Towarzystwo Demokratyczne Polskie
Towarzystwo Demokratyczne Polskie i kwestie socjalne
[1852]
Naród, którego zadaniem jest odzyskać swoją niepodległość i zapewnić sobie byt polityczny na zasadach sprawiedliwości, zapewniając wszystkim, swym członkom tak pod względem moralnym, jak i materialnym środki i warunki samoistnego i niezależnego istnienia, naród taki musi nie tylko mieć jedna dążność, jak jeden jest jego cel, ale nadto wyrobić sobie jedność środków i jednakie ich pojęcie i zrozumienie, a to pod karą chaotycznego zamętu, najprzykrzejszych zawodów, a może i walk krwawych.
Przedmiot ten tyle razy był już podnoszony i rozbierany, iż zdawałoby się niepotrzebnym wznawiać go na nowo. Co do nas, ufni w zdrowy rozsądek masy, nie zwracalibyśmy nawet uwagi na różne brednie niczym niepoprawnej reakcji, gdyby pomiędzy wielu innymi politycznymi niedorzecznościami, które się obijają o uszy nasze, nie znajdowała się jedna, mogąca wpływ wywrzeć szkodliwy na pewne bojaźliwe, wahające się, aczkolwiek uczciwe serca.
Chcemy mówić o owych upiorach socjalistowskich, które reakcja stawia ciągle przed oczy wahającym się demokratom, tworząc nawet z nich może mimo ich wiedzy, osobne stronnictwo pod nazwą umiarkowanych.
Z tej uwagi wychodząc, sądzimy, że chociaż przedmiot, o którym mówić dziś mamy, nie jest bynajmniej nowy, to przecież obowiązkiem jest naszym wykrywać i usuwać ciągle zabiegi i knowania tych nieprzyjaciół sprawy rewolucyjnej, którzy nie mogąc wstrzymać jej postępu i rozwijania się, sieją wśród narodu nieufność i niezgodę, aby go tym sposobem zbezwładniać, przestraszać, utrzymywać w niepewności, wahaniu się i obawie o skutki w przyszłości. Walczą oni tą samą bronią dzisiaj przeciw socjalizmowi, jak niegdyś przeciw demokracji walczyli, to jest: sofizmami, czczymi deklamacjami, potwarzą, oszczerstwem, kłamstwem. Jak dawniej każdy demokrata był u nich demagogiem, tak dzisiaj każdy socjalista jest komunistą. Socjalizm według nich to wojna ubogiego z bogatym, to rabunek i ruina nie tylko już majątków, sztuk, przemysłu, handlu, ale nawet religii, familii i własności, to zburzenie wszelkich praw społeczeńskich, na których ludzkość od wieków stoi, to wyuzdana wolność prowadząca naród do stanu pierwotnej zwierzęcości i barbarzyństwa. Wyćwiczeni w szkole obłudy i podstępów, w chwili strachu i niebezpieczeństwa pisaliby się oni może na Rzeczpospolitą, nawet na Rzeczpospolitą Demokratyczną, ale na Demokratyczną i Socjalną – nigdy.
Przypuśćmy na chwilę dobrą wiarę w tych rozumowaniach naszych kontrarewolucjonistów i rozbierzmy, o ile zakres naszego pisma pozwala, prawdziwość i sumienność ich twierdzeń.
A naprzód, czy prawda, że socjalizm jest to nowy wymysł dzikich i wyuzdanych namiętności motłochu, wylęgły na barykadach rewolucji Lutego [rewolucja lutowa 1848 r.]? – Czy prawda, że demokracja i socjalizm są dwie oddzielne, różnorodne myśli i dwie sprzeczne sobie dążności?
Logika ma swoje konieczności, skutek swoją przyczynę, zasada swoje następstwa. Wszystko się w świecie łączy, wiąże, harmonizuje. Świat moralny, równie jak świat fizyczny, ma swoje stałe, niewzruszone prawa, według których istnieje i postępuje, stąd też i ludzkość ma swoje prawa istnienia i postępu, swoje dążności i swój cel.
Celem ludzkości jest ciągły i nieustający postęp ku doskonałości, tak w całym jej składzie, czyli w ogóle, jak w każdej pojedynczej jego części, czyli w człowieku – dążność zaś tak jest ciągłą i nieustającą, jak doskonałość, do której człowiek dąży, jest nieokreśloną, a więc ciągłą, nieustającą i wieczną. Każdy zatem człowiek z samego prawa natury musi niszczyć i burzyć wszystko, co tylko stoi mu na zawadzie w jego dążeniu, czyli co i mu przeszkadza być coraz wolniejszym, oświeceńszym i szczęśliwszym. Do, tej wolności, do tej oświaty i szczęścia dojść jedynie on może przez równość, czyli równe prawo każdemu do wyszukiwania, przysposabiania i gromadzenia środków wiodących go do celu. Że zaś do zapewnienia i utrzymania go sobie nie może dojść bez zespolenia sił pojedynczych, stąd powstaje połączenie ich w społeczeństwo węzłem miłości i braterstwa. Dlatego też wolność, równość i braterstwo, one godła rewolucji tegoczesnych, nie są wcale prawami dziś wymyślonymi, ale odwiecznymi, przyrodzonymi, boskimi, i których przeto człowiek wyrzec się nie może, jak nie może wyrzec się swojej natury człowieczej, społeczeństwa i Boga. Że zaś widomą formą obejmującą te odwieczne prawa jest Rzeczpospolita, w dzisiejszym zatem pojęciu Rzeczpospolita znaczy to samo, co wolność, równość i braterstwo. Ale godło i nazwa nie stanowią jeszcze wszystkiego – trzeba ich rozwinięcia i zastosowania. Stąd narody do wolności, równości i braterstwa, czyli do Rzeczypospolitej dążące, łączą się w społeczeństwa, stanowią sobie pewne, wspólne, wszystkich obywateli jednakowo obowiązujące prawa, aby wola i dążność osobista każdego, wiodąca go ku szczęściu i doskonałości osobistej, nie krępowała i nie była przeszkodą w tej wolności i dążności drugiego. Dla dobra więc wspólnego ludzie pojedynczy zrzekają się pewnej części swej absolutnej, indywidualnej, osobistej wolności na korzyść ogółu, a dla zachowania harmonii i równowagi między pojedynczymi członkami a ogółem, czyli stowarzyszeniem, społeczeństwo zaciąga nawzajem pewne zobowiązania się względem członków je składających. Stąd powstają obowiązki i powinności jednych względem drugich, to jest względem ogółu, i nawzajem obowiązki i powinności ogółu względem pojedynczych członków, a tym prawem, obowiązującym ogół, czyli społeczeństwo, jest zabezpieczenie bytu, czyli życia każdemu z jego członków, czyli prawno społeczne albo socjalne.
Widzimy więc, że od chwili jak ludzkość urządzać się społeczeńsko zaczyna, tuż obok idei prawa występuje zaraz idea obowiązków, jako jedna droga dopełniająca, jako nierozdzielna jej towarzyszka, jako ciało i dusza, bez łączności i solidarności których pierwsza byłaby trupem, a druga mrzonką. Toteż chrystianizm, który pierwszy sformułował i wypowiedział zasady wolności, równości i braterstwa, ogłaszając nas dziećmi jednego ojca, który nas kocha jednako i jako takim zaleca miłość między sobą braterską, ogłosił zarazem solidarność ludzkości. Cala ewangelia i wszystkie pisma apostołów, uczniów i wyznawców Chrystusowych pełne są na to dowodów. Z rozszerzaniem się i rozwijaniem chrystianizmu postępuje i objawia się coraz wybitniej idea socjalna – nie już jako myśl, jako zarodek tylko, ale jako nauka wypowiadająca i zaprowadzająca ulepszenia społeczne, opierając je na sprawiedliwości i szczęściu wszystkich, czyli na wolności, równości i braterstwie całego człowieczeństwa.
Szczupły zakres pisma naszego nie dozwala nam posługiwać się powagą późniejszych mężów kościoła: Bossueta, Lamenego, Wentury, Lakordera, z których każdy na swój sposób rozwija i propaguje idee socjalne. Nie podobna nam także przytaczać zdań znaczniejszych ekonomist6w dzisiejszych, do których przed innymi należą: Smith, Rossi, Blanqui, Bastiat itp., a którzy przyjmując socjalizm jako zasadę, zgadzają się, że dzisiejsze pojęcie własności i cały porządek urządzeń społecznych ostać się nie może, a tym bardziej rozbierać dzieł, które ogłosili: Fourier, Saint-Simon, Cabet, Proudhon, L. Blanc, Buchez, Leroux, Fengueray, Considérant itd., jakkolwiekby te wiele wpłynęły na rozjaśnienie naszego pojmowania kwestii socjalnych; ale przytoczymy tylko kilka ustępów z Manifestu Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, przeciwko któremu właśnie najwięcej są wytężone ataki naszej reakcji, a to na dowód, że T.D.P. nie oddzielało nigdy kwestii socjalnej od demokratycznej, począwszy od samego swego zawiązku aż do chwil ostatnich. Jakoż w Akcie założenia swojego z dnia 17 marca 1832 roku Towarzystwo nie tylko wypowiedziało od razu konieczność reformy społeczeńskiej, ale ją w Manifeście swoim wyraźnie i otwarcie skreśliło.
