„Gazeta Ludowa”
Strajk powszechny
[1905]
Na wieść o tym, że w Petersburgu, w stolicy carów, toczą się walki uliczne między wojskiem a strajkującymi robotnikami, lud pracujący postanowił dać wyraz swej solidarności z rewolucyjnym ludem rosyjskim i obwieścić światu i wrogowi swojemu, rządowi najezdniczemu, że gotów jest do walki i stoi pod bronią. W cztery dni po wypadkach petersburskich Warszawa i Łódź ogłosiły strajk powszechny. Strajk powszechny, jako forma protestu, jest bronią bardzo potężną, silniejszą niż wszelkie demonstracje, użyto też go dla zaznaczenia, że socjalizm walczy nie tylko z rządem obcym, rosyjskim, ale i z wyzyskiem polskich kapitalistów. Dnia 27 stycznia w Warszawie i w Łodzi zaczęły stawać fabryki i warsztaty, a w sobotę 28 już zamarło całe życie przemysłowe i handlowe w tych miastach i ulice wyglądały, jakby w największe święto, bo przestały chodzić dorożki i tramwaje, a wszystkie sklepy były szczelnie pozamykane. Rząd przeląkł się tego olbrzymiego i tak jednomyślnego ruchu mas robotniczych. Przeraził się i wyobrażał sobie, że to już nastąpiła rewolucja. Zegnał tedy do Warszawy ogromną moc wojska, któremu nakazano pastwić się nad spokojną ludnością i pozwolono strzelać bez komend i według własnego widzimisię sołdatów. Prócz tego rząd carski użył godnego siebie plugawego środka dla zohydzenia ludu strajkującego: oto z jednej strony przez swoich szpiclów podmówił złodziei pobytowych oraz rozmaitych opryszków warszawskich do rabowania sklepów, a z drugiej strony nakazał policji, żeby nie przeszkadzała rabunkowi. Co większa, jak robotnicy ratowali sklepy i odpędzali rabusiów, to nadlatywały patrole konne i tratowały tych, którzy bronili sklepów. A potem rząd ogłaszał, że to strajkujący dopuszczali się rabunków i rozbojów. W ten fałsz wierutny nikt u nas nie uwierzył i dla każdego było jasnym, o co rządowi chodziło: chodziło mu o to, żeby uczynić zamęt i zamieszanie i złamać rewolucyjnego ducha wśród robotników. Nie udało się to rządowi. Ale udało się zbójeckiemu rządowi wymordować i poranić kilkuset bezbronnych ludzi oraz zniszczyć ogromną masę dobytku ludzkiego. Kierownikiem i gospodarzem rabunków i morderstwa był w Warszawie oberpolicmajster baron Nolken, którego też od tego czasu znienawidzili wszyscy. (Doczekał się też ten siepacz należytej nagrody, gdyż dnia 26 marca rzucono nań bombę, od której odniósł ciężkie rany).
Hasło strajku powszechnego rozeszło się z błyskawiczną szybkością po całym kraju i nie ma takiego miasta w Królestwie i na Litwie, w którym by się ten strajk nie odbił. Najsilniej i najdłużej trwały strajki tam, gdzie jest najwięcej fabryk i robotników i gdzie najwięcej ducha rewolucyjnego. A więc w Warszawie, w Łodzi, w Częstochowie, w Zagłębiu Dąbrowskim, w Ostrowcu, w Skarżysku, w Białymstoku najsilniejsze były ruchy. Poza tym strajki były wszędzie, gdzie stoi w kupie bodaj parę fabryk, strajkowały nawet osobno i samotnie stojące cukrownie i gorzelnie.
