Kazimierz Pużak
Z pobytu II Brygady w Rosji
[1938]
Spośród wydarzeń, które przed dwudziestu laty poprzedziły powstanie Niepodległego Państwa polskiego, przejście II Brygady Legionów Józefa Hallera pod Rarańczą i jej marsz w kierunku Ukrainy, należą niewątpliwie do najważniejszych i poniekąd przełomowych.
Albowiem należy pamiętać, że decyzja II Brygady przerwania się z bronią w ręku przez pierścień otaczających ją wojsk austriackich wypadła w chwili, gdy Niemcy stanęły u szczytu swej potęgi i powodzenia militarnego, a wyrazem tego pochodzenia był traktat brzeski. Gdybyśmy szukali dla tego okresu dziejowego porównania, to wytrzymuje jedynie nasz rok 1938, w którym III Rzesza ponownie dyktuje Europie swą wolę.
Traktat brzeski był właściwie kapitulacją Rosji Sowieckiej, która oddawała państwom centralnym Ukrainę aż po Kaukaz, na północy zaś i na wschodzie Łotwę, Estonię, Finlandię i Białoruś. Niemcy rozporządzając także i wówczas modną „Europą Środkową”, łącznie z Litwą, Polską, Rumunią, Bałkanami i wasalską Turcją, otrzymywały nowe przestrzenie rolnicze, tak potrzebne w ich walce na śmierć i życie z państwami koalicji. Ale najważniejszym sukcesem zdobytym w Brześciu była zupełna likwidacja frontu rosyjskiego, a to pozwalało Niemcom przerzucić całe korpusy na tak zwany front zachodni. Był to więc bardzo ciężki cios, zadany polityce wojennej koalicji. Nie dziwimy się, że i wtedy, podobnie jak i dzisiaj, poddawano się tej „dynamice” prusactwa, trzymającego w ryzach posłuchu naród niemiecki, i jej przypisywano sekret zwycięstw niemieckich. Nie dziwimy się, że i wówczas wyszydzano demokrację i liberalizm państw koalicji i na nich składano winy za wszelkie niepowodzenia, a także za skutki traktatu brzeskiego dla Polski. Postanowienia traktatowe, odbierające Polsce Chełmszczyznę, wstrząsnęły do głębi całym społeczeństwem, które zaprotestowało strajkiem generalnym. Pod wpływem tego potężnego odruchu dojrzała decyzja dowództwa II Brygady. Dnia 15 lutego II Brygada przerywa się przez front austriacki.
Odtąd z jej zjawieniem się na Ukrainie wiążą się nadzieje polityczne obozu niepodległościowego, a w pierwszym rzędzie rachuby na możliwość szerokiej organizacji przyszłego wojska polskiego na terenie Rosji. Rachuby te opierały się na wyolbrzymionych wiadomościach o istniejących korpusach polskich, wydzielonych z wojska rosyjskiego, oraz na pewności, że Rosja Sowiecka, wierna zasadom samostanowienia narodów, głoszonym podczas pertraktacji w Brześciu – będzie przychylną dla wszelkich prób zmierzających do tworzenia armii polskiej wrogiej Niemcom. Sądzono, że Rosja we własnym interesie obrony przed zalewem niemieckim nie będzie przeciwdziałać organizacji wojska polskiego.
Nie zdawano sobie sprawy z tego, że rosyjskie władze wojskowe nie tylko nie zamierzały tych wysiłków popierać, ale co gorsza przystąpiły do stopniowej likwidacji, często gwałtownej, istniejących formacji wojska polskiego. I tak w tym okresie rozbrojono tzw. pułk Biełgorodzki, stacjonujący w okolicach Charkowa, a następnie wszczęto walkę z I korpusem, zajmującym linię Rahaczów – Złobin. Wprawdzie pod wpływem wiadomości o przejściu II Brygady na Ukrainę dyplomacja sowiecka postanowiła ten atut w propagandzie wygrać, ale władze wojskowe były nieprzejednane. Nawet stanowcze i natarczywe depesze Radka, ówczesnej „szarej eminencji” komisariatu spraw zagranicznych, do Krylenki w Mohylewie nad Dnieprem niewiele zdziałały. Zresztą I korpus już i tak likwidował swą kampanię, a marsz Niemców na Mińsk przyśpieszył jego poddanie się Radzie Regencyjnej w Warszawie. W ten sposób pozostały jeszcze dwa korpusy, organizujące się na obszarach ukraińskich graniczących z Rumunią. Połączenie się tych korpusów z II Brygadą mogło wytworzyć poważną siłę militarną. Ale korpusy te były rozprzężone, a ich dowódcy nie byli skorzy do zlania się z II Brygadą. Nie pomogły interwencje Hallera ani też namowy delegatów obozu niepodległościowego z kraju.
A tymczasem armie niemiecko-austriackie poczęły nacierać, zajmując krok za krokiem Ukrainę. W tym stanie rzeczy II Brygada była zmuszona posuwać się w głąb Ukrainy w kierunku na Kaniów. Przewidując nieuchronne zetknięcie się II Brygady z przewagą niemiecką, delegaci z kraju, wśród których decydującą rolę odgrywał Tadeusz Hołówko jako przedstawiciel POW i PPS, postanowili poruszyć wszystkie możliwe stosunki polityczne, żeby dopomóc II Brygadzie. Rzecz oczywista, że jak to już zaznaczyłem, liczono również na Rosję Sowiecką.
W tym celu T. Hołówko, jako najlepiej znający Rosję (urodził się w Groznym w Turkiestanie) udał się do Moskwy z poleceniem od CKR PPS do mnie. Zetknęliśmy się w kwietniu 1918 r. podczas świąt wielkanocnych w mieszkaniu Jerzego Iwanowskiego. Moje informacje o stosunku władz bolszewickich do próby tworzenia armii polskiej w Rosji rozwiały bardzo dużo złudzeń, którym Hołówko uległ. Ale mimo to nie podzielił w całości mojego krytycyzmu i liczył, że jego zabiegi u władz dadzą spodziewane wyniki. Zanim to nastąpiło, postanowiliśmy poinformować ogół polski, na który składały się masy wygnańców, o sytuacji w kraju. W tym celu sekcja PPS w Moskwie zwołała do Domu Polskiego wielkie zgromadzenie, na którym Hołówko pod pseudonimem Horodyskiego wygłosił referat o położeniu Polski. Przemówienie poruszyło oczywiście sprawę Legionów, uwięzienie Piłsudskiego, potrzebę walki z Niemcami i tworzenia wojska polskiego. Pamiętam, że jako przewodniczący zgromadzenia, miałem bardzo trudne zadanie doprowadzenia go do pomyślnego końca. Jak można było się spodziewać, na Hołówkę uderzyli z pasją i solidarnie ks. Lutosławski w imieniu Narodowej Demokracji i Bobiński w imieniu Socjalnej Demokracji, późniejszych komunistów. Jednak bezwzględna większość była za wywodami Hołówki. Zgromadzenie się udało. Było to jedyne powodzenie akcji Hołówki. Wszystkie inne zachody nie dały żadnych rezultatów. Szczególnie do żywego dotknął Hołówkę przebieg audiencji u Trockiego, komisarza spraw wojskowych. O tym kiedyś pisałem szczegółowo w „Robotniku”, jeszcze za życia Hołówki. Nie zaprzeczył ani jednemu słowu w związku z tą audiencją napisanemu. Sens jej sprowadzał się do jednego: Trocki nie zgadza się na tworzenie odrębnych wojskowych jednostek narodowościowych. Na zapytanie, dlaczego istnieją łotewskie oddziały wojskowe – odpowiedział, że wynika to z zaufania, jakie ma do Łotyszów; do Polaków tego zaufania nie ma. Na tym audiencja się skończyła.
Byliśmy też u Lenina. Trafiliśmy na dość ucieszny moment bytności delegacji z fabryki Sormowskiej pod Niżnym Nowogrodem. Delegacja przyjechała z tzw. pokłonem. Lenin pytał ich, jak idzie produkcja armat małokalibrowych – odpowiedzieli, że miesięcznie fabryka wypuszcza dwie armaty. Na to Lenin: a ile produkowano za caratu; odpowiedź – 60; a przy Kiereńskim – odpowiedź – 12; Lenin: – ja was sukinsyny zmuszę, że będziecie produkować co najmniej 10 armat miesięcznie. A teraz – won! Właśnie na tę scenę wyrzucania patrzyliśmy.
W rozmowie z Leninem Hołówko przedstawił położenie Polski i sprawę tworzenia wojska. Lenin z wielkim zainteresowaniem słuchał wywodów Hołówki i specjalnie wypytywał się o zachowanie Niemców na terenach okupowanych. Co do wojska, to radził udać się do Trockiego (u którego już byliśmy), a także do Murałowa, dowódcy okręgu moskiewskiego, teraz niedawno straconego. U Murałowa byliśmy z J. Radomskim i J. Grzecznarowskim już po wyjeździe Hołówki. Przyrzekł wszelką pomoc, a nawet udzielił piśmiennego zapotrzebowania na karabiny, nawet na karabiny maszynowe dla oddziałów organizowanych przez PPS. Ale biurokracja sowiecka, inspirowana przez naszych esdeków, każdy wysiłek paraliżowała.
Hołówko wyjeżdżając do kraju, uprzedził mnie, że mój adres zakomunikował Hallerowi i że mam oczekiwać jego emisariuszy. Nadto na mój adres będą się zgłaszać za pośrednictwem K. Domosławskiego z Kijowa emisariusze z kraju, przede wszystkim z ramienia POW.
I rzeczywiście wkrótce zaczęli się zjawiać pierwsi delegaci II Brygady – wśród nich z nazwisk przypominam sobie Nakoniecznikowa, obecnego wiceministra spraw wewnętrznych, Michała Żymierskiego, późniejszego generała, Birnbauma i wielu innych. Z ich polecenia zaczęli przyjeżdżać oficerowie, zwłaszcza po bitwie i rozbiciu II Brygady pod Kaniowem w dniu 11 maja 1918 r. Wyłoniła się paląca potrzeba lokowania ich, no i obdzielenia odpowiednimi dokumentami. Tę sprawę załatwiało się prosto aż do śmieszności. Mandat delegacyjny opiewał, że okaziciel z ramienia PPS jedzie tam i tam – po czym figurowała ogromna pieczęć Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS w Rosji po polsku i po rosyjsku w otoku. Ten prawdziwy hieroglif otwierał wszędzie drogę i dostęp do wszelkich instytucji sowieckich. Wielu nie rozumiało napisu, ale będąc władzą, nie przyznawało się do tego. A wielu po prostu nie fatygowało się czytać, gdyż sama wielkość „pieczati” – budziła respekt.
Obok delegatów II Brygady przybywali, zgodnie z zapowiedzią Hołówki, także przedstawiciele POW. Przyjeżdżali więc śp. Strug, Sokolnicki, Tokarzewski – dzisiejszy generał, Wieniawa-Długoszewski – obecny ambasador. Ten ostatni dzięki nieoględności dostał się w ręce Czeki. Dzięki staraniom jego wsypa skończyła się szczęśliwie.
Gdzieś w połowie czerwca dowiedziałem się, że w Moskwie przebywa Haller i że ma zamiar spotkać się ze mną, ale temu przeciwstawiają się endecy. Muszę nadmienić, że był to już okres bardzo gorący. Tak zwany „czerwony terror” szalał w stolicy i na całej prowincji. Obok tego przedstawicielstwa dyplomatyczne państw koalicji zaczęły usuwać się z Moskwy. Te wyjazdy dyplomatów pozostawały w związku z zajęciem Murmańska i Archangielska przez wojska koalicji. Propaganda sowiecka robiła także swoje. W tym to momencie otrzymałem wiadomość, że Haller wyjeżdża z Moskwy z misją francuską, zdążając do Wołogdy, gdzie chwilowo zatrzymywały się wszystkie przedstawicielstwa koalicji i że chce się ze mną widzieć. Spotkaliśmy się na dworcu Jarosławskim przy pociągu francuskim. Te okoliczności nie sprzyjały dłuższej rozmowie. I dlatego nasze spotkanie było bardzo krótkie. Haller oświadczył, że mimo trudności przystępuje do tworzenia armii w Rosji, że w tym względzie liczy na neutralność, a nawet przychylność Rosji, która nie ma żadnego interesu przeciwstawiać się tworzeniu armii wymierzonej wyłącznie przeciwko Niemcom. W tym celu pozostawia w Moskwie swój sztab z Żymierskim na czele, który się do mnie zgłosi o pomoc. Zdaje sobie sprawę z obłudy endeków, którzy dali mu się we znaki w Moskwie – otaczając opieką równoznaczną z aresztem domowym. I dlatego między innymi wcześniej nie mogło dość do skutku nasze spotkanie. „Z samymi endekami nie pójdę – proszę o pomoc wszystkie inne stronnictwa i PPS” – zakończył Haller. Zresztą „otoczenie” na dworcu zmuszało do zakończenia rozmowy.
O planach przedzierania się na Murmań ani też o wyjeździe żołnierzy z Rosji do Francji Haller nic nie wspominał.
Mimo to nasze ośrodki organizacyjne PPS z polecenia CKW PPS w Rosji przychodziły z pomocą żołnierzom II Brygady, przekradającym się z Ukrainy. Wielu z nich wolało zostać na miejscu w tej nadziei, że szybciej dostaną się do kraju. Sposobność wkrótce się nadarzyła, a to w związku z działalnością komitetów do spraw jeńców i bieżeńców, utworzonych w wyniku traktatu brzeskiego. Komitety te były mieszane i składały się z przedstawicieli urzędowych Rosji, Niemiec i Austrii. Oczywista, że rozstrzygający głos przy załatwianiu sprawy powrotu do kraju miały biura tych komitetów, a tam już sięgały nasze wpływy. Dzięki temu wielu żołnierzy II Brygady przy pomocy PPS dostało się do kraju wcześniej. Kto wyjechał na Murmań, a potem do Francji, ten wrócił do Polski dopiero w kwietniu 1919 r.
Kazimierz Pużak
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Kronika ruchu rewolucyjnego w Polsce – kwartalnik poświęcony dziejom walk o niepodległość i socjalizm” tom IV nr 4 (16), październik – grudzień 1938 r. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.