Zygmunt Żuławski
8-godzinny dzień pracy
[1924]
Kiedy w roku 1919 Sejm ustawodawczy uchwalał ustawę o czasie pracy w przemyśle i handlu, ustalając maksymalny czas pracy na 8 godzin dziennie i 46 godzin na tydzień, ogół klasy robotniczej zdawał sobie dokładnie sprawę, że walka o ten podstawowy postulat nie została przez to ukończona. Centralna Komisja Związków Zawodowych przy każdej niemal sposobności wskazywała na grożące zasadzie 8-godzinnego dnia roboczego niebezpieczeństwa, nawołując w szeregu uchwał do czujności i bezwzględnego przestrzegania ustawy. A krótki okres czasu, jaki minął od dnia uchwalenia ustawy, nastręczał tych sposobności niemało. Zaraz z początku – pod naporem przemysłowców lekceważących polskie ustawodawstwo – Ministerstwo Pracy zaczęło robić wyjątki to dla cukrowni, gdzie zezwolono na 12-godzinny czas pracy, to znowu dla drukarni i piekarni, gdzie wbrew ustawie zaprowadzono pracę nocną – a w ślad za tym rozpoczął się już świadomy atak przedsiębiorców w Sejmie w formie wniosków nagłych, mających pokruszyć i połamać samą zasadę 8-godzinnego dnia pracy, a następnie w formie planów ministra skarbu Michalskiego, który przez przedłużenie czasu pracy i zniesienie ustawy o 8-godzinnym dniu roboczym chciał uzdrawiać skarb i walutę polską.
Z prowadzonej przez 5 lat niemal walki o utrzymanie uchwalonej ustawy klasa robotnicza wychodziła dotąd zwycięsko. Rozporządzenia Ministerstwa Pracy musiały zostać cofnięte, atak zaś przedsiębiorców w Sejmie – wobec kategorycznego oporu robotników – zakończył się jedynie przedłużeniem czasu otwarcia sklepów bez naruszania długości dnia roboczego pracowników handlowych. Tak samo zwycięsko odparte zostały projekty p. Michalskiego, który musiał ustąpić przed groźną postawą robotników i ze swoich projektów sanacyjnych wyłączył kwestię czasu pracy.
Mimo to wszystko przedsiębiorcy polscy ani na jedną chwilę nie wyrzekli się myśli obalenia znienawidzonej ustawy. Najlepiej uwydatniło się to przy dwukrotnych obradach, jakie Sejm ustawodawczy i obecny prowadzi nad kwestią ratyfikacji konwencji międzynarodowych. W roku 1922 rząd ówczesny przedłożył wniosek o ratyfikację konwencji waszyngtońskiej o 8-godzinnym dniu pracy. Mimo jednak, że ratyfikowanie konwencji wobec istnienia w Polsce ustawy z dnia 18 grudnia 1919 r. o 46-godzinnym czasie pracy w tygodniu – nie natrafiało na żadne przeszkody, przedstawiciele przedsiębiorców oparli się ratyfikacji bezwzględnie, rozumiejąc, że ratyfikowanie konwencji o 8-godzinnym dniu pracy, jakkolwiek obecnie niczego by nie zmieniło, to jednak utrwaliłoby ten stan rzeczy na przeciąg 10 lat i w ten sposób stworzyłoby przeszkodę do zmiany ustawy przy pierwszej lepszej dogodnej sytuacji. Toteż rząd poprzedni, przedkładając Sejmowi w ubiegłym roku wniosek o ratyfikację wszystkich niemal międzynarodowych konwencji, nawet takich, które wymagały zmiany odpowiednich ustaw obecnie obowiązujących – wyłączył konwencję o 8-godzinnym dniu pracy, z tego jedynie powodu, by sprawy w tej mierze nie przesądzać i pozostawić Sejmowi możność zmiany tej ustawy, „gdy zajdzie potrzeba i nadarzy się odpowiednia sposobność”.
