałego Sowiety posiadają od dnia 8 sierpnia 1923 roku ustawowo wprowadzoną armię milicyjną. W tym to dniu Centralny Komitet Wykonawczy i Rada Komisarzy Ludowych wydały dekret, który głosi, że rząd sowiecki „dążąc do ustalenia pokojowej polityki”, zdecydował się na zastosowanie zasad milicyjnych i na stworzenie, obok już istniejącego wojska stałego, oddziałów opartych na tych właśnie zasadach.
W myśl tego dekretu powoływani są do służby w oddziałach milicyjnych obywatele podlegający obowiązkowi służby wojskowej, poczynając od rocznika starszego następującego po roczniku poborowymi; np. gdy do wojska stałego powołuje się rocznik 1902, wówczas do armii milicyjnej wciela się roczniki, poczynając od roku 1901 wstecz. Czas służby w milicji trwa cztery lata, nie może jednak w każdym roku poszczególnym przekraczać dwóch miesięcy, a we wszystkich czterech latach łącznie wynosi pięć miesięcy. Po odbyciu służby w oddziałach milicyjnych, obywatele przechodzą do rezerwy, w czasie zaś wojny mogą być użyci do służby w wojsku stałym.
To jeszcze atoli nie jest wszystko, co Sowiety uczyniły na polu organizacji siły zbrojnej. W myśl wspomnianego wyżej dekretu podlega obowiązkowi przysposobienia wojskowego każdy obywatel, który ukończył 16. rok życia. Przysposobienie to odbywa się drogą ćwiczenia w oddziałach czerwonej armii i floty albo w organizacjach cywilnych, pod nadzorem i opieką władz wojskowych. Poczynając od 19. roku życia aż do chwili poboru, każdy musi przejść kurs przysposobienia przedpoborowego, który trwa najwyżej dziesięć tygodni.
Obywatele starszych roczników, którzy nie służyli w Armii Czerwonej lub flocie lub z jakichkolwiek powodów nie odbyli przysposobienia wojskowego, muszą przejść przez ośmiomiesięczne kształcenie wojskowe w ciągu pięciu lat, z tym ograniczeniem, że czas kształcenia w ciągu jednego roku nie może przekroczyć dwóch miesięcy.
Jak stąd wynika, organizacja wojskowa Rosji sowieckiej jest dość zawikłana. Przez długi czas kierownicy Armii Czerwonej dowodzili słowem i pismem, jako też na zjazdach delegatów wojskowych partii komunistycznej, że Rosja sowiecka musi mieć silną armię stałą i że system milicyjny winien być przez komunistów rosyjskich stanowczo odrzucony. Kierownicy Armii Czerwonej, jako też wybitni politycy bolszewików, twierdzili, że zadaniem Rosji sowieckiej jest walka z wszechświatową burżuazją, że wobec tego Armia Czerwona musi być narzędziem sprężystym, o wielkiej sprawności bojowej, narzędziem zdolnym w danym wypadku do szybkiego ataku i że do takiej roli żadną miarą nie nadaje się armia milicyjna. Dekret Rady Komisarzy Ludowych z dnia 8 sierpnia 1923 roku położył koniec tym wszystkim sporom i wątpliwościom. Odtąd Rosja sowiecka posiada zarówno wojsko stałe, jak i wojsko milicyjne, trzon siły zbrojnej jednak stanowi niewątpliwie wojsko stałe, gdyż oddziały milicyjne tak zorganizowano, że w ich skład, jako główna podstawa, wchodzi w poważnym procencie część wojska stałego.
Komuniści rosyjscy poświęcają organizacji Armii Czerwonej dużo czasu, trudu i pieniędzy, a co jest uderzającym w ich wysiłkach i w dokonanym przez nich dziele, to długa służba wojskowa, ustawowo ludności narzucona, taka sama, jak w armiach obalonych carów i cesarzy. Na pierwszy plan wydatków państwowych wysuwa się zupełnie tak samo jak w państwach o ustroju kapitalistycznym, zwłaszcza w monarchiach, budżet wojskowy i wydatki na armię. Najważniejszą troską rządu sowietów jest armia. W okresie, w którym rewolucja rosyjska walczyła o swoje życie, w okresie walk z kontrrewolucją, której ucieleśnieniem byli kolejno Kołczak, Denikin i Wrangiel, ta, wszystko na drugi plan spychająca, troska była zrozumiałą i usprawiedliwioną. Kontrrewolucja jednak od dawna już została nie tylko stłumiona, ale wytępiona. Wszystko wskazuje na to, że rząd Rosji sowieckiej jest ustalony i ugruntowany, skoro wszystko, co by mu się przeciwstawić mogło, zostało obezwładnione. Z zewnątrz Rosji nic ani nikt nie zagraża, u sąsiadów jest głębokie pragnienie pokoju, wszyscy bowiem z tęsknotą wyczekują nadejścia normalnych stosunków, do czego potrzeba wielu lat spokojnej pokojowej pracy. W tym stanie umysłów i w tym położeniu utrzymywanie przez Sowiety wielkiej armii i ciągłe podkreślanie konieczności jej rozszerzenia tudzież roli, którą Armia Czerwona ma odegrać w rewolucji światowej – to wszystko wnosi coraz większy niepokój w stosunki międzynarodowe, bynajmniej nie ułatwia umocnienia pokoju, lecz przeciwnie, staje się źródłem coraz większego zamętu i daje powód do coraz większych zbrojeń wszystkich państw zainteresowanych w ukształtowaniu stosunków Europy. Rozumie się, że nikt nie może żądać rozbrojenia Rosji, skoro wszystkie państwa się zbroją. Ale tylko szaleniec lub człowiek złej woli, wykorzystujący głupotę ludzką, mógłby twierdzić, że jakikolwiek naród lub państwo myśli o napadnięciu na Rosję. Myśl o mieszaniu się w jej wewnętrzne stosunki, która się w r. 1919 tłukła w głowach niektórych polityków europejskich, została już dawno porzucona. Państwa zarówno zwycięskie, jak i pokonane, są śmiertelnie znużone i wszelka myśl zaatakowania Rosji rozbiłaby się w każdym państwie i narodzie o żywiołowy opór opinii publicznej i mas ludowych. Utrzymując tedy tak liczną armię stałą, republika rosyjska przez komunistów rosyjskich rządzona przyczyni się do zwiększenia zbrojeń w innych państwach Europy. Naszemu żądaniu ograniczenia zbrojeń i zniesienia wojsk stałych militaryści wszystkich narodów przeciwstawiają zarzut: oto spojrzyjcie na rząd proletariacki Rosji, który utrzymuje na stopie pokojowej armię tak samo silną i liczną, jak przed rewolucją car! Oto w Rosji sowieckiej zupełnie tak samo jak za dawnych czasów carskich wciąż się odbywają parady i uroczystości wojskowe, przepełnione podniecającymi mowami militarystycznymi! Jakżeż wobec tego nieustannego pobrzękiwania szablą, dochodzącego stamtąd, wobec często powtarzającego skupienia się wojsk czerwonych na granicach można myśleć o ograniczeniu zbrojeń i uszczuplaniu ilości wojska stałego? Przyznać należy, że na to pytanie dać zadowalającą odpowiedź jest niezmiernie trudno. Zwłaszcza gdy się ma na oku przykład Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki, który dowodzi, że wielki naród bez obowiązku służby wojskowej i bez wielkiej armii stałej jest w stanie wysłać do boju o swoje ideały miliony zwycięskich żołnierzy-obywateli.
