Tadeusz Reger
Demonstracja majowa na Śląsku
[1920]
Hasło rzucone na pierwszym międzynarodowym zjeździe socjalistycznym w Paryżu w roku 1889, aby dzień 1 maja uczynić corocznym powszechnym świętem robotniczym, stało się potężną dźwignią postępu i rozwoju ruchu robotniczego we wszystkich krajach i u wszystkich narodów...
Nigdzie jednakowoż może głęboka treść manifestacji majowej nie przyjęła się w masach proletariatu tak silnie i nigdzie może nie wywołała ona tak trwałych i głębokich zmian w całej umysłowości klasy pracującej, jak na Śląsku Cieszyńskim. Nigdzie też zapewne – z wyjątkiem krwią męczeńską proletariatu ociekającej Polski pod panowaniem caratu – nie okupili robotnicy zdobyczy majowych tak obfitym haraczem krwi własnej, jak robotnicy śląscy.
Początki ruchu robotniczego na Śląsku są dość dawne. Wszak przed dwunastu jeszcze laty, w czerwcu 1908 roku, obchodzili towarzysze drukarscy w Cieszynie czterdziestoletni jubileusz istnienia swojej organizacji zawodowej, która została założona w roku 1868. A i przedtem już istniały stowarzyszenia robotnicze zapomogowo-kształcące. Ślady podobnych stowarzyszeń znakujemy w Bielsku i w Ostrawie Morawskiej, która leży już poza Śląskiem w północno-wschodnim kącie Moraw. Ruch w tych stowarzyszeniach, zostających pod patronatem różnych „dobrodziejów” w sutannach lub cylindrach, był jednak nikły, robotnicy stronili od nich, bo też, poza skromną jałmużną dla ciała i jeszcze szczuplejszą dla duszy, niczego one robotnikom nie dawały, a za to wymagały od nich, prócz składek, wdzięczności i baraniego posłuszeństwa wobec rozlicznych „patronów” i „prezesów”. Niektórzy z takich kapitalistycznych dobrodziejów szarpnęli się nawet na wydawanie dla „swoich” robotników osobnych gazetek i kalendarzy. Czynili to zwłaszcza właściciele kopalń: za pieniądze Gutmanna wychodził już od roku 1884, pisany w języku czeskim w tonie bezprzykładnie lizusowskim „Przyjaciel robotników”, hr. Wilczek zaś nie żałował podobno grosza na popieranie przez lat piętnaście równie gadzinowego pisemka czeskiego pod tytułem „Praca”. W Cieszynie wydawali liberalni kapitaliści niemieccy podobne pisemko polskie – redagowane w duchu niemieckim – „Nowy Czas”, w Bielsku zaś rozszerzano od niechcenia różne tegoż gatunku pisemka niemieckie. Celem tych wszystkich usiłowań gadzinowych było: ogłupić robotnika polskiego, odebrać mu wiarę w możność samodzielnej walki o lepszy byt i o prawa obywatelskie, oraz oderwać go od rodzimej kultury polskiej a popchnąć w objęcia czechizacji i germanizacji.
Ale już z końcem lat osiemdziesiątych zeszłego stulecia sytuacja zaczyna się zmieniać i wyjaśniać. Skąd, gdzie i kto pierwszy przyniósł na Śląsk ziarno socjalizmu, trudno stwierdzić. Ówczesne stosunki policyjne, trwające w Austrii od roku 1872 (nieoficjalnie) prawa wyjątkowe przeciwko socjalistom, zmuszały działaczy socjalistycznych do ukrywania się i zacierania za sobą wszelkich śladów. Dość na tym, że natychmiast niemal po kongresie w Hainfeldzie, który się odbył na przełomie lat 1888-89, a który dokonał wielkiego dzieła zjednoczenia socjalistycznego ruchu robotniczego w całej Austrii i dał mu nowoczesny program partyjny oraz ścisłą organizację, zaczyna się także na Śląsku jawny, zorganizowany ruch socjalistyczny. Wychodzi on z dwóch wielkich ośrodków przemysłowych: z Bielska na wschodzie i z Ostrawy Morawskiej na zachodzie.
W Bielsku powstaje w 1889 roku „Ogólne stowarzyszenie robotników fabrycznych i rękodzielniczych”, które w krótkim czasie miało już kilka tysięcy członków, przeważnie tkaczy i metalowców, zatrudnionych w fabrykach Bielska i Białej. Garnęli się do niego z zapałem i wiarą zarówno Niemcy, jak i Polacy, którzy wkrótce stanowili olbrzymią większość stowarzyszonych. Kierownikami tego ruchu byli tow. Jorde, tkacz, i Piesch (Pisz) Andrzej, tokarz w metalu. Żywot tej organizacji, rokującej najpiękniejsze nadzieje na przyszłość, był jednak krótki. Po ruchu majowym z roku 1890 rozwiązała władza austriacka to pierwsze stowarzyszenie socjalistyczne na Śląsku.
Podobnym był los pierwszego socjalistycznego „Stowarzyszenia zawodowego i kształcącego”, powstałego w tymże samym czasie (1889 r.) w Ostrawie Morawskiej. W ciągu kilku tygodni zyskało ono 800 do 1000 członków, wśród których od pierwszej chwili znakomitą większość stanowili górnicy polscy z Ostrawy Polskiej (zwłaszcza z Żarubka), z Michałkowie, z Orłowej, Karwiny, a nawet Stonawy. Ale stowarzyszenie miało prawo według statutu przyjmować tylko członków z Moraw, a wszystkie te miejscowości położone są w zagłębiu węglowym śląskim. Skorzystał z tego po ruchu majowym z roku 1890 starosta z Mistku, Maslowsky, stowarzyszenie rozwiązał a majątek jego cały, wraz z bogatą biblioteką, skonfiskował.
Ciosy te, aczkolwiek dotkliwe, nie zdołały ani zniszczyć, ani nawet powstrzymać, choćby na chwilę, raz rozpoczętego postępu i rozwoju organizacji socjalistycznej na Śląsku. Nie minęło jeszcze od owej doby nawet lat trzydzieści, a idea i organizacja socjalistyczna wśród mas proletariatu na Śląsku zapanowały zupełnie niepodzielnie. Śląsk Cieszyński słusznie nosi dziś dumną nazwę „Czerwonego Śląska”.
Uchwała międzynarodowego zjazdu socjalistycznego w Paryżu, aby dzień 1 maja święcić bezrobociem [zaprzestaniem pracy] jako międzynarodową demonstracją proletariatu, napełniła dusze robotników śląskich jakimś przedziwnym, świętym zapałem, wiarą i otuchą. Większość nie rozumiała zrazu wprawdzie znaczenia tej demonstracji, wszyscy jednakowoż widzieli w niej potężne wezwanie bojowe, apel do międzynarodowej solidarności wszystkich pracujących i protest przeciwko wyzyskowi kapitalistycznemu. W masach robotniczych, wyzyskiwanych podwójnie: raz jako siła robocza, drugi raz jako spożywcy, potrzeba takiego protestu była tym większa, ile że w owym czasie przemysł przeżywał okres świetnego rozkwitu, gdy równocześnie zarobki pozostawały niskie a drożyzna wszystkich środków do życia rosła z dnia na dzień. Oczywiście, że słudzy kapitału i C.K. biurokracja austriacka ze zgrozą wyczekiwali tego, co miało nadejść.
Tkacze w Białej od kilku dni nie mogli kupić kawałka chleba. Z tego powodu przyszło, do drobnych zresztą, zaburzeń przed sklepem pewnego piekarza; nie miał, biedaczysko chleba, ale za to miał stosy bielusieńkich, małych, maślanych rogalików. Sklep piekarza zrabowano i, jak to zwykle w podobnych wypadkach bywa, rzucono się także na inne sklepy spożywcze. Burżuazyjny kronikarz, z którego czerpię te szczegóły, stwierdza, że nikogo przy tym nie zabito, nawet nie obito, nikomu nie zadano gwałtu. Jakim duchem owiany był ten tłum głodny i rabujący dowodzi to, że za „zrabowane” towary płacono i że gdy przyszła kolej na skład wódek Fraenkla, wódek nikt brać nie chciał, lecz za to... kilka hektolitrów tego cennego płynu wylano do rowu przydrożnego. W tym momencie zjawiło się wojsko, które – bez przepisanego regulaminem ostrzeżenia – dało salwy, jedną, drugą i trzecią do gęsto ściśniętego wśród kamienic bezbronnego tłumu. Oszalały ze strachu i z rozpaczy tłum rozbiegł się, pozostawiając na placu wprawdzie kilku tylko zabitych, ale za to kilkudziesięciu ciężko i lżej rannych. Żołnierze uzbrojeni byli na szczęście w świeżo wówczas zaprowadzone w armii austriackiej szybkostrzelne i dalekonośne karabiny „repetierowe” systemu Manlichera, których mała, w stalowy płaszczyk odziana kulka „humanitarna”, nie zabija wprawdzie na miejscu jednego człowieka, ale za to rani kilku lub kilkunastu ludzi.
Działo się to w przededniu 1 maja 1890 roku. Oczywiście bezrobocie było nazajutrz w całym okręgu przemysłowym Bielska i Białej najzupełniejsze. Mimo zakazu władz, odbyły się liczne zgromadzenia i wspaniały pochód. Strajkujący wystawili szereg żądań, jak: podniesienie płacy, uregulowanie akordów; pobudowanie sypialń dla robotników zamiejscowych, których kilka tysięcy sypiało i sypia dotąd, niestety, w najdzikszym „promiskuitas”, kobiety i mężczyźni razem, w tkalniach i przędzalniach pod warsztatami, na gołej podłodze lub na zwałach śmierdzącej wełny; skrócenie czasu pracy do godzin ośmiu. To ostatnie żądanie najbardziej przeraziło fabrykantów. Nawet mówić o tym, ani układać się nie chcieli, grożąc, że zamkną swe fabryki, jeżeli robotnicy żądań swych nie cofną. I groźby dotrzymali! Robotnicy, jak olbrzym przebudzony nagle ze snu, przekonani o słuszności swych żądań, a nie doświadczeni jeszcze w używaniu takiej broni, jaką jest strajk masowy, podjęli ochotnie walkę a wówczas fabrykanci, ogłosiwszy lokaut generalny, zamknęli wszystkie fabryki... Świeżo przed kilku zaledwie miesiącami założona organizacja dokazywała cudów, wytężała wszystkie swe siły, aby przyjść walczącym z pomocą. Gdy po czterech długich tygodniach bezrobocia wygłodzeni tkacze wracali pokornie do łaskawie na nowo otwartych bram fabrycznych, kapitaliści tryumfowali: żądania robotników były odrzucone, ich siła oporu złamana, solidarność rozbita, organizacja podstępem nikczemnej biurokracji austriackiej rozwiązana, co najważniejsze zaś, widmo rewolucji, za jaką uważano demonstrację majową, raz na zawsze uśmierzone... Tak zdawało się dumnym i potężnym fabrykantom bielskim.
Przez długi szereg lat następnych demonstracje majowe w okręgu bielsko-bialskim musiały się ograniczyć do skromnych zebrań wieczornych lub w południe, w czasie przerwy obiadowej. O masowym, ogólnym bezrobociu mowy być nie mogło. Lecz w ostatnich latach, gdy organizacja socjalistyczna, pokonawszy zarazę Stojałowszczyzny i chrześcijańsko-socjalnego służalstwa wobec żydowskich kapitalistów, stała się czynnikiem decydującym w życiu mas, fabryki i warsztaty tutejsze coraz liczniej święcą dzień pierwszego maja bezrobociem.
Górnicy z kopalń hr. Wilczka w Ostrawie Polskiej postanowili święcić 1 maja 1890 uroczyście. Zebrawszy miedzy sobą 85 złotych reńskich (170 koron), kwotę na owe czasy bardzo znaczną, zanieśli je proboszczowi polsko-ostrawskiemu z prośbą, aby im odprawił w dniu 1 maja uroczystą mszę polową na pomyślność uzyskania ośmiogodzinnej szychty. W żądaniu tym zbożnym nie było ani krztynki rewolucji. Ks. proboszcz – Bitta było mu nazwisko – zamiast prośbę spełnić, zaniósł pieniądze do wójta polsko-ostrawskiego, a górników zadenuncjował przed dyrektorem kopalń hr. Wilczka. Skutkiem tego aresztowano przywódców, a sześciu członków owej deputacji, która była u ks. Bitty, wydalono z pracy. W najbliższą zaś niedzielę, 13 kwietnia 1890 r. wygłosił ks. Bitta piorunujące kazanie przeciwko bezbożnym socjalistom, którzy sobie własne święta ustanawiają, co jest przecież przywilejem samego tylko kościoła rzymsko-katolickiego...
Postępowanie to wzburzyło górników tak, że dnia 15 kwietnia przerwali pracę i wybili w nocy okna na probostwie. Strajkujący wysunęli żądania: osiem godzin pracy, skasowanie akordów, 2 złote reńskie (4 korony) najniższej płacy dziennie. Strajk z szybkością błyskawicy rozszerzył się wkrótce w całym zagłębiu ostrawsko-karwińskim, obejmując nie tylko górników (wówczas około 26000), ale także hutników i robotników fabrycznych w Witkowicach, Ostrawie Morawskiej i w całej okolicy. Ogółem zastrajkowało około 40 000 robotników. Na obronę zagrożonego kapitału powołano i tu natychmiast wojsko. W Witkowicach i w Ostrawie Polskiej przyszło kilkakrotnie do ostrych starć miedzy strajkującymi a wojskiem. Polała się obficie krew robotnicza w Witkowicach: dnia 16 kwietnia pokłuto bagnetami dwóch robotników, a dnia 18 kwietnia zastrzelono 3, ciężko zraniono 6, a 13 lekko, dnia zaś 18 kwietnia skłuto kilkunastu górników bagnetami przed kancelarią kopalń hr. Wilczka w Ostrawie Polskiej. W Pietwałdzie na szybie „Eugeniusza” i w Porębie na szybie „Zofii” powtórzyły się podobne zajścia. Bagnetem i kulą chciano rozwiązać kwestię socjalną, chociaż nawet urzędowe sprawozdanie Izby Handlowo-Przemysłowej w Ołomuńcu stwierdza, że „niskie zarobki oraz bieda i nędza były jedynymi agitatorami w tym ruchu”. Ostatecznie dnia 24 kwietnia górnicy powrócili do pracy, otrzymawszy poprzednio zapewnienie, że: czas pracy będzie skrócony do 12 godzin na powierzchni, a do 10 godzin w głębiach kopalń, spoczynek niedzielny ma trwać 24 godziny, płaca będzie podwyższoną o 5 do 8 proc., szykanowanie i bicie robotników przez dozorców ustanie.
Teraz jednak zaczęła się zemsta ze strony kapitalistów i ich drabów: jak wspomniałem, stowarzyszenie ostrawskie zostało przez władzę rozwiązane, setki najdzielniejszych robotników wyrzucono niemiłosiernie z pracy, liczne dziesiątki tak zwanych „przywódców” zaaresztowano i zakutych w kajdany popędzono do więzień w Cieszynie i w Nowym Jiczynie na Morawach, gdzie niejeden z nich, przesiedziawszy w areszcie śledczym 4 do 6 miesięcy, został następnie skazany jeszcze na rok więzienia.
W następnych trzech latach ani mowy być nie mogło o publicznym świętowaniu 1 maja. Wszak wszelkie zgromadzenia, nawet poufne, to znaczy ograniczone do zaproszonych gości, surowo były zakazane. Dopiero we wrześniu 1893 udało się stworzyć nowe zawiązki organizacyjne w Ostrawie i na Śląsku, w zagłębiu węglowym.
Za to rok 1894 znów zapisał się krwawymi zgłoskami w dziejach ruchu robotniczego na Śląsku. Demonstracja majowa wypadła imponująco i miała przebieg spokojny. Górnicy na wielu kopalniach zaświętowali, odbyło się kilka zgromadzeń. Ale zaraz nazajutrz rozpoczął się nowy strajk. I tym razem rozpoczęli górnicy na szybach hr. Wilczka, gdzie wyzysk był zawsze najstraszniejszy. Wkrótce stanęło całe zagłębie. Dnia 9 maja 1894 r. przyszło do starcia miedzy demonstrującymi górnikami a żandarmerią ustawioną przed bramą do wejścia na szyb „Św. Trójcy” hr. Wilczka w Ostrawie Polskiej. Do spokojnie stojących na drodze górników dano z odległości 100 kroków salwę z ośmiu manlicherów. Dwunastu górników i jeden chłopiec ośmioletni padło trupem, 16 osób było ciężko, a 8 lekko rannych. I znów dziesiątki mężów zaufania powędrowały do więzienia, setki wyrzucono na bruk. Po 17 dniach strajku bezowocnego powrócili górnicy 19 maja do pracy. Ale złamać się, ani upokorzyć nie pozwolili. Organizacja rosła, demonstracje się mnożyły, duch oporu mężniał. Ostatecznie zwyciężyli górnicy: przyrzeczona im w roku 1890 dziesięciogodzinna szychta została we wrześniu 1894 r. faktycznie wprowadzona. Ile to jednak mozołu, ile ofiar i drogiej krwi ludzkiej kosztowało!
W roku 1895 świętowanie w zagłębiu węglowym karwińsko-ostrawskim było niemal zupełne. Odbyło się kilka olbrzymich zgromadzeń pod szczerym niebem, na które górnicy, mimo dokuczliwego zimna i deszczu, przyszli w pochodach. Na jednym z takich zgromadzeń, w Lutynii Polskiej w ogrodzie na „Wygodzie”, miałem szczęście po raz pierwszy przemawiać do towarzyszy górników o znaczeniu idei manifestacji majowej. Odtąd, przez lat 25, święcę wielki dzień uroczystości majowej zawsze wspólnie z dzielnymi górnikami śląskimi. Kto nigdy sam takiej demonstracji nie widział, ten nie potrafi sobie tego wyobrazić, jaki nastrój podniosły tam panuje, jaka siła i potęga się tam przejawiają.
Najwspanialsze bywały zawsze demonstracje majowe w Orłowej. Na obszernym placu targowym, wokół wysokiej, pięknie przystrojonej w zieleń świeżą i czerwone sukno trybuny, liczono w latach 1912 do 1914, po 20 do 30 tysięcy demonstrantów. Napływali oni ze wszech stron równocześnie w olbrzymich pochodach, z kapelami na czele, niosąc liczne, piękne, często artystycznie wykonane sztandary. Czoło pochodu stanowiły zwykle dziewczątka w bieli, z wiankami na główkach, przepasane czerwonymi szarfami. Umundurowani członkowie stowarzyszenia gimnastycznego „Siła” oraz „Związku Strzeleckiego” w kolumnach dziarskich i karnych, liczących po 100 do 200 ludzi, wywoływali zawsze powszechny entuzjazm.
Dziś, gdy najeźdźca czeski chce nam wydrzeć zdradą i gwałtem Orłowę i całe nasze polskie zagłębie węglowe, warto przytoczyć wyjątek z rezolucji majowej, którą wśród niesłychanego entuzjazmu uchwalono w roku 1912, a w latach następnych zawsze powtarzano:
W narodzie polskim, ujarzmionym przez obcą przemoc, pozbawionym jedności i niepodległości państwowej, uważa proletariat za swój obowiązek klasowy wywalczenie niezależności Ojczyzny. Socjalizm nie da się pogodzić z niewolą narodu i z pogwałceniem jego samorządu.
Sprawa socjalizmu zyskać tylko może przez wyzwolenie się narodu polskiego z kajdan niewoli.
W rezolucji tej złożone jest całe wyznanie wiary polskiego proletariatu na Śląsku; mówi ono: walczyć chcemy i będziemy za socjalizm i za zjednoczenie i wolność narodu, aż do ostatniego tchu, aż nadejdzie dzień, w którym 1 maja przestanie być demonstracją bojową a stanie się świętem tryumfu i zwycięstwa idei.
Tadeusz Reger
Powyższy tekst Tadeusza Regera pierwotnie ukazał się w „Jednodniówce majowej – 1 maj 1920 r.”, wydanej nakładem Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.