Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Wilhelm Feldman

Socjalizm w Galicji

[1904]

W dniach 30 i 31 października i 1 listopada obradował w Krakowie IX kongres Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej Galicji i Śląska. Lat temu dwadzieścia pięć odbył się właśnie w Krakowie pierwszy wielki proces socjalistyczny Ludwika Waryńskiego i towarzyszy; społeczeństwo spoglądało wtenczas na socjalistów jak Indianie amerykańscy na wysiadających na ląd towarzyszy Kolumba, szukało – tak w sali sądowej obrońca się wyraził – czy socjaliści nie mają rogów, a jeśli sędziowie przysięgli ich ostatecznie uwolnili, to ze względów filantropijnych i w przekonaniu, że u nas, chwała Bogu, gruntu dla socjalizmu nie ma, sprzeciwia się on duchowi naszego ludu, garstka więc zbałamuconych głów niebezpieczeństwa nie przedstawia. Ćwierć wieku minęło – sala obrad ojców miasta Krakowa otworzyła się przed przedstawicielami proletariatu; na fotelu, na którym zasiadał Dietl i Zyblikiewicz, dzwonek prezydialny dzierżyli Misiołek i Hudec; krzesła wczoraj i przedwczoraj zajmowane przez Potockiego i Tarnowskiego, Madeyskiego i Popiela, zajęli „towarzysze”, niejeden o ciężkich dłoniach i wcale nieeleganckiej postaci, na której widok Stanisław Tarnowski i śp. Paweł Popiel z pewnością byliby wołali: apage satanas! I gdzie mieszczaństwo bogobojne obraduje nad deficytami pieniężnymi, moralnymi i umysłowymi, nie chcąc do grona swego radnych dopuścić wybrańców robotniczych, rozległa się marsylianka tryumfalna.

Przyjrzyjmy się obrazowi trochę bliżej.

Naprzód cyfry. Zarząd partyjny rozdał był przed kongresem sprawozdanie za czas od stycznia 1903 r. do października r. b. Przedstawia w nim stan kraju i działalność swoją polityczną, objawioną agitacją na zgromadzeniach publicznych i demonstracjami; odbyto 55 zgromadzeń ludowych i 12 pochodów demonstracyjnych za powszechnym, równym, bezpośrednim, tajnym prawem wyborczym, 37 zgromadzeń protestujących przeciw zamachowi dra Koerbera na stowarzyszenia zawodowe, 11 (a 4 zakazano) zgromadzeń protestujących przeciw nowym ciężarom wojskowym, 31 w roku 1903, zaś w bieżącym 41 zgromadzeń w dzień 1 maja, 19 zgromadzeń (a 6 zakazano), omawiających wojnę rosyjsko-japońską etc. Walka ideowa była nadto skierowana przeciw Stojałowskiemu i narodowym demokratom, dalej przeciw klerykalizmowi; w kierunku socjalno-politycznym popierano ideę uprzemysłowienia Galicji – odrzucając jej blagierów, zdobyto przedstawicielstwo w sądach przemysłowych. Kasy chorych w takich miastach jak Lwów i Kraków, w Podgórzu, Jarosławiu, Stryju, Stanisławowie (gdzie w walce krew się polała) – stracono kasę w Tarnowie; udzielono pomocy strajkowi 8000 górników naftowych w Borysławiu; partia uważa rezultat tego kroku za dodatni, potępia zaś strajki nierozważne, np. robotników budowlanych we Lwowie. Prasa partyjna pozyskała w bieżącym roku tygodnik we Lwowie, dwutygodnik „Robotnik Śląski” w Cieszynie (2400 egz.), pismo dla dzieci we Lwowie i „Robotnicę” w Krakowie; zawieszono natomiast wydawnictwo organu dla chłopów „Prawo ludu” (gdyż „chłopi nasi nie są przyzwyczajeni do płacenia prenumeraty”); z dawnych pism wychodzą: „Naprzód’ w Krakowie, organ drukarzy „Ognisko”, dalej „Kolejarz” i organ młodzieży „Promień”. Wydano nadto kilka tomików „Latarni” i różne luźne wydawnictwa; pismo żargonowe [w jidysz] upadło. We Lwowie i w Krakowie ma partia po jednym przedstawicielu w radzie miejskiej.

