Mieczysław Niedziałkowski
Uwagi o komunizmie
[1919]
Maurycy Barres powiedział, że socjaliści należą do ludzi bardzo konserwatywnych pod względem duchowym. W aforyzmie tym jest dużo prawdy, jeżeli idzie o kraje Europy Wschodniej.
Rosyjska socjalna demokracja nie zdobyła się przez lat dwadzieścia swego istnienia na żadną myśl samodzielną, na żadną inicjatywę twórczą. Plechanow, Akselrod, Martow byli zdolnymi, subtelnymi uczniami marksizmu ortodoksyjnego, komentowali i uzasadniali naukę mistrza, akceptowali bez zająknienia wykład Kautsky’ego, nie chcieli nic wiedzieć o nowych zagadnieniach, o nowych rozstrzygnięciach, jakie stawały przed socjalizmem zachodu. Filozofia skończyła się dla nich z chwilą, gdy Marks postawił dialektykę heglowską na nogi, materializm obowiązywał jak za najlepszych czasów Feurebacha, ani socjologii, ani ekonomii nie wolno było uczynić kroku poza doświadczenia drugiej polowy XIX stulecia. Świat się poruszał, oni stali w miejscu, pałając nieugiętą nienawiścią do wszystkiego, co trąciło herezją, lub nieposzanowaniem marksistowskiej tradycji.
Mieńszewicy – to kapłani prawowierności socjalistycznej. Frakcja bolszewicka odgrywała zawsze rolę strażnika przy ołtarzu socjalizmu uproszczonego do możliwości ostatecznej. Warunki konspiracyjnej walki nie sprzyjają pracy teoretycznej. Działacze, których ściga ustawicznie policja, nad którymi niby miecz Damoklesa wisi groźba katorgi i zesłania, nie mają czasu i ochoty do kształcenia siebie samych, tym mniej do samodzielnych badań i dociekań. A przecież grupa Lenina ulegała za caratu o wiele ostrzejszym prześladowaniom, niż konkurenci z przeciwka, zwolennicy umiarkowanej taktyki „likwidatorskiej”. Sam Lenin – olbrzym pośród karzełków – nie zdołał zaszczepić przyjaciołom miłości do nauki i zrozumienia dla idei socjalistycznej.
A wiecie, co się zdarza, gdy wyznawca dogmatu, nieuzbrojony w oręż myślenia krytycznego, raptownie poczuje, że pękły wiążące go przepisy i formuły? Następuje wówczas najczęściej niezwykle szybki już nie pochód, ale bieg wyścigowy w dowolnie obranym kierunku. Padają stare bóstwa i świątynie, przestają obowiązywać uświęcone wiekami zasady.
Podobny los spotkał bolszewików. Ludzie, którzy wierzyli w Engelsa jak w proroka, i w Kautsky’ego jak w papieża nieomylnego, dowiedzieli się pewnego pięknego poranka z ust swego wodza, że Marks myślał właściwie zgoła coś innego, niż sądziła dotychczasowa szkoła marksowska, i że trzeba przystąpić do gruntownego „przewartościowania wszystkich wartości”. I oto, skoro minęło pierwsze osłupienie, bolszewizm niby koń znarowiony, chwyciwszy w zęby wędzidło, jął brykać, wierzgać i ponosić w sposób zaiste nieodpowiedzialny, pomimo wysiłków Lenina, by go opanować i uspokoić.
Przed oczyma zdumionego robotnika rosyjskiego przelatywały z szybkością piorunującą najrozmaitsze twierdzenia, teorie i decyzje. Mignęła Konstytuanta i zniknęła, jak sen jaki złoty, zapadło się w nicość powszechne prawo głosowania, później demokracja w ogóle wraz z wolnością prasy, zebrań i stowarzyszeń, dalej wolność strajków, samookreślenie narodów przeobraziło się z podstawy światopoglądu w wybieg taktyczny i pędzi żywot wielce suchotniczy, materialistyczne pojmowanie dziejów nabrało cech wyraźnie drobnomieszczańskiego złudzenia. Stary socjalizm tracił po kolei wszystkie członki, na jego zaś tronie sadowiło się coraz gruntowniej nowe objawienie: doktryna komunistyczna.
Jedną bowiem rzecz trzeba powiedzieć sobie wyraźnie: bolszewizm był przed kilkunastoma miesiącami jeszcze kierunkiem taktycznym, który usprawiedliwiał względami natury wyłącznie praktycznej swoje postępowanie wobec Konstytuanty. Jak zwykle wszakże się dzieje, w ślad za praktyką idzie teoria. Publicyści Rosji sowieckiej „przewartościowali” niebawem zasadniczo demokrację, jęli reformować materialistyczne pojmowanie dziejów, przeobrazili zasadę klasowości ruchu robotniczego w mgławicową solidarność interesów wszystkich wyzyskiwanych, czy to będzie proletariusz fabryczny, czy chłop, czy parobek wiejski. Dzisiaj stoi przed nami krystalizujący się systemat teoretyczny, odmienna szkoła myślenia społeczno-politycznego, która istnieje obok marksizmu ortodoksyjnego, obok rewizjonizmu i syndykalizmu rewolucyjnego, obok Sorela i grupy „marksistów krytycznych”. Powstaje z natury rzeczy pytanie, czy mamy wciąż do czynienia z jednolitym, jeżeli idzie o podstawy światopoglądowe obozem socjalistycznym. Innymi słowy, zagadnienie wygląda tak: czy komuniści pozostają nadal samodzielnym prądem w socjalizmie, czy też stanowią już świat własny, zgoła odrębny? Cały szereg twierdzeń Lenina, Zinowiewa, Kamieniewa oraz ich zwolenników węgierskich, włoskich i niemieckich mieści się najdokładniej w ramach socjalistycznej dyskusji naukowej. Krytyka parlamentaryzmu nie jest żadnym nowym wynalazkiem. Odnośne ustępy książek i artykułów wodzów ideowych bolszewizmu powtarzają nieraz zupełnie słuszne argumenty syndykalistów, lewicy marksistowskiej, ba!, neokonserwatystów i katolików. Pojmowanie imperializmu, jako swoistego okresu rozwoju kapitalistycznego, nie razi nikogo. Lekceważenie tzw. możliwości ekonomicznych spotykaliśmy i dawniej. Powyższe punkty widzenia mogą być częściowo uzasadnione, częściowo błędne, w każdym jednak razie nie wykraczają poza graniczne słupy dopuszczalnej wewnątrz szkoły socjalizmu dyskusji. Aliści sprawa komplikuje się znacznie, gdy przechodzimy do fundamentów ideowych ruchu socjalistycznego.
