Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Józef Bek

O czynnik obywatelski w samorządzie

[1926]

Stan wewnętrzny Polski wskazuje, że my jeszcze nie umiemy się rządzić jako Państwo. Rzecz zrozumiała: do tego potrzeba silnie rozwiniętego zmysłu państwowego; ten zaś wykształca się z wolna. Poczucie i poszanowanie prawa, poczucie solidarności i wreszcie gotowość do ofiar na rzecz Państwa, co razem stwarza zmysł państwowy – to wynik pracy pokoleń. Przeciwko pierwszemu usposabiała nas półwiekowa niewola; rozczłonkowanie na trzy dzielnice – oddalało moment objawienia się wielkiej solidarności narodowej; wreszcie gotowość ponoszenia ofiar na rzecz Państwa, bodaj w postaci chętnego płacenia podatków, nie mogła się zjawić tam, gdzie Państwo było wrogie i gdzie za zasługę uważano sobie właśnie uchylanie się od ponoszenia ciężarów na rzecz rządów zaborczych.

Nie mamy zmysłu państwowego, nie znaczy to jednak, abyśmy nie mieli w sobie zdolności do składania ofiar na ołtarzu dobra publicznego, nie posiadali zdolności organizacyjnych. Dzieje każdej z dzielnic w czasie niewoli świadczą nieraz bardzo wymownie, że jest przeciwnie. Wielkopolska przez organizację spółdzielczą, spółki parcelacyjne, rolniczo-handlowe i kredytowe stworzyła taki potężny mur ochronny, że się o niego cała moc pruskiej zaborczości rozbijała; Królestwo Kongresowe – potrafiło zorganizować oświatę ludową, własne polskie szkolnictwo średnie, a nawet bojkotem obłożyć wyższą uczelnię, a polscy inżynierowie potrafili zorganizować przemysł wielki na olbrzymich przestworzach Rosji południowej; w Galicji zaś samorząd terytorialny złożył dowody swej żywotności w postawieniu komunikacji, szpitalnictwa, szkolnictwa powszechnego na poziomie o wiele wyższym, niż tego można się było spodziewać po słynnej „nędzy galicyjskiej”; społeczeństwo zaś całe złożyło dowody ofiarności i czujności w wielkiej pracy Towarzystwa Szkoły Ludowej, w obronie przemysłu krajowego, w obchodzie grunwaldzkim, w proteście przeciwko pokojowi brzeskiemu.

Więc tam, gdzie nie ma przymusu, gdzie jest wolny czyn zbiorowy – stać nas na wielkie i celowe wysiłki ku obronie dobra publicznego. Stąd wypływa wskazanie na chwilę obecną: odebrać Państwu jak najwięcej funkcji, a wzmóc zakres działania samorządu, spółdzielczości i prywatnej inicjatywy.

O jednym z warunków rozwoju samorządu ogólnego (terytorialnego) – o czynniku obywatelskim pragnąłbym pomówić.

I
Jakkolwiek będziemy się zapatrywali na samorząd miejscowy, czy to z punktu widzenia bardziej współczesnego: że jest on sprawowaniem administracji publicznej w granicach potrzeb lokalnych przez ludzi miejscowych, czy też uwzględniając wieki minione: że samorząd ten był zawsze wyrazem samozaradności i wzajemnej pomocy gromady ludzkiej w sprawach wspólnych potrzeb i interesów, zawsze czynnik „miejscowych” obywateli brany jest pod uwagę. Słabość, uwiąd czy też siła i rozmach samorządu właśnie od rzeczywistego ujawnienia się tego czynnika w życiu zależą.

Życie publiczne tak się ułożyło od dłuższego czasu, że nad działalnością obywateli, zwłaszcza w skupieniach, w zbiorowości występujących zawisło – Państwo. Normy przez jego organa prawodawcze i wykonawcze układane i stosowane. Dotyczy to i samorządu terytorialnego: organizuje się on i działa na mocy i w granicach ustaw państwowych. Pod ciężkim zarzutem niepraworządności nie mogą obywatele przystępować do prac „samorządowych”, choćby najpilniejszych, dopóki ustawa wrót nie otworzyła i drogi nie wskazała. Dobre zatem funkcjonowanie samorządu lokalnego od dobrych ustaw, jak i od dobrej, gorącej i wytrwałej, chęci obywateli zawisło. Pomysły nowych praw o samorządzie wiejskim, miejskim, powiatowym i wojewódzkim opracowane i złożone zostały przez rząd parlamentowi do rozważenia i uchwalenia. Kiedy to się stanie, kiedy nowe ustawy o samorządzie staną się prawem obowiązującym, nie można przesądzać. Życie tymczasem nie czeka. „Czas za nas nie pracuje” w tym wypadku. Nie możemy dopuszczać do upadku, powiedziałbym mocniej: do zwyrodnienia samorządu przez osłabienie najważniejszego czynnika, prawdziwej vis vitalis [siły witalnej] jego; czynnej bezpośredniej pracy obywateli miejscowych.

Potężne, twórcze zaiste przejawianie się tej siły, jaką jest swobodna wola zbiorowa ku rozumnemu a jasnemu celowi zmierzająca, daje się spostrzegać właśnie najlepiej tam, gdzie brak specjalnych, z góry przygotowanych i określonych uprawnień. Widzimy często ochoczość tę przy budowie kościoła na wsi, przy wznoszeniu budynku szkolnego lub domu ludowego. Gromada wówczas występuje istotnie jako „wielki człowiek”. Do wykonania pewnych prac przystępują wszyscy, pracują chętnie i wydatnie, a co najbardziej radosne, że pracuje każdy lub śpieszy z daniną według sił i możności, nie oglądając się na to, czy inny da również według tej samej zasady.

Pilne więc jest i ważne, aby ten „samorządny” sposób załatwiania spraw wspólnych wyrażał się nie tylko w wypadkach wyjątkowych i trwał nie tylko doraźnie, lecz rozciągał się na całość zagadnień i potrzeb, wynikających ze współżycia ludzi w osadach i zbiorowiskach i przyjmował postać stałej, systematycznej pracy obywatelskiej. Trzeba tedy czynić co można, w granicach dzisiejszych ustaw o samorządzie, wyzyskać jak najlepiej formy pracy, przyjęte i ogólnie uznane, tu i ówdzie doskonale w życie wcielane.

Już dr Jaroszyński w referacie swoim na temat „Oszczędności w organizacji administracji powiatowych związków komunalnych” podnosił w r. 1924 wielkie znaczenie żywego, wszechstronnego udziału czynnika obywatelskiego w działalności organów samorządu – specjalnie z punktu widzenia oszczędności, o której dziś tak wiele się mówi, pisze i zamierza. W szczególności kładzie tam Szanowny Autor nacisk na ożywienie działalności komisji sejmikowych. Istotnie, sprawa głębszego wciągnięcia obywatelskiego czynnika w życie samorządne przedstawia się: 1) jako rzeczywisty, wydatny udział w pracach sejmiku, wydziału i komisji członków sejmiku i 2) jako zainteresowanie i współudział moralny, jako poparcie zamierzeń sejmikowych ze strony szerokich kół obywatelskich gminy czy powiatu.

Co do pierwszego, to forma „komisji” sejmikowych byłaby może wystarczająca, gdyby udział członków z łona i spoza sejmiku powołanych był ciągle tak gorliwy, jak nim jest zwykle z początku. „Z początku” członkowie przybywają na posiedzenia dość starannie, przykładają się, opracowują referaty, sprawozdania, stawiają wnioski itd. Po jakimś czasie, często po roku, dwóch współudział ten zaczyna zamierać, aż zupełnie wygasa. Sprawy drogowe, zdrowotności, opieki społecznej, oświatowe spadają całym ciężarem na biuro, na fachowych płatnych pracowników. Winną takiemu obrotowi rzeczy jest inercyjna natura ludzka, potrzebująca ciągle nowych pobudek, winno jest także traktowanie sprawy przez przewodniczącego. Przewodniczący winien sobie wychowywać członków komisji: winien ciągle czuwać, aby ich zajęcie się sprawą nie stygło, pobudzać energię przez podsuwanie zagadnień nowych, zaznajamianie z wzorami gdzie indziej realizowanymi. Jeżeli sam nie może, co zresztą jest zrozumiałe, znać się dokładnie na wszystkich sprawach zajmujących komisje, niech poleci poszczególnym referentom (sekretarz, inspektor samorządu, lekarz, weterynarz, inżynier) opracowywać referaty odpowiednie i od czasu do czasu wygłaszać je na posiedzeniu tej czy innej komisji. Tematem winno być przede wszystkim zobrazowanie porównawcze, jak się załatwiają te same sprawy gdzie indziej, w innej gminie czy powiecie, czy w województwie całym, jak się ta sprawa przedstawia w całym państwie, w innych krajach bardziej postępowych o dawniejszym samorządzie.

Drugim źródłem podniety do pracy społecznej są wycieczki dla zapoznania się na miejscu z wzorami pewnej gałęzi działalności, gdzie indziej silnie rozwiniętej. Ale ktoś musi to znać. Tu jest rola dla sekretarza sejmiku. Do jego zadań winno należeć pilne odczytywanie prasy samorządowej, krajowej i zagranicznej, sprawozdań z działalności zawartych w protokółach posiedzeń sejmikowych i wydziałów, przysyłanych w odpisach, drukowanych w miejscowych organach, w prasie stołecznej itp.

Trzecim, często decydującym w tym względzie jest czynnik decentralizacji w działaniu. Wyrazem takiego działania mogą być np. delegaci drogowi lub delegaci gminni.

Delegatów drogowych ustanawia wydział powiatowy z łona sejmiku, lub w razie braku odpowiednich kandydatów, zwłaszcza z uwagi na zasadę terytorialności, spoza sejmiku. Delegatowi przydzielony zostaje do opieki rejon, w którym tenże zamieszkuje. Obowiązkiem delegata jest zapoznać się szczegółowo i dokładnie ze stanem dróg w swoim rejonie przynajmniej dwa razy do roku: wczesną wiosną i jesienią stan ten sprawdzić, opinię swą wraz z wnioskami, co dla poprawy uczynić należy – wydziałowi powiatowemu przedstawić. Skoro ludność miejscowa o tym wiedzieć będzie, stopniowo utoruje sobie delegat drogę do jej współdziałania w naprawie, współdziałania ochotnego, często bezinteresownego. Powaga delegata wzrasta, gdy mu wydział powiatowy zleca współudział w wypłacie zarobków za pracę przeprowadzoną przy drogach w jego rejonie przesyłając na jego ręce pieniądze do wypłaty za robociznę, za materiał drzewny i kamienny.

Rola i znaczenie delegata drogowego wzrasta dalej, gdy otrzymuje upoważnienie do kontroli niższej służby drogowej. Wykona on tę kontrolę częściej, a więc skuteczniej, niż inżynier powiatowy lub drogomistrz, a także taniej, bo przy sposobności przejazdu po drodze. Delegat może otrzymać upoważnienie do zamieszczania w książce kontrolnej dróżnika uwag swoich.

Delegaci drogowi mają stanowić powiatową komisję drogową, mogą też być poza komisją.

Na tejże zasadzie decentralizacji opierać się może współudział członków sejmiku w nadzorze nad gminami. Sprawa dotychczas niedostatecznie rozwinięta przez wydziały powiatowe. Nadzór sprawuje bezpośrednio urzędnik, zwany inspektorem samorządu, często porozumiewający się wyłącznie z przewodniczącymi sejmiku. Nadzór przy tym sprowadza się do kontroli urzędu gminnego, do zatwierdzenia budżetu i zamknięć rachunkowych, do zatwierdzania uchwał rady gminnej. Naprawdę zaś stosunek powiatowego samorządu do gminnego kształtować się winien według zasady: pierwszy powinien być rozwinięciem drugiego. Zasadniczą komórką samorządu terytorialnego jest ludzka osada: wieś czy miasto; zakres samorządu w zasadzie obejmuje wspólne potrzeby, wynikające ze współżycia ludzi w bliskim sąsiedztwie; z drugiej strony – jest wyzyskaniem zbiorowości, jako zrzeszenia sił, dla osiągnięcia lepszych warunków bytowania. Otóż, czego nie może w tych dziedzinach dokonać gmina z powodu braku środków materialnych i intelektualnych, to staje się obowiązkiem powiatu. Stąd powstaje organiczna spójnia powiatu z gminą. Stąd konieczność żywego, czynnego udziału, kontroli („nadzoru”) powiatu nad tym, co czyni i czego nie czyni gmina, konieczność ciągłego współżycia powiatu z gminą. Zadanie to, którego wynik wyrazi się także w wykreśleniu samoistnych poczynań powiatu, musi z całą świadomością jego znaczenia spełniać kolegium wybrane: sejmik i jego wydział, nie zaś jeden urzędnik, dlatego niezbędne jest, aby istniała sejmikowa komisja gminna, jak istnieje sanitarna, opieki społecznej, drogowa, rewizyjna. Do komisji takiej musi należeć przynajmniej jeden członek z grona drobnych rolników, jeden z miast i jeden z większej własności. Poza tym mogą być powołani na wzór delegatów drogowych, delegaci gminni, z przydziałem rejonowym. Kontrola gospodarki gminnej (oparta o lustrację stanu poszczególnych osad, o ile mamy do czynienia z gminą zbiorową) winna być dokonywana przez członków tej komisji lub delegatów, łącznie z urzędnikiem bodaj raz do roku. Sprawozdania inspektora z jego samodzielnych rewizji winny być przedkładane tej komisji, która odpowiednie wnioski przygotowuje na posiedzeniach wydziału.

II

W powiatach rozległych, albo takich, gdzie siedziba władz znajduje się nie w środku, ale na krańcu powiatu, dobrze jest stworzyć ekspozyturę biura wydziału powiatowego. Kierownikiem byłby jeden z członków wydziału, albo sejmiku; „biuro” mieściłoby się w jego prywatnym mieszkaniu. Zadania byłyby bardzo ograniczone: przyjmowanie podań, z którymi inaczej musiałby interesant jeździć do odległego miasta powiatowego. U kierownika tego znajdowałby się budżet powiatu, odpisy statutów podatkowych, roczne zamknięcie rachunków, porządek obrad sejmiku, wydziału i wszystkich komisji, wszelkie rozporządzenia, w ogóle to wszystko, co podlega opublikowaniu (licytacje na dostawę lub o sprzedaży materiałów zużytych drogowych itp.). Czynności związane z prowadzeniem takiego biura, nie byłyby uciążliwe, traktowane winny być po obywatelsku.

To ostatnie rozumie się dwojako: jako wykonywanie bezinteresowne, a także z najlepszą wolą, co znaczy, że kierownik zgłaszającym się z podaniem w jakiejś sprawie prywatnej, po załatwieniu tejże, proponuje zaznajomienie się z budżetem, statutem itd., z tym wszystkim, co ma do dyspozycji, nie czekając, aż go o to zapytają. Zwłaszcza niezbędne to jest w pierwszym roku, dopóki ludność nie przyzwyczai się do żądania tych informacji. Oczywiście, mniej świadomym rzeczy – pomoże w zorientowaniu się, rozwinie i uprzystępni wszystko. Z czasem, gdyby zgłaszanie się interesantów zbyt się wzmogło, można przyznać kierownikowi pewien ryczałt na utrzymanie pomocniczej siły kancelaryjnej. Wydatek opłaci się wielokrotnie, gdy się zważy, ile czasu i siły zaoszczędzi się ludności, gdy zamiast 20-40 kilometrów do miasta powiatowego, przebywać będzie drogę 10 razy krótszą. Z góry przy tym trzeba się zastrzec, aby na ręce kierownika mogły być przysyłane załatwienia podań do biura wydziału: powodowałoby to bowiem opóźnienie w doręczaniu i podwójny koszt przesyłki. Byłoby natomiast bardzo pożądane, aby ekspozytura miała telefoniczne połączenie z powiatem: nieraz mógłby kierownik z bardzo dobrym skutkiem pośredniczyć w otrzymaniu informacji dla interesanta.

To wielkie udogodnienie dla ludności, połączone z współdziałaniem w pracach samorządu ze strony czynnika obywatelskiego nie wszędzie i nie zawsze, z natury rzeczy, da się zastosować. Nie zawsze przecież któryś z członków sejmiku lub wydziału zamieszkuje w miejscowości nadającej się na umieszczenie ekspozytury. Albo i zamieszkuje, ale nie chce, nie może lub nie jest odpowiedni do załatwiania tych czynności. Z czasem jednak trudności te dadzą się przezwyciężyć. Ludność – wiedząc o tym – przy najbliższych wyborach będzie miała ten żywy swój interes na względzie, odpowiedniego kandydata upatrzy sobie i mandatem sejmikowym go obdarzy.

***

Z kolei wypada poruszyć sprawę mającą znaczenie i z innych względów, sprawę do pewnego stopnia drażliwą, mianowicie: czy nie byłoby dobrze, gdyby sejmik wybierał sobie przewodniczącego ze swego grona?

Z punktu widzenia, z którego teraz głos zabieramy, takie rozszerzenie uprawnienia na rzecz sejmiku byłoby w skutkach dodatnie, byłoby zjawiskiem niewątpliwie wzmacniającym zainteresowanie się samorządem ze strony czynnika z wyboru pochodzącego. Jeden z przedstawicieli musiałby wejść bardziej w głąb wszystkich zagadnień lokalnych gospodarczych i kulturalnych, obznajomić się bliżej z całością potrzeb publicznych, z planem działania na bliższą i dalszą przyszłość. Zwykle zaś człowiek nie żyje w zamknięciu i osamotnieniu, styka się z ludźmi, wymienia zdania, dzieli się wiadomościami i spostrzeżeniami; z natury rzeczy przeto, promieniując na otoczenie swoje bliższe, będzie informatorem dobrze obznajomionym, a nieraz wytworzyć może dokoła swej osoby mały wir społeczny, wciągając doń pewną część swego otoczenia.

Czynności przewodniczącego nie mogą wkraczać w dziedzinę wykonawczą, w podwórko wydziału powiatowego z jego przewodniczącym – starostą. Ograniczyć się muszą do przewodniczenia na posiedzeniach sejmiku, do wspólnego z wydziałem układania porządku obrad, zwoływania sejmiku, pilnowania protokołu posiedzeń, pewnej kontroli co do wykonania uchwał, podpisywania protokołu. Ażeby zaś nie wytworzyła się z tego instytucja, mogąca wejść z czasem w przeciwieństwo ze starostą, wytwarzająca jakąś własną politykę samorządową, można postanowić, aby przewodniczący ten wybierany był na rok jeden, przy czym byłoby zastrzeżone, że w czasie tego samego czasokresu sejmikowego nie może być ta sama osoba wybrana powtórnie.

Życie samorządne miast, gdzie obok rady miejskiej ze swym prezesem pracuje prezydent z magistratem, a jeszcze bardziej życie spółdzielni, opartych na samorządzie zupełnym, gdzie dyrekcja, czynnik wykonawczy, uzyskuje od rady nadzorczej, mającej swego przewodniczącego, pewne wskazania i pełnomocnictwa – upoważniają do przewidywania pomyślnego układu stosunków i w sejmiku. Takie rozszerzenie swobody działania, oddziała niewątpliwie dodatnio na sejmik w sensie podniesienia poczucia odpowiedzialności. Z drugiej strony zmusi przewodniczącego wydziału do większego liczenia się z wolą i interesem ludności w tych wypadkach, gdzie ten przewodniczący, będąc doskonałym urzędnikiem administracji państwowej, nie potrafi przyswoić sobie i stosować metod postępowania, właściwych w instytucjach mających być wykładnikiem „szerokiego samorządu terytorialnego”.

***

W ramach dzisiejszych ustaw obecnego ustroju władz samorządowych, czynnik obywatelski może i – powiedzmy otwarcie – musi znaleźć swój wyraz dobitny w działalności jednej z komisji, dotychczas jeszcze przeważnie słabo pracującej – w Komisji Kontrolującej. Sprawdzenie zamknięć rachunkowych rocznych z księgami rachunkowymi, ocena pozycji dochodowych i rozchodowych przez zbadanie uzasadniających je dowodów kasowych, i na podstawie wyniku tych badań postawienie wniosku o udzielenie wydziałowi absolutorium z zarządu funduszami za okres sprawozdawczy – wyczerpuje działalność tych komisji w przeważającej liczbie ciał samorządowych.

