„Przedświt”
Wobec wyborów do Dumy
[1912]
Skończyła się działalność III czarnosecinnej Dumy carskiej – tego przedmiotu powszechnej nienawiści i pogardy. Syta zdobyczy poczynionych na innoplemiennych „kresach”, syta krzywd wyrządzonych ludowi bez różnicy narodowości, została rozwiązana. Rząd carski już obecnie szykuje się na całej przestrzeni państwa rosyjskiego do wykucia sobie nowego, takiegoż samego posłusznego i pożytecznego dlań narzędzia kontrrewolucji w postaci IV Dumy. Zbliżają się tedy nowe wybory, rozegra się nowy akt tragikomedii rosyjskiej, tym haniebniejszej, że wezmą w niej udział obok żywiołów jawnie kontrrewolucyjnych i antyludowych również i takie, dla których „parlamentaryzm” stołypinowski jest wrogiem nieprzejednanym.
Poza nami, Narodowym Związkiem Robotniczym, zwolennikami „Polski” i partią Socjal-Rewolucyjną w Rosji wszystkie inne organizacje polityczne biorą udział w wyborach. Obok dzielących się władzą z caratem wielkich właścicieli ziemskich i wielkich przemysłowców rosyjskich do akcji przedwyborczej zostaną wciągnięte i żywioły opozycyjne, rezygnujące z walki rewolucyjnej, partie narodowe ujarzmionych przez Rosję „kresów” oraz grupy esdeckie wszelkich narodowości, kierunków i odmian.
Wielki to tryumf kontrrewolucji, zwłaszcza w chwili obecnej, kiedy wszystko wskazywałoby na to, że w szerokich masach robotniczych gromadzi się nowy zapas energii rewolucyjnej. W takiej chwili usypianie tych mas przez wskazywanie im na Dumę jako na coś, co bodaj w pewnym stopniu ma je wyręczać w walce z caratem, jest po prostu zbrodnią. I taką zbrodnię popełniają esdecy rosyjscy wraz ze swoimi naśladowcami na gruncie polskim. Są bowiem pomocni rządowi w odgrywaniu przezeń komedii „parlamentaryzmu” i łudzą proletariat, odciągając go od zadań najżywotniejszych – przygotowywania się do akcji rewolucyjnej o zdobycie rzeczywistego parlamentaryzmu.
Zwolennicy Dumy czarnosecinnej uciekają się do argumentu demagogicznego, zwalczając zwolenników bojkotu. Twierdzą oni, jakoby ci ostatni ulegali jakimś wpływom anarchistycznym czy syndykalistycznym i występowali przeciwko... parlamentaryzmowi. Tymczasem trzeba być bardzo zaślepionym patriotą rosyjskim, aby uznać Dumę za parlament w znaczeniu europejskim. Gdzie nie ma konstytucji, tj. gwarancji elementarnych swobód obywatelskich – wolności słowa, druku, gromadzenia się, organizowania, zakładania jawnych partii politycznych itd. – tam nie może być mowy o parlamencie, chociażby nawet istniała jakaś karykatura pod tą nazwą. Toteż bojkotując tę karykaturę w postaci Dumy, nie tylko nie występujemy przeciwko parlamentaryzmowi, ale przeciwnie, zdążamy do realizacji parlamentaryzmu prawdziwego, który może być stworzony tylko na gruzach caratu. Wmawianie zaś w masy, że Duma jest istotnym parlamentem, może je tylko demoralizować politycznie, sankcjonuje bowiem ten system bezkarnego i nieodpowiedzialnego gwałtu, który reprezentuje „konstytucja” rosyjska.
Dziś już wśród opozycyjnych zwolenników Dumy nie ma nikogo, kto by uznawał ją za oręż skuteczny w walce o jakieś zdobycze konstytucyjno-demokratyczne. Dzieje trzech Dum dotychczasowych pokazują dowodnie, że albo Duma będzie taka, jakiej rząd potrzebuje dla swych celów – krajowych i zagranicznych – i w tym wypadku rząd będzie ją tolerował, albo też nabierze ona cech dla rządu niemiłych – i wówczas rozpędzi on ją, a zmieniając jeszcze radykalniej pierwotną ordynację wyborczą, powoła do życia nowy „parlament”, zgodny z jego interesami i celami. Pozytywnej więc wartości Duma nie posiada – tego nie zaprzeczają nawet idący do niej esdecy.
