Leon Wasilewski
O drogę do socjalizmu i pokoju
[1936]
I
Straszliwy wstrząs, jakiego doświadczył cały świat na skutek Wielkiej Wojny, spowodował szereg znamiennych objawów w życiu społeczeństw, bezpośrednio czy pośrednio dotkniętych kataklizmem krwawej rzezi narodów. Całokształt skutków Wielkiej Wojny obnażył bezlitośnie zmurszałe podwaliny panujących stosunków społecznych i politycznych – i oto weszliśmy w okres „kryzysu”, który wtargnął we wszystkie dziedziny życia ludzkiego. Mamy więc na tle ogólnego kryzysu kapitalizmu – kryzys poszczególnych zjawisk z tym ustrojem ściśle związanych. Mamy kryzys, zdawałoby się, utrwalonych niezłomnie doktryn ekonomicznych, społecznych i politycznych, kryzys poglądów filozoficznych i etycznych, tendencji literacko-artystycznych, ba, nawet czytamy nieraz o „kryzysie” całej cywilizacji...
W tej atmosferze powszechnego kryzysu rodzi się w niewypowiedzianych mękach narodów, klas i jednostek odmienny świat nowego ustroju, którego dokładniejsze zarysy dopiero poczynają się ustalać w naszych przewidywaniach, że ten przyszły ustrój, mający się tak czy inaczej wyłonić z panującego dziś chaosu, będzie socjalistycznym, to już obecnie dla nikogo zdaje się nie ulegać wątpliwości, tak jak nie ulega żadnej wątpliwości bankructwo i rozkład samych podstaw kapitalizmu, głoszone teraz już nie tylko przez reprezentantów radykalizmu społecznego, ale i przez wyrazicieli poglądów bardzo konserwatywnych – aż do wysokich dostojników kościelnych włącznie.
Że przyszłość należy do socjalizmu, o tym najwymowniej świadczy również systematyczne używanie przymiotnika „socjalistyczny” nawet przez tych, którzy wydali walkę na śmierć i życie dzisiejszym partiom socjalistycznym, jednocześnie zapożyczając z ich programów nieraz bardzo istotne pierwiastki swej ideologii, podawane za własne.
Jednakże coraz powszechniejsza wiara w przyszły tryumf socjalizmu bynajmniej nie idzie w parze z dokładnym uświadomieniem sobie dróg prowadzących do tego celu. Pod tym względem nawet w samym obozie socjalistycznym panuje pewnego rodzaju „kryzys”, rozwijający się na tle szerszego „kryzysu demokracji”, niewątpliwie przeżywanego przez świat powojenny.
W dziejach międzynarodowego ruchu robotniczego da się stwierdzić dwie fazy rozwoju poglądów na sposób osiągnięcia ustroju socjalistycznego. W wieku XIX przez czas dłuższy panowała wiara w bardzo bliski wybuch rewolucji społecznej, która miała za jednym zamachem uporać się ostatecznie z kapitalizmem wraz ze wszystkimi jego dolegliwościami i bolączkami, zaprowadzając ustrój obcy wszelkiemu uciskowi i wyzyskowi. Pogląd ten rozwijali nie tylko socjaliści utopiści i anarchiści, ale nie był on obcy i marksistom. Stopniowo zanika on prawie bez śladu, ustępując poglądom zwanym socjalnodemokratycznymi, a wcielanym w życie zwłaszcza przez socjalistów niemieckich i ich naśladowców w ostatniej ćwierci XIX i na początku bieżącego stulecia.
Możliwość realizacji wielkiej liczby postulatów socjalistycznych (tzw. program minimum) za pomocą wyzyskania urządzeń demokratycznych i przede wszystkim parlamentaryzmu zrodziła przekonanie, że i ustrój socjalistyczny w jego ostatecznej formie da się zdobyć w drodze osiągnięcia przez socjalistów większości parlamentarnej w państwach demokratycznych. Stąd walka o demokrację parlamentarną we wszystkich państwach zachodnioeuropejskich jako dążność naczelna obozu socjalistycznego. Stąd utrwalenie się wiary, że drogą stopniowych przeobrażeń ustroju kapitalistycznego, uzyskiwanych przez coraz to liczniejszą reprezentację klas pracujących w parlamentach, da się pokojowo, „w majestacie prawa”, przeprowadzić rewolucję społeczną.
Wiara ta panowała prawie niepodzielnie w międzynarodowym obozie socjalistycznym przed wybuchem Wielkiej Wojny.
Po Wielkiej Wojnie wiara ta w pewnej mierze została zachwiana, na co złożyło się kilka czynników. Przede wszystkim sam przebieg wojny podkopał niektóre z podstawowych filarów światopoglądu socjalistycznego. Międzynarodowa solidarność proletariatu, głoszona od tylu dziesięcioleci przez wszystkie partie socjalistyczne, ani wojnie zapobiec nie potrafiła, ani w uregulowaniu jej skutków nie znalazła odpowiedniego wyrazu. „Proletariusze wszystkich krajów” – zamiast łączyć się – mordowali się wzajemnie, przeważnie w imię obcych sobie interesów państw kapitalistycznych i zaborczych. Tendencje narodowe, słusznie czy niesłusznie pojmowane, jeszcze raz uzyskały przewagę nad interesami ściśle klasowymi mas pracujących i pchnęły je do obozu ogólnonarodowego. Po wojnie nawet w tych krajach, gdzie doprowadziła ona do upadku monarchii i klik monarchistycznych i do wielkiego zwycięstwa demokracji, socjaliści nie mogli czy nie potrafili jak należy wyzyskać tej ostatniej dla utrwalenia swej władzy i dla przeprowadzenia zasadniczych, gruntowych reform ustrojowych, gwarantujących ostateczne zwycięstwo socjalizmu. Nie dość na tym – obóz socjalistyczny uległ fatalnemu rozbiciu i dał się – często nawet bez oporu – zepchnąć z zajmowanego stanowiska. I zdobycze demokracji temu nie zapobiegły.
