Leon Wasilewski
Nasz stosunek do pracy legalnej w zaborze rosyjskim
[1913]
I
Klęski wojenne na Dalekim Wschodzie i wewnętrzne wrzenie rewolucyjne w latach 1904-1905 nie pociągnęły za sobą przeobrażenia się Rosji w państwo konstytucyjne. Carat pozostał caratem, jakkolwiek zrzucił skórę barbarzyńskiej despotii azjatyckiej, którą nosił zupełnie otwarcie do 30 października 1905 roku. Rewolucja nie obaliła despotyzmu carskiego, nie zburzyła gmachu niewoli, jakkolwiek, dzięki olbrzymim poruszeniom mas, zdołała wydrzeć caratowi obietnicę konstytucji.
Rewolucja była za słaba dla ostatecznego zdruzgotania caratu. Toteż rząd carski, po otrząśnięciu się z przerażenia, wywołanego w nim rozkiełznaniem żywiołów rewolucyjnych, przystąpił do likwidacji rewolucji i jej zdobyczy. Zdążając do restytucji samowładztwa, zachwianego w latach 1904-1905, carat usiłował mu nadać teraz formy konstytucyjne. Oparłszy się już nie na samej tylko biurokracji, ale i na najbardziej reakcyjnych warstwach społeczeństwa rosyjskiego, rząd carski wprowadzał instytucje konieczne w państwie praworządnym, lecz jednocześnie pozbawiał je charakteru konstytucyjnego. Z instytucji, będących rzekomo owocami realizacji obietnic konstytucyjnych, tworzył nowe twierdze absolutyzmu, nowe narzędzia likwidacji rewolucji, dźwignie odrodzenia caratu w jego dawnej sile. Nadając im pozory europejskie, konstytucyjne, osiągał różnorodne, zawsze dla niego korzystne, skutki.
Przyjrzyjmy się np. takiej Dumie, będącej najbardziej charakterystycznym przejawem likwidacyjnej działalności caratu.
Pierwotnie Duma była rzeczywistym ustępstwem, rzuconym przez carat społeczeństwu w stanie zupełnego przestrachu. W miarę jak przestrach mijał, Duma przybierała charakter zupełnie odmienny od pierwotnie nakreślonego. Przewrót 16 czerwca 1906 r. stworzył z „parlamentu” rosyjskiego pokorne narzędzie kamaryli dworskiej i żywiołów przez tę kamarylę kierowanych. W procesie likwidacji ruchu rewolucyjnego Duma odegrała rolę bardzo wybitną – i to pod najrozmaitszymi względami. Ona była niejako symbolem tryumfu idei konstytucyjnej, wskutek czego prawnie i skutecznie zneutralizowała nienawiść, dawniej skierowującą się bezpośrednio przeciwko samowładnemu carowi i jego biurokracji.
Te czynniki zostały usunięte sprzed gniewnego oblicza niezadowolonych warstw ludności i ukryły się poza „parlamentem”. Skutkiem tego natężenie prądów antyrządowych musiało osłabnąć, gdyż same te prądy rozszczepiły się. Wiara w Dumę, w możliwość przekształcenia jej na parlament w znaczeniu europejskim rozbiła obóz antyrządowy. W Dumie, obok tych, którym ona bądź co bądź coś niecoś dawać mogła, z biegiem czasu znalazły się i żywioły jeszcze wczoraj nieprzejednanie rewolucyjne. Carat stworzył z Dumy nie tylko dogodny dla siebie parawan, nie tylko gwarancję pożyczek europejskich na wzmocnienie rządu, ale i potężny środek osłabienia sił rewolucyjnych. Części rewolucjonistów podsunął możliwość legalnej, jawnej działalności parlamentarnej – i ta część poszła na lep ułudy. Pozyskawszy socjalnych demokratów dla „współpracy” w Dumie, rząd coraz sprawniej dawał sobie radę z kłopotliwą stroną obecności ich w Pałacu Taurydzkim. W III Dumie zbytecznym już się stało inscenizowanie przy pomocy prowokatorów nowych procesów przeciwko „posłom” socjalno-demokratycznym. Na interpelacje i mowy tej zupełnej bezsilnej grupki rząd radzi za pomocą „domowych środków” w postaci wszelkiego rodzaju szykan i represji w Dumie i poza Dumą. Ale, dzięki obecności w Dumie nieszczęsnej „ósemki” i „szóstki” posłów esdeckich, żrących się zajadle między sobą, rząd carski może łudzić ogół „konstytucyjnością” Dumy. Z tego powodu obecność esdeków w Dumie jest dla rządu nieoceniona.
Carat nie tylko pozbawił socjalną demokrację rosyjską jej charakteru rewolucyjnego, ale zmusił ją do przystosowania się do „konstytucyjnych” form istniejącego ładu, nie odbierając jej złudzenia, że to właśnie ona „wyzyskuje” dla swoich celów „możliwości legalne”.
Coś podobnego jest i z wyzyskiwaniem innych podobnych „możliwości”. Niewątpliwie korzystanie bodaj w najszczuplejszym zakresie z prawa zgromadzania się, stowarzyszania się, z legalnej prasy czy instytucji kulturalnych posiada dla klasy robotniczej, dla mas ludowych w ogóle, pierwszorzędne znaczenie. Ale naiwnym byłoby przypuszczać, że rząd carski tego nie rozumie i że tolerowałby te „możliwości legalne” w wypadku, gdyby i dla niego nie były one korzystne.
Korzyść z nich rząd ma podwójną. Zapewnienie klasie robotniczej pewnych, stosunkowo drobnych i coraz bardziej zacieśnianych, „możliwości legalnych” jest jednym z etapów likwidacji ruchu rewolucyjnego. Przecież właśnie na tle owego korzystania z legalnych form życia politycznego nastąpiło rozbicie rosyjskiego ruchu socjalno-demokratycznego i powstanie tzw. likwidatorstwa, odrzucającego potrzeby istnienia i działalności partii nielegalnej. Ogromna część socjalnych demokratów rosyjskich zabrnęła w grząskie bagno oportunizmu, wyrzekając się zupełnie wszelkiej myśli rewolucyjnej, byle móc wyzyskiwać „możliwości legalne”.
Rząd z zadowoleniem powitał ten zwrot w rosyjskim ruchu socjalistycznym, zwłaszcza, że ujawnianie się ruchu dawało mu w ręce potężną broń w przyszłej walce z odradzającą się rewolucją. Legalne związki zawodowe, legalne stowarzyszenia kulturalne robotników, ich prasa legalna, stały się dla rządu nieocenionymi posterunkami obserwacyjnymi. Wprowadzenie wszędzie swoich „konfidentów”, dających pilne baczenie na wszystko, co się w łonie klasy robotniczej dzieje, możliwość w razie potrzeby pozbawienia jej najinteligentniejszych, najruchliwszych i najenergiczniejszych żywiołów – wszystko to legalny ruch robotniczy daje rządowi w jak najszerszym zakresie. A na niedogodne strony legalnego ruchu robotniczego rząd ma przecież te same „środki domowe”, od dawna wypróbowane, co i na dumską frakcję socjalnych demokratów. Rząd carski coraz umiejętniej daje sobie radę z ruchem legalnym, zmuszając go do coraz większego oportunizmu i zapobiegając coraz energiczniej wszystkim jego „nadużyciom”. Ilustracją tego jest chociażby ta bezwzględna, a systematyczna walka, jaką toczy rząd z legalną prasą robotniczą w Petersburgu i w Moskwie, z wszelkimi przekroczeniami statutów ze strony związków zawodowych, robotniczych, instytucji kulturalnych itd.
„Możliwości legalne” w Rosji nie są tedy zbyt szerokie. Nawet w stolicach państwa, gdzie z natury rzeczy istnieje pewne rozluźnienie „konstytucji” stołypinowskiej, legalny ruch robotniczy zbyt wielkimi sukcesami pochwalić się nie może. Pomimo to do wyzyskiwania „możliwości legalnych” uciekają się nie tylko skrajni oportuniści – „likwidatorzy”, ale i ich zażarci przeciwnicy – „większościowcy”, którzy w dalszym ciągu dla czegoś uważają siebie za rewolucjonistów, i nawet socjaliści rewolucjoniści, usiłujący zakładać własne legalne organy prasy. Oczywiście, usiłowania tych grup tylko tam wieńczy pomyślny skutek, gdzie uda się im dostosować do wymogów „konstytucji” istniejącej – to znaczy, gdzie władze nic im nie mają do zarzucenia. Legalizacja ruchu robotniczego staje się faktem trwałym tylko tam, gdzie ruch ten występuje w postaci zupełnie „niewinnej”, gdzie wyrzeka się rewolucjonizmu, gdzie pozbawia się wszelkich ostrych kantów, gdzie jednym słowem, staje się dla rządu nieszkodliwym, obojętnym.
Czy rosnące represje i stopniowe zacieśnianie przez rząd „możliwości legalnych” doprowadzą do bankructwa skrajnego oportunizmu w ruchu rosyjskim, czy przeciwnie, do jego wybujania i do wytworzenia się jakiegoś nowego, apolitycznego „ekonomizmu”, nie będziemy przesądzać, jakkolwiek pierwsza ewentualność wydaje się nam prawdopodobniejszą. Zajmiemy się natomiast refleksem rosyjskiego ruchu legalnego u nas i określeniem naszego wobec niego stanowiska.
II
„Możliwości legalne” u nas są bez porównania węższe niż w Rosji. W żadnym z okręgów wyborczych Królestwa nie istnieją obowiązkowe mandaty robotnicze, tak, że o wyborze posłów robotniczych do Dumy nie ma mowy. W Warszawie, w Łodzi i w guberni piotrkowskiej przewaga wyborców burżuazyjnych jest ściśle zawarowana, a wybór kandydata socjalistycznego przez wyborców burżuazyjnych przy tak ostrym antagonizmie klasowym, jaki u nas panuje, jest wręcz wykluczony [1]. O własnych posłach dumskich proletariat polski przeto nie może marzyć – ta forma „wyzyskiwania możliwości legalnych” jest dla niego niedostępna.
Nie lepiej jest i z prasą. Wówczas gdy w Rosji wychodzą pisma tzw. marksistowskie, poświęcone teorii i praktyce socjalizmu, traktowanego ze stanowiska oportunizmu socjalistycznego, w Królestwie wszystkie próby w tym kierunku skończyły się fiaskiem. Nawet esdeckie „Młoty”, „Trybuny” itp. piśmidła, zwalczające przede wszystkim ideę niepodległości i rewolucyjny socjalizm polski, nie mogły się utrzymać wobec represji. Umiarkowanie socjalistyczne „Zarzewie” w Pułtusku też skonało śmiercią gwałtowną. Nawet bezbarwne, apolityczne „Życie Warszawskie” ledwo dyszy z powodu konfiskat [2]. Umiarkowana „Kuźnia” wileńska – idealne wcielenie skrajnego oportunizmu politycznego, nie naraża się na większe represje jedynie wskutek przyczyn, że tak rzeknę, topograficznych. Ale już pierwsza próba zapoczątkowania wydawnictwa codziennego tegoż kierunku w Warszawie, wywołała niedwuznaczny krok władz rządowych. Redaktor „Nowego Słowa” po wydaniu numeru okazowego tego pisma został skazany administracyjnie na 300 rubli kary z zamianą na 2 miesiące więzienia. Nawet drukowanie „jednodniówek”, poświęconych czysto zawodowym sprawom robotniczym, napotyka na wielkie przeszkody.
Związki zawodowe legalne zostały u nas zniszczone prawie wszystkie, a rząd przez długi przeciąg czasu nie dopuszczał legalizacji nowych związków w żadnym z ośrodków przemysłowych Królestwa. Dopiero w ostatnim półroczu znowu dopuszcza się do legalizacji związków zawodowych, ale jak długo rząd je będzie tolerował, nie wiemy. W każdym razie nie może być mowy, aby stały się one tym, czym są związki zawodowe w krajach konstytucyjnych. Każde wmieszanie się ich do walki pracy z kapitałem musi skończyć się ich likwidacją, tym gruntowniejszą, że władze policyjne, bacznie śledząc z zewnątrz i z wewnątrz ich życie, zawsze będą wiedziały, gdzie uderzyć, by zniszczyć „korzenie i nici” niebezpieczeństwa. Skazane są one na nędzną wegetację – bezsilne wobec kapitalistów, ustawicznie zagrożone przez policję rozsadniki oportunizmu i tchórzostwa.