Co się tyczy organizacji, wykazuje sprawozdanie: w Krakowie 17 stowarzyszeń zawodowych, 3 kształcące, 1 polityczne i inne; we Lwowie 11 (3076 członków); w Tarnowie 9 (2397 czł.); w Nowym Sączu 5, w Jarosławiu 5, w Przemyślu 14 (737 czł.); w Samborze 1, Drohobyczu 6, Borysławiu 2, Stryju 6, Stanisławowie 6, Kołomyi 7, Buczaczu 2, Tarnopolu 2. Gdzie nie można zakładać stowarzyszeń, urządza się zebrania poufne, wykłady, zgromadzenia. Charakterystycznym jest przeniesienie punktu ciężkości do organizacji zawodowych; są one w Galicji w rękach socjalistycznych i mają charakter polityczny; znika w porównaniu z nimi szczupła liczba Przyjaźni „katolickich”; drobną jest natomiast liczba stowarzyszeń kooperatywnych; ruch na tym polu w Galicji czeka dopiero swojego apostoła.

***

Ale dosyć statystyki. Nie cyfry mówią, lecz żywi ludzie. Kto zacz oni i czego chcieli?

Spójrzmy na salę kongresu. Nabita. Mimo że kongres odbywa się za zaproszeniami, sala nie może pomieścić wszystkich zebranych. Fizjognomia – zebrania galicyjsko-mieszczańskiego. Nieznana tu, jak we Francji, bluza; zły znak: nie ma ani jednej sukmany chłopskiej; czyż tak gruntownie „Prawo ludu” upadło? Nie ma co ukrywać – partia jest wyłącznie surdutową; delegaci niektórzy świecą elegancją, białymi rękami, kilkanaście pań ubranych modnie; to goście. Ożywienie, rozgorączkowanie niesłychane. Obrady trwają po 8 godzin, prócz tego zebrania poufne, komersy; nerwy w bezustannym podnieceniu. Podczas niektórych przemówień i dyskusji atmosfera w sali przesycona jest elektrycznością, war oblewa wszystkich, ani razu nie dochodzi jednak do zakłócenia porządku; dzwonek „towarzysza przewodniczącego” ma jeszcze głos decydujący; siła to dyscypliny partyjnej i zaufania, które się ma do wybranych własnowolnie przewódców. Po uważnych poszukiwaniach poznamy obradujących dokładniej. Delegatów jest okrągło stu; dziewięćdziesięciu reprezentuje 102 organizacje z 25 miejscowości, dziesięciu należy do kongresu ex offo, jako członkowie zarządu. Znajduje się tutaj robotników 63, inteligentów 27; między ostatnimi 3 adwokatów, 2 lekarzy, 1 redaktor, akademików 7. Istniejący za granicą konflikt między socjalistami-robotnikami a inteligentami tu nie dał się zauważyć; słabe tylko zastrzeżenie czuć było w rezolucji żądającej, „by młodzieżą akademicką posługiwano się tylko o tyle w robocie agitacyjnej i partyjnej, o ile akademicy są zorganizowani w kółkach robotniczych, które stoją pod ścisłą kontrolą partii, lub należą jako członkowie zwyczajni do stowarzyszeń partyjnych”. Chrześcijan między delegatami było 60, żydów 40; z ostatnich 26 stoi na stanowisku polskim, reszta to separatyści. Znajdziesz wśród tych delegatów najróżniejsze typy uczuciowe i intelektualne; jedni patrzą na swoje prezydium, na swoich mówców, na siłę swojej partii z wyrazem pełnym ekstazy i uwielbienia, przez cały czas kongresu są wniebowzięci; inni chodzą pośród zebranych jak po kuluarach doświadczeni parlamentarzyści, układający głosowania. Większa część ugina się pod żelazną wolą posła Daszyńskiego, który stara się być najlepszym towarzyszem, a chwilami nie może opanować swego temperamentu i narzuca swoje ja, jako „car socjalizmu”; inni, szczególnie kilku młodych żydów, występuje z ostrą krytyką – także jego autorytetu. W ogóle powaga, jako zasada, nie jest tu znana; brak jeszcze kompletnie kłamstw konwencjonalnych. Delegaci niektórzy krytykują pewne czynności zarządu bardzo ostro; krytykują bezczynność urzędników kas chorych, którzy z ramienia partii otrzymawszy dość dobrze płatne stanowiska, mało dla partii robią; pełny zjazd udziela niektórym towarzyszom nagany za zachowywanie się nie odpowiadające zasadom stronnictwa, sprawozdawca gromi ostro delegatów, którzy „dali się” wybrać na kongres przy pomocy galicyjskich sztuczek wyborczych. Verba veritatis nie są chowane pod korcem. Referent Daszyński wołał, że błoto galicyjskie jest tak zaraźliwe, „że i nam dusze zaczyna zalewać”; ubolewał na brak ludzi na prowincji, piorunował przeciw słabemu poczuciu obowiązku, szczególnie przeciw zakradaniu się do partii najgroźniejszego raka, toczącego ciało zbiorowe: prywaty. W dyskusji szczerość panuje i bezwzględność, świadcząca o młodości i sile. Nie brak jednostek zblazowanych, wystygłych; u przeważającej większości gorące przejęcie się i zapał; fanatyków jednak we właściwym słowa znaczeniu – mało; najwięcej ich może między tymi, co to z płonącymi oczyma przysłuchują się debatom, czasem na uboczu wymienią kilka słów z jakimś mówcą – sami skazani na milczenie, „gośćmi” tylko będąc. Jest kilku takich – tych „zagranicznych” – i ich dusze wrą w słowach, z ust drugich wychodzących, oni najwięcej ideami nasycają atmosferę, najsilniej czują, najkrańcowsze snują plany; nie są socjalistami „galicyjskimi”. Ci ostatni są synami kultury konstytucyjno-parlamentarnej. Wszelkie burzenie się, fermentowanie odbywa się w słońcu dyskusji; ostatnim jego wyrazem – praktyczność; ostatnim wyrazem praktyczności – kompromis. Towarzysze galicyjscy biorą na siebie rolę pośredników między wrogimi sobie obozami innych dzielnic Polski; są ludźmi przekonań, ale dalecy od fanatyzmu w jakimkolwiek bądź kierunku. Nawet separatyści żydowscy, najbardziej wojowniczo usposobieni, występują w imię „taktyki”, nie ideałów swoich narodowych.

