Marian Porczak
Piatiletka sanacyjna. W piątą rocznicę zamachu majowego 1926 r.
[1931]
I. Majowy zamach stanu
Dnia 12 maja minęło 5 lat od wybuchu rokoszu wojskowego w 1926 r. Wojnę domową wywołał Józef Piłsudski, który na czele części zbuntowanego wojska okręgu warszawskiego podjął walkę zbrojną przeciwko prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, Stanisławowi Wojciechowskiemu, i rządowi parlamentarnemu, centrowo-prawicowemu, Wincentego Witosa. Pretekstem do wywołania buntu była, jak się okazało, kłamliwa i prowokacyjna pogłoska o ostrzeliwaniu w nocy z 11 na 12 maja siedziby Piłsudskiego w Sulejówku przez nieznanych osobników. Według oficjalnego komunikatu rządu z dnia 12 maja 1926 roku bunt przedstawiał się następująco:
„Szerzona od dłuższego czasu przez spiskowców i burzycieli ładu i porządku zbrodnicza agitacja wśród wojska spowodowała smutne następstwa.
Kilka oddziałów wojska z niektórych powiatów, zebranych w okolicy Rembertowa, podnieconych fałszywymi pogłoskami i uwiedzionych fałszywymi rozkazami, dało się pociągnąć do złamania dyscypliny i wypowiedzenia posłuszeństwa rządowi Rzeczypospolitej.
Rząd Rzeczypospolitej, stojąc na straży konstytucji i utrzymania ładu i porządku, zabezpieczył stolicę przed wtargnięciem zbuntowanych dowódców i obałamuconych przez nich oddziałów”.
Odezwa Prezydenta Rzeczypospolitej do wojska mówiła:
„Żołnierze Rzeczypospolitej! Honor i Ojczyzna, to hasła, pod którymi pełnicie szczytną służbę pod sztandarami Białego Orła.
Dyscyplina i bezwzględne posłuszeństwo prawowitym władzom i dowódcom, oto najważniejszy obowiązek żołnierski, na który składaliście przysięgę.
Wierność ojczyźnie, wierność konstytucji, wierność legalnemu rządowi – jest warunkiem dotrzymania tej przysięgi”.
Wezwania Prezydenta Rzeczypospolitej do „dotrzymania przysięgi” oraz „powrotu na drogę prawa” zbuntowani nie usłuchali. Prezydent Rzeczypospolitej Wojciechowski udał się tedy osobiście (12 maja po południu) na most Poniatowskiego i w rozmowie z Józefem Piłsudskim wezwał go do zaniechania rokoszu i powrotu na drogę prawa i posłuszeństwa w imię najwyższych interesów Rzeczypospolitej. Piłsudski we właściwej mu bezceremonialnej formie odmówił. Rozgorzała więc straszna wojna domowa. Wojsko Rzeczypospolitej rozbite zostało na dwa wrogie, nawzajem się mordujące obozy.
W trzecim dniu zaciętych morderczych walk bratobójczych na ulicach, niedawno przez ciemięzców zewnętrznych opuszczonej Warszawy, Piłsudski zdobył pałac Prezydenta Rzeczypospolitej, Belweder, w którym sam następnie zamieszkał.
Ratujący swe życie ucieczką przed pociskami armatnimi Piłsudskiego, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Wojciechowski, oraz rząd Witosa dn. 14 maja złożyli władzę.
Jako motywy tego kroku Prezydent Wójciechowski podał: pragnienie „zaprzestania dalszego przelewu krwi”, zaś rząd Witosa, w protokole z ostatniego posiedzenia Rady ministrów dnia 14 maja 1926 w Wilanowie, zaznaczył, że ponieważ zajęcie przez Piłsudskiego stolicy „grozi przewlekłą wojną domową” i prowadzi „do wojny między poszczególnymi dzielnicami Rzeczypospolitej” i że „konieczne jest użycie wojska dla obrony granie państwa wojną takich zagrożonych”, i dlatego, że „w interesie państwa niezbędne jest usunięcie rozdziału dzielącego naród oraz wojsko na dwa wrogie obozy” – Rada ministrów uchwaliła zgłosić swą dymisję.
Walka majowa .spowodowała wielkie straty w ludziach i zniszczenie materialne w stolicy. Przeszło 500 żołnierzy i cywilnych osób zabitych i ponad tysiąc rannych zasłało ulice Warszawy – Piłsudski zaś w toku walk oświadczył prasie, że „jest przeciwnikiem gwałtu”, zaś w rozkazie do wojska, ogłoszonym w parę dni po zwycięstwie, wyraził „skruchę”: „Niech Bóg nad grzechami litościwy nam odpuści i rękę karzącą odwróci”... i zapewniał, że „przelana krew żołnierza... będzie nowym posiewem braterstwa”... Była to dziwna zmiana co do „karzącej ręki", gdyż w jesieni 1925 roku Piłsudski oświadczył demonstrującym w Sulejówku oficerom, że właśnie „bezsilność państwu daje ten, co karząca dłoń zatrzymuje”...
Cele Piłsudskiego
Celem zbrojnego wystąpienia Piłsudskiego była – jak to wynika z jego oświadczeń – władza nad wojskiem i wpływ na politykę zagraniczną. To są, według jego licznych zapewnień – jego specjalności. W ogólności Piłsudskiemu chodziło niewątpliwie o wpływy na rządy i państwo zawsze i tam, gdzie to mu się będzie podobało i w tych kwestiach, które go zainteresują. Po ustąpieniu z wojska latem 1923 roku za rządu Witosa, Piłsudski zajął się pracą literacką, gdy ta się mu rychło znudziła, zapragnął wrócić do władzy, przynajmniej, według jego oświadczeń, do „pracy w armii”. Powrót ten miała mu umożliwić projektowana ustawa o najwyższych władzach wojskowych, przewidująca stanowisko generalnego inspektora armii, na które to stanowisko kandydował Józef Piłsudski jako domniemany naczelny wódz na wypadek wojny. Piłsudski wysuwał swoje postulaty co do treści tej ustawy, pragnąc sobie jako przyszłemu generalnemu inspektorowi armii zabezpieczyć jak najszerszą władzę i niezależność od rządu. Żądania jednak Piłsudskiego stały w sprzeczności z obowiązującą konstytucją. Projekt ustawy o władzach wojskowych, rzecz zrozumiała w każdym praworządnym i porządnym państwie, musiał być uzgodniony z konstytucją. Sprawa się przewlekała, ponieważ Piłsudski odrzucał wszystkie przedłożone mu do zaopiniowania projekty ustawy, zaś jego postulaty kłóciły się z konstytucją także z tego powodu, że żądał on przeprowadzenia ustawy na drodze pozasejmowej, dekretem Prezydenta. Wskazywało to wszystko albo na brak znajomości praw Rzeczypospolitej, albo na ich bagatelizowanie ze strony oponenta. Bardzo ważnej tej sprawie Piłsudski nadawał charakter niezwykle drastyczny, zaogniając stosunki między nim a rządem Władysława Grabskiego, specjalnie zaś występował przeciw ministrowi spraw wojskowych, generałowi Sikorskiemu, przeciw któremu klika „piłsudczyków” wszczęła nienawistną kampanię. Piłsudski bowiem w trudnościach konstytucyjnych w związku ze sprawą ustawy wojskowej ciągle doszukiwał się osobistej intrygi. Po upadku rządu Wł. Grabskiego, Piłsudski postanowił wpłynąć otwarcie na bieg przesilenia, interweniując osobiście u Prezydenta Wojciechowskiego na rzecz swych żądań i czyniąc zastrzeżenia co do obsadzenia pewnych tek ministerialnych, głównie teki ministerstwa spraw wojskowych. „Piłsudczycy” bowiem starali się wywołać w społeczeństwie mniemanie, że bez wpływu Piłsudskiego na rząd, grozi państwu zagłada.
Interwencja Piłsudskiego u Prezydenta Rzeczypospolitej poparta została w dniu następnym (15 XI 1925) demonstracją tysiąca oficerów-piłsudczyków w Sulejówku, podczas której generał Dreszer zaofiarował Piłsudskiemu imieniem demonstrujących „pewne w zwycięstwach zaprawione szable”. Piłsudski odpowiedział, iż „bezsilność państwu daje ten, co karzącą dłoń sprawiedliwości zatrzymuje, a uczciwą i honorową pracę dla państwa... osłabia”...
Za rządu koalicyjnego Skrzyńskiego kwestia powrotu Piłsudskiego do armii była już na drodze do zrealizowania, gdy jednak rząd ten upadł, powrót rządu centrowo-prawicowego postanowił Piłsudski wyzyskać dla zbrojnego buntu o zdobycie władzy.
Kwestia wojskowa, poruszająca Piłsudskiego i legionistów, nie budziła szerszego zainteresowania w społeczeństwie, i na tym podłożu wyłącznie wytoczona walka nie pociągnęłaby mas ludowych, bez których poparcia nie wiadomo, czy zbrojne wystąpienie Piłsudskiego zakończyłoby się jego zwycięstwem. Na popularność wystąpienia Piłsudskiego złożył się szereg momentów natury ogólnej, gospodarczych, społecznych i politycznych, których, zwłaszcza ostatnich, dostarczyła ówczesna nacjonalistyczna prawica.
II. Atmosfera polityczna przed przewrotem majowym
Na popularność zbrojnego wystąpienia Piłsudskiego złożył się szereg momentów politycznych, gospodarczych i społecznych, a zwłaszcza polityka i taktyka prawicy nacjonalistycznej.
Na czoło prawicy w Polsce niepodległej wysunęła się Narodowa Demokracja, pod której wpływy przeszły elementy centrowe, tak że w chwili wybuchu rewolucji w najogólniejszym podziale istniały dwa obozy polityczne: prawicy z Narodową Demokracją na czele i lewicy, złożonej radykalnych stronnictw chłopskich i robotniczych z Polską Partią Socjalistyczną na pierwszym planie. Poza stronnictwami prawicy i lewicy istniał jeszcze czynnik inny, osobisty, Józef Piłsudski, który wprawdzie uważamy przez obie strony za stronnika obozu demokracji, działał samodzielnie, stając się w istocie rzeczy wodzem skupionej dokoła niego mafii militarnej, mającej swoje ukryte cele. Piłsudski wniósł w życie polityczne Polski odrodzonej pierwiastek osobisty, niesłychanie zaogniający walki polityczne i sprowadzający niekiedy kwestie programowe wszystkich stronnictw na plan drugi lub też uzależniający ich zwycięstwo lub porażkę od powodzenia politycznego jego osoby. Prawica widziała w nim wodza lewicy i zaporę na drodze swej do władzy, poza tym działały stare nienawiści na tle orientacyjnym z czasów niewoli. Im bardziej rosła nienawiść prawicy do Piłsudskiego, tym więcej przeciwny skutek wywoływało to na lewicy. Utrudniało to ogromnie wyrobienie rzeczowego, krytycznego stosunku do J. Piłsudskiego wśród wszystkich stronnictw polskich.
Polska powstała jako demokratyczna republika parlamentarna mimo usiłowań prawicy nacjonalistyczno-konserwatywnej zorganizowania jej w duchu reakcyjnym. Zwycięstwo mocarstw demokratycznych w wojnie światowej, wrzenie rewolucyjne i przewroty na zachodzie i wschodzie, silne wpływy obozu lewicowego, demokratyczno-niepodległościowego, nastroje rewolucyjne mas polskich – czyniły ustrojowy program prawicy nierealnym. Zwyciężyła demokracja w Polsce, a żywioły nacjonalistyczno-prawicowe, idąc z musu za prądem, stanęły, chociaż nieszczerze, na gruncie republiki demokratyczno-parlamentarnej. Skorzystały jednak skwapliwie z pierwszych powojennych powiewów reakcji w Europie, aby niedługo po uchwaleniu demokratycznej konstytucji z marca 1921 r. podjąć walkę z jej zasadami, przeciw ustrojowi demokratyczno-parlamentarnemu, który nie sprzyjał, mimo znacznych sukcesów wyborczych prawicy, objęciu przez nią niepodzielnej władzy:
„Dlatego właśnie ledwo państwo otrzymało Konstytucję, już myśl polityczna w Polsce zabrała się do przygotowania jej rewizji, rozumiano bowiem doskonale, że budowa państwa dokonywała się w atmosferze zgoła nieprzyjaznej dla wszelkiego budownictwa trwałego i praktycznego” – tak potwierdził zamiary prawicy naczelny organ ND „Gazeta Warszawska” (nr 46/1927).
Tym przypomnieniem chciał organ ND dowieść, że „nie potrzeba było przewrotu majowego”, gdyż do rewizji ustroju Rzeczypospolitej dążyła właśnie prawica...
W jakim duchu, jakimi środkami ta rewizja ustroju przez ówczesną prawicę miała być dokonana?
Pierwszy w Europie powojennej zamach na ustrój demokratyczno-parlamentarny – przewrót październikowy, faszystowski w r. 1922 we Włoszech – podsycił niesłychanie dążenia przewrotowe prawicy nacjonalistycznej. Nastał okres namiętnej agitacji prawicy za dyktaturą, gloryfikacji Mussoliniego, jego systemu i taktyki, organizowania różnych tajnych organizacji faszystowskich; przyszło dyskredytowanie parlamentaryzmu, jako nieodpowiadającego już „siłom narodowym”, następnie gwałtowny atak na Konstytucję i Zgromadzenie Narodowe w grudniu 1922 roku, kampania uliczna i prasowa przeciwko pierwszemu Prezydentowi Rzeczypospolitej Narutowiczowi, wybranemu legalnie, zgodnie z duchem i literą Konstytucji, kampania namiętna, uwieńczona strasznym czynem Eligiusza Niewiadomskiego, czynem, który wstrząsnął do głębi społeczeństwem. Następnie gloryfikacja Niewiadomskiego, który motywował czyn swój również nienawiścią do demokratycznego Sejmu „pastuchów i fornali” i takie znamienne, jak na człowieka obozu wrogiego Piłsudskiemu, przed sądem wypowiedział przekonanie, że „Piłsudski zmarnował własną wielkość”, nie ogłaszając się dyktatorem i nie wprowadzając rządów „komendy krótkiej i bata”. Być może ten komplement był powodem, że Józef Piłsudski, oburzając się na prawicę, nigdy nie wymienił publicznie Niewiadomskiego. Ale przyszła okazja do zrehabilitowania się. Następnie skrajnie antyparlamentarne teorie ideologów prawicy, jak np. prof. Dubanowicz, głoszący, że „samodzierżca ma sumienie; tłum nie ma sumienia” – to wszystko musiało budzić w obozie ludowym, demokratycznym najgłębszy niepokój o bezpieczeństwo ustroju Republiki demokratyczno-parlamentarnej i nie dopuszczało wątpliwości co do przewrotowych zamiarów prawicy.
