Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Adam Ciołkosz

Tajemnice Oświęcimia

[1964]

Niedawna dwudziesta rocznica zgonu Adama Rysiewicza, pseudonim Teodor (por. „Na Antenie”, nr 16) przywiodła na myśl szereg zagadnień związanych z hitlerowską katownią obozu w Oświęcimiu i z akcją pomocy dla więźniów tego obozu. Głucho o tych sprawach w publicystyce i historiografii reżymowej, chociaż był to wielkiego znaczenia odcinek polskiego oporu i walki z hitlerowskim faszyzmem. Wielki czas aby zapełnić lukę. Wielki czas, by tajemnice Oświęcimia przestały być tajemnicami. Otwieram swe archiwa z okresu wojny i sięgam do listów i sprawozdań, które tajnymi drogami podziemnej łączności otrzymywałem w Londynie z okupowanego Kraju. Sięgam do klatek mikrofilmowch, zawierających sprawozdania z obozu śmierci w Oświęcimiu, łączę je ze sprawozdaniem o zgonie Rysiewicza i wyrasta stąd pełny obraz sprzed dwudziestu z górą lat. Niechaj przemówią archiwa!

Sieć łączności pomiędzy więźniami pepesowcami w Oświęcimiu a krakowskim kierownictwem okręgowym Polskiej Partii Socjalistycznej (kryptonim Wolność, Równość, Niepodległość – WRN) powstała już z końcem 1941. Pierwsze kontakty nawiązywali więźniowie pracujący poza obozem przy budowie drogi do Rajska. Stykali się oni z mieszkańcami okolic Oświęcimia, zatrudnionymi jako woźnice dowożący kamienie do budowy drogi. Inna grupa więźniów wykopywała krzewy orzechów laskowych.

Grupa ta poruszała się po obszarze od Soły do Wisły, stykając się w pracy z miejscową ludnością. W 1942 rozpoczęła się budowa bloków poza ogrodzeniem obozu na koszary dla esesmanów. I tu także więźniowie stykali się z robotnikami cywilnymi zatrudnionymi przez niemieckie firmy prowadzące te roboty. Przez nich przekazywali grypsy dla rodzin i dla organizacji WRN w Krakowie. Grypsy te początkowo miały charakter informacyjny. Więźniowie informowali o warunkach życia obozowego i o wydarzeniach w obozie, sami zaś otrzymywali informacje o sytuacji międzynarodowej, o przebiegu działań wojennych i o stanie rzeczy na ziemiach polskich.

Wytworzył się następujący mechanizm łączności. Więźniowie pepesowscy przekazywali grypsy – zależnie od okoliczności jednemu spośród trzech robotników cywilnych. Byli to: Stanisław Mordarski z Czechowic, Józef Walizko z Górnego Śląska spod Tarnowskich Gór i Józef Cholewa, stolarz z Brzeszcz. Otrzymane grypsy oddawali oni Piotrowi Hałoniowi lub jego synowi Edwardowi w Brzeszczach. Od nich odbierał grypsy Jan Nosal, również w Brzeszczach, stary działacz górniczy, były poseł na sejm z ramienia PPS, ofiarny, wspaniały typ socjalisty polskiego. Od Nosala odbierała je żona Franciszka Mazura z Jaworzna, przenosiła je do swego męża, który doręczał je potem na punkcie kontaktowym WE w Krakowie, stamtąd zaś cała poczta oświęcimska szła do rąk Adama Rysiewicza, sekretarza okręgowego komitetu robotniczego WRN w Krakowie. Ta podziemna poczta ze zdumiewającą regularnością krążyła pomiędzy Oświęcimiem a Krakowem trzy razy na tydzień. Z biegiem czasu zaczęto posyłać z Krakowa do Oświęcimia także lekarstwa, papierosy, pożywienie, prasę podziemną i instrukcje polityczne. Grypsy i prasę przewożono w zaklejonych paczuszkach lub w różnych wydrążonych przedmiotach.