„Dzisiejszy porządek towarzyski – słowa są Manifestu z r. 1836 – na przywłaszczeniach oparty, w którym jedni używają wszystkich korzyści do życia społecznego przywiązanych, drudzy same tylko ciężary życia tego znosić są przymuszeni, jest jedyną przyczyną nieszczęść Ojczyzny naszej i ludzkości całej”.
I dalej: „Wszyscy ludzie jako istoty jednej i tejże natury równe mają prawa i równe powinności: wszyscy są braćmi, wszyscy dziećmi jednego Ojca – Boga, wszyscy członkami jednej rodziny – ludzkości.
Każdy człowiek ma prawo szukać własnego szczęścia, wszystkie potrzeby fizyczne, umysłowe i moralne zaspokajać, wszystkie władze rozwijać i doskonalić, a w miarę pracy i zdolności we wszystkich korzyściach życia społecznego równy mieć udział.
Każdego również człowieka powinnością jest szukać szczęścia drugich, do zaspokojenia ich potrzeb i rozwijania władz pomagać, własny interes szczęściem drugich i społeczności ograniczać, w miarę otrzymanych z życia społecznego korzyści do ciężarów publicznych przykładać się.
Przywilej, jakimkolwiek nazwiskiem okryty, jest wyłamaniem się spod ogólnych powinności lub przywłaszczeniem jakiego prawa, jest zatem negacją równości, zgwałceniem natury. – Prawo człowieka ma swoje źródło w indywidualnej jego naturze, w wolności; powinność z natury socjalnej, z braterstwa wypływa. Między prawami i powinnościami konieczna jest harmonia. Tę harmonie stworzyć i utrzymać jest społeczności obowiązkiem. Gdzie pojedyncze indywidua są wszystkim, a społeczność niczym, tam jest anarchia; gdzie znowu społeczność pochłania indywidualizm, tam despotyzm być musi; ani anarchia, ani despotyzm nie jest naturą społeczeństw. Są to tylko dwie jej ostateczności. Społeczność, obowiązkom swoim wierna, dla wszystkich członków jednakowe zapewnia korzyści; każdemu do zaspokojenia jego potrzeb fizycznych, umysłowych i moralnych równą niesie pomoc; prawo posiadania ziemi i każdej innej własności pracy tylko przyznaje; wszechwładztwo ludu tylko w demokracji przestaje być złudzeniem. Każdy społeczności członek równy w nim ma udział. Nie jedna cząstka powszechności, ale naród cały jest tu ustawodawcą; w sumieniu albowiem mas leży najpewniejsza rękojmia, iż ustawy będą prawdziwym objawieniem przedwiecznej nieomylnej sprawiedliwości.
Wszystko dla ludu przez lud – oto najogólniejsza zasada demokracji, cel i formę zarazem obejmująca. Wszystko dla ludu, dla wszystkich – jest celem; wszystko przez lud, przez wszystkich – jest formą”.
Z tych, acz krótkich przytoczeń komuż jeszcze nie jest widocznym, że dla Towarzystwa Demokratycznego Polskiego ani demokracja i socjalizm – jako zasada, ani rewolucja – jako środek, ani Rzeczpospolita – jako cel, nie są to jakieś nowe, świeżo wynalezione idee, jakieś nowe, dzisiaj powstałe doktryny albo i systematy, ale prawdy odwieczne, ale zasady, środki i cele przez Towarzystwo od początku istnienia jego przyjęte, ale przezeń zaszczepiane, wyrabiane i rozpowszechniane, wewnątrz i zewnątrz, w Towarzystwie i poza Towarzystwem, w kraju i na tułactwie, w Polsce i w Europie, słowem i czynem, pismem i krwią, ale prawdy tak ściśle z Towarzystwem spojone i weń wcielone, że ani ich zeń wyrwać, ani oddzielić od niego nie podobna bez zaparcia całej dwudziestoletniej, krajowej i emigracyjnej, historycznej i rewolucyjnej przeszłości. Wszystkie prace Towarzystwa, ile ich tylko było, wszystkie jego słowa, pisma, druki i czyny, propaganda i