Okiem „ogółu opodatkowanych w powiecie”, wyrazicielem idei samorządu, głosem sumienia sejmikowego winna być tymczasem ta Komisja. Rozumieć wszystkie potrzeby publiczne ludności powiatu, odczuwać wszystkie bolączki, znać wszystkie narzekania, słuszne, a częściej jeszcze niesłuszne zarzuty, wymagań nadmiernych, z nieznajomości rzeczy wynikających, być świadoma winna Komisja Kontrolująca. Z taką „księgą zażaleń” pod pachą przystępuje ona do pracy – i bada, bada nie tylko rachunki, ale całokształt działalności wydziału. Przy tym z góry trzeba powiedzieć, że pracy będzie miała wiele, bardzo wiele: wykonanie zadań ściśle – powiedzmy – powiatowych. Obowiązek względem poddanych nadzorowi wydziału powiatowego gmin wiejskich i miejskich – jako drugi dział, i wreszcie trzeci: stosunek do władz przełożonych, województwa i Ministerstwa. W pierwszej serii – zbadanie pracy biura, czy sprawy załatwiane są tak, jak na to zasługują, sprawnie i wyczerpująco, czy nie zachodzi już zjawisko, że istotne, dotykające żywych potrzeb i bolączek „sprawy”, ujęte w podania lub prośby, zdołały się stać „kawałkami” biurowymi – leżą ciche i nieme w postaci zapisanego cierpliwego papieru? Czy podatki rozkładane są prawidłowo, czy „odpisy” stosowane sprawiedliwie? Badaniu Komisji podlega działalność inżyniera drogowego, lekarza, weterynarza; organizacja, aprowizacja szpitala, przytułku, gospodarka w zakładzie sadowniczym, w fermie rolniczej. Członkowie Komisji to przecież gospodarze, prowadzący zarząd własnego większego lub mniejszego majątku, potrafią więc ocenić „gospodarność”, a zatem organizację racjonalną i oszczędną w zakładach niewielkich i niezłożonych, jakimi są przecież z natury rzeczy zakłady powiatowe. Tylko to trzeba czynić, nie śpiesząc się, systematycznie, rozkładając pracę na części, traktując ją jako zadanie twórcze. Dlatego i skład Komisji musi być dość liczny, aby tym różnym zadaniom podołał. W pewnym stowarzyszeniu spożywców robotników, liczącym około 1000 członków, Komisja Kontrolująca składa się z 15 członków. Podzieliła się ona na trójki, obejmując każda inną gałąź działalności stowarzyszenia. Tam szło jednak tylko o dostarczanie środków pierwszej potrzeby dla 3-4000 ludzi, a w powiecie – o tak różnorodne interesy kilkudziesięciu, a nawet czasem i ponad setki tysięcy obywateli.

Ileż pracy wymaga ocena działalności wydziału w stosunku do gmin, praca inspektora samorządu! Trzeba przejrzeć jego protokoły posiedzeń wydziału w sprawach gminnych itd., itd.

A teraz stosunek do władz przełożonych: Komisja winna się zaznajomić ze wszystkimi okólnikami i pismami z urzędu wojewódzkiego, czy wydział zastosował się do żądań, idących z góry, czy nie poszły one z czasem w niepamięć itd.

III

Oto zwykłe dzieje pracy zrzeszonej u nas, a niewątpliwie i tu i ówdzie na szerokim świecie: członkowie wpłacili przypadający na każdego udział czy daninę, wybrali zarząd i rozeszli się do domów, oczekując błogich skutków zbiorowego czynu. Gdy po jakimś czasie czyn ten nie odpowiada pokładanym nadziejom, zaczyna się narzekanie pokątne, oskarżanie ośrodka działalności – „obdarzonych zaufaniem ogółu” członków-wybrańców o złą wolę, nieumiejętność, niedołęstwo. Peryferyjne fale niezadowolenia wzburzają się coraz bardziej, aż wreszcie wszystko ginie w odmętach, i tylko drobne wiry na powierzchni świadczą, że niegdyś wznosiły się gmachy, w których dokonywały się dzieła użyteczności publicznej. W ten sposób upadają setki wolnych związków, pozostawiając w masach uczucie zwątpienia, niewiarę we własne siły. Jednakże siła tkwiąca w idei pomocy wzajemnej jest tak wielka, że po wygaśnięciu jednych, powstają ogniska zbiorowego życia w innych punktach, świecąc przez czas jakiś, coraz dłuższy, znów gasną, rozjarzają się gdzie indziej, zajmują coraz większe obszary na powierzchni życia narodowego. Na dłuższej przestrzeni czasu stwierdzić można drobny, lecz stały postęp twórczego działania zasady viribus unitis [wspólnymi siłami].