Z tym złudzeniem, że Duma „zorganizuje” dokoła siebie wszystkie klasy społeczeństwa rosyjskiego, dawno już rozstali się najwięksi optymiści „parlamentaryzmu” rosyjskiego. Pokutuje natomiast jeszcze inne złudzenie, mianowicie, że Duma jest „trybuną”, z której się rozlega „niczym nie krępowane”, „wolne” słowo opozycyjne (dawniej próbowano mówić „rewolucyjne”, ale dano temu spokój). Ale i to złudzenie jest już bardzo mocno nadwątlone skutkiem odpowiedniej taktyki rządu i większości rządowej w Dumie. Oto mówców opozycyjnych, pragnących użyć katedry dumskiej jako „trybuny”, traktuje się jak psów, nie dopuszcza się ich do głosu, zakrzykuje się ich dzikimi wrzaskami rozmaitych Markowów i Puryszkiewiczów, mowy ich w pismach są konfiskowane, wydawców pism za powtórzenie mów opozycyjnych skazuje się na kary pieniężne itd. Wprowadzono zwyczaj, że interpelacje specjalnie przykre dla rządu mogą być rozpatrywane przy drzwiach zamkniętych, co wyklucza możność publikowania tych interpelacji. Charakterystyczne świadectwo „skuteczności” interpelacji złożył poseł socjalno-demokratyczny – Gegeczkori, stwierdzając, że każdy urzędnik, którego zbrodnie demaskuje interpelacja socjalnych demokratów, z reguły... awansuje. Zaiste można powinszować powodzenia zwolennikom używania Dumy jako „trybuny”. Niebawem czynownicy tęskniący do awansu będą się zapewne zwracali z prośbą o interpelację wprost do frakcji socjalno-demokratycznej, uważając to za najskuteczniejsze dla swej kariery.
Jałowość obecności posłów socjalistycznych w Dumie jest jasna, tak samo jak bezskuteczność oparcia o nią akcji antyrządowej poza Dumą. Jako „trybuna” Duma ujawniła swą zupełną niepożyteczność. Może jednak socjaliści rosyjscy odłamu esdeckiego liczą na jakieś korzyści agitacji wyborczej?
Sytuacja panująca w Rosji nie daje nawet pola do wyzyskania okresu przedwyborczego dla szerzenia pewnych haseł, dla rozpowszechniania pewnych idei wśród mas ludności. Wszędzie, we wszystkich państwach konstytucyjnych, okres przedwyborczy odznacza się rozluźnieniem więzów krępujących do pewnego stopnia swobodę wypowiadania się i agitacji obywateli w zwykłym czasie. W Austrii w tym okresie wolno zwoływać zgromadzenia ludowe bez otrzymania na nie pozwolenia policji. W Prusach w tym okresie przestaje obowiązywać paragraf kagańcowy, zakazujący przemówień polskich w okolicach, gdzie liczba Polaków nie dosięga 60%. Tymczasem w Rosji okres przedwyborczy jest okresem najbardziej wytężonej akcji policyjnej. Opozycjonistom nie tylko nie wolno zwoływać zgromadzeń, nie wolno im nawet otwarcie przyznawać się do opozycyjności, bo grozi im to wszelkiego rodzaju represjami, a przede wszystkim „wyjaśnieniem”, czyli po prostu utratą praw wyborczych. Nic bardziej nie charakteryzuje „parlamentaryzmu” i konstytucji rosyjskiej jak skrzętne ukrywanie właściwych poglądów i przez wyborców, i przez kandydatów na „posłów”. Rozumieją oni, że ujawnienie właściwej fizjognomii politycznej oznaczałoby utratę wszelkich szans powodzenia przy wyborach. Toteż wśród kandydatów roi się w całej Rosji od „bezpartyjnych”, „umiarkowanych” i nawet „prawicowców”, którzy w Dumie, po wyborze, stają się „kadetami”, „postępowcami”, „trudowikami” i nawet socjalistami.
Agitacja otwarta, legalna w duchu antyrządowym jest i w okresie przedwyborczym tak samo niemożliwa, jak i podczas obrad Dumy. Pozostaje więc agitacja nielegalna, taka sama, jaką prowadzą partie antyrządowe codziennie, nie czekając okresu przedwyborczego. Ten ostatni więc nic nie zmienia, chyba tylko na gorsze, bo potęguje do najwyższego stopnia czujność władz policyjnych. Złudnym więc jest argument, jakoby z okresu przedwyborczego należało korzystać dla celów agitacyjnych.
Tak się przedstawia sprawa w Rosji, gdzie bądź co bądź w niektórych okręgach wybór „posłów” socjalistycznych nie jest niemożliwy, co prawdopodobnie jest głównym powodem trwania esdeków rosyjskich przy taktyce skrajnie oportunistycznej, szkodliwej dla sprawy walki rewolucyjnej z caratem. Ale u nas, gdzie grupy esdeckie „utożsamiając się” ze swymi towarzyszami rosyjskimi, z histeryczną gwałtownością przerzuciły się od taktyki bojkotowej do antybojkotowej, nawet i tego nie ma. W Królestwie Polskim stosunek wyborców kurii robotniczej do ogółu wyborców przedstawia się w następujący sposób:
Przedst. robotn. Ogół wyborców
Warszawa: 3 83
Gub. Warszawska: 4 104
Łódź: 7 82
Gub. Piotrkowska: 14 114
Gub. Radomska: 1 61
W ten sposób o samodzielnym wyborze posła socjalistycznego u nas nawet w najbardziej przemysłowych guberniach i miastach nie może być mowy. Kandydat esdecki, chcąc być wybranym, musiałby zdobyć sobie głosy wyborców burżuazyjnych, co jest najzupełniejszą utopią. I jedynie w imię tej utopii gryzące się między sobą grupy esdeckie propagują udział w wyborach. Bo przecież trudno przypuszczać, aby wierzyły one, że akcja przedwyborcza w naszych warunkach policyjnych nadawała się specjalnie do szerzenia myśli socjalistycznej chociażby w skastrowanej formie umiarkowańczo-esdecko-bundowskiej. Po prostu grupy te są przedstawicielkami centralizmu wszechrosyjskiego i z powodu tego centralizmu, pod hasłem „organicznego wcielenia”, idą na rękę kontrrewolucji.Tym większy obowiązek mamy zwalczać te szkodliwe zakusy wszędzie, gdzie słowo nasze ma dostęp. My nie wychodzimy z założenia możliwości czy niemożliwości wyboru własnego posła. Wysłanie bowiem naszych przedstawicieli do Dumy musiałoby pociągnąć za sobą zrzeczenie się naszych podstawowych dążności politycznych, jak również i naszych rewolucyjnych wskazań taktycznych. Ani niepodległościowość, ani rewolucyjność nie da się pogodzić z udziałem w Dumie – w tej Dumie, która ma utrwalać państwo rosyjskie i ochraniać je od nawałnic rewolucyjnych. Przecież nasi towarzysze rosyjscy – socjaliści rewolucjoniści, zrywając chwilowo z bojkotem i postanawiając wziąć udział w pracach drugiej Dumy, jednocześnie musieli zawiesić wszelką akcję terrorystyczną.
My potrzebujemy parlamentu polskiego i o taki parlament dla polskich mas pracujących będziemy walczyli w interesie realizacji naszych dążności socjalistycznych. W tej walce naszej Duma żadnej roli odegrać nie może. Nawet gdybyśmy chcieli uznać Dumę rosyjską za „trybunę”, z której się głosi pewne idee, to i w takim razie musielibyśmy stwierdzić jej zupełną bezużyteczność dla nas. Bo naszych idei programowych niepodobna bronić w Dumie, gdyż są one rażąco sprzeczne z samym istnieniem „parlamentu” wszechrosyjskiego. My nie stoimy na gruncie państwowości rosyjskiej, jak Dmowscy i esdecy, my wypowiadamy tej państwowości walkę nieubłaganą i pożytku dla naszej sprawy oczekujemy nie od utrwalania się, lecz raczej od klęsk, niepowodzeń i rozkładu tej państwowości. Tymczasem Duma rosyjska jest nie tylko widomym znakiem, ale jednym ze środków kitowania i zespalania pierwiastków rozbieżnych państwa carów. Obecność w niej naszych przedstawicieli byłaby zamanifestowaniem naszej zgody na „organiczną” przynależność ziem polskich, zagarniętych przez carat, do Rosji.
