Tadeusz Podgórski
Samorząd robotniczy PRL
[1966]
Jaki jest obecnie tzw. samorząd robotniczy w Polsce Ludowej? Jakie ma uprawnienia i jakie przedstawia możliwości? Oto problematyka, której pragnę poświęcić kilka uwag krytycznych.
Są tacy, którzy uważają za najwłaściwsze stwierdzić, że samorząd robotniczy jest w dzisiejszej Polsce oczywistą fikcją i wobec tego nie warto się nim interesować. Nie podzielam tej skrajnej oceny. Uważam natomiast za celowe doszukiwać się w instytucjach społecznych w Polsce takich pozycji, na których w sprzyjających okolicznościach mogłaby się oprzeć odbudowa form demokratycznych. I właśnie jako jedną z nich upatruję samorząd robotniczy.
Zastanawiając się nad tym – moim zdaniem – niezmiernie ważnym zagadnieniem społeczno-politycznym, pragnę przypomnieć, jak poważną rolę odegrał samorząd robotniczy w ukształtowaniu przeobrażeń tzw. polskiego października w 1956 r. A przecież wówczas samorząd ten dopiero z niczego powstawał. Dlatego też i obecnie, nawet w okresie przyćmiewania, jakie od 1958 roku niewątpliwie przeżywa – nie powinno się lekceważyć jego ukrytych możliwości. To właśnie przede wszystkim mając na względzie, uważam za celowe podjąć próbę oceny polskiego samorządu robotniczego w jego obecnej formie. Chcę również przypomnieć, że to akurat w połowie tego roku przypada 10-lecie jego narodzin.
Samorząd i jego rola w ustroju demokratycznym
Te kardynalne zasady prawa samorządowego przesądzają o roli i znaczeniu każdego samorządu. W miarę jak są ograniczane, samorząd traci znaczenie. Dotyczy to zarówno samorządu terytorialnego, gospodarczego, jak i zawodowego, gdyż istota każdego samorządu polega na skali uprawnień inicjatywy rejonowej, gospodarczej czy środowiskowej. Dlatego to działalność i uchwały samorządów nie powinny być inspirowane, zlecane, zarządzane czy narzucane okólnikami władz i organów administracji państwowej.[2]
„Centralizm demokratyczny” a idea samorządu
W ustroju komunistycznym problem samorządu ma zupełnie odmienny wydźwięk. W zasadzie ustrój komunistyczny, opierając się na systemie ustrojowym tzw. centralizmu demokratycznego – odrzuca formy działalności samorządowej. Jest to zrozumiale, bo system „centralizmu demokratycznego” zastrzega pełnię władzy w państwie dla centralnego ośrodka władzy, to jest dla kierownictwa partii komunistycznej. Uprawnienia terytorialne, gospodarcze i społeczne są wolą komitetu centralnego partii delegowane w sposób arbitralny wyznaczonym odgórnie przedstawicielom władzy. Na samorząd w pojęciu demokratycznym w ustroju komunistycznym nie ma po prostu miejsca.Jeśli się zatem tak zdarzy, że pod wpływem okoliczności niezależnych od władzy komunistycznej wyłoni się w państwie komunistycznym jakaś forma samorządowa, którą władze muszą zaakceptować, to z góry należy się z tym liczyć, że po ustąpieniu nacisku społeczeństwa na władzę, partia komunistyczna będzie ponownie dążyła do ograniczenia uprawnień samorządu. Nie mogąc raz powstałego samorządu znieść, komuniści z zasady dążą do tego, aby formę tego samorządu zglajchszaltować, a samą organizację samorządową przeniknąć własną inspiracją partyjną. W taki to sposób narzucają samorządowi rolę pomocniczego organu władzy w ogólnym systemie aparatu partyjno-rządowego. Na tej to właśnie podstawie można twierdzić, że samorząd robotniczy w Polsce stał się obecnie zwyczajną fikcją. Prawdą zaś jest niewątpliwie to, że obecna rola polskiego samorządu robotniczego sprowadzona jest w pierwszym rzędzie do zadań propagandowych, a nie – jak w ustrojach demokratycznych – do zadań społecznych. Jest to zrozumiale, bo ustabilizowana pod rządami Gomułki PZPR ma całkowity monopol władzy, a jak twierdzi M. Jaroszyński w „Polskim prawie administracyjnym”: w ustroju „demokracji ludowej” wyklucza się jakąkolwiek niezależność jakiejkolwiek organizacji jako „sprzeczną z podstawową zasadą władzy ludu, która jest jedna, jednolita i niepodzielna”. O takim właśnie stanowisku przesądza doktryna o „dyktaturze proletariatu”, która „pełną i niepodzielną władzę” oddaje w ręce biura politycznego partii. W myśl tej zasady – jak chce M. Jaroszyński – jakakolwiek niezależność samorządowa „musiałaby być niezależnością od ludu”. Dyskusja z tak sofistycznym stanowiskiem doktrynalnym jest bezcelowa.
Samorząd robotniczy w 1956 roku
Jak zaznaczyłem już poprzednio, samorząd robotniczy może powstać w ustroju komunistycznym tylko w warunkach wyjątkowych. Takie właśnie warunki miały miejsce w Polsce w 1956 r., w okresie załamania się systemu rządów stalinowskiego terroru. Masy robotniczy, zwolnione czasowo spod bezwzględnej kontroli partii, szukały dość skutecznie środków samoobrony społecznej. Jako formę organizacyjną przyjęły ograniczony do pojedynczych przedsiębiorstw fabryczny samorząd robotniczy. Za przykładem Jugosławii przybrał on formę i nazwę rad robotniczych. Wszędzie organizacja to powstawała samorzutnie i wyraźnie wbrew woli partii. Potwierdza to praca Teresy Rabskiej, w której czytamy: „W początkowym okresie, w połowie 1956 r., powstanie rad robotniczych miało charakter samorzutny, nienormowany żadnymi przepisami prawnymi. Jednakże rozwinięcie inicjatywy załóg przejęła w krótkim czasie partia i począwszy od VIII Plenum (październik 1956 r.) nadaje jej zasadniczą koncepcję, a jednocześnie kieruje jej realizacją”.[3]Jak z tego oświadczenia wynika, rady robotnicze powstały samorzutnie i z inicjatywy samych robotników. Były próbą – przynajmniej częściową – wyzwolenia się klasy robotniczej z partyjnego jarzma „dyktatury proletariatu”. Niechcący chyba przyznał to wówczas sam Władysław Gomułka oświadczając, że rady robotnicze są antidotum przeciwko schorzeniom w systemie socjalizmu.[4] Jeszcze wyraźniej potwierdził to samo Piotr Jaroszewicz słowami: „Myśl o powstaniu rad robotniczych jest wyrazem krytyki klasy robotniczej w stosunku do istniejącego u nas systemu zarządzania przemysłem”.[5]
Z przytoczonych tu wypowiedzi przywódców komunistycznych wynika jasno i niezbicie, że ta forma samorządu robotniczego, jaka w 1956 r. wyłoniła się w Polsce w postaci ówczesnych rad robotniczych, była świadomym przeciwstawieniem się mas robotniczych dyktaturze partyjnej PZPR. W okresie swojej słabości, na przełomie lat 1956-57, PZPR musiała pójść wobec robotników na ustępstwa i zaakceptowała powołanie i istnienie rad robotniczych. Formalnie i prawnie istnienie rad robotniczych usankcjonowała ustawa z 19 listopada 1956 r.[6] Było to już w okresie krzepnięcia nowego reżimu partyjnego pod kierownictwem Gomułki. Aparat partyjny zdążył już podjąć pierwsze próby włączenia się w działalność rad robotniczych. Zatamowano w ten sposób niebezpieczny dla partii rozmach organizacyjny tworzącego się samorządu robotniczego, a władza państwowa, ustawą z dnia 19 listopada 1956 r. wyznaczyła radom robotniczym skromny margines działalności i górną granicę uprawnień, ograniczoną do jednego przedsiębiorstwa. W ten sposób przeobrażenia ustrojowe tamtego okresu zostały ostatecznie zahamowane. Gdy ambicją powstających rad robotniczych było „kierowanie przedsiębiorstwem”[7], ustawa wyznaczała im znacznie skromniejszą rolę – „udziału w zarządzaniu przedsiębiorstwem”[8].
Wiele postanowień tej pospiesznie przygotowanej ustawy było dość niejasnych. Do takich ustaleń należało określenie pozycji dyrektora przedsiębiorstwa. Z jednej strony – jak pisze prof. Władysław Piotrowski – „podlega on radzie robotniczej, równocześnie jednak kontroluje w pewnym stopniu jej prace”. Rada miała wpływ na mianowanie dyrektora, ale nie mogła mianować ani powoływać go sama. Rada mogła ingerować w stosunki produkcyjne i organizacyjne przedsiębiorstwa, pozbawiono ją jednak swobody autorytatywnego działania. Taki to połowiczny stan rzeczy utrzymał się przez dwa lata, do grudnia 1958 r., kiedy nowa ustawa o samorządzie robotniczym całkowicie zmieniła uprawnienia rad robotniczych, praktycznie biorąc, pozbawiając je odtąd większego znaczenia.
Obecne ustawienie
W myśl komunistycznej zasady, że „centralizm demokratyczny” jako forma ustrojowa obejmuje cały system organów działających w państwie, poprawiona w 1958 r. ustawa o samorządzie robotniczym podporządkowuje już ten samorząd administracji partyjno-rządowej. Odtąd samorząd robotniczy ma wyznaczoną bardzo skromną rolę: „współudziału w zarządzaniu zakładami pracy, wpływu na polepszenie wyników ekonomicznych przedsiębiorstw i usprawnienie organizacji pracy” oraz – i to jest w tym ustaleniu najistotniejsze – „zwiększenie odpowiedzialności załóg za gospodarkę zakładów”.[9]Jak z tego określenia widzimy, ustawa przesuwa zainteresowania samorządu z zainteresowania robotników korzyściami materialnymi z pracy przedsiębiorstwa na zainteresowanie organizacji samorządowej efektami gospodarczymi przedsiębiorstw z punktu widzenia interesów państwa, chociaż korzyści z tych efektów robotnicy nie odczuwają. Zmieniono również gruntownie formy organizacyjne samorządu robotniczego. W myśl ustawy z 20 grudnia 1958 r., poczynając od 1 stycznia 1959 r. rada robotnicza stała się tylko jednym z trzech – dodajmy: najmniej ważnym – członów samorządu robotniczego. Na podstawie tej ustawy, może nie tyle jawnie, co faktycznie, podstawowe uprawnienia samorządowe zdobywa w przedsiębiorstwie komitet zakładowy PZPR, a to mimo to, że jego charakter jest przecież jawnie polityczny, a nie jak by wymagał samorząd – społeczny. Sekretarzowi zakładowej organizacji partyjnej przypada funkcja przewodniczącego Konferencji Samorządu Robotniczego, w skrócie KSR. W funkcjonalnym działaniu rada robotnicza zajmuje teraz w KSR trzecie miejsce, a więc za komitetem zakładowym PZPR i radą zakładową związku zawodowego. Wprawdzie prasa samorządowa i związkowa ciągle jeszcze nazywa rady robotnicze „podstawowym organem samorządu”, jest to jednak tylko frazes propagandowy, stosowany z tego względu, że rady robotnicze są w KSR reprezentacją całej załogi przedsiębiorstwa. Podrzędną rolę obecnych rad podkreśla fakt, że ze wszystkich członów KSR tylko prezydium rady robotniczej wymaga zatwierdzenia przez KSR, który ma również decydujący wpływ na rozwiązywanie rad robotniczych. Pozostałe ogniwa KSR konstytuują się samodzielnie. Trzeba również podkreślić, że w prezydium rad robotniczych ustawa zastrzega miejsce dla: dyrektora przedsiębiorstwa, przedstawiciela rady zakładowej organizacji PZPR i przedstawiciela rady zakładowej. Rada zakładowa ma ponadto przywilej wyznaczania „komisji organizacyjnej”, która przygotowuje wybory do rady robotniczej i ustala listę kandydatów do tej rady. Wynika z tego, że uprawnienia rad robotniczych są specjalnie przez ustawodawcę okrojone i obwarowane kontrolą pośrednią, a w pewnych wypadkach nawet bezpośrednią ze strony zakładowej komórki partyjnej. Aby obraz działania tej ustawy był całkowicie jasny, należy stanowczo podkreślić, że z punktu widzenia teorii prawa administracyjnego komitet partyjny nie posiada żadnych podstaw, aby mógł być traktowany jako ogniwo samorządowe organizacji robotniczej. Znalazł się zatem w składzie Konferencji Samorządu Robotniczego typowym „prawem kaduka”.
Wszystkie podstawowe uprawnienia samorządowe ustawa zastrzega dla KSR, ale przez narzucenie jej kierownictwa ze strony organizacji partyjnej, praktycznie biorąc uprawnienia te są przywilejem partii.
Z uprawnień KSR w stosunku do rady robotniczej najistotniejsze są: przywilej regulowania składu socjalno-zawodowego rady robotniczej, zatwierdzanie składu prezydium oraz wyboru przewodniczącego i sekretarza, rozstrzyganie sporów między dyrektorem przedsiębiorstwa a radą robotniczą.
Wynika z tego, że obecnie rada robotnicza jest pod pełnym nadzorem KSR, a ustalone ustawą „kompetencje rady robotniczej” nasuwają w praktyce najwięcej wątpliwości.[10] Tak dla przykładu: w kompetencjach rady robotniczej leży wpływ na formy praktykowania układu zbiorowego o warunkach pracy i płacach, jednak musi to czynić „w uzgodnieniu z radą zakładową”. A teraz zapytajmy, na czym polega to „uzgodnienie”? Wyjaśnia to M. Błażejczyk krótkim stwierdzeniem: „...uchwalone przez radę robotniczą wytyczne w sprawach układu zbiorowego, norm pracy, taryfikatorów płacowych i systemu płac, wymagają zgody rady zakładowej”.[11]
Tak więc w praktyce rada robotnicza, która reprezentuje załogę przedsiębiorstwa, nie posiada żadnej samodzielności decyzji nawet w sprawach tak dla niej istotnych, jak zagadnienia bytowe załogi. Dowodzi to tylko jednego, tego mianowicie, że partia i administracja przemysłu w Polsce nie dowierzają niezależnej reprezentacji załóg produkcyjnych. Za to w myśl obecnych postanowień ustawy samorządowej spycha się na rady robotnicze nakaz oddziaływania na załogi produkcyjne w celu: „wykonania zadań produkcyjnych, podniesienia wydajności pracy, umocnienia dyscypliny pracy, poprawy jakości produkcji, obniżki kosztów własnych, wykorzystania rezerw produkcyjnych przedsiębiorstwa oraz polepszenia stanu bezpieczeństwa i higieny pracy”.[12]
Ustawiony w ten sposób „samorząd robotniczy” nie ma dla klasy robotniczej większej wartości. Nie znaczy to jednak, aby z tej racji należało go całkowicie lekceważyć. Nawet przy obecnym ograniczeniu zadań – i przede wszystkim uprawnień – stanowi on jeszcze potencjalną możliwość odbudowania większej niezależności organizacyjnej klasy robotniczej. Zależy to oczywiście od lepszej niż obecnie koniunktury. Gdyby się jednak powtórzyła kiedyś sytuacja z 1956 r., byłoby się o co oprzeć, aby dla samorządu robotniczego wywalczyć lepsze i bardziej konkretne uprawnienia.
Tu trzeba zaznaczyć, że robotnicy mają ciągle jeszcze znaczny wpływ na kształtowanie dwóch ogniw KSR: rady zakładowej i rady robotniczej. A mają ten wpływ z tej racji, że oba te ogniwa są wybieralne. Rada robotnicza – przez całą załogę przedsiębiorstwa, a rada zakładowa – przez członków związku zawodowego. Glosowanie jest tajne, zaś ci, co chcą być wybrani do tych rad, muszą uzyskać co najmniej 50% głosów uczestników zebrania wyborczego.
Możliwości potencjalne
Chociaż dziś możliwości działania samorządu robotniczego w Polsce są wybitnie ograniczone do zagadnień drugorzędnych, a sama organizacja samorządowa poddana jest w pełni organizacyjnej kontroli partii rządzącej, nie znaczy to wale, że tak musi pozostać już na zawsze.Z drugiej bowiem strony jest także niewątpliwe i nie podlega już dyskusji, że – chociażby jeszcze bardzo powolnie – jednak i w polskim modelu gospodarczym zachodzą poważne zmiany. Stopniowo kształtuje się nowa forma mniej scentralizowanego zarządzania przemysłem.[13] Niechętnie – to prawda – jednak i PZPR musiała się ugiąć przed koniecznością takich zmian, które gwarantują lepsze efekty gospodarcze. Inaczej mówiąc, żeby efekty gospodarcze nowej pięciolatki mogły być lepsze od efektów jej poprzedniczek, komuniści – czy chcą, czy nie chcą –muszą rozluźniać formy kontroli nad przemysłem, co pociąga za sobą (niejako automatycznie) większe dopuszczenie do głosu załóg produkcyjnych. W konsekwencji tej zmiany nastawienia produkcyjnego, rośnie również rola samorządu robotniczego. Pierwsze objawy tej zmiany można było obserwować w kampanii sprawozdawczo-wyborczej do rad robotniczych i rad zakładowych. Wbrew pierwotnym przypuszczeniom, frekwencja na zebraniach sprawozdawczo-wyborczych była duża, znacznie lepsza niż dwa lata temu.
Podobnie również dyskusja była żywa i bardzo krytyczna. W wyniku przeprowadzonych wyborów utraciło mandaty 50 do 70% dotychczasowego aktywu związkowo-samorządowego, wytypowanego przez partię. Po raz pierwszy od października 1956 r. robotnicy wykazali dość stanowczą postawę ogólną i jawnie domagali się zmian. Może to oznaczać, że narasta nowa fala niezadowolenia klasy robotniczej, która domaga się pełniejszego głosu w sprawach gospodarczych i społeczno-bytowych. W sumie można przyjąć, że w ostatnim roku zaznaczyło się pewne usztywnienie postawy mas robotniczych i ich bardziej stanowczy krytycyzm wobec poczynań partii. Zanosi się również na poważniejszą batalię o poprawę płac realnych i podniesienie stopy życiowej. Może to mieć wpływ na proces demokratyzacji samorządu robotniczego.
Wiemy dobrze, jak niechętnie partie komunistyczne ustępują z raz zajętych pozycji, jak kurczowo trzymają się zasady „centralizmu demokratycznego”, a więc władzy bez kontroli publicznej. Wiemy jednak również, chociażby z okresu doświadczeń 1956 r., że przyciśnięte do muru protestem społeczeństwa i zdecydowanym sprzeciwem klasy robotniczej, z którą najbardziej muszą się liczyć, gdy nie mają innego wyboru – idą na ustępstwa. W 1956 r. robotnicy polscy wywalczyli sobie prawo do ograniczonego samorządu zakładowego, rozluźnienie dyscypliny pracy, poprawę płac i większą swobodę w warunkach życia codziennego. Raz przełamane prawo strachu nigdy już później nie działa z tą samą siłą. Terror stalinowski jest niemożliwy do przywrócenia. Ograniczenia, jakimi po przeminięciu fali „październikowej odwilży” aparat spętał ponownie społeczeństwo, nie mogą być trwałe. Prędzej czy później, jednak na pewno, przyjdzie nowe fala żądań klasy robotniczej, przed którą partia znowu będzie musiała ustąpić. O ile jednak w 1956 r. polska klasa robotnicza, obezwładniona terrorem stalinowskim, musiała budować swój samorząd z niczego, teraz ma już oparcie w jego zorganizowanych zrębach, które trzeba tylko rozbudować i wywalczyć im większy margines praw i swobód. I po tej linii pójdą zapewne wysiłki w udoskonaleniu tego samorządu. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że nurt podobnych przemian idzie przez cały blok komunistyczny. Tak np. związki zawodowe na Węgrzech przyjmują już znacznie sztywniejszą postawę wobec administracji partyjno-rządowej, niż można się było tego spodziewać jeszcze pod koniec ub.r. Domagają się m.in. aby „położyć nacisk na wzrost płac realnych, a głównie związać ten wzrost ze wzrostem stopy życiowej”. Uchwałę tego rodzaju podjęło prezydium węgierskiej Rady Związków Zawodowych. Otwiera to nowy rozdział działalności związkowej w krajach komunistycznych, bo przejawia wyraźną dążność do uniezależnienia się związków od partii komunistycznej.
Jeszcze dalej posunął się proces rozwoju samorządu robotniczego w Jugosławii, gdzie rady robotnicze odgrywają w przedsiębiorstwach rolę poważną i mają konkretny głos w administrowaniu zakładów pracy i zabezpieczeniu interesów załogi. Rola to od roku 1966 jeszcze bardziej wzrosła, gdy na mocy decyzji samego Tity organizacja zakładowa Związku Komunistów Jugosłowiańskich straciła prawo interwencji w stosunki produkcyjne i administracyjne przedsiębiorstw. W porównaniu ze stosunkami polskimi oznacza to to samo, jakby komitety zakładowe PZPR straciły prawo do udziału w pracach KSR i nie mogły interweniować w stosunki administracyjne polskich przedsiębiorstw uspołecznionych.
Jest mało prawdopodobne, aby Polska pod rządami Gomułki, czy też jego następcy, mogła uniknąć przerzutu tych koncepcji do swego aparatu administracyjnego. Aby i w Polsce nie znaleźli się wśród komunistów ludzie, którzy zechcą naśladować te koncepcje i rozwiązania. Samo dyskutowanie tych problemów stawia przed polskim samorządem robotniczym nową szansę rozwoju i nowe możliwości działania. Dlatego nie powinno być najmniejszych nawet wątpliwości, że gdy tylko warunki na to pozwolą, nasza klasa robotnicza skorzysta z okazji do dalszej demokratyzacji swoich instytucji samorządowych. Po jakiej linii pójdzie w takim wypadku umacnianie struktury polskiego samorządu robotniczego – tego dokładnie nie da się dzisiaj określić. Nie zamierzam więc bawić się w domysły i zgadywania. Sądzę tylko, że w dużym stopniu będzie to zależne od warunków, w jakich dojdzie do nowych przeobrażeń. Jedno tylko uważam za pewne: samorząd robotniczy w zakładach pracy, podobnie jak i przeobrażenia w strukturze związków zawodowych, potoczą się szybciej lub wolniej, zawsze jednak po tym torze, który będzie pozwalał na instytucjonalne usamodzielnienie. Uważam bowiem, że problem postępu demokratyzacji w ustroju komunistycznym zależny jest od wzrostu sił społecznych, które umożliwiają rozbudowę niezależnych od partii instytucji tak społecznych, jak i gospodarczych.
Tak więc rozwój samorządu robotniczego jest jedną z szans odbudowania w Polsce samorządowych instytucji demokratycznych. I dlatego chociażby samorząd robotniczy w PRL zasługuje na baczną uwagę.
Tadeusz Podgórski
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Lewy Nurt”, zeszyt 1, lato 1966, nakładem Centralnego Komitetu Polskiej Partii Socjalistycznej w Londynie, od tamtej pory nie był wznawiany. Wprowadzono drobne poprawki interpunkcyjne i stylistyczne wedle obecnie obowiązujących zasad.
Przypisy:
H. Dembiński, Osobowość publiczno-prawna samorządu w świetle metody dogmatycznej i socjologicznej, Wilno 1934.
H. Dembiński, ibidem.
Teresa Rabska, Samorząd robotniczy w PRL, Poznań 1962, str. 65.
Władysław Gomułka, przemówienie na IX plenum KC PZPR, listopad 1956 r.
Piotr Jaroszewicz, przemówienie na IX plenum KC PZPR, listopad 1956 r.
Dziennik Ustaw nr 53, poz. 238, listopad 1956 r.
7. Prof. dr Władysław Piotrowski, praca zbiorowa Rady robotnicze w przedsiębiorstwie przemysłowym, Łódź 1957.
Dziennik Ustaw nr 53, z listopada 1956 r., poz. 238.
Dziennik Ustaw nr 77, poz. 397 – Ustawa o samorządzie robotniczym.
M. Błażejczyk, Prawo samorządu robotniczego, Warszawa 1964, ss. 46-53.
ibidem, s. 90.
ibidem.
Uchwała IV plenum KC PZPR, 1965, o decentralizacji zarządzania. Tadeusz Podgórski (1919-1986) – przed wybuchem wojny ukończył liceum techniczno-kolejowe, od 1942 r. był żołnierzem Armii Krajowej w zgrupowaniu „Wola”, brał udział w powstaniu warszawskim w ramach zgrupowania „Radosław”, dwukrotnie ranny. Następnie więziony w obozie w Sandbostel. W latach 1945-46 żołnierz II korpusu we Włoszech. Następnie zamieszkał w Anglii, gdzie związał się z emigracyjnymi środowiskami polskich socjalistów. Pełnił funkcje przewodniczącego Komitetu Głównego PPS w północnej Anglii oraz był członkiem Centralnego Komitetu PPS. W roku 1965 w związku z rozpoczęciem pracy w dziale robotniczym Radia Wolna Europa zamieszkał w Niemczech, gdzie wybrano go przewodniczącym Komitetu Głównego PPS w tym kraju. W roku 1985, po przejściu na emeryturę, wrócił do Anglii. Był reprezentantem PPS w emigracyjnym parlamencie – Radzie Narodowej RP. Na zjeździe PPS w Kolonii w 1982 r. wybrany przewodniczącym partii. Bliski współpracownik i uczeń Adama i Lidii Ciołkoszów (skrót biogramu opracowany na podstawie informacji na tej stronie).