apostolstwo, poświęcenie, prześladowanie i męczeństwo brały zawsze stąd swoje źródło. Bo Towarzystwo wierzyło i wierzy, że tylko rewolucja ludowa, czyli z niej wypływająca Rzeczpospolita Demokratyczno-Socjalna może zniweczyć niesprawiedliwości społeczne i zapewnić szczęście ludowe, to jest wszystkim w ogóle i każdemu z osobna. Bo Towarzystwo wiedziało i wie, że „Rewolucja wszelka, która by nie miała na celu polepszenia losu mas, byłaby tylko zbrodnią podstawioną w miejsce innej zbrodni”. Bo Towarzystwo uważało się i uważa wojującą awangardą tej przyszłej armii rewolucyjnej, która przez lud polski wywalczy, ustali i urządzi na zasadach wolności, równości i braterstwa Rzeczpospolitą Polską. I dlatego też Towarzystwo nie utrzymywało i nie utrzymuje, jak niektórzy wynalazcy i naczelnicy nowych szkół i systemów czynić to zwykli, że posiada tajemnicę zniesienia za jednym zamachem onego raka toczącego, ludzkość, który zowie się nędzą. – Ani też przyjmując za godło i zasadę: Wszystko przez wszystkich i dla wszystkich, wszystko przez lud i dla ludu, nic nie organizowało i nie organizuje niczego, jakby to niektórzy wmówić weń pragnęli, wbrew życzeniom i potrzebom ludowym, czyli co nie jest z ludu i nie jest dla ludu. – Ani też nic ludowi nie podstawiało i nie podstawia takiego, co by go łudzić mogło, że Polskę w jednym dniu można zmienić w Eldorado, Ikarię, raj, niebo – i to bez wysileń, bez pracy i mozołu, bez ofiar i poświęcenia, z łaski filozofa, poety lub proroka jakiego, ale przedstawiało i przedstawia prawa człowieka, narodów i ludzkości jako prawa nigdy nie przedawnione i niczym nie zaprzeczone, ku odzyskaniu których człowiek, narody i ludzkość postępują i postępować winny ciągle i niezmordowanie, aż u celu swojego staną. Tą myślą, tym uczuciem, tą wiarą i przekonaniem wiedzione, Towarzystwo wywoływało wszystko na pole rozpatrzenia wspólnego i rozprawy ogólnej, nie odtrącając ani przesądzając nigdy wyroku najwyższego sędziego, którym jest Lud-Wszechwładca. A jeżeli go kiedy w czym wyręczało, to zawsze według myśli, woli i potrzeby jego, bo Towarzystwo pospołu z nim wiedziało, że kiedy żądało Rzeczypospolitej, tedy żądało wyzwolenia narodu spod despotyzmu zewnętrznego i wewnętrznego, wolności i niepodległości narodowej; tedy żądało zniesienia, niewoli i poddaństwa, daremszczyzn i pańszczyzn, ucisku i gwałtu; tedy żądało usamowolnienia pracy i wyzwolenia roli spod jarzma właścicieli i tyranii kapitału – a żądając tych reform socjalnych, nie zaprowadzało i nie propagowało żadnej obcej i przeciwnarodowej doktryny, żadnego oderwanego, metafizycznego lub filozoficznego systemu, nie zapędzało ani zaciskało nikogo do klasztoru lub koszar, bo krótko mówiąc: Towarzystwo pospołu z ludem polskim wiedziało, że jak narodowość, tak podobnież i prawo narodowe ani się niszczyć albo przemazywać bezkarnie, ani się może przenosić żywcem z jednej ziemi na drugą, z jednego narodu do drugiego, przeto że dla tamtego dobrym i stosownym było, ale musi być zgodne z jego zwyczajami i obyczajami, życzeniem i potrzebą, z jego przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, że jednym słowem: wszystko, co do narodu należy, a więc demokracja i socjalizm, rewolucja i Rzeczpospolita muszą być narodowe, a jako takie nie mogą być ani dziełem narzuconym, ani wymysłem jednej głowy, ale owocem wszechstronnych i zbiorowych prac i poszukiwań, ale wyrobem i objawem woli ludu całego.