Jednocześnie w Rosji, a więc w państwie, zdawałoby się najmniej ekonomicznie, społecznie i kulturalnie dojrzałem do socjalizmu (według schematu marksowskiego), stało się coś zupełnie niespodziewanego. Jedna, i to bynajmniej nie najsilniejsza, z grup rewolucyjnych, przystosowała umiejętnie swą taktykę do panującego w tym kraju i w tym czasie chaosu, odrzuciła kategorycznie wszelkie zasady demokratyczne i „przesądy” wolnościowe i, ogłosiwszy własną dyktaturę pod firmą dyktatury proletariatu, rozpoczęła drogą najbezwzględniejszego terroru tępienie wszystkich swych (w tym i socjalistycznych) przeciwników pod hasłem wszechświatowej rewolucji socjalnej i niezwłocznego budowania ustroju socjalistycznego w drodze dyktatury proletariatu.
Tryumf bolszewizmu rosyjskiego, który dawał sobie radę i z olbrzymią większością wrogiego mu społeczeństwa, i z rwącymi się do wolności narodami, które pragnęły skorzystać z upadku caratu dla własnego wyzwolenia, i z wyprawami „interwencjonistycznymi”, wywarł wielkie wrażenie i znaczny wpływ na socjalistów zachodnioeuropejskich, pomimo że ci działać musieli w warunkach wręcz niepodobnych do rosyjskich.
Boć zwycięstwo bolszewizmu rosyjskiego uwarunkowane było przede wszystkim takimi czynnikami, jak rozkład państwowości rosyjskiej skutkiem upadku caratu, jak antywojenny i antyrządowy nastrój mas chłopskich i rozkładającej się armii w wyniku klęsk wojennych, jak przede wszystkim sam olbrzymi obszar imperium carskiego, obracający w niwecz wszelkie zakusy interwencyjne i uniemożliwiający koordynację sił antyrządowych. Pomimo, że na Zachodzie tego zespołu warunków nie było, wpływ zwycięstwa bolszewizmu rosyjskiego odbił się tam potężnie. Rosną więc przez jakiś czas gwałtownie siły partii komunistycznych, które powstały z rozbicia obozu socjalnodemokratycznego. Zjawiają się próby dyktatur bolszewickich i poza Rosją (Węgry, Bawaria). A choć są nieudane, przyczyniają się jednak do powstania żywiołowej paniki nie tylko wśród klas najzamożniejszych, ale i w bardzo szerokich masach drobnomieszczaństwa i chłopstwa, a nawet po części i robotników.
II
Perspektywa gwałtownej rewolucji socjalnej w jej niesłychanie krwawej i bezwzględnej formie rosyjskiej wraz ze wszystkimi ekscesami bolszewizmu wywołuje blady strach i przerażenie niemal powszechne. Groźba „rozdmuchania pożaru wszechświatowego” przez dyktaturę bolszewizmu rosyjskiego tworzy grunt nader podatny dla koncepcji kontrdyktatury antybolszewickiej. Powstają doktryny i organizacje dość rozmaitego charakteru, choć podobnego typu, którym przyswojono – nie zawsze słusznie – miano faszystowskich.
Dyktatury faszystowskie, wychodzące przeważnie z założeń antykapitalistycznych i nie unikające w swej działalności frazeologii socjalistycznej, pozyskują szeroką podstawę społeczną w masach obawiających się panicznie gwałtownej rewolucji socjalnej, a cierpiących przez kapitalizm. To zaś pozwala tworzyć dyktatorom faszystowskim szerokie organizacje masowe, skierowane już nie tylko przeciwko komunizmowi ekspozytur rządu moskiewskiego, skupiających się w III Międzynarodówce, ale i przeciwko socjalnej demokracji, ba, nawet przeciwko samej zasadzie demokracji, jako torującej drogę zwycięstwu mas pracujących.
W ten sposób bolszewizm stal się nie tylko czynnikiem, osłabiającym wszędzie ruch socjalistyczny przez rozbicie jego na dwa wzajemnie zwalczające się obozy, ale jednocześnie wywołał reakcję antysocjalistyczną i antydemokratyczną na całym świecie, ułatwiając swą polityką trwanie faszyzmu i tworząc dlań gotowe wzory do naśladowania w rozmaitych dziedzinach życia.
Faszyzm – to nieprawe dziecko Wielkiej Wojny i bolszewizmu – czy to w swej postaci klasycznej – włoskiej, czy w formie niemieckiego „socjalizmu narodowego” Hitlera, czy jako ich naśladownictwo zupełne albo częściowe poza Włochami i Niemcami – wyszedł również – jak i bolszewizm – z bardzo ujemnej oceny ustroju dotychczasowego. Pragnie on tworzyć nowe formy ustrojowe i systemy organizacji społecznej, starając się jednocześnie uratować same podstawy ustroju kapitalistycznego. Bolszewizm rosyjski wypowiedział natomiast walkę bezwzględną ustrojowi kapitalistycznemu i pragnie wytępić go ostatecznie przez wprowadzenie w życie – drogą planowych wysiłków – ustroju socjalistycznego. Ta zasadnicza rozbieżność celów bolszewizmu i faszyzmu nie wyklucza jednak ich wzajemnego pokrewieństwa i podobieństwa, o ile chodzi o taktykę i działalność praktyczną. Podobieństwa te wypływają z jednego i tego samego źródła – z metody przymusu i gwałtu, wspólnego obydwu systemom, z zasadniczego antydemokratycznego nastawienia tak faszyzmu, jak i bolszewizmu.
Rozmaite objawy praktyki faszystowskiej, budzące grozę etyczną, nie są integralnym składnikiem faszyzmu jako doktryny, ale wynikiem dyktatury jako metody działania. Dyktatura jednej partii sprowadza się wszędzie do panowania mniej lub bardziej licznej koterii z genialnym, ubóstwianym „wodzem” na czele. Koteria ta, wszędzie opierająca się na mocno rozbudowanym aparacie biurokratyczno-policyjnym i wojskowym, stosuje terror wobec wszystkich żywiołów nie chcących ulec jej autorytetowi. Zniósłszy wszystkie swobody obywatelskie, zmonopolizowawszy w swym ręku wszystkie środki oddziaływania na opinię publiczną i wychowanie młodzieży, obezwładniwszy w ten sposób wszelką opozycję legalną, dyktatura działa faktycznie bez żadnej realnej kontroli. W krajach dyktatury znaczenie „wodza” – czy nim będzie „Duce” Mussolini, czy „Führer” Hitler, czy „genialny wódz międzynarodowego proletariatu” Stalin – przybiera niejako mistyczny charakter, a ideologia, którą ten wódz reprezentuje, przekształca się na coś w rodzaju religii, głoszonej wyznawcom w „świętych księgach” wodzów (enuncjacje Mussoliniego, „Mein Kampf” i przemówienia Hitlera, artykuły i tezy Lenina, instrukcje Stalina).
Doktryny poszczególnych „wodzów” stopniowo przekraczają granice ich bezpośredniej działalności i stają się podstawą imperializmu o szerokim zasięgu, obejmującym wszystkie kraje, mogące być terenem ekspansji danego narodu (włoskiego), rasy (germańskiej) czy partii (komunistycznej). Imperializm ten wymaga oparcia się o jak najpotężniejsze siły militarne. Stąd konsekwentna militaryzacja społeczeństwa, poczynając od dzieci, stąd kolosalne zbrojenia i wysuwanie interesów wojny na plan pierwszy w życiu państwowym z uszczerbkiem wszystkich innych, nawet najbardziej prymitywnych, potrzeb społeczeństwa (zaopatrywanie wojska kosztem głodzenia ludności cywilnej we Włoszech i Niemczech, budowanie na trupach dziesiątków tysięcy więźniów kolei strategicznych i fortyfikacji w Rosji Sowieckiej).
Analogia między metodami postępowania rządów dyktatorskich – bez względu na ich cele ostateczne i odmienność doktryn programowych – sięga najdrobniejszych szczegółów. Wystarczy tu wymienić: centralizm i tępienie odrębności poszczególnych krajów (hegemonia Berlina w Niemczech, stopniowe kasowanie dość szerokiej pierwotnie autonomii „republik” sowieckich); prześladowanie i tamowanie rozwoju narodowego mniejszości na „kresach” (tępienie żywiołu niemieckiego i słowiańskiego we Włoszech; germanizacja mniejszości w Niemczech; w ZSRR bezwzględna walka z komunizmem „regionalnym” inorodców, masowe wysiedlanie tych ostatnich poza ich obszar etnograficzny, dyktatura Postyszewa na Ukrainie Sowieckiej, niwelacja i żargonizacja języków miejscowych); propaganda, doprowadzona do skrajnego reklamiarstwa wobec każdego kroku dyktatora; kultywowanie urzędowego entuzjazmu – „Kraft durch Freude” w Niemczech hitlerowskich, propagowanie wesołości w Rosji Sowieckiej; wysuwanie rozmaitego rodzaju elity (szturmowcy niemieccy, udarnicy i stachanowcy sowieccy); obozy koncentracyjne (wyspy Liparyjskie i Sołowieckie); analogiczne metody policyjne (Czeka, GPU, Ovra i Gestapo); tresowanie młodzieży (Dzieci Lwicy, Balilla, Pionierzy, Komsomoł, Hitlerjugend, Jungvolk); zglajchszaltowanie nauki i sztuki i wprzęgnięcie ich w jarzmo urzędowych doktryn (partyjna cenzura włoska, niemiecka i sowiecka – zupełnie bezprzykładne w dziejach, masowe niszczenie wydawnictw „heretyckich” w Niemczech i Rosji); wypadki czerwcowe 1934 r. w Niemczech i wymordowanie stu kilkunastu więźniów antystalinowców w grudniu tegoż roku w Petersburgu, Moskwie, Kijowie, z takim samem obrzuceniem ich oszczerstwami; ofiary Gestapo w Czechosłowacji, Szwajcarii czy Austrii, porwanie Kutiepowa w Paryżu; zakaz strajków robotniczych i organizacji socjalistycznych w Niemczech, Rosji i Italii itd., itd., itd. – do nieskończoności. Ma się wrażenie, jak gdyby poszczególne dyktatury po prostu wzajemnie siebie naśladowały. Tymczasem jest to jedynie logiczna konsekwencja ustroju dyktatorskiego, antydemokratycznego – wszędzie poniewierającego indywidualnością ludzką i przeciwstawiającego jej interes „totalnego”, „zglajchszaltowanego” według widzimisię dyktatora (i jego kliki) państwa.
