Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Feliks Perl

Patriotyzm a socjalizm

[1909]

Ludzie nie rozumiejący się na rzeczy albo też pełni złej woli, często powtarzają zarzut, że socjaliści nie są i nie mogą być patriotami, ba, nawet – że są wrogami narodu i sprawy narodowej. Otóż w książeczce tej dowiodę Wam, czytelnicy, że w takiej gadaninie nie ma ani krzty prawdy. Rzecz się ma wprost przeciwnie: socjaliści właśnie są najlepszymi patriotami, najgorliwszymi obrońcami sprawy narodowej.

 I

CO TO JEST PATRIOTYZM?

Zobaczmy naprzód, co to jest patriotyzm.

„Patriotyzm” znaczy „miłość ojczyzny”. Patriotyzm jest to ukochanie swego kraju i swego narodu, jest to poczucie silnej łączności ze „swoimi”. Patriota prawdziwy – taki, co patriotyzm ma w sercu, a nie tylko w gębie – pracuje dla szczęścia i postępu swego narodu. On – jak powiedział wielki nasz poeta Mickiewicz – chce swój naród „podnieść, uszczęśliwić, chce nim cały świat zadziwić!”.

Takim jest rzetelny patriotyzm, uczucie bardzo silne i naturalne, które mocno tkwi w duszy ludzkiej. Kocha się ten kraj, w którym przyszliśmy na świat, z którym zrosły się nasze wspomnienia, którego losy z naszymi losami tak ściśle są związane. Kocha się ludzi, z którymi się zżyło, z którymi człowiek dzieli nie tylko swój chleb powszedni, ale i chleb duchowy – myśli swoich i uczuć. Kocha się nie tylko naturę swego kraju, ale – co ważniejsze – swój język ojczysty, literaturę, wspólne wspomnienia, kocha się ludzi, z którymi nas łączy praca wspólna, wspólna niedola i radość wspólna.

A cóż dopiero, jeżeli naród nasz jest nieszczęśliwy, jeżeli ojczyzna cierpi w więzach i niewoli! Wtedy patriotyzm staje się tym silniejszy, bo tym boleśniej odczuwa się ucisk narodowy. „Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie” – że znowu przytoczymy słowa Mickiewicza. Klęski ojczyzny odczuwamy na każdym kroku i w każdej chwili. I w serce nasze wrasta ból i rozpłomienia się chęć wydźwignięcia ojczyzny z niewoli!

Takim uczuciem jest patriotyzm. I socjaliści mieliby być wrogami takiego patriotyzmu, mieliby być wrogami swego narodu?! Co za głupia myśl i jakie oszczerstwo! Socjaliści, którzy z takim poświęceniem pracują w swoim kraju dla ludu swego, którzy dążą do tego, żeby jak najszerzej rozlała się oświata, żeby nie było w narodzie pokrzywdzonych i głodnych i ciemnych, żeby cały kraj stał się wspólnym warsztatem pracy dla wszystkich i wspólnym dla wszystkich źródłem dobrobytu – socjaliści mieliby być wrogami narodu! Oni, co zwalczają wszelki ucisk, a więc i ucisk narodowy; oni, co chcą usunąć doszczętnie korzenie ucisku; oni, co biją na przywileje i niesprawiedliwość, ale szanują i popierają wszystko, co jest zdrowym, dobrym uczuciem, co idzie z duszy ludzkiej i wiąże dusze ludzkie miłością i solidarnością! Nie! Właśnie socjaliści umieją najlepiej naród „podnieść”, „uszczęśliwić”, bo socjaliści walczą o prawa dla narodu, o wolność, o oświatę. Oni chcą prawdziwego narodu, narodu jak z „jednej bryły”, bez przegródek stanowych, bez przywilejów klasowych, bez podziału na bogaczy i nędzarzy. I kochają też ten naród, dla którego pracują, który prowadzą w jasną, lepszą przyszłość. I naszą dumą narodową jest, kiedy nasz lud pracujący rośnie w świadomość, krzepnie i rozwija się, kiedy kraj nasz świeci innym przykładem.

II

PATRIOTYZM A KLASY POSIADAJĄCE

Nie masz dzisiaj narodów jednolitych, bo wszystkie narody rozbite są na klasy. Odbija się to też na patriotyzmie. Powiedzieliśmy, że patriotyzm jest to uczucie naturalne, mocno tkwiące w duszy ludzkiej. Ale w społeczeństwie klasowym patriotyzm nie jest jednolity, ma on z konieczności zabarwienie klasowe. Można więc powiedzieć, że każda klasa ma swój patriotyzm, to znaczy: właściwe sobie pojmowanie i odczuwanie dobra ogólnego, narodowego.

