Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Jędrzej Moraczewski

Społeczeństwo polskie a sprawa polska

[1915]

Dwie opinie

Każdy naród dąży do wolności, dąży do rządzenia się samemu na swojej ziemi. Stąd parcie w każdym narodzie do wytworzenia własnego państwa, ze wszystkimi instytucjami rozwijającymi własną kulturę, własne, zastosowane do stopnia rozwoju narodu, ustawodawstwo, czuwającymi nad rozwojem ekonomicznym, nad ustrojem społecznym. Dążyli do własnego państwa Niemcy, Włosi, Holendrzy, Belgowie, Grecy, Węgrzy, Rumuni, Bułgarzy, Serbowie, Czarnogórcy, Albańczycy, zdobywając byt państwowy w ciężkich, długotrwałych, ba, nieraz dwa i trzy stulecia trwających walkach. W ostatnich czasach nawet Norwegowie, posiadający własne państwo, zapragnęli zupełnej niepodległości i osiągnęli ją, oddzielając się od Szwecji. Nie wszystkie te narody osiągnęły w jednym stopniu pożądaną przez siebie wolność, ale osiągnęły byt państwowy, to kardynalne prawo każdego narodu. Naród, zatracający dążność do własnego państwa, zamienia się w etnograficzne pojęcie. Ten los spotkał Żydów, którzy, dzięki niesłychanej odporności na wpływy społeczeństw, wśród których w większej liczbie osiedli, zachowali charakterystyczne odrębności etniczne, zatraciwszy jednak dążność do stworzenia swego państwa, sami nie są w stanie określić, czy są narodem, czy nie.

Z chwilą realizacji tego pierwszego przykazania polityki narodowej wyłania się drugie przykazanie, a jest nim całość, inaczej mówiąc zjednoczenie całego narodu w jedną całość państwową. Dopiero urzeczywistnienie obu tych warunków daje pełne zaspokojenie podstawowych dążeń narodowych. Posiadają byt państwowy Niemcy, Włosi, Serbowie, Bułgarzy, Rumuni, Grecy, mimo tego nie szczędzą ofiar mienia i życia dla złączenia części narodu, poza granicami ich państw osiadłego, w jedną całość. Dążność przesunięcia granic państw do granic etnograficznych narodu jest dalszym etapem polityki narodowej. Zaspokojenie postulatu całości, jak np. u Czechów, Węgrów, Irlandczyków, Norwegów, nie zadowala aspiracji narodowych tak długo, dopóki nie uzyskają własnego bytu. Przed każdym narodem, który stracił wolność i został podzielonym, stawał w ciągu dziejów problemat: państwowość czy zjednoczenie? Rozwiązanie tego pytania dały dzieje prawie wszystkich narodów: przez państwowość do całości. To było hasło, to była droga, którą wyzwoleńcza walka narodów szła, gdyż nie gasiła ani na jeden moment poczucia narodowego.

Nasz naród problematu tego nie rozwiązał dla siebie, dla swej dążności, jednolicie. Wyłoniły się w ciągu dziejów dwie opinie. Dla jednej, najważniejszym żądaniem była wolność, dla drugiej całość. Dążenie do państwa wymagało wielkiego wysiłku, walki, ofiar, wymagało czynu, wymagało złączenia usiłowań wszystkich warstw narodu; zjednoczenie, leżące w interesie obcych państw, mogło się dokonać przy zupełnej naszej bierności.

***

Wypadki dziejowe, które zburzyły gmach państwa Rzeczypospolitej Polskiej, zastały politycznie myślącą część narodu podzieloną, zastały wśród niej dwie opinie, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli „dwie orientacje”, na środki obronne przeciw grożącemu niebezpieczeństwu. Opinia polska nie była bynajmniej wypadkami zaskoczoną. Przewidywano od dawna to, co nastąpić miało i szukano dróg ocalenia. Jedna część polityków polskich, której wyrazicielem byli twórcy i obrońcy konstytucji 3 maja, której wodzem był Tadeusz Kościuszko, a głową polityczną Hugo Kołłątaj, wierzyła we własną siłę narodu i politykę swą oparła na usiłowaniu wydobycia drzemiących sił z narodu przez reformy społeczne. Przez zainteresowanie mieszczan, Żydów i chłopów w istnieniu Państwa Polskiego, chciano stworzyć przeciwwagę przemocy militarnej państw sąsiednich. Ta polityka wymagała wielkich ofiar od narodu, a zwłaszcza od szlachty: zrzeczenia się praw i przywilejów, ofiarności z krwi i mienia, słowem rzucenia wszystkiego na szalę wypadków. Druga część, przeświadczona o słabości państwa, bojąc się utraty własnych prerogatyw i przywilejów, dążyła do przyłączenia ziem polskich w całości do Rosji. Wyrazicielką tych dążeń była konfederacja targowicka, która hasłem swym – „Zjednoczenie ziem Rzeczypospolitej pod berłem Najjaśniejszej Imperatorowej Katarzyny, gwarantki praw szlacheckich”, przyciągała ku sobie masy politycznie słabo się orientującej szlachty, dla bierności, na którą szlachcie przyzwalała, zwalając całą akcję ratunkową na barki Rosji. Reformiści opierali swe nadzieje na antagonizmie interesów Austrii i Prus a interesu Rosji, liczyli, że cios tak prędko nie nastąpi, że zatem będą mieli dość czasu do wydobycia sił narodowych, potrzebnych do utrzymania państwowości. Targowiczanie przyspieszyli zadanie ciosu, który zburzył gmach Państwa Polskiego.

Odtąd przez całe nasze dzieje porozbiorowe aż do chwili bieżącej, wśród każdej fazy usiłowań narodu odzyskania niepodległości, dwie opinie, z pewnymi nieznacznymi zmianami, znajdowały wśród nas tak licznych zwolenników, że wzajemnie paraliżowały najbardziej bohaterskie wysiłki. Różnice nie zawsze występowały w tej właśnie formie. Ale na podłożu tych opinii wytworzyły się dwa światopoglądy, powstały dwie metody działania. Czasem różnice wtórne wybijały się na pierwszy plan, zacierając zasadnicze podstawy obu opinii.

Kiedy pożar dziejowy spalił budowę Państwa Polskiego i przykrył popiołem nasze ziemie, a tylko o tlejącym wśród popiołów żarze świadczyła gdzieś hen z daleka dolatująca piosnka żołnierska, mówiąca silnie do narodu, że „Jeszcze Polska nie zginęła” i z wiarą głosząca: „Marsz, marsz Dąbrowski z ziemi włoskiej do polskiej”, a tylko głuche słuchy dochodziły o walczących we Włoszech Legionach, do których chyłkiem z domu uciekała młodzież, wówczas ludzie „stateczni i rozumni” ubolewali nad daremnym krwi rozlewem najdzielniejszej młodzieży dla obrony Jakobinów i korsykańskiego generała. Piorunowali na warchołów, mogących swym wariactwem sprowadzić prześladowania na kraj ojczysty.

A kiedy mimo Mantui, mimo San Domingo, mimo zlania prawie całej Europy krwią serdeczną legionistów, piosnka żołnierska stała się ciałem i Jan Henryk Dąbrowski przy dźwięku słynnego mazurka, na czele polskich Legionów z ziemi włoskiej doszedł i do Poznania, i do Warszawy, i kiedy genialny Korsykanin, zrobiwszy się cesarzem Francuzów, utworzył Księstwo Warszawskie jako fundament niepodległego państwa polskiego, wówczas pierwszy minister cara Rosji Aleksandra I, ks. Czartoryski słał listy do ministrów Księstwa Warszawskiego, przedstawiając, że państwo niepodległe polskie nie może się własnymi siłami utrzymać, że potęga Napoleona musi się zwalić, że lepiej dla Polski przyłączyć się do Rosji, niż trzymać się Napoleona, gdyż Rosja może nam zagwarantować zjednoczenie, czego cała potęga Napoleona nie będzie w stanie przeprowadzić. I godziła się z nim większa część politycznie myślącej szlachty, i pełną była Warszawa wątpliwości, skrupułów, pełną była alarmujących pogłosek, chętny posłuch dawała rozsiewaczom popłochu. Dwie opinie paraliżowały zamiary wydobycia zbrojnych sił polskich z Litwy i Rusi w czasie trzeciej polskiej wojny Napoleona.

W piętnaście lat po upadku Księstwa Warszawskiego, a w czterdzieści lat po uchwaleniu konstytucji 3 maja znów zerwał się naród do walki o niepodległość. Niespełna 300 podchorążych wszczęło walkę z załogą rosyjską na ulicach Warszawy, 18 spiskowców wpadło z okrzykiem „śmierć tyranowi” do Belwederu, by zabić W. Ks. Konstantego. Przyłączyło się do nich wojsko i przyłączył lud Warszawy. Pod wpływem opinii wojska i klubów, jednym słowem pod wpływem opinii „czerwonych”, naciskających na zerwanie wszelkiego związku państwowego z Rosją, sejm uchwalił detronizację Króla Polskiego Mikołaja I (cara rosyjskiego), uchwalił zupełne rozerwanie wiązów, łączących Królestwo Polskie z Rosją. Dążeniu czerwonych do uwłaszczenia chłopów i związania ich interesu ze sprawą niepodległości Polski oparli się „biali”, którzy panowali w sejmie i w rządzie. Rząd liczył na pomoc Francji, liczył na wspaniałomyślność cara Mikołaja I. Nie wierząc w zwycięstwo, nie wierząc w siły narodu, walczyli naczelni wodzowie jedynie dla honoru broni, dla okazania Rosji, że niełatwo pobić wojsko polskie, dla uzyskania korzystnych warunków przy poddaniu się. A tymi korzystnymi warunkami miało być przede wszystkim włączenie Litwy i Rusi w ramy Królestwa Kongresowego. Dwie opinie: białych i czerwonych paraliżowały wzajemnie swe zamiary. Ani jedna, ani druga strona nie przeprowadziła w całości swych planów. Polityka rewolucji poszła po linii wypadkowej bardzo nieszczęśliwej. Sejm albo nie powinien był się poddać czerwonym przez uchwalenie detronizacji, albo uchwaliwszy ją, postanowić w konsekwencji uwłaszczenie włościan i walkę o śmierć lub życie z Rosją.