Czy jednak w okresie przeżywanym obecnie możemy spokojnie przyglądać się takiemu procesowi ewolucji pracy zbiorowej? Czy wszystko, co się odbywa – jako następstwa wielkiej wojny – nie zmusza nas gwałtownie do wzmocnienia czynnika świadomej woli, myśli kierowniczej wśród splotu sił ślepych? Od chwili niepodległości powtarzamy sobie ciągle: musimy odrobić skutki wiekowej niewoli. A więc w czymś musi się to wyrazić, w jakimś szczególnie wzmożonym natężeniu życia, w jakichś innych niż zwykle metodach pracy.

W stosunku do organizacji pracy zbiorowej, do kooperacji drobnych usiłowań, która coraz bardziej staje się wskazaniem najwartościowszym w życiu gospodarczym naszym (już tylko z uwagi na reformę rolną i jej skutki), musimy zastosować tę nową metodę: bezpośredniego, czynnego, twórczego udziału wszystkich zrzeszonych w osiąganiu objętych programem, statutem, ustawą celów i zadań. Krytyka działania „zarządu” ze strony ogółu wyborców ma być tym, co się w krytyce dzieł sztuki nazywa „krytyką twórczą”, wspomagać trzeba ten zarząd, brać na siebie trud niejeden i myślenia i wykonania.

Mówiąc o zrzeszonej pracy, mamy na myśli różne postaci pomocy wzajemnej; tak dobrze stowarzyszenie dla jakiegoś jednego celu, z jednej potrzeby powstałe, jak wszelkie stopnie samorządu lokalnego, oparte o wiele potrzeb ze współżycia sąsiedzkiego ludzi wynikających. Stosunek ogółu do wybranych organów: sejmików, rad, wydziałów jest bardzo podobny jak do władz stowarzyszenia; zainteresowanie bezpośrednie, wpływanie na realizację zadań prawie żadne; pochopność do osądzania, potępiania, a bardziej jeszcze do oczerniania – te same. Jeszcze w stosunku do rady gminnej położenie jest o tyle lepsze, że wszyscy gminiacy wiedzą o jej istnieniu; nie da się natomiast powiedzieć tego o sejmikach powiatowych: dzięki wyborom pośrednim, o tym organie samorządu wie w powiecie znikająca liczba obywateli. Wciągnięcie zatem czynnika obywatelskiego w orbitę działań samorządu powiatowego musi się zacząć od rozpowszechniania wiadomości o jego istnieniu. Liczba członków sejmiku, wydziału i komisji wszelkich powiatowych winna się znajdować w każdym urzędzie gminnym na miejscu widocznym, u każdego sołtysa, w kancelarii parafialnej.

Do tego samego celu ma zdążać uczynienie jawnym i świadomym podatkowego obciążenia na potrzeby powiatowe i wyników rocznej pracy szafarzy tych danin powiatowych. Doświadczenie uczy, że z tym uświadomieniem nie śpieszą się często nawet najsumienniejsi pracownicy i kierownicy skarbu powiatowego. Zdarza się, że niejeden członek sejmiku wolałby zrzec się tej godności, niż żeby był zmuszony do ogłoszenia w swej okolicy uchwalonego przez sejmik budżetu dochodów. Albo inaczej: nie chciałby głosować za wydatkami, które sam uznaje za potrzebne; w przeciwnym razie bowiem sąsiedzi życie by mu zatruli. A jednak tę metodę ukrywania, nawet w najlepszej wierze i celu stosowaną, należy odrzucić. Obawa o zarzut nieprodukcyjności wydatków stanie się mniej groźną, gdy wraz z preliminowanymi wydatkami na rok bieżący ogłosimy sprawozdanie z działalności za rok ubiegły. I tu od razu podnieść należy, że obraz ten nie powinien sprowadzać się do siatki cyfr zamknięcia rachunkowego, ale dawać zwięzły, jednak wszechstronny opis dokonanych prac: zbudowanych i utrzymanych dróg i mostów, leczonych chorych, dzieci korzystających z ochronek, starców po przytułkach, wygłoszonych wykładów, udzielonych pożyczek, zrewidowanych urzędów gminnych, wykrytych i ukaranych nadużyć, udzielonych stypendiów, udostępnionej pomocy akuszeryjnej, dokonanych szczepień ochronnych na zwierzętach domowych itd., itp. Z takim rachunkiem sumienia o wiele spokojniej można uświadamiać obywateli o oczekujących ich ciężarach w miesiącach najbliższych roku bieżącego.

Uświadomienie szerokiego ogółu obywateli o istnieniu i pracach organów samorządu powiatowego utoruje drogę do wciągnięcia ich w orbitę działania i wpływów dobroczynnych tego ciała społecznego. Wśród różnych zakładów, które mogą powstać i rozwinąć się dzięki temu zainteresowaniu i służyć potem ku pożytkowi ogółu, na pierwsze miejsce wysuwa się powiatowa kasa pożyczkowo-oszczędnościowa. Jakże ludzie mają tam znosić swoje oszczędności, jeżeli nic nie wiedzą o sejmiku i gwarancjach, jakie on przedstawia? Popierana przez ogół i nawzajem służąca temuż ogółowi kasa – to jeden z najlepszych przykładów współdziałania obywateli powiatu z jego głową rządzącą. Może się jednak to stać tylko na mocy zaufania zdobytego pracą, o której wszyscy wiedzą i ją oceniają. Nie wymaga ona (poza kosztami założenia – zwrotnymi z czystych zysków) żadnego obciążenia podatkowego, przeciwnie, – może wpłynąć nawet na jego zmniejszenie.

Drugim takim czynem, szeroki ogół interesującym, może być zapobieganie spekulacji i wyzyskowi ludności ze strony pośredników handlowych, już nie w dziedzinie kredytu, ale dostarczania środków pierwszej potrzeby z pozbycia płodów gospodarstwa rolnego. Miasta włączyły już dawno do swej polityki komunalnej zagadnienie walki z drożyzną przez organizację tzw. wydziałów zaopatrywania, przez miejską sprzedaż mleka, mięsa, opału. Nie idzie o to, aby miały przejmować na siebie cały obowiązek aprowizacji – wystarczy hamulec na nie znający granic i sumienia rozbójniczy pęd spekulacji. Taki sam obowiązek regulowania cen spoczywa na organach samorządu powiatowego w stosunku do ludności rolniczej. Obowiązek na równi z zadaniem zwalczania i zapobiegania szerzeniu się zarazy wśród zwierząt domowych i ludzi. Zadanie nietrudne do spełnienia: wystarczy, aby na składzie powiatowym, zwłaszcza na przednówku, była ciągle pewna ilość worków zboża, aby hydra spekulacyjna głowy swej nie podnosiła. Oczywiście, zabezpieczenie się przed zaborczą siłą chciwości – jest przede wszystkim zadaniem samopomocy społecznej w postaci wolnych związków, zrzeszonych spożywców, nikt jednak nie narzeka na działalność miejskich wydziałów zaopatrywania, pomimo istniejących po miastach spółdzielni spożywczych i ich związków.

Nici, wiążące ogół obywateli z sejmikiem, z jego wydziałem wykonawczym, staną się coraz liczniejsze, z chwilą właśnie, gdy wśród zadań, gdy do zakresu działania tych narządów służby publicznej zaliczone będzie popieranie kooperacji. Zatem, nie jak teraz przyjęto ogólnie: popieranie rolnictwa, przemysłu i handlu, ale: popieranie rolnictwa, przemysłu i spółdzielczości. Każda spółdzielnia, oparta jedynie i wyłącznie o zasadę samopomocy spożywców czy wytwórców, nie dopuszczająca pasożytniczej walki o zyski bez stwarzania nowych wartości – jest faktem społecznym wielkiej doniosłości, jest potyczką wygraną w wielkim boju o konieczny a bezkrwawy przewrót w stosunkach produkcji i wymiany. Nie może więc ulegać najmniejszej wątpliwości, że popieranie spółdzielczości wchodzi w zakres obowiązków organów samorządu lokalnego, tak samo jak popieranie rolnictwa, przemysłu, kultury ogólnej. Nie potrzeba chyba wykładać, jak mocno przyciągnie to szerokie warstwy obywateli do instytucji samorządu, zapewniając jak najszerszy współudział jednostek najlepszych. Odkładając do osobnego rozważania obszerniejsze rozwinięcie tego zagadnienia, wskażemy tylko na takie spółdzielnie, jak producentów bydła i nierogacizny dla sprzedaży i przeróbki, jak magazynowo-zbożowe (elewatory!), ubezpieczenia żywego inwentarza, do drenowania gruntów, zalesiania wydm piaszczystych, stefczykowskie kasy oszczędnościowo-pożyczkowe.

Wielką przysługę okaże wydział powiatowy ogółowi obywateli, zyskując pośrednio uznanie dla samorządu przez uprzystępnianie wszelkich ustaw ogół ludności obchodzących. Ustawa drukowana jest w czasopismach urzędowych, przedrukowywana w organach prasy codziennej i tygodniowej – to prawda, ale to nie wystarcza. Nie wystarczyłoby nawet wówczas, gdybyśmy nie mieli wśród dorosłych ludzi analfabetów, a wiemy, ilu u nas nie czytuje pism wcale. Czy przecież samo przeczytanie ustawy, nieraz bardzo zawiłej, wystarczy do jej zrozumienia, a cóż dopiero do jej wykorzystania? A ileż to realnych szczegółów zawierają późniejsze do ustaw rozporządzenia wykonawcze? Ileż to komentarzy do ustaw piszą prawnicy, praktycy, specjaliści! Jako prawdziwe dobrodziejstwo powita ludność takiego wykładającego przystępnie a praktycznie ustawę o komasacji gruntów, o funduszu melioracyjnym, ustawę drogową, o sadzeniu i utrzymywaniu drzew przydrożnych, o funduszu bezrobocia itd. O takiej właśnie publicystyczno-popularyzatorskiej działalności mówi, w odniesieniu do dróg gminnych inż. Leon Borowski: ,,W celu takiego uświadomienia powinny wydziały powiatowe zorganizować dla wójtów, sekretarzy gminnych, sołtysów, członków rad gminnych i komisji drogowych gminnych jednodniowe pogadanki-odczyty, czy to w mieście powiatowym dla przedstawicieli gmin z całego powiatu, czy też w kilku poszczególnych punktach powiatu dla ugrupowań gmin, czy też nareszcie w każdej gminie”. Dalej inicjator podaje szczegółowy program takich pogadanek, mających na celu wykazanie, w jaki sposób, opierając się o ustawę drogową z 1920 r. przyśpieszyć podniesienie stanu dróg gminnych w naszym państwie.

