Norbert Barlicki
Przemówienie w sprawie sytuacji materialnej klasy robotniczej oraz manifestacji bezrobotnych
[1919]
Wysoki Sejmie! W dyskusji przeprowadzonej nad wnioskiem nagłym tow. Ziemięckiego, Komisji Opieki Społecznej i Komisji Robót Publicznych, okazało się, że zagadnienie robotnicze, choćby w najmniejszej, fragmentarycznej nawet swej części, nie da się uwięzić w ramach czy granicach jednego lub dwóch ministerstw, lecz że szeroko ogarnia wszystkie ważniejsze dziedziny życia naszego społeczeństwa i musi być rozważane w związku z działalnością Ministerstw Robót Publicznych, Pracy, Przemysłu i Handlu, Oświaty itd., itd. Daremnie pan Marylski, mówca generalny w tej sprawie prawicy, i wszyscy jemu podobni usiłowali uczynić z tego zagadnienia celny pocisk, który miał dosięgnąć niemiłych im tylko dwóch ministrów. Daremnie usiłował samą sprawę zaciemnić, stawiając klasę robotniczą pod pręgierzem niesławy, pod czarnym słupem, na którym świecą strasznymi głoskami zarzuty lenistwa, dezorganizacji, rozpusty i braku wszelkich uczuć obywatelskich. Choćby nawet te zarzuty w jednej setnej części okazały się słusznymi, to czyż pan Marylski nie widzi, że świadczą one tylko o strasznej nędzy, w którą wtrącony został proletariat polski przez wojnę? Czyż pan Marylski nie wie, że wojna ta wynikła nie z dążności proletariatu, lecz z wadliwego, kapitalistycznego ustroju Europy? A więc ostrze jego zarzutów godzi przede wszystkim w ten ustrój kapitalistyczny. A jakże naiwną, jakże małą wydała mi się chęć pana Marylskiego zażegnania wielkiego zagadnienia robotniczego zwykłą dymisją czy zmianą figur dwóch lub jednego z ministrów!
Tu nie chodzi o zmianę tego lub owego ministra, tu chodzi o zmianę systemu, który osłabia i wyczerpuje, a nawet niszczy pierwszorzędne źródło pracy społecznej: proletariat. Tu chodziło o wyzwolenie sił twórczych naszego społeczeństwa.
Obecna dyskusja jest tylko uwerturą do następnego okresu prac ustawodawczych Sejmu. A tego okresu prac osią zasadniczą stać się musi sprawa robotnicza. Zagwarantowanie 8-godzinnego dnia roboczego, roztoczenie opieki nad mieszkaniami, ubezpieczenie państwowe od chorób i na starość, zapewnienie warunków rozwoju, upaństwowienie dojrzałych do tego gałęzi przemysłu, oto ogólny zarys, według którego sprawa robotnicza musi być rozwiązana już dzisiaj, wedle którego musi być rozwiązana sprawa nie mniej ważna niż dotychczas jako tako rozwiązana przez Sejm sprawa reformy rolnej. I nie jest to tylko przypadek, panowie, że nazajutrz, tuż po uchwaleniu reformy rolnej, wchodzi na porządek dzienny obrad, ustawodawczego Sejmu sprawa robotnicza. Ależ, powie kto z panów, to przypadek tylko, że dwa tygodnie temu strzelano do robotników na ulicach Warszawy [chodzi o demonstrację bezrobotnych 3 lipca 1919 r. – przyp. redakcji Lewicowo.pl]. Tak, to przypadek tylko, że tydzień czy trzy tygodnie temu zamyka się jakąś fabrykę i że setki robotników wyrzuca się na bruk. To przypadek tylko, że gdzieś tam w Sanoku robotnicy pobierają 10-16 koron, pracując w tych niesłychanie ciężkich warunkach w fabryce wagonów. To przypadek tylko, że tam wybuchł strajk i strajk ten trwa ze szkodą dla państwa całego już 6 tygodni. I strajk trwa do dziś dlatego tylko, że dyrektor tego zakładu opiera się, by nie dopuścić do ustępstw. To przypadek tylko, że wskutek braku dowozu węgla w zimie mieszkania robotnicze podobne są do wilgotnych i zimnych nor. To przypadek tylko, że niejeden robotnik, poszukując pracy, ginie z głodu albo wchodzi na drogę występku. To przypadek tylko, że 700 000 robotników, według wskazań ministra pracy, powróci z niewoli i zastanie w kraju zimne warsztaty pracy. To przypadek tylko, że gdzieś w okolicach Będzina rodzą się dzieci bez gałek ocznych dlatego, że brak matkom pożywienia. Dla was to wszystko przypadek, panowie, lecz dla nas to przeklęte drzewo niedoli robotniczej, to straszne igły czy ciernie, rosnące na tym drzewie, które wyrasta z całokształtu stosunków społecznych i które musi paść pod ostrym toporem gruntownych reform społecznych.
Panowie! Nie jeden, lecz 100 nagłych wniosków moglibyśmy zgłaszać codziennie, a każdy z tych wniosków byłby żywym jękiem niedoli mas robotniczych, a każdy wołałby wielkim głosem z dna rozpaczy i nędzy o naprawę stosunków! Więc nie mówcie, panowie, że to przypadek zrządził, i już teraz toczy się dyskusja w sprawie robotniczej. Do takiej samej konkluzji dochodzimy, gdy zanalizujemy pierwszy lepszy z brzegu fragment, wzięty wypadkiem z życia robotniczego, gdy zanalizujemy i ten ostatni krwawy wypadek, który zaszedł na ulicach Warszawy.
Już moi przedmówcy, tow. Ziemięcki i Diamand, ba, nawet sam p. Marylski, oczywiście wbrew swojej chęci, wykazali, jak ten wypadek organicznie związany jest z całą siecią stosunków społecznych. Szanując czas Sejmu, nie mam zamiaru powtarzać jeszcze raz wywodów moich przedmówców, jednakże muszę dorzucić i ja do ogólnej analizy kilka szczegółów, ażeby obraz zyskał na całości rysunku i na pełni barw.
Panowie! Zabójstwo człowieka nigdy nie może być usprawiedliwione, albowiem prawo każdego obywatela do życia jest podstawą wszelkich stosunków społecznych, a życie to jest ten święty ogień, z którego biorą początek wszystkie nasze wartości. Jakżeż mi dziwno, że sprawa krwawych zajść na ulicach Warszawy nie była poruszona np. przez księdza biskupa Teodorowicza z tej katedry [arcybiskup obrządku ormiańskiego, poseł prawicowy – przyp. redakcji Lewicowo.pl], który był tak wymowny w sprawie obszarników. Jakżeż mi dziwno, że ksiądz arcybiskup Teodorowicz nie groził za zabójstwo karami kościelnymi, nie groził wojną religijną. Czy może tylko dlatego, że tutaj chodziło o życie trzech robotników, choć niewinnych, ale tylko robotników? Panowie, zabójstwo człowieka, powtarzam jeszcze raz, nie może być usprawiedliwione. Poszanowaniem życia mierzy się kultura i cywilizacja społeczeństwa. Tylko może być mowa o większej lub mniejszej odpowiedzialności za zabójstwo, zależnie od warunków, w których rozegrała się tragedia.
Lecz oto z tej tu trybuny p. minister spraw wewnętrznych oświadczył nam: funkcjonariusze policji, którzy strzelali do tłumu, nie są winni, albowiem spełnili swój twardy obowiązek. Pan minister usiłował przekreślić winę, choć zdarzył się straszny fakt zabójstwa. I ja nie będę się upierał, że winnymi byli tylko ci funkcjonariusze, którzy strzelali. Śledztwo jest w toku i śledztwo ustali, jaka część odpowiedzialności spadnie na funkcjonariuszy strzelających, a jaka na autorów tych zarządzeń i nieszczęsnych instrukcji, które do tragedii doprowadziły.
Pan minister, przekreślając w tym wypadku winę, jakby godził w zasadniczy dogmat społeczny. Przypuśćmy jednak, że p. minister popełnił „lapsus linguae” czy „lapsus ingenii”, że chce mówić tylko o odpowiedzialności za to tragiczne zdarzenie, które rozegrało się na ulicach naszej stolicy, to jednak czy p. minister zdoła udowodnić, że warunki zmusiły do użycia broni palnej, że warunki zmusiły do tego, iż trzech zupełnie niewinnych robotników życie postradało? Wszak to, co nam p. minister mówił o politycznych zamiarach komunistycznych agitatorów, zamiarach dobrze nam znanych i przez nas zwalczanych, odnosi się tylko do komunistycznych agitatorów. Atoli postawa i zachowanie się tłumu zupełnie jeszcze nic nie mówiło o zamiarach komunistycznych agitatorów.
Tłum maszerował w spokojnym pochodzie, szedł do najwyższej instancji polskiej rządzącej, szedł do Sejmu suwerennego, niosąc ze sobą skargę bólem i goryczą przepojoną. I w tej skardze tłum chciał suwerennemu Sejmowi powiedzieć, że dławi go i dusi ta publiczna filantropia, przybrana w kształty niby robót publicznych, i że tej publicznej filantropii w postaci robót publicznych ma on dość, że żąda uruchomienia przemysłu, uruchomienia fabryk. A gdyby skargi tego robotnika, tego tłumu wędrującego z całym zaufaniem, były przez Sejm suwerenny wysłuchane i gdyby się dało w myśl ich ducha wprowadzić to i owo w czyn, to wszakże dobrodziejstwa stąd płynące rozlałyby się szeroko na cały kraj. I na to wszystko zgotowano robotnikom odpowiedź w stylu Mikołaja II i śmiem twierdzić, odpowiedź tę zgotowano robotnikom, spokojnie maszerującym, wbrew woli większości Sejmu i bez wiedzy tego Sejmu.
A zgotowano tę odpowiedź w chwili, gdy Sejm suwerenny zajęty był jedną z najważniejszych spraw, mianowicie sprawą rolną, gdy potrzebował bezwzględnego spokoju i ciszy. Jakże to lekkomyślnie tymi strzałami można było wywołać nieporozumienie, które mogłoby pociągnąć za sobą najfatalniejsze konsekwencje. Jakim to okropnym sposobem chciano Sejm odgrodzić od szerokich mas, które do dzisiejszego dnia jeszcze do tego Sejmu mają zaufanie.
I to się nazywa zabezpieczenie spokoju obrad sejmowych od wpływów zewnętrznych. I to się nazywa pieczą nad całym porządkiem w kraju! Zaiste niedźwiedzią przysługę nam w ten sposób wyrządzono.
Że można było inaczej sprawę rozwiązać, przykładem tego jest komisarz, który na moście praskim zagrodził tłumowi drogę, kazał tłumowi wybrać delegatów i po prostu tę delegację przywiódł do Sejmu. A zresztą gdyby nawet przed Sejm, który nie jest Mikołajem II i ludu swojego się nie boi, dopuszczono ten tłum w spokojnym pochodzie maszerujący, to przecie mieliście, panowie posłowie, próbkę, widzieliście tych bezrobotnych, jak spokojnie siedzieli przed gankiem Sejmu i spokojnie z wami dyskutowali. A niejednej ciekawej rzeczy dowiedzielibyście się w bezpośrednim obcowaniu z nimi. Twierdzę, że użycie broni w tym wypadku zupełnie nie jest usprawiedliwione. Takie były warunki i takie były możliwości.
Czemu jednak mamy przypisać ową nadmierną gorliwość komisarzy na rogu Żelaznej i Leszna i w Mokotowie, że użyli broni palnej do tłumu?
Oto musimy przypisać to temu systemowi, który do dzisiejszego dnia panuje, i temu duchowi, który ten system ożywia, a który jest mefistofelesowym duchem burżuazji, naigrawającym się w krwawy sposób z niedoli robotniczej. Jest to ten system, który do dnia dzisiejszego dzieli jeszcze ludzi na ludzi czarnej i białej maści, który pozwala do robotników spokojnie maszerujących strzelać, jakby to były dzikie zwierzęta. Taki stan rzeczy tolerowany być nie może. Przeciw takim zarządzeniom Sejm musi kategorycznie się oświadczyć – albo powstanie wielka przepaść między Sejmem a szerokimi warstwami ludu roboczego.
Panowie! Czy nie spostrzegacie, że ten system najbardziej sprzyja agitacji komunistycznej, albowiem pozostawia masy w stanie beznadziejnym, albowiem nie ukazuje im żadnego wyjścia z niedoli?
„Im gorzej, tym lepiej”, mówią komuniści i piorunują do dzisiejszego dnia na Moraczewskiego za to tylko, że przyznał opiekę nad bezrobotnymi, że przyznał im zasiłki, że roztoczył najczulszą opiekę nad całą klasą robotniczą. Ale prawica nasza w zaślepieniu wtóruje złorzeczeniom komunistów. A przecie to jest najmądrzejsze wyjście, które się wysuwa w tej zaiste tragicznej sytuacji naszego ludu. (Głos na prawicy: Pan nie ma prawa mówić w imieniu ludu). Ja pana o prawo pytać nie będę, ale nie życzę panu, ażeby pan się kiedy mnie o to pytał.
Zwracam się do tej części Sejmu, która mnie słucha bez wściekłości i która w tym wypadku będzie bezstronną. Zwracam się do panów posłów w siermięgach.
Panowie posłowie! Gdy w dzień uroczysty pogrzebu ofiar niewinnie poległych na ulicach Warszawy zwróciła się do Związku Polskich Posłów Socjalistycznych organizacja warszawska z wezwaniem, aby ktokolwiek z nas przybył na pogrzeb, myśmy odmówili, a odmówiliśmy dlatego, że był to dzień czwartkowy, decydujący dla 6-go punktu reformy rolnej. Rozumieliśmy, panowie posłowie siermiężni, że najlepiej wykonamy wolę poległych ofiar, gdy wesprzemy lud wydziedziczony, nędzę bezrolnych i małorolnych w Sejmie i dopomożemy do zwycięstwa ich sprawy. Widzieliście, jak razem z wami ramię w ramię odparliśmy przeciwników z prawicy, walcząc o każdy wyraz, ba, o każdy przecinek.
Panowie posłowie siermiężni! Czyż wasza pierś na wołanie ludu robotniczego pozostanie bez echa? Wykażcie i wy dobrą wolę odczucia bezmiernej, straszliwej niedoli robotniczej w całej rozciągłości, wykażcie i wy, panowie posłowie, zrozumienie dla sprawy robotniczej i dopomóżcie nam do postawienia tej sprawy robotniczej w całej jej rozciągłości.
Panowie posłowie! Niech nad świeżą mogiłą trzech nieszczęśliwych, niewinnych ofiar padną z ust waszych słowa-skry, które dla proletariatu polskiego zapalą nowy dzień na tej ziemi polskiej! Powiedzcie głośno i doniośle, że pojmujecie niedolę robotniczą i dopomożecie robotnikom do ostatecznego wyzwolenia, albowiem wyzwolenie ich jest wyzwoleniem całego ludu pracującego, a więc i wyzwoleniem was, którzy posiadacie czarne dłonie i wyblakłe od słońca i niepogody oczy. A wyzwolenie ludu będzie jednocześnie, panowie posłowie siermiężni, wyzwoleniem Polski z odmętu bezprawia, niemocy i krzywdy.
Tu, na zakończenie jeszcze, ponieważ zastąpiłem referenta towarzysza Ziemięckiego, pozwolę sobie zwrócić uwagę, że stało się pewne niedopatrzenie.
W pierwszym dniu dyskusji nad wnioskiem nagłym p. Ziemięckiego mieliśmy do czynienia z wnioskiem Komisji Ochrony Pracy z druku nr 760. Wniosek ten organicznie wiąże się z debatą i nie zaskoczył panów, jakkolwiek z powodu pewnego niedopatrzenia w ciągu dwu dni naszej dyskusji nie figurował na porządku dziennym:
Przeto proszę o przyjęcie i tego wniosku, który składam na ręce p. marszałka.
Norbert Barlicki
Powyższe przemówienie zostało wygłoszone w Sejmie RP 18 lipca 1919 r. Przedrukowujmy je za: Norbert Barlicki – „Wybór przemówień i artykułów z lat 1918-1939”, Książka i Wiedza, Warszawa 1964.
Warto przeczytać także dwa inne teksty tego autora:
Norbert Barlicki (1880-1941) – prawnik, działacz ruchu socjalistycznego, publicysta. Od 1902 r. związany z Polską Partią Socjalistyczną. Po rozłamie w partii w roku 1906, opowiedział się po stronie PPS-Lewica. W połowie roku 1915 powrócił jednak do tego środowiska w ruchu socjalistycznym, które akcentowało kwestię niepodległości Polski. Wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie Jędrzeja Moraczewskiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej członek Rady Obrony Państwa, uczestnik rokowań pokojowych. Minister robót publicznych w rządzie Aleksandra Skrzyńskiego. Od roku 1919 członek władz PPS – Rady Naczelnej i Centralnego Komitetu Wykonawczego, w latach 1926-31 przewodniczący CKW. W latach 1919-1935 poseł na sejm z ramienia PPS, w tym w latach 1920-26 przewodniczący klubu parlamentarnego Związku Parlamentarnego Polskich Socjalistów. Oskarżony w tzw. procesie brzeskim, skazany na dwa i pół roku więzienia (odsiedział 6 miesięcy). Członek redakcji centralnego organu PPS, dziennika „Robotnik”. W II połowie lat 30. zwolennik taktycznego „jednolitego frontu” całej lewicy, łącznie z komunistami, przeciwko rządom sanacyjnym, redaktor naczelny „Dziennika Popularnego”, wyrażającego takie poglądy i zamkniętego przez władze sanacyjne. W 1937 r. wybrany prezydentem Łodzi, jednak władze centralne nie zatwierdziły go na tym stanowisku. W czasie okupacji hitlerowskiej działacz podziemia politycznego, współtwórca środowiska socjalistycznego krytycznego wobec PPS-WRN. Aresztowany przez Niemców wiosną 1940 r. i osadzony w obozie Auschwitz-Birkenau, gdzie został zamordowany we wrześniu następnego roku.