III
Zapanowanie w całym szeregu państw dyktatury miało niezmiernie doniosłe znaczenie dla ruchu socjalistycznego, niszcząc go zupełnie lub paraliżując. Zwycięstwo dyktatury bolszewickiej, likwidując w byłem państwie carów wszystkie odłamy ruchu robotniczego poza rządowym, jednocześnie rozbiło dotychczasowy obóz klasowego ruchu proletariackiego na całym świecie na dwa wzajemnie zwalczające się odłamy: socjalistyczny i komunistyczny. Wprawdzie odłam komunistyczny nigdzie poza ZSRR nie uzyskał przewagi, ani nie dorównał swą siłą odłamowi socjalistycznemu, niemniej jednak w znacznej mierze go osłabił i wpływ jego pomniejszył – i to w sposób różnoraki. Przede wszystkim, tworząc rozłam i wzajemną nienawiść dwóch odłamów obozu klasowo-proletariackiego. Następnie – odstraszając od socjalizmu liczne rzesze jego dotychczasowych i potencjalnych sympatyków, które w obawie przed grozą rewolucji bolszewickiej na modłę rosyjską stały się łatwym żerem organizującego się faszyzmu. Wreszcie – wprowadzając do samych partii socjalistycznych ferment ideowy, szkodliwy dla ich konsolidacji wewnętrznej i aktywności na zewnątrz.
Oto bowiem nawet w łonie tych partii, które korzystają w pełni lub w znacznej mierze z urządzeń demokratycznych, pojawiły się prądy, potępiające ewolucyjną, demokratyczną drogę zdobywania ustroju socjalistycznego. Przeciwstawiające się jej hasła zaczęły rozbrzmiewać i w szeregach II Międzynarodówki. Oczywiście, wychodziły one przede wszystkim z łona tych partii, które zostały na terenie swej bezpośredniej działalności bądź zniszczone, bądź chwycone mocno za gardło przez dyktaturę faszystowską. Albowiem tryumf dyktatury faszystowskiej, niszcząc demokrację, zniszczył naturalne podstawy organizacyjne klasowego ruchu robotniczego i, pozbawiając go zdobyczy wielu dziesięcioleci, zmusił do likwidacji jawnych, legalnych form działalności. Zdziesiątkowane, wpędzone w podziemia, partie socjalistyczne utraciły na razie niemal wszelkie realne znaczenie. Niejako symbolem istnienia potężnych i wpływowych jeszcze tak niedawno partii socjalistycznych Włoch, Niemiec, Austrii, Łotwy (a także Rosji, Gruzji, Ukrainy itd.) pozostały tylko ich ekspozytury i ośrodki emigracyjne, stanowiące coraz większą część II Międzynarodówki. Oczywiście, tym partiom nie pozostało innej drogi poza działalnością nielegalną, a więc niejako przymusowo rewolucyjną.
Socjaliści włoscy, niemieccy czy austriaccy, nie posiadając nic do stracenia, a wszystko do zyskania, muszą wysuwać hasła maksymalistyczne, hasła zdobycia pełni władzy w drodze bezwzględnie rewolucyjnej i w sojuszu z tak samo jak i oni pognębionymi i poniewczasie dochodzącymi stopniowo do opamiętania komunistami. Innego wyjścia nie mają, choć nie mogą nie pojmować, jakimi niesłychanymi trudnościami najeżona jest ta droga w warunkach, w jakich przychodzi im działać. Muszą bowiem liczyć na katastrofę (wewnętrzną czy zewnętrzną) gnębiących ich rządów, a więc na wytworzenie się mniej więcej takich warunków, w jakich zwyciężył rosyjski bolszewizm. Dlatego też nie jest dziwne, że przykład bolszewicki może tu działać bardzo atrakcyjnie. Ale i u nich ideały demokracji nie uległy ostatecznemu zanikowi. Nawet wśród socjalnych demokratów niemieckich czy austriackich nie brak głosów, odrzucających dyktaturę (Kautsky) lub usiłujących nadać jej charakter czegoś niepodobnego do dyktatury bolszewickiej (Bauer), a socjaliści łotewscy dążą nie do czego innego, jak do odrodzenia demokracji w całej pełni.
Jednak krytyczne ustosunkowanie się do dawnej taktyki wtargnęło i do szeregów niektórych z partii socjalistycznych, stojących dotychczas konsekwentnie na gruncie demokratycznym, choć zmuszonych działać w krajach na wpół dyktatorskich. Tu wprawdzie organizacje zawodowe i polityczne wraz z prasą socjalistyczną mogą istnieć legalnie, ale zakres ich działalności skurczył się ogromnie. Przypierane do muru przez panujący reżim, odczuwają swą słabość, a gorętsze żywioły w tych organizacjach budują swe nadzieje na gwałtownym przewrocie, pozwalającym na realizację programu socjalistycznego za pomocą dyktatury.
Przykład bolszewicki jest tu naturalnie również drogowskazem. Oczywiście – fałszywym, gdyż opartym na zupełnym nieuwzględnianiu swoistości stosunków rosyjskich i momentu historycznego, w jakim możliwe stało się przekształcenie przegranej wojny zewnętrznej na wojnę domową na gruzach caratu i w trakcie tej ostatniej ujęcie władzy przez organizację drobnej mniejszości.