I znów minęło lat trzydzieści i znów nowe pokolenie szło w morderczy bój o wolność narodu. A bój zawrzał w chwili, gdy margrabia Wielopolski dążył do silniejszego związania Polski z Rosją za pomocą reform administracyjnych, przez co znacznie musiałoby osłabnąć dążenie do samoistnego bytu państwowego. I znów walczyli ze sobą biali i czerwoni. Czerwoni opanowali Rząd Narodowy i dekretowali uwłaszczenie chłopów, chcąc z narodu wykrzesać siły potrzebne do uzyskania niepodległości A biali szukali pomocy u Napoleona III i w Anglii, liczyli na półobietnice Francji i platoniczne zapewnienia sympatii Anglii. Czerwoni wysuwają dyktaturę Mierosławskiego, biali dyktaturę Langiewicza; chłopi tracą wiarę w siłę zbrojną, gdy jedyny zaczątek regularnego wojska polskiego, wielki oddział Langiewicza, składa broń w Galicji. Biali biją się, aby dotrwać do chwili nadejścia pomocy z Francji, czerwoni szamocą się, by chłopa poruszyć do walki na noże z Rosją.

Po roku 1863/64 nastąpiła przerwa w walkach orężnych narodu o niepodległość. Reakcja przygnębiła wszystkie dzielnice Polski. Wszędzie zwyciężyła opinia, uważająca wysiłki zbrojne narodu za niemożliwe w przyszłości do przeprowadzenia, za szaleństwo. Rzucono się wszędzie do pracy wewnętrznej. Hasło pracy organicznej rzucone z Warszawy, hasło trójlojalnego pogodzenia się z losem rzucone z Krakowa, spotkało się z dość silnym odporem drugiej opinii, ale mimo tego powoli wsiąkało w mózgi. Niepodległość, dążenie do niej czynne, wydawało się jakimś odległym snem, marzeniem. Ścieranie się dwóch opinii nie ustało, zmienił się przedmiot sporu. Dla czerwonych z r. 1831 i 1863 środkiem prowadzącym do zdobycia niepodległości było uobywatelnienie ludu, uwłaszczenie chłopów, dopuszczenie ich do życia narodu. Dla czerwonych z lat 1880-1914 stała się emancypacyjna walka chłopów i robotników polskich sama dla siebie celem. Biali bronili po r. 1863 okopów Św. Trójcy przeciw „Pankracym”, bronili swego stanu posiadania, swego interesu klasowego. Walka przestała mieć charakter narodowo-społeczny, a przybrała charakter czysto klasowy.

Wielkie Księstwo Poznańskie [1]

Najmniej wyraźnie wystąpiła walka klas w dzielnicy polskiej pod panowaniem pruskim. Uwłaszczenie chłopa, zapoczątkowane zniesieniem poddaństwa w Księstwie Warszawskim, a przeprowadzone ustawą z r. 1818, dało najpierw, z całego obszaru ziem polskich, chłopu wolność i ziemię. Chłop polski z Poznańskiego, Prus i Śląska pierwszy odzyskał godność ludzką, pierwszy też zapomniał o pracy za darmochę na pańskim, o bacie ekonomskim, o powinnościach pieszych i ciągłych, o tych wszystkich urządzeniach pańszczyźnianych, budzących nienawiść „do pana, do dziedzica, do ciaracha”. W r. 1848 chłopi Poznańskiego okazali nadspodziewanie silny zapał dla walki zbrojnej o niepodległość, objawiający się przez gorączkowe zbrojenie się i masowy napływ do obozów polskich. Przepaść między dworem a wsiową gromadą – zasypana, wyrównana. Walka klasowa chłopa z dworem nie tylko nie wytłacza swego piętna na wzajemnym ich do siebie stosunku, ale jest zaledwo dostrzegalną. Praca w kółkach rolniczych, „w rolnikach” [spółdzielcze sklepy o nazwie „Rolnik” – przyp. redakcji Lewicowo.pl], w Centralnym Towarzystwie Gospodarczym, w spółkach oszczędności i pożyczek, odbywa się wspólnie. Chłopi nie wytworzyli odrębnej klasowej organizacji; kierownictwo akcji politycznej zostawili dziedzicom i księżom. Klasa robotnicza polska jedynie na Śląsku wytworzyła klasową organizację. W Poznańskiem nawet robotnicza organizacja nie staje na stanowisku walki klasowej. Politycznie łączy się z fabrykantami i księżmi. Duchowieństwo odgrywa rolę łącznika między wszystkimi warstwami społecznymi, a stojąc bezwzględnie na stanowisku białych, wyciska silne piętno na życiu politycznym, ekonomicznym i kulturalnym Polski zaboru pruskiego. Wpłynęły na brak dwóch opinii, tak wyraźnych w innych ziemiach polskich, przyczyny zewnętrzne. Po wojnach zwycięskich z r. 1864 i z r. 1866 a zwłaszcza po rozgromieniu Francji w r. 1870/71 w zjednoczonym państwie niemieckim rozwija się w szalonym tempie przemysł, handel, rolnictwo. Wielki kapitał opanowuje całe życie publiczne. Do władzy dochodzi wielka burżuazja, reprezentowana przez konserwatystów. Te dwa stronnictwa, pełne buty i dumy, pełne drapieżnych instynktów, właściwych na całym świecie wielkiemu kapitałowi, wszczynają walkę z kościołem katolickim (Kulturkampf) i dążą do wynarodowienia mniejszości narodowych, którymi władają – Polaków, Francuzów, Duńczyków, celem wzmocnienia swego państwowego stanowiska. Niemcy są najliczniejszym narodem Europy. Cesarstwo niemieckie jest najbardziej jednolitym narodowo państwem. Słabością Niemiec są, lub mogą być, separatystyczne dążności nieniemieckich ludów związanych w państwie. Stąd dążność do upodobnienia, do wchłonięcia w naród niemiecki tych ludów. Polityka zupełnie błędna, bo niewykonalna. Zainteresowanie ludów nieniemieckich w istnieniu państwa byłoby dla potęgi Niemiec o wiele racjonalniejszym. Odpór przeciw tym zakusom łączy i skupia całe społeczeństwo. Milkną dwie opinie, milknie walka klasowa w łonie narodu, gdyż cały naród walczy o swój byt.

I odpór jest coraz skuteczniejszy. Od r. 1861 do r. 1886 przeszło w ręce niemieckie 168500 ha ziemi polskiej. W r. 1886 uchwala sejm pruski ustawę kolonizacyjną. Od r. 1886 do końca 1910 nabyła Komisja z rąk polskich 110500 ha (o 58000 ha mniej niż w poprzednim, również 25-letnim okresie czasu), z rąk niemieckich 274500 ha. Kosztem pół miliarda marek utworzono 18127 osad dla tyluż rodzin, a ponieważ 4938 rodzin kolonistów pochodziło z Poznańskiego, przeto zysk dla niemczyzny na „zagrożonych kresach” wynosił raptem 13189 rodzin. Akcja polityczna nie udała się. Równocześnie prowadzona akcja parcelacyjna przez Polski Bank Ziemski, rozpoczęta w r. 1890, osadza 35486 rodzin na obszarze 1,5 miliona ha. Olbrzymi ruch gospodarczy, jaki powstał z licznych transakcji i z sum puszczonych w obieg, wyszedł niewątpliwie na korzyść gospodarce rolnej zaboru pruskiego, zarówno Polakom, jak i Niemcom. Ceny gruntów poszły w górę. Gdy w r. 1886 płacono za hektar 568 marek, w r. 1906 już 1383 marek. Podnosi się kultura rolna i to zarówno drobnej, jak i wielkiej własności, znika różnica w kulturze ziemi. Wydajność ziemi jest w Poznańskiem (przeciętnie w okresie 1906-1910) przy znacznie gorszej glebie, co do ziarna o 50%, co do kartofli o 40% wyższą niż w Galicji (przeciętnie w okresie 1906-1910).

Wobec skutków wprost odmiennych od zamierzonych, wobec nikłych rezultatów politycznych powstaje myśl likwidacji komisji kolonizacyjnej. Sprzeciwia się temu cała własność ziemska, zarówno polska, jak i niemiecka. Próba obniżenia ceny ziemi, zakupywanej przez komisję kolonizacyjną za pomocą ustawy o wywłaszczeniu, napotyka na silny opór ze strony niemieckich właścicieli ziemi. Stopniowo całe polskie życie publiczne pochłania „praca organiczna”, polegająca na dążności do rozwoju ekonomicznego.

Sprawy ekonomiczne przeważają nad antagonizmem politycznym. Koło polskie w Berlinie w olbrzymiej swej większości reprezentujące interesy agrarne, głosuje za wszystkimi wnioskami rządowymi, protegującymi rolnictwo, nawet wtedy, gdy głosowanie staje się kwestią gabinetową, tzn. wyraża zaufanie do rządu.

Życie atoli polityczne zamiera. Poznańskie w ciągu ostatnich 25 lat nie wydaje ani jednego wybitnego polityka. Po śmierci Kantaka nie ma ani jednego talentu w kole polskim. Wskutek tego w Sejmie pruskim i Parlamencie Rzeszy daje się zepchnąć do roli defensywnej. Posłowie polscy w Berlinie bronią się jedynie przeciw zarzutom czynionym narodowi polskiemu, zamiast używać trybuny parlamentu do oskarżeń i ataków na błędną politykę rządu pruskiego.

Ograniczenie używania języka polskiego na zebraniach, przeprowadzone w ostatnich czasach, przyczyni się jeszcze bardziej do zaniku życia politycznego.

Również w uśpieniu życie kulturalne. Nic dziwnego. Zupełny brak szkół polskich, usunięcie nauczycieli Polaków, a nade wszystko brak takiego środka nauki, jakim powinien by być uniwersytet polski, sprawia, że dzielnica, która od 1831 do 1863 przodowała Polsce w życiu umysłowym, wydając filozofów, historyków, ekonomistów, lingwistów, poetów i powieściopisarzy, dziś zajęta walką ekonomiczną, nie posiadając środków ani ludzi mogących koło siebie wytworzyć ośrodki nauki lub sztuki, daje się wyprzedzić innym dzielnicom. Cała praca kulturalna skupia się koło nauczania ludu, czytania i pisania po polsku.

Zabór pruski z wyłączeniem części Śląska stoi pod wpływem opinii białych, a ci pochłonięci sprawami ekonomicznymi, im podporządkowują stanowisko swe polityczne.

Królestwo Polskie

Podczas gdy w Poznańskiem walka narodowa przybrała charakter zewnętrznej walki wyłącznie ekonomicznej, a wewnątrz skonsolidowała społeczeństwo, wytwarzając jednomyślność polityczną i nie dopuszczając do rozwinięcia sztandaru walki klasowej, w Królestwie antagonizmy klasowe znalazły odpowiednie podłoże społeczne i polityczne, a nie mogąc się z powodu braku swobód politycznych ujawnić i przybrać formę kulturalną, musiały z konieczności oprzeć się na podziemnych, a więc nieodpowiedzialnych przed społeczeństwem organizacjach. Antagonizmy zaostrzały się coraz bardziej, aż doprowadziły do ostrego wybuchu w formie walk bratobójczych w epoce rewolucji, a w obecnej dobie utrudniają niesłychanie skonsolidowanie polityki narodowej społeczeństwa.

Uwłaszczenie włościan nastąpiło w Królestwie najpóźniej ze wszystkich dzielnic polskich. Dopiero w roku 1864, a więc prawie w 46 lat po uwłaszczeniu w Poznańskiem, 16 lat po uwłaszczeniu w Galicji, rząd rosyjski zadekretował uwłaszczenie chłopów, wyciskając na tej akcji piętno dobrodziejstw cara Aleksandra II i podkreślając stale – prawie po dzień dzisiejszy, że stało się to wbrew woli dziedziców-Polaków. Krzyże, kamienie pamiątkowe i pomniki poustawiane po wsiach i miastach świadczyć mają o wdzięczności chłopów dla cara „oswobodziciela polskich chłopów z niewoli szlachty polskiej”. Uwłaszczenie, przeprowadzone przez rząd rosyjski po roku 1864, wytworzyło w Królestwie przepaść między wsią a dworem, słowem stosunki zbliżone do tych, jakie zapanowały w Galicji po roku 1846.

Ustawodawstwo administracyjne rosyjskie pozbawiło wieś samorządu. Utworzona parodia zarządu gminnego łączy 10 do 20 wsi w jedną jednostkę administracyjną, poddając ją nieograniczonemu niemal wpływowi pisarza gminnego, zależnego od naczelnika powiatu. Znaczenie obieralnego wójta i ławników blednie wobec pisarza, urzędnika, którego obowiązkiem pilnie strzec wsi przed wpływem dworu, plebanii, nauczyciela i wybitniejszych jednostek wśród chłopów. Szkoła ludowa wpływu unaradawiającego na chłopa nie wywiera z powodu swych tendencji rusyfikatorskich, oświaty nie daje z powodu bardzo niedostatecznej ich liczby.

Przez całe niemal 25-lecie, po walkach z r. 1863, trwa stosunek wzajemnej nieufności i głuchej niechęci między dworem, zawiedzionym w swych nadziejach przez chłopów w r. 1863 i między wsią, nauczoną czcić w rządzie rosyjskim potęgę, wyzwalającą z więzów pańszczyźnianych, a równocześnie groźną dla wszelkich prób organizowania wsi.

W miastach zapanowało hasło „pracy organicznej”. Trzeba było czasu, aby rany zadane walką mogły się zagoić. Ale już po wojnie rosyjsko-tureckiej zaczyna się epoka silnego rozwoju przemysłu. Warszawa, Żyrardów, Łódź, Częstochowa, Zagłębie Dąbrowskie stają się centrami przemysłowymi światowego znaczenia. Inteligencja miejska i wiejska, odsunięta od urzędów, rzuca się do przemysłu i handlu, tworzy się coraz liczniejszy proletariat przemysłowy. Idee socjalistyczne przenikają z zachodu ze studentami, wracającymi z zachodnich uniwersytetów, do klasy robotniczej, a położenie jej z konieczności zmusza do podjęcia walki klasowej z kapitałem. Próby zorganizowania proletariatu wtłacza rząd rosyjski pierwszymi szubienicami z 28.01.1886 pod ziemię. Organizacja klasy robotniczej odbywa się konspiracyjnie. Królestwo zaczyna się roić od „nielegalnych”, rozwożących „nielegalną bibułę”, lustrujących podziemne organizacje, kółka, kółeczka, klasy, biblioteczki; organizacja odbywa się wśród nieustannej walki z rządem rosyjskim, hartującej niesłychanie jej uczestników, ale pociągającej za sobą równocześnie ofiary. W walce tej rozlegną się od czasu do czasu strzały rewolwerowe, czasem huk bomby, zgrzyt szubienic lub skrzyp zawiasów bram cytadeli. Walka między wielką ideą a zesłaniem lub katorgą musiała wepchnąć część Polski, nie tylko socjalistycznej, ale i rewolucyjnej, do podziemia. Carat swoją piersią bronił kapitalistów, przeciw niemu zwrócić się musiało ostrze walki klasowej. Zamiast hasła „Precz z kapitałem”, musiało zabrzmieć hasło „Precz z niewolą rosyjską”, a hasło to pociągało za sobą całą opinię czerwoną. Powstała literatura, powstali pierwszorzędni pisarze polscy, powstała młoda sztuka, tworzona przez młodą Polskę, czerpiąca swe natchnienia z walk podziemnej Polski.

Ale i rozdźwięk między podziemiami, a tym, co żyło na powierzchni, nigdzie nie stał się tak głębokim jak w Królestwie. Opinia biała krystalizowała się coraz wyraźniej. „Ugoda” dawała hasła z Petersburga i znajdowała oddźwięk w kraju. Obawa przed bezimiennym podziemiem skupia warstwy posiadające koło sztandaru, przeciw któremu wymierające pokolenie z 1863 roku bój śmiertelny toczyło. Ewolucja, którą przeszła Dmowszczyzna, ewolucja prowadząca od „Głosu” aż do tak zwanego „rusofilstwa”, świadczy aż nadto dobitnie, że sąd nie jest ostry. Walka toczona w mieście nie pozostaje bez wpływu na wieś. I tu przesiąka nielegalna bibuła i tu zabłąka się często „nielegalnik” i tu dociera robotnik z miasta, z fabryki, a równocześnie emigracja i parcelacja ożywia wieś, otwiera przed chłopem szerokie horyzonty. Poczyna się i na wsi ruch, którego wyrazem „Zaranie”, dążące do wytworzenia samodzielnego, a więc klasowego ruchu chłopskiego.

„Zaraniarze” muszą się konspirować, obrożę na swej szyi zaczynają odczuwać najinteligentniejsze jednostki wśród chłopów. Ruch ten, dla swego ostrza zwróconego przeciw caratowi, znajduje poparcie w dworkach szlacheckich, których ilość jednakże z każdym dniem zmniejsza parcelacja, ale dwory magnackie, ale plebania zwraca się przeciw niemu.

Z powodu swej konspiracyjności ruch „zaraniarski” nie mógł jednakowoż rozprzestrzeniać się głęboko wśród wsi. Ograniczał się do jednostek, a z powodu niemożności jakiejkolwiek asocjacji społecznej nie mógł opanować opinii chłopskiej. Również i ruch klasowy wśród robotników nie zawładnął całej opinii robotniczej, aczkolwiek szerzony pismami, odezwami, szerzony przy pracy we fabryce, szerzony wśród wielkich skupień robotniczych, stosunkowo znacznie szersze kręgi zataczał w mieście niż ruch chłopski na wsi. Wybuch wojny japońskiej zastał tedy społeczeństwo nasze w Królestwie podzielone, po staremu, na białych i czerwonych, przy czym zarówno siły białych, jak i czerwonych były niewielkie. Olbrzymia masa chłopska niewyzyskana dla życia narodowego, wielka część klasy robotniczej nieświadoma swej roli w życiu narodu, przeważna część inteligencji zajęta robieniem majątku, filisterska, patrzała jak na widowisko na zapasy Polski podziemnej z caratem i słuchała obojętnie przestróg białych przed groźnym niebezpieczeństwem, kryjącym się w podziemiach.

Galicja

Wprowadzona w r. 1867 w życie konstytucja oddała rządy kraju za pomocą odpowiedzialnego prawa wyborczego do sejmu, parlamentu, do rad miejskich i powiatowych niepodzielnie w ręce białych. Po pierwszej epoce samorządnego zagospodarowania się kraju, obsadzania urzędów Polakami, polszczenia uniwersytetów i szkół średnich, budowania podstawowej sieci kolejowej i drogowej, zakładania szkół rolniczych, kas oszczędności, w czasie której biali rządzili prawie bez przeszkód, zaczęła się w społeczeństwie reakcja przeciw ich rządom. Zaczęto w miastach krytykować gospodarkę sejmu i politykę Koła polskiego. Pierwszy płomienny akt oskarżenia wygłosił przeciw białym Stanisław Szczepanowski w r. 1888 w swej „Nędzy w Galicji w cyfrach”. Broszura odzwierciadlała stan kraju, ciemnotę chłopa, niski stan oświaty, rolnictwa, brak przemysłu, brak komunikacji. „Chłop galicyjski je za pół, a pracuje za ćwierć człowieka” z powodu, że nie ma warsztatu pracy, z powodu, że 75% ludności nie umie czytać ani pisać, a skutkiem tego niedorozwoju 50000 ludzi rocznie z głodu umiera. Pojawienie się tej książki w 25 lat po wybuchu ostatniej walki orężnej o niepodległość, a więc w epoce, gdy nowe pokolenie wchodziło w życie, zeszło się prawie równocześnie z ruchami ludowymi.

