Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Zygmunt Zaremba

Importowana rewolucja

[1958]

Obserwator współczesnego życia musi mieć czasem wrażenie, że na tym wielkim rozdrożu historycznym, które otworzyła druga wojna światowa, nastąpiło jakieś powszechne pomieszanie pojęć, wyobrażeń i nawet nazw, służących do ich określania. Marksizm, więc materialistyczne pojmowanie dziejów, jest oficjalną doktryną państwową Związku Radzieckiego, a przecież nieraz więcej marksistowskiej metody myślenia można znaleźć u całkiem nierewolucyjnych przedstawicieli myśli politycznej Zachodu, niż u członków sowieckiej elity. Weźmy chociażby taki przykład: Robert Schuman, francuski wielokrotny minister, z przekonań chrześcijański demokrata, mówiąc o powołaniu do życia Wspólnoty Węgla i Stali, wskazał, że stworzenie wspólnej puli europejskiej w zakresie produkcji tych dwu podstawowych artykułów, obejmującej w pierwszym rzędzie produkcję Francji i Niemiec, usunie na zawsze jedną z głównych przyczyn antagonizmu francusko-niemieckiego i tym samym stworzy solidną bazę pokoju w Europie. Jest to klasyczne zastosowanie marksowskiej metody ujmowania zjawisk politycznych. A oto w tym samym mniej więcej czasie Stalin opowiedział światu następujące zdarzenie z życia Związku Radzieckiego, ilustrujące metodę myślenia odpowiedzialnych za bieg życia dygnitarzy sowieckich: „Decydowano sprawę stosunku ceny bawełny do ceny zboża, aby sprecyzować cenę zboża, sprzedawanego plantatorom bawełny i podnieść cenę bawełny, dostarczanej państwu. Nasi kierownicy przemysłu i specjaliści od planowania przynieśli nam (Centralnemu Komitetowi) propozycję ustalenia ceny jednej tony zboża prawie na tym samym poziomie, co tony bawełny...”. Tak więc, gdy wyznawca doktryny idealistycznej przemawia językiem materializmu ekonomicznego, przedstawiciele ustroju, noszącego szyld marksowski, hołdują w praktyce najbardziej prymitywnemu wolontaryzmowi, pełnemu lekceważenia wobec elementarnych praw ekonomicznych.

Przykłady nieliczenia się z rzeczywistością procesów gospodarczych i społecznych można by tysiącami czerpać z praktyk sowieckich pseudo-marksistów. Jeden zaś z nich interesuje nas specjalnie: od końca drugiej wojny światowej mamy do czynienia z gigantycznym planem mechanicznego przeszczepiania ustroju sowieckiego na organizmy narodów sąsiadujących z ZSRR. To, co ukształtowało się w Rosji w specjalnych warunkach i w ciężkich bólach porodowych wojny domowej, zostało przeniesione do Polski, Czechosłowacji, Węgier, do krajów, bałkańskich i bałtyckich na bagnetach Czerwonej Armii. Nawet w ogrodnictwie szczepionki nie przyjmują się na pniach innej niż szczepionka rodziny drzew, tutaj dla udania się eksperymentu miała wystarczyć wola władców Kremla i opieka ogrodników z policji bezpieczeństwa. Sowieccy „marksiści” dziwnego nabożeństwa wyobrażali sobie, że byle posiadać siłę militarną i policyjną, dostateczną dla złamania widomych oznak oporu poddanych eksperymentowi społeczeństw, można narzucić im ustrój wewnętrzny bez liczenia się z ukształtowaną wiekami historii osobowością narodów, bez oglądania się na ich strukturę gospodarczą, społeczną i całą nadbudowę kulturalną.

Na swoje usprawiedliwienie kierownicy polityki sowieckiej mogą wprawdzie powołać się na doświadczenie z narodami własnego państwa, które przefasonowali według swej woli. Ale historia nie wypowiedziała jeszcze ostatniego słowa w sprawie, czy istotnie narody Związku Radzieckiego pogodziły się z ustrojem komunistycznym i nie zechcą przy pierwszej okazji szukać dla siebie innych form ustrojowych. Wstrząsy, jakie obserwujemy w życiu ZSRR od czasów śmierci jego twórcy, nie świadczą wcale, by ustrój ten osiągnął rzeczywistą akceptację społeczeństwa. Znamy wprawdzie przykłady całkowitego wyniszczenia narodów podbitych przez najezdników i stworzenie na ich miejsce czegoś zupełnie nowego, jak to miało miejsce chociażby w południowej Ameryce, ale przeniesienie tych doświadczeń do wieku dwudziestego i na teren narodów od dawna ukonstytuowanych, posiadających długą tradycję narodowej odrębności i państwowego bytu, a także strukturę społeczno- gospodarczą daleko bardziej rozwiniętą niż Rosja, nie jest prostą sprawą brutalnego gwałtu.

Ukształtowanie ustroju sowieckiego było wynikiem całego splotu warunków specyficznie rosyjskich całkowicie odrębnych, nieraz stojących w jaskrawej sprzeczności ze stosunkami wytworzonymi przez setki lat rozwoju krajów środkowo-wschodniej Europy. Przez kraje te przeszła fala rewolucyjna w tym samym czasie co i w Rosji, ale przybrała tu kształt rewolucji narodowo-społecznych, wyłaniających nowe zupełnie państwa lub przekształcających głęboko państwa istniejące. Kraje te, chociaż zapóźnione w rozwoju w stosunku do niektórych krajów Zachodu, włączyły się daleko wcześniej niż Rosja w krąg gospodarki kapitalistycznej, wytwarzając właściwe temu ustrojowi formacje społeczne i koncepcje ideologiczne. Ich rozwój gospodarczy, zwłaszcza w Czechosłowacji, w Polsce, na Węgrzech i w krajach bałtyckich, wyprzedzał Rosję niemal o stulecie. Uformowała się tu silna i dobrze zorganizowana klasa robotnicza. Feudalizm został przezwyciężony. Chłopi weszli na arena życia politycznego jut od dziesiątków lat. Rewolucje, które wstrząsnęły tym rejonem po upadku Austrii Habsburgów, Niemiec Hohenzollernów i Rosji Romanowych, wyniszczyły do reszty przeżytki feudalizmu i otworzyły drogę demokracji politycznej. W jej ramach ułożyło się życie mas, walczących o poszerzenie swych praw i pomnażanie dobrobytu. Próby przewrotów komunistycznych 1918-20 roku nie znalazły podatnego gruntu. Narody tych krajów weszły świadomie na drogę rozwoju, którego treścią była walka o najszersze zastosowanie demokracji politycznej i ustawodawstwa społecznego. Klasa robotnicza. uzyskała realizację swego programu prawodawstwa pracy, które nieraz, jak chociażby w Polsce, sięgało dalej niż w krajach zachodnich.

Prawda, demokracja nie zawsze była pełna, doskonała. Siły reakcji społecznej, wpływy kapitalistyczne, przeżytki feudalizmu warstwy ziemiańskiej i arystokracji hamowały rozwój, usiłowały nieraz z chwilowym sukcesem cofnąć koło historii. Ale właśnie walka, prowadzona z reakcją w ramach demokracji o pełne zastosowanie demokracji, o nadanie jej społecznego charakteru, stała się doskonałym czynnikiem politycznego wychowania i społecznego uświadomienia mas pracujących. W walce tej formowały się i umacniały instytucje społeczne: partie, związki zawodowe, spółdzielnie, samorządy terenowe i ubezpieczeniowe, stowarzyszenia różnego typu, tworząc coraz mocniejsze więzy wewnętrzne poszczególnych warstw i klas społecznych. Upowszechniała się i krzepła świadomość, solidarność klasowa i ideologie analogiczne z ideologiami świata zachodniego. Dwadzieścia lat życia w okresie międzywojennym pogłębiło te procesy, zbliżając, jeśli nie identyfikując nawet strukturę społeczeństw środkowo-wschodniej Europy ze strukturą Zachodu.

Nagle w wyniku działań wojennych wkroczyła na te ziemie Czerwona Armia i towarzyszące jej oddziały NKWD, rozpoczynając na swoją modłę kształtowanie życia narodów idących dotychczas własnymi drogami rozwoju. Miała to być rewolucja. Rewolucja, przyniesiona na bagnetach i narzucająca formy ustrojowe, wyrosłe w innych zupełnie warunkach.

Wyłania się tu pytanie: czy wojna nie wyrównała jednak dostatecznie tych warunków? Przecież zniszczyła ona wiele krajów ogniem i żelazem, przecież zburzyła dawne wiązadła społeczne i polityczne. Wszystko to racja. Zmiany te mogły spowodować rewolucyjne konsekwencje, ale samo zjawienie się Czerwonej Armii nie stanowiło rewolucji.

Wojna przeorała niewątpliwie do głębi stosunki w środkowo-wschodniej Europie. Okupacja hitlerowska w jednych krajach, jak w Polsce, wprowadziła głębokie zmiany w samej strukturze gospodarczej, zagarniając cały przemysł, kontrolując rolnictwo, proletaryzując szerokie masy społeczeństwa; w innych uzależniała od siebie warstwy rządzące i skompromitowała je w oczach ludności; konsekwencje tych przemian uniemożliwiały zwykły powrót do stanu przedwojennego. Można przypuszczać, że wymiecione zostałyby wszelkie ślady dyktatur dynastycznych czy wojskowych, a demokracja zrealizowana w całej pełni; klasa robotnicza zrobiłaby nowy wielki krok w kierunku rozwoju i umocnienia swych pozycji w społeczeństwie. Istniały również wszelkie dane, że w krajach takich jak Polska, Czechosłowacja czy Węgry życie gospodarcze oderwałoby się od przeżytych tu form kapitalistycznych, zostałoby ukształtowane na bazie szerokiego odcinka publicznej własności i ujęte w ramy planowania społecznego.

Programy, wypracowane przez ruch robotniczy w Polsce jeszcze przed wojną, a pogłębione podczas okupacji, wysuwały zdecydowanie postulaty idące w tym kierunku, wzrost zaś znaczenia klasy robotniczej po wojnie i głębokie zradykalizowanie chłopów nadawały pełną realność takim. planom. Prawdopodobnie przeobrażeniom w wewnętrznym życiu narodów towarzyszyłoby w niejednym kraju napięcie rewolucyjne; rozwój w kierunku rozszerzenia, demokracji politycznej i zastosowania zasad demokratycznych w gospodarce odbywałby się zygzakami wśród zwycięstw i porażek walczących ze sobą sił społecznych i politycznych. Stanowiłby on jednak wynik starcia sił samorodnych własnych w każdym narodzie i wyraz dojrzałości poszczególnych klas czy warstw społecznych. Wejście wojsk sowieckich stworzyło zaporę na drodze tych procesów, odegrało więc rolę kontrrewolucyjną w stosunku do życia poszczególnych narodów, zastępując naturalny proces rozwojowy próbą przeszczepienia gotowych własnych instytucji.

Głębokie zmiany strukturalne były nieuniknione. Ale ram, w których te zmiany, mogące sięgać bardzo daleko, miałyby się dokonać, wojna nie zdołała zniszczyć. Podstawowe instytucje narodowego bytu zostały utrzymane, ideologiczne zaś tendencje określały się na podstawie doświadczeń przedwojennych i pragnień doskonalszej demokracji i szerokiej sprawiedliwości społecznej, zgodnej z dążeniami mas całego świata zachodniego, a więc w zupełnym przeciwieństwie do tego, co niosła Czerwona Armia i NKWD. Naród polski, Czechosłowacja i Jugosławia zachowały swą osobowość państwową w postaci rządów na emigracji i silnego ruchu oporu wobec najeźdźcy, a Polska zdołała nawet w okupacyjnej dżungli zbudować własne państwo podziemne. Narody, zmuszone do maszerowania razem z Hitlerem, zachowały do końca wojny swą organizację państwową. W tych to ramach państwowych i pod działaniem tak krystalizujących się ideologii miała się kształtować środkowowschodnia Europa, gdyby zostawiono jej narodom swobodę wyboru dróg.

Wyrokiem wielkich mocarstw kraje środkowo-wschodniej Europy znalazły się w orbicie sowieckich wpływów. Równało się to oddaniu ich na łaskę i niełaskę Kremla. O skutecznym oporze wobec narzucania nowych obcych form życia nie mogło być mowy. Zresztą taktycy komunistyczni rozłożyli swe plany na etapy, a dla pierwszego z nich przybrali maskę wyzwolicieli spod jarzma hitlerowskiego i ofiarodawców pokoju. Represje, towarzyszące wejściu wojsk sowieckich, dotyczyły rzekomo tylko wrogów Związku Radzieckiego; poza tym wszelkie zarządzenia nosiły charakter tymczasowy, organizujący życie narodów do czasu przeprowadzenia uroczyście przyrzeczonych „wolnych i nieskrępowanych wyborów”. Rozbrajało to nastroje niezadowolenia i obaw nadzieją, że przecież swobodne wybory powołają do życia własne parlamenty i rządy, a obce wojska wrócą do siebie. „Rewolucja” komunistyczna wkradała się podstępem, ukradkiem okłamując zagarnięte narody.

Za uśmiechami „wyzwolicieli” kryła się decyzja narzucenia swego ustroju narodom „wyzwolonym”, nie licząc się w najmniejszym stopniu z ich wolą. „Pamiętam – pisze Milovan Dżilas – jak na prywatnym przyjęciu w 1945 roku Stalin powiedział: »W nowoczesnej wojnie zwycięzca będzie narzucał swój system, czego nie było w dawnych wojnach«. Słowa te były wypowiedziane jeszcze przed zakończeniem wojny, gdy miłość, nadzieje i zaufanie wśród aliantów dochodziły do szczytu. W lutym 1948 roku Stalin mówił do nas, Jugosłowian i Bułgarów: »Mocarstwa zachodnie będą kształtowały obszar Niemiec zachodnich według swoich wzorów, a my będziemy robili to samo według naszych wzorów z Niemcami wschodnimi. Jest to nieuniknione«” („The New Class”, str. 197).

Nie było też żadnym aktem rewolucyjnym przywiezienie ze sobą przez Czerwoną Armię sztabów partii komunistycznych ani wprowadzenie ich na scenę polityczną jako partii zaufania ZSRR. Wymagania, stawiane przez ZSRR, by mieć na zapleczu armii rządy przyjazne z dużym udziałem komunistów, miały pełne logiczne uzasadnienie. Gdy nie było rosyjskiej partii, trzeba ją było importować z Rosji. Nawet w Polsce, gdzie podziemne życie polityczne wyłączyło komunistów z gry jako czynnik obcy, reprezentacja Podziemia godziła się na ich wprowadzenie do rządu w chwili wkroczenia na ziemie polskie oddziałów sowieckich.

W normalnie rozwijającym się życiu politycznym partie komunistyczne nie mogły wyjść poza ramy reprezentowania jednego wśród wielu, i zapewne nie najsilniejszego, kierunku lewicowego odłamu opinii o specjalnie prosowieckim nastawieniu i gotowości do podporządkowania się wymaganiom polityki ZSRR. Wielu ludzi nie dostrzegało więc dużego niebezpieczeństwa z powodu zjawienia się na scenie, politycznej takiej partii o rosyjskiej orientacji. Tym bardziej było to usprawiedliwione, że w wielu krajach zachowano przy życiu tradycyjne partie niezależne, które zdecydowały się na lojalną współpracę z sowieckim protektorem. W stosunkach, jakie wytworzyły się po wojnie, gdy narody poczuły się zupełnie osamotnione w stosunkach z Rosją, poza tym zaś najważniejszym zagadnieniem chwili stało się uzyskanie warunków dla znormalizowania życia wewnętrznego w atmosferze pokoju i współpracy ze Związkiem Radzieckim.

Polityka lojalnej współpracy z ZSRR znajdowała wielu szczerych zwolenników. Prześladowania, które spadły na organizacje polityczne, przewidujące tendencje sowieckie w kierunku podporządkowania sobie zagarniętych „pod opiekę” krajów i nie widzące potrzeby ani możności zmiany swej niezależnej postawy, propaganda sowiecka przenosiła z łatwością na karb „zoologicznego antysowietyzmu”. Zresztą wielu ludzi w prześladowaniach tych widziało chętnie zjawisko przejściowe, bo przecież wszystko układało się w płaszczyźnie tymczasowości.

Komuniści dochodzili do władzy wyłącznie z woli ZSRR; wyjątek od tej reguły stanowiły w pewnym stopniu tylko Jugosławia i Czechosłowacja, gdzie partie komunistyczne miały głębsze korzenie w masach. Jedynie w Jugosławii wypadki potoczyły się w ten sposób, że partia komunistyczna doszła do władzy na drodze rewolucyjnej. Już przed wojną komuniści stali tu na czele dużego odłamu ruchu robotniczego; w czasie wojny zdołali zorganizować na szeroką skalę akcję partyzancką i objąć część ruchu oporu, konkurując z organizacją narodowo-wyzwoleńczą, skupioną przy osobie generała Michajłowicza. Współzawodnictwo polityczne i organizacyjne obu odłamów partyzanckich przekształciło się szybko w walkę zbrojną, której obiektem była władza w kraju. Krwawa rozgrywka o rządy, przeprowadzona przez komunistów za pomocą armii Związku Radzieckiego, miała więc cechy rewolucyjne, ale raczej typu rewolucji południowoamerykańskich, niż rewolucji społecznej, obejmującej masy ludu pracującego. W każdym bądź razie podobnie jak w rewolucji bolszewickiej wyłoniła się tu dość liczna grupa wojaków, która pochwyciła rządy i stworzyła kościec aparatu władzy w całym kraju.

W Czechosłowacji rozwój stosunków ułożył się w płaszczyźnie pokojowej. Partia komunistyczna nie przyniosła ze sobą żadnych laurów wojennych czy partyzanckich, ale miała rozgałęzione i dobrze utrwalone jeszcze przed wojną wpływy wśród dużego odłamu klasy robotniczej; odgrywała ona od samego powstania państwa czechosłowackiego poważną rolę w życiu politycznym i społecznym równolegle do ruchu socjalno-demokratycznego.

Wszędzie w pozostałych krajach, noszących tytuł „demokracji ludowych”, przejście władzy w ręce komunistów było wynikiem administracyjnych i policyjnych operacji, dokonanych na krajach politycznie osamotnionych i oddanych na łaskę ZSRR. Operacje te nie miały nic wspólnego z rewolucją.

Zmiany, które przynosił ze sobą nowy, stopniowo zaciskany reżym komunistyczny, nie powodowały „kontrrewolucyjnych” sprzeciwów, wywołujących chociażby wtórne przejawy rewolucyjne. Realizowane reformy gospodarcze, towarzyszące pierwszym wysiłkom podźwignięcia krajów z wojennej ruiny, jak przejęcie przez państwo własności kapitalistycznej czy rozparcelowanie między chłopów wielkiej własności rolnej, nie tylko nie wywołały silniejszej opozycji, ale były witane przez masy społeczeństw z uznaniem, jako zmiany dawno oczekiwane i propagowane przez socjalistyczne i demokratyczne kierunki i ugrupowania polityczne. Realizacja ich teraz po wojnie była tym bardziej dojrzała, że w krajach jak Polska czy Czechosłowacja okupant niemiecki przeprowadził faktyczne wywłaszczenie kapitalistów, jak również w pewnej mierze obszarników, przeto nikt inny niż państwo nie mógł zająć się szybkim uruchomieniem warsztatów pracy.

Gdy więc napotykamy teorie, ukute dla apologetycznych celów komunizmu, że wielką zasługą historyczną dyktatury komunistycznej jest przeprowadzenie rewolucji przemysłowej, należy i to ścieśnione pojęcie rewolucji sprowadzić do właściwych rozmiarów. Z pojęciem rewolucji bowiem wiąże się wyobrażenie nie tylko o głębokości zachodzącego procesu i szybkim tempie przekształcenia stosunków, ale również o przezwyciężeniu potężnych oporów starej struktury. Tutaj, w krajach środkowo-wschodniej Europy, szybkie tempo uprzemysłowienia zostało przyjęte nie w walce z jakąś poważną częścią społeczeństwa, lecz przy poklasku ogromnej większości, jako rzecz konieczna, którą musiałby wykonać każdy rząd, liczący się z potrzebami i poglądami ludności.

Metoda tłumaczenia zmian w krajach demokracji ludowej historyczną koniecznością rewolucji przemysłowej jest bardzo rozpowszechniona wśród pisarzy zajmujących się problematyką komunizmu w rejonie środkowo-wschodniej Europy. Metodę tę stosują zarówno apologeci komunizmu (Pierre Cot: „Les democraties populaires”), jak i wielu autorów usposobionych krytycznie (Francois Fejto: „Histoire des democraties populaires”, lub Milovan Dżilas: „The New Class”). U tych ostatnich metoda ta ma prawdopodobnie świadczyć o obiektywizmie w traktowaniu przedmiotu i o zachowaniu marksowskiego punktu widzenia. W istocie jednak jest to sprowadzanie historii do roli fetysza, którego mocą powstają i giną określone formy społecznego bytu; dyktatury zaś komunistyczne dochodzą do znaczenia swego rodzaju fatum, wobec którego wszelki sprzeciw jest nonsensem co najmniej dopóty, dopóki spełnia swą rolę rewolucji przemysłowej. Jeśli chodzi o marksowski punkt widzenia, to Marks traktował zawsze zmiany dziejowe jako wynik narastania sił społecznych, dążących do takich zmian, a więc dopatrywał się ich źródła w ludziach, w grupach i klasach społecznych, działających pod wpływem określonych bodźców, w pierwszym rzędzie, chociaż nie jedynie ekonomicznych.

Póki rządy powojenne z przeważającym udziałem komunistów, ale nie wyłącznie komunistyczne, pozostawały w granicach realizacji dzieła odbudowy, znajdowały one poparcie dużej części społeczeństwa i zrezygnowaną bierność ze strony opozycji. Protekcja sowiecka i urzędujące u boku komunistów organy sowieckiej policji politycznej wystarczały dla utrzymania nastrojów rezygnacji, tym bardziej, że towarzyszące umacnianiu władzy represje polityczne były w każdym razie czymś lepszym, mniejszym złem, niż ludobójczy terror hitlerowski. Stosowanie płac głodowych wywoływało w tym czasie pomruki niechęci, ale jeszcze nie zdecydowany opór i nienawiść; można znaleźć wiele oznak, że dla dzieła odbudowy masy ludzkie gotowe były poświęcić bardzo dużo, godzić się z brakami jako z niezbędną ofiarą na ołtarzu odrodzenia gospodarczego.

Sytuacja odmieniła się radykalnie z chwilą, gdy po pierwszej fazie manewrowania reżimy komunistyczne złamały podstawową obietnicę swobodnych wyborów, a partie komunistyczne, zakamuflowane dotychczas pod niewinnymi nazwami i hasłami, rzuciły publiczne wyznanie – „Jesteśmy bolszewikami”, co oznaczało, że odtąd polityka potoczy się ściśle według sowieckich wzorców, z wyraźnym celem utożsamienia krajów pod każdym względem ze Związkiem Radzieckim, a w końcu włączenia ich do tego Związku.

Formy ustrojowe, które budowali komuniści u władzy w krajach środkowo-wschodniej Europy otrzymały nazwę „demokracji ludowej”, czyli ludowego ludowładztwa. Pomijając bezsens takiej nazwy, zasługuje na podkreślenie, iż forma ta miała mieć charakter czysto przejściowy. G. Dymitrow, który dał bodaj najjaśniejsze określenie znaczenia terminu, mówił w 1948 roku: „mimo zniesienia władzy kapitalistów i wielkich posiadaczy rolnych oraz przejęcia ich dóbr przez lud, nie zostały jeszcze zlikwidowane podstawy gospodarcze kapitalizmu... Z tej przyczyny na razie powstał w szeregu krajów nie ustrój sowiecki, ale demokracji ludowej”. Minęło z górą dziesięć lat od tej chwili, podstawy gospodarcze kapitalizmu zostały już całkowicie zlikwidowane a... „demokracje ludowe” wciąż pozostają dalekie od utożsamienia się z sowieckim wzorcem. Więcej, w miarę posuwania się w czasie, wyłania się coraz więcej przeszkód dla takiego utożsamienia.

Znamieniem tej drugiej fazy stosunków było wprowadzenie w życie planów gospodarczych, mających na celu związać ekonomicznie kraje środkowo-wschodniej Europy ze Związkiem Radzieckim, wyrównać z nim całkowicie bazę gospodarczą i poziom życia ludności, by zatrzeć widoczne i drażniące komunistów rosyjskich przyzwyczajenia ludzi do wyższych potrzeb, a więc wyrównać według poziomu najniższego, wytrzebić samo poczucie wyższych potrzeb. Gdy pierwsze powojenne plany gospodarcze miały za zadanie odbudowę ekonomiki, teraz ich celem stało się uprzemysłowienie krajów, na modłę sowiecką, w myśl sowieckich zamierzeń i kosztem dobrobytu mas społecznych.

Widzieliśmy, że podstawą sowieckich pięciolatek była „pierwotna akumulacja socjalistyczna”, czyli preponderancja [prymat] ciężkiego przemysłu i pauperyzacja mas społecznych. Wzorzec ten znalazł pełne zastosowanie w nowych planach przyjętych w „demokracjach ludowych” w latach 1949-50. Przy oblekaniu ich w ostateczne kształty głos decydujący należał do ZSRR. Gdy w Polsce opracowano plany w ramach jakiegoś rozsądku, liczącego się z potrzebami kraju, ówczesny kierownik polityki gospodarczej, Hilary Minc, stary zresztą komunista (on to właśnie wygłosił bojowe hasło „Jesteśmy bolszewikami”), musiał pojechać do Moskwy i wrócił z nowym planem, „poprawionym” w tym sensie, że przyspieszono tempo uprzemysłowienia i położono większy jeszcze nacisk na budowę ciężkiego przemysłu, uszczuplając inwestycje w przemyśle produkującym artykuły masowego spożycia, pogłębiając więc jeszcze bardziej pauperyzację społeczeństwa.

Przeprowadzenie takich planów i realizowanie ich w życiu mogło się odbyć tylko przy zastosowaniu sowieckich metod rządzenia i wyciskania potu. Opory w samych partiach komunistycznych, które musiały się zjawić wśród członków i działaczy, szukających związku ze swymi społeczeństwami, zostały przełamane w czysto bolszewickim stylu. Spadło kilka głów przywódców, oskarżonych o szpiegostwo i zdradę komunizmu, kilkuset innych osadzono w więzieniach lub usunięto w całkowity cień – na górze komunistycznej zapanował „entuzjazm” dla budownictwa socjalistycznego pod przewodem „pierwszego kraju budownictwa socjalistycznego”. Ale o wiele trudniejsze i w istocie niemożliwe okazało się zdobycie dla tych planów poparcia najmniejszej chociażby grupy społecznej. Gdy nastąpiło właściwe przeszczepianie sowieckiego ustroju, pojawiać się poczęły na drodze wszystkie przeszkody, wynikające z odrębności narodów środkowo-wschodniej Europy.

Same rozprawy z „heretykami” spośród przywódców komunistycznych napotkały ostrą reakcję moralną mas społecznych, a pokazowe procesy nie tylko nikogo nie przekonały, lecz budziły powszechny wstręt zarówno do partii komunistycznych, jak i do ZSRR, w którym widziano właściwego aranżera praskich, sofijskich czy budapeszteńskich „procesów czarownic”. Ta reakcja społeczna zahamowała rozszerzenie się koła oskarżonych i skazywanych, w ten sposób otrzymaliśmy tylko próbkę metody tak skutecznie zastosowanej w Rosji dla wytrzebienia wszelkich śladów samodzielnego myślenia. W Polsce w ogóle nie doszło do masowego wybijania się wzajemnego. W. Gomułka i jego towarzysze powędrowali do więzień, a przygotowania procesów z nimi jako przykładowymi ofiarami rozpełzły się wśród wzajem paraliżujących się tendencji na szczytach partii. Wielostronny i powtarzający się nacisk z Moskwy nie mógł przeważyć obaw przed fatalnym wrażeniem, jakie musiałyby wywołać podobne procesy. Reakcja opinii na pierwsze stadium rozgrywek w łonie partii komunistycznej była zbyt ostra, by odważono się przejść do stadium drugiego, gdy spadają głowy.

Warunkiem przeprowadzenia eksperymentu sowieckiego było zupełne wyniszczenie wszystkich samodzielnych sił w narodzie i wymuszenie bezwzględnego posłuszeństwa w szeregach partii i w masach społeczeństwa. Bez krwawej Czeki, bez masowych czystek i bez „beriowszczyzny” nie ukształtowałby się ustrój sowiecki w jego dzisiejszej formie. Trzeba było na to również partii ukształtowanej i dobranej w wojnie domowej i powiązanej odpowiedzialnością za wszystkie jej zbrodnie, a więc całkowicie wyobcowanej ze społeczeństwa. Niezbędny też warunek stanowiło pełne wyizolowanie się od świata i rozporządzanie olbrzymimi przestrzeniami, pozwalającymi na dowolne przetasowywanie ludzi i budowanie całkowicie wyizolowanych łagrów. Nade wszystko zaś konieczne było zupełne sparaliżowanie woli i zagłuszenie świadomości społecznej, skruszenie wszystkich więzi ludzkiej gromady. Żadnym z tych czynników nie rozporządzała władza komunistyczna na terenie krajów oddanych jej rządom. Ponadto zaś warunki polityczne nie pozwalały rozwinąć wszystkich środków, jakich użyła do kształtowania ZSRR bolszewicka rewolucja.

Narody pod naporem poczucia klęski i naciskiem terroru politycznego przygięły się, ale nie straciły ani swej pamięci historycznej, ani też świadomości dostania się pod obcą i wrogą władzę, którą los każe znosić, ale nikt nie może wymusić dla niej uznania. Dwie najliczniejsze klasy społeczne – robotnicy i chłopi – ani na chwilę nie dały się złudzić frazeologii robotniczo-chłopskich rządów, ani też rozproszkować czy, jeśli chodzi o robotników, roztopić w nowo napływających zastępach proletariatu. I jedni, i drudzy zachowali cały swój dawny świat pojęć i wyobrażeń o podstawowych swych prawach.

Wystarczyło pierwszej pięciolatki, by ujawniło się każdemu człowiekowi pracy, że logika planów gospodarczych według sowieckich schematów prowadzi do pauperyzacji. Oszustwo frazeologii, głoszącej podnoszenie poziomu życia wraz z rozwojem uprzemysłowienia kraju, wyszło w pełni na jaw. Z roku na rok ludność ubożała, a chwalby oficjalnej propagandy o rosnących wskaźnikach produkcji brzmiały coraz złośliwszą ironią. Tym samym rosły nienawiść i bunt. Komuniści nie zaniedbali środków terroru. Zapełnili więzienia stare i nowo kreowane więźniami politycznymi, pobudowali obozy koncentracyjne, tropili każdy przejaw krytyki i buntu. Okazało się jednak, że można pozbawić masy przywódców, można wyrwać z nich najbardziej czynne i świadome jednostki, ale nie sposób zniszczyć zakorzenionych głęboko ocen moralnych i politycznych, jakie wytworzyło życie społeczne w warunkach względnej nawet demokracji, która rozbudziła poczucie godności obywatelskiej, pragnienie uzyskania pełnych praw ludzkich i otworzyła drogi do rozwoju materialnego i politycznego. Zabrakło zaś komunistom środków i warunków dla zmiażdżenia sił społecznych, dla rozbicia więzi wewnętrznej i przekształcenia społeczeństwa w zbiór jednostek wegetujących na łasce i niełasce zwycięzców. Na to trzeba było w Rosji wojny domowej, niezmierzonych przestrzeni Syberii – naturalnego więzienia – i dziesiątków lat rządów NKWD. Wszystkie te elementy znalazły się w życiu krajów środkowo-wschodniej Europy w dawkach miniaturowych i wyniki były też minimalne.

Rewolucja importowana nie znalazła soków odżywczych, które wypływają z rozkiełznania żywiołów niszczących, ale też dających twórczy zaczyn dla wielkich przemian. Sprowadziła się do sztucznego organizowania namiastek udziału mas w przeprowadzaniu eksperymentu w postaci wyreżyserowanych manifestacji, na które spędzano ludzi pod przymusem i groźbą represji, oraz przyjmowania uchwał, wypracowanych w biurach partii i wyrażających życzenia i poglądy tylko partyjnego sztabu. Nawet manifestacje majowe, do niedawna skupiające wbrew różnym przeszkodom miliony robotników, ożywionych wiarą w swe ideały i podsumowujących w szeregach demonstrantów dorobek ubiegłego roku walki i pracy, stały się urzędową bezduszną galówką.

Jeden z młodych socjalistów, znalazłszy się na emigracji, przemawiał na skromnym zgromadzeniu pierwszomajowym, ujmując swe odczucia w następujących słowach: „Przez sześć lat brałem w kraju udział w manifestacjach jak dzisiaj, ale jak mogłem, unikałem ich. Wykręcałem się, udawałem chorobę, ale nie zawsze udawało się uniknąć kontroli ze strony komórki partyjnej. Maszerowałem więc w pochodach, stałem z innymi na placach zgromadzeń i nawet udawałem, że klaszczę, byle uniknąć szykan, a może zamknięcia w więzieniu. Dzisiaj po raz pierwszy od lat przyszedłem wziąć udział w tej manifestacji z własnej woli i ochoty”.

Rewolucja, prowadzona zza biurek centralnych i instytucji partyjnych, załamując się o bierny opór mas ludności, stawała się pustym słowem w końcu nawet dla członków partii, którzy w dobrej wierze wstąpili do jej szeregów w okresie pierwszych złudzeń wyzwolenia i odbudowy kraju. Kierownictwo partii komunistycznej usiłowało przeciwdziałać płynącemu stale rozkładowi woli przez wyodrębnianie swego aktywu, wiązanie go lękiem przed zewnętrznym światem wrogości. Służyła temu frazeologia o „wrogach ludu” czy „wrogach klasowych”, których istnienie miało nadawać partii pozory rewolucyjne i nakazywać wieczną „czujność” wobec niebezpieczeństw kontrrewolucji. Co z tego, kiedy tymi wrogami ludu byli robotnicy i chłopi, wrogiem zaś klasowym każdy świadomy robotnik-socjalista. Świadomość fałszu całej postawy komunizmu wobec społeczeństwa nie mogła ujść niczyjej uwadze. Zalecana członkom partii „czujność” zamieniała się wiec w pilną uwagę, by jak najgłębiej ukryć przed partią, przed jej uszami i oczami, swe właściwe uczucia i szukać po cichu związków z pozapartyjnym światem, jedynie istotnym i coraz silniej wymagającym liczenia się ze sobą.

Mimo więc pozorną masowość partie komunistyczne pozostały elementem napływowym, koniunkturalnym, składając się w swej masie z rozmaitych elementów, powiązanych przeważnie lękiem i posadami. Rozporządzając nielicznymi kadrami komunistów ideowych, związanych od dawna z ruchem, partie komunistyczne jeśli przypominały swój sowiecki wzór, to chyba przejęciem wszystkich jego najbardziej odrażających cech karierowiczostwa i kacykostwa, w żadnym zaś razie nie mogły się stać żelaznym kułakiem, zdolnym uderzać wszędzie i każdego na rozkaz z góry. I nie mogło być inaczej, skoro partie komunistyczne nie wyrosły z walk i historii własnych narodów, ze zwycięstw i porażek dzielonych z masami, lecz tylko z nakazu odgórnego i warunków politycznych, które oddały im władzę i to pod protektoratem obcego mocarstwa.

Nieco inaczej przedstawiało się położenie partii komunistycznych w Jugosławii, a częściowo w Czechosłowacji. Może w tej rubryce wyjątków częściowych należałoby też pomieścić Bułgarię, gdzie istniały dawne i utrwalone tradycje odłamu socjalnej demokracji, znanego pod nazwa „ciasnych”, który dał osnowę partii komunistycznej, uważanej przez Lenina za najwierniejszy oddział Kominternu. W tych trzech krajach grał również na rękę komunistom, jako partii zaufania Rosji, istniejący w najszerszych kołach społeczeństwa, tradycyjny prąd panslawistyczny, wypływający z oczekiwań, że Rosja stanie się wyzwolicielką narodową, a gdy niepodległość została odzyskana, że będzie osłoną przed niebezpieczeństwem imperializmu niemieckiego czy tureckiego.

Ta odrębność dróg rozwojowych dała wymienionym partiom lepszy start polityczny, pozwoliła na wytworzenie dostatecznie wyodrębnionego i zespolonego środowiska elity partyjnej, zdolnej do skupienia przy sobie na wzór sowiecki dużej części starej i nowo powołanej biurokracji, przekształcając ją na surogat klasy rządzącej. Tym samym te trzy partie komunistyczne zdołały wkorzenić się w życie swego kraju głębiej niż gdzie indziej. We wszystkich pozostałych krajach, zagarniętych pod „opiekuńcze skrzydła”, partie komunistyczne pozostały elementem napływowym, obcym życiu gromadnemu, otoczonym wrogością większości społeczeństwa, nie nadającymi się do stworzenia niezbędnej dla trwałości jakiegokolwiek ustroju bazy społecznego oparcia. Nie rozporządzając sowieckimi środkami i warunkami, w których ten proces mógł się odbyć, partie komunistyczne przejęły od elity ZSRR tylko formy organizacji i schematy myślenia, które jeszcze bardziej pogłębiały ich obcość, a w życiu wewnętrznym prowadziły do fatalnych skutków: w Rosji od najniższego do najwyższego szczebla oduczono myśleć samodzielnie i ślepo słuchano wodza, tutaj wprawdzie myślenie gotowymi prefabrykowanymi schematami stało się regułą partyjnego życia, ale zabrakło wodzów wyrosłych z walki. Zastąpiły ich marionetki sowieckie, więc też podporządkowanie się im musiało wypaść sztuczne, umowne, czysto formalne, a przez to całe partie upodobniły się do sztucznego zlepka, trzymającego się na powierzchni nie własną mocą, lecz tylko siłą położenia politycznego krajów oddanych do strefy wyłącznie wpływów sowieckich i pod protekcję swego potężnego opiekuna.

Władza, przyniesiona na bagnetach, mimo upływu lat pozostała tym, czym była od początku: władzą obcych, z którymi nikt się wewnętrznie nie identyfikował, o których nawet członkowie partii mówili „oni”. Wytworzona w ciągu kilku lat elita partyjna podlegała wewnętrznemu rozdarciu pomiędzy poczuciem lojalności wobec mocodawców, to jest radzieckiej partii komunistycznej, a lojalnością wobec własnego narodu i klasy robotniczej. Szczupłe grupy całkowicie i z przekonania oddanych „krajowi budownictwa socjalistycznego” czy ,,przodującej sile rewolucji socjalnej”, wyznający prymat interesów rewolucji, utożsamionej z ZSRR nad partykularnymi interesami poszczególnych narodów – grupy pogrobowców ideologii dawno pogrzebanej w samej Rosji – obrosły karierowiczami, wykorzystującymi bez żadnych skrupułów okazję znalezienia się przy władzy i pławienia się w wykazywaniu swej wyższości nad otoczeniem.

Zygmunt Zaremba


Powyższy tekst stanowi rozdział książki Zygmunta Zaremby „Narodziny klasy rządzącej w ZSRR”, Wydawnictwo „Światło”, Paryż 1958, dotychczas nie wznawianej.

 

Zygmunt Zaremba (1895-1967) – wybitny działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, w międzywojniu kilkakrotnie poseł na Sejm, ceniony publicysta i redaktor prasy lewicowej (m.in. „Robotniczy Przegląd Gospodarczy”, „Światło”), działacz spółdzielczy, teoretyk polskiego socjalizmu. We wrześniu 1939 r. pomysłodawca i organizator Robotniczych Batalionów Obrony Warszawy. W czasie okupacji współtwórca PPS – WRN (Wolność, Równość, Niepodległość), antyhitlerowskiej i antysowieckiej. Współautor Programu Polski Ludowej – wizji przemian ustrojowych w Polsce powojennej. Od początku roku 1944 jeden z przedstawicieli socjalistów w podziemnej Radzie Jedności Narodowej. Uczestnik Powstania Warszawskiego w Śródmieściu, redagował w jego trakcie dziennik „Robotnik”. Po kapitulacji pozostał w podziemiu, nie ujawniając się również po wkroczeniu Sowietów i ustanowieniu władz komunistycznych. Od roku 1946, zagrożony aresztowaniem przez komunistów, na emigracji politycznej we Francji, gdzie współtworzył emigracyjną PPS oraz prowadził ośrodek wydawniczy, propagujący za pomocą czasopism i książek ideały lewicy antykomunistycznej. Nie powrócił do kraju, zmarł na emigracji.
↑ Wróć na górę