Kopiowanie metod bolszewickich w warunkach niepodobnych do rosyjskich z lat 1917-1920, jest jawną utopią. Tym szkodliwszą, że odkładanie wszystkich osiągnięć socjalizmu do drugiego dnia po przewrocie, uwarunkowanym bliżej nieokreśloną katastrofą reżimu, nie zastąpi masom, cierpiącym dziś straszliwie pod ciężarem rozkładającego się kapitalizmu, wskazań aktualnych. Toteż gdyby spodziewane załamanie się reżimu nie nastąpiło w bardzo szybkim czasie, siła grupy socjalistycznej, opartej na powyższej koncepcji, musiałaby w sposób fatalny zwiotczeć. Gdyby zaś przyszło szybko, masy by z niej nie skorzystały w sposób przez tę grupę pożądany, albowiem nie mają one w dzisiejszych warunkach żadnej możliwości przeprowadzenia takich przygotowań technicznych, które by zapewniały zwycięstwo dyktatury rewolucyjnej. Klęski bohaterskich wystąpień rewolucyjnych socjalistów austriackich i hiszpańskich (powstanie w Asturii), nie mówiąc już o komunistycznych puczach południowoamerykańskich, stanowią przykłady mocno odstraszające.
Beznadziejność i utopijność powyższej koncepcji jest zupełnie jasna, a trzymanie się jej odrzuciłoby ruch socjalistyczny daleko wstecz o długi szereg dziesięcioleci – do owego stadium pierwotnego, kiedy wierzono, że rewolucja socjalna od razu rozwiąże wszystkie bez wyjątku zagadnienia żywotne. Trzymanie się jej niewątpliwie naraziłoby też ruch socjalistyczny na osłabiające go rozłamy i inne niebezpieczeństwa...
Koncepcja więc, będąca wynikiem położenia przymusowego i wypływającej stąd rozpaczy – koncepcja obliczona na moment tak nieuchwytny w czasie, jak ostateczna katastrofa panującego reżimu, nie może być punktem praktycznego wyjścia dla ruchu tak żywotnego, jak socjalistyczny. Tym bardziej, jeśli argumenty, mające wzmocnić tę koncepcję, są czerpane ze źródeł tak niepewnych, jak mało dostępna dla badań obiektywnych i kalejdoskopowo zmienna rzeczywistość rosyjska, rozpatrywana w dodatku w świetle ogni bengalskich tendencyjnej propagandy. Koncepcja ta, konsekwentnie wcielana w życie, musiałaby doprowadzić do zaniedbania żmudnej powszedniej pracy partii socjalistycznych na gruncie zaspakajania najżywotniejszych interesów mas pracujących i bezrobotnych w dniu dzisiejszym, a więc w rezultacie do odpływu tych mas od partii socjalistycznej tam, gdzie znajdą bodaj jakiś doraźny ratunek przed śmiercią głodową.
Nic więc dziwnego, że koncepcji tej mogą hołdować w krajach, gdzie dyktatury faszystowskie nie zniszczyły wszystkich podstaw legalnego rozwoju ruchu robotniczego, tylko jednostki czy drobne grupki. Większość socjalistów tych krajów musi trzymać się – dopóki to tylko jest możliwe – taktyki i metod demokratycznych – pod grozą zagłady istniejących jeszcze, a bynajmniej nie zasługujących na lekceważenie zdobyczy.
Dyktatury niewątpliwie poczyniły zastraszające spustoszenia w umysłach i duszach ludzkich, niszcząc w wielu wypadkach podstawowe wartości moralne i przeciwstawiając im wskazania etyki tzw. jezuickiej („cel uświęca środki”) czy hotentockiej („dobrze jest, jeżeli ja... źle, jeśli kto inny...) oraz nakazy brutalnej przemocy. Niemniej jednak demokracja, jakkolwiek i ją dotknął kryzys powojenny, nie została uśmiercona, a nawet objawia zadziwiającą żywotność, która dobrze świadczy o jej przyszłości.
IV
Mamy wprawdzie dość liczny szereg państw, rządzonych metodami dyktatorskimi, jak Związek Sowiecki, Niemcy, Włochy, Austria, Litwa, Łotwa, Estonia. Obok nich istnieją państwa na wpół dyktatorskie czy na wpół demokratyczne, jak Jugosławia, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Finlandia, Grecja, niektóre państwa południowo-amerykańskie itp. Ale wszystkim tym państwom dyktatorskim i półdyktatorskim przeciwstawia się potężny liczebnie, obszarem i wagą międzynarodową zespół państw demokratycznych – Wielkiej Brytanii wraz z jej dominiami we wszystkich częściach świata, Stanów Zjednoczonych, Francji, Belgii, Holandii, Szwajcarii, Danii, Szwecji, Norwegii, Czechosłowacji, ostatnio ex-dyktatorskiej Hiszpanii, że wymienimy tu najważniejsze.
Tam socjalizm w dalszym ciągu zachował konsekwentnie dawne stanowisko, jak na to wskazuje praktyka socjalistów angielskich, francuskich, holenderskich, skandynawskich, szwajcarskich, czechosłowackich itd. oraz niesłychana popularność „planu” De Mana – planu wywołującego naśladownictwo i poza Belgią. Widzimy tam szybki upadek „rewolucjonizmu” bolszewickiego, reprezentowanego przez drobne partie komunistyczne III Międzynarodówki. Nie dość na tym. Z zupełnie nieoczekiwanym sukursem na rzecz taktyki demokratycznej pośpieszył w ostatnich czasach nie kto inny, jak właśnie Komintern. Ta ekspozytura zagraniczna dyktatorskiego rządu moskiewskiego stanęła obecnie na gruncie (eksportowej) obrony zwalczanej dotychczas demokracji i narzuciła podległym sobie partiom komunistycznym nakazy tworzenia „wspólnego frontu” już nie tylko z niedawno jeszcze piętnowanymi „reformistami”, „socjalfaszystami”, „socjalzdrajcami”, „lokajami burżuazji”, ale ze wszystkimi żywiołami demokratycznymi – aż do klerykalnych włącznie. Oczywiście, ten zwrot Kominternu ku „wspólnemu frontowi antyfaszystowskiemu” jest manewrem czysto taktycznym, podyktowanym aktualnymi interesami polityki zagranicznej Rosji sowieckiej, niemniej jednakże pociągnął on już za sobą bardzo poważne skutki w postaci zdezawuowania dotychczasowej taktyki poszczególnych partii komunistycznych na Zachodzie, podważając ich zasadniczo antydemokratyczne, ultraklasowe i ultrarewolucyjne stanowisko, co w dalszej konsekwencji uzasadnia logicznie ich zupełną zbyteczność i, co za tym idzie, konieczną ich likwidację. Pomimo nieokiełznanej reklamy, robionej przez prasę reakcyjną komunizmowi, nie ulega wątpliwości, że przeżywa on kryzys o charakterze rozkładowym w całej Europie, co jest przede wszystkim skutkiem zmian Rosji Sowieckiej w polityce zagranicznej oraz ujawnienia się tendencji restauracyjnych w Sowietach (w dziedzinie wojskowości, w szkolnictwie, w stosunkach własnościowych, w życiu rodzinnym i w obyczajowości, w ostrym nawrocie ku patriotyzmowi itd.). Charakterystyczne, że „demokratyczne” instrukcje Kominternu najkonsekwentniej są realizowane właśnie we Francji, gdzie partia komunistyczna osiągnęła największe sukcesy i gdzie rosyjski bolszewizm wśród snobów intelektualistycznych jest tak niesłychanie popularny.
Widzimy więc, że socjalizm tradycyjny, nieodłączny od podłoża demokratycznego, trwa i utrwala się we wszystkich krajach demokratycznych, zyskując poparcie – właśnie na tle obrony demokracji – nawet u tych żywiołów, które jeszcze wczoraj demokrację zwalczały. Widzimy też, że ostatnio stwierdzone wielkie postępy ruchu socjalistycznego są nierozerwanie związane z rozwojem demokracji (kraje skandynawskie, Anglia, Francja, Hiszpania, Belgia).
W krajach dyktatury położenie socjalistów jest nad wyraz ciężkie i na razie niejako beznadziejne. W krajach półdyktatorskich warunki rozwoju socjalizmu też są bardzo trudne. Ale ten stan rzeczy wytworzyło gwałtowne zburzenie systemu demokracji w interesie klas posiadających, bo właśnie dla nich stał się on niedogodnym i niebezpiecznym. Upadek demokracji jest bowiem jednoznaczny z zatamowaniem normalnego rozwoju organizacji socjalistycznej, i socjalizm dla osiągnięcia zwycięstwa musi bezwzględnie oprzeć się na demokracji [1]. Zwłaszcza na partie socjalistyczne krajów półdyktatorskich spada w pierwszym rzędzie obowiązek prowadzenia konsekwentnej walki o przywrócenie pełnej demokracji, co nie jest bynajmniej czymś nierealnym.
Oczywiście, mało prawdopodobne jest dobrowolne zrezygnowanie rozmaitych mniej lub bardziej „genialnych” wodzów z władzy, którą opanowali. Tym bardziej, że władza dyktatorska łacno uderza do głowy i wytwarza stan zamroczenia umysłowego, w którym „wódz” zwykle słabo zdaje sobie sprawę z „rzeczywistej rzeczywistości” i jej konsekwencji. Mieliśmy jednak przykład Primo de Rivery. Ale pomińmy ten fakt wyjątkowy. Przecież dokładna analiza stosunków w krajach „faszystowskich” i półfaszystowskich pozwala stwierdzić, że żaden z panujących tam reżimów nie jest w stanie spełnić zadań, których się podjął, ani obietnic, z którymi wystąpił. Najbezwzględniejszy terror, najskrajniejsze „zglajchszaltowanie” społeczeństwa w państwie „totalnym” nie potrafi rozwiązać wszystkich skomplikowanych zagadnień, które narzuca nieunikniona konieczność likwidowania ustroju kapitalistycznego w warunkach powojennych. Załamywania się tedy reżimu panującego można oczekiwać z zupełną pewnością, na co wskazują chociażby pewne mnożące się symptomaty życia politycznego takiej Jugosławii, Grecji, Finlandii, Bułgarii, ostatnio Litwy, kto wie – może nawet Rosji Sowieckiej, której władcy też przebąkują o przesunięciach w kierunku uwzględnienia pewnych swoistych form demokracji w nowej konstytucji ZSRR. Dyktatura w niektórych państwach zaczyna sama uświadamiać sobie, że nie potrafi podołać wziętym na siebie zadaniom, wobec czego musi szukać bodaj kompromisu z demokracją jako jedynego sposobu wyjścia z ciężkiego położenia.
Zapewne, od ostatecznego zwycięstwa demokracji nawet w tych państwach, w których tendencje antydemokratyczne już się przesilają po osiągnięciu szczytu natężenia, dzieli nas być może jeszcze okres długotrwały. Ale to nie może powstrzymywać od wytężenia wszystkich sił dla zgotowania zwycięstwa demokracji jako podstawowego warunku zwycięstwa socjalizmu. Walka ta będzie zapewne żmudna i ofiarna, ale to jeszcze nie powód, aby się jej wyrzekać. Bo tylko w długiej, żmudnej i ofiarnej walce socjalizm stanie się szczerze ukochaną, głęboko zrozumianą i odczutą zdobyczą jak najszerszych mas, a nie nienawistnym jarzmem, narzuconym milionom niewolników za pomocą krwawego terroru „genialnego wodza”...
V
Walka o demokrację jako podstawa walki o socjalizm jest jednocześnie walką o pokój, zagrożony przez imperializm państw dyktatorskich, depcący prawa samodzielnego rozwoju krajów i narodów, zwłaszcza słabszych, zagrażający samemu ich istnieniu.
Mamy obecnie dwa typy imperializmu – stary imperializm państw demokratycznych i nowy – państw dyktatorskich. Imperializm państw demokratycznych jest nasycony i w dobie obecnej nie tylko nie ujawnia dążności ekspansywnych, ale raczej znajduje się w defensywie i nawet kurczy się i kruszeje. Tak Francja, trzymając mocno swe dawne posiadłości kolonialne, nie dąży do żadnych nowych nabytków, a w krajach mandatowych (np. Syria) rozluźnia swój stosunek władczy do ludności miejscowej, objawiającej coraz żywsze dążności do usamodzielnienia się. Wielka Brytania tak samo nie pożąda nowych zdobyczy terytorialnych. Jej dominia usamodzielniają się coraz bardziej, niektóre z jej posiadłości przedwojennych (np. Irlandia i zwłaszcza Egipt) uzyskują prawie zupełną niepodległość, to samo dotyczy niektórych z jej posiadłości mandatowych (np. Iraku). Imperializm Stanów Zjednoczonych również można uznać za nasycony ostatecznie i raczej za cofający się terytorialnie (Kuba, Filipiny). Imperializm czeski po zdobyciu dla swego państwa w warunkach wyjątkowych koniunktury powojennej obcych terytoriów – niemieckich, słowackich, madziarskich, ukraińskich i polskich za dużo ma kłopotu z ich trawieniem, aby się mógł kusić o dalsze zdobycze terytorialne. Wszystkie państwa imperialistyczne dawnego typu, państwa demokratyczne, w drodze dyplomatycznej starają się obronić lub uzyskać „sferę wpływów” w krajach, którymi się interesują, ale o ekspansji terytorialnej dziś już nie myślą. Ich imperializm nie jest więc dla sprawy pokoju niebezpieczny.
Całkiem inaczej przedstawia się nowy typ imperializmu – imperializm państw dyktatorskich.
Niemcy, osłabione militarnie przez Wojnę Światową, odrodziły się do nowego życia za dyktatury Hitlera, stawiającej sobie za cel przede wszystkim przyłączenia krajów o ludności niemieckiej, co właściwie ma być tylko etapem do dalszej ekspansji żywiołu niemieckiego w rozmaitych kierunkach, nie wyłączając odzyskania dawnych kolonii i wielkich podbojów terytorialnych na wschodzie europejskim. Urzeczywistnienie tego programu – i to nawet w jego części minimalnej, nie może być dokonane bez starć wojennych z sąsiadami Niemiec, gdyż wielkie kompleksy terytoriów etnograficznie-niemieckich znajdują się przede wszystkim w Austrii, następnie w Czechosłowacji (3,5 miliona Niemców w zwartej masie), dalej w Szwajcarii (część niemiecka), we Francji (Alzacja i Lotaryngia), pomijając już drobne odcinki niemieckie Włoch (w Tyrolu), Belgii (Eupen i Malmedy), Litwy (Kłajpeda), Gdańsk. Nieco rozszerzony program imperializmu niemieckiego, polegający na włączeniu do Rzeszy ziem nie mających większości niemieckiej, ale posiadających poważniejszą liczbę Niemców, rozszerzyłby możliwość zatargów wojennych na Polskę i Danię. Maksymalny program imperializmu niemieckiego musiałby – w razie prób jego realizowania – wciągnąć Niemcy do zatargów niemal z całym światem, bo nie ma mowy o pokojowej jego realizacji. Ta ostatnia – to szereg nieuniknionych wojen.
To samo można powiedzieć i o imperializmie dyktatorskich Włoch. Zwycięstwo Mussoliniego w Abisynii jest podstawą dalszej polityki ekspansji terytorialnej Włoch – i kto wie, czy tylko w Afryce. Musi to wywołać powstanie nowych ognisk niepokoju wojennego wszędzie tam, gdzie polityka imperialistyczna Włoch może zagrażać interesom innych państw.
Imperializm Rosji sowieckiej, odziedziczony po caracie, stanowi jedno z najgroźniejszych źródeł możliwości zatargów wojennych. Odparty od granic Finlandii, Estonii, Łotwy i Polski siłą zbrojną wyzwolonych z jarzma carskiego ludów, imperializm sowiecki potrafił jednak zdusić niepodległość państwową Ukrainy i Kubania (zboże i węgiel), Krymu (tytoń i wino), Azerbejdżanu (nafta), Gruzji (mangan) itd., okupując je przez czerwoną armię i anektując ostatecznie na rzecz Związku Socjalistycznych Republik Rad, do którego włączone zostały również na wpół niezależne za czasów carskich chanaty Chiwy i Buchary (bawełna). Napotkawszy na stanowczy i zdecydowany opór na zachodzie, imperializm sowiecki całą siłą zwrócił się ku wschodowi – na teren posiadłości Chin, konkurując tu z drapieżnym imperializmem Japonii. Broniąc imperialistycznych zdobyczy caratu nad Pacyfikiem (Kraj Nadamurski, Władywostok itp.), wyparty z zaanektowanej przez Japonię Mandżurii, imperializm sowiecki – po opanowaniu Mongolii Zewnętrznej – opanowuje Turkiestan Chiński, popiera materialnie czynniki antyjapońskie w Mongolii Wewnętrznej i w rdzennie chińskich prowincjach Chin (czerwona armia chińska). Ten imperialistyczny pochód Rosji sowieckiej ku wschodowi prowadzi do gorączkowej militaryzacji całego ZSRR i do wysunięcia interesów wojskowych na czoło życia państwowego – aż do wciągnięcia do armii regularnej niepełnoletnich i przekształcenia święta 1 maja na manifestację militarystyczną. Budowa coraz to nowych fortyfikacji, strategicznych linii kolejowych i kanałów, przenoszenie na wschód i tworzenie tam nowych ośrodków przemysłu wojennego, koncentracja na Dalekim Wschodzie olbrzymich sił wojskowych – lądowych, morskich i powietrznych – wszystko to nic dobrego nie wróży pokojowi. Tym bardziej, że imperializm Japonii, dążącej do pochłonięcia jak największych obszarów Chin i do odegrania roli organizatora panazjatyzmu, bynajmniej nie jest skłonny do dobrowolnego odstąpienia Rosji żadnej części łupu chińskiego.