Rozmach prawicy w kierunku faszystowskim nie zatrzymał się nawet na przewrocie majowym i trwał jeszcze po nim czas dłuższy. Roman Dmowski w serii artykułów po zamachu majowym podnosił pod niebiosa faszyzm jako jedyny ratunek dla państwa, dowodząc konieczności otrząśnięcia się z „tych absurdów” parlamentaryzmu. Jeszcze w grudniu 1926 r. na zjeździe w Poznaniu zorganizował „Obóz Wielkiej Polski” w formie i duchu wyraźnie faszystowskim, czym niewątpliwie przeszkodził szybszemu zorientowaniu się lewicy w kierunku zdecydowanie opozycyjnym wobec rządów pomajowych, i w ogóle wcześniejszemu skrystalizowaniu się opinii opozycyjnej wobec zarysowującego się już wyraźnie pomajowego systemu dyktatury.
To silne zaognienie walki politycznej w Polsce, wywołane zasadniczo wrogim ustrojowi demokratycznemu programem prawicy i jej taktyką, ta przepaść nie do przebycia, jaka wytworzyła się w Polsce między głównymi obozami politycznymi, była wodą na młynek Piłsudskiego, który, niby stojąc po stronie demokracji, swoje knuł plany. Do zaostrzenia tych walk też niewątpliwie parły elementy służące osobistym planom swego wodza – „piłsudczycy”, których jaczejki tkwiły i działały we wszystkich stronnictwach demokratycznych. Wypadki 1923 roku były, poza błędami prawicy, też niemałą zasługą „piłsudczyków”, których zadaniem, zapewne świadomym, było spotęgować szerzoną przez prawicę anarchię, by umożliwić wystąpienie „wodza” jako „zbawcy”.
Tak prawica, jak i lewica uważały Piłsudskiego za „żołnierza niezłomnego” demokracji. Z tego głównie powodu darzyła go nienawiścią pierwsza, zaufaniem druga. Było to jednak powszechne nieporozumienie. Józef Piłsudski, podobnie jak nacjonalistyczna prawica, w pierwszych latach niepodległości sprzyjał demokracji nieszczerze; będąc w przymusowym położeniu wobec nastrojów rewolucyjnych w Europie i w kraju, nie mógł nie iść z prądem. Dał temu wyraz w dekrecie z 14 XI 1918 r., mówiąc, iż „licząc się z potężnymi prądami, zwyciężającymi na Zachodzie i Wschodzie Europy”, powołuje rząd demokratyczny i zwołuje sejm ludowy.
Widzimy, że demokratyczna republika polska nie miała szczerych przyjaciół w tych przymusowych swych „budowniczych”. I tu tkwi jedno z głównych, a bodaj czy nie najgłówniejsze źródło tragicznych przeżyć młodej demokratycznej republiki polskiej i porażki demokracji. Piłsudski bowiem broniąc z początku programu sejmu demokratycznego, w głębi duszy nienawidził go równocześnie; tak samo jak narodowa demokracja, współtworząc i uchwalając demokratyczną Konstytucję z 17 marca 1921 r., te same do niej żywiła uczucia. Narodowa demokracja rychło zrzuciła maskę i otwarcie zwalczać poczęła ustrój demokratyczny. Piłsudski grał dalej rolę „żołnierza demokracji”, by pod tą maską, umożliwiającą mu oparcie o lud pracujący, dokonać przewrotu i zdobyć armię i władzę. Świetnie do powodzenia zamachu przyczyniły się niepohamowane ataki prawicy nacjonalistycznej na ustrój demokratycznej Rzeczypospolitej. Agitacja prawicy za faszyzmem i próby zastosowania faszystowskich środków walki o władzę sprzyjały skrytym zamiarom dyktatorskim ze strony Piłsudskiego, lepiej wojskowo do zamachu przygotowanego.
Niepopularność rządów prawicy wśród mas pracujących potęgował jej reakcyjny program społeczny i sanacyjno-skarbowy, zdążający w interesie kapitalizmu do ograniczenia ustawodawstwa robotniczego, obniżania świadczeń społecznych; zmierzający do „uzdrowienia” skarbu państwa kosztem pracowników państwowych, emerytów i inwalidów i grożący kolejarzom masową redukcją. Plan ten (przeprowadzony dziś przez obóz sanacyjny BB) był powodem wystąpienia Polskiej Partii Socjalistycznej z rządu koalicyjnego w kwietniu 1926 r. Masy robotnicze zagrożone w swych zdobyczach społecznych i politycznych, gnębione drożyzną i bezrobociem wobec uporczywych wichrzeń prawicy, rzesze pracowników państwowych, zagrożone w swym bycie, widziały w rządach prawicy śmiertelnego wroga swych najżywotniejszych interesów i nie mogły się nie wzburzyć. Ten antyludowy i antyspołeczny program prawicy, cierpienia gnębionego skutkami wojny, niedostatkiem ludu, to jego rozgoryczenie głębokie, to wszystko wyzyskał Piłsudski dla swych celów przewrotowych. Wystąpienie Piłsudskiego zrozumiały masy pracujące jako walkę z wrogim im programem sanacyjnym prawicy. W zwycięstwie Piłsudskiego chciały widzieć poprawę swej doli, zmniejszenia drożyzny, bezrobocia; obronę ustroju demokratycznej Rzeczypospolitej i zabezpieczenie zdobyczy społecznych i praw wolnościowych. Piłsudski wyzyskał zaufanie mas pracujących, które jeszcze widziały w nim obrońcę demokracji i wodza biednych, uciśnionych ludzi.
Czyż był nim jeszcze w istocie?
III. Mafia
Józef Piłsudski nie zrywając – przynajmniej otwarcie – ideowo z lewicą demokratyczną, w istocie rzeczy już przed przewrotem był wodzem skupionej dokoła jego osoby mafii, złożonej głównie z byłych legionistów i członków dawnych organizacji konspiracyjno-bojowych, zajmujących stanowiska oficerskie w armii w czynnej służbie i poza nią. Mafia przywłaszczając sobie tytuł jedynego twórcy państwa polskiego, rościła sobie pretensje do przywilejów społecznych i politycznych. Mafia ta, której pierwszym publicznym objawem organizacji była listopadowa demonstracja oficerska 1925 r. w Sulejówku, podniosła 12 maja 1926 r. rokosz w celach, których urzeczywistnieniem jest pomajowa dyktatura wojskowa.
Zamiary swe umiał Piłsudski maskować. Pod jakimi hasłami wywołał on rokosz, jaką taktykę stosował przed majem? Była to taktyka ostrożna i chytra i sprowadzała się do nieprzeszkadzania prawicy w jej agitacji za faszyzmem, a złorzeczenia jej głównie z powodu osobistych przykrości od niej doznanych i poruszania bolesnych wypadków grudniowych 1922 r. (jak znieważenie i zamordowanie Prezydenta Narutowicza, któremu się żadnej pomocy nie dało), bo to wzburzało opinię demokratyczną. Piłsudski nie potępił antydemokratycznego programu i agitacji prawicy i sam często udzielał wywiadów na temat „kryzysu parlamentaryzmu”, zmiany konstytucji, demokracji a dyktatury.
Wywiady były ostrożne, wysuwały ogólnikowo postulat rozszerzenia władzy prezydenta Rzeczypospolitej, co nie było obce lewicy, domagającej się np. dania prezydentowi prawa rozwiązywania Sejmu. Jawne dążenia Piłsudskiego nie opuściły gruntu demokratycznego, a krytyczne wycieczki w stronę parlamentaryzmu kończyły się zawsze powrotem do konstytucji.
Ciekawy pod tym względem był wywiad udzielony „Nowemu Kurierowi Polskiemu” na dwa tygodnie przed rokoszem na temat: demokracja czy dyktatura.
Na pytanie „czy silny człowiek, któryby ujął władzę, łatwiej potrafiłby uporać się z trudnościami”, Piłsudski zagadnął: „Z sejmem czy bez sejmu?”.
Na uwagę dziennikarza, że to byłaby sprawa „silnego człowieka”, Piłsudski zauważył:
„Wpędza mnie pan w pułapkę”. Na pytanie co do dyktatury Piłsudski odpowiedział jakby proroczo:
„Dyktatura? No i cóż ubierze pan w nią złodziei?”.
Wziąłby ją pan marszałek w swe ręce? – pyta dziennikarz.
„Stawia pan niekonstytucyjne pytania... Ale ja nie odpowiem, bo nie chcę siedzieć w kozie”, odpowiada Piłsudski, który później dorzuca, jakby w zamyśleniu:
„Cóż, zagadnienie dyktatury stawało przede mną tyle razy”...
Wywiad zakończył Piłsudski oświadczeniem: „Ja jednak twierdzę, że w ramach konstytucyjnych praca silnego rządu da się uskutecznić”...
Jak widzimy, Piłsudski nie oświadczał się przeciw demokratyczno-parlamentarnemu ustrojowi Republiki, nie odrzucał konstytucji, nie chcąc otwarcie utożsamić się programowo z prawicą i faszyzmem, by nie wywołać przedwcześnie niechęci w obozie demokratycznym, nie odrzucał też stanowczo i nie potępił koncepcji faszystowsko-dyktatorskich, które przed nim stawały „tyle razy”, sądząc zapewne, że wypadnie mu je przyjąć i realizować...
W ostatnim wywiadzie w przeddzień rokoszu 11 maja w „Kurierze Porannym” ogłoszonym, a wypowiadającym walkę rządowi Rzeczypospolitej, Piłsudski nie zrobił najmniejszej wzmianki dotyczącej zmiany ustroju państwa, Konstytucji, a zaznaczył, że stanął wyłącznie „w obronie funkcji wojska” i że chodzi mu o politykę zagraniczną...
Atakując dopiero co powstały rząd, wymienił „posłów i senatorów”, „partie i stronnictwa”, co pozostawało niewątpliwie w związku z tym, że wszystkie kluby sejmowe były przeciw antykonstytucyjnym koncepcjom Piłsudskiego w sprawie ustawy o władzach wojskowych. Wywiad pełny był ogólnikowych zarzutów, mówił o „przekupstwach wewnętrznych”, o „systemie demoralizacji wojska” itd.
Wywiad, który był zapoczątkowaniem wojny domowej o najgroźniejszych dla państwa skutkach, nie zawierał żadnych wskazań naprawy stosunków w państwie, żadnej myśli programowej, żadnego celu konkretnego, który by mógł „usprawiedliwić” bunt pchający naród w otchłań wodny domowej.
Bo też, jak się okazało, mafia militarna żadnego planu państwowego nie miała, prócz jednego celu: zdobycia władzy. Cel ten ukryty był w często powtarzającym się w wywiadzie zwrocie o „moralnych interesach wojska”. Pod tym zagadkowo brzmiącym frazesem krył się plan władczy mafii.
Po osiągnięciu tego celu naród dowiedział się od p. Piłsudskiego, że była to tylko „rewolucja bez rewolucyjnych konsekwencji”, czyli taka sobie próba zastosowania „boskiej sztuki wojowania” w wojnie domowej...
Mafia, dążąc do ujęcia władzy, od początku pragnęła zanarchizować życie polityczne, zaogniać walki miedzy stronnictwami i obozami, doprowadzać je do form najostrzejszych, gdyż to tylko mogło dać okazję do rokoszu i usprawiedliwić wystąpienie „wodza” jako „zbawcy” państwa i organizatora „porządku”. W tych planach była mafii na rękę działalność wichrzycielska prawicy, trzeba było więc tylko pchnąć stronnictwa do walk morderczych. Zamordowanie Prezydenta Narutowicza miało być taką okazją do wystąpienia mafii. Toteż wodzowie jej starali się nakłonić Polską Partię Socjalistyczną do czynnego odwetu na prawicy. PPS odrzuciła stanowczo tę potworną propozycję i, przeciwnie, w odezwie z 22 grudnia 1922 r. wezwała robotników do rozwagi:
„Towarzysze, Robotnicy! Do was zwracamy się z wezwaniem: Czuwajcie!... Rozumiemy i odczuwamy Wasze podniecenie i Wasze oburzenie, domagające się natychmiastowej odpłaty. Ale nie chcemy ani odruchów zemsty, ani anarchii. Chcemy ratować Państwo! Nie szukamy zemsty partyjnej; wstrętem przejmuje nas ohydny zgiełk swarów partyjnych, wśród których zginąć mogą rzeczy wielkie, bo wolność i niepodległość narodu całego. NIE CHCEMY PRZELEWU KRWI, NIE CHCEMY ZAMĘTU, nie chcemy ruiny ludu i państwa”..
Od tej odezwy datuje się rozbrat PPS z Piłsudskim.
PPS ściągnęła na siebie tą odezwą nienawiść mafii, która znienawidziła za to zwłaszcza Ignacego Daszyńskiego. „Wódz” mafii w parę miesięcy później, w roku 1923, będąc w Krakowie z okazji pogrzebu ułanów poległych pod Rokitną, podczas rautu w magistracie rozmawiał z kilkoma osobami o Narutowiczu. W trakcie tej rozmowy zwrócił się do obecnego tam przedstawiciela PPS z gwałtowną apostrofą:
– Wyście winni, wy PPS! Wyście powinni byli masy robotnicze wyprowadzić wtedy do odwetu, a potem ja wystąpiłbym z wojskiem, zmasakrowałbym jednych i drugich i zaprowadziłbym porządek.
W tych słowach, wypowiedzianych w silnym podnieceniu, wybuchły najistotniejsze i najgorętsze marzenia i pragnienia kandydata na dyktatora.
Straconej okazji mafia nie mogła przeboleć. Bo jeszcze 13 lipca 1930 r. oficjalny organ „piłsudczyków” „Gazeta Polska” (nr 190) złorzecząc lewicy demokratycznej, woła:
„Nawet w grudniu 1922 r. lewica nie miała dość siły, aby rozprawić się z Narodową Demokracją”.
Nawet w grudniu 1922 roku, a więc mafia pragnęła jeszcze wcześniej wojny domowej.
Toteż tragiczne wypadki listopadowe 1923 r. są w wielkiej mierze zasługą mafii. Wyzyskując błędy rządzącej prawicy, jej oporne stanowisko wobec zgnębionych inflacją i głodem rzesz pracujących, wyzyskując powojenne zdenerwowanie mas, mafia parła i podżegała do wojny domowej. A gdy wbrew woli PPS do tragicznych zajść doszło, wódz PPS, poseł Krakowa dr Zygmunt Marek, dzięki nadludzkim wysiłkom doprowadza do zaprzestania walk, do spokoju, ściąga na siebie nienawiść mafii, która go od tej chwili ściga zajadle, aż wtrąca w nieszczęście...
IV. Po zamachu
Upragniony cel: władza dyktatorska nie tylko nad armią, ale i polityczna władza siłą faktu przeszła w ręce zwycięzcy majowego i jego otoczenia.
Nie ogłaszając się dyktatorem, Piłsudski faktycznie władzę taką zatrzymał. Wybrany większością Zgromadzenia Narodowego prezydentem Rzeczypospolitej zrzekł się tej godności, tłumacząc wybór jako akt „legalizacji” zamachu majowego.
Wybrano następnie prezydentem człowieka wskazanego przez Piłsudskiego, tak jak utworzono rząd pomajowy spośród osobiście oddanych zwycięzcy ludzi. Czując się mocnym w autorytecie, umacniając się w armii, Piłsudski poczuł się pewnym też swej wielkości, geniuszu i przygotowania, aby nareszcie rządzić niezależnie, a za pomocą ludzi ze swego otoczenia. Postanowił więc odciąć się od elementu ludowego i jego haseł, których był jeszcze w dniach majowych silnym wyrazem.
Toteż w wywiadzie z 27 maja 1926 r. Piłsudski wystąpił z takim śmiałym twierdzeniem: „Osobiście nigdy nie chciałem być członkiem ani polskiej prawicy, ani polskiej lewicy. Nie chciałem nigdy należeć do żadnego stronnictwa”... To „nigdy” nie miało nic wspólnego z prawdą historyczną, a teraz miało oznaczać właśnie przechylenie się dyktatora na stronę haseł prawicy i zapoczątkowanie pod demagogiczną formą „walki z partyjniactwem”, istotnej walki z instytucją parlamentarnego przedstawicielstwa narodowego.
Przewrót skomplikował stosunki polityczne. Gdy przed majem istniały na ogół dwa obozy prawicy i lewicy, to teraz tworzył się dokoła osoby dyktatora i mafii trzeci – obóz „sanacyjny”. Dwa wrogie obozy – prawica i lewica – znalazły się poza rządem i przejść miały do opozycji. Piłsudski uderzając w stronnictwa i ogłaszając swą od nich niezależność, liczył zapewne na stary antagonizm między prawicą a lewicą i na brak konsolidacji tej drugiej, nie oczyszczonej jeszcze ze zwolenników mafii. W tej kalkulacji szła nadal na rękę Piłsudskiemu prawica, nie porzucając swych ustrojoburczych planów. Stanowisko bowiem zwyciężonej prawicy wobec rządu pomajowego było bardzo ciekawe. Otóż „zwyciężonych” spotkało bardzo miłe rozczarowanie. Piłsudski usunął prawicę od władzy, ale przejął jej idee ustrojowe... Widzieliśmy bardzo rozczulający obraz braterskiej współpracy zwycięzców i zwyciężonych nad podkopaniem ustroju demokratycznego Republiki. Projekty konstytucyjne prawicy były reakcyjniejsze od projektów rządu Piłsudskiego. Sierpniowa zmiana Konstytucji dokonana została głosami prawicy. Twórca Obozu Wielkiej Polski – Dmowski – dowodził w swych artykułach, że przewrót majowy to następstwo upadku wiary w parlamentaryzm; spotykamy później w prasie nacjonalistycznej zarzuty niewykorzystania przez Piłsudskiego sytuacji po przewrocie dla gruntownej zmiany ustroju państwa w duchu skrajnie antydemokratycznym.
To nieumiarkowane stanowisko prawicy utrzymywało Piłsudskiego jeszcze czas pewien po maju w roli zapory przed skrajną reakcją i faszyzmem.
Nie brakło jeszcze po wyborach 1928 r. zalotów do współpracy.
Prezes sejmowego klubu endecji, poseł Rybarski, 30 marca 1928 oświadczył gotowość poparcia ustrojowych wniosków mafii „z całą siłą”, gdyż ND nie chodzi „o walkę z tym lub owym czynnikiem”, ponieważ ustrój musi ulec gruntownej zmianie, i że „niepodobna jest całości państwa wiązać ze sprawą tego lub innego ustroju”. Cóż to znaczyło, jak nie aprobatę wszystkiego, co najwsteczniejsze? Z okazji ogłoszenia programu ND powstał taki charakterystyczny spór: „Ogłoszony program Stronnictwa Narodowego jeśli chodzi np. o zagadnienie ustrojowe – jest on już wyraźnie odpisany od Sławka” (organ mafii „Głos Prawdy”, 28 X 1928). Odpowiedź: „To stwierdzenie... odpisania jest cenne... Jeżeli »Głos Prawdy« zestawiając te dwa programy (endecki i sanacyjny), znalazł... odpisanie, to... jest rzeczą jasną, kto od kogo odpisuje, a żałować trzeba, że... nie wszystko”... („Gazeta Warszawska” 31 X 1928).
Taki stan rzeczy na opozycji zapewniał mafii spokój i czas na robotę około opanowania aparatu państwowego i organizacji szerszego obozu pod firmą „Bloku Bezpartyjnego”, mającego dowodzić, że dyktatura posiada szersze podstawy społeczne.
Dążąc do niezależności od ludu, Piłsudski nie rozwiązał niepopularnego Sejmu z r. 1922, mimo nadania prezydentowi tego prawa. Wobec poruszenia rewolucją mas ludowych obawiał się zapewne większości demokratycznej, lewicowej Sejmu, co krzyżowałoby plany mafii. Do wyborów postanowili „sanatorzy” przystąpić nie wcześniej, aż zorganizują własną partię i przeprowadzą kampanię przeciw „partyjnictwu” oraz podkopią autorytet parlamentaryzmu.
Okres od maja 1926 do końca kadencji w r. 1927 był jednym pasmem upokorzeń Sejmu.
Pokazało się, że sierpniowa zmiana Konstytucji nie wystarcza do prawnego zabezpieczenia interesów władczych sanatorów. Pozostały grożące jej stale zawarte w Konstytucji zasady gwarantujące parlamentowi naczelne stanowisko w Republice, władzę prawodawczą, zwłaszcza prawo uchwalania budżetów, prawo kontroli nad rządem i pociągania go do odpowiedzialności. Zasad tych nie mieli odwagi obalić wyniesieni poparciem ludu zwycięzcy, bo nie mieli sił ogłosić jawnej dyktatury; nie mogli też, wobec poruszenia mas ludowych, żądać od Sejmu, mającego silne stronnictwa demokratyczne, przekreślenia republiki demokratycznej.
Nie można też było tak nagle przejść do faszyzmu. Gdy bowiem gdzie indziej dyktatury powstawały z otwartej walki z parlamentaryzmem, to w Polsce faktyczna dyktatura wyłonić się miała z ruchu, w jego szerszym pojęciu, o charakterze antyfaszystowskim, antyprawicowym. Piłsudski hasła zniszczenia parlamentaryzmu demokratycznego w maju 1926 r. jawnie nie wysunął i pod nim nie zwyciężył. Bez otwartej tedy zdrady tych haseł i elementów ludowych, które zadecydowały o zwycięstwie, nie można było pójść w kierunku wskazywanym właśnie przez zwyciężoną prawicę.
Przejście sanatorów do zaprzeczenia haseł ludowych miało się odbywać stopniowo, z ostrożnościami i pod różnymi maskami i pozorami, aby zdrada nie wyszła przedwcześnie jaskrawo. Mafia z opozycji do rządów „partyjnych” przeszła do opozycji wobec ustroju państwa, posługując się już w swej akcji państwowymi środkami. Trzeba było urabiać „ideologię” pomajową, antyparlamentarną, trzeba było poniżać Sejm, trzeba było łamać stopniowo, codziennie jego uprawnienia, słowem trzeba było dokonać nowego zamachu, teraz już od góry wprost na ustrój państwa, innymi niż majowe metodami.
Etapami tej pomajowej „rewolucji”, zmieniającej faktycznie ustrój państwa przez realizację „systemu sanacyjnego”, wypaczającego zupełnie sens istniejącego prawa, były walka z Sejmem, rządy wbrew Sejmowi i Konstytucji, Brześć i wybory brzeskie, i zepchnięcie Sejmu do roli narzędzia w ręku mafii.
Pomajowemu systemowi rządzenia nie odpowiada w dalszym ciągu Konstytucja.
V. System pomajowy i jego twórcy
Aby zrozumieć to wszystko, co po maju 1926 r. w życiu państwowym narodu naszego zaszło, a co składa się na tak zwany system pomajowy, nazwany przez sanacyjny „Czas” „kryptodyktaturą”, ukrytą dyktaturą, trzeba nieco bliżej zapoznać się z właściwościami charakteru i „światopoglądem” twórców „sanacji”.
Typ psychologiczny, kulturalny i polityczny członków mafii jest jeden i ten sam, różnice dotyczą tylko skali „uzdolnień” temperamentu i tupetu.
Przede wszystkim usposobienie, charakter:
„Uważam, że ja, z moją naturą czynną, z moim, przyznam się otwarcie do wady, uporem litewskim, z moją względnie małą ustępliwością w zawiłych, trudnych, a specjalnie w drażliwych sprawach, mało się nadaję do spełnienia urzędu, który ma charakter przede wszystkim polityczny” – oświadczył Piłsudski w sejmie 20 lutego 1919 r. po wyborze na naczelnika państwa.
Dlaczego z tych stwierdzeń nie wyciągnął on dotąd konsekwencji i jaki był tego skutek?
„Nie dawałem pracować wszystkim trzem sejmom” – oświadczył Piłsudski Marszalkowi Sejmu Daszyńskiemu (artykuł pt. „Słowo do waletów”, „Robotnik” 2 VI 1930).
Rezultaty znane. Przyznanie powyższe obala całą „krytykę” sejmów i wszystkie pretensje do nich ze strony Piłsudskiego. Nie można też powiedzieć, że czwarty sejm z większością sanacyjną, zdobytą w wyborach brzeskich, pracuje. Jej zwierzchnicy są konsekwentni...
Szkoła polityczna. Piłsudski wychowywał się i działał pod zaborem rosyjskim, w warunkach despotii carskiej. Wpływ tych warunków nie pozostał bez śladu, a nawet silne wywarł wpływy na ukształtowanie charakterów części współczesnych działaczów politycznych. Mówi o tym Piłsudski:
W Polsce „moskalofilstwo istnieje tylko jako nowa doza przyzwyczajenia do pewnych stosunków i form życia”... (Mowa w Radzie Stanu 1 maja 1917 r.).
Pogląd na naród polski i jego niepodległość: na zjeździe legionistów w Kaliszu 6 sierpnia 1927 Piłsudski oświadczył: „Wytworzyłem całe mnóstwo pięknych słówek, które naród Polski stawiają w rzędzie idiotów”. A dalej: „Naród polski łatwo służy obcym, nie widzi wstrętu do służby obcemu, a zatem jest mniej wartościowy w porównaniu z innymi narodami”... Z tych charakterystycznych słów wynika, że sanatorzy nie pojmują narodu, który by komuś nie służył, był wolny.
Niepodległość narodu ma być zatem w pojęciu „sanatorów” służbą „swoim”.
Z takiego pojmowania „niepodległości” wypływa taki pogląd na społeczeństwo: „Społeczeństwo wyrazu swojego zajęcia się czymkolwiek nie ma i dlatego każdy może o społeczeństwie mówić, co chce”... (J. Piłsudski, wywiad, 1 VIII 1930).
Społeczeństwo bez „swojego wyrazu zajęcia się czymkolwiek” – to pierwotna horda. Tylko wódz hordy posiada wyraz i kompetencje zajęcia się czymkolwiek. O takim społeczeństwie może każdy, a głównie wódz, mówić co chce, i robić z nim, co mu się podoba...
Ciężka ręka. Piłsudski rezygnując z kandydatury na prezydenta Rzeczypospolitej, na radzie ministrów 5 grudnia 1922 oświadczył: „Na mnie proszę nie głosować, proszę wybrać człowieka, który by miał ciężki chód, lecz lekką rękę; lekka ręka jest potrzebna dla prowadzenia kompromisów”.
Autor tych słów stwierdził, że ma ciężką rękę do rządzenia i kompromisów, a więc nie umie dostosować się do warunków konstytucyjnych.
Nie winą więc konstytucji jest, że ludzie z „uporem litewskim” i „ciężką ręką” konstytucyjnie rządzić nie mogą. Jeżeli mimo wszystko rządzić pragną, wytwarzają sobie za pomocą bezkompromisowych środków swoisty system rządzenia: „Wyznaję całkowicie zasadę: sztuką łamania przeszkód jest sztuka nieuważania tego lub owego za przeszkodę” – pisze Piłsudski, powołując się na Napoleona. („Głos Prawdy” nr 340, 1928).
Jakież to mogą być przeszkody w sprawowaniu władzy „ciężkiej ręki”?
„Naród przez swoją Konstytucję... postępuje tak nikczemnie i tak bezecnie” (J. Piłsudski, wywiad z 1 VIII 1908). Więc Konstytucja jest tą przeszkodą.
Ale w nowoczesnym państwie istnieje wiele innych przeszkód w dowolności rządzenia. Wszystkie te przeszkody urabiają psychikę cywilizowanego człowieka, który wbrew prawu, kulturze i moralności działać nie może.
Józef Piłsudski rozwija dalej swą „sztukę łamania przeszkód” i ubolewa: „Niestety u nas częstokroć ma się zbyt wiele myślowych, pojęciowych zawad... Tymczasem należy przede wszystkim usunąć te psychiczne przeszkody... Jedne przeszkody obchodzi się, inne wprost się przełamuje... Ludzie tworzą fetysze, argumenty i przeróżne twory, które żyjąc życiem własnym, potem stają się dla ich twórców nieprzebytą zaporą”...
Naród nowoczesny wytworzył sobie takie „fetysze” jak prawo, wolność, sprawiedliwość, moralność, kultura.
Twórcy sanacji hołdują sztuce „nieuważania tego lub owego za przeszkodę”.
Stosunek do Konstytucji: „Nieraz słyszałem o... szukaniu oparcia czy żądań jakoby na naszej Konstytucji... a ja tego nie nazywam Konstytucją, ja to nazywam Konstytutą... bo to słowo najbliższe jest do prostituty” (J. Piłsudski, wywiad z 28 VIII 1930).
Z uznania prawa zasadniczego Rzeczypospolitej „prostitutą”, z zastosowania „sztuki nieuważania tego lub owego za przeszkodę”, wyłonił się cały „system pomajowy” i wszystkie jego konsekwencje, zwłaszcza powstała w Polsce pomajowej pierwszorzędna kwestia praworządności.
VI. Jak zwalczano Konstytucję i Sejm
Na przeszkodzie w utrwaleniu się rządów sanacyjnych stanęła Konstytucja i Sejm, stojący na straży prawa. Poddanie się prawu oznaczało likwidację systemu pomajowego ze wszystkimi dla jego twórców skutkami. Postanowiono więc trwać wbrew prawu; aby to było możliwe, trzeba było złamać Sejm, aby złamać Sejm, trzeba było niszczyć stronnictwa na stanowisku uprawnień konstytucyjnych parlamentu stojące. Walka „sanacji” z prawem, sejmem i stronnictwami niezależnymi wypełniła 5 lat pomajowych.
Dlaczego zwycięzcy nie zmienili od razu zasadniczo ustrój państwa. Bo na otwartą dyktaturę faszystowską pójść nie mogli wobec radykalnego nastroju mas, poruszonych wypadkami majowymi. Przewrót ustrojowy miał być dopiero – jak powiedział ktoś – wyszachrowany przez naciągniecie wypadków majowych dla celów reakcyjno-przewrotowych, które nie były hasłem dni majowych. Ten proces „naciągania” trwa już rok szósty kosztem interesów narodu i państwa. Po drugie mafia dążąc do władzy, nie posiadała żadnego programu ustrojowego ani w ogóle państwowego. Dał temu wyraz J. Piłsudski, mówiąc (25 V 1926), że dokonał czegoś „w rodzaju rewolucji bez rewolucyjnych konsekwencji”, to znaczy, że nie będzie przewrotu ani na prawo, ani na lewo; w dwa dni i później (27 V) oświadczył że „wyrzekł się tak łatwej formy jak dyktatura jednego człowieka” (może miał na myśli dyktaturę mafii), potrącił jednak o kwestię „władzy bezpośredniej” dla prezydenta i nazwał „hańbą Polski” brak takiej władzy w Polsce dawniej i dziś; zaś 29 maja oświadczył, że „musi się przecież stać coś nowego”. Wszystko to wskazuje na zamęt, brak programu, zakłopotanie. Być może liczył na zupełną kapitulację stronnictw sejmowych, na ich rezygnację z programów, na dobrowolne podporządkowanie się Sejmu jego woli, czego ideałem jest obecna sejmowa większość „Bloku Bezpartyjnego”.
Zmiana Konstytucji z dn. 2 VIII 1926, rozszerzająca władzę prezydenta (prawo rozwiązywania Sejmu i wydawania rozporządzeń z mocą ustawy), nie wystarczała do utrwalenia rządów autokratycznych. Wobec braku większości sejmowej zdolnej do rezygnacji z praw parlamentu zmiana legalna ustroju w kierunku wszechwładztwa rządu była wykluczona, a samo trwanie przy władzy sanatorów zostało zagrożone. Postanowiono trwać przy władzy mimo prawa, sztuką „nieuważania tego lub owego za przeszkodę”, za pomocą słynnych „interpretacji prawnych” różnych rodzimych Carów [aluzja do Stanisława Cara – przyp. redakcji Lewicowo.pl], drogą „luzów” konstytucyjnych wprowadzać właściwe kulturze i światopoglądowi „sanatorów” „zwyczaje i obyczaje” rządzenia, bo jak oświadczył p. Piłsudski przed Trybunałem Stanu, w Konstytucji może każdy „sobie znaleźć wszystko, co chce”....
Walka z parlamentem prowadzona była w dwóch kierunkach: pozbawienia go uprawnień i możności pracy oraz poniżania go w opinii społeczeństwa, ażeby w ten sposób ogołocenie jego przedstawicielstwa z praw „usprawiedliwić” i rozdział między Sejmem a narodem sztucznie wytworzyć.
Najpierw zaprzeczano Sejmowi prawa wyłaniania rządów parlamentarnych, potem zaczęto mu odmawiać prawa kontroli i sięgnięto po jego uprawnienia budżetowe i w ogóle prawodawcze, gdyż, jak dowodzono, p. Piłsudski jest mocny i „w prawie” nawet oktrojować nową „konstytucję”…
Oto najjaskrawsze przejawy „przewrotu pomajowego”.
Przede wszystkim o ile możności bez parlamentu: „W roku 1927 Sejmu nie zwołałem wcale, dociągając do końca pełnomocność ówczesnego Sejmu bez jakiegokolwiek posiedzenia” – szczycił się p. Piłsudski przed Trybunałem Stanu, wyrażając dumę z tego powodu „żem przeciw Sejmowi szedł, żem Sejm ukrócił”.
Do wyborów marcowych w r. 1928 przystąpiła mafia w sojuszu z kapitałem, obszarnikami, konserwatystami i monarchistami pod firmą „Bloku Bezpartyjnego Współpracy z Rządem”. Po raz pierwszy w Polsce nadużyto organów i środków państwowych dla celów politycznych, wyborczych partii rządowej. Przy zastosowaniu sztuki nieuważania tego lub owego za przeszkodę BB zdobył około 130 mandatów, stronnictwa dawnej prawicy wyszły rozbite, zaś wzmocniły się znacznie stronnictwa demokratyczno-lewicowe, stojące na stanowisku ustroju demokratycznego państwa i praworządności.
Jaki będzie stosunek władców pomajowych do trzeciego Sejmu Rzeczypospolitej, pokazano zaraz przy otwarciu Izby w dn. 27 marca 1928, wprowadzając do sali obrad, zamiast straży sejmowej, oddział uzbrojonych w karabiny żołnierzy policyjnych, którzy pod bezpośrednią komendą ministra spraw wewnętrznych usuwali przemocą posłów z powodu błahego: okrzyków przeciw dyktaturze... Jeżeli miał to być środek dla zastraszenia Sejmu i zmuszenia go do uległości – to pomysł był chybiony. Sejm trzeci nie uląkł się, nie dał się zepchnąć do roli klubu BB, organizacji „przeznaczonej do wypełniania na gruncie sejmowym zleceń rządu” – jak stwierdziło rządowe „Słowo” wileńskie – wysuniętą przez Piłsudskiego kandydaturę prof. Bartla na stanowisko marszałka Sejmu odrzucił, a wybrał marszałkiem europejskiej miary parlamentarzystę i zasłużonego wielce dla sprawy ludowej i niepodległości męża – Ignacego Daszyńskiego.
Na nic się zdała rzetelna, pilna praca Sejmu pod przewodnictwem Marszałka Daszyńskiego Przeciwnie, wprowadzała ona w gniew wodzów sanacji, którzy nie mogli ścierpieć jakiejkolwiek samodzielnej pracy prawodawczej przedstawicielstwa narodowego i w ogóle nie na rękę im był wzrost powagi i znaczenia demokratycznego parlamentu, gdyż to czyniło system pomajowy zbytecznym i mogło przyćmić blask pomajowych „geniuszów” sanacyjnych. Trzeba więc było władzę prawodawczą – Sejm – dalej lekceważyć.
Z tej taktyki wynikła sprawa ministra skarbu Czechowicza, oskarżonego przez Sejm przed Trybunałem Stanu o bezprawne wydanie w okresie 1927–28 poza budżetem ogromnej sumy, 556 milionów złotych. Sejm, stojąc na straży kontroli i praworządności w szafowaniu groszem publicznym, zażądał przedłożenia mu kredytów dodatkowych do ustawowego załatwienia. Rząd Bartla pod różnymi pozorami zwlekał, Sejm czekał cierpliwie, a gdy przekonał się, że zwłoka jest celowa, oskarżył ministra skarbu Czechowicza, który przed Trybunałem Stanu tłumaczył się, iż chciał postępować zgodnie z prawem, ale jego „dobra wola rozbijała się o opór p. premiera Piłsudskiego”. Piłsudski oświadczył, że bierze „odpowiedzialność” na siebie, ponieważ on do załatwienia sprawy rozmyślnie nie dopuszczał: „Przeciągałem możliwość zakończenia obliczeń co do wydatków dodatkowych poza sesję sejmową”. Z tych powodów Piłsudski nazwał oskarżenie ministra przed Trybunałem Stanu czynem „niecnym, nikczemnym i niskim”, bowiem, mówiąc o sobie, rząd jest „prowadzony przez największego człowieka w Polsce”...
Cały wysiłek sanatorów szedł w kierunku opanowania aparatu państwowego, a wreszcie instytucji samorządowych (Kasy Chorych, gminy), przy pogwałceniu ustaw i niedopuszczania do pracy Sejmu.
Sesję sejmową dnia 31 października 1929 postanowił otworzyć zamiast premiera minister spraw wojskowych Piłsudski. Przedtem jednak około stu oficerów obsadziło przedsionki gmachu sejmowego. Kto to zarządził? „Oficerowie mieli... oczekiwać ode mnie... takich czy innych rozkazów” – wyjaśnił Piłsudski („Gazeta Polska” nr 46 1930). Demonstracja wojskowa spowodowała odroczenie Sejmu na dni trzydzieści, co uszczupliło czas pracy parlamentu.
Jaskrawym zlekceważeniem Sejmu była sprawa ministra pracy Prystora, który mimo uchwały Sejmu wzywającej go do ustąpienia z powodu, jak ustaliła komisja sejmowa, złamania ustawy przy zawieszeniu samorządu Kas Chorych, pozostawał nadal w rządzie.
Gnębienie Sejmu odbywało się wśród niesłychanych obelg i oszczerstw, rzucanych w prasie sanacyjnej, a zwłaszcza w tzw. wywiadach, na przedstawicielstwo narodu. P. Piłsudski nazwał pierwszy Sejm Rzeczypospolitej „Sejmem ladacznic”, zaś posłów „świniami”, „łajdakami”, „fajdanami”, „łotrami” i „złodziejami” – bo „pan poseł to nikczemne zjawisko w Polsce”, a „cała praca w Sejmie śmierdzi i zaraża powietrze wszędzie”, zaś panowie posłowie uważają siebie „za jakichś wybrańców do rządzenia”, a konstytucja „śmierdzi chlewem poselskim” (wywiad z 28 sierpnia 1930 roku). To tylko drobna cząsteczka soczystych epitetów i andronów, wypełniających dziesiątki „wywiadów” pomajowych, które pozostaną dokumentem niesłychanego obniżenia poziomu kultury państwowej w Polsce, a powagi Rzeczypospolitej wobec zagranicy w okresie „sanacji”.
Ponieważ walka na gruncie ideowym mogłaby wyjawić istotne pragnienia mafii i jej sprzymierzeńców, uderzono w ludzi i „partyjnictwo”, a kwestię konstytucji, praw ludowych i parlamentu demokratycznego sprowadzano do sprawy osobistych „przywilejów” i chęci „władczych” „panów posłów” i „partyjników”.
VII. Na drodze do nowego zamachu
Walka mafii z trzecim Sejmem odbywała się wśród ciągłych pogróżek i agitacji za nowym zamachem, w celu oktrojowania konstytucyjnego projektu BB. Piłsudski po maju, tworząc swoją partię, zawarł sojusz z ugrupowaniami prawicy społecznej: wielkiego kapitału i konserwatywno-monarchistycznego ziemiaństwa szlacheckiego. Interesy mafii i tych grup prawicowych dały się pogodzić. „Piłsudczycy” zapragnęli dzierżyć ster państwa nieprzerwanie, zabezpieczyć sobie wszystkie stanowiska intratne i godności, grupy kapitalistyczno-obszarnicze spostrzegły okazję do zabezpieczenia swych klasowych, egoistycznych interesów i odbudowy rodowych, kastowych, społecznych i politycznych przywilejów. Wydobyci z niebytu politycznego bankruci konserwatywni spostrzegli, że mogą jeszcze „odegrać się”; monarchiści widzą w Piłsudskim pioniera monarchii absolutnej w Polsce.
Na przeszkodzie tym apetytom i marzeniom stanęła obowiązująca Konstytucja i Sejm demokratyczny. Ponieważ hocki-klocki z prawem i Sejmem mogą starczyć do czasu, pomyślano o radykalnej zmianie Konstytucji w kierunku najwsteczniejszym, odpowiadającym interesom mafii i reakcji. Wyrazem współpracy i wspólnych interesów mafii z reakcją kapitalistyczno-obszarniczą jest projekt konstytucyjny BB zgłoszony już dwukrotnie w Sejmie. Całą troską projektodawców było zabezpieczyć sobie władzy przez wprowadzenie wszechwładzy „prezydenta”, rządu, biurokracji i generałów. Sejm, pozbawiony wszelkiej istotnej władzy i znaczenia, posłowie pozbawieni niezależności, nietykalności.
Wobec braku poparcia większości społeczeństwa i Sejmu, chytry projekt konstytucyjny nie miał żadnych widoków realizacji na drodze legalnej. Zaczęto dążyć do zamachu. Wskazują pierwsi tę drogę otwarcie arystokratyczni konserwatyści.
Już z początkiem 1927 r. eks-zamachowiec sanator książę Eustachy Sapieha podsuwał Piłsudskiemu myśli zamachu, dowodząc, że jest on „w prawie oktrojowania radykalnie zmienionej konstytucji” („Słowo”, 24 marca 1927).
Wobec braku sanacyjnej większości w trzecim sejmie Piłsudski w wywiadzie z 1 lipca 1928 r. rzuca groźbę, że może „stanąć do dyspozycji Pana Prezydenta, aby oktrojować nowe prawa w Polsce” (Głos Prawdy nr 180).
Sanacyjni konserwatyści nabierają otuchy. Pisma ich zajęte są dowodzeniem konieczności nowego zamachu stanu: „Zrobiłbym dziś wszystko, aby sprowokować socjalistów do rozgrywki”. „Konstytucja musi być z góry nadana” – wołał pomajowy „piłsudczyk”, monarchista, poseł BB Mackiewicz (Słowo wileńskie nr 150-158; 1908).
„Naszą Konstytucję... należałoby już raz podrzeć na strzępy; Zamach stanu w Polsce stanie koniecznością, jeżeli w Sejmie i poza Sejmem nie znajdzie się większość” (dla BB), nawołuje konserwatywny „Czas” (nr 25 VI i 154 – 1928).
Zwolenników nowego zamachu od góry podniecają coraz to nowe „wywiady” ziejące nienawiścią do demokracji, niesłychanie obelżywe wobec przedstawicielstwa narodu, wobec Sejmu wojownicze mowy sanatorów, uchwały zjazdów legionistów i różnych federacji.
Prezes BB Sławek na zjeździe Bloku Bezpartyjnego w Łodzi woła, że Konstytucję w myśl projektu BB zmienić należy przez „odpowiedni nacisk na pp. posłów. Nacisk... na posłów musi być zdecydowany i silny”. O sposobach tego nacisku mówi, że „zdrowiej połamać kości jednemu posłowi, niż... użyć karabinów maszynowych”. Grozi jednak, że Konstytucja będzie zmieniona, bo „autorytet marszałka Piłsudskiego pozwoliłby nawet na eksperymenty przewrotowe”... (Głos Prawdy nr 169, 22 VI 1929). Sławek wymienił w wywiadzie posłów PPS Liebermana, Diamanda i Żuławskiego.
O zamachu BB coraz głośniej, coraz zuchwalej bezkarnie mówią przywódcy mafii i piszą jej gazety. W Warszawie pisemko „Nowa Kadrowa”, z siedzibą w gmachu głównej komendy policji, nawoływało bezkarnie do zamachu celem zupełnego zniesienia Sejmu, Konstytucji i wszelkich praw wolnościowych.
„Polskę dziś zbawić może tylko prawo silniejszego przez narzucenie nowej Konstytucji” – nalega ks. E. Sapieha (Słowo nr 264, 1929).
Aby przewrotu „jak najrychlej dokonał ten, który dzierży w swych mocarnych dłoniach ster władzy”... i może „nowy ustrój Polsce narzucić” jako „jedyne wyjście”, wskazywał konserwatywno-sanacyjny „Dzień Polski”.
Wśród tych alarmów zamachowych zbiera się Sejm na sesję 31 października 1929. Zamiast premiera Świtalskiego zjawia się minister spraw wojskowych, Piłsudski, aby otworzyć sesję. Przedtem uzbrojeni oficerowie obsadzają przedsionki gmachu sejmowego. Wszystkie plany krzyżuje stanowisko marszałka Daszyńskiego, który oświadcza marszałkowi Piłsudskiemu wręcz, że „pod szablami i rewolwerami posiedzenia nie otworzy”.
Po tej demonstracji wojskowej mafia potęguje agitację za przewrotem w całym kraju. Biorą w niej udział ministrowie byłego rządu Świtalskiego. Premier ten wygłasza w Filharmonii Warszawskiej mowę przeciw Konstytucji i zapowiada, że mafia nie cofnie się, choćby „ta walka wywołała na większej przestrzeni tarcia”. (,,Kurier Codzienny z 21 listopada 1929). Oświadczenie to uważano powszechnie za nową oficjalną zapowiedź zamachu.
Wykorzystamy całą naszą energię i siłę, ażeby ostatecznie zniszczyć gangrenę parlamentarytu” (tj. parlamentaryzmu) – wołał w Katowicach minister Boerner („Gazeta Polska” nr 33, 1929).
Kto się nie podda BB, „ten zejdzie z powierzchni życia politycznego” – grozi ponownie Świtalski w Filharmonii („Kurier Codzienny” z 16 grudnia 1929 r.).
Ponowny premier, prof. Bartel, również z polecenia decydujących czynników, dnia 10 stycznia 1930 r. grozi w Sejmie demokracji, że „potencjalnie w rękach rządu leży wybór takiego radykalnego środka rozstrzygającego, jak powalenie przeciwnika na obie łopatki i przyciśnięcie go kolanem”... Premier przeciwstawia demokracji faszystowską zasadę „autorytetu i hierarchii”...
W wywiadzie z 19 marca 1930 Piłsudski oświadcza, że bez zmniejszenia prestiżu Sejmu, „chociażby gwałtem”, nie mógłby przeżyć z nim ani dwóch dni...
O pragnieniach „piłsudczyków” świadczy list jednego z nich, napisany do marszałka Daszyńskiego, w którym to liście mówi, że „Piłsudski zwycięży, chociażby sto tysięcy miał trupem położyć”... W wywiadzie z 19 marca 1930 r. p. Piłsudski zdradza taką tajemnicę, że zna ludzi, „którzy mnie prosili o pozwolenie, jako swego Wodza, zastrzelenia kilku panów, pomiędzy innymi i p. Trąmpczyńskiego”...
Dnia 25 marca 1930 p. Piłsudski wysunął słynne „cztery warunki” „współpracy z Sejmem”, żądając „niewtrącania się” parlamentu do spraw: „związanych z rządzeniem i personaliami rządu”, „z już ustalonym budżetem”, dalej zażądał „luzów” budżetowych i odroczenia Sejmu co najmniej na pół roku... P. Piłsudski żądał więc od Sejmu rezygnacji z prawa kontroli, pociągania ministrów do odpowiedzialności, z prawa inicjatywy prawodawczej, budżetowej itd., i wreszcie niezbierania się na obrady – czyli razem, samoprzekreślenia się władzy prawodawczej. Po paru miesiącach „bartlowania” p. Bartel z „premierostwa” ustąpił, a powołano rząd o charakterze bojowym p. Sławka z pp.: Piłsudskim, Prystorem, Carem i Składkowskim, który powrócił nieco później. „Przesilenie” rządowe przewlekano, aby zahamować obrady Sejmu, który 29 marca zamknięto...Dla obozu demokratyczno-ludowego nie było złudzeń co do zamiarów władców pomajowych.
Demokracja polska stanęła więc wobec faktycznego „potargania na strzępy konstytucji”, jak radził „Czas”, i wobec groźby nowego zamachu ze strony Bloku Bezpartyjnego, pozbawiona możności pracy w Sejmie nad piekącymi sprawami państwa i społeczeństwa, pogrążającego się w coraz groźniejszy kryzys gospodarczy i finansowy. W takich okolicznościach zebrał się Kongres stronnictw centrowo-lewicowych (Centrolew) dnia 29 czerwca 1930 r. w Krakowie.
Pomajowy system rządzenia, oparty na sztuce Piłsudskiego „nieuważania tego lub owego za przeszkodę”, doprowadzić musiał do skonsolidowania się opozycji demokratycznej, do porozumienia stronnictw centrowych i lewicowych pod hasłem „obrony praworządności w rządach państwa”. Porozumienie to stało się i mogło też łatwiej dojść do skutku dzięki temu, że wszystkie stronnictwa demokratyczne przeszły ferment na tle stosunku do rządów pomajowych i oczyszczone zostały z elementu karierowiczowskiego i powiewnego światopoglądem oraz kulturą polityczną mafii, sprzymierzonej z konserwatywno-monarchistycznym obszarnictwem, z kapitałem i częścią nacjonalistów.
VIII. Brześć i wybory brzeskie zamiast zamachu
Wobec wyraźnych zamiarów zamachowych Bloku Bezpartyjnego porozumienie stronnictw centrowo-lewicowych stało się ściślejsze, co znalazło swój wyraz we wspólnym Kongresie Krakowskim 29 czerwca 1930 pod hasłem praworządności w państwie i obrony ustroju demokratycznego Rzeczypospolitej.
Przedkongresowa odezwa stronnictw Centrolewu mówiła o porozumieniu w sprawie reformy Konstytucji, planu gospodarczego itd. O celach Kongresu mówią jasno deklaracje stronnictw i jego uchwały. Oto niektóre nieskonfiskowane wyjątki, według warszawskiej „Placówki” nr z 13 lipca 1930 (po konfiskacie):
„Łączy nas wszystkich przeświadczenie, że w Polsce musi zapanować porządek prawny, musi być przywrócone poszanowanie prawa, ustalenie stosunków politycznych i zapewnienie bezpieczeństwa, ładu i pokoju w kraju” (wicemarszałek Róg, PSL Wyzwolenie).
„Chodzi o przywrócenie poszanowania prawa i Konstytucji, i to nie tylko w interesie ratowania demokracji, ale też... ratowania państwa przed katastrofą” (poseł Witos, PSL Piast).
„Zamykanie i odraczanie Sejmów polskich połączone z pogróżkami zamachowymi wtrąca kraj w anarchię i niepewność” (pos. Kuśnierz, ChD).
„System rządów bezprawia połączono z niespotykanym w dziejach cywilizowanych społeczeństw lżeniem własnego narodu i jego przedstawicieli... Podważono w narodzie wszelkie podstawy prawa i zdeptano autorytety, unieruchomiono naczelną władzę prawodawczą, naruszono niezawisłość sądownictwa, armię wciągnięto do walk politycznych” (pos. Popiel, NPR).
„Walka... musi się skończyć ugruntowaniem demokratycznej Polski Ludowej i przywróceniem powagi prawa i państwa (pos. Barlicki, PPS).
„Państwu, którym rządzi szaleństwo, w którym nie obowiązuje żadne prawo, w którym nie wiadomo, czego się jutro spodziewać – nikt nie da złamanego grosza... Uważałbym za zbrodnię poddawanie się jakimikolwiek zamachom i próbom narzucenia nam nowych porządków przemocą. Kto się ośmieli czynić to, będzie przez nas traktowany jako najeźdźca. Bunt czyni nie ten, kto broni prawa, ale ten, kto je łamie. Nie mamy żadnej potrzeby robić rewolucji. Rewolucję nieustającą robi ten – kto szarga prawo i poniewiera narodem” (były minister Thugutt).
Uchwała Kongresu stwierdzała, że walka toczy się „o prawo i wolność ludu” i zwracała się przeciw wszelkim próbom zamachu stanu oraz określała stanowisko społeczeństwa wobec rządów, które by dojść miały do władzy drogą zamachu i terroru. Ponieważ uchwała Kongresu uległa częściowo konfiskacie, nie można przytoczyć jej ustępów w pełnym brzmieniu. Rezolucja wspomina o uczciwych wyborach jako środku rozstrzygającym spór. Z nieskonfiskowanych punktów uchwały przytoczyć należy ten, że demokracja polska „na każdą próbę zamachu stanu odpowie najbezwzględniejszym oporem, a na każdą próbę terroru siłą fizyczną”.
Kongres, który miał przebieg imponujący, był stanowczym ostrzeżeniem przed próbą wodzów BB pchnięcia narodu w nową wojnę domową, przez zamach na Konstytucję od góry, przez przemoc i gwałt.
Jaki sposób rozstrzygnięcia sporu o ustrój Rzeczypospolitej wskazywała Demokracja? Uchwała stronnictw centrowo-lewicowych z kwietnia 1930 r. mówiła:
„Odwołujemy się do opinii publicznej. Jeżeli zaś p. prezydent nie chce powziąć decyzji w myśl woli przedstawicielstwa narodu, niech w takim razie rozwiąże Sejm, niech... ten spór zasadniczy między Sejmem a marsz. Piłsudskim rozstrzygnie w sposób ostateczny sam kraj w drodze nowych wyborów, ale wyborów uczciwych”.
Przywódcy Bloku Bezpartyjnego bali się wyborów. Kongres Centrolewu zaś pokrzyżował ich plany zamachowe, przewrotowe. Druga wojna domowa nie wiadomo, jak by się skończyła... Osaczeni zdecydowali się na wybory. Rozwiązanie Sejmu i odwołanie się do narodu było spełnieniem żądania obozu demokracji. Ale demokracja żądała wyborów uczciwych, wolnych, w granicach prawa, wyborów bez gwałtów i oszustw. O innych jednak wyborach myśleli przywódcy BB, skoro się na nie zdecydowali...
Już w r. 1928, niedługo po wyborach do trzeciego Sejmu, organ krakowskich „Stańczyków”, specjalistów od słynnych wyborów galicyjskich, „Czas” (nr 154), radził Piłsudskiemu, aby ewentualnie, zamiast zamachu, urządził – wybory. Ale, dowodził organ konserwy, rząd musi „pokierować” wyborami tak, żeby zyskał większość, bo „jeżeli rząd zdołał... wprowadzić swoich zwolenników... stu kilkudziesięciu posłów, dlaczegóżby nie potrafił – przy pewnym wysiłku, pod egidą autorytetu marsz. Piłsudskiego – podwoić tej liczby?”.
Rada konserwatysty nie poszła w las. Przyszły w roku 1930 „pokierowane” wybory, według zasady: „nieuważania tego lub owego za przeszkodę”... Oto gdy demokracja przygotowywała się do wyborów, spada na nią jak grom – BRZEŚĆ. Nocą z 9 na 10 września porwanych i wywiezionych zostaje w niewiadomym kierunku dwudziestu wybitnych b. posłów i przywódców polskich stronnictw demokratycznych i ukraińskich. Dlaczego nocą? Oto obawiano się, „że gdy przechodzeń usłyszy, że to jest poseł, to rzuci się, by go ratować, spełniając przy tym szczytny obowiązek bronienia praw wolności” – wyjaśniał p. Piłsudski (wywiad „Gazeta Polska”, nr 253 – 1930).
