Maria Dąbrowska
Wielka mądrość prawdziwego człowieczeństwa, czyli współdziałanie
[1936]
Czy dzieci zastanawiały się kiedy, po co chodzą do szkoły, czego się też tam razem mają uczyć?
Z pozoru bardzo łatwo na to znaleźć odpowiedź: chodzą do szkoły, żeby się uczyć polskiego, arytmetyki, przyrody, rysunków i różnych innych przedmiotów.
Ale gdy się dobrze namyśleć, to rzecz nie przedstawia się tak zupełnie gładko. Wiele rodziców umie dobrze to, czego ich dzieci uczą się w szkole – mogliby je sami nauczyć – a jednak nie, oddają je do szkoły.
Musi być więc jeszcze jakaś przyczyna, dla której to czynią.
Jakbyście zaczęli mocno myśleć, to byście się sami domyślili – ale ponieważ zależy mi na tym, żeby nie tracić czasu, więc wam pomogę i sama zaraz powiem.
Otóż chodzicie do szkoły najwięcej i przede wszystkim po to, żebyście się nauczyli żyć razem. Żeby jedno dziecko nie patrzyło na drugie jak na kogoś obcego, bo nie ma żadnych obcych między ludźmi. Żebyście umieli do każdego iść śmiało i z dobrocią, chociaż go pierwszy raz widzicie, chociaż może się wam ten ktoś nie spodoba na pierwsze wejrzenie.
Bo ten, kogo dziś nie znacie, komu nawet czasem przez to dokuczacie, może będzie jutro waszym największym przyjacielem, to może będzie ktoś, kto wam w czymś trudnym pomoże, kto wam kiedyś może uratuje życie. Więc nikogo nie mieć za obcego – wszyscy są braćmi. Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich zawsze ma stawać.
To, co tutaj tymi słowami wypowiedziałam, nazywa się inaczej: braterstwo, solidarność i współdziałanie. Trzy te słowa oznaczają mądrość prawdziwego człowieka, mądrość, której nigdy nie jest za wcześnie się nauczyć.
Jeżeli nawet jesteś dopiero w pierwszym oddziale szkoły powszechnej, możesz już te rzeczy zrozumieć.
Dotychczas mówili ci: bądź dobrem dzieckiem, kochaj rodziców, kochaj ojczyznę. Teraz pokazują ci drogę i sposób, jak do tego dojść. Musisz do każdego obcego iść jak do brata i wszędzie tak postępować, żeby innym dobrze z tobą było. Nawet najmniejszy bąk wie, kiedy innym jest z nim dobrze, a kiedy źle – więc niech tylko te słowa pamięta: choćby ten inny myślał nie tak jak ty – niech ma sobie inne przekonania. Ty na przykład uważasz, że piłka nożna jest najważniejsza, a on jej nie cierpi. Możesz go chcieć przeciągnąć na swoją stronę, ale się za to na niego nie złość. Choćby ten inny wyznawał inną religię, mówił inną mową – niech ci nie przyjdzie chęć dokuczyć mu. Przypomnij sobie, że to też twój brat; znajdzie się zawsze dosyć spraw, które was połączą. Możesz się postawić ostro i nie dać twojemu koledze albo koleżance skrzywdzić drugiego; możesz się bronić, jeśli ktoś chce tobie co złego zrobić, ale pamiętaj, że i ten, co błądzi i krzywdzi, to też twój brat, a może jeszcze oprócz tego współobywatel jednego kraju i ma mu być z tobą dobrze. A gdy tak wszyscy będziecie myśleli, przestaniecie błądzić i krzywdzić się wzajemnie. Bo ty i on, my i wy to jedno i to samo – jeden Bóg jest w naszym sercu i wszyscy mamy sobie pomagać, razem z sobą współdziałać.
Rodzina to mała spółdzielnia, gdzie uczymy się żyć razem z rodzicami i z rodzeństwem. Szkoła to nieco większa spółdzielnia, gdzie uczymy się żyć razem z nauczycielami i kolegami, a kraj nasz, społeczeństwo, to wielka spółdzielnia, w której musimy już umieć żyć razem; żyć razem, pracować razem dla dobra świata ze wszystkimi współobywatelami.
– Na cóż – spytacie – mamy się tak uczyć owego współdziałania?
Mogłabym wam dać dużo przykładów, które pokazują, że bardzo często gdy jest co trudnego do zrobienia, to jeden nie poradzi, a jak się gromadą weźmiemy do rzeczy, to poradzimy. Nie ma tu jednak miejsca na te przykłady. Artykuł na to jest za krótki. Mam nadzieję, ze sami przypomnicie sobie takie zdarzenia i napiszecie o nich do „Młodego Spółdzielcy”.
Teraz wam tylko powiem, że na to mamy się właśnie razem łączyć, razem współdziałać, żeby łatwiej poradzić na różne strapienia i kłopoty i winy.
Kłopoty mają nie tylko dorośli. Mają je też i dzieci. I wy chcielibyście zmienić dużo rzeczy na lepsze. Myślicie, że o tym nie wiem? Oto chcielibyście, na przykład, żeby częściej były w szkole wycieczki, żeby więcej było szkół, bo dziś czasem po sześćdziesięcioro dzieci jest w jednej klasie, i wtedy jest duszno. A tego czy nie chcielibyście, żeby wszystkie dzieci miały za co kupić książki? Na pewno chcielibyście. Bo niektórzy z was przez to źle się uczą, że nie mają książek, tylko uczą się z pożyczanych. Albo czy nie chcielibyście, żeby wszystkie a wszystkie dzieci miały za co jeździć na kolonie letnie? Też chcielibyście. Na to, żeby te rzeczy pomału mogły zostać urządzone według naszej chęci, potrzeba właśnie współdziałania. Pierwszy stopień współdziałania w codziennym życiu to jest wspólne zaopatrywanie się w rzeczy, które są nam potrzebne. Miejsca, które służą wam do tego, to spółdzielnie albo sklepy spółdzielcze.
Znacie je. Znajdują się one w wielu szkołach i zaopatrują was w to, co wam najpotrzebniejsze: ołówki, pióra, książki. Powiedzcie, czy to dobra rzecz? Czy jesteście z waszych sklepów zadowoleni?
Jeżeli nie, jeżeli w nich jest źle, to pewnie dlatego, że nie przestrzegają one mądrości prawdziwego człowieczeństwa, które te słowa do wierzenia nam podaje:
Nikt nikomu nie jest obcy, wszyscy są braćmi, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Maria Dąbrowska
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Młody Spółdzielca. Przewodnik dla spółdzielni uczniowskich” nr 3-4/1936, maj 1936 r. Od tamtej pory prawdopodobnie nie był wznawiany. Poprawiono pisownię według obecnych reguł.