Ten ostatni nie był nigdy wyrazem egoizmu klasowego robotników. Próby uczynienia z nas tylko przedstawicieli określonego interesu ekonomicznego odpieraliśmy zawsze z całą stanowczością. Wielkość socjalizmu, jako idei, polega na tym, że pragnie on poprzez wyzwolenie proletariatu wyzwolić ludzkość. Klasa robotnicza nie będzie dźwigała nowej formy ustroju klasowego. Społeczeństwo socjalistyczne – to społeczeństwo bezklasowe, społeczeństwo swobodnej, zorganizowanej, twórczej pracy. Wraz z upadkiem kapitalizmu ma się zakończyć cykl ustrojów opartych na nierówności społecznej, na ucisku politycznym, na krzywdzie ludzkiej. Socjalizm niesie na swym sztandarze czerwonym zupełnie nową koncepcję świata, nie zaś kontredansową zmianę dam na modłę „kto się wywyższał, ten będzie poniżony – kto się poniżał, ten będzie wywyższony”.
Toteż Marks podkreślił, że dyktatura proletariatu nie może być dyktaturą drobnej mniejszości nad większością, jak rządy burżuazji, i sławił Komunę Paryską za powszechne prawo wyborcze, które legło u jej podstawy. Rozumni, wykształceni teoretycy komunizmu rosyjskiego nie umieli dotychczas wybrnąć z nastręczających się trudności, nie stwierdzili wyraźnie swego stanowiska wobec bijących w oczy sprzeczności. Różne natomiast „drobne ryby” nie czyniły ceremonii i bez zająknienia burzyły stare ołtarze. Duchowi prowodyrzy „czerezwyczajek”, konsekwentni apologeci egoizmu klasowego, a nade wszystko komuniści polscy, przyzwyczajeni ze swej „socjaldemokratycznej” doby do rozpaczliwie uproszczonego i zwulgaryzowanego sposobu myślenia, wcielali doktrynę w życie, popełniali setki artykułów i broszur, zajadle dyskutowali, krzyczeli, aż wymietli „na czysto” serca i mózgi z pozostałości socjalistycznych myśli i odczuć. Praktycy bolszewizmu zrozumieli następująco okres przejściowy pomiędzy kapitalizmem imperialistycznym a socjalizmem: władza polityczna spoczywa w rękach biurokracji partyjnej, masy robotnicze sankcjonują milcząco politykę komisarzy, włościaństwo pozostaje na uboczu, jako grupa chwilowo tolerowana, klasy posiadające, a zarazem wszystkie niekomunistyczne partie zostają wyjęte spod prawa. I nastąpiła epoka dyktatury komisarskiej, jak powiada „Wsiegda wpieriod”, organ lewicowych socjalistów-rewolucjonistów. Lenin walczył z tym wypaczeniem, niemniej istnieje ono po dzień dzisiejszy, potwierdzając – pozornie przynajmniej – teorię pesymistyczną Pareto, wedle której rozwój społeczny prowadzi do zastąpienia jednych władców przez innych, do wieczystej „cyrkulacji elit” przy ustawicznej zależności mas proletariatu.
Słuszność poglądów wielkiego myśliciela szwajcarskiego byłaby śmiertelną klęską socjalizmu i złamaniem świetlanych nadziei, jakimi żyje dzisiaj cała ludzka męka i cała ludzka rozpacz. Klasa robotnicza ma ocalić świat, stworzyć kulturę wyzwolonej pracy, przeciwstawić staremu bytowaniu własne nowe wartości. I dlatego tak straszliwą krzywdę wyrządza komunizm proletariatowi, popychając go na drogę metod działania, zaczerpniętych żywcem ze „skarbnicy” burżuazyjnej. Labriola i Sorel spoglądali z przerażeniem na „zatruwanie myśli robotniczej miazmatami parlamentaryzmu mieszczańskiego”. Czyż trucizna biurokratycznego „Polizeistaatu” nie jest stokroć szkodliwsza?
Klasa robotnicza musi znaleźć inne środki realizowania socjalizmu i likwidacji ustroju kapitalistycznego. Klasa robotnicza nie może naśladować, powinna tworzyć. Olbrzymia praca myślowa europejskiej lewicy socjalistycznej – dzieło bądź jak bądź rozpoczęte na konferencji berneńskiej – zbuduje niewątpliwie drogowskazy dla dalszej walki. I jeżeli kiedy, to dzisiaj trzeba rzucić hasło przypomnienia, hasło równie obce Scheidemannowi i popularyzatorom komunizmu:
Z powrotem do Marksa!
Mieczysław Niedziałkowski
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Przedświt”, miesięczniku polityczno-społecznym Polskiej Partii Socjalistycznej, z marca 1919 roku. Poprawiono pisownię według obecnych reguł. Na potrzeby Lewicowo.pl przygotował Przemysław Kmieciak.