Jak się później okazało, aresztowani uwięzieni zostali w wojskowej twierdzy w Brześciu nad Bugiem. Czym był Brześć? Ze strony jego sprawców usiłowano przedstawić go jako środek zapobiegawczy przeciw „czynnemu wystąpieniu przeciw rządowi”. Wykręt zupełnie chybiony i przypominał znaną sztuczkę: łapaj złodzieja. W Brześciu osadzono nie tylko przywódców stronnictw Centrolewu, który demonstrował właśnie przeciw jawnym dążeniom zamachowym sanatorów, ale uwięziono również działaczów z innych stronnictw oraz ukraińskich. Brześć był poza osobistą zemstą wyborczym „pociągnięciem” sanacji. „Dotkliwą ceną Brześcia wypadało okupić większość w Sejmie”, większość „Bloku Bezpartyjnego” – stwierdza organ Józefa Piłsudskiego, „Gazeta Polska” (nr z 23 XII 1930). W tymże organie (z dnia 3 I 1931) p. Antoni Anusz wykazał, że „Brześć jest posunięciem rządu marszałka Piłsudskiego na arenie walki politycznej”...
W pięć dni po uwięzieniu byłych posłów w Brześciu oświadczył p. Piłsudski, że „policja obecnie zajęta jest mnóstwem dodatkowych prac związanych z wyborami do Sejmu” („Gazeta Polska”, 14 IX 1900), a „te niechlujne stworzenia wysiedzą się należycie w więzieniu” brzeskim (wywiad z 28 IX), dlatego z całą pewnością zapowiedział p. Piłsudski, że „sprawa postawiona przeze mnie na wybory nie może polegać na jakiejś możliwości przegranej z mojej strony” (wywiad z 25 X 1930).Nie cofając się przed niczym, by wybory „wygrać”, równocześnie ogłoszono, że „wybory nic nie zmienią w państwie i o niczym nie zadecydują”. Przeprowadzono więc „wybory” metodami brzeskimi.
Za Brześciem przyszła w okresie wyborów „pacyfikacja” („uspokojenie”) Małopolski Wschodniej.
Pacyfikacja miała na celu, jak to wynika z oświadczenia prem. Sławka, wskrzesić wśród Ukraińców wiarę „w siłę państwa polskiego” („Gazeta Polska”, nr 28, 1931). Pacyfikacja według oświadczenia ministra spraw wewnętrznych Składkowskiego polegała „na szerokiej akcji... przy pomocy zwartych oddziałów policji i wojska. Oddziały otaczały wieś, dowódca wzywał wójta i radę gminną i żądał wydania broni... Ze wsi nikogo nie wypuszczano, po czym odbywała się rewizja. Jest rzeczą możliwą, że przy... użyciu oddziałów wojska mogły zajść wypadki pobicia... Wypadków pobicia przez policję podczas pacyfikacji – było ich dość dużo... Rewizje były przeprowadzone bezwzględnie, więc mogły ucierpieć osoby niewinne... U osób podejrzanych zrywano podłogi i pokrycie dachu”... Tyle minister Składkowski, dodając: „ja tu nic nie ukrywam”... („Gazeta Polska”, 11 I 1931). Jednak wniosek Ukraińców w Senacie, podający szczegóły „pacyfikacji” – skonfiskowano.
„Wybory, Brześć, pacyfikacja, są to niezmiernie smutne epizody tego przeobrażenia (pomajowego) w Polsce” – oświadczył sanacyjny książę Janusz Radziwiłł („Słowo” nr 44 – 1931).
Brześć, pacyfikacja, wybory brzeskie były również realizacją równouprawnienia mniejszości narodowych w Polsce według koncepcji „sanatorów”. Nie przewidzieli oni, że tego rodzaju „równouprawnienie” spowoduje liczne skargi niewdzięcznych mniejszości, wytoczone na Polskę przed Ligą Narodów.
Wybory brzeskie sporu o ustrój Rzeczypospolitej, o prawo i sprawiedliwość nie rozstrzygnęły. Były dalszym ciągiem systemu opartego na zasadzie „nieuważania tego lub owego za przeszkodę”... Rozszerzyły tylko księgę win mafii sanacyjnej i pognębiły kraj moralnie. Mimo metod brzeskich BB nie uzyskał większości zdolnej do narzucenia zmiany ustroju.
Ani obecna, ani żadna inna większość sanacyjna wyszła z wyborów typu brzeskiego, żadnej kwestii legalnie rozstrzygnąć nie może. Sanacja bowiem to nieprzerwany łańcuch nielegalności, bezprawia, które jest jej jedyną deską ratunku – do czasu.
Obecna większość sanacyjna w Sejmie nie ma nic wspólnego z parlamentaryzmem europejskim. Nie reprezentuje ona żadnych prądów, idei i programów społecznych, nie jest większością twórczej pracy i inicjatywy, nie ma poczucia niezależności i godności reprezentacji narodu. Jest jej zaprzeczeniem, bo – jak zapowiadał jej wódz w czasie wyborów (wywiad z 25 października 1930) – „niemożliwym jest... aby sejmowładztwo czy posłowładztwo mogło zwyciężyć ze swoją suwerennością”...
Wybory brzeskie ze strony sanacji miały na celu zniszczenie parlamentu demokratycznego, jako naczelnej władzy w Rzeczypospolitej. Większość brzeska, „jedynkowa” w Sejmie obecnym jest, jak stwierdził poseł BB Mackiewicz – narzędziem „dla wypełniania zleceń rządu”, bezkrytycznego „zatwierdzania” przedłożeń swoich wodzów, urządzania im owacji i składania hołdów...
IX. Zdobycze pięciolatki sanacyjnej
Pięć lat panowania sanacji na dwanaście lat niepodległości to ogromny kawał czasu, w którym można było coś twórczego dokonać. 5 na 12. Ale i inne warunki były dla dyktatury bardzo korzystne. Oto gdy rządy przedmajowe miały do pokonania bezpośrednie skutki wojny światowej – zniszczenie gospodarcze, nędzę mas, najazd bolszewicki, inflację, chaos w administracji, rozbicie kraju – to dyktatura pomajowa przypadła na okres pokoju i uporządkowanych już stosunków wewnętrznych.
Twórcy systemu pomajowego potępili bezwzględnie to wszystko, co było przed majem 1926 roku, wzbudzili niepomierne nadzieje dobrobytu, rozkwitu potęgi, mocarstwowości i Bóg wie czego, co sprowadzić miał system sanacyjny za cenę wyrzeczenia się przez naród wolności obywatelskich i wpływu na państwo.
Przed czterema laty oświadczył jeden z sanatorów, że na zbawienne skutki systemu pomajowego trzeba poczekać pięć lat... Właśnie pięć lat minęło.. Jakież to są rezultaty tego pięcioletniego trwania nader kosztownego systemu sanacyjnego, ze wszystkimi jego „Dnami Oka”, zaginięciami generałów, Brześciem, wyborami brzeskimi, pacyfikacją, z „potarganiem Konstytucji na strzępy”?
Jako rekompensatę za to wszystko twórcy sanacji rzucili hasło „sanacji moralnej” w gospodarce i polityce rządowej. Miała nastąpić era – jak głosił p. Piłsudski w dniach majowych – w której sternicy państwa nie będą „pamiętać tylko o groszu i korzyści”, nie będzie „w państwie za wiele niesprawiedliwości”, nie będzie „nadużyć rządowej władzy” i „przekupstw wewnętrznych”, że nie będzie „systemu demoralizacji wojska”, że nie będzie „szpiegowania takich czy innych nieprzyjaciół partyjnych czy osobistych”, że nie będzie „używania pieniędzy skarbowych na przekupstwa”... (Wywiad z 11 maja i oświadczenie z 13 maja 1926 r.).
Niezbędność swoją przy władzy uzasadniali sanatorzy takimi widokami jak: oszczędność w szafowaniu groszem publicznym, równowaga budżetu, „mocarstwowa” rozbudowa państwa, rozkwit przemysłu, handlu, dobrobyt obywateli i w ogóle świetność gospodarcza państwa, wzrost powagi Republiki i zaufania do niej zagranicy – słowem Polska pod władztwem sanacji stać się miała „pawiem narodów i papugą”...
Cóż z tego wszystkiego po pięciu latach systemu sanacyjnego wyszło? Czy rzeczywistość polska odpowiada wyżej przytoczonym hasłom i nadziejom? Co do pierwszej kategorii haseł „sanacji moralnej”, wiemy, że gdyby je zrealizowano, zniknąłby system sanacyjny. Co do drugiej kategorii haseł świetności i dobrobytu, wiemy, że też przeczy im polska rzeczywistość. Bo taki, a nie inny mógł być wynik pięciolatki sanacji wobec kwalifikacji i skłonności jej wodzów.
Jakież jest położenie Polski po pięciu latach panowania systemu sanacji? Niech mówią sami jego współtwórcy:
„Położenie gospodarcze jest wyjątkowe, ma charakter prawie że katastroficzny i wymaga bardzo heroicznych środków”...
„I rząd, i większość są bowiem słusznie zdania, że w sytuacji tak ciężkiej, w jakiej się państwo znajduje”... („Czas” Nr 93 – 1931).
„Społeczeństwo, przygniecione i przygnębione depresją ekonomiczną”...
„Położenie ekonomiczne jest niewątpliwie złe, bardzo złe”... – biada dalej „Czas” (nr 99) i stwierdza niewypłacalność dłużników „po bankach”, ograniczenie kredytów w Banku Polskim, bankructwo szeregu banków, skurczenie obiegu pieniądza, nikłe obroty papierów. Warszawski instytut badania koniunktury gospodarczej stwierdza „obniżenie się rozmiarów produkcji przemysłowej”, wzrost protestów wekslowych, spadek wkładów w bankach, wzrost stopy procentowej i obniżenie siły nabywczej konsumenta. Nawet sanacyjny „taboryta”, Moraczewski, biada na „skurczony rynek wewnętrzny”.
A bezrobocie ogarnęło około 400-tysięczną armię robotników i pracowników umysłowych.
Oficjalny organ „mocarstwowej” sanacji – „Gazeta Polska” (nr 101) – w pięciolecie gospodarki swych „genialnych” chlebodawców stwierdza, „że obecny kryzys finansowy dotknął wszystkie warstwy w państwie polskim”, oczywiście oprócz „elity” sanacyjnej. Organ ten, uzasadniając obniżkę głodowych płac pracowników państwowych, cywilnych o przeszło 15 procent, po pięciu latach marnotrawnej gospodarki sanacyjnej ostrzega, że „musimy pamiętać o tym, iż jesteśmy państwem młodym i biednym, jesteśmy na dorobku”...
Widocznie nie wszyscy jeszcze panowie z sanacji wyposażeni zostali w Pikiliszki, Borki, Zosindworki itd.
Co robić?
„Cała uwaga rządu, cała działalność jego powinna być... wytężona, aby kraj z przesilenia z wolna wydobyć” – radzi „Czas”.
Po pięciu latach sanacji, „z wolna wydobyć” „kraj z przesilenia”? A cóż robiono przez ten pięcioletni okres? Zapewniano przecież, że, niszcząc „sejmowładztwo”, sanacja sprowadziła pomyślność kraju. Dziś trzeba państwo z tej „pomyślności” „z wolna” wydobywać, a więc druga pięciolatka z tym samym skutkiem?
I kto ma to „wydobycie” kraju z kryzysu, sprowadzonego gospodarką sanacyjną, dokonać? Oczywiście sami sanatorzy „bez względu na jakiekolwiek błędy obecnego rządu na polu gospodarczym czy politycznym” i „przy dzisiejszym groźnym położeniu, w jakim znajduje się nasze państwo pod względem politycznym”, dowodzi „Czas” (nr 90).
To już jest rzeczą „wiary” sanacyjnego konserwatysty i próżnymi by było tę wiarę w „geniuszów pomajowych” obalać, tak samo jak bezcelowym by było podważać wiarę dr. Woyczyńskiego, że marszałek Piłsudski rzeczywiście „zaczarował morze”... w powrotnej drodze z Madery...
Ale organ sanacyjny mówi o „groźnym położeniu... naszego państwa pod względem politycznym”. Jak to, po złamaniu „sejmowładztwa”, po pięciu latach „silnych rządów”, po „zwycięstwie” sanacji przy wyborach brzeskich, przy tym wszystkim „groźne położenie polityczne państwa”?
Jakiż więc system rządzenia mógłby wydobyć Rzeczpospolitą z opresji gospodarczej, politycznej i moralnej?
X. Jak doprowadzono do obecnego położenia
„Nigdy nie wstydzę się przyznać do tego, czego nie umiem. Nie potrafiłbym na przykład objąć teki przemysłu i handlu lub kolei. Nie znam się na tym”... (Józef Piłsudski, wywiad z 29 XI 1924).
Toteż J. Piłsudski, będąc naczelnikiem państwa, żadnej ważnej jego sprawie – poza wojskiem – uwagi nie poświęcił. „Narutowicz sądził, że krytyka moja pracy... gabinetu była... dotykająca tylko pewnych przejawów życia państwowego, zatem nie ujmująca całokształtu” – mówi Piłsudski o sobie w swych wspomnieniach o prez. Narutowiczu (str. 24).
J. Piłsudski wystąpił jednak w nowej roli w okresie pomajowym, w roli faktycznego dyktatora, a więc głównego kierownika wszystkich spraw państwa i reformatora ustroju Rzeczypospolitej...
Co skłoniło Piłsudskiego do podjęcia się tej roli mimo wszystko i na co liczył? Mówiąc o swej „karierze bajecznej i błyskawicznej” do byłych legionistów (w sierpniu 1922), zakończył: „Szczęście mam”... Z wiarą więc w „szczęście” i zdolności „czarodziejskie” wodza sanatorzy opanowali państwo.
I rzeczywiście, mimo braku kwalifikacji, planu i programu stosunki gospodarcze i finansowe państwa po maju zaczęły poprawiać się. Sama obecność „wodza” przy sterze państwa sprawiła ten „cud”, myśleli sobie „piłsudczycy”. Życie gospodarcze ożywiło się, dochody skarbu rosły jak na drożdżach, dając olbrzymie nadwyżki, bo ponad 550 milionów zł za okres od X 1926 do III 1929 (według b. min. Czechowicza). Wszystko było zasługą wodza i jego otoczenia, tak jak dziś jest wszystko winą kryzysu europejskiego...