9. Czy nastąpi powszechne rozbrojenie?
Państwa i ludy europejskie uginają się pod ciężarem zbrojeń. Dzieło odbudowy z ruin, które napiętrzyła wojna światowa i u zwycięzców, i u zwyciężonych, doznaje z tego powodu wielkiego opóźnienia. Zewsząd też rozlega się wołanie o ograniczenie zbrojeń; w każdym bowiem państwie czuje się, że to wyczekiwanie, niesłychanie kosztowne, nowej wojny światowej doprowadza do wycieńczenia narodów i jeszcze większej ruiny.
Do zaprzestania zbrojeń najsilniej nawołują Europę rząd i opinia publiczna Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki. Do nich przyłączyła się Anglia, odkąd rządy tego kraju przeszły w ręce socjalisty Mac Donalda, przywódcy Partii Pracy. Dwie wielkie i potężne demokracje anglosaskie (Ameryka Północna i Wielka Brytania) wywiesiły w swoim programie jako naczelne hasło rozbrojenie i uspokojenie Europy. Czy się to szlachetne, zbawienne dążenie ziści?
Ten cel postawiły sobie państwa zwycięskie po wojnie światowej, podpisując dnia 8 czerwca 1919 r. w Wersalu umowę o Związku Narodów (Lidze Narodów). Na samym wstępie tej umowy państwa oświadczyły, przez usta swoich pełnomocników, że pragną zapewnienia narodom pokoju i bezpieczeństwa i że chcą przyjąć „pewne zobowiązania, aby nie uciekać się do wojny, utrzymywać jawne stosunki międzynarodowe, oparte na sprawiedliwości i honorze”. W artykule 8 umowy postanowiono i uznano, że utrzymanie pokoju wymaga ograniczenia zbrojeń do minimum, dającego się pogodzić z bezpieczeństwem narodowym oraz z przymusowym przeprowadzeniem zobowiązań międzynarodowych przez wspólne działanie. Następnie utworzono stałą komisję dla opracowania planu tego ograniczenia, który miał być przedłożony poszczególnym rządom do rozważenia i rozstrzygnięcia. Zarazem państwa, które weszły w skład Ligi Narodów, zobowiązały się chronić i ochraniać przed wszelką napaścią z zewnątrz „obecną nietykalność terytorialną (obszaru) i niezależność polityczną wszystkich członków Ligi”.
Owa komisja, tak zwana Komisja Rozbrojenia, zabrała się do dzieła i lata całe przeprowadza studia porównawcze, bada budżety wojskowe wszystkich państw, rozważa kontrolę nad handlem i fabrykacją broni, zastanawia się nad sprawą wojny gazowej i zbrojeń morskich – dotąd jednak nie doszła do żadnego pozytywnego wyniku. Państwa nadal się zbroją, te zbrojenia w gorączkowym tempie zwiększając, a pokój, mimo pięknych słów wypisanych w umowie Ligi Narodów o zobowiązaniu się unikania wojny i o wzajemnym poręczeniu niezależności politycznej narodów, coraz bardziej się chwieje i lęk przed wojną jest coraz większy.
Na swoim zgromadzeniu, odbytym we wrześniu 1922 roku, Liga Narodów powzięła następującą uchwałę: „Zważywszy, że rozbrojenie materialne wymaga uprzedniego rozbrojenia moralnego i że to urzeczywistnić się da wyłącznie w atmosferze wzajemnego zaufania i bezpieczeństwa, Zgromadzenie stwierdza, że to zaufanie jest niemożliwe w warunkach nieustannych wstrząśnień walutowych, chaosu ekonomicznego i bezrobocia, od których cierpi świat...”. Brzmi to jak pełne rezygnacji przyznanie się do własnej niemocy, omal jak głos rozpaczy z powodu utraty nadziei na znalezienie drogi wyjścia! Ruina gospodarcza, chaos, powszechne zubożenie na powierzchni, a pod ziemią głucha walka narodów i państw przeciw sobie, spowodowana zawiścią wzajemną i powojennym rozgoryczeniem. Stąd niemożność międzynarodowego porozumienia się w sprawie zbrojeń i zabezpieczenia pokoju.
Znakomitego dowodu tej niemocy w stosunkach międzynarodowych dostarczyła konferencja w sprawie rozbrojenia, która odbyła się w dniach 2-12 grudnia 1922 roku w Moskwie. Zwołał ją rząd sowiecki, a uczestniczyły w niej: Polska w swoim imieniu oraz w imieniu Rumunii, Rosja, Finlandia, Łotwa, Estonia i Litwa. Rząd rosyjski określił jako cel konferencji zmniejszenie lądowych sił zbrojnych.
W czasie narad Polska zaznaczyła swoje stanowisko w tym duchu, iż przed rozbrojeniem rzeczywistym musi nastąpić rozbrojenie moralne, że ono jedynie jest w stanie wytworzyć atmosferę wzajemnego zaufania, wobec czego zaproponowała podpisanie umowy o wzajemnym nienapadaniu i o poddaniu wszystkich sporów między państwami uczestniczącymi w konferencji Sądowi Rozjemczemu. Ta umowa o nienapadaniu (nieagresji) została następnie w kilkudniowych mozolnych naradach ułożoną – w ośmiu artykułach. Wedle jej treści państwa zobowiązują się uroczyście wszelkie mogące powstać między nimi nieporozumienia i zatargi rozstrzygać drogą pokojową, dalej powstrzymać się wzajemnie od jakichkolwiek zbrojnych napadów na swoje ziemie, wreszcie nie udzielać żadnego poparcia jakiemukolwiek państwu trzeciemu, nie biorącemu udziału w umowie, o ile ono przedsięweźmie napad na jedno z państw podpisanych.
Rosja sowiecka jednak odmówiła podpisania tej umowy. Przede wszystkim żądała ustalenia dokładnego planu zmniejszenia lądowych sił zbrojnych, w szczególności proponowała ograniczenie liczby wojska stałego o 1/4 część stanu obecnego (r. 1922), co na rok 1923 dałoby następujące cyfry:
Polska: 214 000 ludzi
Łotwa: 13 000
Finlandia: 22 000
Estonia: 9000
Litwa: 27 000
Rosja: 600 000
Przy tym Rosja oświadczyła gotowość zmniejszenia swego wojska w ciągu najbliższych l½-2 lat do 200 000 ludzi. Tym cyfrom Polska i państwa bałtyckie (z wyjątkiem Litwy) z nią się solidaryzujące przeciwstawiły na rok 1923 następujące cyfry:
Polska: 280 000
Łotwa: 19 000
Finlandia: 28 000
Estonia: 16 000
Rosja: 600 000
Ta różnica cyfr wywołała zasadniczy spór, który uniemożliwił porozumienie. Na zarzut Polski, że uwzględnienie projektu rosyjskiego bardzo niekorzystnie by się odbiło na stosunku sił wzajemnych, gdyż suma wojsk sąsiadów wynosiłaby tylko 285 000 ludzi na 600 000 wojska sowieckiego, przedstawiciele Sowietów odpowiadali stale i konsekwentnie: „Rosja musi mieć znacznie większe wojska aniżeli ogół sił zbrojnych państw sąsiednich, ze względu na swoje niekorzystne położenie strategiczne i ze względu na niezałatwione jeszcze sporne sprawy z Rumunią i Japonią”.
Wedle propozycji sowieckiej zmniejszenie liczby wojska przedstawiałoby się następująco:
dla Rosji z obecnej liczby 800 000 na 600 000, co daje 25%
dla Polski z 295 000 na 214 000, co daje 27%
dla Estonii z 15 000 na 9000, co daje 40%
dla Łotwy z 19 000 na 13 000, co daje 31%.
Na tak niesprawiedliwy stosunek ograniczenia stanu pokojowego wojsk Polska i państwa bałtyckie zgodzić się nie chciały, wobec czego polska delegacja postawiła wniosek, by naprzód podpisano umowę o wzajemnym nienapadaniu i o polubownym załatwianiu zatargów i by zarazem utworzono komisję rzeczoznawców wojskowych, której zadaniem będzie natychmiast przystąpić do pracy, celem obmyślenia sprawiedliwych i całość zagadnienia uwzględniających sposobów ograniczenia zbrojeń lądowych i morskich.
Ten wniosek został przez przedstawicieli Rosji sowieckiej odrzucony i tak moskiewska konferencja rozbrojeniowa spełzła na niczym. Delegaci państw uczestniczących rozjechali się bez porozumienia. Zamiast wzajemnego zaufania, które jest warunkiem rozbrojenia moralnego, a w ślad za tym i materialnego, uczestnicy konferencji zachowywali się względem siebie z najwyższą nieufnością, którą spotęgowało jeszcze oświadczenie Rosji, iż ma sprawy niezałatwione z Japonią i Rumunią. A szowinizm nacjonalistów niemieckich, którzy wciąż marzą o odwecie i odebraniu z bronią w ręku ziem utraconych w wojnie światowej i którzy coraz większy wpływ zyskują na politykę państwa niemieckiego – czyż nie stanowi groźnego niebezpieczeństwa dla Polski i pokoju? Czemu więc rząd sowiecki siłę zbrojną Polski ograniczyć by pragnął w wyższym procencie aniżeli swoją własną?
Skoro jednak, co do rozmiaru ograniczeń, na razie porozumienie osiągnąć się nie dało, to należało przynajmniej podpisać umowę o wzajemnym nienapadaniu i o Sądzie Rozjemczym. Nic nie stało na przeszkodzie zawarciu tej umowy i wprowadzeniu „pokoju bożego” między Polską a Rosją. Uroczyste zobowiązanie się obu rządów nieprowadzenia wojen przeciw sobie i rozstrzygania wszystkich sporów drogą pokojową byłoby przyjęte przez ludy Polskę i Rosję zamieszkujące z radosnym dziękczynieniem i błogosławieństwem. Nikt inny jak właśnie rząd proletariacki, którym się być mieni Rada Komisarzy Ludowych w Moskwie, powołanym był do wskazania ludzkości nowych dróg prowadzących do utrwalenia pokoju, do zapobieżenia rzezi narodów. Podpisanie umowy o nienapadaniu byłoby wywołało poruszenie w całym świecie i na wszystkie narody wpływ zbawienny by wywrzeć musiało. Ale Rosja sowiecka od spełnienia tego wielkiego czynu się uchyliła i każdy socjalista ze smutkiem jej to za ciężką winę wobec socjalizmu i ludzkości poczytać musi.
10. Tęsknota ludów ziścić się musi!
Czy więc wojna jest przekleństwem bożym, które na ludzkości wiecznie ciążyć będzie? Bynajmniej! Sprawa wojny i pokoju, pomimo wszystkie intrygi rządów i kłamstwa dyplomatów, leży w ręku ludów. Ich rola i świadomość jest główną siłą rozstrzygającą. Ku końcowi wojny światowej widzieliśmy olbrzymią armię niemiecką, uzbrojoną w straszny i wprost znakomity materiał wojenny. Ta armia jednak, zanim jeszcze ją pokonały wojska sprzymierzone, załamała się moralnie. Dlaczego? Bo naród niemiecki miał już dość wojny i pragnął jej zakończenia.
Po wojnie światowej i jej naukach odtąd nie rządy, ale ludy same będą odpowiedzialne za naruszenie pokoju. Tę świadomość i to poczucie odpowiedzialności należy w szerokich masach rozwijać w każdym państwie. Od dzieciństwa należy wpajać w obywateli przekonanie, że jeśli się potępia jednostkę, gdy używa brutalnej siły fizycznej do załatwiania sporów i zatargów, to nie mniej ohydnym jest ten czyn, gdy we wzajemnych stosunkach posługują się nim państwa i narody. W tym duchu należy wychowywać narody, tak samo jak się wychowuje dzieci w szkole.