I legalna działalność oświatowa w duchu ideologii socjalistycznej jest u nas prawie uniemożliwiona. Na czysto robotnicze stowarzyszenia o charakterze bodaj najbardziej umiarkowanie socjalistycznym rząd nie pozwala. Próby zaś wytwarzania robotniczych, socjalistycznych kół i komórek w ogólnych organizacjach oświatowych kończą się zwykle zamknięciem tych ostatnich.
Jednym słowem wyzyskiwanie „możliwości legalnych” u nas jest praktycznie sprawą bez porównania trudniejszą niż w Rosji. Wymaga ono jeszcze większego oportunizmu, jeszcze większego zaparcia się dążności rewolucyjnych, jeszcze większego przystosowania się do „konstytucji” rosyjskiej, u nas nie tylko reakcyjnej, antydemokratycznej, ale i antypolskiej. „Wyzyskiwanie możliwości legalnych” przez partię musi u nas iść w parze z wyrzeczeniem się działalności nielegalnej lub przynajmniej ze skurczeniem się jej do ostatecznego minimum. Najlepszy dowód – działalność naszych „umiarkowańców”.
Zapatrzenie się w przykład „likwidatorów” rosyjskich pociągnęło „umiarkowańców” na drogę skrajnego oportunizmu. Dla złudnych korzyści jawnego ruchu wyzbyli się oni resztek tradycji rewolucyjnych, stanowiących w ich praktyce obecnej zbędny „balast”. Przystosowali się do „konstytucji” rosyjskiej o tyle, że mogą występować jawnie, z wiedzą władz policyjnych. Cały szereg przedsięwzięć legalnych udaje się (oczywiście, tylko do czasu) „lewicowcom” nie dlatego, że rząd nie domyśla się w tym ich udziału, ale dlatego, że uważa ten dział za nieszkodliwy dla siebie. Po co ma krępować usiłowania zmierzające do wytłumaczenia robotnikom, że powinni zerwać z działalnością rewolucyjną i stać na gruncie legalnym, kiedy te usiłowania, nawet przynosząc robotnikom drobniutkie, chwilowe korzyści praktyczne, są dla rządu pożyteczne.
Wielu oportunistom zdaje się, że to oni przebiegle wyprowadzają w pole władze rządowe i nieznacznie „urywają” coś niecoś na korzyść robotników. Tymczasem rząd chętnie gotów jest poświęcić garść ochłapów, byle przyczynić się tym do zdemoralizowania ogółu robotniczego, do zakorzenienia się w nim oportunizmu i zabicia dążności rewolucyjnych. I pomimo „zdobyczy” oportunistów, triumfatorem rzeczywistym jest rząd, rządowa polityka kontrrewolucyjna.
Nasza partia reprezentuje najzupełniejsze przeciwieństwo oportunizmu „lewicowców”. Ani program, ani zasadnicze wskazania taktyczne PPS w żaden sposób nie dadzą się wcisnąć w szranki „konstytucji” rosyjskiej, skutkiem czego drogi działalności legalnej dla nas – jako dla partii – są zamknięte. Nie stoimy na gruncie państwowości rosyjskiej, przeciwnie, przygotowujemy grunt dla zniszczenia tej państwowości w naszym kraju. Dążymy nie do kompromisów z najazdem, lecz do wyrzucenia najazdu z Polski, do wzniesienia nowej, naszej własnej budowy państwowej na jego gruzach. Toteż nie możemy, nie zrzekając się tych dążności, a więc nie przestając być sobą samymi, wyzyskiwać żadnych „możliwości legalnych” dla urzeczywistnienia naszych haseł podstawowych.
Ale nie tylko polityczno-narodowa strona działalności PPS nie zmieści się w szrankach legalnych „konstytucji” rosyjskiej. Nasz program społeczny stanowi organiczną całość z programem politycznym i nasza koncepcja realizacji socjalizmu obejmuje zarazem realizację całokształtu pożądań polskich mas pracujących. Nie widzimy możności dążenia do socjalizmu w drodze pogodzenia się z pewnymi stronami panowania najazdu u nas, jak to czynią ugodowe grupy socjalistyczne – esdecy i umiarkowańcy.