Jakże się zachowali wobec tego strajku panowie fabrykanci oraz wszyscy ci, którzy żyją z pracy robotników? A na początku, jak im się wydawało, że strajk to będzie tylko jako demonstracja polityczna, wymierzona przeciwko rządowi carskiemu, nie opierali się bardzo. Niektórzy owszem cieszyli się, że robotnicy tak jednogłośnie występują przeciwko rządowi, który wszystkim jednakowo obrzydł. Ale jak się okazało, że robotnicy wszędzie stawiają żądania zwiększenia płacy i skrócenia dnia roboczego, to fabrykanci oraz ich sojusznicy, którzy się przy nich karmią, podnieśli wielki gwałt, że robotnicy gubią Polskę i polski przemysł, że zamiast walczyć z rządem walczą z własnymi „braćmi”. Ładny mi brat, który nas robotników gnębi i krwawo wyzyskuje, ładny mi brat, który posługuje się nieraz policją i wojskiem rosyjskim przeciwko polskim robotnikom! Otóż już w drugim tygodniu strajku powszechnego zaczęła się walka z panami fabrykantami: trzeba było zajadłe, o głodzie i pod atakami wojska walczyć o każdy grosz zwiększenia płacy, o każdą minutę skrócenia dnia roboczego. Nic nam nie chciano ustąpić. Polskę to by nasi kapitaliści chcieli mieć, ale byleby im nie kazano nic z lichwiarskich zysków ustąpić. Wolność polityczną też by radzi widzieli, ale zdobytą krwią i pracą ludu bez własnej swojej fatygi.
A my według naszej socjalistycznej nauki walczyliśmy podczas strajku zarówno przeciwko rządowi obcemu o wolność polityczną, jak i przeciwko polskim kapitalistom o polepszenie naszego nędznego robotniczego bytu. Że nie w smak to panom, to nas zupełnie nie dziwi. Zgrzytali panowie zębami ze złości, widząc wielką potęgę ludu roboczego, oczerniali nas w zaprzedanych gazetach swoich i szkodzili jak mogli, aleśmy przecież zwyciężyli i socjalistyczną walką naszą zdobyliśmy dla całego ludu polskiego robotniczego wiele ważnych ustępstw, które odtąd dadzą nam lepsze życie i dopomogą do dalszej walki i do dalszych zwycięstw. W Warszawie, w Łodzi i w większych miastach strajkowały wszelkie fachy i zawody pracy ludzkiej i prawie że nie ma takiego pracownika, który by ze strajku nie wyszedł zwycięsko. Jedni uzyskali mniej, drudzy więcej, niektórzy nawet bez strajku, tylko polubownie układali się ze swoimi pracodawcami i też zdobywali ważne ustępstwa.Teraz, kiedy już ten ruch strajkowy się uspokoił, można obliczyć, cośmy zyskali i okazuje się, że bardzo dużo. Pomimo wszelkie okrucieństwa i prześladowania rządowe swoją wytrwałością i jednością przemogliśmy chciwość fabrykancką. Zwłaszcza wielkie jest nasze zwycięstwo pod względem skrócenia dnia roboczego, co dla nas jako dla ludzi i bojowników o lepszą przyszłość jest rzeczą ogromnie ważną. Odtąd po pracy będziemy mieli po parę godzin wolnych, które zużytkujemy na to, żeby się organizować, uświadamiać i pouczać nawzajem. Odtąd walka nasza z obmierzłym rządem najezdniczym pójdzie raźniej i sporzej. Po tym wielkim strajku naszym z radością i z ufnością idziemy w przyszłość bojową: bo wypróbowaliśmy nasze siły i naszą wytrzymałość, bo przekonaliśmy się podczas strajku, że my robotnicy jesteśmy wielką siłą w całym kraju, bo poznaliśmy wreszcie słabe strony naszego wroga i w nie uderzać będziemy.
Gotujemy się do wielkiej rozprawy z rządem carskim, a nasz olbrzymi ruch strajkowy był wstępem do tej walnej rozprawy. W strajku naszym okazały się siły miast i ludu miejskiego. Teraz wieś polska powinna powiedzieć swoje słowo i okazać swą potęgę. Do tego na wsi posłuży strajk rolny, który ogarnia stopniowo wszystkich polskich robotników folwarcznych, do tego na wsi posłuży ruch po gminach, który też już szeroko rozszedł się po gospodarzach mających prawa gminne. O tych dwóch sposobach walki na gruncie wiejskim mówimy dalej w osobnych artykułach.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Gazeta Ludowa – organ Polskiej Partii Socjalistycznej”, nr 8, kwiecień 1905 r. „Gazeta Ludowa” była PPS-owskim czasopismem skierowanym do chłopów. Prawdopodobnie numer, z którego pochodzi powyższy tekst, był pierwszym redagowanym przez późniejszego wybitnego pisarza, Andrzeja Struga. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł.