Zygmunt Zaremba
Planowa gospodarka
[1933]
1. Rozszerzenie produkcji
W epoce chronicznego bezrobocia wytworzyło się i utrwala coraz silniej wrażenie zupełnej niemożności dalszego rozszerzania produkcji. Żyjemy pod znakiem przymusowego jej zwężania. Każdy kartel, mówiąc o regulowaniu produkcji, rozumie pod tym jej zmniejszenie. Każdy przywódca kapitalizmu wyklina klęskę nadmiaru, a pacierz oficjalny naszej epoki brzmi:
Chleba naszego powszedniego
Daj nam mniej, Panie!
Co wczoraj było bluźnierstwem, dziś stało się wyznaniem wiary. Niszczy się pszenicę, mleko i wino wylewa do rynsztoków, kawą pali się pod kotłami, złowione ryby wyrzuca do morza... Bluźnierstwem wydaje się wszelka myśl o powiększeniu produkcji, o rozszerzeniu gospodarki. Mówiącego o rozszerzeniu produkcji, można posądzać dziś co najmniej o zbyt wybujałą fantazję. Ideałem, niedoścignionym ideałem wydaje się utrzymanie produkcji na dzisiejszym poziomie, niższym o 50 procent od poziomu sprzed kilku lat.Świat dzisiejszy rozporządza kolosalnymi zapasami: zapasy pszenicy ze 114 milionów kwintali w 1925 wzrosły w 1931 do 246 mil., zapasy cukru w tym samym okresie wzrosły z 37 mil. kwint. do 87 mil., zapasy bawełny z 5635 mil. bel wzrosły do 10709 mil. bel, zapasy kauczuku z 243 milionów w r. 1929 wzrosły do 556 mil. ton.
Któż ośmieli się mówić o powiększaniu produkcji wobec ogromu tych zapasów?
Śmiałość tę posiada klasa robotnicza. Proletariat czuje bowiem, że cały krzyk o nadprodukcji jest do gruntu fałszywy. Podczas największego rozkwitu życia gospodarczego po wojnie masy robotnicze i chłopskie niedojadały i ograniczały swe potrzeby. Nie w „nadprodukcji” leży źródło obecnego kryzysu. O tym klasa robotnicza wie najlepiej. Dlatego też, nie bacząc na jęki klas posiadających, głosi potrzebę rozszerzenia produkcji i zadanie to stawia w centrum swego programu gospodarczego:
„XXII Kongres PPS stwierdza, że olbrzymia liczba bezrobotnych i coroczny półmilionowy przyrost ludności w Polsce, przy zahamowaniu możliwości emigracyjnych, stawia jako konieczne zadanie szybkie rozwinięcie produkcji przemysłowej i rolnej”.
Nonsens, utopia! – zawołają ludzie, czytający co dzień o redukcjach, o zamykaniu fabryk i niszczeniu gotowych produktów. Przecież nikt nie przerywałby produkcji, gdyby nie był zmuszony do tego koniecznością nadmiaru. Tak niewątpliwie wygląda sprawa, jeśli mowa o pojedynczym zakładzie lub grupie fabryk, nie można jednak uznać słuszności tego rozumowania, gdy rozpatrujemy zagadnienie z punktu widzenia całości gospodarki. Cóż bowiem oznacza „nadprodukcja” chociażby w przemyśle włókienniczym, tym przemyśle okrzyczanym jako wybitnie eksportowy, związanym w przeszłości ze sławetnymi rynkami wschodnimi.
Produkcja tkanin w Polsce w roku 1929 miała wartość 1,111 milionów złotych. Stanowi to na głowę około 35 złotych. Porównajmy tę kwotę z wydatkami na materiały włókiennicze, ujawnionymi w budżetach robotniczych.
Spożycie materiałów włókienniczych na jednostkę konsumpcyjną na podstawie budżetów robotniczych [1]:
Przeciętny zarobek roczny
2044 zł 2900 zł 3176 zł 4093 zł
Wartość materiałów spożyta w ciągu roku
24,4 zł 44,98 zł 71,50 zł 158,58 zł Pierwsza grupa, odpowiadająca przeciętnej wysokości zarobków robotniczych w 1928 roku (170 zł miesięcznie), spożywa rocznie materiałów włókienniczych mniej, niż przeciętna całej produkcji na głowę, ale już w trochę lepiej sytuowanej grupie robotników, zarabiających około 240 zł miesięcznie, czyli 9 zł dziennie, spożycie włókna przewyższa przeciętną produkcję tkanin. W trzeciej grupie przewyższa ją już dwukrotnie. A przecież zarobek 264 złotych miesięcznie nie jest zarobkiem nadzwyczajnym, stanowi zaledwie minimum egzystencji dla samotnego robotnika!
Wystarczyłoby więc podnieść zarobki do najskromniejszego minimum, żeby fabryki włókiennicze zmuszone były do powiększenia produkcji.
Nie ma więc tu nadprodukcji w stosunku do najbardziej nawet skromnie potraktowanych potrzeb masowych. Tak zwana nadprodukcja, to tylko manifestacja polskiej nędzy. Słusznie powiedział ktoś, że gdyby dano możność każdemu obywatelowi kupienia rocznie dwu koszul i dwu par kalesonów, to trzeba byłoby postawić nowe fabryki włókiennicze. Kiedy w Polsce na głowę ludności spożywa się 2,2 kg bawełny, w Austrii spożywa się 4,6 kg, a w Niemczech 5,1 kg!
Podobnie przedstawia się sprawa „nadprodukcji” w rolnictwie.
Możliwość rozszerzenia produkcji nie jest więc utopią i pięknym marzeniem, ale wypływa jako naturalny skutek podniesienia dobrobytu mas pracujących w mieście i na wsi. Jest to zarazem konieczność polskiego życia ze względu na kwestię bezrobocia i powiększania się ludności, co przecież oznacza również powiększanie się potrzeb.
Rozmiary produkcji z roku 1929 były związane z zatrudnieniem 849500 robotników. Wtedy pozostawało już bez pracy 185300 robotników. Wprowadzenie 6-godzinnego dnia pracy i ubezpieczeń na starość dałoby przy stopniu zatrudnienia istniejącym w r. 1929 pracę 212000 robotnikom. Bezrobocie oficjalne mogłoby więc być wyczerpane, ale wiemy dobrze, że wieś posiada jeszcze kolosalny rezerwuar bezrobotnych, liczący około 2 mil. głów. Połowa przynajmniej tej liczby musi szukać zajęcia w miastach i przekształcić się na proletariat przemysłowy. To dopiero stawia kwestię bezrobocia we właściwym świetle.
Nie wystarcza więc powrót do stanu najlepszej koniunktury powojennej. Nie wystarcza stopień uruchomienia warsztatów z roku 1929. Co najmniej konieczne jest uruchomienie przemysłu do stopnia pełnego wykorzystania siły technicznej i sprawności warsztatów, a wiemy, że w czasie dobrej koniunktury było wyzyskane co najwyżej 70 procent zdolności produkcyjnej polskiego przemysłu.[2]
To jest konieczne dla Polski. Pamiętajmy przy tym, że jakkolwiek nędza pobiera obfity haracz wśród dzieci proletariatu i chłopów, przyrost naturalny nie spadnie prędko poniżej 400 tysięcy [3], wszelkie zaś perspektywy wychodźstwa zostały już zamknięte na głucho. Oficjalne dane o ruchu migracyjnym mówią o tym aż nazbyt wyraźnie. Są one pouczające i zastanawiające nie mniej, niż cyfry bezrobocia lub przyrostu naturalnego.
Ruch migracyjny w Polsce w tys. osób:
Okres czasu Wyemigrowało Powróciło z emigracji Przewaga emigracji Przewaga reemigracji
1925-29 829,4 379,8 449,6 –
1930 218,4 101,1 107,3 –
1931 76,0 87,7 – 11,7
I-VII 1932 11,8 24,8 – 13,0 Kiedy świat kapitalistyczny bezsilnie rozkłada ręce wobec kryzysu i zamyka oczy na wszystkie zagadnienia przyszłości, pragnąc jedynie przetrwać jak najdłużej, klasa robotnicza stawia wyraźnie swój program przyszłości. W panice kryzysu utrwala się rezygnacja z dalszego postępu, kwitnie idealizowanie Polski rolniczej, jako mniej poddającej się wstrząsom kryzysowym. Klasa robotnicza odrzuca ten nonsens. Rozszerzyć produkcję przemysłową i rolną, zrobić wszystko, by Polskę jak najbardziej uprzemysłowić, oto jakie hasła przyświecają walce proletariatu.
Polska rolnicza, to kraj nędzarzy i emigracji w przeszłości, to kraj, który nie może istnieć dziś, gdy drogi emigracji zostały zamknięte.
2. Planowość gospodarki i inicjatywa prywatna
Zdawałoby się, że po doświadczeniach powojennych, kiedy kapitał z reguły poszedł na spekulacje i niezdolny jest do podjęcia jakiegokolwiek istotnego zadania gospodarczego, po doświadczeniach z Żeglugą i Żyrardowem, z budownictwem mieszkań i odbudową przemysłu, z Iwarem Kreugerem i Sznajderowską Pożyczką nie wyjdzie już nikt z chwalbą zbankrutowanej inicjatywy prywatnej. Jako zdezelowany rekwizyt nadaje się on tylko do składu rupieci ideologów zeszłego stulecia.
Endecja podjęła jednak ten bagaż i usiłuje go odmłodzić krwią ruchu masowego drobnych posiadaczy. Zdradzona przez kapitalistów, opuszczona przez kapłanów kapitału, osierocona przez Wierzbickich i Klarnerów, endecja pozostaje wierna bożkowi kapitału. Coś tam w uchwałach swoich nieśmiało szepce przeciwko kartelom, ale jednocześnie żarliwie modli się do inicjatywy prywatnej, która przecież była wyrazem młodości kochanka. Trudno jej pogodzić się z myślą, że zdolność do jakiejkolwiek twórczej inicjatywy wystygła w kapitalizmie już dawno.
