Stanisława Woszczyńska
Kobiety w walkach i pracach PPS
[1933]
Od początków ruchu socjalistycznego w Polsce kobiety biorą w nim udział czynny i żywy. Ulegają prześladowaniom, idą na zesłanie.
Były wśród nich działaczki, które stawały w pierwszych szeregach, należąc do kierownictwa partii. Gdy burza aresztowań zabrała towarzyszy, nierzadko dźwigały cały ciężar pracy organizacyjnej i agitacyjnej.
Dziś, gdy Partia obchodzi swe czterdziestolecie, wolno przypomnieć o znakomitej roli, jaką odegrały kobiety-proletariuszki – bezimienne, zasłużone dla sprawy towarzyszki.
Cóż one robiły?
Przede wszystkim były od początku jakby strażą bezpieczeństwa dla konspiracyjnych działaczy. Kobiety wyszukiwały bezpieczne mieszkania, w których zbierały się „kółka” robotnicze i nadawały zebraniom pozór zabawy w gronie znajomych.
Kobiety na zebraniach w domach prywatnych i na „masówkach” w lasach przez śpiewy chóralne pieśni robotniczych i zachęcanie do śpiewu młodzieży, potęgowały wiarę w siły ludu roboczego, nieciły nastroje buntu i żądzę walki.
Szczególniej pożyteczne były jako wywiadowczynie i jako kolporterki konspiracyjnej bibuły.
Jak sprawnie, jak bardzo pożytecznie pracowały kobiety w okresie masowego ruchu, dławionego przez władze rosyjskie, pruskie czy też austriackie.
Do obowiązków kobiet należało nade wszystko techniczne usprawnienie partii w najtrudniejszych warunkach wojskowo-policyjnych prześladowań.
Wywiązywały się tak dobrze z zadania, że towarzyszom mimo woli wydawało się, że kobieta jest w stanie wykonać każde polecenie z tej dziedziny. Potrzeba pieniędzy na podtrzymanie „roboty”? Towarzyszki na pewno zorganizują zbiórkę lub w inny, im tylko znany sposób, zasilą kasę partyjną; należy rozdzielić bloczki podatkowe między delegatów fabrycznych, kobiety wcisną się wszędzie i dobrze załatwią; prowokacja i zdrada zasysała lokale partyjne i ludzi – kobiety wyszukają nowe bezpieczne miejsca zebrań; „zasypanym” towarzyszom znajdą mieszkanie, często nawet u ludzi, którym się nigdy nie śniło, że gościć będą tajemniczych działaczy.
Iluż to bojowników, osaczonych jak zwierzyna przez policyjne psy gończe, zawdzięczało życie i wolność przytomności umysłu, odwadze, a często nawet fantazji towarzyszek.
Kobiety były na czerwcowych barykadach łódzkich w 1905 roku. Kobiety szły na czele pochodów. Dziełem ich rąk był las sztandarów czerwonych, który łomotał nad wielotysięcznymi pochodami w niezapomniane „dni wolnościowe”.
W dniach klęski – aresztowane, bite, prześladowane – dawały przykład hartu i męstwa.
Szpiclostwo i prowokacja prawie nie imały się kobiet.
W podstępny sposób badane, zasypywane gradem pochlebstw i insynuacji – dawały żandarmom zimną i pogardliwą odprawę.
Pewni bezkarności oprawcy, często wpadali w wściekłość. Podziemne karcery zaklęły w swych murach jęki torturowanych, a nawet gwałconych kobiet, których kości, tu i ówdzie, jak np. w Łodzi, zebrane zostały po odzyskaniu niepodległości jak relikwie i pochowane we wspólnej mogile Nieznanego Żołnierza Rewolucji.
Masowe aresztowania po zdławieniu rewolucji 1905 roku tłumnie zapełniły więzienia kobiece.
Zachowanie robotnic wobec władz więziennych było pełne godności, a nawet dumy.
A jak uwięzione garnęły się do wiedzy! Gdy tylko w celi znalazła się inteligentka, nierzadko zawodowa nauczycielka, zaraz rozpoczynały się wykłady, systematyczna nauka, często rozpoczynająca się od nauki czytania i pisania.
Szczególnie żądne wiedzy były robotnice z wielkich ośrodków przemysłowych, jak Łódź, Pabianice, a wśród nich w szczególności Żydówki.
W pewnym więzieniu siedziały pospołu pepeesówki – Polki i Żydówki.
Po pewnym czasie zjawiły się w celi dwie „bundówki”. Od razu rozpoczęły się „zasadnicze” spory, zajadłe dyskusje. Wytwarzał się nastrój zimnej, głuchej nienawiści.