Coraz większe angażowanie się na Dalekim Wschodzie i zdawanie sobie sprawy z trudności, jakie pociągnęłoby za sobą starcie wojenne z potęgą militarną imperializmu japońskiego, każe Rosji sowieckiej dbać coraz bardziej o zabezpieczenie sobie tyłów w Europie. Stąd gorączkowe poszukiwanie w zachodnich krajach kapitalistycznych już nie tylko pożyczek, ale i sojuszników, którzy by jej zabezpieczyli owe tyły przed spodziewaną inwazją imperializmu niemieckiego. Stąd ten nagły zwrot w polityce zagranicznej ZSRR i jego organu – Kominternu – wraz z wejściem do bezczeszczonej w ciągu kilkunastu lat Ligi Narodów, stąd te konferencje z szefami sztabów generalnych faszystowskich państw bałtyckich, stąd sojusze wojskowe z burżuazją francuską i czeską na gruncie wspólnych obaw przed hitlerowskimi Niemcami, stąd rozpalanie apetytów tej burżuazji na niewyczerpane zasoby rosyjskiego mięsa armatniego, stąd pokojowe nastawienie Rosji sowieckiej na zachodzie, stąd owo tworzenie „jednolitych frontów” z dotychczasowymi przeciwnikami. Ale czy wszystko to jest trwałe? Czy nie przypomina to podobnego nastawienia Rosji carskiej w dobie, która poprzedzała wojnę rosyjsko-japońską 1904 roku?
Po wojnie tureckiej 1878 r. i po traktacie berlińskim, przypieczętowującym niepowodzenie imperializmu rosyjskiego na Bliskim Wschodzie (ziemie bałkańskie, Cieśniny, Konstantynopol), Rosja zwraca się stopniowo ku Dalekiemu Wschodowi, zaniedbując akcję panslawistyczną na ziemiach Austro-Węgier i Bałkanów. Doprowadza ją to z czasem do zatargu z ząbkującym imperializmem japońskim i do druzgocącej klęski, po której znów wraca do porzuconych już, zdawałoby się na zawsze zabiegów imperialistycznych na Bliskim Wschodzie. Po wojnie japońskiej odradza się agitacja moskalofilska w Galicji i w północnych Węgrzech, organizowany jest antyturecki związek bałkański, a zwycięski udział Rosji w Wielkiej Wojnie ma dać caratowi nie tylko część ziem słowiańskich Niemiec i Austro-Węgier, ale również (przyrzeczone przez Ententę) Cieśniny i Konstantynopol. Wiemy, jak się to wszystko skończyło: rozwianiem marzeń o zatknięciu prawosławnego krzyża nad Bosforem, utratą „kresów” zachodnich i zwróceniem się spadkobierców caratu ku Dalekiemu Wschodowi... Historia powtarza się!
Aby się nie powtórzyła jeszcze raz w postaci nowych krwawych wojen – na to jest jedna, jedyna rada: wszechstronny rozwój demokracji i takie jej powszechne zwycięstwo (również i w Rosji), które by zapewniło zupełną wolność, zjednoczenie i suwerenność wszystkim narodom – wielkim i małym (również ujarzmionym przez Rosję). Tylko na gruzach dyktatur i ich imperialistycznej polityki można będzie zbudować wolny, ogarniający wszystkie narody, dobrowolny związek wiecznego pokoju i wspólnej pokojowej pracy dla dobra całej ludzkości.
I to niezmiernie trudne, ale jakżeż szczytne i doniosłe historycznie zadanie musi stawiać sobie międzynarodowy demokratyczny obóz socjalistyczny.
Leon Wasilewski
Powyższy tekst Leona Wasilewskiego to cała broszura, Warszawa 1936, brak wydawcy. Od tamtej pory nie była wznawiana, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.Publikowaliśmy już inny tekst Leona Wasilewskiego: Z roboty zagranicznej PPS
Przypis:
1. Olbrzymi eksperyment rosyjski, bynajmniej jeszcze nie doprowadzony do końca, a dokonywany straszliwym kosztem pozbawienia ogółu ludności najprymitywniejszych swobód, za cenę bezgranicznego wyzysku sił fizycznych mas pracujących, bynajmniej nie udowodnił, że drogą dyktatury prędzej czy łatwiej dojdzie się do dobrobytu, a zwłaszcza wolności, niż drogą rozwoju i pogłębienia rozwoju. Wymownych kontrargumentów dostarczają tu rządzone przez socjalistów ultrademokratyczne kraje skandynawskie.