Podobnie jak przedsiębiorcy polscy, odnosili się do 8-godzinnego dnia roboczego przedsiębiorcy wszystkich prawie krajów Europy. Wszyscy zgodnie, powołując się na to, że oni tylko jedni są w tym przymusowym położeniu przerwania 8 godzin, podczas gdy „gdzie indziej” pracuje się dłużej, domagali się w imię obrony interesów przemysłu i życia gospodarczego państwa, zniesienia zakazu pracy ponad 8 godzin. Toteż z państw o silnie rozwiniętym przemyśle jedna tylko Czechosłowacja ratyfikowała dotąd konwencję o 8-godzinnym dniu pracy, podczas gdy wszystkie inne starały się pozostawić sobie w tej sprawie zupełną swobodę postępowania. Mimo to jednak i wbrew twierdzeniom przemysłowców, że tylko w ich kraju praca trwa 8 godzin – ośmiogodzinny czas pracy stał się faktem dzięki walce prowadzonej przez robotników całej Europy. Na niczym spełzły próby przedłużenia czasu pracy w Danii, zwycięstwem robotników zakończyło się w tej mierze referendum ludowe w Szwajcarii, mimo faszyzmu utrzymali tę zasadę robotnicy włoscy, a obecnie rządy austriacki i angielski zapowiedziały ratyfikację konwencji waszyngtońskiej o 8-godzinnym dniu pracy.
W jednych tylko Niemczech, gdzie siła klasy robotniczej i jej organizacji zawodowej została bardzo silnie nadwerężona zupełną ruiną życia ekonomicznego w czasie katastrofalnego spadku marki niemieckiej – wprowadzono dłuższy czas pracy naprzód na terenach okupowanych, a następnie, po wygaśnięciu obowiązującego rozporządzenia o 8-godzinnym dniu pracy, w całym prawie państwie. przedsiębiorcy niemieccy i rząd tłumaczą to, podobnie jak wszędzie, „potrzebami narodowymi”, koniecznością dłuższej pracy celem zapłacenia kosztów reparacji. Mimo to cała niemiecka klasa robotnicza wystąpiła do jak najbardziej energicznej walki przeciw temu zamachowi – w całych Niemczech, o których dziś mówi się powszechnie, że przedłużyły czas pracy, wre walka o nową ustawę o 8-godzinnym dniu pracy.
Chwilę tę przemysłowcy wszystkich krajów, w tym przemysłowcy polscy, wykorzystać chcą do zadania zabójczego ciosu zasadzie ośmiogodzinnego dnia roboczego. Rozumieją oni, że wprowadzenie dłuższego czasu pracy w Polsce pod płaszczykiem rzekomej obrony przed konkurencją niemieckiego przemysłu przesądzi walkę prowadzoną przez robotników niemieckich na ich niekorzyść, a przez to naruszy zasadę 8-godzinnego dnia roboczego w całej Europie. Toteż stanowisko robotników w Polsce musi być w tej mierze jaśniejsze i bardziej zdecydowane, aniżeli w którymkolwiek innym kraju. Centralna Komisja Związków Zawodowych powzięła co do tego uchwałę, którą podała do wiadomości robotnicza prasa codzienna, wzywając całą klasę robotniczą do walki o ustawowy czas pracy.
Stojąc na jednej z najbardziej zagrożonych pozycji, klasa robotnicza w Polsce nie może za żadną cenę dopuścić do złamania ustawy o 8-godzinnym dniu pracy. Żaden argument o konieczności wzmożenia pracy i ratowania przemysłu polskiego przed zalewem obcych nie może być dość silny, byśmy co do czasu pracy wchodzili w jakikolwiek kompromis i godzili się na najmniejsze choćby ustępstwa. Konkurencja pomiędzy przemysłowcami poszczególnych krajów nie może się odbywać kosztem warunków pracy klasy robotniczej. Gdybyśmy weszli na tę śliską drogę, rozpoczęłaby się w poszczególnych krajach odwrotna, jak dotąd, akcja pogarszania stosunków pracy, która doprowadzić by musiała do zupełnego zniszczenia klasy robotniczej, a z nią całego życia gospodarczego narodów. Zresztą naiwni tylko sądzić mogą, że długi dzień roboczy jest dziś podstawą siły i zdolności konkurencyjnej przemysłu. Powołam się w tej mierze na oświadczenie znanego przemysłowca i ekonomisty niemieckiego Boscha, który powiedział:
„Nieszczęściem jest, że jeszcze dziś mamy masę przedsiębiorców, którzy myślą, iż przedłużeniem dnia roboczego uratujemy życie gospodarcze Niemiec z obecnego upadku. Są to ci kapitaliści, którzy nie chcą myśleć o technicznym doskonaleniu swoich przedsiębiorstw i racjonalnym zorganizowaniu metod pracy z lenistwa do myślenia i niechęci do chwilowego wydatku pieniężnego, który by się wkrótce stokrotnie opłacił, idą po starej, a tak do celu nie prowadzącej drodze przedłużania dnia pracy. 8-godzinny dzień pracy – kończy dr Bosch swoje wywody – jest dla naszego przemysłu nie tylko koniecznością, ale i błogosławieństwem dla naszego ludu”.