Stosunki na wsi, po rabacji z r. 1846, wprost straszliwe, pogłębiły nienawiść chłopa do dworu przez uwłaszczenie przeprowadzone po r. 1848. Chłopi otrzymali mało ziemi, lasy i pastwiska pozostały przy szlachcie; za otrzymaną ziemię chłop musiał płacić indemnizację; w rezultacie wytoczyli chłopi dworom 36000 procesów, z tych 32000 przegrali, 2000 wygrali, a 2000 procesów zakończyło się ugodą. Nic dziwnego, że po takim uwłaszczeniu patriotyzmowi polskiego dworu szlacheckiego przeciwstawiał chłop swój cesarski patriotyzm. „Lasy i pastwiska” oddzielały na równi z widmami pomordowanych w r. 1846 dwór od wsi. Toteż wszelkie próby zorganizowania chłopa dusił bezwzględnie rząd białych w Galicji, uważając zupełnie słusznie, że każda chłopska organizacja zwróci się przeciw niemu. Dopiero gdy minęło pokolenie biorące bezpośredni udział w rzezi i w uwłaszczeniu chłopów, wszczęty przez ks. Stojałowskiego ruch chłopski zakorzenił się na wsi tak silnie, że nie zdołała go wyplenić nagonka, urządzona na Stojałowskiego w okresie przełomowym 1888-1897 r. A gdy równocześnie z tą nagonką wyrósł drugi agitator i znakomity organizator ruchu chłopskiego Jan Stapiński, ścigała go wprawdzie nienawiść białych, ale równocześnie tracili nadzieję opanowania lub stłumienia klasowego ruchu chłopskiego.

Ruch wzrastał razem z wzrostem dobrobytu i oświaty na wsi. Emigracja do Ameryki dostarczała pieniędzy na parcelację dworów [2], „amerykanie” tj. powrotna fala emigrantów przynosiła na wieś nowe poglądy na życie społeczne, na stanowisko chłopa w społeczeństwie. Zupełnie świadomie zaczęli chłopi dążyć do władzy w kraju. Uczuć się dała potrzeba oświaty, chłopi sami domagali się szkół, lepszego wychowania i uposażenia nauczycieli. Wysokie cło na zboże i zakaz wywozu bydła podniósł rentowność gospodarstwa chłopskiego tak znacznie, że w 20 lat po pojawieniu się „Nędzy Galicji” Szczepanowskiego stała się treść jej zupełnie nieprawdziwą, zarówno w odniesieniu do analfabetyzmu [3], jak do stosunków sanitarnych, jak i odnośnie do gospodarki chłopskiej na swoim i w gminie. Żadna z dzielnic Polski nie przebyła tak gruntownej ewolucji w ciągu ostatniego 25-lecia, jak Galicja. Kto zna stosunki Galicji tylko na podstawie „Nędzy Galicji w cyfrach” lub artykułów prasy warszawskiej – do której przez sito cenzury rosyjskiej dostawały się jedynie artykuły krytykujące i podnoszące ujemne objawy gospodarki i życia społecznego – ten zupełnie nie zna Galicji.

Źle by świadczyło o żywotności naszego narodu, gdyby uobywatelnienie chłopa, dopuszczenie go do władzy, zdobyte w ciężkiej walce przez organizacje klasowego ruchu ludowego, gdyby wejście do parlamentu, sejmu, rad powiatowych posłów ludowych, chłopskich i robotniczych, gdyby demokratyzacja kraju, zwycięska walka czerwonych, opartych o najszersze masy ludu, nie przyniosły zasadniczych zmian. 25 lat walki stronnictwa ludowego, 25 lat pracy Towarzystwa Szkoły Ludowej, 17 lat pracy Uniwersytetu Ludowego, 25 lat walki prasy ludowej, 25 lat walki Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej (PPSD) musiało wydać owoce.

Równocześnie z walką toczoną na wsi, rozgrywała się walka w miastach. Organizacja klasowa polskiego proletariatu miejskiego, a po części wiejskiego, rozwijała się początkowo z trudem. Słaby przemysł fabryczny zmusił organizatorów ruchu do ciężkiej pracy wśród robotników rękodzieła. Wielka liczba robotników przemysłu budowlanego stała się pierwszym podłożem ruchu, który wyszedł od robotników drukarskich.

Rozpęd i siłę nadał ruchowi genialny mówca i pisarz, wielki talent polityczny i znakomity organizator, a przy tym człowiek wielkiej wiedzy, jednym słowem prawdziwy trybun ludowy: Ignacy Daszyński. Całą walkę proletariatu skierował początkowo na zdobycie wolności słowa, wolności stowarzyszeń i poszanowania wolności osobistej.

Te podstawowe wolności, zawarte w konstytucji, były martwą literą, dopóki ruch ludowy w ciężkiej walce z białymi nie wywalczył sobie swobody ruchu. Wielkie walki ekonomiczne, strajki budowlanych, strajk rolny z r. 1902, walki i strajki cennikowe zecerów, stolarzy, krawców, kolejarzy, strajk naftowy, przynosiły uregulowanie warunków pracy, a równocześnie budowały organizację robotniczą, polityczną, zawodową, oświatową. A choć obóz białych reprezentowały w miastach rady miejskie i magistraty, stowarzyszenia mieszczańskie i organizacje zawodowe inteligencji, przecież, ponieważ miasta cierpiały pod rządami szlachty na brak przemysłu fabrycznego, brak organizacji handlu, ciężkie opodatkowanie i drożyznę, przeto sympatie inteligencji miejskiej były po stronie czerwonych, którzy jak taranem walili w stan posiadania szlachty, w prawo wyborcze do sejmu i do parlamentu. Rosnący powoli, ale stale przemysł fabryczny, rozwój przemysłu naftowego i kopalnictwa węglowego, rozszerzenie się ruchu proletariackiego na wsi, wzmacniało organizację proletariatu. Walka była z obu stron prowadzona z wielką zaciętością i nienawiścią. Zdawało się: naród podzielony na dwa narody, między którymi nie ma wspólnych węzłów.

Wybuch wojny rosyjsko-japońskiej zastał w Galicji szalejącą walkę między białymi a czerwonymi. Ruch ludowy zataczał coraz szersze kręgi na wsi, zdobył trybunę sejmową, zdobył trybunę parlamentu i zaczął się zagnieżdżać w radach powiatowych, opanowawszy wszystkie zarządy gminne większych wsi. PPSD zapanowała niepodzielnie nad robotnikiem miejskim i zyskała wielkie koła sympatyków wśród inteligencji, zdobywszy trybunę w parlamencie. Przeciwstawiało się tym ruchom wszystko, co miało władzę w kraju, zarówno magnaci podolscy, jak i panowie krakowscy, zarówno demokraci z magistratów, jak narodowi demokraci. W żadnej z dzielnic walki polityczne, dzięki zupełnej wolności politycznej i narodowej, nie przybrały takich rozmiarów, nie sięgały tak głęboko w naród, jak w Galicji.

Rok 1905

Wybuch wojny rosyjsko-japońskiej zaskoczył nas niespodziewanie. Prasa berlińska, wiedeńska i rosyjska, z wyjątkiem prasy socjalistycznej, przewidywała nieuchronną przegraną, małej „niecywilizowanej Japonii”. Pod wpływem tej prasy stojące wszystkie wielkie dzienniki polskie traktowały wojnę jako epizod, przynoszący im co prawda znaczne dochody, ale nie mający głębszego dla naszego narodu znaczenia. A tymczasem nadchodzące z dalekiego wschodu wiadomości działały jak bomby. Sforsowanie Jalu, złamanie frontu pod Liaojanem, zdobycie Port Artur, oskrzydlenie pod Mukdenem, bitwa morska pod Czuszimą biły w głowy jak maczugą. Co jest? Taka mała Japonia bije jak w bęben w kolosalne państwo północy, bije bez wytchnienia, zwycięża bez przerwy! Czyżby carat... czyżby Rosja była naprawdę „kolosem na glinianych nogach”? Czy to możliwe, by korupcja, łapownictwo, synekury, brak prawnych stosunków, tak przeżarły siły państwa rosyjskiego, że nie może stawić czoła małej, ale dobrze zorganizowanej, przesiąkniętej świadomością celu wojny Japonii. I nagle łuska opadła z oczu. Tak! Rosja nieodzownie ulegnie w tej walce, a przyczyna przegranej, to nie wyższość militarna Japonii, ale bezład i anarchia państwa rosyjskiego, to „nierząd, którym Rosja stoi”, a który pokrywa przed światem pozorami siły wewnętrznej i wielką liczbą wojska na papierze! To niezadowolenie ludu rosyjskiego ze stosunków politycznych i społecznych, odsuwających go od rządów, to niezadowolenie ludów podbitych przez carat: Polaków, Finów, Litwinów, Łotyszów, Tatarów, Ormian, Gruzinów za gwałcenie ich indywidualności narodowych. Każdy czuł, że musi nastąpić straszliwy porachunek ze systemem rządowym, stawiającym państwo nad brzegiem przepaści.

I naraz w święto Jordanu 1905 roku rozległo się po całej Rosji echo grzmotu armatniego. Kartaczami strzelano w Petersburgu do cara i jego rodziny! Zapowiedź wielkiej rewolucji! Zapowiedź straszliwego wstrząsu przegniłej budowy samodzierżawia! Echo dotarło do najodleglejszych zakątków. Więc już się zaczyna? A może to tylko przypadek? Ale wypadki potoczyły się szybko. W kilka dni później lud Petersburga w niezliczonej masie, ze świętą pieśnią na ustach, z chorągwiami i krzyżami kościelnymi, z księdzem Gaponem na czele, ruszył do bram pałacu carskiego, by swemu ojcu, by carowi przedłożyć skargi na złość i uciemiężenie, jakiego ze strony czynowników doznaje, na biedę i nędzę, jaką lud Rosji cierpi. Car nie zna biedy ludu. Cara okłamują czynownicy, ministrowie, generały, trzeba, aby lud mu skargi przedłożył, otworzył oczy na bole i niedole swoje. A Car, a ten ojciec dobrotliwy w odpowiedzi kazał wojsku gruchnąć w lud salwami kartaczowymi, kazał dziesiątkować buntujący się „motłoch”. Kilka tysięcy trupów zasłało ulice Petersburga, a Newa cała czerwoną rzeką krwi spłynęła. Ten mord wzburzył całą Rosję, a w miarę, jak poznawano sprężyny, a w miarę, gdy się dowiedziano, że Gapon, prowadzący tłum ludu, działał z wiedzą władz, że zatem cały mord był niejako przygotowany, wzburzenie nie miało granic. Niezadowolenie przetwarzało się w rewolucję. Nie mam zamiaru opisywać przebiegu rewolucyjnego ruchu z r. 1905 i następnych. Chodzi mi tylko o naznaczenie wpływu jego na ziemie polskie i sprawę polską.