Cały system był już od dawna zorganizowany i ustalony, gdy w 1942 Niemcy przetransportowali Józefa Cyrankiewicza z więzienia w Krakowie na Montelupich do obozu w Oświęcimiu. Tą też drogą Cyrankiewicz skontaktował się z organizacją WRN w Krakowie. I wtedy przyjechał do Brzeszcz Rysiewicz, aby na miejscu zbadać i omówić sprawę zorganizowania ucieczek z obozu. Z końcem 1942 krakowskie kierownictwo WRN przystąpiło do przygotowań ucieczki Cyrankiewicza. A dalej, niechaj znów mówią archiwa.

Opracowano kilka wersji. Wersja pierwsza przewidywała wywiezienie grupy więźniów, wśród nich Cyrankiewicza, w szafach na ciężarówce w stronę Katowic. Wersja druga przewidywała wyprowadzenie więźniów z obozu przez przekupionego esesmana. Wersja trzecia – ukrycie się w wykopie ziemnym w czasie pracy i ucieczkę po ściągnięciu dużego łańcucha straży obozowych. Wreszcie czwarta – ucieczkę w przebraniu robotników cywilnych w porze obiadowej lub po zakończeniu pracy. Tę wybrano.

Przystępując do pracy nad wydostaniem Cyrankiewicza z Oświęcimia Rysiewicz zażądał przekazania mu z obozu kosmyków włosów więźniów, by dostosować odpowiednie peruki – wykonała je kostiumeria Teatru Miejskiego w Krakowie. Zażądał też nadesłania na wzór ciemnozielonej opaski z wybitym na niej czarno numerem i napisem „Zivil-Arbeiter”, jaką nosili robotnicy zatrudnieni w firmach wykonujących prace dla obozu. I wreszcie – dowodu używanego przez robotników cywilnych, „Lager-ausweis”.

Istotnie otrzymał wszystko czego żądał i po pewnym czasie, ustalonym szlakiem łączności, przekazał do Oświęcimia peruki i klej, sfałszowane opaski i dowody osobiste oraz ubrania cywilne dla dwóch więźniów, Józefa Cyrankiewicza i Kazimierza Hałonia. Hałonia wybrano dlatego, że pochodził z pobliskich Brzeszcz i że tam mieszkała jego rodzina, co dawało ważny punkt oparcia w pierwszych chwilach po ucieczce. Potrzebne przybory dostarczone z Krakowa przeniósł do obozu Mordarski, który w tym celu udał chorego i uzyskał zwolnienie z pracy na kilka dni.

Lecz Cyrankiewicz się wycofał. Rozpoznany przez osławionego Untersturmbannführera Grabnera został oznaczony czerwonym punktem i literami I.L., im Lager, co stwarzało dodatkową trudność w opuszczeniu obozu. Natomiast Hałoń zdecydował się na ucieczkę. Udała się ona fantastycznie. 10 lutego 1943 o 11 rano zszedł z pracy pod pozorem nagłego zasłabnięcia, o 2.30 był już w Jaworznie u Mazura, cały i bezpieczny. Po kilku dniach znalazł się w Krakowie, gdzie w mieszkaniu Katarzyny Łapczyńskiej spotkał się z Rysiewiczem. Rysiewicz polecił Hałoniowi narysować dokładnie plan obozu macierzystego i obozów pomocniczych oraz opisać swoje przeżycia w Oświęcimiu. Hałoń spełnił polecenie, po czym Rysiewicz spisane materiały przesłał do Londynu. Jednocześnie przekazał do druku w prasie podziemnej, przede wszystkim w „Wolności”, krakowskim organie WRN, relację Hałonia jako naocznego świadka o potwornych warunkach życia w katowni oświęcimskiej. Relacja ta zrobiła ogromne wrażenie w całym kraju.

