Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Wspomnienia kamasznika

[1899]

Wśród kamaszników i szewców pracowałem lat 7, od samego początku mej działalności. Tu była trudna praca. Skarżono się powszechnie na straszny wyzysk. W czasie sezonu pracowało się nad siły – po 16 i 18 godzin. Po sezonie pryncypałowie obrywali ceny o jakie 10%, tłumacząc się tym, że robota idzie na skład. Pierwszy strajk szewski, o którym wiem, był u J. Banasikowskiego na Mokotowie w r. 1899 we wrześniu. Wówczas była to pierwszorzędna firma, pracowało tu 40 szewców, na którą były zwrócone oczy szewców całej Warszawy. Miał on magazyn dla sprzedaży na miejscu, wysyłał też do Rosji. Wygrana tu miałaby duży wpływ i na inne firmy. Strajk był przygotowany i zorganizowany dobrze. Kierowniczą rolę odgrywał „proletariatczyk”, szewc Stanisław Czarnecki (pseudonim Biały), pracował wówczas w jakiejś innej firmie. Był to dobry mówca. (Czarnecki, jako posądzony o zabójstwo Iwanowa, naczelnika kolei Nadwiślańskiej, i o udział w rzuceniu bomby na łamistrajków na kolei Nadwiślańskiej, był wykradziony przez PPS z Pawiaka, w liczbie dziesięciu). Strajk trwał 2 dni. Banasikowski zgodził się na wszystkie żądania, (podwyższenia płacy), z tym jednak warunkiem, aby pracownicy jego wpłynęli na szewców z innych firm, aby i tam płace podwyższano; ważne to było dla niego ze względów wyrównania warunków konkurencji.

Wkrótce po tym strajku zwrócił się do mnie Biały, proponując urządzenie strajku w tej firmie, w której pracował, tj. u Palcewa. Palcew nie miał wcale magazynu, ani warsztatów, miał tylko kantor i skład materiałów (skór twardych i miękkich), które rozdawał kamasznikom i szewcom. Ci wykonywali roboty w domu. Nie ponosił więc on kosztów na mieszkanie, opał, światło, narzędzia, dodatki (przędzę, szpilki, atrament, świece i sztyfty – wszystko to szewcy dodawali swoje). Towar szedł wyłącznie do Rosji. Była to firma bogata. Wówczas samych szewców pracowało u niego 56. W tym rodzaju były firmy Eisenhorna (pracowało 60 szewców), Schlosberga (szewców 53 wedle jego ksiąg). Postanowiliśmy zebrać adresy szewców. Była to czynność trudna – chodziły już pogłoski o strajku. Niektórzy przeciwnicy strajku ukrywali swoje adresy. Trzeba było okolicznościowo wypytywać, a niektóre adresy zdobywać przez śledzenie szewców, gdy wracali do domów z robotą. Tą czynnością zajmowało się nas trzech (ja i dwóch z fabryki Eisenhorna). Po niejakim czasie byliśmy w posiadaniu adresów z fabryk Palcewa i Eisenhorna. (Jednocześnie tą czynnością w innych firmach nikt się nie zajmował, przypuszczam, że w ogóle w Warszawie zajmowało się szewcami podówczas z 10 tylko ludzi). Radziłem również, aby zaoszczędzano pieniądze na wypadek nieuwzględnienia naszych żądań, a zatem i możliwego strajku. O zbieraniu przeze mnie adresów dowiedział się Palcew i wydalił mnie. Przeniosłem się zaraz do fabryki Eisenhorna. Drugą naszą przygotowawczą czynnością były zebrania. Z wyżej wymienionych firm zebrania organizowałem ja, przemawiał zaś na nich głównie Biały. Na pierwszych zebraniach agitowaliśmy za strajkiem w ogóle, następnie przedstawialiśmy zebrany przez nas materiał co do cen istniejących. Zebranie takiego materiału było też niełatwe, albowiem niektórzy, chcąc się pochwalić, podawali ceny wyższe, lub też odwrotnie, ukrywali, że biorą wyższe ceny. Na ostatnim zebraniu przed strajkiem, składającym się z 25 ludzi (byli to ludzie najlepsi, godni zaufania, wybrani z trzech firm – Palcew, Eisenhorn i Schlosberg) przedstawiliśmy opracowane przez Białego żądania. Zrobiono tu poprawki i wyznaczono dzień, w którym miały być podane żądania jednocześnie we wszystkich trzech firmach. Ponadto postanowiono, aby wszyscy, w razie nieuwzględnienia naszych żądań, na drugi dzień odnieśli robotę do kantoru w takim stanie, w jakim będzie.

U Eisenhorna. Oznaczonego dnia prawie wszyscy pracujący u Eisenhorna, zebraliśmy się w jego kantorze. Pryncypał do nas nie wyszedł – ukazała się tylko jego żona i starszy buchalter. Podaliśmy nasze żądania na piśmie. Główne punkty tych żądań były następujące: zwyczajna męska robota o 10% wyżej, pasowa zwyczajna o 20% wyżej, galanteria pasowa o 30%, buty o 50%, była żądana podwyżka i na galanterię damską, lecz wysokości podwyżki nie pamiętam, bo o tym decydowało kółko galanterii damskiej, do którego nie należałem. Na te żądania otrzymaliśmy odpowiedź odmowną, choć nasze wystąpienie zrobiło wrażenie, gdyż oboje pobledli. Oświadczyliśmy, że przyjdziemy po ostateczną odpowiedź nazajutrz. Natychmiast ogłosiliśmy zebranym, aby stawili się o g. 6 na zgromadzenie, nieobecnych zaś kilku zawiadomiliśmy zaraz w ich mieszkaniach o zgromadzeniu. O naznaczonej godzinie istotnie wszyscy co do jednego zebrali się w mieszkaniu z trzech pokoi. Było nas 61. Przemawiał Biały. Kładł on nacisk głównie na to, że od zdradzających będziemy robotę odbierać siłą i przy dalszym łamaniu solidarności będzie stosowana kara cielesna. Tu również podzieliliśmy się na 10-tki. Na każdy dziesiątek został wyznaczony dziesiętnik. Następnie postanowiono postawić przed bramą kantoru firmy stójki z ludzi, którzy mieli dawać baczenie, aby nikt z dawnych, ani innych szewców nie wchodził do kantoru, aby ustał w taki sposób wszelki ruch. Stójki miały stać od 5 rano do 11 wieczór. Miały się zmieniać co dwie godziny. Dziesiętnik miał nadzór nad stójkami, ustanawiał kolej itd., a po ukończeniu tych czynności miał sprawdzać, czy jest u kogo robota. Powziąwszy powyższe postanowienie, rozeszliśmy się.

Na drugi dzień przyszliśmy wszyscy 60 o 8 g. do kantoru po odpowiedź. Kantor był jeszcze zamknięty, czekaliśmy w bramie i na podwórzu całą godzinę. O 9 godzinie otworzono kantor, weszliśmy. Buchalter oświadczył, aby zaczekać na pryncypała. Zjawił się nareszcie i pryncypał, przejrzał żądania i oświadczył, że się nie zgadza. Oświadczyliśmy, że robotę odniesiemy. Po dwóch godzinach w kantorze już były całe stosy pokrajanego materiału. Właściciel biadał nad materiałem, ubolewał nad stratami, żona nawet płakała. Jednak nie ustępował, ale robotę przyjął w porządku i numerował, widocznie w celu oddania jej tym samym szewcom po strajku. Myśmy zwracali uwagę, że też jesteśmy stratni, bo napracowaliśmy się przy krajaniu i szyciu. Opuściliśmy kantor, a stójka zaraz zajęła swe miejsca. Na piąty dzień stania stójek, zajmowałem ja posterunki ze swoją dziesiątką. O godz. 8 zauważyłem wyjeżdżający z bramy wóz z towarem. Zacząłem gonić, lecz widząc bezskuteczność tego, wskoczyłem do dorożki i kazałem jechać za wozem. Furgon dojechał do dworca Nadwiślańskiego. Tam trzech ludzi przełożyło towar na jeden ręczny wózek, potem udano się przez most Nadwiślańskiej kolei aż na Piaski. Widocznie było to zrobione w celu zmylenia i zatarcia śladów. Wciąż niespostrzeżony śledziłem. Zauważyłem, że towar został złożony w jednym domu. Zanotowałem to sobie, po czym wróciłem do miasta o 12 w nocy. Widoczna była zdrada. Na drugi dzień z rana, jak zwykle codziennie, było zebranie dziesiętników, na którym dawaliśmy sprawozdanie. Tu bywał i Biały. Otóż zakomunikowałem o swym odkryciu. Wydelegowano 5 ludzi. Poszliśmy wieczorem o godzinie 9, bo zdradzający dla niepoznaki w dzień kręcili się po mieście, albo nawet zajmowali stójki, a w nocy pracowali. Na Piaskach latarń nie było, ciemność panowała zupełna. Nie mogłem od razu wynaleźć domu. Błąkaliśmy się. Wreszcie wykryliśmy mieszkanie po stuku młotków.

Zapukaliśmy. Otworzono. Dwóch z nas zostało zewnątrz, trzech zaś weszło. Szewcem pracującym okazał się majsterek, który bywał na zebraniach i na wszystko się zgadzał. „Czy tak było postanowione?!” – brzmiało nasze zapytanie. „Pan wie jakiej karze podlegasz – niech pan w tej chwili pakuje robotę do worka i z nami!”. – „Co, po nocy?” – „Proszę pakować, bo może pan być uszkodzony!”. – „Idź, idź!” – odzywa się żona. Dłużej się nie opierał, zapakował towar, włożył na ten wózek i pod eskortą jednego z nas powiózł do pryncypała. Przed odjazdem jednak otrzymaliśmy od niego adresy dwóch innych łamistrajków. Udaliśmy się i tam i postąpili podobnie. Wszyscy trzej majsterkowie, eskortowani przez nas, spotkali się przed bramą domu pryncypała. Złożyliśmy robotę u stróża, gdyż już była godzina późna. Następnego dnia udaliśmy się do Eisenhorna z zapytaniem, czy dostał robotę z Piasków. „Jaką robotę?” – brzmiała odpowiedź.

Wtedy udaliśmy się do stróża i przynieśli worki z robotą. Na ten widok pryncypał zdębiał. Zaczął wykrzykiwać, kto mu zapłaci za popsutą robotę. Myśmy odrzekli, że zapłacimy, skoro i on nam zapłaci za czas stracony. Wówczas Eisenhorn oświadczył, że nie chce z nami gadać, i oświadczył, że jeszcze inni robią i będą robili, a nas odesłał na ulicę do bezskutecznego pilnowania, w najbliższych dniach wykryliśmy jeszcze potajemną robotę na Ochocie i na Mylnej pod nr 10. Na Mylną wybraliśmy się w piętnastu. Pięciu zostało na ulicy a 10 poszło do mieszkania majstra. Drzwi były zamknięte. Zagroziliśmy, że w tej chwili zostaną wysadzone, jeśli nam nie otworzą. Po chwili drzwi się otwarły i ujrzeliśmy pięciu czeladników, a szóstego majstra uzbrojonych w młotki i pilniki. Chciano się na nas rzucić. W odpowiedzi dwóch z nas wydobyło marne rewolwerki, a czterech sztylety i zapowiedzieliśmy, że temu, który nas uderzy, w łeb strzelimy. Czeladzie uciekli, majster zaś wciąż się rzucał, a pani majstrowa chciała nas wrzątkiem oblewać. Nie było innej rady –musieliśmy związać parę majstrowską. Czeladnicy (oni nie byli na zebraniach), gdy wytłumaczyliśmy, o co chodzi, poczęli się uniewinniać, że o niczym nie wiedzieli. Pomogli oni wynaleźć towar, zapakowali w trzy paki (było 80 par) i pod naszą eskortą odnieśli do pryncypała (do stróża o 10 godz. wieczór). Na drugi dzień udaliśmy się znowu z zapytaniem, czy otrzymał robotę z Mylnej. Znowu udał, że o niczym nie wie, ale gdy przynieśliśmy mu paki, zerwał się i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Po chwili zjawił się buchalter i przyjął od nas robotę. W ciągu 3 tygodni wykryliśmy w trzech miejscach tajną robotę: na Piaskach, Ochocie i na Mylnej. Strajk trwał ogółem 5 tygodni. W ostatnich dwóch tygodniach już nie wykrywaliśmy roboty.

Policja do nas się nie wtrącała, tylko po czterech tygodniach, gdy poszedłem do stójki, policja mnie aresztowała. Stójka uciekł i dał znać. Udano się do Eisenhorna, twierdząc, że zostałem aresztowany z jego wsypy, i grożąc mu, jeśli nie postara się o zwolnienie mnie. Eisenhorn poszedł zaraz do cyrkułu, oświadczył, że nic przeciwko mnie nie ma, że zresztą strajk skończy się już za parę dni i chciał nawet złożyć za mnie 100 rubli jako kaucję. Jednak ostatni tydzień strajku przesiedziałem w cyrkule. W piątym tygodniu Eisenhorn zawiadomił swych szewców, aby się u niego zebrali. Zrobiliśmy zaraz zebranie wszystkich strajkujących. Postanowiono wydelegować dziesięciu i poruczono im, aby żądali nowych cen również na robotę już rozdaną (przedtem tego nie żądaliśmy). Pryncypał oświadczył delegatom, że zgadza się na nasze ceny, oprócz galanterii, na której postępuje tylko 40% i nie może zapłacić nowych cen za robotę już rozdaną. Odwołaliśmy się do ogółu, jak on postanowi. Faktycznie jednak tego odwołania nie robiliśmy, a o 8 godzinie dwóch delegatów udało się do Eisenhorna i zakomunikowało mu: „Ogół podtrzymuje swoje żądania i zdecydowany jest strajkować jeszcze 5 tygodni w razie potrzeby”. Ponieważ był sezon i pryncypał stracił już podobno 600 rb., zgodził się wreszcie na wszystko, ale zastrzegł sobie prawo wydalenia po trzech miesiącach. Przyjęliśmy ten warunek, ale z ograniczeniem, że wydalać może za złą robotę tylko. Po trzech miesiącach skorzystał z tego prawa i nadużywał go. Mianowicie wydalił 4-5, których podejrzewał o czynniejszy udział w strajku. W tej liczbie byłem i ja. Nowo przyjmowanym parę kopiejek (10-15%) obrywał, ale już do starych cen nie powrócił.

U Palcewa i Schlosberga strajk rozpoczął się parę dni później. U Palcewa trwał 2 tygodnie, u Schlosberga 3 tygodnie. Przebieg strajku był mniej więcej ten sam. Ceny w tych firmach były wyższe niż u Eisenhorna, podwyżka procentowa mniejsza, lecz po strajku we wszystkich tych trzech firmach ceny zostały wyrównane. Przykład pierwszych strajków podziałał zaraźliwie i na inne firmy. Strajkowali u Brochisa (tu aresztowano stójki), u Baumflecka i u innych – wszystkich kupców pracujących na Rosję. Zakończyły się te strajki dopiero w styczniu 1900 r. Wszędzie wygrana, aczkolwiek nie wszędzie były wyrównane ceny, bo i w rozmaitych firmach robota była rozmaita (pierwszo-, drugo- i trzeciorzędna – na takie rodzaje dzieliła się robota). Policja względnie mało się wtrącała. Oprócz powyżej wspomnianych aresztowań wiem tylko o zaaresztowaniu zebrania majsterków i szewców z rozmaitych firm na ulicy Mariensztat, zdaje się w grudniu. Ogółem było tu ze 40 ludzi, w czym przedstawicieli dziesięciu, byli też agitatorowie, był i Biały, ale uciekł on w czas, spuściwszy się przez okno po linie. Krzywdy wielkiej tym szewcom nie zrobiono, przenocowali w cyrkule i tyle. Policja chciała złapać tylko Białego. Komisarz od razu zapytał: „Kto z panów Biały?”. Wszystkie jednak nazwiska były inne. Poza tym policja polowała na stójki.

Wkrótce po tym strajku, podczas wiosennego sezonu (w marcu-kwietniu 1900 r.) zaczęły się strajki w polskich firmach, pracujących na miejscowe potrzeby (Kamiński, Marek, Ostrowski, Zagrodziński, u Banasikowskiego i Hiszpańskiego były tylko żądania itd.). Po tych strajkach walka z pracodawcami, raz rozpoczęta, już nie ustawała i strajki powtarzały się corocznie. Te pierwsze strajki miały duże znaczenie w ogóle dla ożywienia ruchu. Na przykład składki dawano chętniej znacznie po strajku u Eisenhorna. Wszyscy sześćdziesięciu dali po rublu na wyczerpanych strajkiem organizatorów (Biały dostał 30 rb., dziesiętnicy po 8 rb., było to oczywiście bardzo skromne odszkodowanie). Biały przez długi czas zupełnie nie pracował, ja musiałem odnieść palto i garnitur do lombardu, po wydaleniu zaś od Eisenhorna trudno mi było znaleźć zajęcie.

Wspomnienia kamasznika S. B.


Powyższy tekst ukazał się w „Materiałach do historii PPS i ruchu rewolucyjnego w zaborze rosyjskim od r. 1893 do r. 1904”, tom II – 1898-1901, Nakładem Wydawnictwa „Życie”, brak daty miejsca wydania, dotychczas nie wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.

↑ Wróć na górę