Z tego wynika jasno nasze stanowisko wobec działalności legalnej w zaborze rosyjskim. W przeciwieństwie do tych żywiołów socjalistycznych, które dla wyzyskiwania „możliwości legalnych” brną bez opamiętania w bagno oportunizmu, wyzbywając się zupełnie rewolucyjności i kurcząc do śmiesznego minimum żądania proletariatu, my możemy korzystać z gruntu legalnego tylko w tej mierze, w jakiej nie potrzebowalibyśmy ani na jotę zmieniać charakteru naszej partii. Nie weźmiemy więc udziału w wyborach do Dumy, bo to jest zasadniczo sprzeczne z naszym stanowiskiem. Nie założymy jawnych pism, propagujących walkę zbrojną o niepodległość i rewolucyjne formy ruchu robotniczego, ponieważ na to „konstytucja” rosyjska nie pozwoli. Nie będziemy zakładali jawnych, legalnych związków zawodowych ani stowarzyszeń oświatowych, ponieważ angażowanie w nich sił, oddających się robocie rewolucyjnej, przygotowaniom do walki zbrojnej z najazdem, równałoby się skazaniu ich na szybką a nieodwołalną zagładę. Nie będziemy wysuwali naszych działaczy partyjnych na stanowiska pełnomocników kas chorych, gdyż byłoby to szkodliwe i dla pierwszych i dla drugich, a przede wszystkim dla sprawy rewolucji. Ośrodki naszych wpływów, nasze organizacje tak polityczne, jak ekonomiczne czy oświatowe, nadal muszą pozostać nielegalnymi, ponieważ tylko w ten sposób mogą działać w myśl naszych wskazań programowych i uchronić się od pogromu.
Nie znaczy to, aby wszyscy zwolennicy PPS i jej sympatycy zawsze i wszędzie stali na gruncie nielegalnym. Istnieje całe mnóstwo spraw życiowych charakteru prywatnego i publicznego, które nawet członkowie PPS mogą załatwiać w drodze legalnej. Nie należy się tylko łudzić, aby takie wyzyskiwanie „możliwości legalnych”, jakie dla nas, PPS-owców, jest dostępne, mogło przyczynić się w poważniejszej mierze do urzeczywistnienia naszych dążeń podstawowych. Należąc do kooperatywy, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że osiąga się tą drogą pewne korzyści materialne i moralne, ale bynajmniej nie realizuje się ideału socjalistycznego. Biorąc czynny udział w przymusowym ruchu ubezpieczeniowym, w wyborach pełnomocników do kas chorych itd., nie należy traktować tego jako aktu niezmiernej doniosłości społeczno-politycznej, jako osi całego życia robotniczego, tylko jako jedną z funkcji życiowych, tak samo niewystarczającą i lichą, jak wszystko, na co carat pozwala. Wydając pismo legalne, które nie zwalcza idei niepodległości i socjalizmu rewolucyjnego i nawet od czasu do czasu może przemycić coś w duchu naszego programu, nie podobna marzyć o tym, aby zastąpiło ono pisma nielegalne, bez żadnych ogródek i jasno wypowiadające dążności PPS. To samo odnosi się i do innych objawów życia legalnego, z którego możemy korzystać z pewnym skutkiem o tyle, o ile to nie stoi w sprzeczności z naszym programem i taktyką rewolucyjną i nie zagraża niebezpieczeństwem naszej organizacji partyjnej.
Leon Wasilewski
Powyższy tekst, w oryginale sygnowany pseudonimem autora St. Os...arz, pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Przedświt” nr 10-12/1912, grudzień 1913 r. „Przedświt” był teoretycznym organem PPS niepodległościowej. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł.
Przypisy:
1. Wybór socjalisty-umiarkowańca, Jagiełły, przez socjalistów żydowskich, jest jednym w swoim rodzaju wypadkiem, nie mającym nic wspólnego z normalnym stanem rzeczy.
2. Zostało zawieszone już po napisaniu tego artykułu (Red.).