Ucieczka Hałonia z Oświęcimia pociągnęła konieczność przeprowadzenia szeregu zmian w sieci podziemnej łączności pomiędzy Oświęcimiem a kierownictwem WRN w Krakowie. Tajną pocztę odbierał teraz więzień Józef Róg, pseudonim Pierożek, i przekazywał ją robotnikowi cywilnemu Franciszkowi Walizko. Walizko doręczał ją jak dawniej Hałoniowi w Brzeszczach, który przesyłał ją na graniczny punkt kontaktowy u Kornasia w Spytkowicach. Kornaś dowoził pocztę do Krakowa do Łapczyńskiej, od której odebrała ją łączniczka, Hanka Kuciełówna, pseudonim Baśka, i doręczała Rysiewiczowi. Przez te same etapy przechodziły przesyłki z Krakowa do Oświęcimia. Był to system złożony, ale za to niezawodny i bezpieczny; nie było ani jednego wypadku wsypy lub zdrady. A teraz, zajrzyjmy znów do archiwów.

W maju 1943 Hałoń, pseudonim Boruta, przybył z Brzeszcz do Krakowa na naradę, oczywiście potajemnie. Spotkanie jego z Rysiewiczem odbyło się na Podgórzu. W trakcie narady doszło do powołania do życia tajnej organizacji pod nazwą PWOK (Pomoc Więźniom Obozu Koncentracyjnego). Kierownikiem technicznym został Boruta, kierownikiem politycznym Rysiewicz, pseudonim Teodor. Przy ich pomocy około 20 więźniów wydostało się z oświęcimskiego obozu śmierci do Krakowa i dalej.

W czerwcu 1944 Boruta otrzymał wiadomość od Cyrankiewicza, że on i inni więźniowie uciekają. Zorganizowana przez Rysiewicza wyprawa w celu odebrania Cyrankiewicza na granicy guberni i przeprowadzenia go do Krakowa, zakończyła się tragicznie. Na umówionym punkcie kontaktowym w domu starego Kornasia w Spytkowicach, Rysiewicz nie zastał Cyrankiewicza, zastał tylko list od niego zawiadamiający, że bardzo ważne sprawy organizacyjne zatrzymują go w obozie. Na stacji kolejowej w Ryczowie, w starciu z bronią w ręku z „banszucem”, polegli wtedy trzej towarzysze: Rysiewicz, Ryszard Krogulski i młody Józef Kornaś. Boruta, coraz natarczywiej obserwowany przez Gestapo, musiał opuścić Brzeszcze i uciekać do Krakowa. Sprawami PWOK kierował odtąd z Krakowa. Również łącznicy Mordarski i Walizko musieli jesienią 1943 uchodzić z terenu przyobozowego do Krakowa. Praca w charakterze łącznika bardzo wyczerpała Mordarskiego nerwowo, schronił się więc na terenie Austrii. Natomiast Walizko pozostał w Krakowie w grupie bojowej Kazimierza Hałonia. Zginął później jesienią t.r. w Borku Fałęckim w potyczce z policją. W czasie walki zastrzelił dwóch policjantów, trzeciego ranił, ale w trakcie odwrotu sam poległ.

A teraz niech znów mówią archiwa.

Raz jeszcze próbowano wydobyć Cyrankiewicza z Oświęcimia. Było to z początkiem października 1944. Grupa czterech bojowców WRN – bracia Hałoniowie, Trzewiczek i Wielgus – wyruszyła w tym celu z Krakowa. Od Ryczowa szli całą noc piechotą, raz po raz napotykając własne straże nocne, które podawały bojowcom dalszy kierunek marszu i ostrzegały przed stojącymi w pobliżu jednostkami niemieckiej artylerii przeciwlotniczej. Lecz szli na próżno, albowiem znowu powtórzyła się podobna historia co w czerwcu, chociaż bez krwawych ofiar. W Łękach pod Oświęcimiem zastała bojowców wiadomość od Cyrankiewicza, że uciekać nie może, gdyż esesman, który miał wywieźć samochodem grupę zbiegów z obozu, w ostatniej chwili stchórzył.