Wychodząc z tego stanowiska, pragnęlibyśmy nie tylko proletariat powstrzymać od udziału w wyborach, lecz również w miarę możności wpłynąć na wszystkie te odłamy społeczeństwa naszego, których jeszcze nie przeżarła do cna rdza ugodowej zgnilizny, aby bojkotowały wybory, gdyż byłby to jeden z najlepszych objawów protestu społeczeństwa polskiego przeciwko gospodarce najazdu i systemowi rusyfikatorskiemu.
Jak stwierdzają nawet najskrajniejsi ugodowcy (patrz broszurę „Ten sam. W chwili ciężkiej i trudnej”), w szerokich kołach społeczeństwa nie ma dziś wiary w Dumę, zapanowało względem niej zupełne zniechęcenie. Otóż manifestacją tego nastroju powinno by się było stać masowe powstrzymanie się od wyborów, gdyby wśród naszej opozycji burżuazyjnej istniała jakaś konsekwentna myśl polityczna. Niestety, nawet najbardziej demokratycznych, najradykalniej usposobionych postępowców cechuje taka zaśniedziałość polityczna, że trudno liczyć na jakieś czyny z ich strony w tym kierunku. Trzymają się oni Dumy jak pijany płotu i wysuwają w obronie akcji wyborczej argumenty wprost bezdennie naiwne.
Najzabawniejszym argumentem za udziałem w wyborach do Dumy jest rozumowanie, że obalenie takiego Dmowskiego i wybranie na jego miejsce jakiegoś, dajmy na to, pedeka [kandydata partii Postępowych Demokratów – przyp. redakcji Lewicowo.pl] byłoby wielkim tryumfem. Nic naiwniejszego. Przecież mowy być nie może o tym, aby wybór jednego (a nawet 3, 4, 5) pedeków zmienił coś w sytuacji nie tylko kraju, ale nawet samej reprezentacji polskiej w Dumie. Przypuśćmy, że taki pedek nie popełniałby łajdactw jaskrawych, na które się składała działalność Dmowskich, Grabskich itd., że nie głosowałby za wszystkimi przedłożeniami rządowymi, że nawet od czasu do czasu wygłosiłby jakąś mówkę przyzwoicie opozycyjną. Cóż z tego wszystkiego byłby za pożytek? Czy wpłynęłoby to na odwrócenie jakiegoś ciosu od ludności polskiej, czy zmniejszyłoby to terror czarnosecinny Puryszkiewiczów, Markowów itp.? Nikt chyba tego nie przypuszcza. W najlepszym razie obok „posłów” polskich, ciążących do październikowców i innych reakcjonistów, kraj posiadałby w Dumie „reprezentanta” idącego ręka w rękę z kadetami lub postępowcami rosyjskimi. Za marną pociechę, że nie wszyscy posłowie polscy są reakcjonistami, kraj musiałby płacić złudzeniem co do wartości występów takich pedeków w Dumie, zanimby się nie przekonał, że są najzupełniej jałowe. Tak byłoby w najlepszym razie.
Ale zupełnie nie jest wykluczone, że ów „opozycyjny” pedek wszedłby do „Koła Polskiego” i odgrywałby tam takąż samą haniebną rolę jak p. Konic w pierwszej Dumie. Ogólna atmosfera „parlamentaryzmu” rosyjskiego jest tak ohydnie demoralizująca, że całkiem naturalnym byłoby zasymilowanie się przedstawicieli naszego (pożal się Boże!) „postępu” z pp. Dmowskimi, Grabskimi i Żukowskimi. Przecież nawet w prawdziwych parlamentach zachodnioeuropejskich państw konstytucyjnych zdrada posłów liberalnych i demokratycznych jest ustawicznie na porządku dziennym. Dlaczegóżby polscy „postępowcy” mieli być koniecznie lepsi od swych zagranicznych pierwowzorów?
Nie mamy nadziei nawrócenia naszych opozycjonistów obozu burżuazyjno-inteligenckiego na taktykę bojkotu Dumy i nie zamierzamy w tym kierunku wytężać energii. Tym energiczniej natomiast musimy wziąć się do paraliżowania kontrrewolucyjnych wpływów esdeckich na masy robotnicze, ażeby powstrzymanie się tych ostatnich od wyborów przybrało jak najszersze rozmiary.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Przedświt” nr 7/1912, Kraków, lipiec 1912. „Przedświt” był organem prasowym PPS (Frakcja Rewolucyjna). Od tamtej pory nie był wznawiany, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.