Powietrze konstytucyjne działa bardzo chłodząco. Jakżeż odbijał idealizm delegata polskiej partii socjalistycznej zaboru rosyjskiego od realizmu galicyjskiego; dla tamtego socjalizm był światopoglądem, religią, która obejmuje całość człowieka, z serca idzie na warunki bytu; kongres słuchał obojętnie, a najgorętsze bił brawa, gdy usłyszał, że przed kilku laty marzeniem partii w Warszawie było posiadać dwóch agitatorów, dziś jest ich dwudziestu kilku, a środki, z nieznacznych na początku, wzrosły obecnie do dochodu rocznego 24 tysięcy rubli. Biedną byłaby ta polska partia socjalistyczna w Królestwie, gdyby była skazaną na takie pieniądze... Na gruncie konstytucyjnym wzrastają też bujnie oratorzy. Uderzała wśród obradujących znaczna ilość dobrych mówców. Obok tego wielkiego artysty słowa i gestu, którym jest poseł Daszyński, przemawiało kilkunastu innych, procent zgromadzonych znaczny, ze swadą, przytomnością i celowo; byli między nimi starsi robotnicy, jak ci, co przewodniczyli, byli młodzi studenci i kilku robotników oraz dwie proletariuszki. I dziwna – starsi więcej się zbliżali do typu emocjonalnego niż młodzi; więcej strun uczuciowych rozbrzmiewało w przemówieniach Daszyńskiego, Hudeca, Hankiewicza niż Żuławskiego, Wilczyńskiego, Moslera. Na pewnej części młodych ogromnie znać wpływ horyzontu austriackiego oraz wykształcenia „broszurkowego”; mści się teraz na wychowawcach socjalistycznych fakt, że młodzież karmili przeważnie nie dziełami wielkich myśli, że uginali ją pod autorytet Kautskych i lepiej zaznajamiali ze stosunkami niemieckimi niż polskimi. Teraz nieznajomość stosunków najbliższych i doktrynerstwo, operujące jednakowoż ubożuchnym zasobem ideowym, przyczynia się dużo do tego rozdwojenia, które na kongresie wystąpiło.

Z całą jaskrawością wystąpiło w dwóch wielkich debatach nad wnioskami postawionymi przez zarząd partyjny.

Pierwszy brzmiał:

„Stosownie do uchwał delegacji polskiej na kongresach od r. 1891, występującej solidarnie jako przedstawicielka organizacji socjalno-demokratycznej całego narodu polskiego, mając na uwadze jednakie wielkie cele proletariatu polskiego, bez względu na wszystkie stosunki przemocy, usiłującej ten proletariat podzielić i odosobnić części podzielone, związany braterstwem broni z Polską Partią Socjalistyczną w granicach państwa rosyjskiego, pruskiego i na wychodźstwie oświadcza kongres:

Polska Partia Socjalno-Demokratyczna w Austrii pozostaje w ścisłym braterstwie i moralnym sojuszu z PPS w granicach Rosji, Prus i za granicą działającą.

Równocześnie w myśl wezwań międzynarodowego kongresu w Amsterdamie i w myśl wspólnych najważniejszych interesów proletariatu polskiego odzywamy się do wszystkich innych organizacji robotniczych i socjalistycznych w Polsce, aby nie stawiały tamy zjednoczeniu się w jeden związek partyjny wszystkich organizacji socjalistycznych, opartych na zasadzie walki klasowej i dążących do jednych i tych samych socjalistycznych celów.

„Kongres uważa obecne rozbicie sił w poszczególnych partiach, pracujących w tych samych warunkach politycznych i społecznych, za szkodliwe dla proletariatu i wzywa zarząd partii, aby podjął się obowiązku pośredniczenia w celu ostatecznego pojednania i zjednoczenia wszystkich tych organizacji w jedną, zgodną i silną całość partyjną”.

Rozgorzała na dobre walka, tocząca się od lat zaciekle w czasopismach, zjazdach i dyskusjach partyjnych. W zapasach odbywających się między Polską Partią Socjalistyczną (PPS), Socjalną Demokracją Królestwa Polskiego i Litwy (SD) i Proletariatem [PPS – Proletariat] zarząd partii galicyjskiej zajął, a kongres miał zająć stanowisko zdecydowane; referent Paszyński proklamował sojusz z PPS i pełnomocnictwo dla partii galicyjskiej do pojednania zwalczających się dotąd z całą bezwzględnością obozów.

I zaczęła się polemika gorąca, chwilami namiętna, słabe zresztą przynosząca echo tych polemik gwałtownych, które od kilku lat wrą w organach partyjnych, żadną nie pogardzających insynuacją, żadną bronią. Najwybitniejsi, bo przedstawiciele głównych dwóch obozów, głosu zabrać nie mogli. Odpadł więc na szczęście cały ów ton insynuacji osobistych i złorzeczeń, które nieraz czytanie głosów pism partyjnych czynią niemożliwym, odpadły wszystkie osobiste nienawiści i wstręty, odgrywające w owych zatargach rolę co najmniej tak dużą, jak czynniki ideowe. A i te czynniki ideowe, które poszczególni mówcy podnosili, nie wyrażały z pewnością istoty konfliktu z całą jasnością. Walka toczy się o daleko głębsze rzeczy, niż mówcy obu stron podnosili; walka to odrębnych światopoglądów i dążności. Formalnie chodzi o to, że PPS podnosi z całym zapałem sztandar niepodległości Polski, oczywiście Polski socjalistycznej, siłami proletariatu zdobyć się mającej; do tego celu dąży bezwzględnie i uświadamia proletariat nie tylko klasowo, lecz i narodowo, nie cierpi przeto ingerencji w sprawy polskie ze strony niemieckiej ani żadnej partii rosyjskiej. SD nie uważa sprawy niepodległości Polski za aktualną, wysuwa na czoło wszystkich spraw uświadomienie i organizacje klasowe; likwidacja starego społeczeństwa będzie zarazem rozwiązaniem kwestii narodowościowej; należy więc działać wespół z socjalistami niemieckimi i rosyjskimi, specjalnie przy pomocy tych ostatnich dążyć do osiągnięcia w Rosji instytucji gwarantujących zupełną swobodę rozwoju kulturalnego wszystkim narodowościom wchodzącym w skład państwa; o ideale niepodległości mowy nie ma.