Rozpętała się „radosna twórczość” sanacji w szafowaniu pieniędzmi, przy unikaniu kontroli Sejmu. Atmosfera „czarodziejskiej twórczości” oszałamiała nawet taki chłodny umysł fachowca jak b. min. skarbu Czechowicz, który zastosował się do rozkazów niefachowych geniuszów i wypłacał im każdą sumę bez myśli, co potem. Aż suma wydanych nieprawnie pieniędzy publicznych za okres budżetowy 1927–28 osiągnęła cyfrę ponad pół miliarda, bo 566 milionów zł. Ignorując celowo prawo i Sejm, doprowadzono do sprawy przed Trybunałem Stanu...
Jak nie liczono się z groszem podatkowym, dowodzą fakty przytoczone przez oskarżyciela z ramienia Sejmu w Trybunale Stanu, posła dra Liebermana: na urządzenie centralnego ogrzewania dla prywatnego mieszkania jednego z ministrów wydano 350 tysięcy zł, zaś na wybory partii BB (jedynki) 8 milionów złotych. Suma ta otrzymała tajemniczy tytuł „funduszu dyspozycyjnego” ówczesnego premiera p. Piłsudskiego. Fundusz jego ustalony w budżecie na 200 tysięcy złotych wzrósł w ciągu trzech wyborczych miesięcy (od XII 1927 do II 1928) do 8 milionów, czyli czterdziestokrotnie.
Pamiętamy ową huczną, kampanię wyborczą BB przed wyborami marcowymi 1928 r.
W sprawie tej tak mówił oskarżyciel z ramienia Sejmu przed Trybunałem Stanu, poseł dr Lieberman: „Czy gdziekolwiek na świecie tak było, żeby minister zabrał sam 8 milionów z kasy i powiadał, że wara komukolwiek pytać go o to, że rachunku nie przedłożył, bo uważa to za ubliżenie?... Czy jest gdzie na świecie minister w jakimkolwiek praworządnym państwie, który by tak postąpił, biorąc pieniądze dla swej partii na cele wyborcze?”.
Ogłoszone w r. 1929 sensacyjne „Uwagi” Najwyższej Izby Kontroli Państwa były jaskrawą ilustracją gospodarki finansowej sanacji. Stwierdzono, że wypłacano różne sumy „niewiadomym osobom z niewiadomych powodów”.
Ogółem w ciągu tłustych lat sanacji wydano ponad miliard zł poza budżetami.
Gdzież tkwiła tajemnica pomyślności początków sanacji? Złożyły się na jej „szczęście” następujące momenty: kilkumiesięczny strajk górników angielskich, który spotęgował wywóz węgla polskiego za granicę, wzrost zasobów gotówkowych społeczeństwa po wprowadzeniu złotego i stabilizacji waluty oraz ufność burżuazji w „mądrość”, „przezorność”, „oszczędność” gospodarzy pomajowych. Płacono, grosza było w bród, budżet pęczniał do 3-miliardowych rozmiarów, a sanatorzy pochłonięci „radosną twórczością” tak byli pewni niezmienności szczęścia swego wodza, że nie zwracali uwagi na widoczne już dla innych objawy groźnego kryzysu gospodarczego i finansowego państwa i społeczeństwa. Śruba podatkowa wyciskała jeszcze, co można było wycisnąć, „Gazeta Polska” poczęła rozszerzać swe łamy dla tysiącznych ogłoszeń komorników...
Co to znaczy przewidywać.
Już w połowie roku 1929 zaniepokojony położeniem państwa i rosnącym kryzysem ekonomicznym marszałek Sejmu Ignacy Daszyński zdecydował się interweniować u p. Piłsudskiego w sprawie uregulowania wreszcie stosunków politycznych w państwie wobec zbliżającej się katastrofy gospodarczej. O tej wizycie w takiej oto formie mówi p. Piłsudski w wywiadzie pt. „Gasnącemu Światu” z 22 IX r. 1929:
„Gdzieś w czerwcu... zgłosił się do mnie pan Daszyński, marszałek Sejmu polskiego. Gdy go zapytałem, czemu mam zawdzięczać jego wizytę, rozpoczął od długiego, bardzo nieudolnego skonstruowania opisu niezwykle rozpaczliwego stanu kraju pod względem finansowym, ekonomicznym i gospodarczym. Gdybym był naiwny albo bardzo nierozsądny, to bym popaść mógł w wielką rozpacz z powodu zbliżającej się zupełnej ruiny Polski i jej z tego powodu zguby”...
P. Piłsudski nie był naiwny, a „bardzo rozsądny”. Daszyński „nieudolnie” przedstawiał sytuację...
B. minister skarbu Czechowicz wyzwolił się spod wpływu „geniuszów” sanacyjnych. Widząc gospodarkę finansową amatorów, porzucił w maju 1930 r. sanację, przejrzał, że BB to narzędzie burzenia, a nie tworzenia:
„Nie rozumiem jednak systemu rządzenia, który poczynając od roku 1929, dopuszcza do uszczuplenia tego, co było z takim trudem osiągnięte w roku 1927. Nie mogę dalej pogodzić się z polityką personalną, która przy obsadzaniu kierowniczych stanowisk coraz mniej się liczy z kwalifikacjami fachowymi kandydatów”...
I ostrzeżenia byłego ministra rządu Piłsudskiego pozostały bez skutku. Sanatorzy nie potrzebują liczyć się z „jakimiś tam” kwalifikacjami. Wszyscy są zdolni do wszystkiego...
Co to znaczy przewidywać?
Piłsudski postanowił wreszcie sam zająć się budżetem. „Cały jestem teraz w budżecie... Za dawnych czasów... łatano niedobory... pożyczkami. – Teraz ten... sposób nie idzie”...
„Powiem... od razu, rok budżetowy niechybnie zamkniemy bez deficytu... Budżet tegoroczny zamknięty będzie też bez deficytu i... tak samo zupełnie postąpię z przyszłym budżetem”...
Tymczasem budżet za rok ubiegły, według sprytnego obliczenia p. Matuszewskiego, zamyka się 53-milionowym, a budżet na rok 1931–32 zagrożony jest kilkusetmilionowym deficytem. Tak się przedstawia główna zdobycz sanacji – „równowaga budżetowa”. Takie są rezultaty dyletantyzmu i marnotrawstwa „sanatorów”! „Premier” Bartel dowodził w roku 1928, że Polskę „stać na luksus ujemnego bilansu handlowego”. Polskę sanacyjną stać było na wiele innych luksusów i głupstw. Co mówi ustawa skarbowa z 21 marca 1931 r. Wykazuje ona olbrzymi wzrost wydatków na prezydenta Rzeczypospolitej, a mianowicie z 1 151 193 zł w roku 1925 na 3 585 000 złotych, oprócz 2 980 000 przeznaczonych na konserwację gmachów reprezentacyjnych. Samo uposażenie prezydenta wzrosło ze 120 tysięcy na 300 tysięcy złotych, zaś fundusz do rozporządzania prezydenta wynosi 60 000 zł. Fundusze dyspozycyjne wynoszą: min. J. Piłsudskiego – 8 milionów zł, ministra spraw wew. – 6 mln, zagranicznych 4 700 000 i 4 260 000 na „propagandę”, premiera 200 – tysięcy złotych. Buduje się zamki myśliwskie dla dygnitarzy, luksusowe wagony dla niektórych ministrów, płaci się kosztowne podróże itd. Wydatki na emerytury wzrosły o 100 milionów zł, skutkiem masowej produkcji młodych emerytów, którzy musieli ustąpić miejsca stuprocentowym „sanatorom”, opanowującym państwo.
P. min. Matuszewski oświadczył swego czasu, że otrzymał nakaz od marsz. Piłsudskiego i równowaga budżetowa będzie utrzymana. Ten „nakaz” streszcza całą mądrość sanacji.
Według tego nakazu obcięto nagle pracownikom państwowym pobory o 15 procent, ale też zaraz według nakazu z tego samego źródła wyłączono oficerów od tej obniżki. Czy rozkazami i nakazami można regulować budżety państwa i czynić je realnymi? Podstawą realnych budżetów musi być mądra, przewidująca polityka gospodarcza i podatkowa oraz przemyślana oszczędność. Na to był czas lat pięciu. Czasu było dość, ale brakło czegoś innego „sanatorom”... Dziś poszli na „heroiczne” środki, jak obcięcie pensji pracowniczych, emerytalnych i wdowich...
XI. Pomajowe „coś nowego”
Cały wysiłek „sanatorów” zwrócony był w kierunku opanowania organizacji państwa i umocnienia się przy władzy, bez troski o resztę. W tym celu zrujnowano podstawy prawne państwa, nic nowego, lepszego i trwalszego nie stworzywszy. Orędzie p. prezydenta Mościckiego, motywujące rozwiązanie trzeciego Sejmu (sierpień 1930), mówi o konieczności naprawy, „gdyż niestety dotąd uniknąć nie można chaosu prawnego istniejącego w Rzeczypospolitej”. Oto charakterystyka stosunków prawnych w Polsce pomajowej. „Chaos prawny” wynikł z nieprzestrzegania Konstytucji.
Na czymże więc opiera się „porządek” w państwie?
Wytworzono system, w którym dowolne rozkazy zastępują prawo, a wola rozkazodawcy jest kryterium działania organów państwowych.
„Sanacyjna” organizacja władzy jest „to typ organizacji wojskowej. Jest wódz naczelny, który rozdziela funkcje według ogólnej dyrektywy, zostawiając podkomendnym duże odcinki, gdzie mogą wykazać inicjatywę i energię” (Walery Stawek – „Dziennik Lwowski” nr 139, 1929).
Więc wódz rozkazuje wszystkim: „Kwestię postępowania całego rządu wobec Sejmu regulował pan marszałek. Znajdowałem się w zupełnie analogicznej sytuacji jak p. Czechowicz... wypełniałem w stosunku do Sejmu polecenia pana marszałka... A jeśli wypełnianie rozkazów pana marszałka może być uważane za winę, to nic więcej... nie odpowiem”... – oświadczył minister Składkowski przed Trybunałem Stanu.
Jakież jest kryterium prawne rozkazów „wodza” i w dalszym łańcuchu jego podkomendnych, jak mówi p. Sławek?
„Cały czas namawiałem panów ministrów od czasów pomajowych do niedbania o tę formalistykę prawną i przechodzenia nad tym do porządku dziennego” (Józef Piłsudski, „Gazeta Polska” nr 306, 1930).
Ale prawnicy jeszcze przeszkadzali, mówi dalej p. Piłsudski: „Niestety – na drodze zawsze stał prawnik, który, chociaż łysawy, wyrywał sobie włosy z głowy”...
Czyż mógł nie robić tego, widząc, co się z prawem dzieje? By oszczędzić prawnikom tych przykrości, postarano się ich pozbyć:
„Zamiast żeby prawnikom poruczać wszelkie stanowiska, zwłaszcza wyższe, wymagające decyzji opartej na stosowaniu tekstów prawnych, traktuje się ich przeważnie jako dobrych tylko do teoretycznej wykładni prawa, nie zaś do bezpośredniej działalności administracyjnej... Młodzież z wykształceniem prawniczym dostaje się pod kierownictwo nie-prawników, tak, że nie ma jej komu wyrobić”...
Tak przedstawia się stan rzeczy w administracji państwowej według cyrkularza stowarzyszenia urzędników administracji ogólnej z wykształceniem prawniczym („Słowo” Nr 83 1931). Prawnicy w systemie sanacyjnym zepchnięci zostali do roli „jakichś tam” „kauzyperdów”, jak mawia p. Piłsudski...
Prawnicy na kierowniczych stanowiskach są dziś zbyteczni, gdyż nie stosuje się tekstów ustaw, lecz wypełnia się rozkazy, co czynią „podkomendni”, mający za zadanie wykazać „energię”, jak to stwierdził p. Sławek.
Jak wygląda odpowiedzialność w tym systemie? Ani parlamentarnej, ani konstytucyjnej odpowiedzialności „sanatorzy” nie uznają. Minister Składkowski oświadczył wprost w Sejmie, że chociażby cały Sejm wyraził mu niezadowolenie, to on, mając uznanie „duchowego wodza”, nie ustąpi i „będzie robił dalej”, zaś Józef Piłsudski nazwał pociągnięcie ministra Czechowicza do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu z powodu złamania ustawy „czynem nikczemnym”. W praktyce każdy „podkomendny” „odpowiedzialny” jest przed „wodzem duchowym”, który powołuje się znowu na swą „odpowiedzialność” przed historią...
Jaką wartość posiada taka „odpowiedzialność” poza narodem, jego reprezentacją i Konstytucją? „Odpowiedzialność ma tylko wtedy wartość, kiedy nie jest abstrakcyjna, inaczej jest ona demoralizującą” – mówił J. Piłsudski w Radzie Stanu Królestwa Polskiego (l maja 1917).
Jak daleko sięga rozkaz wodza?
„Skłoniłem pana Prezydenta do zarządzenia wyborów... aby skończyć z pełną łajdactw przeszłością (J. Piłsudski do wyborców, „Gazeta Polska” z 16 listopada 1930).
Ale wybory brzeskie ani „chaosu prawnego” nie usunęły, ani też „z pełną łajdactw przeszłością” nie skończyły. Cóż będzie dalej?
„Gazeta Polska” pisała, że „jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, iż marsz. Piłsudski, dlatego że jest wielki, postawił przed nami... zagadnienie ustroju... Polska pójdzie po tej drodze, na którą wprowadził ją geniusz i niezłomna wola Józefa Piłsudskiego”.
Jak wygląda ta droga i ten ustrój, wskazywany przez geniusz Piłsudskiego?
W piątym roku sanacji p. prezydent Mościcki stwierdził „chaos prawny w Rzeczypospolitej”.
Jakież są wytyczne ustrojowe p. J. Piłsudskiego?
Wywiady jego z 27 listopada i 14 grudnia 1930 r. poświęcił on „głównym punktom dezyderatów” swoich, dotyczących ,,ścisłego podziału pracy państwowej pomiędzy... prezydenta, rząd i Sejm”. Otóż mimo zapewnień, że „dusza szuka jasności... myślenia”, wywiad przedstawił „główne dezyderaty” w takiej formie, że prasa sanacyjna (np. „Czas”) nie mogła dociec, o co autorowi chodzi. Sam Piłsudski oświadczył w końcu: „W jakie kto paragrafy to moje żądanie ubierze – jest to mi obojętne. Nie staram się nawet myślą pracować nad nimi”.