Takim samem pociągnięciem szerokich mas do załatwiania spraw publicznych na drodze samorządu może się stać popularyzacja ustawy o ograniczeniu sprzedaży napojów alkoholowych wraz z rozporządzeniami wykonawczymi do niej z r. 1922. Wszak niewielu ludzi wie o tym, jakie uprawnienia ma ogół gminiaków w tej sprawie – aż do zupełnego zamknięcia sprzedaży alkoholowych napojów w obrębie gminy.

Iluż to ludzi wyrzeka na samorząd, na jego bezużyteczność, jedynie dla tego, że nie wnika głębiej w jego istotę, której znamieniem jest samoradność. Wolimy na ogół, żeby ktoś za nas zrobił, nie czujemy wyższego zadowolenia, gdy właśnie sami sobie potrafimy poradzić. Będziemy rok cały skakali przez dziurę w mostku, a nie naprawimy jej; bo wszak do tego jest jakaś władza – ona powinna to zrobić. My zaś możemy tylko wyrzekać na jej opieszałość. W ten sposób narzekamy np. na zepsucie młodzieży wiejskiej, że nie opłaci się sadzić drzew owocowych, bo je – kradnąc owoce – połamią i zniszczą. A przecież zupełnie odpowiadające poziomowi naszej inteligencji byłoby ustalenie związku przyczynowego między zjawiskiem kradzieży nieletnich a próżniaczym tychże wałęsaniem się. Właśnie statystyka kryminalna ilustruje ten związek zupełnie przekonującymi cyframi. Trzeba więc dzieci zająć od najwcześniejszego wieku. Trzeba aby w każdej, dosłownie w każdej wsi była ochronka, gdzie by pół dnia dziatwa w wieku przedszkolnym spędzała czas na lekkiej pracy i zabawie, i dom ludowy, gdzie młodzież po ukończeniu szkoły powszechnej, związana w „Koło młodzieży wiejskiej” – podejmowała pewne zadania społeczne, oddawała się estetycznym zabawom, jak teatr, śpiewy chóralne, organizowała drużyny harcerskie lub sportowe. A tym potrzebom jedynie przez samopomoc zbiorową w organizacji samorządu lokalnego zapobiec można.

Omawiana obszernie na innym miejscu sprawa organizowania muzeów lokalnych może połączyć wszystkie warstwy ludności w pracy nad dziełem o dużym znaczeniu dla kultury narodowej.

Nie mnożąc już przykładów, podnieść jeszcze chcielibyśmy wielkie znaczenie prasy miejscowej, zwłaszcza organów władz samorządu. Prasa ta, już dziś dość liczna, niewątpliwie wywiera wpływ ożywczy na pociągnięcie szerokich mas obywateli do realizowania samopomocy społecznej przy pomocy instytucji samorządu. Wprawdzie nie wszędzie jeszcze stoi ona na wysokości zadania, gdzieniegdzie jednak stworzyła wzory bardzo dobre. Konieczne jest bliższe rozważenie i wypracowanie typu najlepiej odpowiadającego celowi, skoordynowanie z prasą samorządową stołeczną, a wszystko w tym celu, aby wydawnictwa te trafić mogły jak najprędzej i najobficiej nie tylko do rąk inteligencji miejscowej, ale i „pod strzechy”.

Józef Bek


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku „Samorząd”, a następnie opublikowano go w postaci broszury, brak wydawcy, Warszawa 1926. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł, pominięto jeden przypis bibliograficzny.

  Józef Bek (Beck) (1867-1931) – działacz socjalistyczny, współtwórca Związku Robotników Polskich, jeden z czołowych organizatorów „kas oporu” (w tym twórca takiej kasy w Żyrardowie), aresztowany i wydalony z granic Królestwa Polskiego, przebywał w Rydze. Po ucieczce stamtąd do Galicji, odszedł od ruchu robotniczego, stając się z czasem wybitnym działaczem i teoretykiem ruchu spółdzielczego oraz samorządu terytorialnego. Był sekretarzem rady powiatu w Limanowej, w 1900 r. wraz z żoną założył powiatowe koło Towarzystwa Szkół Ludowych, które na terenie powiatu uruchomiło 11 bibliotek; propagował sadownictwo i nowoczesne formy gospodarowania, zorganizował Kółka Rolnicze, kursy oświatowe, odczyty, uroczystości patriotyczne. Po odzyskaniu niepodległości urzędnik państwowy na szczeblu centralnym, pełnił urząd wiceministra spraw wewnętrznych, był autorem licznych publikacji o samorządzie terytorialnym oraz m.in. prezesem Związku Powiatów RP. Do końca życia sympatyzował z „wolnościowym socjalizmem” Edwarda Abramowskiego. Ojciec Józefa Becka, późniejszego ministra spraw zagranicznych.
↑ Wróć na górę