Patriotyzm klas posiadających ściśle jest związany z ich interesami klasowymi. Niepodobna im wyobrazić sobie narodu bez klas, narodu rzeczywiście jednolitego, związanego wspólnością i rzetelną solidarnością. Klasy posiadające łaskawie chcą uchodzić za „przewodników narodu”, za „starszych braci”, za opiekunów i dobrodziejów „maluczkich”. A co znaczą wszystkie te szumne słówka? Oto, że oni chcą być pasterzami, a naród uważają za stado. Oni kochają to stado, opiekują się nim, dbają o jego potrzeby, no i strzygą je oczywiście, jak się patrzy... Ale gdyby im powiedziano: hola, panowie, „stado” zmądrzało, nie potrzeba mu opiekunów i pasterzy – jakżeby się zdziwili i przerazili. Bo naród ma dla nich wartość o tyle, o ile oni stoją na jego czele jako „starsi bracia”, mając z tego „starszeństwa” i dochodziki dobre, i honor nie lada... Inaczej narodu nie rozumieją. I dlatego też wszystko, co odpowiada ich interesom, nazywają zaraz interesem narodowym.

Robotnicy strajkują... „Gwałtu! To przemysł narodowy ginie!”.

– Nie, panowie, to nie przemysł narodowy ginie, to tylko robotnicy chcą powiększyć swój udział w korzyściach płynących z ich pracy. Naród na tym zyskuje, a w najgorszym dla nas wypadku – zmniejszą się tylko pokaźne zyski wasze.

Lud pracujący chce równych praw dla wszystkich, żąda powszechnego prawa głosowania... „Gwałtu! Co się stanie z narodem! Zapanują ciemne masy, proletariat i chłopi będą górą”.

O nie, panowie, narodowi nic złego się nie stanie. Naród tylko zyska na tym, że wszyscy dopuszczeni zostaną do udziału w rządach, że nie będzie wyzutych z praw. A jeżeli stanie się jaka krzywda przywilejom waszym, tym lepiej dla – narodu!

Takich przykładów zaślepienia klasowego można by przytoczyć bardzo dużo. Mniejszość uprzywilejowana i panująca zawsze chce przemawiać w imieniu narodu, zawsze uważa swój interes za interes narodu.

Dawniej w Polsce za „naród” uchodziła tylko szlachta, bo ona przywłaszczyła sobie wszelkie prawa i przywileje, usunęła inne warstwy społeczne od życia politycznego i narodowego, i samowładnie stanowiła o losach kraju. No i, nawiasem mówiąc, gospodarowała tak dobrze, że cały kraj w przepaść pociągnęła i ojczyznę zatraciła.

Dziś już jeden stan nie może tak samowładnie rządzić, jak niegdyś. Ale klasy posiadające i dziś na każdym kroku mają pretensję do tego, że są „czołem narodu”, że ich wola jest wolą narodu, ich interesy – narodowymi interesami.

A czym w rzeczywistości są te górne warstwy narodu? Niech nam odpowie Mickiewicz:

...Nasz naród jak lawa:

Z wierzchu sucha i twarda, zimna i plugawa,

 Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi!

Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.

III

PATRIOTYZM A LUD PRACUJĄCY

Zstąpmy do głębi... Widzieliśmy patriotyzm klas posiadających. One (jak się wyraził słynny rewolucjonista polski Mierosławski) podzieliły ojczyznę na tysiące ojczyzn „prywatnych”, to jest prywatnych majątków, źródeł wyzysku i dochodu. I na tym interesie swoich „ojczyzn prywatnych” zasadzają klasy posiadające swój patriotyzm, interes ojczyzny.

Inny jest patriotyzm głębin społecznych – ludu pracującego.

Lud pracujący walczy o swoje interesy klasowe, ale interesy te wyglądają całkiem inaczej niż interesy klas posiadających. Interesy pracy to przecież coś zgoła odmiennego od interesów kasy ogniotrwałej, worka pieniężnego, słowem, od interesów kapitału i wyzysku. Praca to podstawa bytu całego narodu, to pierwszy warunek jego istnienia i rozwoju. Kto więc popiera interesy pracy, ten wzmacnia wiecznotrwałą podstawę narodu i społeczeństwa. Kto zaś bierze w obronę zyski kapitalistyczne, ten nie naród popiera, lecz haracz składany przez naród „silnym tego świata”. Interes pracy to interes ogromnej większości – i ci, którzy dla tej większości pracują, to jest socjaliści, lepszą chyba oddają przysługę narodowi niż ci, którzy duszą i ciałem oddani są mniejszości bogaczów.

Walcząc o swoje interesy klasowe, lud pracujący – i jedynie lud pracujący, ma na widoku zarazem dobro całego społeczeństwa. Klasie robotniczej nie chodzi o przywileje, ale przeciwnie – o zniesienie przywilejów, nie o panowanie, ale przeciwnie – o zniesienie panowania jednej warstwy nad drugą. Ta społeczna polityka proletariatu jest zarazem najlepszą narodową polityką.

Były czasy, kiedy naród był podzielony na stany, to jest na oddzielne warstwy, z których każda miała inne stanowisko prawne, osobne prawa i przywileje. Dwa „wyższe” stany – szlachta i duchowieństwo, wszystkie korzyści życia społecznego dla siebie zagarnęły. Lud pracujący miał tylko „przywilej” nędzy, ślepego posłuszeństwa, był podstawą, na której wspierał się cały naród, ale z praw narodowych był wyzuty.

Obecnie naród podzielony jest na klasy, to jest na warstwy różniące się położeniem ekonomicznym. Mniejszość, ekonomicznie silna, rządzi narodem i chce uchodzić za czoło narodu.

Socjaliści dążą do tego, żeby w narodzie nie było klas, żeby naród był jednolity. A kiedy znikną różnice klasowe, wtedy na dobre zapanuje jedność i wspólność w narodzie, wtedy naród rozkwitnie wspaniale, jako duchowy pobratymczy związek ludzi wolnych i równych. Ojczyzna dla nikogo już nie będzie macochą. Każdy, kto umie patrzeć, ten widzi, że im więcej lud ma praw i wolności, im bardziej jest świadomy swoich zadań społecznych, im bardziej oświecony, tym silniejsza jest jego świadomość narodowa, tym bardziej podsyca on swoim tchnieniem potężnym życie narodowe. „Nie masz ojczyzny dla niewolników” – wołał Mirabeau przed Wielką Rewolucją Francuską. Lecz gdy Rewolucja stworzyła ludzi wolnych, gdy zniosła przywileje średniowieczne i dała ludowi prawa, jakiż potężny zapał patriotyczny ogarnął masy pracujące! Lud poczuł się narodem – i piersią swą bohaterską osłonił Francję przed żołdactwem sprzymierzonych monarchów Europy.

Toteż kiedy klasy posiadające łączą swoje przywileje ze sprawą narodową, kiedy ojczyznę chcą wziąć w pacht i uważają ją za dojną krowę – świadomy lud pracujący powtarza okrzyk dawnych demokratów polskich: „my drugą, wam przeciwną, jesteśmy ojczyzną” – ojczyzną, do której przyszłość należy.

IV

POLITYKA NARODOWA KLASY ROBOTNICZEJ

Polityka narodowa proletariatu, jak to widać z poprzedniego, jest prosta i jasna: zmierza ona do rozwoju wszystkich sił narodowych, materialnych i duchowych, na gruncie demokracji i postępu społecznego. Proletariat energicznie przyczynia się do rozwoju narodowego, lecz dąży do usunięcia z niego wszelkich przywilejów klasowych z jednej strony, wszelkich przywilejów narodowych, to jest wyzyskiwania i ciemiężenia jednego narodu przez drugi – z drugiej strony.

Proletariat popiera gorąco rozwój kultury, to jest oświaty i cywilizacji narodowej. Albowiem proletariat łaknie wiedzy, proletariat chce mieć dostęp do wszystkich skarbów duchowych narodu swego i całej ludzkości. Postępy socjalizmu ściśle są związane z postępami kultury. Ruch społeczny i rozwój kultury ciągle oddziaływają na siebie wzajemnie: każde zwycięstwo klasy robotniczej podsyca kulturę i odwrotnie – kultura wspomaga dobroczynnie ruch robotniczy, nadając mu szeroki rozmach i świadomość, ujmując go w piękne, szlachetne formy. Lud pracujący ma tedy wszelkie powody do cieszenia się z postępów kultury w swoim kraju i do czynnego ich popierania. Nie mniej jak o kulturę, proletariat dbać musi o wolność i prawa narodowe, bo zresztą te dwie rzeczy – kultura i wolność, są ściśle związane. Ucisk narodowy przynosi zawsze krzywdę kulturze narodowej, a przez to i sprawie robotniczej. Ale ucisk narodowy wywołuje inne jeszcze szkodliwe skutki. Prawie zawsze jest on połączony z wyzyskiem ekonomicznym jednego kraju lub narodu przez drugi, czy to w ten sposób, że z kraju uciskanego wyciska się nadmierne podatki, a o potrzeby jego zgoła się nie dba, czy też w ten sposób, że krajowi takiemu nie dają należycie się rozwijać pod względem gospodarczym, np. gnębiąc jego przemysł na korzyść kraju panującego, wydzierając ludności miejscowej ziemię itp. Ucisk narodowy połączony jest dalej z najrozmaitszymi prawami wyjątkowymi i po prostu z bezprawiami wszelkiego rodzaju, z pozbawieniem narodu ciemiężonego tych praw obywatelskich, które przysługują narodowi panującemu. Wreszcie ucisk narodowy jest i dlatego szkodliwy, że narzuca krajowi ciemiężonemu obce formy i instytucje społeczno-polityczne, nieraz całkiem nieodpowiednie, niezgodne z jego potrzebami i stopniem jego rozwoju. Naród polski od czasu rozbiorów doświadczył na sobie wszystkich tych skutków niewoli narodowej. A wszystkie skutki ucisku narodowego klasa robotnicza odczuwa boleśnie, zwykle o wiele dotkliwiej niż klasy posiadające. Bo te ostatnie, nawet w najgorszych warunkach politycznych i narodowych, kryją się od ciosów za szaniec swoich „ojczyzn prywatnych”, innymi słowy: dzięki swojej sile ekonomicznej jakoś sobie radzą. Robotnik zaś i włościanin tym silniej odczuwają ucisk narodowy, że są i pod względem ekonomicznym upośledzeni. Dla ludu pracującego dostęp do oświaty jest w ogóle daleko trudniejszy niż dla klas posiadających: jeżeli więc w dodatku szkoła jest obca i służy celom wynaradawiania, to najgorzej to się odbija na robotnikach i włościanach. Tak samo ucisk narodowy w urzędach, w sądach, w wojsku itd. daleko mocniej dokucza ludowi pracującemu niż burżuazji i szlachcie.