Ciągle potęgujące się wrzenie zmusza rząd rosyjski do zawarcia pokoju z Japonią. W chwili zawierania pokoju wojska rosyjskie uzupełnione świeżymi siłami, świeżym materiałem wojennym, były dwa razy liczniejsze, lepiej zaopatrzone i w lepszej sytuacji strategicznej, niżeli wojska japońskie. Lecz siły moralne wojska i państwa były złamane. Nastąpił moment psychologiczny: zrozumienie bezcelowości wojny dla Rosji; wrzenie rewolucyjne w kraju znajdowało echo bardzo silne we wojsku, tym bardziej, że anarchia panująca w rządzie stała się jasną każdemu szeregowcowi – zrozumienie konieczności zawarcia pokoju za wszelką cenę. Powrót żołnierzy z linii bojowej, ich opowieści o porządkach – czyli o bezładzie – panującym wśród sztabów i generalicji, o olbrzymich kradzieżach i łapówkach, których skutkiem klęska Rosji i daremny przelew krwi rosyjskiej, dopełnił miary. Ruch rewolucyjny, zaczęty żywiołowo przez tłumy robotników i chłopów, podsycany przez podziemną Rosję i mimo woli poparty przez ziemstwa i organizację inteligencji, znalazł swoje ukoronowanie w popłochu, jaki zapanował wśród czynowników. Biurokracja osądziła, że nadszedł dla niej kres. Edykt październikowy cara wydał się dla niej wyrokiem śmierci. Tam, dokąd nie dotarła propaganda rewolucyjna, tam, po strachu biurokratów, pojęła cała ludność, że coś się zmienia w państwie, że coś się popsuło w maszynie rządowej. Groza, którą biurokracja trzymała w uwięzi ludy Rosji, prysła jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej i okazała się jasno cała słabość, cała nicość sieci samodzierżawia.

A przede wszystkim w Królestwie. Naraz po raz pierwszy w ciągu czterdziestu lat od „uśmierzenia” powstania styczniowego poczuł naród słabość rządu rosyjskiego. Niewolnik potrząsł swymi kajdanami i kajdany z niego spadły. Nie było miasta, nie było miasteczka, osady, ni gminy, gdzie by nie demonstrowano radości z nadchodzących dni wolności!

A Warszawa! Ta Warszawa! To serce i głowa Polski wprost szalała z radości. Niezliczone tłumy, niezliczone sztandary, niezliczone mowy do tłumów na ulicach, niezliczone mityngi, olbrzymie zgromadzenia, nieprawdopodobne wieści, nadchodzące ze wszystkich stron kraju i państwa, rozkołysały naród nieokreśloną, ale pewną nadzieją, że niewola raz na zawsze skończona, że epoka wolności i rozwoju narodu nagrodzi wiekowy ból, wyrówna wiekową krzywdę. W kraju popłoch i bezhołowie biurokracji bezprzykładne w dziejach! W różnych stronach kraju potworzyły się niezależne republiki, rządzone przez bezimienne komitety, powstała niehamowana niczym prasa, niehamowana niczym wolność zgromadzeń, stowarzyszeń. Wszystkie umysły zrewoltowane – inteligent i mieszczanin, szlachcic i chłop, ksiądz i robotnik. Ale był to ruch żywiołowy – niezorganizowany. Rewolucja zaskoczyła znienacka podziemną Polskę, zaskoczyła niespodziewanie klasy posiadające, czerwonych i białych. Nie było określonego celu, nie było silnych ludzi, którzy by poruszenie umysłów skierowali w jednym kierunku. Ale wszyscy czuli, że od podziemnej Polski hasło wyjść powinno. A spod ziemi Polski wyłaniał się na widownię czerwony sztandar z trzema literami: PPS. Bezimiennej Polski bezimienny sztandar. Zapanował przez jakiś czas nad umysłami. Przed rozkazami wydawanymi przez Centralny Komitet Robotniczy [PPS] korzyło się wszystko. Na rozkaz CKR stanęły fabryki i kopalnie, ustawała wszelka praca; na rozkaz CKR szeregowały się tłumy w pochody demonstracyjne i budowano barykady po ulicach, fabrykanci poddawali się rozkazom, władze rządowe liczyły się z nakazami CKR.

Cóż, kiedy podziemna Polska w chwili nastania wolności nie była jednolitą. Czerwona społecznie, podzieliła się na czerwonych i białych w znaczeniu narodowym. PPS streszczała żądania narodu: „Konstytuanta w Warszawie”. Wielkie i święte hasło „Niepodległość” wywiesiła na swym sztandarze. To hasło przeraziło białych, przeraziło i Esdeków [Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy]. Wysuwają zgodnie konserwatywni ugodowcy wraz z dmowszczykami, wysuwają i czerwoni Esdecy przeciw hasłu PPS owemu postulat „autonomii i konstytuanty w Petersburgu”. Rozpoczynają się namiętne spory i walki na mityngach i w fabrykach: „Niepodległość czy autonomia?”. A biali podsuwają zręcznie widmo pruskie przeciw niepodległości, próbują podsunąć myśl pogromów Żydów przeciw rewolucji umysłów, wysuwają legendę o „białej gęsi” przeciw PPS. Ale gdyby nie niezgoda w obozie podziemnej Polski, nie udałyby się ich sztuczki. Esdecy złączyli hasła polityczne autonomii z taktyką ciągłych strajków dla rzekomych korzyści materialnych klasy robotniczej. Część PPS, zwłaszcza CKR, nie miał siły oprzeć się taktyce strajkowej i potężny ruch rewolucyjny topniał w szamotaniu się wzajemnym podziemi i w bezcelowych strajkach. Opamiętał się rząd i jego władze. Poczuł słabość rewolucji, jej niezorganizowanie, zebrał siły i uderzył. Cios po ciosie zadawany przez reakcję, znalazł poklask białych. Wywołali bratobójcze walki. Robotnicy strzelali się wzajemnie po ulicach. W samej Łodzi około 200 trupów padło ofiarą wewnętrznych walk, sankcjonowanych przez niektórych księży z ambony.

Ale podziemie nie od razu skapitulowało. W ciężkich chwilach zmagania się wzajemnego żywiołów rewolucyjnych wysunął się na czele człowiek, którego nazwisko niezatarte piętno wyciśnie na następnych kartkach dziejów narodu naszego: Józef Piłsudski. Zrozumiał konieczność walki zbrojnej z najazdem o wolność. Zorganizował oddziały bojowe, w krótkim czasie je wyszkolił, żelazną siłą woli dostarczył im broni i zaczął podjazdową walkę z caratem pod hasłem: „Niepodległość”. Przez rok trwania walki ważyły się szanse, dopóki zorganizowana Ochrana nie wcisnęła się przez prowokatorów w szeregi bojowców, dopóki warunki podziemnej egzystencji i podziemnej organizacji nie wepchnęły niektórych bojowców w szeregi bandytów, dyskredytując przez to organizację bojową. Odtąd walka była przegrana. Ogółem trzy lata trwała nierówna walka, wydobywając na jaw objawy nadludzkiej dzielności i wytrwałości, ale z drugiej strony wywołując rozłam wewnątrz obozu PPS. Reakcja zatryumfowała na całej linii. Wolności przyrzeczone edyktem październikowym cofnięto lub zostały jedynie na papierze. Powoli wróciło wszystko do dawnych łańcuchów. Po ulicach szalały władze z prawdziwą wściekłością – za chwilę słabości – rewidując, bijąc nahajami, strzelając, aresztując bez wyboru. W cytadelach skrzypiały bez przerwy szubienice, a pociąg za pociągiem wywoził olbrzymie tłumy na zesłanie i do katorg Sybiru. Reakcja rozbiła podziemną Polskę, rozłamana na czerwonych i białych. Część zabito, część zamknięto w więzieniach i na Sybirze, a reszta uszła na tułaczkę, zostawiając pole białym, którzy za lojalność i wierność, za pomoc w tłumieniu rewolucji, za wyrzeczenie się myśli prowadzenia w Dumie polityki polskiej, uzyskali prawo półoficjalnego organizowania się w kraju.

Rewolucja pozostawiła w masach wiarę w olbrzymie siły rządu rosyjskiego, a brak wiary do sił własnych narodu. Reakcja pozbawiła kraj blisko stu tysięcy najdzielniejszych, najenergiczniejszych, zdecydowanych ryzykantów, słowem: całej armii podziemnej Polski.

Z pożaru rewolucji wywiózł Piłsudski do Galicji sztandar „Walki zbrojnej o niepodległość”; za nim przybyły do Galicji resztki bojowców ocalałe z pogromu i olbrzymia liczba emigrantów. Wojna rosyjsko-japońska poruszyła silnie umysły w Galicji. Przegrana Rosji, widoczna dla wszystkich politycznie myślących ludzi w Galicji po kilku pierwszych miesiącach wojny, rozwijała perspektywę rewolucji w Rosji, a z nią możliwość wysunięcia sprawy polskiej. Całe społeczeństwo, miasto i wieś wsłuchiwało się z gorączkową niecierpliwością w wieści z dalekiego wschodu i północy, tym bardziej gdy styczniowe wypadki w Petersburgu zwiastowały początek rewolucji. Fala idąca z północy zatoczyła kręgi i poruszyła umysły w Galicji... Zawrzało wśród chłopów, zawrzało wśród robotników, zawrzało wśród Polaków, zawrzało wśród Rusinów. Czerwoni wysunęli hasło reformy wyborczej do parlamentu i sejmu, stare hasło dopuszczenia ludu do praw obywatelskich. A lud pojął i podjął to hasło. Walka trwała dwa lata. Niezliczone wiece i zgromadzenia robotników, monstrualne mityngi chłopskie, demonstracyjne pochody w miastach i po wsiach, prasa ludowa, głosiły jedno żądanie: „Powszechnego, równego, tajnego, bezpośredniego prawa wyborczego”. Atak prowadzony z całą furią napotkał na równie gwałtowny opór białych. Nie tylko szlachta podolska rzuciła się do przemówień na wiecach przez siebie zwołanych, ale w sukurs posunęła się ku nim demokracja narodowa, wysuwając niebezpieczeństwo grożące na wschodzie ze strony Ukraińców i Syjonistów przeciw żądaniu uobywatelnienia ludu polskiego. W parlamencie wiedeńskim kłodą przeciw reformie zwaliło się Koło polskie. Walka rozpętała namiętności po obu stronach. Ale lud był do głębi poruszony, a obóz czerwonych dobrze zorganizowany kierował całą akcją. Ustąpić musieli biali. Reforma przeszła, a wybory przeprowadzone na wiosnę 1907 r. dały zgoła odmienny od dotychczasowych obraz reprezentacji polskiej w parlamencie, mimo silnego nacisku wywieranego przez rząd, kierujący się opinią konserwatywnej rady narodowej, na wyborców. Trzecia część posłów, reprezentanci chłopów i robotników, znaleźli się poza kołem polskim, opanowanym przez białych, choć wygląd koła uległ znacznej zmianie, gdyż większość uzyskali w nim narodowi demokraci i demokraci z magistratów. Walka nie ustała, choć jasnym się stało, że czerwoni zwyciężyli na całej linii. Wybory z r. 1911 wzmocniły jeszcze obóz czerwonych. Połowę reprezentacji polskiej we Wiedniu zaliczyć można było do czerwonych. Obóz białych podzielił się. Część, pod dowództwem konserwatystów krakowskich, szukając porozumienia z czerwonymi, poszła na drogę ustępstw społecznych, część, pod wodzą narodowych demokratów, broniła z rozpaczliwą zaciętością, godną lepszej sprawy, swego stanu posiadania. Mimo tego oporu sejm galicyjski uchwalił nową ordynację wyborczą, najdemokratyczniejszą, jaką którykolwiek z 17 sejmów krajów austriackich posiada. Walka o sejm była bez porównania słabszą od walki o parlament, gdyż z jednej strony widoczną była olbrzymia przewaga zwolenników reformy, zapewniająca zwycięstwo czerwonym bez poruszenia mas ludowych, z drugiej zaś strony, reforma musiała być połowiczną, jako powstającą w drodze kompromisu zawartego między czerwonymi a częścią białych, dlatego nikt się do niej nie zapalał. Równolegle z tą akcją, reformującą dwa najważniejsze ciała ustawodawcze, odbywała się zmiana wewnętrzna w kraju, nie mniej doniosła. Zapanowała w kraju zupełna wolność prasy, stowarzyszeń, zgromadzeń. Biurokracja kontrolowana publicznie, krytykowana w parlamencie i w prasie, musiała przebyć ewolucję. Administracja kraju, zwłaszcza władza polityczna, przystosowała się wkrótce do nowych warunków. Skończyła się epoka bezmyślnego prześladowania ruchu ludowego, ustępując miejsca epoce szanowania ustaw. Stronnictwo ludowe, reprezentujące klasowe chłopskie interesy, opanowały rządy gminne, zaczęło rządzić radami powiatowymi, uzyskało korzystną dla chłopów reformę sejmową, a w parlamencie wiedeńskim, jako najliczniejsze ze wszystkich stronnictw polskich, stało się potęgą decydującą o losie rządu, ba, wysyłającą do rządu swego członka jako ministra. Ideał, który Stojałowski, wszczynając ruch ludowy, malował chłopom, zaczął się urzeczywistniać. Chłopi uzyskali pełnię praw obywatelskich, dostali się do rządów. I okazało się jak trafnie liczyli reformiści sejmu czteroletniego, jak trafnie sądzili czerwoni roku 1831, towarzystwa demokratycznego roku 1863. Chłop polski z Galicji, dopuszczony do praw i władzy, poczuł się odpowiedzialnym za losy, za przyszłość narodu, poczuł się na wskroś polskim. Robotnik polski, widząc przed sobą otwierające się w klasowej walce z polską burżuazją drzwi do praw obywatelskich, zrozumiał, że jest silniejszym od swych przeciwników, że do zwycięstwa nie potrzebuje obcej pomocy, że najważniejszą przeszkodę stanowi dla niego nie polska burżuazja, ale wola obca, ciążąca nad tą burżuazją. Niepodległość Polski stała się warunkiem jego zwycięstwa, stała się jego interesem klasowym.

W czasie trwania tych walk, w czasie dokonywania się przewrotów w stosunkach i przewrotów w umysłach, następowała stopniowo emigracja do Galicji czerwonych z Królestwa.

Ich udział we walce, ich pomoc kapitalnie dopomogła do zwycięstwa stronnictwom ludowym w Galicji. Reforma wyborcza do parlamentu, stwarzając ludowy parlament, umożliwiła wywalczenie dla emigrantów z Kongresówki prawo azylu. To natchnęło Piłsudskiego myślą przygotowania w Galicji sił do zbrojnej walki z Rosją o niepodległość. Utworzenie szkół oficerskich we Lwowie i Krakowie udało się nadspodziewanie. Galicja stała się dla Królestwa Piemontem ruchu niepodległościowego. Z kadr bojowców zaczął Piłsudski tworzyć związki strzeleckie, wycofując wszystkie rozporządzalne siły z Królestwa. Mimo przygotowania ideowego, mimo gotowości czerwonych do podjęcia walki o wolność, przecież zdawała się możliwość wojny leżeć w tak odległej przyszłości, że pierwotnie czerwoni galicyjscy odnosili się do tego ruchu sympatycznie, ale obojętnie. Poparcia materialnego nie miał Piłsudski początkowo żadnego. Patrzano na niego jak na sympatycznego fanatyka. A jednak przewidział przyszłość. Aneksja Bośni przez Austrię w r. 1909. okazała, że wojna między Rosją a Austrią nie jest odległą przyszłością, ale może dość bliską. To skłoniło obóz czerwony do skonsolidowania się pod sztandarem walki o niepodległość. Powstaje Komisja Tymczasowa Stronnictw Niepodległościowych, w skład której wchodzą z Galicji: stronnictwa ludowe, postępowa demokracja i PPSD, zaś z Królestwa: Frakcja Rewolucyjna Polskiej Partii Socjalistycznej, Narodowy Związek Robotniczy i inteligencja niepodległościowa. Konsolidacja czerwonych wzmacnia związek wojska polskiego, tj. związki strzeleckie i drużyny strzeleckie. Akcja wywołała reakcję. Rozpoczęły się namiętne spory z białymi o orientację, nad którymi przewodzili niepodzielnie endecy spod znaku Dmowskiego, o gwarancje, niepodległość, zjednoczenie, neutralność, o możliwość lub niemożliwość wybuchu wojny. Przeciw komu ma stanąć Polska, przeciw Rosji czy przeciw Trójprzymierzu? Czy potrafimy stworzyć siłę? Co się stanie z Polską w razie zwycięstwa jednej lub drugiej strony? Co się stanie z przemysłem Królestwa w razie uzyskania niepodległości itd., itd. tematy aż nadto znane w całej Polsce, stanowiły w Galicji od r. 1909 do dnia dzisiejszego przedmiot dyskusji na zebraniach i polemik w prasie. Przy olbrzymim rozpolitykowaniu Galicji, przy zupełnej wolności politycznej, dyskusje te sięgały głęboko w lud. A że młodzież garnęła się chętnie do wojskowo zorganizowanych związków i drużyn, a że niebezpieczeństwo wybuchu wojny przybliżało się w przyspieszonym tempie, czego dowodem była oprócz wieści z polityki zagranicznej, chmara szpiegów rosyjskich zalewających wprost Galicję, przeto i biali zdecydowali się na tworzenie organizacji wojskowych. Powstały wojskowe drużyny sokole i drużyny bartoszowe – tworzone na wszelki wypadek, choćby dla utrzymania w kraju ładu, gdyż jak pisali biali, „z wybuchem wojny rozszerzy się bandytyzm, trzeba bronić spokojnych obywateli przeciw bandytom”.

Wysiłki białych nie zdołały zmienić orientacji politycznej mas ludu polskiego Galicji. Walki społeczne rozgrywały się bez przerwy. Wielka walka urzędników, nauczycielstwa ludowego, zgrupowanego w potężnej organizacji zawodowej (Związek Polskiego Nauczycielstwa Ludowego w Galicji), walka służby i robotników państwowych o pragmatykę i polepszenie bytu, strajk woskowców w Borysławiu, rozgrywały się jeszcze na wiosnę 1914. Ale ostrze tych walk tępiało, gdyż nad wszystkimi umysłami panowała groza zbliżającej się wojny i na pierwszy plan wysuwała się narodowa sprawa polska. Coraz liczniej garnęła się młodzież chłopska i robotnicza do organizacji wojskowych, skierowanych wyraźnie przeciw Rosji. Zdaje się, że nie było przesady w twierdzeniach, obliczających liczbę ćwiczących ochotników we wszystkich organizacjach na 30000.

N.K.N.