Z tej to przyczyny Towarzystwo przyjmując rozwój społeczny jako postęp ciągły i nieustający, nie organizowało go a priori według pojęć albo nawet doświadczeń pojedynczych ani zakreślało mu żadnych granic i szranków, poza które przedrzeć się by mu było nie wolno, ale szło ciągle, szło zawsze w zgodzie i w związku z dążnościami i postępem ludzkości. Z tej to przyczyny i dzisiaj Towarzystwo wierzy i wie, że socjalizm musi wpłynąć i wpłynie na zmiany w przemyśle, w naukach, administracji, religii, familii, własności, kapitale, tylko że te zmiany, ten rozwój nie przyjdą przemocą, gwałtem, ruiną, konfiskatą, tyraństwem, ale wyszukując, przysposabiając i przyjmując zasady i środki zastosowane do ogólnej potrzeby i ogólnego braterstwa, ale zaprowadzając w miejsce krzywdy, ciemnoty i fałszu – sprawiedliwość, oświatę i prawdę. Tam, gdzie wszyscy są wszystkim, gdzie sam naród jest ustawodawcą i sam rządem, tam tyraństwa i despotyzmu jednej części nad drugą być nie może. Bo, przypuściwszy na chwilę, że ogół w swej nieświadomości, jaką mu zarzucają niektórzy, pomyli się w ustanowieniu lub zastosowaniu praw z krzywdą i szkodą mniejszości, to czyliż ta niesprawiedliwość chwilowa, ta krzywda pewnej części członków nie będzie oddziaływała na cały ogół, na wszystkich? Czyż nie będzie przeciwną ogólnej harmonii? Nie stanież się przeto krzywdą całego społeczeństwa? W takim razie lud łatwo pozna i uczuje swój błąd, wejdzie bez żadnych gwałtownych wstrząśnień na drogę stosowniejszą i wynagrodzi bez uszczerbku i ciężaru niczyjego chwilową stratę skrzywdzonych.
O ile więc są sprawiedliwe i sumienne krzyki i obelgi naszych kontrarewolucjonistów, czyli raczej, o ile w tym jest kłamstwa, obłudy i bezwstydu, niechaj teraz ludzie wahający się, umiarkowani i praktyczni demokraci sami osądzą. Bo nie odzywamy się do ludzi wstecznych, do tej niczym niepoprawnej reakcji, która od dawien dawna wolała zaprzedać swój honor i swoje sumienie nieprzyjaciołom Ojczyzny i ludzkości, aniżeli zrzec się swoich przywilejów, która zawsze gotowa była poświęcić Ojczyznę i ludzkość swym obrzydłym i nienasyconym zachciankom i namiętnościom. Ale powtarzamy, cośmy powiedzieli na początku: wierzymy, iż poza nami są ludzie prawego serca, chociaż lękliwym okiem spoglądając w przyszłość, której zgruntować i pojąć nie ośmielili się jeszcze. Tych wzywamy do rozwagi, do spojrzenia naokoło siebie, niech pomną na nasze słowa, że rewolucja to postęp, że zatrzymywać się na drodze postępu to cofać się, a żadna siła, żadna przemoc nie jest w stanie powstrzymać ducha ludzkości w jego pochodzie naprzód, ku większej doskonałości, ku coraz doskonalszemu, pełniejszemu szczęściu. Niech pomną, że rewolucja jest jako rzeka, która gdy nie znajduje tamy i przeszkód, spokojnie rozlewa się i płynie niezmącona w swoim korycie, ale która powstrzymywana w swym biegu, burzy się i pieni zamieniając się w łoskotliwy i burzący potok, który wyskakując z swego łożyska pochłania i niszczy wszystko, co tylko jest mu zawadą.
Ludzie lękliwi, ludzie słabego i wahającego się serca, wyjdźcież raz z waszego odrętwienia, odtrąćcie raz wasze zimne umiarkowanie, waszą mniemaną praktyczność. Umiarkowanie to nie bojaźń, to nie oziębłość, obojętność, lekceważenie – to nie spokojne i bezczynne wyczekiwanie wobec grożącego niebezpieczeństwa. Praktyczność to nie odstępstwo, to nie zapieranie się najświętszych obowiązków, to nawet nie wykrzykiwanie przeciw demokracji lub socjalizmowi, przeciw rewolucjonistom lub republikanom. Takie pojmowanie umiarkowania, taka praktyka praktyczności to po prostu hańba, którą sami gotujecie sobie, to dezercja spod narodowej chorągwi. Nie mieliśmy nigdy zwyczaju chować do kieszeni naszej chorągwi ani słów naszych obwijać w bawełnę, więc też i dzisiaj powiemy szczerą prawdę. Kto przedkłada spokojność nad poświęcenie, kto wyżej ceni osobisty byt dobry nad publiczną ofiarę, ten nie tylko nie jest demokratą lub socjalistą, ani rewolucjonistą lub republikaninem, ale nie jest Polakiem, ale nie chce Polski wolnej i niepodległej, która wymaga ofiar i poświęcenia.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w „Demokracie Polskim” (organ prasowy TDP) w roku 1852. Przedrukowujemy go za książką „Towarzystwo Demokratyczne Polskie. Dokumenty i pisma”, wybór i opracowanie Bronisław Baczko, Książka i Wiedza, Warszawa 1954.