Cyrankiewicza później przewieziono z Oświęcimia do obozu w Mauthausen. Po oswobodzeniu przez wojska amerykańskie, udał się natychmiast do Krakowa, a stamtąd do Warszawy gdzie odbył rozmowę z Bierutem i włączył się do prac fałszywej PPS, obejmując  w niej stanowisko sekretarza generalnego. Tu zatem mamy nitkę, która nas doprowadzi do kłębka. Tu znajdziemy jedyną logiczną odpowiedź na zapytanie, jakie to bardzo ważne sprawy organizacyjne zatrzymały Cyrankiewicza 22 czerwca 1944 w obozie w Oświęcimiu, tak że nie mógł przybyć na umówiony punkt w Ryczowie, gdzie czekał na niego Rysiewicz. Te sprawy organizacyjne to powiązania z komunistami, w szczególności był Cyrankiewicz już wówczas ściśle związany z komunistą austriackim Ernestem Burgerem. Burgerowi i innym komunistom był Cyrankiewicz bardzo potrzebny. On bowiem, drogami podziemnej łączności WRN, zapewniał im kontakt ze światem zewnętrznym i pomoc z Krakowa. Oto więc przyczyna, dla której nie pozwolili mu opuścić Oświęcimia, z drugiej zaś strony wyjaśnienie, dlaczego Cyrankiewicz zaraz po oswobodzeniu skierował swe kroki w stronę Bieruta.

Hipoteza ta nie zwalnia nas od postawienia zapytania, dlaczego wciąż zataja się te trzy litery WRN i stworzoną przez WRN organizację pomocy dla więźniów Oświęcimia PWOK? Dlaczego głuche milczenie otacza po dzień dzisiejszy wszystko co łączyło się z tą akcją i z ucieczkami organizowanymi przez WRN? Dlaczego nie ma o tej akcji ani słowa w albumie wydanym przed trzema laty przez Państwowe Muzeum w Oświęcimiu? Dlaczego nie ma żadnej książki, opisującej tę wielką, pełną bezgranicznego poświęcenia pracę, dlaczego nie ma zbioru relacji uczestników owych przejść i wydarzeń?

Czy tylko dlatego, że byli oni związani z WRN i działali z ramienia WRN ma pójść w niepamięć poświęcenie w akcji pomocy dla więźniów Oświęcimia ludzi takich jak Nosal, zakatowany wraz z żoną na śmierć w obozie oświęcimskim, albo Emil Gołczyk, pseudonim Jantar, który po ucieczce Edwarda Hałonia odgrywał doniosłą rolę jako łącznik w Brzeszczach i którego całą rodzinę hitlerowcy wymordowali, albo jak Łapczyńska, która zginęła od niemieckiej bomby w Krakowie, albo jak Rysiewicz (Teodor), który był duchem-czynicielem całej akcji pomocy dla więźniów katowni oświęcimskiej i który swój udział w tej akcji przypłacił życiem? Czy czeka się, aż wszyscy uczestnicy tej akcji pomrą, jak zmarł przed czterema laty Marian Bomba, bohaterski bojownik WRN, przepiękny typ wysoce ideowego, nieustraszonego działacza socjalistycznego podziemia? Czy doprawdy o to chodzi by pozostała tylko legenda Cyrankiewicza i Motyki, w oderwaniu od trzech liter WRN, od organizacji, która ich osłoniła w najcięższych chwilach i od ludzi, którzy w akcji pomocy dla więźniów Oświęcimia życie swe oddali?

Adam Ciołkosz


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Na Antenie. Mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa” nr 10(19)/1964, Monachium. Pismo zamieszczało tekstowe zapisy audycji nadanych w RWE. Od tamtej pory tekst prawdopodobnie nie był wznawiany. Na potrzeby Lewicowo.pl przygotował Michał Maleszka.

↑ Wróć na górę