Wybuch wojny zastał dzielnice Polski w różnych nastrojach. W Poznańskiem władali umysłami biali, tocząc codzienną obronną walkę z germanizacją. W Królestwie osłabionym i wyczerpanym przez pokonanie rewolucji, robotnicy rozbici na dwie grupy: narodową, mającą wpływy przeważnie wśród inżynierów, majstrów, a po trosze robotników, i socjalistyczną, zaczynającą odbudowywać rozbite przez rząd carski zawodowe organizacje robotnicze. Natomiast biali, zjednoczeni i dość dobrze zorganizowani, rządzili umysłami inteligencji i chłopów, szerząc hasło zgody z Rosją, mogącą przynieść zjednoczenie narodu. W Galicji obóz czerwonych, skonsolidowany w Komisji Tymczasowej, opiera się na chłopach i robotnikach, obóz białych, podzielony na zwolenników reform, skłaniających się ku Komisji Tymczasowej i reakcjonistów zwalczających ją najzawzięciej. Galicja wytworzyła silny ruch wojskowy polski, zwracający się wyraźnie przeciw Rosji, a tolerowany przez Austrię. Zacięte spory nie wyjaśniły sprawy. Dwie orientacje dzieliły społeczeństwo polskie na dwa odłamy, zupełnie jak w epoce sejmu czteroletniego przed 120 laty. Czerwoni liczyli na własne siły narodowe w walce o państwo. Przez wystawienie znacznej siły zbrojnej polskiej, mogącej zaważyć w olbrzymim boju narodów, jaki miał się rozegrać na polskiej ziemi, siły mogącej przyczynić się do pokonania caratu, dążyli do zdobycia na Rosji niepodległości dla zaboru rosyjskiego. Biali liczyli na wygraną Rosji i zjednoczenie przez nią, bez współudziału naszego narodu, wszystkich ziem polskich pod berłem cara Mikołaja II. Osią polityki czerwonych stała się polska siła zbrojna, na niej budowali cały plan zdobycia bytu państwowego, osią polityki białych była „bierność” i pozostawienie wyłącznie siłom Rosji dokonania dzieła zjednoczenia ziem polskich. W Kuźnicy Kołłątajowskiej wykute hasło „Skarb i wojsko” przyjęli czerwoni za swoje, przez Targowicę podane hasło „Rosja” jako równoznacznik zjednoczenia, przyjęła część białych za swoje. Zdawało się, że tym wahaniom, między tak diametralnie sprzecznymi biegunami, tylko czyn śmiały, tylko czyn zbrojny może kres położyć i naród po 120 latach zjednoczyć. Piłsudski przeciął wszystkie wahania ostrzem miecza. W dniu wybuchu wojny między Austrią a Rosją w nocy z 6 na 7 sierpnia 1914 r. ruszył z Krakowa na czele 600 jako tako wyekwipowanych i uzbrojonych strzelców w kierunku na Kielce. W cztery dni wyruszyło za nim 17 kompanii strzelców w tym samym kierunku. To zdecydowało konserwatystów krakowskich i demokratów do wyraźnego oświadczenia się za ruchem zbrojnym o niepodległość. Toteż na zebraniu polskiego koła poselskiego odbytego wspólnie z Komisją Tymczasową uchwalono w dniu 16 sierpnia 1914 r. jednomyślnie utworzenie Naczelnego Komitetu Narodowego (N.K.N.) dla kierowania polityką polską w światowej wojnie. Komisja Tymczasowa się rozwiązała. Wahania ustały. Przykład konserwatystów krakowskich pociągnął w pierwszej chwili za sobą szlachtę podolską i narodowych demokratów. „Skarb i wojsko”, te synonimy państwowości, zdawało się, że staną się hasłem Polski zaboru austriackiego, ideologią Komisji Tymczasowej, dającą się streścić w następującym schemacie: „Własny byt państwowy jest najżywotniejszym interesem każdego narodu”.

Naród, który nie posiada niepodległości, musi ją zdobywać wytężeniem wszystkich sił, jakie posiada. Naród polski zdobywać musi niepodległy byt państwowy w walce przeciw Rosji, posiadającej największy obszar ziem polskich, a której interes państwowy jest diametralnie sprzecznym z naszym dążeniem do własnego państwa. Siłę zbrojną do walki możemy stworzyć przy poparciu Austrii. Jest to jedyna możliwość w epoce obecnej wojny światowej. Od pokonania Rosji zależą nasze szanse uzyskania bytu państwowego. Złączenie samorządnego państwa polskiego w związek państwowy z monarchią austrowęgierską uważamy za możliwy i prawdopodobny wynik wojny, godzący interesy Austro-Węgier i Niemiec z interesami narodu polskiego.

Tę ideologię, wniesioną do N.K.N., uznali za swoją konserwatyści krakowscy i demokraci, przyłączając się bez zastrzeżeń do obozu czerwonych i tworząc wspólnie obóz niepodległościowy, dążący wyraźnie do państwa polskiego, chociażby nie dla całości, tylko dla części narodu. Natomiast nie chcieli zgodzić się na tę ideologię Podolacy, a zwłaszcza nieprzejednani endecy. W jednych grała rolę obawa o ich folwarki w Galicji wschodniej, zalewane w tej chwili przez wojska rosyjskie, u drugich stara ideologia „szerokotorowa”, jak ją złośliwi nazywali, a właściwie polityka dążenia do zjednoczenia, do całości, chociażby bez własnej państwowości. Po dwóch miesiącach wspólnego zasiadania w N.K.N. nastąpiła secesja tych dwóch ostatnio wymienionych grup, z okazji rozbicia przez nich wschodniego Legionu Polskiego – połowy siły zbrojnej polskiej wytworzonej w Galicji. Przez ustąpienie z N.K.N. magnatów o historycznych nazwiskach stracił N.K.N. nieco na znaczeniu w oczach rządu wiedeńskiego, zyskał jednak olbrzymio na spoistości i wewnętrznej sile wskutek ustąpienia z niego szerokotorowców.

***

Opinia druga konsolidowała się tymczasem w Galicji, Królestwie i Poznańskim. W miarę posuwania się wojsk rosyjskich ku Krakowowi i ku granicy Poznańskiego uplastyczniała sie w haśle: „Najwyższym postulatem narodu jest znaleźć się razem choćby na najgorszych warunkach”. Zjednoczenie ziem całej etnograficznej Polski może być dokonane jedynie przez Rosję. Złączenie wszystkich Polaków odbędzie się bez współudziału naszego narodu a stworzy dla Rosji konieczność nadania Polsce samorządu mniej lub więcej rozległego. Wypadki wojenne rozbiły ten program w puch. Wojska rosyjskie, parte przez silną ofensywę Austrii i Niemiec, cofnęły się niezwykle szybko na wschód i w trzy i pół miesiąca po zaczęciu wiosennej ofensywy 1915 r. nie było ani jednego uzbrojonego żołnierza rosyjskiego na ziemiach Królestwa Polskiego, ba, nawet na ziemiach polskich. Rosja – ta kochanka zjednoczeniowców, uciekła za błota pińskie, zostawiając ich bez steru, bez idei, bez programu. Niepocieszeni po utracie myśli politycznej, postanowili wytrwać w czystości i w mig wysunęli ze swego programu jedną cząstkę jako nowe hasło „bierność”. Nie mieszać się do wojny. Jesteśmy za słabi, by jakąkolwiek rolę we wojnie odegrać, a o tym, co się z naszym narodem stanie po wojnie, decydować będą Francja i Anglia. Zresztą wojna nie skończona, klęska Rosji może być tylko chwilowym epizodem, Rosja może jeszcze wrócić. To hasło bierności czy neutralności było kłodą rzuconą pod nogi ludziom czynu, skupionym w N.K.N. i w Radzie Narodowej, powstałej we wrześniu 1915 w Warszawie. Przyjęło się łatwo, bo do niczego nie obowiązywało. Poznańskie, kierowane przez białych, od początku wojny stało prawie że niepodzielnie na tym stanowisku. Nie przeszkadzało w niczym w akcji wojennej. Przeciwnie, wzorowo przeprowadzona mobilizacja zdumiała nawet sfery rządzące Prus. Powstała wskutek wypadków wojennych pewna reakcja przeciw polityce zjednoczenia i wynikłej z niej koniecznie bierności, wysunęła program tak sprzeczny z nastrojami i polityką całej Polski, że może liczyć na bardzo słaby oddźwięk tylko w ziemiach zaboru pruskiego.

Królestwo w znacznej mierze program bierności przyjęło. Reakcja umysłów wywołana rewolucją utrwaliła wiarę w siłę i potęgę Rosji, a jeżeli prócz tego uwzględnimy przesadną i bezkrytyczną wiarę w siły Francji i Anglii, zrozumiemy, że Królestwo w olbrzymiej masie liczy się z przegraną Niemiec i Austrii, obawia się represji po wojnie w razie powrotu Rosji. Front antyrosyjski opiera się na podziemnej Polsce i tych elementach rewolucyjnych, które bez przerwy w czasie panowania Rosji z nią walkę toczyły. Ich siły rosną obecnie z każdym dniem w miarę posuwania się linii bojowej na wschód.

Chłopi w Królestwie zachowują się przeważnie biernie. A co prawda interes klasowy skłonić by ich powinien do zajęcia frontu przeciw Rosji bez zastrzeżeń. Oddzielenie Królestwa od Rosji, przynoszące z sobą cła zbożowe, podniosłoby wartość ziemi, umożliwiłoby ulepszenia gospodarki zbożowej, podniesienie chowu bydła, drobiu, wprowadzenie maszyn etc., słowem, zdecydowałoby o kapitalnym polepszeniu bytu materialnego. Wprowadzenie organizacji państwowej zachodniej Europy dałoby chłopu możność chwycenia władzy w swoje ręce. Dążność ich do władzy zupełnie obecnie nie istnieje, jako zupełnie beznadziejna. Walka mogłaby się rozegrać jedynie w Petersburgu, a tak daleko pięść chłopa polskiego nie sięgnie. Oddzielenie od Rosji przynosi ze sobą chłopu szkołę polską, sąd polski, władze polskie, zaspokaja tedy jego aspiracje materialne, polityczne, kulturalne i narodowe pod każdym względem. Nieuświadomienie masy chłopskiej, rozsiewane przez pisarzy gminnych, bajki o wprowadzeniu pańszczyzny z ustąpieniem Rosji, znajdują w najciemniejszych wsiach posłuch. Ale przede wszystkim powstrzymuje chłopa świadomość, że w wojsku rosyjskim walczą swojacy, syn, brat, szwagier, kum, walczy w wojsku rosyjskim 700000 tysięcy Polaków – toż to w trzech czwartych częściach chłopi. Walka przeciw Rosji – to walka przeciw „naszym”. Rozum, interes klasowy pcha ich do walki przeciw Rosji – uczucia nakazują stanowisko przychylne Rosji. Stąd bierność. Ale i stąd zabiegi o duszę chłopską nie są beznadziejne. Właścicieli dóbr ziemskich wstrzymuje jedynie niepewność wyniku wojny. „My nie możemy majątku naszego schować do kieszeni od kamizelki i wyjechać, gdy Rosja powróci”, słyszy się nieraz w odpowiedzi na przekonywujące argumenty. Stąd chwilowa bierność.

Nastroje miast inne mają źródła. Robotnika interes klasowy pcha nieprzepartą siłą do walki o własne państwo. Walka emancypacyjna proletariatu polskiego jest beznadziejną, dopóki proletariat rosyjski nie osiągnie tego stopnia uświadomienia, by wybić szczerby w twierdzy samodzierżawia i zdobyć dla siebie swobodę słowa, pióra, wolność koalicji. Proletariat polski skazany jest na bezczynność lub bezsilne szamotanie się w rewolucyjnej walce podziemnej Polski. Samoistne państwo polskie oznacza dla robotnika polskiego wolność prasy i zgromadzeń, wolność stowarzyszeń i prawa polityczne lub przynajmniej możliwość jawnej walki o nie. Oznacza całkiem nowe i korzystne warunki walki o wyższą płacę, o krótszy dzień roboczy, o lepsze warunki pracy. Oznacza i szkołę polską, i sądy polskie, i władze polskie. Brak uświadomienia klasowego, brak oświaty zasłania jeszcze dzisiaj oczy robotnikowi polskiemu na jego klasowy interes. Długoletnia kultura tajnych, doktrynersko teoretyzujących kółek, w których obracało się uświadomienie robotnika wywołuje w skutku bezsensowne w naszych warunkach, bez żadnych usiłowań realizacji, hasło: „Wojna – wojnie” wśród części uświadomionych robotników. Masa robotnicza widzi jedynie obecnie bezrobocie, zniszczenie fabryk, wywiezienie surowca, niszczenie maszyn – dzieło wojny – i porównuje stan obecny ze stanem, dla siebie chwilowo korzystnym, za czasów rządów rosyjskich. Troska o chleb, o najjaśniejszy żołądek na dziś, przysłania mu perspektywę jutrzejszego dnia. Stąd bierność – ale stąd i możliwość pozyskania klasy robotniczej dla sprawy polskiej.

Inteligent, kupiec, przemysłowiec widzi interes swój z wczoraj, widzi olbrzymi rynek zbytu i warsztat pracy. Widzi podwoje wschodu na oścież otwarte, widzi dzisiejszy brak pracy, zastój w handlu i przemyśle i widzi wielki znak zapytania na jutro.

Świadomość, że państwo polskie będzie miało otwarty rynek wschodu, z powodu, że Rosja na poczekaniu nie wytworzy u siebie przemysłu i że wskutek tego fabrykant łódzki nadal będzie mógł obdzierać Sartów z Turkiestanu i Kamczadalów z Kamczatki ze skóry, zaczyna dopiero świtać w głowach warstw średniej i przemysłowców. Zdanie b. posła do Dumy, Żukowskiego, że autonomia Polski za cenę utworzenia granicy celnej między Rosją a Królestwem Polskiem byłaby dla przemysłu Królestwa doskonałym interesem [4], wynik ankiety urządzonej przez Tow. Techników w Warszawie przed kilku laty, rozpatrującej warunki rozwoju poszczególnych działów przemysłu Królestwa w razie oddzielenia się od Rosji, dopiero teraz rozpatrują przemysłowcy. Bierność ich ma raczej źródło w obawie powrotu Rosji, niż w obawie o przyszłość przedsiębiorstw. Stąd nadzieja na pozyskanie i tych warstw dla sprawy polskiej.

Na całym terenie ziem polskich zawrzała gorąca walka. Legiony Polskie toczyły bohaterski bój, wznawiający najświetniejsze tradycje wojsk polskich, a politycy związani ideologią N.K.N. rozpoczęli zaciętą walkę z biernością polityczną społeczeństwa. Walka tym trudniejsza, że ziemia nasza przedstawia straszliwy obraz zniszczenia. Rosja cofając się niszczyła wszystko. Wysiedlała gwałtem ludność, paliła wsie i miasteczka, niszczyła plony i dobytek. Milami, dziesiątkami mil ciągną się pasy ziemi naszej, przykryte popiołem. Pożar wojny zostawił tylko zgliszcza i trupy. Radomskie, lubelskie, siedleckie, ba – powiat warszawski, to wielkie cmentarzysko mienia i życia, które Rosja gwałtem wbrew woli białych, zabiera z naszej ziemi. Blisko półtora miliona Polaków, rzuconych na olbrzymi przestwór wewnętrznej Rosji, skazanych na śmierć głodową. Życie ekonomiczne w reszcie kraju naszego, w Królestwie i w Galicji zamarło. Brak rąk, brak narzędzi, brak zwierząt do rolnictwa, do przemysłu. Epidemie i drożyzna. Powietrze, głód, ogień i wojna, niszczą nasz kraj tak straszliwie, tak dokładnie, jak nigdy jeszcze w dziejach świata, żadna ziemia, żaden naród nie był niszczony.

Ta przymusowa ofiara, niesłychana w dziejach, składana przez nasz naród, w tym zmaganiu się wschodu z zachodem, powinna by przynieść korzyść polityczną, państwowy byt naszemu narodowi. Do tego potrzeba wielkiej myśli politycznej, wielkiej siły moralnej, wytężenia sił całego narodu. A tymczasem u nas dwie opinie. Stara niezgoda, stare warcholstwo, stara metoda rzucania kłód pod nogi ludziom czynu i wielkiej myśli narodowej. Spotęgowana przez to, że do starej naszej wrodzonej improductivite slave dodał świeżych drożdży nihilizm rosyjski zaszczepiony przez 100-letnią niewolę w nasz naród. Hamletowskie pytanie „być albo nie być” przybrało u nas starą formę: „państwowość czy zjednoczenie”.

A przecież naród nasz wielki. 23 miliony zwartą ławą siedzą w środku Europy. A przecież nasz naród zdolny, pełen talentów wydał w ostatnich 20 latach najpiękniejszą literaturę świata. Nasze malarstwo, rzeźbiarstwo, muzyka, teatr, wytrzymują zwycięsko porównanie ze sztukami pięknymi najbardziej cywilizowanych narodów świata. A przecież nasza nauka dorzuca do dorobku cywilizacji nie mniej, niż uczeni najkulturalniejszych narodów. A przecież na naszej kulturze wyrośli przemysłowcy, rolnicy, górnicy, inżynierowie, nauczyciele, lekarze o sławie europejskiej. A przecież chłop nasz jest poszukiwanym robotnikiem rolnym w Niemczech i we Francji. On to zamienia prerie Ameryki w urodzajne, zbożowe pola. A przecież nasz wiertacz naftowy roznosi sławę polskiego robotnika po Azji, nasz ziemny robotnik – baraba – po całym świecie. A przecież politycy nasi prym wiodą w Austrii, w jedynym państwie, w którym ich do władzy dopuszczono. A przecież zmysłu organizacyjnego dowiodło bodaj tych 500 komitetów obywatelskich, stworzonych na poczekaniu w ciągu kilku dni, w najtrudniejszych warunkach, bo w czasie wojny światowej, w Królestwie Polskim, a rządzących miastami milionowymi i miasteczkami, gminami i osadami, nie lepiej i nie gorzej od zarządów miast i wsi niemieckich czy francuskich. Dowiodła podziemna organizacja robotnicza, stawiająca czoło Ochranie i prowokacji rosyjskiej przez 30 lat. A przecież „Polska to wielka rzecz”, tak wielka, że musi w niej zamilknąć małoduszność w momencie decydującym o naszym losie, w momencie, na który 150 lat czekaliśmy. Polska musi powiedzieć, czego chce i musi znaleźć formę i sposób wypowiedzenia swej woli. Polska jest za wielka, by biernie czekała na fatum dziejowe. Kto nie chce czynu polskiego, niech milczy. W Polsce musi być jedna opinia, jedna wola w tej chwili historycznej. Niechęć ku Prusom nie powinna być u nas większą od miłości ku własnej ojczyźnie!

Jędrzej Moraczewski


Powyższy tekst to jedna z trzech części książki Jędrzeja Moraczewskiego pt. „Zarys sprawy polskiej w obecnej wojnie. Rozmyślania polityczne na obecną dobę”, Lausanne 1915. Od tamtej pory nie była wznawiana, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł, przeniesiono część przypisów o krótkiej treści do nawiasów w tekście.

 

Warto przeczytać także:

• Marian Romaniuk: Jędrzej Edward Moraczewski (1870-1944)

• Jędrzej Moraczewski: Przemówienie na pierwszym posiedzeniu rządu [1918]

 

Przypisy:

  1. W roku 1910 (1911) obejmowało:
  1. W zachodniej Galicji, a więc w czysto polskiej części kraju (94% Polaków) 20% (350 morgów) wielkiej własności przeszło w ręce chłopów. W Galicji wschodniej trochę mniej.

  2. Na około 6300 wsi w Galicji w 1913/14 roku 6175 wsi posiadało szkoły, 42 wsi posyłało dzieci do szkoły w sąsiedniej wsi, a 25 wsi pozbawione było nauczania. Jest kwestią bardzo niedługiego czasu umożliwienie pobierania nauki wszystkim dzieciom. Ale też wzrosły kapitalnie wydatki sejmu na szkoły. W roku 1912 wynosiły dochody kraju 65 milionów koron, a wydatki na oświatę 30 milionów koron.

  3. „Dochody i rozchody Królestwa Polskiego w budżecie państwa rosyjskiego”. Żukowski, doskonały znawca przemysłu i górnictwa Królestwa Polskiego, osiadł z polecenia związku przemysłowców w Petersburgu dla obrony interesów przemysłu polskiego.

↑ Wróć na górę