Sprzeczność ta kryje niewątpliwie walkę, jaka w tej chwili rozbija starą jedność socjalistyczną w całej Europie. Ortodoksyjni marksiści z PPS są w gruncie rzeczy „rewizjonistami” na grunt polski przeniesionymi; odrzucają materializm dziejowy, czyniący warunki ekonomiczne jedynym podłożem ruchów i idei wszelkich, a walkę klas jedynym ich wyrazem i celem; chcą dla pewnych ideałów politycznych i kulturalnych zmobilizować cały proletariat bodaj w łączności z innymi klasami społeczeństwa i nie rezygnując z celów swych ostatecznych – już w obecnym ustroju ekonomicznym osiągnąć dla nich – przy pomocy organizacji politycznych – maksimum korzyści. I echo rewizjonizmu poznajemy, gdy poseł Daszyński nawoływał do koalicji partii ludowych i mieszczańskich w Galicji przeciw feudalno-klerykalnym, i echo to słyszymy, gdy p. Hudec wołał, że pod kolumną Mickiewicza „staje robotnik obok chłopa siermiężnego, a wspólna myśl i wspólne cele rozpalają płomień miłości ojczyzny”, i tylko podobne idee umożliwiają pp. Daszyńskiemu i Hudecowi zasiadanie w radach miejskich obu stolic kraju, nareszcie nie marksizm ekonomiczny, lecz ideał ogólnonarodowy czyni obecnie PPS-owców awangardą irredentyzmu w Królestwie i każe im krwią własną na ulicach Warszawy protestować przeciw „organicznemu wcieleniu” Polaków nie tylko do państwa, lecz także do niezmierzonych, bezimiennych grobów wspólnych na polach i morzach dalekiego Wschodu. Konsekwentnie ortodoksyjny jest program SD, który na rzecz uczuć i interesów całości narodu żadnych nie czyni ustępstw, w doktryny materializmu dziejowego wpatrzony.

Na kongresie idee te wystąpiły w formie do galicyjskich pojęć sprowadzonej. Jakżeż małymi przedstawiali się mówcy socjaldemokracji. – PPS nie jest objęta programem socjalnej demokracji w Austrii! – wołał dr Mosler. – My – wołał Żuławski – bez wiedzy partii austriackiej nie możemy przyjąć do programu naszego odbudowania Polski. Inny mówił o „socjalpatriotyzmie”, inny o tym, że patriotyzm pożarł socjalizm. Z całą siłą swojej wymowy, jak obuchami uderzył w tych mówców Daszyński. Wszystkie nuty: oburzenia, ironii, entuzjazmu, grały w jego mowie, kiedy gromił doktrynerów obawiających się prowodyrów austriackiej socjaldemokracji, gdy ci są za odbudowaniem Polski; powołujących się na Mehringa i Kautsky’ego, jak gdyby ci więcej znaczyli niż uczucia milionów żywego narodu. „Nigdy – wołał – nie zapomnę słów, jakie napisał Kautsky przeciw Róży Luksemburg: »jeżeli odbudowanie Polski jest utopią, to cały socjalizm jest utopią!« (Oklaski). Nie możemy z tego postulatu abdykować; kto abdykuje na jednym punkcie, ten może się nauczy abdykować i na innych (Oklaski). Człowiek to całość żywa, na którą się składa i język, i historia, i warunki ekonomiczne, która cała ma być wolna! Kto by powiedział: dajcie się uciskać pod względem narodowym, bo tego nie ma w programie, ten byłby komikiem. Czy partia, która woła: mnie się należy miejsce w sejmie, w parlamencie, w rządzie, ma wyrzekać się – wpływu w społeczeństwie? Odrzućcie te stare demagogie!”.

Nastąpiło głosowanie; oddzielnie za częścią wniosku stwierdzającą sojusz z PPS, a oddzielnie za ustępem żądającym od zarządu partii, by podjął się akcji pojednawczej za zlaniem się partii socjalistycznych w Polsce. Pierwsza część wniosku przeszła 62 głosami przeciw 26, druga część przeszła jednogłośnie. Charakterystycznym było, że za sojuszem z PPS przemawiało kilku robotników z wielkim zapałem, przeciw – jeden robotnik, właściwie drobnomieszczanin, majster; następnie, że spośród żydów głosowała przeciw niepodległości mniejszość – separatystyczna.

Teraz zarząd partii galicyjskiej stoi przed dylematem, niepospolicie trudnym. W jej łonie dotychczas konflikt ideowy nie istniał; głosowanie ostatnie różnic zasadniczych nie usunęło – gotowe one w stronnictwie, szczególnie wśród młodzieży inteligentów, dawać powód do walk i scysji, których przedsmak ruch krakowski dobrze już zna... Z drugiej strony czy zażegnanie sporów w innych dzielnicach Polski się uda?