Dowodem słuszności tego twierdzenia jest fakt, że węgiel angielski i amerykański, przy wydobyciu którego górnik pracuje tylko 6, względnie 7 godzin, konkuruje dziś bardzo skutecznie z węglem niemieckim, gdzie pracę przedłużono do 9 godzin.
W walce prowadzonej w obronie 8-godzinnego dnia pracy nie wolno nam zapominać, że w całej Polsce łącznie z Górnym Śląskiem sprawa ta została już ustawowo załatwiona i bez zmiany ustawy dłuższy czas pracy wprowadzony być nie może. Powoływanie się przy rozpatrywaniu możliwości przedłużenia dnia pracy na przepis art. 6 lit. d ustawy z dnia 18 grudnia 1919 r., który Radzie Ministrów zezwala w „wypadkach spowodowanych koniecznościami narodowymi” na przedłużenie czasu pracy – jest świadomym dążeniem do nadużycia i gwałtu. Wzgląd na prowadzenie konkurencji ze zniszczonymi i obarczonymi ogromnymi płatnościami Niemcami nie jest bowiem żadną „koniecznością narodową”. Panowie przedsiębiorcy powinni zrozumieć, że ta droga jest dla nich zamknięta. Podobnież nie może być przedłużony czas pracy na Górnym Śląsku, gdzie przecież, mimo wygaśnięcia w Niemczech rozporządzenia o czasie pracy, obowiązuje ono w całej pełni nadal i zmienione może być tylko w drodze ustawodawczej przez Sejm śląski. Przeciwnie, należy wyzyskać przepis konwencji genewskiej, nie zezwalającej Polsce przez 15 lat na pogorszenie socjalnych urządzeń na polskiej części Górnego Śląska, interpretując go w ten sposób, że chodziło w nim – mimo jego jednostronności – o utrzymanie jednakowych, nie pogorszonych stosunków na obu częściach Śląska. Przepis był jednostronny dla Polski dlatego jedynie, że nie podejrzewano wówczas, iż stroną, która pogorszy warunki pracy będą mogły być Niemcy. Zamiast więc mówić o przedłużeniu czasu pracy w Polsce, przedsiębiorcy i rząd winni bezzwłocznie poczynić odpowiednie kroki u Ligi Narodów w kierunku utrzymania na niemieckim Górnym Śląsku dotychczasowego 8-godzinnego dnia pracy.
Klasa robotnicza Polski, świadoma znaczenia krótkiego czasu pracy i odpowiedzialności, jaką nakłada na nią chwila obecna w walce proletariatu wszystkich krajów – spełni swój obowiązek i nie dopuści w żadnej formie do odebrania sobie jedynej powojennej zdobyczy – ośmiogodzinnego dnia pracy.
Zygmunt Żuławski
Powyższy tekst ukazał się w piśmie „Robotniczy Przegląd Gospodarczy” (wydawanym przez Związek Robotniczych Spółdzielni Spożywców i Komisję Centralną Związków Zawodowych) nr 3/1924 r., od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski.
Zygmunt Żuławski (1880-1949) – działacz socjalistyczny i związkowy. Członek Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej Galicji i Śląska Cieszyńskiego, po odzyskaniu niepodległości wstąpił do Polskiej Partii Socjalistycznej, był członkiem jej władz. Przez prawie cały okres trwania II RP był przewodniczącym lub sekretarzem Komisji Centralnej Związków Zawodowych (tzw. klasowych związków zawodowych), a także posłem. Podczas II wojny światowej aktywnie działał w konspiracyjnej PPS. Po wojnie próbował tworzyć niezależną od prokomunistycznej PPS – Polską Partię Socjalno-Demokratyczną, a po zablokowaniu tej inicjatywy przez komunistów, został posłem z listy opozycyjnego PSL.