Widzimy naokoło ogrom niezaspokojonych potrzeb, wołających o zwiększenie produkcji. Głodne i nieodziane masy, setki tysięcy rodzin bez własnego dachu nad głową, często mieszkające w norach lub wprost pod gołym niebem, brak tysięcy szkół, setek tysięcy kilometrów dróg, szos, kolei, rzeki porywające rocznie tysiące hektarów roli uprawnej...[4]. Gdzież jest ta inicjatywa prywatna? Nie potrafi ona ani nakarmić, ani odziać, ani zaspokoić potrzeb życia społecznego, które już zresztą z góry oddała państwu, jako tzw. roboty publiczne. Czymże więc są chwalby tej inicjatywy? Blagą i tumanieniem naiwnych, nic więcej!
Motorem poruszającym inicjatywę prywatną jest zysk kapitału. W epoce dzisiejszej, kiedy warunkiem zwiększenia ilości zatrudnionych robotników jest zmniejszenie zysku kapitału, a nawet całkowite jego zniesienie, gdy zaspokojenie potrzeb społecznych, rozwój społecznego spożycia – jak budowa mieszkań, szkół, dróg, przedsiębiorstw użyteczności publicznej – jest równoznaczne z budową obiektów nie przynoszących zysku, lecz tylko zaspakajających potrzeby, w tej epoce motor zysku staje i wraz z tym ginie inicjatywa prywatna, zepchnięta na wąskie pole drobnej produkcji i grzęzawisko spekulacji.
Tak się dziś przedstawia sprawa. Prywatne budownictwo mieszkaniowe dostarcza mieszkań tylko ludziom zamożnym. Nawet spółdzielcze budownictwo, obarczone koniecznością płacenia haraczu za pożyczony kapitał, niezdolne jest dostarczyć mieszkań istotnie tanich, chociażby starało się różnicową taryfą komornego na bogatszych swych członków przenieść większą część ciężarów kapitału. Tylko Wiedeń potrafił dać istotnie tanie mieszkania ludności robotniczej, ale tam właśnie odrzucono ciężary kapitalizmu, budując mieszkania za środki publiczne. To klasyczny przykład przeżycia się sławnej inicjatywy prywatnej, klasyczny przykład konieczności zniesienia zysku kapitalistycznego, jeśli ma być uruchomione zaspakajanie wszystkich tych tak dojrzałych i rzucających się w oczy potrzeb.
Kapitał jest nagromadzoną wartością, wyprodukowaną przez całe pokolenia robotników. Ma on służyć dalszej produkcji. Gdy w ręku kapitalistów przynosi tylko w życiu gospodarczym „chaos, cofanie się i dezorganizację, a w rezultacie coraz większą nędzę i rosnące bezrobocie”, jeden tylko istnieje wniosek, wynikający z tego stanu rzeczy:
„bezpośrednie owładnięcie środkami produkcji, zorganizowanie planowej rozbudowy przemysłu, podniesienie gospodarstw małorolnych i oparcie planowej gospodarki w Polsce na stałym rozszerzaniu zdolności nabywczej szerokich mas ludowych przez racjonalny podział dochodu społecznego” (Rezolucja XXII Kongresu PPS).
Na miejsce prywatnej własności wielkiego kapitału musi przyjść własność społeczna, oddająca ten kapitał do dyspozycji państwa, które musi nim władać swobodnie i kierować nim zgodnie z potrzebami mas ludności. Na miejsce planów indywidualnych poszczególnego przedsiębiorcy, redukującego produkcję, musi przyjść plan gospodarczy społecznych potrzeb i rozwoju produkcji w sposób jak najszerszy. Na miejsce anarchii dzisiejszej gospodarki musi przyjść planowość, wyznaczająca każdej gałęzi produkcji jej rolę i rozmiar, powiększający się wraz ze wzrostem ludności i proletariatu.
Tylko na tej drodze można przezwyciężyć kryzys i przerwać proces obumierania całego organizmu gospodarczego, otwierając mu możliwości rzeczywistego rozwoju na podstawie szerokiego rynku i społecznej planowo przeprowadzonej kapitalizacji [5]. Raz jeszcze powtarzamy, że warunkiem tego jest wywłaszczenie wielkiej własności. Nie drobnych producentów rzemieślniczych czy rolniczych, lecz fabrykantów i obszarników, w których rękach pozostają kierownicze siły gospodarki. Uchwycić je w ręce społeczeństwa – to dostateczna gwarancja zapewnienia planowości i ładu w całej gospodarce.
Oto co klasa robotnicza przeciwstawia kapitalistycznemu bałamuctwu – ideom prywatnej inicjatywy. W duszącej atmosferze upadku i gnicia całej gospodarki a wraz z tym i całego społeczeństwa, klasa robotnicza nie tylko stawia śmiałe zadanie rozszerzenia produkcji, zniesienia bezrobocia i podniesienia dobrobytu mas, lecz jednocześnie wskazuje również drogę, po której trzeba iść do tego celu. Wywłaszczenie wielkiego kapitału, ujęcie go w planową gospodarkę, kierowaną w myśl interesów powszechnych – oto ta droga.
Społeczeństwo ma do wyboru: albo dalszy upadek gospodarki, dalsza nędza mas, co najwyżej chwilowe odprężenie w posuwaniu się w przepaść, albo droga wskazywana przez klasę robotniczą.
3. Założenia gospodarki planowej
Setki zagadnień nasuwa się, gdy przystępujemy do rozważań na temat planowej gospodarki. Istnieje już bogata literatura, poświęcona szczegółowemu badaniu poszczególnych kwestii. Nie chodzi nam jednak tutaj o te szczegóły. Chcemy zaznaczyć zasadnicze linie budowy planowej gospodarki w przeciwstawieniu do gospodarki dzisiejszej i jednocześnie naświetlić je z punktu widzenia zasad socjalizmu, odcinając się zarówno od drobnomieszczańskich utopii, jak i komunistycznego ślepego naśladownictwa Rosji.
Wstępem do przeprowadzenia gospodarki planowej musi być wywłaszczenie wielkiego kapitału. Program socjalistyczny odrzuca bowiem wszelkie drobnomieszczańskie złudzenia o możliwości opanowania anarchii gospodarczej i skutecznego kierowania produkcją w myśl interesów robotników i chłopów przy zachowaniu prywatnej własności fabryk, kopalni i kapitałów pieniężnych (banki). Wszelkie etatyzmy czy interwencjonizmy są tylko narzędziami w ręku określonych grup kapitalistycznych, dążących do monopolu i dopłat dumpingowych. Nie może być inaczej, póki kapitaliści mają moc uruchamiania przedsiębiorstw i zamykania ich, póki posiadają cały aparat produkcji w swym ręku i manewrują nim według swych potrzeb. W tych warunkach każdy interwencjonista czy etatysta staje się w praktyce sługą kapitalistów, interweniujących w myśl potrzeb i wskazań poszczególnych ich grup, etatyzującym przedsiębiorstwa skrachowane i topiącym pieniądze podatkowe w akcji ratowania zysków kapitalistycznych.
Wywłaszczenie prowadzi praktycznie do upaństwowienia wielkich przedsiębiorstw i przekształca państwo w wielkiego przedsiębiorcę, trzymającego w swych rękach najważniejsze tryby gospodarczego aparatu. W tym powiększeniu władzy państwa nad obywatelem kryje się przeto niewątpliwie wielkie niebezpieczeństwo wytworzenia jakiegoś niewolnictwa państwowego, tym groźniejszego, że władza polityczna i gospodarcza zostanie skoncentrowana w jednych rękach.
Socjalizm oznacza nie tylko chleb dla wszystkich, lecz także i wolność. Doświadczenia z przedsiębiorstwami państwowymi w rękach faszystów, rugujących z pracy każdego, kto ośmieli się inaczej myśleć, doświadczenia tak nam bliskie i dotkliwie odczute, wzmacniają czujność na tym punkcie. Wskutek tego wysuwa się na pierwszy plan kwestia charakteru klasowego władzy państwowej i zabezpieczenia klasie robotniczej należytego, bezpośredniego wpływu na bieg życia każdej fabryki i warsztatu.
Dlatego też urzeczywistnienie programu przebudowy życia gospodarczego na nowych podstawach wiąże się najściślej z powołaniem do życia rządu robotników i chłopów. Zresztą żaden inny rząd, jako zależny od kapitalistów, nie przeprowadzi tej przebudowy. Ten charakter władzy państwowej zabezpiecza przed wyzyskaniem siły gospodarczej państwa przeciwko masom robotniczym i chłopskim. Jednocześnie program socjalistyczny, jako zabezpieczenie przed samowolą biurokracji, wysuwa sprawę częściowego w pierwszym okresie uspołecznienia wywłaszczonych przedsiębiorstw, to znaczy wprowadzenia do kierownictwa nimi wszystkich zainteresowanych elementów. Stosowne uchwały nie tylko domagają się „uruchomienia przez państwo zamkniętych zakładów”, lecz jednocześnie stawiają postulaty:
„uspołecznić dojrzale gałęzie przemysłu, wprowadzić kontrolę robotniczą we wszystkich zakładach przemysłowych”.
Uchwały Kongresu PPS jeszcze wyraźniej formułują to żądanie w stosunku do przedsiębiorstw państwowych, domagając się:
„odbiurokratyzowania przedsiębiorstw państwowych i monopoli, udziału w ich kierownictwie organizacji robotników i spożywców”.
Żyjemy dzisiaj na ruinach przemysłu. Najpierwszym zadaniem jest podnieść życie gospodarcze, uruchomić warsztaty zamknięte, rozszerzyć do największych rozmiarów produkcję możliwie wszystkich warsztatów, Wywłaszczenie kapitału da rządowi robotniczo-chłopskiemu możność wkroczenia na tę drogę. Znosząc zyski banków i posiadaczy akcji, znosząc przeróżne tantiemy i wygórowane uposażenia w przemyśle i bankowości, rząd ten będzie natychmiast w stanie skrócić czas pracy do 6 godzin, wprowadzić ubezpieczenie na starość i w ten sposób od razu wyrwać setki tysięcy robotników z nędzy bezrobocia i wprowadzić ich z powrotem do warsztatu pracy. Ożywcze skutki wprowadzenia na rynek tych wielkich zastępów nowych spożywców muszą się też odbić natychmiast na składach i otworzą możliwości dalszego rozszerzania produkcji.
Ta sprawa jednak od razu musi być objęta określonym planem. Nie wszystkie gałęzie pracy można rozwijać w jednakowym tempie, nie wszystkie gałęzie przemysłu, odziedziczone po kapitalistycznej nieplanowej gospodarce mogą być utrzymane w dotychczasowym rozmiarze. Gospodarka planowa rządu robotniczo-włościańskiego nie może mieć takich efektów, żeby zbyt dużo produkowano cukru, a zbyt mało mąki, albo też zbyt dużo maszyn a za mało materiałów odzieżowych. Pierwszym więc zadaniem planowej gospodarki będzie zharmonizowanie produkcji poszczególnych gałęzi z potrzebami ludności i możliwościami wymiany z zagranicą bez ofiar dumpingowych.
Jest to zadanie podstawowe. Nie może go spełnić kapitalizm, gdyż istotą jego bytu jest podział produkcji na poszczególne przedsiębiorstwa, konkurujące wzajemnie ze sobą. Gdy nawet kartel ogranicza tę konkurencję w jednej gałęzi przemysłu, zaostrza jednocześnie walkę o rynek z inną gałęzią. Gdy przemysł węglowy w Polsce wyciąga rocznie 200 milionów dopłat dumpingowych, toć przecież jednocześnie o tę samą kwotę zwęża możność zbytu dla żelaza, włókna, chleba czy soli.
Tylko gospodarka społeczna może się podjąć ujęcia tej sprawy w planowy system pod warunkiem scentralizowanego i jednolitego kierownictwa, rozporządzającego całym aparatem wielkiego przemysłu i rolnictwa. Tylko scentralizowane i jednolite kierownictwo produkcji może uchronić społeczeństwo przed wstrząsami kryzysów, wynikającymi ze zbyt wybujałej produkcji w jednych i zbyt szczupłej w innych gałęziach wytwórczości.
Całość produkcji rozpada się na dwa wielkie działy. Produkcja środków produkcji, a więc przedmiotów, służących do dalszej produkcji, jak węgiel na opał czy dla transportu, maszyny przemysłowe i rolnicze i z drugiej strony produkcja artykułów spożywczych, jak chleb, płótno czy ubranie. W tej ostatniej grupie wyróżnić należy specjalnie grupę przedmiotów spożycia zbiorowego, jak domy mieszkalne, szkoły, teatry, drogi, regulacja rzek, elektrownie, gazownie itp. Produkcja obu tych grup musi pozostawać w określonym stosunku. Dla zachowania normalnego rozwoju i uniknięcia kryzysu konieczne jest, aby wytwarzano tylko tyle środków produkcji, ile wymaga zastąpienie starych i zużytych surowców przez nowe i plan rozszerzania produkcji. Społeczna gospodarka planowa od razu musi ująć tę sprawę w określone ramy: plan gospodarczy to przede wszystkim określenie tego stosunku i celowe rozdzielenie planowanej produkcji na te dwa zasadnicze działy.
Podział ten oznacza jednocześnie określenie poziomu płac i zarobków ludności oraz tempa prac inwestycyjnych. Im więcej przeznaczy się wytworzonych wartości na środki produkcji, tym mniej pozostanie na potrzeby ludzkie w danej chwili. Jak zasadniczą jest ta kwestia w planowej gospodarce, jak wielką posiada wagę dla życia społeczeństwa, przykładem służyć może Rosja Sowiecka.
Podstawą przyjętego tam planu jest jak największe, najśpieszniejsze tempo wytwarzania środków produkcji. Stąd budowa Magnitogorska i Kuzniecstroju, stąd Turgsib i wielka elektrownia na Dnieprze. Obok tego zaś głód towarów włóknistych, obuwia, cukru i mieszkań.
Jest to wynik linii kierunkowej planu sowieckiego, zmierzającego w przyspieszonym tempie do przekształcenia kraju rolniczego, często zupełnie dzikiego, pierwotnego w swych stosunkach gospodarczych i społecznych, na kraj wysoce uprzemysłowiony. Dogonić i przegonić przodujące kraje kapitalistyczne jest oficjalnym hasłem piatiletki. Efektem tego jest cud techniki na Dnieprze i łapcie na nogach chłopa, przechodzącego przez największą tamę świata.
Plan sowiecki zmusza robotnika do wyrzeczenia się setki potrzebnych mu produktów w celu budowy przemysłu, budowy nowych fabryk, uruchamiania nowych linii kolejowych. Robotnik na zachodzie, w krajach rozwiniętego kapitalizmu, stoi wobec wręcz przeciwnej sytuacji. Rozbudowany często nawet nadmiernie w pewnych gałęziach przemysł stawia przed planową gospodarką zadanie uruchomienia istniejących fabryk i takiego podniesienia dobrobytu szerokich mas ludności, by ich siła nabywcza zrównoważyła siłę wytwórczą. I w Polsce trzeba nie tyle zmuszać robotnika do ograniczenia potrzeb, ile przede wszystkim podnieść zarobki dla osiągnięcia pełnego uruchomienia istniejących fabryk, potem zaś dopiero rozszerzać warsztat wytwórczy przez kapitalizację przeprowadzaną w tempie nie naruszającym postępu dobrobytu mas.
To jest zasadnicza różnica w położeniu gospodarczym Rosji i krajów kapitalistycznych. Z tej to różnicy wypływają gospodarcze i polityczne tendencje obozu socjalistycznego, tak różne od komunistycznego naśladownictwa Rosji, zarówno w dobrym, jak i złym.
4. Organizacja produkcji
Przejęcie przez państwo wielkich funkcji gospodarczych, związanych z upaństwowieniem wielkiego przemysłu, rodzić musi obawę przed biurokratycznym schematyzmem i formalizmem. Doświadczenia przemysłu państwowego w krajach kapitalistycznych, a także ciągłe odgłosy walki z biurokratyczną skostniałością i lekceważeniem potrzeb publicznych, jakie dochodzą nas z Rosji Sowieckiej, nakazują skrupulatne zabezpieczenie się przed tą plagą, zdolną zniweczyć najlepszą ideę. W walce tej bezsilne okazują się wszelkie represje, chociażby najostrzejsze, gdyż szkodnictwa biurokratycznego nie sposób najczęściej ujawnić w postaci namacalnej. Biurokrata nie tyle sprawia zniszczenia przez złą działalność, ile przez brak należytej działalności. Przeciwdziałać temu może tylko codzienna kontrola i ciągłe współdziałanie zainteresowanych stron. Zrozumiano to wreszcie w Rosji, powołując do życia surogat wolności krytyki i publicznej kontroli w postaci tak zwanej „samokrytyki”. Czyż jednak w warunkach dyktatury biurokracji ta samokrytyka nie przemienia się często tylko w narzędzie intryg jednej grupy biurokratów przeciw drugiej?
Socjalizm, dążąc do postawienia przemysłu społecznego na jak najwyższym poziomie, zdaje sobie sprawę z niemożności przeprowadzenia natychmiastowej socjalizacji i całkowitego samorządu gospodarczego od dołu, od pojedynczej fabryki do wierzchołka, do centralnego zarządu gospodarczego. Pragnie jednak natychmiast wprowadzić, jako korektywę aparatu biurokratycznego, stały udział w kierownictwie produkcją przedstawicieli sfer zainteresowanych w sprawnym funkcjonowaniu produkcji. Uchwała XXII Kongresu mówi w tej sprawie, co następuje:
„W dziedzinie przemysłu (powinna być zastosowana) przymusowa organizacja poszczególnych gałęzi przemysłu z udziałem w kierownictwie przedstawicieli organizacji robotników, organizacji spożywców i czynników prawno-publicznych (państwo i samorządy)”.
Taka organizacja powinna nie tylko zabezpieczyć przed biurokratycznym szkodnictwem, lecz jednocześnie związać produkcję żywymi nićmi z potrzebami mas społecznych i spełniać należycie swą funkcję zasadniczą: służbę potrzebom człowieka.
Kartele, rozszerzane na całość danej gałęzi produkcji, posłużą często za podstawę przyszłej organizacji przemysłu, z tą zasadniczą poprawką, że odtąd przestaną spełniać funkcje planowego wyzysku całego społeczeństwa, ale przemienią się w komórkę organizacyjną zarządu całego życia gospodarczego pod ścisłą i bezpośrednią kontrolą zainteresowanych stron. Taki np. kartel cukrowników, bijący dziś zarówno drobnego producenta buraków, jak i szerokiego konsumenta cukru, wyzyskujący przy tym robotników zatrudnionych przy produkcji, przekształcony w myśl programu socjalistycznego w gospodarce swej nie tylko będzie się musiał dostosować do ogólnego planu gospodarczego, ale również w swym życiu wewnętrznym uzależniony zostanie od plantatorów buraków i przedstawicielstwa związków robotniczych. Państwo robotniczo-chłopskie będzie przy tym spełniało w zarządzie takiego społecznego kartelu rolę czynnika trzeciego, rozstrzygającego ewentualne spory.
Wysuwając program częściowego uspołecznienia, przez zagwarantowanie wpływu na bieg pracy przedsiębiorstwa dla przedstawicieli zainteresowanych stron, socjalizm nie zamierza przerabiać od początku ujemnych doświadczeń sowieckich: pozbawiania władzy fachowego kierownictwa przedsiębiorstw. Wpływ reprezentantów interesów poszczególnych musi być ograniczony wyraźnie sprecyzowanymi kompetencjami kierownictwa przedsiębiorstw. Brak wyraźnych kompetencji, odpowiedzialności dyrektorów i kierowników jest równie w skutkach swych fatalny, jak i brak kontroli społecznej.
Do najważniejszych funkcji zbiorowego kierownictwa poszczególnych gałęzi produkcji musi należeć planowanie podziału dochodu społecznego, osiąganego przez daną gałąź produkcji. Zasadniczy podział plonu całej produkcji zawierać będzie plan ogólnopaństwowy: tam zostaną określone zadania poszczególnych gałęzi produkcji na podstawie opinii kolegialnego ich kierownictwa. Tam określona zostanie ogólna wartość całej produkcji i ustalony stosunek między produkcją dóbr spożywczych i przedmiotów stanowiących środki dalszej produkcji. Temu podziałowi całej produkcji odpowiadać musi podział jakościowy na zarobki i kapitalizację.
Polityka płac i cen, przy pomocy której urzeczywistniany będzie ten podział dochodu społecznego, musi być zharmonizowana z ogólnym planem, lecz inicjatywa kierownictwa kolegialnego poszczególnych gałęzi wytwórczości ma tu szerokie pole do zastosowania przez wyzyskanie należyte aparatu technicznego, zaostrzenie walki z brakami i marnotrawstwem materiału i czasu oraz pobudzanie wydajności pracy robotniczej. Polityka płac musi uwzględniać te wszystkie czynniki dla osiągnięcia koniecznej elastyczności i zainteresowania pracowników losami produkcji. Podnoszenie bowiem wydajności pracy będzie w planowej gospodarce główną dźwignią powiększania płac.
Każdy krok zmierzający ku powiększeniu wydajności pracy będzie jednocześnie krokiem na drodze do powiększenia ilości dóbr wytworzonych dla społeczeństwa: a więc i dla każdego członka społeczności pracujących. W ten sposób wreszcie postęp techniki i organizacji pracy zostanie oddany całkowicie na usługi pracującej ludności. Racjonalizacja, spadająca dziś na barki robotnicze biczem bezrobocia i spotęgowanego wyzysku, stanie się dźwignią dobrobytu i narzędziem zmniejszenia ciężaru pracy. Zakończy się wreszcie wyzyskiwanie owoców ludzkiego geniuszu przez kliki uprzywilejowanych.
Podkreślamy konieczność centralnego kierownictwa w gospodarce planowej i wielką rolę kierownictwa poszczególnych gałęzi produkcji. Nie znaczy to jednak, by całość produkcji i poszczególne jej gałęzie zostały pozostawione sobie i społeczeństwo, jako takie, nie miało już możności wglądu w wewnętrzne życie przemysłu, jak nie ma jej obecnie w stosunkach gospodarki kapitalistycznej. Gospodarka planowa w ustroju przejściowym stanowi etap ku gospodarce uspołecznionej, musi więc być jawna dla każdego członka społeczeństwa, by wychowywać go w świadomości procesów gospodarczych i zbliżać chwilę całkowitego uspołecznienia. Poza tym posunięcia decydowane przez kierownictwo produkcji w zakresie płac i cen, to przecież najżywotniejsze interesy mas. Dlatego też u podstaw całej organizacji produkcji planowej musi istnieć założenie jawności i kontroli.
„Ujawnienie i publiczna kontrola kosztów produkcji z udziałem robotników i spożywców” – oto dyrektywa, jaką ustala obóz socjalistyczny na dziś i na jutro.
Zarówno płace, jak i ceny, koszta surowca i koszta amortyzacji urządzeń, stopa kapitalizacji i obciążenie podatkowe, wszystko to dotyczy bezpośrednio interesów całego społeczeństwa. Gospodarka planowa musi realizować prawdziwie społeczną gospodarkę, spełnienie tego jest możliwe tylko pod warunkiem pełnej i ciągłej kontroli całego społeczeństwa.
Wprowadzenie gospodarki planowej oznacza nie tylko koniec wyzysku klasy robotniczej przez kapitalistów, lecz równocześnie jest to zniesienie wyzysku całej masy drobnych producentów rolnych i przemysłowych, posiłkujących się produktami wielkiego przemysłu jako surowcami lub narzędziami dla swojej gospodarki. Warstwy te, prowadząc dalej samodzielnie swe przedsiębiorstwa, otrzymują wpływ na kształtowanie cen przemysłowych i nie będą potrzebowały płacić dodatkowych zysków kartelowych i handlowych, wkalkulowywanych obecnie w ceny sprzedażne. Chłop, kupując pług czy worek sztucznego nawozu, rzemieślnik, kupując skóry, drzewo czy żelazo, otrzyma potrzebne mu środki produkcji po cenach opartych o jawnie skontrolowane przy udziale jego przedstawicieli koszta własne. W ten sposób gospodarka planowa głęboko wrzyna się również w sferę drobnej wytwórczości indywidualnej, niosąc i tam uwolnienie od wyzysku kapitalistycznego i ład nowej gospodarki jawnej i kontrolowanej.
5. Organizacja wymiany wewnętrznej
Produkcja i spożycie – to dwa bieguny gospodarki. Między nimi zaś rozpościera się dziedzina wymiany, procesu rozdziału wytworzonych towarów i doprowadzenia ich od warsztatu produkcji do spożywcy. W procesie tym w warunkach gospodarki prywatnej następuje dopiero porównanie wysokości plonu produkcji z zapotrzebowaniem zbiorowym, tutaj dopiero ujawnia się, czy danego towaru wyprodukowano za wiele, innego zaś za mało, czy nabywca zdolny jest do spożycia danej ilości towarów, czy też mimo pragnień musi się obyć samym pragnieniem. Tutaj też dokonują się gwałtowne i dramatyczne starcia pomiędzy producentami, niszczącymi się wzajemnie tysiącem wybiegów konkurencyjnych.
Gospodarka planowa wprowadzi do wymiany zasadnicze zmiany. Produkcja planowa – to wytwórczość dla określonego spożywcy, produkcja towarów w określonej, przewidzianej i możliwie dokładnie zważonej proporcji. Wymiana przestaje przeto decydować o losie towarów. Tak przynajmniej można przewidywać, jeśli chodzi o towary odcinka uspołecznionego.
Obok tej sfery produkcji uspołecznionej pozostanie jednak odcinek drobnej prywatnej produkcji, gdzie w dalszym ciągu panować jeszcze będzie swobodny żywioł wymiany. Ta dwoistość ustroju produkcji odbić się musi i na organizacji wymiany.
Gospodarka społeczna stawia wymianie następujące wymogi: szybkość cyrkulacji towarów, docieranie do najdalszych zakątków kraju i taniość aparatu wymiany. Zadania te musi spełnić również organizacja wymiany w gospodarce planowej. Rozróżniamy dzisiaj w aparacie wymiany trzy zasadnicze ogniwa: hurt wielki, przejmujący produkcję od wytwórcy, hurt drobny, posiłkujący się pośrednictwem wielkich hurtowni dla zebrania bardziej już różnorodnego asortymentu towarów i dalszej odsprzedaży ich, wreszcie pośrednik detalista, pobierający towary rozwiniętego asortymentu przeważnie u drobnych hurtowników i dostarczający je bezpośrednio już spożywcom. Jak każdy schemat, tak samo i ten podział ulega w praktyce dużym zmianom. Często drobny hurtownik trafia, również jak i wielki, bezpośrednio do producenta, zwłaszcza, jeśli handluje wytworami drobnej produkcji; zdarza się również, że nawet detalista potrafi znaleźć bezpośrednią drogę do wytwórcy. Zasadnicze trzy ogniwa pośrednictwa występują jednak jako stała i panująca forma handlu, przestrzegana nawet dość ostro w niektórych gałęziach kartelowo zorganizowanego przemysłu. i
Ale już teraz coraz częściej występuje na jaw przejmowanie przez kartele funkcji wielkich hurtowników. W tym celu powoływane są do życia specjalne organizacje handlowe. Przemysł cukrowniczy w Polsce sprzedaje całą produkcję za pośrednictwem Banku Cukrowników.
Bank ten spełnia całkowicie rolę wielkiego hurtownika przemysłu cukrowniczego. Zaopatruje się w nim nie tylko mniejszy hurtownik, lecz często nawet bardziej silny pod względem gospodarczym detalista. Dążenie do przejęcia wielkiego hurtu przez organizacje producentów występuje coraz silniej we wszystkich gałęziach wytwórczości. Jest to tendencja niewątpliwie zdrowa, zmierzająca do usunięcia jednego z kosztownych ogniw procesu wymiany. W dobie obecnej nie daje to jednak potanienia towarów, gdyż kapitalistyczna organizacja kartelowa, przejmując wielki hurt, zagarnia zysk pośrednika i to właśnie stanowi główną treść tego zjawiska. Dopiero gospodarka planowa pozwoli społeczeństwu osiągnąć całkowity efekt gospodarczy z takiego przejęcia funkcji wielkiego hurtu przez kartele społeczne,
Aparat rozdziału, wytworzony w łonie przemysłu upaństwowionego, musi być naturalnym dopełnieniem społecznej planowej organizacji produkcji. Wielkiego hurtownika całkowicie zastąpią tu biura handlowe społecznych karteli, których zadaniem będzie rozprowadzenie towarów do głównych ośrodków, obejmujących całe połacie kraju. Dalsze jednak rozwijanie przez poszczególne kartele ich aparatu wymiany mijałoby się z celem. Jak wszędzie, tak i tu, potrzebna jest specjalizacja. Niewątpliwie aparat kartelu danej gałęzi produkcji jest najbardziej powołany do masowego rozdziału, transportu i przechowania swych produktów w składach wielkiego hurtu. W składach zaś drobniejszych, dokąd spływać będą towary wszystkich przedsiębiorstw gospodarki planowanej i wiele towarów gospodarki prywatnej, w sferze hurtu drobnego musi wystąpić odrębny i wyspecjalizowany czynnik. Najbardziej powołana do tej funkcji jest spółdzielczość spożywców. Ta komórka uspołecznionej wymiany, już dziś wyspecjalizowana w dziedzinie małego hurtu, będzie musiała wziąć na siebie główny ciężar tego nadania.
Spółdzielcza organizacja spożywców z chwilą przejścia do gospodarki planowej stanie się podstawą nowego aparatu wymiany. Rozszerzenie jej szeregów członkowskich aż do objęcia całej ludności pracującej, rozwinięcie jej aparatu organizacyjno-handlowego stanie się jednym z najważniejszych zadań klasy robotniczej i państwa robotniczo-chłopskiego. Na nią spadnie bowiem również ciężki obowiązek społecznej organizacji sprzedaży detalicznej.
Gospodarka planowa, przeprowadzana przez państwo robotniczo-chłopskie przy pomocy spółdzielczości, otrzymuje możność natychmiastowego przeprowadzania w życie zasady uspołecznienia. Organizacje spółdzielcze, istniejące już dzisiaj, są komórkami, nadającymi się doskonale do spełnienia tej roli. Przez tę organizację wielka sprawa aprowizacji ludności, obsługi potrzeb najszerszych mas, doprowadzania wszędzie odpowiedniej ilości poszczególnych towarów może być oddana w ręce samej ludności. Nie znaczy to, aby państwo pozostawiło dziedzinę wymiany detalicznej bez opieki. Państwo musi współdziałać ze spółdzielczością, wspierać jej rozwój i jednocześnie kontrolować należyte wypełnienie zadań.
W okresie przejściowym jednak, jako sprawdzian zdolności ruchu spółdzielczego i dopełnienie społecznego aparatu rozdziału towarów, gospodarka planowa pozostawi zapewne również prywatnego pośrednika. Gospodarka planowa nie może niczego niszczyć, co jeszcze posiada zdolność życia i spełniania pożytecznej roli. Gorzkie doświadczenia przeżyła Rosja na skutek rozbicia aparatu wymiany. Teraz bolszewicy wzywają płomiennie do szanowania handlu. Nie będziemy więc niszczyli nawet wadliwego, często wyzyskującego ludność, aparatu prywatnego pośrednictwa, zwłaszcza na najniższym szczeblu detalicznego rozdziału towarów, póki nic zbudujemy spółdzielczej organizacji o dostatecznej sile i sprawności.
Przejście do gospodarki planowej i oddanie w ręce państwa najważniejszych gałęzi produkcji pozwoli przy pomocy rozwiniętego ruchu spółdzielczego usunąć całkowicie wyzysk ludności przez wielkich i drobnych hurtowników. Plaga drobnego pośrednictwa będzie usuwana w miarę rozszerzania się i wzmacniania organizacji spółdzielczej spożywców i otwierania się możności zamiany procederu handlarza, drobnego kupca na produkcyjnego członka społeczeństwa.
W okresie wielkiego przełomu społecznego, który znów rozbudzi entuzjazm i dążenie mas do zbiorowego wysiłku, który przez gospodarkę planową otworzy szeroki rynek pracy, przyśpieszone zostanie również tempo naturalnego i zorganizowanego pozbywania się drobnego pasożytniczego pośrednictwa.
6. Monopol handlu zagranicznego
Musimy wywozić. Musimy wyrzucać towary poza granice kraju, wpychać je choćby przemocą cudzoziemcom, bo kapitaliści duszą się pod ciężarem nadmiaru towarów. A więc eksport jest koniecznością, eksport za wszelką cenę, choćby miliardy kosztował społeczeństwo.
Tak też postępują państwa i rządy. Sam tylko wywóz cukru, węgla, żelaza i nafty pochłania rocznie 600 milionów złotych dopłat dumpingowych. Wywóz zboża kosztował 68,5 mil. zł w ciągu 3 lat. Podobnie wywóz innych towarów połączony jest z jawnymi lub ukrytymi dodatkami dumpingowymi. Cała kwota dopłat dumpingowych zbliża się zapewne do miliarda złotych. Oto właściwy rozmiar ofiary ponoszonej przez społeczeństwo na rzecz eksportu.
Miliard złotych to przeciętny zarobek roczny 500000 robotników. Za dopłaty dumpingowe można by utrzymać wszystkich bezrobotnych robotników przemysłowych w Polsce. Czy wtedy potrzebny byłby taki rozmiar wywozu? Czy wówczas towary wywożone dziś nie znalazłaby nabywców w kraju?
Dla eksportu wszystko... Niczym jest wobec niego życie pół miliona robotników i ich rodzin. Dla niego muszą istnieć głodowe płace i wysokie ceny. Dla niego musi się redukować spożycie i kurczyć produkcja. Dla niego musi ginąć cała gospodarka. Bowiem eksport dumpingowy dusi gospodarkę, ale czyni to stopniowo, na raty, zamknięcie zaś eksportu natychmiast rzuciłoby całą górę towarów na głowy kapitalistów i zadusiłoby ich w oka mgnieniu.
To szaleństwo eksportowe może trwać tylko w warunkach całkowitego poddania interesów społeczeństwa krótkowzrocznej polityce kapitału. Tak więc cła zamykają granice nie tyle dla obrony produkcji, ile przede wszystkim dla ochrony wysokich cen, zawierających w sobie dopłaty dumpingowe, Zakazy przywozu, reglamentacja, kontyngenty służą głównie temuż celowi. Państwo współczesne chroni i kultywuje obłęd eksportu.
Przed oczyma społeczeństwa wznosi się za to mur frazesów o konieczności utrzymania ruchu przedsiębiorstw i ochrony walut, lub też ich zdobywania przy pomocy wywozu towarów. Mimo jednak trwającego od lat dumpingu widzimy spadającą ilość zatrudnionych w przemyśle, ruiny przemysłu rosną coraz wyżej, i nie może być inaczej: każdy milion, wyrwany spożywcy na pokrycie dopłat dumpingowych, zmniejsza siłę nabywczą wobec pozostałej masy towarów. Lekarstwo, chroniąc jedną część organizmu, zabija pozostałe.
Podobnie wygląda frazes o opłacaniu importu przez eksport i dostarczaniu krajowi obcych walut. Eksport i import znajdują się najczęściej w różnych rękach. Kwoty, osiągnięte z wywozu, nie zawsze idą na pokrycie przywozu, często w ogóle nie powracają do kraju. Wiemy coś niecoś o lokatach kapitalistów polskich w bankach zagranicznych. Składka naiwnego społeczeństwa na potrzeby wywozu osiada tam w opancerzonych skarbcach. Ofiara dumpingowa oddana jest całkowicie dobrej woli rycerzy eksportu.
Obsłonki więc frazeologiczne szaleństwa eksportu niewiele są warte. A więc? Zamknąć eksport? Nie. Nie ma kraju, który mógłby istnieć i rozwijać się bez wymiany z innymi krajami. Nawet Rosja mimo swych kolosalnych przestrzeni i bogactw musi rozbijać izolacyjną ścianę, jaką usiłują wznieść rozmaite grupy kapitalistyczne. Ale dzisiejsza forma wymiany kapitalistycznej, rozpylonej i zanarchizowanej, ukoronowanej przez dumping, nie może się ostać i musi ustąpić nowej organizacji społecznej, której istotą będzie rzeczywista wymiana potrzebnych towarów, nie zaś pchanie za wszelką cenę eksportu i sprowadzanie do kraju wszystkiego, co tylko wróży importerowi odpowiednie zyski.
Powiedzą nam na to:
Wszak istnieje państwo, które czynnie interweniuje w stosunki handlu zagranicznego systemem ceł, zakazów, dopłat itd. Wszystkie te środki jednak, po odrzuceniu fałszywych uzasadnień, sporządzanych na użytek tłumu, sprowadzają się tylko do ochrony zysków importerów i eksporterów, jedne i drugie zaś opłaca społeczeństwo. Państwo sankcjonuje wyzysk, uprawiany przy eksporcie węgla, ze środków publicznych w formie ulgowych taryf przewozowych, samo dopłaca do tego eksportu. To samo państwo opiekuje się jednocześnie zyskami importerów, np. owoców południowych, dbając o usunięcie konkurencji między nimi i organizując ich.
Dla gospodarki społecznej stan taki jest nie do utrzymania. Anarchistyczna wymiana staje się ciężarem nie do zniesienia. Coraz częściej dochodzą do skutku między państwami umowy wymienne, oparte na zasadzie wzajemności: ty mnie dasz maszyny, ja tobie zboże czy ryby. Cóż to znaczy? Powrót do stosunków pierwotnych? Nie. Jest to tylko wyraz dążenia do nadania wymianie międzynarodowej celowych ram, do planowania jej i wyprowadzenia z bezdroży prywatnej gonitwy za zyskiem. Każdy kraj czuje tę potrzebę społecznej organizacji wymiany zewnętrznej. Dlatego też łącznie z ideą planowej gospodarki rozszerza się coraz bardziej zrozumienie konieczności monopolu handlu zagranicznego, jako wyrazu planowości na tym odcinku.
Kapitał prywatny spekuluje na zysk. Pod tym tylko kątem widzenia przeprowadza handel zagraniczny. Obojętne mu są potrzeby społeczeństwa, zaspokojenie potrzeb gospodarczych bywa tu wynikiem jedynie przypadku. Gospodarka społeczna musi przewidywać skutki, musi swą akcję w wymianie zewnętrznej podporządkować interesom ogólnym. Osiągnąć te cele może tylko przez
„państwowy monopol handlu zagranicznego z udziałem w jego kierownictwie przedstawicieli zawodowych organizacji robotniczych i organizacji spółdzielczych” (XXII Kongres PPS).
Monopol handlu zagranicznego jest naturalnym wynikiem planowej gospodarki. Z chwilą zjednoczenia gospodarki w jednolitą całość musi ona wystąpić również i na rynku międzynarodowym jako jednostka zorganizowana, niosąca swe nadwyżki produkcji do wymiany na nadwyżki innych krajów.
Monopol handlu zagranicznego nie jest więc separowaniem się od całego świata, lecz jest wyrazem zorganizowania danego kraju. Wnosi on przeto na rynek światowy jasność potrzeb i ład gospodarki zorganizowanej. Gniew, skargi i ataki kapitału prywatnego, padające na tę nową formę gospodarki międzynarodowej, są tylko naturalnym wyrazem nienawiści ginącej klasy. Jej wysiłki w kierunku niedopuszczenia do monopolu handlu zagranicznego są zarazem fragmentem walki z planową gospodarką. Ale monopol handlu zagranicznego jest też jedyną formą organizacji wymiany międzynarodowej, zdolną do zwycięskiego odparcia wszelkich zakusów zerwania gospodarki planowej przez nacisk zewnętrzny i spekulację wewnętrzną klas kapitalistycznych.
Obejmując cały eksport i import towarów, monopol handlowy daje społecznej gospodarce niebywałą siłę, znaczenie i sprawność na zewnątrz. Prywatny handel, rozdzierany sprzecznościami wewnętrznymi, nigdy tego nie może osiągnąć. Monopol może najlepiej i najłatwiej wykorzystać wszelkie ruchy koniunkturalne cen i podaży towarów, dostosować do nich tempo wywozu i przywozu, przeprowadzić wzorową organizację i technikę wymiany (standaryzacja i normalizacja towarów), wreszcie może on bilansować niejednokrotnie zyski i straty wewnątrz swego aparatu, bez obciążania stratami społeczeństwa. Operując różnorodnym asortymentem eksportu i importu, ujętym w jednolitą organizację podporządkowaną jednolitemu kierownictwu, gospodarka społeczna zdobywa przez monopol handlowy tak wielką swobodę manewrowania na rynku międzynarodowym, że nawet najzagorzalsi zwolennicy gospodarki kapitalistycznej przyznają tę wyższość takiej organizacji nad prywatnym handlem i tylko z nieukrywaną obawą i podziwem śledzą sukcesy podobnego monopolu w Rosji.
Społeczna organizacja wymiany zewnętrznej jest poza tym jedynym narzędziem istotnego zabezpieczenia dochodu społecznego przed niszczeniem go zarówno na drodze dopłat dumpingowych do eksportu, jak i wywożenia go zagranicę kraju w postaci walut, lokowanych w zagranicznych bankach. Dumping niknie. Niezbędne do przywozu przedmioty otrzymuje się na drodze faktycznej zamiany. Gdy zaś nawet za przywożoną bawełnę trzeba będzie może zapłacić polskim węglem w stosunku wyższym, niż to wynika z kosztów własnych produkcji obu towarów, stanie się to tylko kwestią wysokiej lub niskiej ceny za sprowadzany a niezbędny dla gospodarki artykuł. Społeczeństwo przestanie dopłacać do zysków kapitalisty, eksportującego węgiel czy inny towar. Tak samo osiągnięte ze sprzedaży środki pieniężne nie będą mogły być na nic innego obrócone, jak tylko na potrzeby gospodarki społecznej. Spekulacja walutami zagranicznymi w warunkach tych odpada i waluta krajowa chroniona jest najskuteczniej właśnie przez monopol.
Planowa gospodarka Polski postawi przed przyszłym monopolem handlu zagranicznego szereg wielkich i trudnych zadań. Musimy przywozić bawełnę, niektóre surowce przemysłu metalowego, niektóre maszyny, produkty chemiczne i towary kolonialne. Na zamianę mamy nadmiar drzewa, węgla, żelaza, cynku, możemy mieć pewien nadmiar cukru i zboża, jeśli znacznie podniesiemy produkcję. Towary te wprawdzie znajdują się dziś na rynku międzynarodowym w nadmiarze. Na szczęście jednak świat dzisiejszy odczuwa również nadmiar bawełny i innych towarów, które są dla nas niezbędne. Jednaka jest trudność ulokowania naszych towarów, jak i trudność zbytu towarów nam potrzebnych. Gdy tego faktu nie potrafi wyzyskać z korzyścią dla kraju handel prywatny, monopol handlu zagranicznego może tu swobodnie manewrować i przeprowadzać obroty zewnętrzne z całkowitą korzyścią dla spożywcy i produkcji w Polsce.
Dzisiejszy handel międzynarodowy kosztuje społeczeństwa niezmierne ofiary. Tuczą się na nich przemysłowcy i kupcy. Położy temu kres celowe i ekonomiczne zorganizowanie wymiany międzynarodowej przez wprowadzenie społecznego monopolu handlu zagranicznego.
7. Planowość w gospodarce finansowej
Współczesne życie gospodarcze jest całkowicie zaplątane w sieci kapitału finansowego. Występuje on jako motor działania zarówno wielkiego koncernu przemysłowego, jak i nędznego warsztatu rzemieślnika. Stwarza to pozory wszechwładzy pieniądza w życiu gospodarczym. Pozory te wzmacnia jeszcze rozwinięty system kredytowy, będący główną dźwignią gospodarki kapitalistycznej. Gdzie produkt został oderwany całkowicie od spożywcy i dopiero po omacku musi go spożywca szukać, tam kredyt, pozwalający na realizację w pieniądzu wartości produktu, zanim ten jeszcze znajdzie nabywcę, jest zaiste niezbędną i błogosławioną instytucją. Pozwala on na zachowanie ciągłości produkcji, uniezależniając ją w pewnej mierze od zbytu.
Świątynią pieniądza i kredytu jest bank. Rozdzielając pieniądze, stał się on nie tylko szafarzem łask kredytu, lecz również władcą całej gospodarki. Uosabia bowiem siłę pieniądza, tego towaru bez indywidualnego oblicza, obdarzonego jednak mocą przekształcania się w każdy pożądany towar.
Gospodarka planowa pozostanie gospodarką towarową. Wymaga więc pieniądza, jako miary wartości rynkowej towarów i środka zamiany; musi również posługiwać się kredytem, jako systemem wypełniania luk czasu, dzielącego produkcję od spożycia. Gospodarka planowa musi więc całkowicie opanować ten podstawowy czynnik współczesnej gospodarki, podporządkować go swym celom i uczynić zeń dźwignię i narzędzie gospodarki społecznej.
Wielka rola pieniądza w gospodarce współczesnej rodzi złudzenia, że ostatecznie w nim zawarta jest podstawowa treść tej gospodarki. Pieniądz bowiem, jako kapitał finansowy, zerwał pozornie swój związek z produkcją i ze środka wymiany towarów wyrósł do samodzielnego znaczenia, czynnika panującego nad produkcją. Jakkolwiek jednak pieniądz zdobył w ten sposób znaczenie samoistne, w istocie rzeczy pozostał tym, czym jest: miarą towaru i narzędziem jego wymiany.
Pieniądz i towar zespolone są ze sobą, jak cień i przedmiot, który cień rzuca. Gdy towar gubi swój cień i nie może wyrazić się w pieniądzu, następuje katastrofa: towar wstydliwie kryje się po składach, staje się omartwiałym remanentem, którego istnienie związane jest tylko z nadzieją, że jednak swój cień – pieniądz, kiedyś jeszcze odnajdzie. Kres tej nadziei jest kresem istnienia starych składów towarowych i oddania ich na pastwę zniszczenia. Nie inaczej wygląda samodzielny byt pieniądza. W procesie spekulacji osiąga on nieraz taką pozorną samodzielność. Wspina się wysoko, tworzy złudy fortun, aby w pewnym momencie runąć, rozprysnąć się jak bańka mydlana, z chwilą zestawienia z treścią towarową.
Dlatego też opanowanie systemu finansowego jest dla gospodarki planowej koniecznym dopełnieniem opanowania wielkiego kapitału produkcyjnego. Sfera finansowa bowiem sama przez się nic nie tworzy, jest tylko organicznie związana z aparatem produkcji.
Bez opanowania gospodarki finansowej planowość byłaby złudzeniem, bowiem faktyczna dyspozycja produkcją i aparat gospodarczy leży w rękach kapitału finansowego i banków. Wywłaszczenie wielkich przedsiębiorstw kapitalistycznych jest w pewnej mierze również wywłaszczeniem banków i kapitału finansowego, ulokowanego w produkcji pod postacią zarówno kapitału stałego, jak i funduszów obrotowych. Na odwrót zaś – przejęcie przez społeczeństwo samego tylko systemu kredytowego z pozostawieniem kapitałowi dziedziny produkcji, musiałoby spowodować tylko nagły powrót kapitału finansowego do kształtów kapitału przemysłowego. Zamieszanie gospodarcze byłoby jedynym skutkiem przechodzenia do planowości, rozpoczętej od tego końca.
Planowa gospodarka musi zdobyć zupełną swobodę ruchu w dziedzinie finansowej. Na miejsce więc systemu banków prywatnych powoła natychmiast swój własny aparat kredytowo-pieniężny dla spełniania niezbędnych pod względem gospodarczym funkcji dzisiejszych banków. Ośrodkiem tej organizacji staną się niewątpliwie banki państwowe, kasy oszczędności pocztowe i komunalne, jak również banki istotnie spółdzielcze, służące poszczególnym grupom ludności, lub też spełniające specjalne funkcje gospodarcze.
Kapitał prywatny niewątpliwie będzie usiłował uciekać. Wywłaszczenie nie zawsze zdoła go przytrzymać. Sieć banków państwowych, spółdzielczych i komunalnych może być utworzona wprawdzie dość łatwo, czy nie będą one jednak świeciły takimi pustkami, jak państwowe banki w Polsce w chwili obecnej?
Kapitalistyczny system opiera się już dzisiaj nie tyle na kapitałach własnych, ile na oszczędnościach publicznych. Bilanse banków akcyjnych w Polsce wykazują przy 282 milionach kapitałów własnych 719 milionów złotych wkładów obcych. PKO wykazywała w tym czasie 420 milionów zł oszczędności. Skoncentrowanie wszystkich oszczędności publicznych w rękach państwa równa się więc skoncentrowaniu w kasach państwowych głównych zapasów kapitałowych społeczeństwa. Poza tym przy systemie uspołecznionej bankowości wszystkie wolne środki finansowe pozostawać będą również w bankach państwowych.
Tę właśnie zasadę stawia socjalistyczny program, jako podstawę polityki finansowej w gospodarce planowej, głosząc potrzebę „przeprowadzenia scentralizowania oszczędności w Banku Polskim” (uchwała Rady Naczelnej PPS). Rozumie się przy tym, że Bank Polski pojmowany tu jest jako centrala aparatu banków państwowych i spółdzielczych, podległych woli i kierownictwu organów gospodarczych państwa robotniczo-chłopskiego.
Pamiętajmy także o rozmiarach haraczu, pobieranego rokrocznie z gospodarki społecznej przez kapitał finansowy rodzimy i obcy. Kwotę wywożonych rok rocznie dywidend, i procentów, wyciśniętych z gospodarki polskiej i wywożonych zagranicę, określają na blisko 500 milionów złotych. Po przeprowadzeniu wywłaszczenia kapitałów przemysłowych i bankowych kwoty tę, zredukowane wprawdzie przez podniesienie płac i obniżenie cen, pozostaną w ręku społeczeństwa i będą zasilać stale gospodarkę.
Nie ma więc obawy przed ucieczką kapitału z chwilą zorganizowania społecznego aparatu bankowego. Państwo zdobywa przy jego pomocy zupełną swobodę manewrowania kapitałem pieniężnym, gromadzenia go i zużytkowania w myśl potrzeb produkcji i spożycia.
Kierunek państwowej polityki finansowej został również dostatecznie jasno oznaczony w uchwałach Rady Naczelnej PPS:
„planowo gospodarować środkami płatniczymi w kierunku potanienia kredytu, zniesienia lichwiarskich obciążeń produkcji, planowego jej popierania”.
Kredyt jest w istocie swej tylko mechanizmem rozdziału pieniądza i nic nie wytwarzając nie może przynosić zysków. Zyski, płynące z kredytu, to wyraz sztucznego usamodzielnienia pieniądza, to najbardziej niemoralna i nieuzasadniona strona gospodarki kapitalistycznej. Nie darmo też od wieków są one piętnowane nazwą lichwiarstwa. W planowej gospodarce społecznej kredyt powróci do swej istotnej roli i jego koszta nie będą przekraczały istotnych kosztów utrzymania aparatu uspołecznionej bankowości. Zapowiedź potanienia kredytu jest więc realnym następstwem wprowadzenia społecznej gospodarki w zakresie finansów.
Otwiera to nowe horyzonty dla powiększenia zarobków i podniesienia dochodów drobnych samodzielnych producentów. I znów tutaj gospodarka planowa wkracza w dziedzinę drobnej produkcji indywidualnej, realizując zadanie wyzwolenia chłopa i rzemieślnika spod jarzma kapitału finansowego.
Mówiąc o planowym gospodarowaniu środkami płatniczymi, partia socjalistyczna świadomie i z rozmysłem pozostawia na uboczu tak modne dziś kwestie walutowo-pieniężne. Są to zagadnienia techniki finansowej, zagadnienia niezmiernie ważne i teoretycznie ciekawe, ale zbyt często ekonomika burżuazyjna usiłuje zakryć nimi podstawowe zagadnienia własności. Nacisk nasz właśnie pada na sprawy własności warsztatów pracy. Uspołecznić kredyt przez wywłaszczenie wielkich kapitałów nieruchomych i ruchomych, oraz skoncentrować w ręku państwa wszystkie oszczędności – to są wystarczające podstawy dla zdobycia przez społeczeństwo niezbędnej swobody działania w zakresie polityki finansowej,
Przedwczesnym byłoby dzisiaj przewidywać szczegóły, określać ściśle zasady emisji banknotów czy też granice kredytowania. W tej dziedzinie ważne jest tylko stwierdzenie, iż polityka finansowa państwa robotniczo-chłopskiego nie może pójść po linii najmniejszego oporu i pozornie ułatwiać sobie zadanie przez nadużywanie prasy drukarskiej. W gospodarce planowej pieniądz musi mieć zapewnioną stałość, musi funkcjonować jako stała miara wartości i podstawa trwałości stosunków gospodarczych. W tych tylko bowiem warunkach istnieje możność rachunkowej kontroli i rzeczywistej kalkulacji, bez czego wszak jest nie do pomyślenia gospodarka społeczna świadoma i rzeczywiście planowa.
8. Przebudowa budżetu państwa
Jednocześnie z przebudową gospodarki społecznej musi ulec równie gruntownej przemianie budżet państwa. Jest on dzisiaj w całokształcie swym i każdym szczególe wyrazem klasowej władzy burżuazji i jaskrawą manifestacją krzywdy społecznej, hodowanej przez władzę klas posiadających. Budżet dzisiejszy to narzędzie brutalnego obciążenia warstw najuboższych kosztami utrzymania państwa i jednoczesnego uwalniania klas posiadających od tych ciężarów. Ten mechanizm przerzucania ciężarów państwowych przez bogaczy na biedaków działa równocześnie w kierunku utrwalania władzy posiadaczy przez środki wyciśnięte z ludności pracującej.
Przeciętna rodzina robotnicza płaci rocznie samych tylko podatków pośrednich w przybliżeniu zł 120 [6], czyli prawie jednomiesięczny zarobek. 45 milionów złotych rocznie wynosi podatek dochodowy, ściągany od robotników i chłopów zarabiających nawet według urzędowych wyliczeń poniżej kosztów utrzymania [7]. Miliony te płacą ludzie pracy, odmawiając sobie kawałka czarnego chleba, odejmując go dosłownie od ust swych dzieci. Żadna przy tym perswazja, żaden argument nie potrafi zmienić tego stanu rzeczy. Wnioski socjalistów, zmierzające do zwolnienia od podatków zarobków najniższych, były odrzucane z cynicznym powołaniem się na konieczność obciążenia w przyszłości jeszcze mniej zarobkujących.
Kto zna beznadziejne borykanie się chłopów, rzemieślników i drobnych przedsiębiorców z fantastycznie dowolnym wymiarem podatków, ten rozumie, że i tych warstw nie oszczędzono: ktoś musi płacić podatki – gdy nie chce płacić wielki obszarnik i kapitalista, musi je wnieść do kasy skarbowej robotnik, chłop i drobny przedsiębiorca. Wszak oficjalnie stwierdzono, że zaległości podatkowe wynoszą przeszło miliard złotych. Zaległości te zaś w minimalnym tylko stopniu powstały na skutek niewypłacalności najbiedniejszych podatników. Za to głośne są zaległości podatkowe największych przedsiębiorstw przemysłowych i obszarniczych.
Dzisiejszy system podatkowy nie może nawet o jedną godzinę przeżyć systemu rządów klas posiadających. Budżet jest potężnym środkiem regulowania podziału dochodu społecznego. Stosuje się go dziś w kierunku powiększenia niewspółmierności tego podziału między warstwami pracującymi i kapitalistycznymi. Działa więc on w tym samym kierunku, co niskie płace zarobkowe i dopłaty eksportowe, pogłębiając ich fatalne działanie na rynek spożycia i współdziałając w ten sposób w spychaniu w przepaść całego życia gospodarczego.
Pierwszym więc zadaniem gospodarki planowej musi być zmniejszenie obciążeń podatkowych, spadających na barki najuboższej ludności. Od razu musi być wprowadzona w życie zasada zwolnienia od podatków warstw, których zarobek nie sięga uczciwie obliczonego minimum egzystencji. Zasada ta musi znaleźć pełne zastosowanie zarówno w stosunku do zarobków płynących z pracy najemnej lub z udzielanych usług, jak również i w stosunku do zarobków płynących z własnego warsztatu przemysłowego czy rolnego. W tym ostatnim wypadku, wobec wielkiej liczebności drobnych gospodarstw, najbardziej celowe jest natychmiastowe zwolnienie od wszelkich podatków bezpośrednich wszystkich właścicieli gospodarstw rolnych, nie przewyższających obszarem 5 ha, gdyż gospodarstwa takie w naszych stosunkach, jeśli są gospodarstwami wyłącznie rolnymi, nie mogą przynosić dochodów przewyższających najskromniej obliczone koszta utrzymania.
Państwo, prowadzące planową gospodarkę, musi szukać pokrycia swych wzrastających potrzeb budżetowych w innym zupełnie kierunku. Najważniejszym źródłem dochodów budżetowych stanie się wielka produkcja przemysłowa i rolna, objęta przez gospodarkę państwową. Zyski jej muszą iść całkowicie na potrzeby społeczeństwa, określone w budżecie państwa. Tak samo – zyski aparatu wymiany. Postępowy podatek dochodowy od średnich i większych przedsiębiorstw prywatnych, istniejących jeszcze przy gospodarce planowej, będzie dopełniał te źródła, nie dopuszczając jednocześnie do wytwarzania się w tych warstwach elementów wielkokapitalistycznych. Podatki pośrednie, stopniowo redukowane, mogą odgrywać tylko rolę drugorzędną i przejściową.
W ten sposób budżet państwowy zacznie spełniać swą właściwą pozytywną rolę gospodarczą. Podniesie dobrobyt warstw najuboższych i najliczniejszych zarazem, budując z nich przez zmniejszanie obciążeń podatkowych, silną masę spożywców, jednocześnie zyski produkcji obróci natychmiast na rzecz całego społeczeństwa, przekształcając do gruntu swą stronę wydatkową.
Wydatki państwa będą wzrastały wraz z powiększaniem się działalności gospodarczej państwa. Budownictwo mieszkań, szkół i środków komunikacji, melioracje gruntów i dróg, regulacja rzek, rozwój oświaty i kultury – wszystko to wymaga zwiększenia sum budżetowych. Dostarczyć ich musi w pierwszym rzędzie przejęcie przez państwo zysków klas posiadających. Tym społecznie niezbędnym wydatkom ustąpić też muszą wielkie kwoty, obciążające dziś nieprodukcyjnie budżet państwa. Zostanie więc zredukowany budżet wojska: obrona kraju oprze się na pogotowiu obronnym całej masy ludności, co pozwoli zredukować wydatki na generalicję, korpus oficerski i karmienie licznej armii koszarowej.
Bezlitośnie obcięty zostanie budżet wydatków na policję, której funkcje związane z ochroną władzy kapitalistów odpadną automatycznie, inne zaś zostaną przejęte przez samorządy. Zniknie również potrzeba wydawania niezliczonych milionów na cele reprezentacyjne i dyspozycyjne. Skończy się także biurokratyczne pasożytnictwo w instytucjach państwowych, pobieranie wielkich kwot z różnych źródeł tego samego aparatu państwowego za pozorne czynności w różnych radach nadzorczych. Wynagrodzenie pracowników państwowych oprze się na zasadach ściśle określonego maksimum płacy, nie mogącej odbiegać zbyt daleko ponad rzeczywiste koszta przyzwoitego utrzymania. Wreszcie nie mogą także utrzymać się w budżecie państwa wielkie raty, wypłacane corocznie z tytułu pożyczek zagranicznych. Sprawa ta, będąca zresztą już dziś przedmiotem ożywionych rokowań międzypaństwowych, musi być radykalnie załatwiona.
Te zmiany w stronie wydatkowej budżetu pozwolą zaoszczędzić setki milionów rocznie i obrócić je na podniesienie materialnego i duchowego życia całego społeczeństwa. Jak wielkie kwoty wchodzą tu w grę, łatwo się zorientować choćby z tych paru cyfr.
Wydatki w ciągu pięciolecia 1929-34 [8]:
na wojsko i uzbrojenie 3,968 miliardów zł.
na policję i administrację 1,096 miliarda zł.
na fundusze dyspozycyjne 111 milionów zł.
na spłatę zadłużenia zagranicznego 1,082 miliarda zł.
Razem 6,257 miliardów zł. Zmniejszmy tę kwotę do jednej trzeciej czy do połowy chociażby, a otrzymamy ogromną kwotę z górą 3 miliarda zł oszczędności w ciągu pięciu lat, przy której pomocy można by zrealizować nawet bardzo szeroko zakrojony budżet robót publicznych [9].
Lecz dzisiejszy charakter budżetu państwa nie tylko po stronie dochodów, lecz i po stronie wydatków najlepiej właśnie odpowiada interesom klas posiadających. Nie ma więc i tutaj innej drogi ku radykalnej zmianie tego stanu rzeczy i uczynienia z budżetu państwa dźwigni podnoszącej udział klas pracujących w dochodzie społecznym, jak tylko zasadnicza przebudowa całego życia społecznego i politycznego przez postawienie u jego steru nowych klas społecznych: robotników i chłopów małorolnych.
Zygmunt Zaremba
Powyższy tekst to fragment książki Zygmunta Zaremby „Bezdroża kapitalizmu i drogowskazy przyszłości”, Nakładem Towarzystwa Wydawniczego „Światło”, Warszawa 1933. Od tamtej pory nie była ona wznawiana, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł, ze zbiorów Remigiusza Okraski.
Przypisy:Wartość tkaniny w gotowych ubraniach czy bieliźnie przyjęto jako wartości gotowego wyrobu.
W Polsce w r. 1926 zdolność wydobycia w przemyśle węglowym była wyzyskana w 56% w stosunku do szybów i 45% w stosunku do sortowni; zdolność przeróbcza naftowych rafinerii w 65%; cukrowej w b. zaborze rosyjskim ok. 70%; fabryki nawozów sztucznych były uruchomione w 30-40%, garbarnie 55%; cementownie – 41,3%; fabryki obuwia wyzyskały tylko 36,8% swej zdolności wytwórczej; H. Kołodziejski, Wnioski z kryzysu, str. 13.
Przyrost naturalny w Polsce: w r. 1927 – 433 tys. głów, w r. 1928 – 479 tys. głów, w r. 1929 – 468 tys. głów, w r. 1930 – 526 tys. głów, w r. 1931 – 471 tys. głów.
Ministerstwo Robót Publicznych przed zlikwidowaniem w roku 1931, jakby formułując akt oskarżenia dla tych, którzy uśmiercili tę komórkę aparatu państwowego, opublikowało ciekawe zestawienie potrzeb w zakresie robót publicznych Publikacja ta nosi tytuł „Najpilniejsze roboty publiczne”. Bierzemy z niej dla ilustracji kilka charakterystycznych cyfr:
Trzeba więc odbudować 1500 kilometrów dróg państwowych zupełnie zdewastowanych, Trzeba wzmocnić 400 kilometrów nawierzchni dróg pod większymi miastami. Trzeba doprowadzić do stanu używalności 2237 kilometrów dróg dla pojazdów mechanicznych. Trzeba założyć twardą nawierzchnię na „polskich drogach” na przestrzeni 15000 kilometrów. Należy jak najspieszniej zbudować 37 mostów długości 10598 metrów.
Wisła płynie dziko na przestrzeni 430 kilometrów Pod Kłodą dochodzi ona podczas rozlewów do 5 kilometrów szerokości, niszcząc około 500 ha gruntów. To samo dotyczy Pilicy, Bugu, Narwi i dolnego Sanu. Warta w konińskim, kolskim i słupeckim zalewa przeszło 2500 ha gruntów...
Mamy do osuszenia 15 milionów hektarów bagien poleskich...
Potrzeba nam około 120 000 izb rocznie...
Są mędrcy, którzy wyobrażają sobie możność społecznej kapitalizacji bez wywłaszczenia kapitalistów. Rozumie się, dostarcza takich mędrców obóz sanacyjny. Referent generalny budżetu, pan poseł Miedziński, wygłasza takie poglądy w sprawozdaniu generalnym o preliminarzu na rok 1931/32.
Patrz: Statystyka Pracy Rok 1930. Zeszyt 2, praca I. Paluchowskiej, traktująca o opodatkowaniu pośrednim budżetu robotniczego. Bez pełnego obciążenia cłem i bez podatku obrotowego (przemysłowego) – autorka ustala roczny ciężar podatków pośrednich w budżecie 3457 zł. rocznie na 108 zł 40 gr.
Od 1500 do 3600 zł rocznego dochodu z własnego warsztatu i od 2500 do 4400 zł rocznego dochodu z pracy najemnej.
Dla lat 1929/30-1931/32 wyk. budżetów lub zamknięcie rachunkowe; dla lat 1932/33 i 1933/34 preliminarz budżetowy.
Wielki program robót publicznych, wykonany w 1931 r.. zamyka się następującym budżetem wydatków.
I. Drogi i mosty 335 mil. zł.
II. Roboty wodne 500 mil. zł.
III. Gmachy i budynki 400 mil. zł.
Zygmunt Zaremba (1895-1967) – wybitny działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, jej radykalnego skrzydła, w międzywojniu kilkakrotnie poseł na Sejm, ceniony publicysta i redaktor prasy lewicowej (m.in. „Robotniczego Przeglądu Gospodarczego”), działacz spółdzielczości robotniczej, teoretyk polskiego socjalizmu. We wrześniu 1939 r. pomysłodawca i organizator Robotniczych Batalionów Obrony Warszawy. W czasie okupacji współtwórca PPS – WRN (Wolność, Równość, Niepodległość), antyhitlerowskiej i antysowieckiej. Współautor Programu Polski Ludowej – wizji przemian ustrojowych w Polsce powojennej. Od początku roku 1944 jeden z przedstawicieli socjalistów w podziemnej Radzie Jedności Narodowej. Uczestnik Powstania Warszawskiego w Śródmieściu, redagował w jego trakcie dziennik „Robotnik”. Po kapitulacji pozostał w podziemiu, nie ujawniając się również po wkroczeniu Sowietów i ustanowieniu władz komunistycznych. Od roku 1946, zagrożony aresztowaniem przez komunistów, na emigracji politycznej we Francji, gdzie współtworzył zagraniczny ośrodek socjalistów polskich oraz prowadził ośrodek wydawniczy, propagujący za pomocą czasopism i książek ideały lewicy antykomunistycznej. Nie powrócił do kraju, zmarł na emigracji.
- Kategorie:
- Gospodarka
- Teksty
- Teksty programowe
- Teoria