„Robotnik”
Miraże kolonialne
[1937]
Od czasu do czasu pojawia się seria artykułów, notatek i uwag na tematy kolonialne. Ostatnio powtórzyło się to z okazji wizyty w Polsce ministra Delbosa [Yvon Delbos, minister spraw zagranicznych Francji].
Trzeba przyznać, że ostatnio sprawę te omawiano w postaci nieco realniejszej niż poprzednio. Związane to było zresztą z komunikatem Agencji Havasa [francuska agencja informacyjna], który, w konkluzji swych informacji na ten temat, stwierdził, że Polska nie ma żadnych ambicji terytorialnych, że nie żąda obszarów o pełnej suwerenności.
Są u nas co prawda wielbiciele haseł „imperialnych” na modłę Mussoliniego, ale przeważa, na szczęście, opinia, że są to w naszych warunkach fantastyczne mrzonki. Nie mówiąc już o trudnościach osiągnięcia obszarów suwerennych, trzeba się zastanowić na trudnościami eksploatacji obszarów kolonialnych. Wie coś o tym Mussolini. Imperium kosztuje! Spodziewane korzyści, obietnice, jakie czyniono ludności – rozwiały się jak mgła. Plantacje, surowce, osadnictwo – wszystkie te piękne rzeczy odeszły w dalszą przyszłość. Teraźniejszość – to obciążenia państwa na rzecz administracji i zagospodarowania posiadłości afrykańskich! Nie tylko zdobycie, ale utrzymanie zdobytych obszarów wymaga wielkich nakładów pieniężnych.
Wróćmy jednak do spraw polskich. Kolonie, mówi się, to przede wszystkim surowce. Surowce, których Polska tak wiele potrzebuje, które okupić trzeba ogromnym wysiłkiem i ofiarami. W miarę rosnącego ożywienia gospodarczego trzeba wwozić coraz więcej surowców z zagranicy i zrównoważenie obrotów z zagranicą staje się coraz trudniejsze i wreszcie niemożliwe. Wywóz towarów nie może już wyrównać wwozu, zaś Polska nie jest w tej sytuacji, by mogła płacić gotówką lub dewizami za przywóz surowców, ani też pokryć tych kosztów innymi pozycjami obrotów pieniężnych z zagranicą.
To wszystko prawda. Jednak nie trzeba się łudzić, że zdobycie własnych obszarów kolonialnych rozstrzygnie sprawę surowców. Nie jest prawdą, jakoby większość surowców pochodziła z obszarów kolonialnych. Według danych komisji surowcowej Ligi Narodów, procent surowców pochodzenia kolonialnego wyraża się liczbą 3. Sprawozdanie to co prawda ze strony niemieckiej krytykowano, wykazując, że w istocie surowce pochodzenia kolonialnego przekraczają 10% ogólnego zaopatrzenia surowcowego świata. Gdyby nawet tak było, to i wtedy posiadanie własnej kolonii nie stanowi rozstrzygnięcia skomplikowanych trudności surowcowych Polski.
Może jednak posiadanie kolonii rozstrzygnie kwestię nadmiaru ludności? Istotnie Polska jest krajem o znacznym przyroście naturalnym ludności, wynoszącym rocznie 400-500 tysięcy głów. W czasie kryzysu emigracja zarobkowa z Polski skurczyła się do niewielkich rozmiarów (1919 – 243 442, w roku 1936 już tylko 54 595). Oczywiście było to następstwem rosnących przeszkód i barier, a także kryzysu w krajach emigracji zarobkowej, który wywołał odwrotną falę powrotu wychodźców. Dziś stanęliśmy w obliczu ponownego ożywienia emigracji zarobkowej.
Przypuśćmy na chwilę, że istotnie emigracja stanowi rozwiązanie problemu ludnościowego Polski najbardziej celowe i pożądane. Doświadczenie choćby polityki kolonialnej włoskiej, dowodzi, że własne kolonie wcale nie są tymi obszarami, które przyciągają emigrację zarobkową. Emigracja ta kieruje się raczej do krajów zagospodarowanych, względnie do takich, gdzie warunki uprawy bardziej przypominają sytuację kraju macierzystego niż warunki afrykańskie.
Sądzić, że obszary kolonialne pomieszczą znaczne zastępy osadników z Polski, to znaczy nie liczyć się z tym doświadczeniem i z przyczynami tego zjawiska.
Wiemy jednak skądinąd, że emigracja zarobkowa robotników, czy też chłopów bezrolnych, nie jest jedynym, a na pewno nie najlepszym sposobem rozstrzygnięcia kwestii ludnościowej Polski. Na pierwszy plan wysunąć się musi zagospodarowanie Polski, rozwój nowych ośrodków przemysłowych, reforma rolna, rozbudowa przemysłu rolniczego.
„Perspektywy kolonialne” należy więc uważać za zgoła fantastyczne pomysły, zwłaszcza jeśli traktować je jako sposób rozwiązania palących zagadnień społecznych i gospodarczych.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w PPS-owskim dzienniku „Robotnik” nr 384/1937, 29 grudnia 1937 roku. Od tamtej pory nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł. Na potrzeby Lewicowo.pl przygotował Przemysław Kmieciak.