Tą drogą poszedł też Blok Bezpartyjny, który nie starając się „nawet myślą pracować” nad ubraniem „dezyderatów” wodza w jakieś paragrafy, zgłosił w Sejmie ponownie swój projekt konstytucyjny bez zmian, bez jakiegokolwiek uwzględnienia dezyderatów marszałka Piłsudskiego...
Warto przypomnieć, że w imię tego projektu grożono łamaniem kości, zamachami, wojną domową, by w końcu, po dwóch latach awanturowania się i anarchizowania życia politycznego, zgłosić ten sam projekt jako materiał do dyskusji, bo „projektu tego nie uważamy za dzieło doskonale”, jak mówi deklaracja BB (z dnia 3 marca 1931 r.). Teraz dopiero odwołał się BB do wybitnych prawników i polityków o opinię w sprawie Konstytucji, mimo że posiada do dyspozycji skarbnicę „genialnej myśli” państwowej i prawnej – w kopie wywiadów pomajowych.
Co mówi p. Piłsudski o swym zapale i zdolnościach prawodawczych i czy ta kwestia naprawdę go przejmuje?
„Muszę stwierdzić – mówi w wywiadzie z 27 XI 1930 – że klub usilnie się starał o pociągnięcie mnie do tej pracy... Ja – równie usilnie – starałem się tej pracy uniknąć, dla tej po prostu zwyczajnej przyczyny, że nie czuję się uzdolnionym do sformułowań prawnych w jakiejkolwiek kwestii... Nie chciałem, pomimo starań klubu, brać osobiście udziału w wypracowywaniu wielkiej liczby paragrafów, z których się Konstytucja składa. Praca ta bowiem mnie bardzo nuży i nigdy nie próbowałem nawet być zadowolony z takiej pracy”. BB wydelegował „mego rodzonego brata..., aby się przynajmniej porozumiał ze mną. – Z prawdziwą biedą się na to zgodziłem... Brat przyszedł do mnie z napełnioną papierami teką... Z przerażeniem patrzyłem na grube zwoje papieru i ze strachem myślałem, co też ja z tym będę robił”...
Ale za to „krytyka” Konstytucji szła raźno: „partacka robota”, „niechlujnie ułożona”, „kiepski bigos”, „niechlujna pisanina” itd.
Spośród „dezyderatów” konstytucyjnych Piłsudskiego „najjaśniejszy” jest ten, „aby prezydent miał możność swoje postanowienia w samym porządku pracy Sejmu ROZKAZOWO załatwiać”...
Dokąd prowadzi Rzeczpospolitą „sanacja”?
Pięciolecie jej zamyka się katastrofą gospodarczą i finansową, podważeniem podstaw prawnych i moralnych państwa, zbarbaryzowaniem życia publicznego, pognębieniem państwotwórczych elementów demokratycznych, ludowych, które były podstawą organizacji i obrony odrodzonej Rzeczypospolitej, a wobec jej niekorzystnego położenia międzynarodowego – gwarancją niepodległego bytu narodu.
Józef Piłsudski użył przed Trybunałem Stanu wyrażenia o „hockach-klockach czynionych z Rzeczypospolitej”. Określenie to najlepiej charakteryzuje dotychczasową działalność obozu „sanacyjnego” w Polsce. Gdzie szukać mamy wytłumaczenia tego faktu? Prokurator Grabowski w procesie o „zamach” na marsz. Piłsudskiego powiedział o Józefie Piłsudskim, że celem jego była Polska „ze swoim demokratyzmem, nie tym z doktryny, tylko tym, który płynie w jej żyłach, właśnie w żyłach tej szlachty, o której kastowości mówi się dużo, ale która była najbardziej demokratyczną masą ludzką” („Gazeta Polska” 15 II 1931).
Prokurator Grabowski ma rację. Obóz Piłsudskiego dąży do „urządzenia” Polski na wzór szlachecki...
Demokracja nowoczesna, demokracja z Sejmem ludowym z powszechnego i równego głosowania, taka demokracja jest zaprzeczeniem „demokracji” szlacheckiej i sejmu przywilejów kastowych. „Demokracja szlachecka” ma ustaloną opinię w historii jako warcholstwo, rokosz i bunt przeciw prawowitej władzy, łamanie prawa, zrywanie sejmów, przekupstwo i anarchia.
Potomkowie tej kasty szlacheckiej powrócili do niej przez Nieśwież i podjęli walkę z Sejmem ludowym, który dziś interesom szlachetczyzny nie odpowiada:
„Dumny jestem... i nie znajduję w sobie nie tylko winy, ale zasługę, żem przeciw Sejmowi szedł, żem, Sejm ukrócił” – oświadczył przed Trybunałem Stanu J. Piłsudski.
Dumny jest, że Sejm ludowy ukrócił i poniżył...
W imię czego?
Wskrzesili „sanatorzy” w Polsce najgorsze tradycje warcholstwa szlacheckiego, streszczającego się we wstrząsającym, a symbolicznym dla czasów obecnych wyznaniu:
„NIE DAWAŁEM PRACOWAĆ WSZYSTKIM... SEJMOM”.
XII. Nauka lat pomajowych
Faktyczna dyktatura ,,sanacji” w Polsce zamknęła już swoje pięciolecie odstraszającym bilansem gospodarczym, politycznym i moralnym. Doświadczenie z systemem pomajowym nauczyło wielu, tak spośród faszyzującej, a zwyciężonej w maju 1926 prawicy, jako też nawet spośród zwolenników pomajowej dyktatury, że tego rodzaju systemy nie prowadzą do naprawy stosunków, ale przeciwnie, do prędzej czy później ujawniającej się katastrofy państw i społeczeństw, a w szczególności ogromnym niebezpieczeństwem są dla Polski ze względu na jej niekorzystne położenie pod każdym względem.
Że system pomajowy jest plagą dla wszystkich warstw społecznych, że rujnuje wszystko i wszystkich, oprócz oczywiście „sanacyjnych” grup dorobkiewiczów pomajowych, że niszczy zaufanie do państwa, do prawa, do uczciwości i sprawiedliwości, że prowadzi naród do jakichś niebywałych wstrząsów i katastrof – to nie ulega wątpliwości dla wszystkich odłamów opozycji.
Nawet prasa obozu rządowego stwierdza, że katastrofa gospodarcza i finansowa dotknęła „wszystkie warstwy w państwie polskim” („Gazeta Polska”), że ulegliśmy „ogólnemu zubożeniu” („Czas”), naturalnie poza grupami obozu „radosnej twórczości”. Któż więc poza mafią sanacyjną i sprzymierzonymi z nią grupami skrajnej reakcji społecznej, ponoszącymi odpowiedzialność za straszliwe winy pomajowe – może być zainteresowany w podtrzymywaniu systemu, którego upadek niesie zagładę jego twórcom i praktykom, a wyzwolenie i ratunek dla państwa i społeczeństwa.
Jakaż jest dalsza nauka z doświadczeń pomajowych? Przede wszystkim dlaczego mogła dojść do skutku i umocnić się dyktatura.
Polska powstała jako demokratyczna republika parlamentarna. Ale nasze życie polityczne mało podobne było do normalnego życia demokracji zachodnich. Lata przedmajowe wypełnione były wojną o niepodległość i walkami o ustrój państwa. Równocześnie jednak z pierwszym praktycznym zastosowaniem konstytucji marcowej prawica zaatakowała ją w sposób gwałtowny pod hasłami faszystowskiego przewrotu.
Ustrój demokratyczny Rzeczypospolitej ledwo co ustalony, już został poważnie zagrożony.
Walki polityczne w Polsce w okresie od końca 1922 r. do maja 1926 włącznie były w istocie walkami o ustrój państwa, stąd pochodziła ich niezwykła zaciętość, zaciekłość i gwałtowność, co nie podobne było do normalnych walk parlamentarnych państw cywilizowanych, przy ustalonym ustroju demokratycznymi, konstytucyjnym. Do zaostrzenia tych walk ustrojowych i podkopywania parlamentaryzmu, jak to już gdzie indziej wykazałem, przyczyniała się mafia militarna „piłsudczyków”, roszcząca sobie pretensje do niepodzielnej władzy, a której wódz postawił sobie świadomie za zadanie „nie dawać pracować wszystkim... sejmom”.
Wrogie, skrajnie reakcyjne wobec ustroju demokratycznego stanowisko prawicy przed majem i czas dłuższy po maju 1926 r. umożliwiło Piłsudskiemu grać rolę obrońcy demokracji i zdobyczy społecznych ludu pracującego, a tym samym mieć jego poparcie, zapewniało mu zwycięstwo w dniach majowych, utrudniało przejście lewicy do zdecydowanej opozycji i sprzyjało umocnieniu się dyktatury pomajowej. Taki był skutek niewyzbycia się przez prawicę zaraz po maju haseł faszystowskich i jej chytrych rachub objęcia niepodzielnej władzy po rychłym, jak sądziła, upadku Piłsudskiego. Impreza Dmowskiego z Obozem Wielkiej Polski wydatnie pomogła p. Piłsudskiemu, podtrzymując stan wahania, niezdecydowania opozycyjnego demokratycznej lewicy, uzasadniony faszyzującym stanowiskiem prawicy. Poza tym sprzyjał dyktaturze brak bliższego związku między stronnictwami demokratycznymi i jednolitego planu działania w walce z potęgującą się dyktaturą.
Dopiero w miarę rosnącego ucisku dyktatury i z chwilą zaniechania przez prawicę nacjonalistyczną koncepcji faszystowskich i oświadczenia się jej za praworządnością i parlamentaryzmem otworzyła się droga do konsolidacji obozu demokratycznego opozycyjnego, a dyktatura poczuła się być zagrożona. Dojść ona mogła do skutku i umocnić się przy zaciekłości walk obozów politycznych przy rozbiciu obozu demokratycznego i tylko taki stan mógłby podtrzymać jeszcze jej żywot.
Złagodzenie walk wśród stronnictw opozycyjnych w obliczu dyktatury, porozumienie stronnictw demokratycznych i ich ściślejsze współdziałanie, czego wyrazem był Kongres Centrolewu z dn. 29 VI 1930 w Krakowie, a następnie wyborczy Związek Obrony Prawa i Wolności Ludu – wprowadziły w furię wściekłości wodzów obozu sanacyjnego, widzących w ścisłym froncie stronnictw demokratycznych przeciw dyktaturze, usuwanie się jej gruntu spod stóp. BRZEŚĆ był również reakcją dyktatury na to zjednoczenie ludu, miast i wsi pod sztandarami stronnictw centrowych i lewicowych w walce z systemem sanacyjnym. BRZEŚĆ nastąpił niemal w tym samym dniu, w którym utworzony został wyborczy Związek Obrony Prawa i Wolności Ludu, bo w pierwszą noc po jego zawarciu z 9 na 10 września 1930. W dniu pojawienia się manifestu związku stronnictw centrowo-lewicowych, 10 września, ich przywódcy osadzeni już byli w BRZEŚCIU. A „zbrodnią” ich było to, że idąc do wyborów, byli przekonani, jak to mówił manifest, że „MUSIMY IŚĆ RAZEM”. To była rzecz nie do darowania ze strony dyktatorów pomajowych. W ich interesie leżało i leży, aby stronnictwa nie szły razem, lecz aby się żarły nawzajem.
Zlękli się wodzowie sanacji, że stronnictwa demokratyczne IDĄC RAZEM „postawią naprawdę tamę przeciw faszyzmowi”, jak głosił manifest Centrolewu.
Odpowiedzialność za podtrzymanie dyktatury i wszystkie jej skutki spada nie tylko na jej twórców i wykonawców, ale spadłaby i na tych wszystkich, którzy by w okresie walki z nią hasło: „IŚĆ RAZEM”, obalili, a w obliczu wspólnego, nieprzebierającego w środkach walki wroga „sanacyjnego”, rujnującego kraj, zrealizowali hasło „ŻREĆ SIĘ”, jak za najlepszych czasów.
Doświadczenie przed- i pomajowe uczy nas, że jeśli Polska ma trwać i zdążać do swych celów – szczęścia jej ludów, bez wstrząsów gwałtownych i dyktatur wstrzymujących jej postęp gospodarczy, społeczny, polityczny i cywilizacyjny – to nie może jej życie toczyć się wśród ciągłych gróźb wojen domowych, pod znakiem wiecznych, gwałtownych przewrotów ustrojowych, łamania prawa i niszczenia zdobyczy wolnościowych i społecznych ludu pracującego.
Polska może utrwalić swój byt niepodległy, przywiązać masy do państwa i podnieść je społecznie i kulturalnie jako demokratyczna republika parlamentarna, ludowa, nie z pozoru, ale w najgłębszej swej treści.
Od tego, jak się wielkie stronnictwa i obozy polityczno-społeczne do tej zasady po straszliwych doświadczeniach pomajowych ustosunkują, zależeć będzie dalszy bieg dziejów narodu i państwa, formy walk społecznych i politycznych.
Mylny jest pogląd, wygłoszony swego czasu przez wodza prawicy opozycyjnej, że „niepodobna jest całości państwa wiązać ze sprawą tego lub innego ustroju”. Doświadczenia 1920 r. przeczą temu, a system pomajowy niszczący ustrój demokratycznej Rzeczypospolitej nie prowadzi wcale do zabezpieczenia jej całości.
Tylko ten ustrój, który opiera państwo na najszerszej podstawie społecznej, wydobywa i kształci coraz to nowe świadome siły obywatelskie, społeczne, państwotwórcze, a tym samym czyni państwo organizacją nie obcą, nie narzuconą z góry, ale z dołu, z mas ludowych, pracujących wyrosłą, tylko ten ustrój może Polsce zapewnić niepodległość i normalny rozwój.
Takim ustrojem w obecnej epoce może być tylko szczera demokratyczna, parlamentarna republika ludowa.
Marian Porczak
Powyższy tekst to cała broszura Mariana Porczaka, Nakładem Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego oddział im. Adama Mickiewicza w Krakowie, Kraków 1931. Od tamtej pory nie była wznawiana, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię według obecnych reguł.