Podług wszelkiego prawdopodobieństwa – usunąć się one z umysłów nie dadzą. Walka to światopoglądów, a te mają niespożytą siłę – i tak jest dobrze. Dadzą się jednak może usunąć z praktyki życiowej najbliższej. PPS zejdzie się może z SD na punkcie żądania konstytucji w Rosji jako minimum, co nie wyklucza ideału niepodległości jako celu ostatecznego; analogie faktyczne widzimy u rewizjonistów innych krajów; z drugiej strony SD uzna kulturalno-narodowe cele polskie, do których w głębi serc każdy jest więcej zbliżony, niż zacietrzewienie doktrynerskie pozwala wypowiedzieć. Obie zaś strony będą przynaglone do wspólnej akcji koniecznością walki na dwóch frontach; wszak nie tylko rząd rosyjski ściga je z całą zażartością, lecz i narodowa demokracja po ostatniej demonstracji krwawej zapowiedziała szlachetnie w „Słowie Polskim” swoje współdziałanie z policją rosyjską. Partie czynu uznają tedy, że jeśli socjalizm ma w Królestwie żyć, to tylko siłami wspólnymi; o różnicach zasadniczych i celach maksymalnych będą rozmyślać dalej teoretycy.

Drugą kwestią, która rozgorączkowała niemało umysły, była żydowska. Wystąpiła w formie chronicznie trapiącej wszystkie koła i prace najmłodszej generacji w Galicji. Między młodzieżą żydowską jest mnóstwo jednostek mających „zwei Herzen, ach, in einer Brust”: kulturę polską, sympatie panjudaistyczne. Nie mogą się zdecydować pod względem narodowym: ani na syjonizm, ani na polskość się nie piszą; radzi by działać wśród żydów, w duchu żydowskim, ale bez formy żydowskiej – ramię w ramię z Polakiem. Niejasne to fermenty, z których w życiu wychodzi najczęściej – piwo zwyczajnych filistrów, nieraz tak wstrętnych karierowiczów, jakich tylko żydowscy parweniusze adwokaccy i lekarscy znają. Na kongresie szlachetny ton brzmiał w przemówieniach tych kilku akademików, którzy żądali dla mas żydowskich osobnego komitetu agitacyjnego w imię faktycznej ich odrębności; ale co jutro – nad tym się nie zastanawiali; zgoła zaś niewłaściwie postępowali, gdy skonsternowani własnym brakiem ideału narodowego – nie stojąc na gruncie polskim, mieszali się jednak do spraw polskich, głosując przeciw programowi niepodległości. Większość delegatów żydowskich występowała też przeciw separatystom. Delegat Haecker zwalczał myśl utworzenia osobnego komitetu, jako wstęp do partii osobnej. „Wspólne pożycie żydów i chrześcijan we wspólnych stowarzyszeniach jest możliwe – wywodził – i robi, zwłaszcza na prowincji, radosne postępy – przykładem Tarnów. W Krakowie wybrano z grupy miejscowej krawców na Kazimierzu, przeważnie żydowskiej, delegatem na kongres chrześcijanina, a z grupy chrześcijańskiej żyda”. W rezultacie uchwalono rezolucję komitetu wykonawczego:

„Kongres uważa odrębną organizację klasową proletariatu żydowskiego za szkodliwą dla całego proletariatu. Odrębna organizacja żydowskiego proletariatu leży w interesie rządzącej klasy wyzyskiwaczów, syjonistycznych i antysemickich demagogów oraz wszelkiego rodzaju szowinistów. Tylko w braterstwie i solidarności partyjnej z całym proletariatem kraju leży możność wyzwolenia i proletariatu żydowskiego”.

Rezolucja ta przeszła większością 64 głosów przeciw 15 głosom separatystów. Uwzględniając zaś faktyczne odrębności językowe proletariatu żydowskiego, zezwolono komitetowi wykonawczemu powierzać obowiązki agitacji i propagandy wśród żydów osobnym mężom zaufania, względnie osobnym komitetom – pod odpowiedzialnością i kontrolą naczelnych organów partyjnych.

W ten sposób jedność i solidarność stronnictwa wzmocniono.

***

Ogólne wrażenie kongresu jest dodatniejsze, niż zrozumiały na gruncie galicyjskim pesymizm mógł przypuszczać. Okazał kongres, że socjalizm w Galicji szersze rozpostarł promienie, niż myślano: świadczy o tym przeszło 100 organizacji w dwudziestu kilku miejscowościach. Okazał walkę idei, obejmującą najżywotniejsze zagadnienia stosunków polskich, walkę, której poziom umysłowy był nieskończenie wyższy od tego, jaki panuje na zebraniach mieszczańskich. Okazał istnienie najcenniejszych właściwości u wojującej grupy społecznej: jednostek utalentowanych, pełnych zapału, wiary i energii oraz prądów, które jak w każdej zdrowej, żywotnej organizacji mocno są przejęte krytycyzmem, ostatecznie jednak dały zwycięstwo żywiołom dośrodkowym.

Z drugiej strony nie można też socjalizmu, o ile na galicyjskim działa gruncie, przeceniać. Kongres z całą wyrazistością zakreślił granice jego ekspansywności; miarodajnym był brak sukmany chłopskiej, upadek „Prawa ludu” oraz brak wyraźniejszego określenia owych organizacji rusińskich, w których imieniu przemawiał przywódca socjalizmu ukraińskiego, Hankiewicz. Nie jest wykluczonym, że tu i ówdzie, podczas kampanii wyborczej, po jakiejś energicznej podróży agitacyjnej posła Daszyńskiego, ruch socjalistyczny w pewnych okręgach wiejskich się zwiększy – na krótko; jak dotąd jest socjalizm na wsi i długo jeszcze będzie gościem tylko. I w miastach idzie on raczej w głąb niż wszerz. Skutek to niskiego rozwoju przemysłu oraz biedy powszechnej, sprawiającej dotąd trudności finansowe jedynemu dziennikowi partii, „Naprzodowi”. Te grupy, które nim się przejmują, wiążą się z nim całą swą egzystencją, całą duszą; jednostki spośród inteligencji i robotników, które mu przewodzą, umieją siłą swej indywidualności oraz ruchliwości agitatorskiej zdobyć sobie w społeczeństwie mir i posłuch – ilościowo i praktycznie owoce stąd muszą być szczupłe. „Nie łudźmy się – powtórzę, com pisał w „Krytyce” za październik br. – siła to więcej moralna i kulturalna niż polityczna; gdy ma na czele indywidualność wybitną, gdy natrafi na wyjątkowe podniecenie umysłów, jak przy wyborach do parlamentu 1897 r., to potrafi zelektryzować, porwać, odnieść pewne zwycięstwo faktyczne; normalnie jednak odgrywa rolę cywilizacyjną wobec masy ciemnej, organizuje ją dla korzyści jej materialnych i moralnych, kontrolą bezwzględną odgrywa rolę sumienia publicznego, sztandarem swym ideałów ogólnoludzkich wznosi się nad małostki dnia, efemerydy polityki bieżącej – czynnikiem jednak politycznym, tj. kształtującym stosunki władzy w kraju, być nie może i tak rychło nie będzie”.

Tym mniej, że przewódcy unikają wyprowadzenia na widownię wielkich zagadnień, stanowiących istotny rdzeń życia politycznego w Galicji, a zbytnio się trzymają szablonów ogólnosocjalistycznych. Mówi się np. dużo przeciw militaryzmowi, a za mało o rozbrojeniu w walce narodowościowej: o idei autonomii narodowej, która jedynie jest zdolna najbardziej palące to zagadnienie rozwiązać.

Najważniejszym rezultatem kongresu było, że okazał, iż przeważająca większość socjalistów galicyjskich oraz zarząd cały – to partia wszechpolska w pełnym tego słowa znaczeniu. Fakt to doniosłości historycznej; skutki widzimy już teraz – na bruku warszawskim.

Wilhelm Feldman


Powyższy tekst Wilhelma Feldmana, w oryginale sygnowany „(f.)”, pierwotnie ukazał się w miesięczniku „Krytyka” numer 12/1904. Od tamtej pory nie był wznawiany, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł, ze zbiorów Remigiusza Okraski. „Krytyka” była postępowo-lewicowym czasopismem społeczno-kulturalno-literackim, sympatyzującym z niepodległościowym nurtem polskiego ruchu socjalistycznego.

↑ Wróć na górę