Socjaliści wszystkich krajów muszą podjąć energiczną i solidarną walkę o zniesienie wojsk stałych. Niepodległości ojczyzny niechaj broni cała ludność zdolna do walki, która z głębi duszy miłuje pokój, a nie żołnierz zawodowy, który kocha wojnę, wprawdzie przynoszącą jednemu śmierć, drugiemu za to świetną karierę i duże korzyści materialne. Należy skończyć z wywyższaniem zawodu żołnierza ponad inne zawody, z bezkrytycznym wyrażaniem podziwu dla „szlachetnego rzemiosła żołnierskiego”, które „uczy narażania życia i bohaterskiej śmierci” na placu boju. Podczas wojny cała ludność cierpi i składa życie w ofierze ojczyźnie! Od pługa, z warsztatów, biur i fabryk spieszą „cywile”, w mig się przemieniają w wojowników i tysiącami, nieprzejrzanymi tysiącami, kładą się pokotem na polach bitew.
Wodzowie komunistów i zawodowi generałowie szydzą z miłośników pokoju, nazywając ich naiwnymi pacyfistami, ale my socjaliści rozpowszechniajmy śmiało i wytrwale pacyfizm, aż wreszcie wejdzie w krew i kości każdego narodu. Każdego narodu! – powiadamy, gdyż rozbrojenie moralne lub materialne jednego tylko państwa, podczas gdy inne się zbroją, zamiast pokoju wojnę przyniesie; sąsiedzi bowiem rozbrojenie wykorzystają dla dokonania napadu. Wspólna, wytężona i nieustraszona działalność wiernych miłośników pokoju, a przede wszystkim socjalistów całego świata, doprowadzić musi do ostatecznego zwycięstwa. A zwycięstwo będzie polegało na tym, że w konstytucji każdego państwa zamieszczonym będzie następujące postanowienie:
Każdy rząd, który rozpoczyna wojnę, nie oświadczywszy przedtem publicznie i lojalnie gotowości poddania zatargu rozstrzygnięciu przez Sąd Rozjemczy, staje się zdrajcą Ojczyzny i Ludzkości. Każdy parlament, który udziela swojego zezwolenia na taką wojnę, winien jest zdrady stanu i z mocy samego prawa zostaje rozwiązany. Jest narodowym i konstytucyjnym obowiązkiem obywateli taki rząd obalić i zastąpić go innym rządem, który zabezpieczywszy obronę kraju, obowiązany będzie natychmiast poczynić wszystkie kroki celem porozumienia się z drugą stroną co do polubownego załatwienia konfliktu przez Sąd Rozjemczy.
Oto, o czym marzą najszlachetniejsze umysły, oto, do czego dążyli wszyscy wielcy wodzowie proletariatu, którzy zstąpili już do grobu, a, jak Jaurès, w ostatniej życia godzinie jeszcze odwrócić usiłowali nadludzkim wysiłkiem wojnę. Narody są śmiertelnie znużone, huragan bólu i cierpień stargał duszę i ciało Ludzkości, jedynym dla niej dziś ratunkiem jest – pokój!
Herman Lieberman
Powyższy tekst to cała broszura Hermana Liebermana, nakładem Spółdzielni Wydawniczo-Księgarskiej „Nowe Życie”, Warszawa, brak daty wydania, jednak na podstawie informacji biograficznych o autorze ustalono, że pochodzi ona z roku 1924.
[1]: Dwa roczniki po 110 tysięcy dają 220 tysięcy ludzi, prócz tego 50 tysięcy zawodowych podoficerów i żołnierzy. Reszta to oficerowie, urzędnicy wojskowi itd.