A i to jeszcze trzeba wziąć pod uwagę, że dla klasy, która ma przed sobą wielkie cele do spełnienia, dla klasy robotniczej – każda krzywda społeczna, każda postać ucisku nabiera zgoła innego znaczenia niż dla klas posiadających. Dla proletariatu ucisk narodowy to ważna przeszkoda na drodze do zupełnego wyzwolenia. Proletariat jest klasą rewolucyjną i – jako taka – bierze gorąco do serca wszelkie krzywdy społeczne i daje im energiczny odpór. W walce o wolność i niepodległość narodową – a niepodległość jest właśnie najbardziej stanowczym wyrazem i najlepszym zabezpieczeniem wolności narodowej – lud pracujący nie kwęka, nie dyplomatyzuje, nie prosi i nie ucieka się do przeróżnych wybiegów, jak klasy posiadające, lecz śmiało chwyta byka za rogi i – potyka się na ostre.

V

JEDNOŚĆ NARODOWA A WALKA KLAS

– Ale „jedność narodowa”, gdzie u was jest jedność narodowa?! – wołają burżuazyjni patrioci. – Wasza walka klas rozdziera, niszczy jedność narodową!

Panowie ci rozumują w ten sposób, jak gdyby niepoczciwi socjaliści wymyślili walkę klas. Tymczasem walka klas jest koniecznym objawem klasowego ustroju społecznego, niezależnie od tego, czy się to komu podoba, czy nie. Socjaliści nie stwarzają walki klas, oni ją tylko organizują, nadają jej rozumny, celowy charakter. Dlatego też, jak już mówiliśmy, naród w społeczeństwie klasowym nie może być jednolity. Tam, gdzie zachodzi zasadnicza sprzeczność interesów klasowych, naród musi być „rozdzierany” walkami klasowymi. Dopiero w przyszłości, kiedy zniknie podział na klasy, ustanie też walka warstw społecznych o dobra materialne, o władzę i panowanie. Wtedy, ale dopiero wtedy, naród będzie istotnie jednolity.

Lecz panowie burżuazyjni patrioci nie chcą bynajmniej takiej jedności i boją się jej gorzej niż diabeł święconej wody. Ciągle gadają o jedności narodowej, ale opierają się ze wszystkich sił stworzeniu warunków, przy których jedność ta z fałszu stanie się prawdą. Bo od tego właśnie oni są burżuazyjnymi patriotami!

W rzeczywistości klasy posiadające w polityce swojej nigdy nie kierują się dążeniem do jedności narodowej, lecz zawsze swoimi interesami, które szumnie ogłaszają za narodowe. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że klasy posiadające nigdy i nigdzie nie zrzekały się swoich przywilejów, chociażby tego wymagała najbardziej nieodbita konieczność narodowa. Czyż mamy przypominać opór, który szlachta nasza stawiała wykonaniu bardzo umiarkowanych zresztą rozporządzeń Kościuszki, zmierzających do polepszenia doli ludu wiejskiego? Czy mamy przypominać, że w 1831 r. podczas powstania nic, ale to zgoła nic, nie uczyniła dla chłopów? Ba, zdarza się, że klasa panująca, w obronie swoich przywilejów, ucieka się do najhaniebniejszej zdrady, do bezczelnego deptania interesów narodowych. My z historii polskiej pamiętamy dobrze arystokrację targowicką, która nie wahała się sprowadzić do Polski wojska rosyjskiego przeciwko Konstytucji 3 maja. Inny przykład to arystokracja francuska, która podczas Rewolucji uciekła z kraju, aby przyłączyć się do wojsk cudzoziemskich, walczących z Francją.

Hasło „jedności narodowej” to dla klas posiadających wygodna zasłona, poza którą ukrywa się chęć przewodzenia całemu narodowi i trzymania w uśpieniu politycznym ludu pracującego. Hasło „jedności narodowej” sprowadza się po prostu do tego, że klasy posiadające nic nie uronią ze swoich interesów, ale lud pracujący ma swoje interesy im przynosić w ofierze.

VI

JAK KLASA ROBOTNICZA WALCZY O INTERESY NARODOWE?

Bezwarunkowo, są pewne wspólne interesy, czy to czasowe, czy nawet stałe, które łączą lud pracujący z całą resztą narodu lub przynajmniej z częścią klasy panującej. Rozwój kultury narodowej jest ważny dla całego narodu. Podobnież ucisk narodowy, jakkolwiek jedne klasy może dotykać mniej, inne bardziej, jednakże wszystkim im ciąży i dolega. Dlatego pragnienie wolności narodowej istnieje we wszystkich warstwach.

Ale nawet kiedy chodzi o takie wspólne sprawy, klasa robotnicza nie może i nie powinna iść na lep „jedności narodowej”, musi zachować swoją samodzielność, swój robotniczy patriotyzm. Bo klasa robotnicza inaczej stawia i inaczej rozwiązuje nawet te wspólne sprawy. Weźmy np. sprawę szkolnictwa. Dla wszystkich Polaków jest ważne, żeby szkoła u nas była narodowa. Ale dla ludu pracującego to nie wystarcza: nie dość, żeby szkoła była narodowa, trzeba jeszcze, żeby była świecka, demokratyczna, postępowa, obowiązująca. Tu już ustaje owa wspólność, bo np. duchowieństwo wszelkich sił dołoży, żeby szkołę sklerykalizować, inni będą chcieli, żeby w szkole jak najmniej uczono (żeby dzieci proletariatu zanadto nie zmądrzały), jeszcze inni będą pragnęli ograniczeń wyznaniowych itp. W ogóle klasa robotnicza każdej reformie usiłuje nadać charakter nie tylko narodowy, ale i jak najbardziej demokratyczny oraz zmierzający w kierunku socjalistycznym. A w tym dążeniu swoim zawsze spotyka się z zaciętym oporem klas posiadających.

Ale zachodzi tu jeszcze inna kwestia. Nawet kiedy chodzi o wspólne sprawy, klasa robotnicza walczy inaczej niż klasy posiadające. Klasy posiadające, łaknąc przede wszystkim spokoju, oglądając się ciągle z trwogą na swoje „ojczyzny prywatne”, nie mogą walczyć bezwzględnie i śmiało. Bo wprawdzie ucisk narodowy jest rzeczą wielce nieprzyjemną, ale nie mniej nieprzyjemną rzeczą jest ruch rewolucyjny...

Dlatego też byłoby dla każdej sprawy narodowej rzeczą bardzo szkodliwą, wprost zgubną, gdyby ją z zaufaniem powierzyć klasom posiadającym i liczyć, że one dobrze się wywiążą z obowiązku. U nas wszak mieliśmy ugodowców, którzy mniemali, że lokajstwem i zapewnieniami o wiernopoddańczości utargują coś od absolutyzmu dla narodu polskiego! A teraz mamy sławetną narodową demokrację, która zajadle zwalczała i zwalcza ruch rewolucyjny, a naród polski w Dumie i na zjazdach „słowiańskich” zaprzedaje „państwowości” moskiewskiej.

Klasy posiadające nie chcą walki, mogą się zadowolić byle czym. Autonomia, to jest nadanie krajowi pewnych praw przez państwo zaborcze, jest już dla nich szczytem marzeń.

Rewolucyjny proletariat nigdy się tym nie zadowoli: on walczy o pełną wolność polityczną i narodową – o republikę i niepodległość.

Jednym słowem, widzimy, że klasa robotnicza w obronie wszelkich żądań narodowych musi zachowywać samodzielność i z drogi robotniczego patriotyzmu nie powinna schodzić na manowce tzw. jedności narodowej.

VII

„TRADYCJE NARODOWE” I „SWOJSKOŚĆ”

Przeciwko socjalizmowi patrioci pewnego gatunku wytaczają zarzut, że nie uznaje i nie szanuje „tradycji narodowych”, że nie wyrósł z rodzimego gruntu, że jest „obcy”.

Dawniej, w pierwszych czasach socjalizmu polskiego, mówiono o socjalizmie jako o „nowinkach znad Newy i z Genewy”, które naturalnie nie przyjmą się na naszym gruncie, bo my mamy „zdrowe tradycje narodowe”.

Tradycje narodowe! Oto frazes, który rzuca się, niby papierową przeszkodę, w poprzek każdemu nowemu, postępowemu ruchowi społecznemu. „Tradycje narodowe” to również płaszczyk, tylko że bardzo dziurawy i przezroczysty, którym okrywa się konserwatyzm.

Ale co jest właściwie „tradycją narodową”? Historia każdego narodu jest bardzo długa, obejmuje najprzeróżniejsze i najsprzeczniejsze zdarzenia, dzieli się na bardzo odmienne okresy. Któraż więc z tych licznych tradycji ma być obowiązująca? Może tradycja wszechwładzy szlacheckiej, pańszczyzny, „patriarchalnych” stosunków chaty do dworu, ciemnoty jezuickiej, Targowicy? Takie i tym podobne „tradycje” istotnie są nam wstrętne.

Ale są w naszej historii i inne tradycje, istotnie piękne i krzepiące, których nam Sienkiewicz nie podał „ku pokrzepieniu serc”. Nie są to martwe obrazki z lamusa zamierzchłej przeszłości ani bawidełka, którymi się burżuj raczy bez szkody dla procesu trawienia, bo „te rzeczy już były, ale na szczęście ich nie ma”. Nie, te tradycje żywe są dla nas i po dziś dzień, bo ich znamieniem jest walka z uciskiem, mężne, rewolucyjne wybijanie się z niewoli politycznej i narodowej. Takie tradycje to istotnie owa „arka przymierza między młodszymi a starszymi laty”, to nić czerwona biegnąca przez nasze dzieje porozbiorowe aż po dziś dzień i w przyszłość. Ale tę nić nawiązują nie ci patentowani burżuazyjni patrioci, którzy ciągle gadają o „tradycjach narodowych”. Dla nich owe wspomnienia walk, to tylko „farbowany fałsz, obrazki”, odświętne, ale czcze świecidełka. To spuścizna nie ich, jeno ludu pracującego, który je przejął i pomnaża ciągle wspaniałymi, bohaterskimi czynami. Rozumie się, walka dziś jest inna niż dawniej, inne ma drogi i zadania, ale wciąż żyje w niej ten sam nieśmiertelny „wieczny rewolucjonista, pod męką ciał leżący – duch!”.

A teraz jeszcze kilka słów o tak zwanej „obcości” socjalizmu. Socjalizm obejmuje obecnie wszystkie kraje cywilizowane. Z tego wynikałoby, że we wszystkich tych krajach jest „obcy”. Tak też twierdzi burżuazja każdego kraju, dodając nieraz, że u sąsiadów może ma rację bytu, ale „u nas – broń Boże!”. Tymczasem powszechność socjalizmu wyjaśnia się w sposób bardzo prosty: wszędzie, dokąd zawitał i rozgościł się kapitalizm (też obcy przybysz!), wraz z rozwojem klasy robotniczej, upadkiem drobnego przemysłu i klasy średniej, nagromadzeniem się ludności po miastach itd., tworzą się konieczne warunki dla socjalizmu. Socjalizm jest powszechną ideą proletariatu wszystkich krajów, bo we wszystkich krajach istnieje zasadnicze podobieństwo warunków ekonomicznych i wszystkie kraje oddziaływają na siebie wzajemnie.

Doskonała, niepokalana „swojskość” może panować tylko w krajach zgrzybiałych, unieruchomionych, odgrodzonych murem chińskim od reszty świata. Gdzie są dziś takie kraje? Nawet Chiny zostały wciągnięte w potok życia międzynarodowego, które nie uszanowało „chińskiego muru”.

Klasy posiadające nie mniej jak proletariat przyswajają sobie idee „obce”, krążące swobodnie poprzez granice. W nauce, w sztuce, w polityce – widać powszechne, międzynarodowe prądy duchowe. Czasem są to wielkie, piękne i zbawcze idee, czasem zaś złowrogie i szkodliwe. Np. nasz swojski, rodzimy, ojczysty nacjonalizm w postaci Narodowej Demokracji, czyż nie jest odbiciem tego nacjonalistycznego prądu, który ogarnął znaczną część burżuazji wszystkich krajów i którego wzorową postacią jest hakatyzm niemiecki!

Wróćmy wszakże jeszcze na chwilę do socjalizmu i jego „obcości”. Socjalizm – powiedzieliśmy – jest prądem społecznym ogarniającym wszystkie narody cywilizowane. Nie wyklucza to jednak bynajmniej tego, że socjalizm w każdym kraju „unaradawia się”, to znaczy przystosowuje do specjalnych warunków danego kraju – przybiera pewne cechy odrębne, odpowiednio do odrębnych warunków kraju, jego przeszłości historycznej, charakteru narodowego itp. Dość przyjrzeć się międzynarodowemu ruchowi socjalistycznemu, aby zauważyć, jak odmienne są jego cechy w różnych krajach, mimo tożsamości przewodnich zasad i celów.

VIII

PATRIOTYZM I MIĘDZYNARODOWOŚĆ

Z zarzutem „obcości” socjalizmu wiąże się ściśle inny zarzut: socjaliści nie mogą być patriotami, ponieważ są międzynarodowi.

Duchowieństwo, które jest dumne z wyznawania religii „powszechnej” („katolickiej”, co właśnie znaczy po grecku: „powszechnej”) i otrzymuje rozkazy z Rzymu; bankierzy, którzy wędrują po giełdach całego świata i trzymają się zasady: tam ojczyzna, gdzie płacą najlepiej procent; fabrykanci, którzy masami sprowadzają obcych robotników, gdy ci taniej pracują od „swoich”; arystokraci, którzy najchętniej z dala od kraju, po Monakach, Rzymach i Paryżach, wesoło puszczają ojczyste pieniądze – wszystkie te i tym podobne żywioły pomstują na międzynarodowość socjalistów.

Lecz na czym polega ta międzynarodowość i w czym ona może uchybiać patriotyzmowi?

Międzynarodowość socjalizmu polega na uznawaniu prawa każdego narodu do wolnego, nieskrępowanego rozwoju. Socjalizm potępia wyzyskiwanie i uciskanie jednego narodu przez drugi, potępia wynaradawianie i domaga się stworzenia warunków, przy których każdy naród mógłby swobodnie rozwijać swoją kulturę, swoje urządzenia i swoje własności.

Takie stanowisko istotnie może się nie podobać temu zbękarciałemu i zwyrodniałemu patriotyzmowi, który nazywa się nacjonalizmem i wrzaskiem rzekomo narodowym wywołuje z grobu cienie dalekiej przeszłości, kiedy „obcy” znaczył tyleż, co „wróg”. Nacjonaliści uznają tylko swój naród (a właściwie, jak z poprzedniego widać, tylko narodowe klasy posiadające); tylko jego prawo do bytu, do władzy i do rozwoju ma w ich oczach wartość. To się nazywa „egoizmem narodowym”. W stosunku do innych narodów nie obowiązują żadne zasady sprawiedliwości, braterskiego porozumienia, wspólnych zadań społecznych. Jeszcze kiedy chodzi o naród silny i panujący, to – według ewangelii nacjonalistów – trzeba się z nim liczyć, robić mu ustępstwa. Ale w stosunku do narodów słabszych nacjonaliści są bezwzględni: hejże na Polaków, hejże na Rusinów, hejże na Litwinów, hejże na Czechów – takie ludożercze okrzyki rozlegają się raz po raz w międzynarodowym obozie nacjonalistów.

Rozumie się, że z taką polityką narodową proletariat socjalistyczny nie może mieć nic wspólnego. Leży ona jedynie i wyłącznie w interesach wyzyskiwaczy i ciemięzców, którzy przez budzenie walk narodowościowych uśpić pragną świadomość klasową, a zarazem powiększają swoją władzę i majątki swoje przez gnębienie innych narodów.

Klasa robotnicza każdego kraju broni energicznie wolności i praw swego narodu, ale zarazem szanuje i popiera wolność i prawa wszystkich innych narodów. „Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiło” – ta zasada chrześcijańska moralności osobistej powinna również obowiązywać w stosunkach między narodami. Tymczasem nacjonaliści kierują się moralnością owego Murzyna, który na zapytanie misjonarza: „co jest złe”? odpowiedział: „źle jest, kiedy sąsiad zabierze mi żonę”, a na zapytanie: „co jest dobre?” odrzekł: „a dobrze jest, kiedy ja sąsiadowi zabiorę żonę”.

Polityka narodowa nacjonalistów prowadzi, według wyrażenia pewnego poety niemieckiego „von Humanität durch Nationalität zur Bestialität” (od ludzkości przez narodowość do zwierzęcości). Tymczasem polityka narodowa socjalizmu z narodowości robi dźwignię wolności i wszechstronnego rozwoju ludzkości, a więc od zwierzęcości prowadzi do ludzkości.

Międzynarodowość socjalizmu polega nie tylko na zapewnieniu każdemu narodowi wolności i praw, na równouprawnieniu narodów, ale również na ich łączności. Socjalizm dąży do usunięcia wojen i brutalnego zwalczania się narodów na polu ekonomicznym i politycznym. Nie chce on bynajmniej zatarcia różnic narodowych (jak to mu przypisują ludzie głupi lub ze złą wolą), nie chce wytworzenia jakiegoś beznarodowego społeczeństwa na całym świecie – nie, socjalizm dąży do tego, żeby narody nie prowadziły bezmyślnej, bratobójczej walki, lecz łączyły się ze sobą dla osiągnięcia wspólnych celów społecznych i kulturalnych. Drogą do osiągnięcia tego celu jest międzynarodowa solidarność proletariatu. Proletariat, nie zatracając bynajmniej cech narodowych i walcząc o lepszą przyszłość dla swego kraju, jednocześnie świadom jest tego, że w walce z kapitalizmem i uciskiem potrzebna jest solidarność proletariatu wszystkich krajów, że interesy ludu pracującego są zgodne, bez względu na różnice wyznania i narodowości. To właśnie wyraża się w okrzyku końcowym Manifestu komunistycznego: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”.

Rozumie się, w tym wszystkim nie ma nic, co by uwłaczało patriotyzmowi ludu pracującego. To nie jest bez wątpienia zgodne z takim patriotyzmem, co przy każdej sposobności pokazuje sąsiadom lub mieszkańcom tej samej ziemi, lecz innej narodowości – zbrojną pięść, co pragnie wywyższenia swego narodu z krzywdą innych, co przez rozdmuchiwanie walk narodowych stara się tłumić postęp społeczny. Ale międzynarodowość nasza stanowi tylko dopełnienie albo raczej drugą stronę takiego patriotyzmu, co chce swój naród „podnieść, uszczęśliwić” drogą postępu społecznego i współdziałania z innymi narodami; patriotyzmu, co nie chce przywilejów, lecz równych praw; patriotyzmu, według którego różnice narodowe nie powinny tworzyć niemiłego, zgrzytliwego rozdźwięku, lecz składać się na harmonię ludzkości.

Były niegdyś czasy, gdy obcy uchodził w ogóle za wroga. Były czasy, kiedy każdy naród uznawał się za „lud wybrany”, a obcych zwał „barbarzyńcami”, „zamorskimi diabłami”, „niemymi” (Niemcy) itd. To był pierwotny, nieokrzesany „patriotyzm”, który się dziś odradza w postaci nacjonalizmu na tle kapitalistycznej walki o byt, militaryzmu i wszelakiego wstecznictwa.

Temu dzikiemu patriotyzmowi przeciwstawia się cywilizowany, daleko widzący patriotyzm klasy robotniczej z jego hasłem wolności i wszechstronnego rozwoju dla swego narodu w bratnim sojuszu z innymi narodami.

Feliks Perl


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się, pod pseudonimem Res, jako broszura wydana w Krakowie w roku 1909. Następnie przedrukowano ją w książce „Myśl socjalistyczna i marksistowska w Polsce 1878-1939”, wybór Seweryn Dziamski, tom II, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1984. Tekst publikujemy za tym ostatnim źródłem.

 

Feliks Perl (1871-1927) – pochodził ze zasymilowanej rodziny żydowskiej, jego ojciec walczył w powstaniu styczniowym. Na studiach związał się z ruchem socjalistycznym, wszedł w krąg II Proletariatu. Przed aresztowaniami uciekł do Berlina i Paryża. Uczestnik paryskiego zjazdu założycielskiego Polskiej Partii Socjalistycznej. Następnie działał w Galicji, a po aresztowaniu Piłsudskiego przeniósł się w 1900 r. do Królestwa Polskiego, aby redagować „Robotnika”. W 1904 r. aresztowany i więziony w Cytadeli. Po rozłamie w PPS, jeden z liderów Frakcji Rewolucyjnej, jeden z głównych ideologów socjalizmu niepodległościowego. Wkrótce jednak przeszedł do wewnątrzpartyjnej opozycji, w 1912 r. współtwórca i jeden z liderów PPS-Opozycja, krytycznej wobec działań Piłsudskiego. Po wybuchu I wojny światowej PPS-Opozycja i Perl powrócili jednak w szeregi PPS. Po odzyskaniu niepodległości członek władz PPS (m.in. w latach 1924-26 przewodniczący Centralnego Komitetu Wykonawczego partii), w latach 1915-27 redaktor naczelny „Robotnika”, poseł na sejm. Autor kilkunastu broszur i książek poświęconych historii, ideologii i strategii ruchu socjalistycznego.

↑ Wróć na górę