Wykłady pogodziły powaśnione strony. Bundówki znały tylko żargon [jidysz] i język rosyjski. Pepeesówki podjęły się je nauczyć języka polskiego, by rozumiały polskie pogadanki. Prysnęły lody, nastąpiło zawieszenie broni między wyznawczyniami programu PPS i Bundu.
A gdy opadły fale rewolucji, gdy rozpoczęły się niezliczone procesy bojowców, kobiety często stawały, jako współoskarżone albo jako świadkowie.
Nie z fantazji pisarza, lecz z pepeesowskiej rzeczywistości powstał obraz owej babiny, odmalowany przez Struga w jego nieśmiertelnym „Jutrze”.
Postrzelona podczas akcji bojowej, której była przypadkowym świadkiem, traci rękę i zdolność do pracy.
Wie jednak, czego chce PPS i dlaczego strzelał bojowiec. Dlatego twierdzi z niezłomną stanowczością zarówno na śledztwie, jak na sądzie, że nie widziała, nie znała tego pana, że on nie strzelał.
***
Na emigracji towarzyszki nie rozpraszają się, jak paciorki, gdy się zerwie nić wiążąca.
Gdzie tylko znajdują cień odpowiednich warunków, organizują, pracują dla Socjalizmu.
Emigrantkom nie wystarcza zwężona z konieczności działalność w sekcjach zagranicznych PPS.
Dumna krew pepeesowskich kobiet nie może pogodzić się z tym, że „powszechne” prawo głosowania, nadane w Austrii i krajach przez Austrię zabranych, pominęło kobiety.
Rozpoczynają śmiałą akcję w mało znanych, często niezupełnie przyjaznych warunkach.
Nic też dziwnego, że pierwszy ogólnokrajowy Zjazd kobiet-socjalistek w r. 1912 w Przemyślu liczył pokaźną liczbę emigrantek z byłego Królestwa.
W przeciwieństwie do tzw. królewianek, towarzyszki galicyjskie mniejsze okazywały zainteresowanie dla spraw czysto politycznej natury.
Na pierwsze miejsce wysuwały prawo kobiet do pracy zarobkowej i równą płacę.
Pragnęły najgoręcej zwalczać alkoholizm, szerzący się wśród mężczyzn.
Robotnice tytoniowe i górniczki śląskie na bardzo długo przed dzisiejszym okresem problemu regulacji urodzeń stawiały tę sprawę mocno i zdecydowanie.
Wielka wojna i jej skutki odsunęły w dal zarówno ten problem, jak wiele innych z dziedziny zagadnień robotniczych, rodzinnych, kulturalnych...
Zastanawiam się, czy na zakończenie wymienić jakieś nazwiska.
Trzeba by jednym tchem wyliczyć ich tysiąc i tych najbardziej zapalonych i bardzo ofiarnych z Warszawy, Łodzi, Zagłębia, oraz całego obszaru byłej Kongresówki, i tych zaciekłych, zaciętych, a jednocześnie skłonnych do mistycznych dociekań z Górnego Śląska, i tych najbardziej uspołecznionych z Cieszyńskiego i pogranicza Morawsko-Ostrawskiego i tych bohatersko walczących na równi z mężami o 8-godzinny dzień pracy z Zagłębia naftowego.
Osobną kategorię, a stanowi w niej wiele pięknych imion, zawiera karta historii robotnie tytoniowych i żon kolejarzy z byłej Galicji.
Znaczny był ich udział w akcji przygotowawczej „Strzelca”, ofiarna pomoc Legionom, troskliwa opieka nad rannymi.
Oddzielnie należy wspomnieć o akcji dożywiania dzieci w czasie wielkiej wojny, o akcji kolonii letnich dla dzieci.
Może nie jest rzeczą zbędną przypomnieć o masowym udziale towarzyszek przy rozpamiętywaniu dziejów PPS w jej czterdziestą rocznicę.
Nie należy nigdy tracić z oczu tego, jak nieocenionym czynnikiem w walce są kobiety.
Zdajemy sobie sprawę, że wzbiera nurt podziemny.
Lada dzień pęknąć muszą okowy bezwładu.
Lud roboczy upomni się o rzecz najważniejszą; o prawo do życia. Odrzuci precz prawo przymierania głodem przy „dobroczynnych” czy „komitetowych” zupkach i jałmużnach.
W przeciwnym razie czeka go zagłada. A walka ta zakończy się zwycięsko tylko przy udziale kobiet.
Do pracy więc, towarzyszki!
Wszystkie robotnice i pracownice pod czerwony sztandar PPS.
Stanisława Woszczyńska
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Dziennik Ludowy – organ Polskiej Partii Socjalistycznej” nr 1/1933, Lwów, 1 stycznia 1933 r. Od tamtej pory nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł.