Helena Landau
Walka ekonomiczna
[1908]
Organizacje prowadzące ekonomiczną walkę proletariatu, tzw. związki zawodowe, powstały wtedy, gdy kapitał w zapasach z tradycjami średniowiecza ogłosił wolne współzawodnictwo za swój najświętszy dogmat, a dzięki warunkom swego bytu rzeczywiście potrzebował wcielenia tego dogmatu w życie. W przeciwstawieniu do kapitału, robotnicy wywiesili sztandar solidarności, która zapewnić miała w życiu praktycznym cały szereg środków taktycznych, zmierzających do jednego celu: do objęcia bezrobotnych i pracujących wspólnym kierownictwem, do zmniejszenia i regulowania podaży siły roboczej.
Przede wszystkim do tego celu zmierzały wsparcia udzielane bezrobotnym. Klasowy interes proletariatu nakazuje przy tym uważać niemożność znalezienia zajęcia wynagradzanego według normy uznanej przez związek – za przymusową bezrobotność, upoważniającą do pobierania zapomogi. Takie pojmowanie bezrobotności jaskrawo odróżnia instytucje czysto robotnicze od wszelkich innych i jest naturalnym wynikiem taktyki zmierzającej nie ku usunięciu nędzy jednostek, lecz ku wywieraniu stałego wpływu na rynek pracy.
W ścisłym związku z ubezpieczeniem od braku pracy pozostaje urządzenie biur pośrednictwa pracy przy związkach zawodowych. Zmniejszenie przerwy między utratą jednej możności zarobkowania a znalezieniem drugiej zmniejsza liczbę bezrobotnych i koszta ich utrzymania. Wymienić należy tutaj także ułatwianie wyjazdu oraz ograniczanie przez układy z przedsiębiorcami liczby uczniów przyjmowanych do nauki a mających po paru latach powiększyć szeregi ofiarujących pracę.
Na rynku, w ten sposób chronionym od przepełnienia, związek zawodowy obejmuje kierownictwo, zamieniając bezładną pierwej podaż luźnych sił roboczych w jedną podaż pracy danego zawodu. Podstawą siły jest tu zawsze zrozumienie, że kapitał bez pracy jest unieruchomiony, że nawet chwilowa przerwa w podaży pracy niszczy wartość poczynionych przygotowań, maszyn, materiałów, że odmowa pracy jest dla kapitału, który żyje jej wyzyskiem, przecięciem bytu.
Wszędzie też silne związki, obejmujące znaczną część robotników danego zawodu i mogące skutecznie odciąć napływ siły roboczej do danego przedsiębiorstwa, stały się potężną dźwignią dla pewnego odłamu klasy robotniczej. Przede wszystkim w Anglii, gdzie wyzyskiwanie kolonii i przewaga handlowa na rynkach europejskich otwierały przed kapitałem wiele dróg do bogacenia się, a przy tym zwalniały kraj od ucisku fiskalnego – robotnicy, zorganizowani w związkach zawodowych, osiągnęli nawet pewien stopień dobrobytu. To w kołach mieszczańskich ekonomistów stało się podstawą teorii, docierającej i do warstw robotniczych, teorii o możliwości zdobywania coraz to lepszych warunków pracy walką czysto ekonomiczną. Związki zawodowe miały prowadzić klasę robotniczą coraz dalej i dalej, czyniąc z niej, wedle mieszczańskich teorii, czynnik społeczny zupełnie równorzędny kapitałowi, lub dając jej, wedle wyobrażeń robotników – zwolenników ruchu tylko zawodowego, siłę potrzebną do pokonania kapitału, do usunięcia ze społeczeństwa klasy pobierającej dochód wyłącznie z tytułu własności.
Wszędzie jednak doświadczenie pokazało, że do organizacji zawodowej zdolna jest tylko pewna niewielka część klasy robotniczej, najlepiej opłacana i wyszkolona. Masy natomiast, zagrożone w swym bycie przez robotników świeżo na rynki pracy napływających ze wsi lub przez rozbitków rzemieślniczych – masy te okazały się do organizacji mało zdolne. A co najważniejsza, okazało się też, że organizacja zawodowa nie jest w stanie dać tu znaczniejszej korzyści ekonomicznej. Właśnie, ponieważ podaż pracy nie wymagającej fachowego uzdolnienia nie daje się regulować ani tamować, przeto też związek, chcący objąć jej kierownictwo, staje wobec braku najważniejszych środków pomocniczych swej taktyki. Szczupła płaca uniemożliwia przy tym ponoszenie jakichkolwiek ciężarów złączonych z organizacją i już sama przez się staje się tamą dla rozszerzenia się ruchu zawodowego poza pewien, choćby nieznaczny, ułamek klasy robotniczej.
Poza tym rozwój ekonomiczny zakreślił granice potęgi najlepiej zorganizowanych stowarzyszeń zawodowych, panujących rzeczywiście nad podażą pracy w swym zawodzie. Ta sama mechanika rynku, która skupia robotników w fabrykach i w wielkich ogniskach przemysłowych, która stwarza podstawy solidarności robotniczej i, przez przeciwstawienie tej solidarności atomizującemu kapitał współzawodnictwu, pozwala podnosić cenę pracy, siły roboczej – stwarza w końcu nowe ugrupowania zagradzające drogę związkom zawodowym. Ciosy zadawane kapitałowi przez związki zawodowe były ułatwiane głównie przez walkę współzawodniczą między poszczególnymi przedsiębiorcami. Obawa przed konkurentem, czyhającym na wydarcie zdobytego już grona odbiorców, nakazuje kapitaliście szybkie ustępstwo nawet wtedy, gdy może on z łatwością obliczyć, iż przedłużenie walki zmusiłoby robotników do porzucenia żądań. Ale gdy koncentracja kapitału stworzy odpowiedni grunt do sojuszów przemysłowych, to obawa ta traci na znaczeniu, a nawet, w granicach zakreślonych sojuszem, do pewnego stopnia znika.
Dzięki sojuszowi, zwłaszcza w najbardziej jego wydoskonalonych formach, przedsiębiorca przestaje się obawiać, że zamówienia, które, wskutek strajku, traci, mogą dostać się jego współzawodnikowi, bo ma zapewniony udział w zyskach dotychczasowego współzawodnika. Przestaje się obawiać nawet stałej utraty odbiorców, bo kartel, rozkładając jego kontyngent na inne przedsiębiorstwa, wypłacać mu może zyski bez względu na toczącą się walkę.
Do pewnego stopnia wszakże wielkość przedsiębiorstwa czyni je słabym wobec robotników, tj. skłonniejszym do przyznawania lepszych warunków pracy. Im większe jest przedsiębiorstwo, tym większa jest w stosunku do zatrudnionej liczby robotników masa kapitału stałego tkwiącego w nim: w maszynach, zabudowaniach, materiale surowym. W przerwie spowodowanej przez strajk kapitał ten traci na wartości. Praca wartość jego przenosi na nowy produkt; unieruchomienie czyni zeń nieużytki, marniejące tym szybciej, im dłużej trwa przerwa. Opłaty, które kapitalista uiszczać musi, jako to: procent od pożyczonego kapitału, podatki, renta gruntowa i pensje urzędnicze, ciążą na nim bez względu na to, czy przedsiębiorstwo jest w ruchu, czy też nie.
Ale, poza tym zastrzeżeniem, w olbrzymim nowoczesnym przedsiębiorstwie wielkość jego staje się znowu bronią skutecznie przeciw taktyce związków kierowaną. Podczas gdy drobniejszy kapitał stara się w ciągu roku kapitał swój wielokrotnie obrócić, przedsiębiorstwa największe nie liczą wcale na dnie i tygodnie, lecz na miesiące i lata. Towar swój wysyłają w świat tylko ogromnymi ładunkami, w całych pociągach i pełnych okrętach, a zamówienia przyjmują tylko na daleko wysunięte terminy. Przy zapełnionych składach i przy możności powetowania następnie pauz przyspieszonym tempem pracy, przerwa paru tygodni, a nawet miesięcy, mało tu znaczy, a ze strony robotników wymaga już ogromnych ofiar i wysiłków. Co najważniejsze zaś – odmowie pracy i tak skutecznej walce podjazdowej, która polega na drobnych strajkach, idących od warsztatu do warsztatu, przy poparciu ogółu pracujących – sojusz przedsiębiorców przeciwstawia broń nader groźną, lokaut – zamknięcie fabryki przed robotnikiem.
Główne znaczenie lokautu polega na tym, że uniemożliwia on zasilanie kas strajkowych przez robotników pozostałych nadal przy pracy i powiększa raptownie liczbę potrzebujących zapomogi! Robotnicy dotknięci lokautem zaraz obliczyć mogą, w jakim przeciągu czasu własne ich zasoby się wyczerpią i rychło im przyjdzie prowadzić rozpaczliwy strajk głodowy. Zasadnicze prawo proletariackiego życia, chwilowo zasłonięte przez solidarność robotników: konieczność sprzedawania siły roboczej z dnia na dzień dla zdobycia środków utrzymania – w całej nagości wychodzi na jaw z chwilą, gdy organizacja robotnicza staje przeciw zorganizowanej sile kapitału. Pomimo karności, solidarności, ofiarności, jaką widzieliśmy przy lokaucie robotników w Berlinie, pomimo męczeńskiego zapału, jaki robotnikom przemysłu włókienniczego w Łodzi zapewni po wszystkie czasy najchlubniejszą kartę w dziejach walk proletariackich, koniec lokautów udowodnił tylko starą prawdę, że robotnicy są ekonomicznie słabsi od kapitalistów.
Ciągle narastając nowymi zyskami i zdobywając większe zyski przez narośnięcie poprzednimi, kapitał powoli zmienia swą psychologię. Niegdyś walcząc z przywilejami szlacheckimi, głosił swobodę i równość, a porwany własnym słowem domagał się jej dla wszystkich. Teraz, gdy już nie naciera, tylko się broni, gdy już nie ma przyszłości, lecz tylko przeszłość – zaczyna wierzyć w swe prawo do cudzej pracy i widzi w nim tak samo świętość tradycji, jak ongi szlachta w pańszczyźnie i wolności od podatków. Nie cofa się więc ani przed walką, ani przed ofiarami, składanymi na ołtarzu ideologii, tym bardziej, iż najczęściej zwykła znajomość czterech działań arytmetycznych mówi mu o pewnym zwycięstwie. Zapał robotników obala wprawdzie nieraz wszelkie obliczenia i łatwe na pozór zwycięstwo okupić każe kapitałowi ofiarami tak ciężkimi, że najbardziej nawet zasadniczy obrońca „porządku i ładu” jeszcze cofnąłby się przed nimi. Ale niewątpliwe się staje, że organizacja ekonomiczna kapitału (koła przemysłowców, kartel, trust) tamy kładzie wyłącznie ekonomicznej walce organizacji robotniczej.
Polepszenie położenia robotników za pomocą regulowania podaży, usuwania współzawodnictwa między pracującymi, utrudniane jest przy tym w coraz znaczniejszej mierze przez ogromną ruchliwość kapitału. Z chwilą, gdy powstaje obawa, iż żądania robotników ściągnąć mogą stopę zysków poniżej przeciętnego poziomu, kapitał zniechęca się do danego rynku i szuka umieszczenia w korzystniejszych warunkach. Zamiast ciągłego powiększania się kapitałów krajowych, związki zawodowe stają wobec faktu, że bogactwa wytworzone pracą krajową służą do zapłodnienia przemysłu obcych krajów i powiększają zapotrzebowanie na pracę obcego robotnika. Skutkiem tego kapitalizm obejmuje w swe panowanie coraz to nowe obszary świata. Ale w krajach o dawnym kapitalizmie walka rynkowa, tj. walka przez wpływanie na stosunek podaży do popytu, staje się dla robotników coraz to trudniejsza. Zastój w angielskich związkach zawodowych, jak i słabe w ogóle postępy walki ekonomicznej we Francji, w poważnej części spowodowane są olbrzymimi wkładami kapitału i pożyczkami umieszczonymi za granicą, które hamują rozwój krajowego zapotrzebowania na pracę.
Ekonomiczna walka robotników, prowadzona w poczuciu solidarności interesów pracy i wyzyskująca współzawodnictwo między kapitalistycznymi przedsiębiorstwami, natrafia na tamę nie tylko tam, gdzie wysoki techniczny i handlowy rozwój pewnej gałęzi przemysłu stworzył warunki dogodne dla zjednoczenia i scentralizowania kapitału. Pierwsze organizacje kapitału, obejmujące umowy o warunki sprzedaży, wysokość ceny i wielkość produkcji, a w końcu wspólne zwalczanie żądań robotniczych, były wprawdzie naturalnym wytworem pewnej dojrzałości stosunków, która w porzuceniu współzawodnictwa zapewniała korzyści. Ale raz już zrodzona myśl solidarnego postępowania poczęła później kierować krokami przedsiębiorstw i tam, gdzie rzeczywisty układ ekonomicznych warunków nie byłby jeszcze do niej doprowadził sam przez się. Skutkiem tego widzimy już teraz w dziedzinach przemysłu, które jeszcze nie dojrzały do sojuszu skierowanego przeciw odbiorcom koła przemysłowców z jawnie i wyraźnie określonym celem: wzajemnego popierania się w walce z robotnikami.
Toteż w krajach o młodym kapitalizmie widzimy, obok napływających z zagranicy kapitałów, zaczerpniętych z zagranicy wzorów dla organizacji robotniczych, również i związki pracodawców, spożytkowujące cudze doświadczenie na własną potrzebę. Kształty, na których wytworzenie w krajach rodzących wielki przemysł trzeba było wieków całych, na gruncie nowym, przejmującym gotową technikę i gotowe kapitały, rozwijają się nieraz w jednym dziesięcioleciu o wiele pełniej i jaskrawiej. A w ten sposób społeczeństwa pod względem całej swej budowy ekonomicznej jeszcze rolnicze i rzemieślnicze, już otrzymują parę gałęzi przemysłu kierowanych przez kapitał finansowy, dojrzałych do kartelu, związki pracodawców (koła przemysłowe) itp. organizacje kapitalistyczne oraz warstwę robotniczą słabą liczebnie, ale warunkami bytu upodobnioną do warstw robotniczych Zachodu. Krótki stosunkowo okres czasu starczy tutaj klasie robotniczej do nabrania doświadczenia, które w krajach przodujących przemysłowi, zbierających zewsząd obfite zyski handlowe, pojących wszystkie warstwy ludności czarem wolnościowych urządzeń i haseł liberalnych, przyjść mogło bardzo późno dopiero – bo aż z chwilą, gdy kapitał, tracąc swe przodujące stanowisko na rynkach światowych, żądaniom robotniczym o wiele zaciętszy opór przeciwstawił. Walka ekonomiczna, przez regulowanie podaży pracy i przez wyzyskiwanie współzawodnictwa między kapitalistycznymi przedsiębiorstwami, w krajach o młodym kapitalizmie bardzo szybko staje wobec zorganizowanego kapitału. I dlatego, im później kraj dany budzi się do życia wielkoprzemysłowego, tym szybciej klasa robotnicza odczuwa potrzebę innych sposobów walki, ima się walki politycznej.
Helena Landau
Powyższy tekst jest rozdziałem książki Heleny Landau „Zarys ekonomii społecznej”, wydanej w Krakowie w roku 1908. Przedrukowujemy go za zbiorem tekstów „Myśl socjalistyczna i marksistowska w Polsce 1878-1939”, wybór Seweryn Dziamski, tom II, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1984.
Helena Landau (1871-1942) – ekonomistka (absolwentka uniwersytetów w Zurychu i Wiedniu), działaczka Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej Galicji i Śląska, od 1913 r. członkini władz tego ugrupowania. W 1914 r. poślubiła Otto Bauera, przywódcę socjaldemokracji austriackiej, w związku z czym na stałe zamieszkała w Wiedniu i związała z tamtejszym ruchem socjalistycznym. Główne obszary jej zainteresowań to ekonomia polityczna, emancypacja kobiet i działalność związków zawodowych. Po upadku powstania robotników wiedeńskich w 1934 r. przebywała na emigracji politycznej w Czechosłowacji, po układzie monachijskim przeniosła się do Paryża, po zwycięstwie hitlerowców do Sztokholmu, a w roku 1941 do USA, gdzie zmarła.