Zofia Daszyńska-Golińska
Przyszłość w zwierciadle syndykalizmu
[1922]
Socjalizm francuski wsparty na tradycjach Proudhona i Blanquiego, na projektach urzeczywistnienia przyszłego ustroju podawanych przez Fouriera czy Ludwika Blanca, okazywał się zawsze opornym wobec centralizmu i dyktatury proletariatu, jakie wydedukować się dają z teorii Karola Marksa. To też syndykalizm, jako ruch ekonomiczny a zwłaszcza polityczny, własnymi szedł drogami i odbiegał zarówno w ruchu zawodowym, jak i w poczynaniach politycznych od karnie zorganizowanych i ortodoksalnych stronnictw socjaldemokracji w Europie Środkowej. Wobec powstania bolszewickiego systemu w Rosji, miraż wielkiego państwa, które pozornie wcieliło w życie ideały proletariackie, gdzie praca objąć miała kierownictwo i przeobrazić wszelkie podstawy dotychczasowego bytu, wzniecił wrzenie rewolucyjne umysłów i spowodował rewizję syndykalistycznej ideologii oraz bliższe sprecyzowanie jej podstaw.
Wymieniona w nagłówku książka pozwala je poznać, jest zatem pożądaną sposobnością do oceny ciekawego zagadnienia syndykalizmu i jego zamierzeń.
Rewolucja francuska jaskrawo postawiła zagadnienie wolności. Uzyskawszy wolność osobistą, po tym równouprawnienie polityczne, robotnik francuski wzdryga się przed jej utratą, a wszelka dyktatura, nawet przejściowa dyktatura proletariatu, zdaje mu się być groźbą, której poddać się nie chce. Syndykaliści są pacyfistami, a rewolucja to tylko inna metoda wojny. Ofiary gilotynowane w okresie terroru wielkiej rewolucji francuskiej padały nie zawsze przez zemstę wobec ciemiężców, lecz jak wykazał jej historyk Ludwik Blanc z 2750 takich ofiar tylko 650 należało do klas posiadających. Toteż terror biały czy czerwony, stosowany w rewolucji proletariackiej, czy burżuazyjnej, syndykalizm uznaje za tak samo okrutny i równie niesprawiedliwy. Gwałt wszelki jest nieludzki, o czym przekonują autora gwałty inkwizycji, królów, trybunałów, poskromicieli komuny, tak samo jak kaci, mordercy, prowokatorzy i czerezwyczajki bolszewickiej Moskwy. Syndykalizm pragnie tedy nie przewrotu dokonanego przez rzezie, dyktaturę i rozlew krwi, ale wcielenia w życie ideałów ewolucjonizmu, który będzie stwarzał, nie burząc żadnej instytucji, dopóki jej przez doskonalszą nie potrafi zastąpić.
Ten odruch uczuciowego wstrętu przeciw gwałtom dokonywanym na wschodzie Europy opiera Leroy na teorii socjologicznej, w myśl której zbudowany jest przyszły pogram syndykalizmu. Streszczam bieg jego myśli:
Wielka rewolucja francuska uznała prawa obywatela. Indywidualizm wyzwolił wielkie siły twórcze, obywatel stał się producentem, a z rozwojem stosunków, produkcja kierowana indywidualnie, zamieniła się w zbiorową. Tak samo jak władza zbiorowa – demokracja, zastępując indywidualną, wyrobić sobie musiała swoją teorię i nową technikę, tak i czasy nasze stwarzają kolektywną doktrynę produkcji. Władza podzieliła się na prawodawczą i wykonawczą. Sowiety obaliły nie tylko parlamentaryzm, ale i rozgraniczenie tych władz, zdobycz myśli i nauki francuskiej, uzasadnioną w dziele Montesquieu. Syndykaliści nie są bynajmniej ślepi wobec tego uwstecznienia, pomimo że i oni parlamentaryzmu nie uznają. Natomiast istnienie państwa i nadal będzie konieczne wobec stosunku z zagranicą i możliwej rozbieżności wśród znacjonalizowanych grup przemysłu. Roli tego państwa Leroy nie precyzuje dokładnie, zrozumieć ją jednak można po zapoznaniu się z całością teorii syndykalistycznej.
Prawa nabywa jednostka przez pracę zarówno fizyczną jak i umysłową. Producentem będzie przeto także uczony, albo artysta. Współdziałanie umysłowej pracy istnieje bowiem w każdym wytworze. Syndykalizm żąda nawet uznania przodownictwa dla tej pracy. „Należy jednak żądać, aby świat inteligencki literaci, filozofowie, nauczyciele, artyści, technicy, uczeni pouczyli wszystkie kategorie społeczeństwa, jak posługiwać się inteligencją, podobnie jak fizyk, który potrafi zastosować ciężarki, termometr i cyfrę, aby osiągnąć dokładność wagi, stopnia i całości (s. 37/8). Rozwój umysłowy ludzkości ani postępy nauki nie są bynajmniej zagrożone przez dochodzące do panowania zastępy robotnicze. Przeciwnie, robotnik nowoczesny, którego życie i wysiłki zależne są od postępów techniki i nauki, który żyje wśród zorganizowanej zbiorowości jako członek stowarzyszenia zawodowego i spółdzielni, chce i może brać udział najżywszy w kulturze duchowej, a postępy wydajności pracy są mu tak samo potrzebne, jak prywatnemu kapitaliście”. Na dowód tego przytacza autor, że syndykaliści obmyślają sposoby udoskonalenia techniki i organizacji produkcji, wobec skrócenia tygodnia pracy do 48 godzin.
Problemat najważniejszy stanowi organizacja produkcji, przy której niezbędny jest wysoki poziom inteligencji i wyszkolenia ogółu pracowników, ponieważ kierownictwo znacjonalizowanych gałęzi produkcji musi być zbiorowe. Czym bowiem jest dziś kapitał, jak nie podstawą organizacji przedsiębiorstwa, rynku zbytu, komunikacji, spożycia? Rzeczowe składniki kapitału pozostaną bez zmiany – nowa organizacja musi być obmyślana i stworzona. Nie dość uchwycić władzę i na tej podstawie wydawać prawa: produkcja nie może ustać ani na chwilę, byłoby to bowiem największym nieszczęściem dla samych warstw pracujących. Trzeba zatem „trudnego i stopniowego przygotowania, powolnego wsiąkania życia proletariackiego w życie burżuazji…”. Sekretarz generalny Konfederacji Pracy, znany czytelnikom Leon Jouhaux mówi o konieczności konstrukcyjnej rewolucji, opartej na postępach ludzkości, nie tylko na narodowej produkcji i to nie drogą wyłącznie empiryczną, ale naukową i filozoficzną. Po destrukcyjnej wojnie przepowiada zatem syndykalizm „konstrukcyjną rewolucję” – rewolucję naukową, opartą na nowoczesnych pojęciach, a nie na starych formach barykad i tumultów ulicznych, rewolucję, która buduje zanim będzie burzyła, która tworzy przed okresem niszczenia”.
Zgodnie z teorią, która sięga aż do Sieyèsa i Mirabeau, i powołuje się na filozofię Descartesa i Claude Bernarda, Kongres Konfederacji Pracy w Lyonie zorganizował w 1919 r. Ekonomiczną Radę Pracy, organ zupełnie odrębny i niezależny od państwa, który rozpoczął działać w styczniu 1920 r. Pierwsze jego posiedzenie otworzył kooperatysta prof. Karol Gide. Uzasadniając powstanie tego nowego organu, Kongres w Lyonie złożył następującą deklarację, którą tu przypomnieć należy:
„Dążyć będziemy do bezpośredniego zarządzania przez społeczność bogactwami narodowymi, do kontroli czynności i organizmów, które kierują przemysłem przetwarzającym bogactwa i ich podziałem. Jednakże stwierdzając bezsilność organizmów politycznych i sam charakter władzy publicznej nie myślimy pomnażać atrybucji państwa, ani go podtrzymywać, a zwłaszcza unikamy systemu, który by oddał najważniejsze działy przemysłu pod zarząd urzędników, czyniąc z nich monopole skarbowe i dozwalając zapanować niewłaściwym i nieodpowiedzialnym czynnikom.
Opłakane rezultaty, które w przeszłości stwierdzić się dają i przejawiają się dotąd, dostatecznym są dla tego systemu potępieniem. Przez nacjonalizację rozumiemy powierzenie własności narodowej samym zainteresowanym, a zatem producentom i konsumentom stowarzyszonym”.
Na czele E.R.P. stoją delegaci Konfederacji Pracy Federacji Narodowej Kooperatyw Spożywczych oraz Unii syndykalnej techników przemysłu, handlu i rolnictwa (tzw. Ustica) w liczbie 18 pod przewodnictwem generalnego sekretarza K.P. Współdziałanie producentów i konsumentów wynika ze wspólnych dążeń: pierwsi chcą obalić najem, drudzy zyski. Zadaniem E.R.P. jest przede wszystkim badanie życia ekonomicznego we wszelkich jego przejawach, a więc techniki i organizacji przemysłu, komunikacji, finansów, kredytu, handlu, podziału bogactw, nauki zawodowej itp. Poza tym istnieje komitet rozdziału czynności, prowadzenia przedsiębiorstw i komitet wykonawczy. Leroy przyznaje, że chodzi o przygotowanie rządu i zorganizowanie pracowników w każdym dziale przemysłu w syndykat narodowy. Tworzenie takich syndykatów, odpowiadających dzisiejszym kartelom czy trustom, świadczy, że Konfederacja Pracy posługiwać się chce znanymi w świecie kapitalistycznym metodami, nie poprzestając na związkach zawodowych, które mają na celu interesy robotników w ramach obecnego ustroju.
Nacjonalizacja, punkt wyjścia w ustroju socjalistycznym jest celem przygotowań E.R.P. i wynikiem ewolucji, która dokonywa się w całym gospodarczym życiu, pójdzie zatem w myśl tendencji historycznej. Zdawałoby się przeto, że proces nacjonalizacji dokonany żywiołowo nie pociąga za sobą obowiązku odszkodowania dotychczasowych właścicieli. Syndykalizm przewiduje przecież odszkodowanie nie jako akt sprawiedliwości, lecz przez szacunek dla panujących dziś pojęć o prawie własności. Kto ponosi ciężary wykupu – nie wiadomo, prawdopodobnie jednak państwo. Tak samo autor nie mówi, skąd państwo weźmie środki, o ile przejmie sądownictwo, szkolnictwo itd. Podobnie warto zaznaczyć, że syndykalizm kwestionuje prawo strajku, motywując, że skoro warunki produkcji ustalane są przez cały ogół producentów, to zn. pracowników, grupie wyłamywać się z pod nich nie wolno. Jedynym wyjątkiem byłoby niezadowolenie pracowników całego syndykatu wobec najwyższej władzy centralnej – rodzaj strajku politycznego.
Na podstawie jednej książki i programu, który ulec może zmianom, trudno orzec, jakie znaczenie dla przyszłego ustroju społecznego mieć będzie syndykalizm. Ale nawet streszczone powyżej poglądy pozwalają stwierdzić najważniejsze dwa momenty, które nie tylko dla Francji, ale dla całej ludzkości potężne mają znaczenie.
Obrona wolności tak konieczna wobec bolszewickich eksperymentów, to jedno zadanie syndykalizmu. Zaprotestować należy przeciw klątwie terroru, biurokratyzacji życia, powstaniu kliki ludzi małych, bezwzględnych, a żądnych władzy, którzy pod płaszczykiem doktryny i zbawczych projektów uszczęśliwiania w dalekiej przyszłości, dławią życie, depczą zdobycze demokratyzmu, przekreślają kulturę i teorie naukowe, bo im to upraszcza drogę i daje w ręce władzę nieograniczoną.
Uznanie pracy umysłowej, jej znaczenia, niezbędności i przodownictwa, oto druga nie mniej ważna zasada. Włączenie czynników idealnych, podniesienie duchowych celów, do których ludzkość przez zapanowanie pracy nad kapitałem zbliży się szybciej i skuteczniej niż w ustroju obecnym, to niemniej ważny problemat. Wyzwolenie swoje z więzów kapitalizmu zbyt wyłącznie łączył dotąd proletariat z kwestią żołądka, gdy wyzwolenie to powinno być przede wszystkim ekspansją sił twórczych, rozlewnością nieskrępowanego przez więzy ekonomicznej nędzy i ucisku człowieka przyszłości. Postępy tego człowieka pracy codziennej, szarej, ciężkiej znaczyły się dotąd jedynie w walce o byt, w ustawodawstwie ochronnym, w podwyższeniu zarobków. Syndykalizm chce go uzdolnić do czynnego udziału w kształtowaniu produkcji oraz do jej kierownictwa, chce uzbroić umysł jego w taką sumę wiedzy, aby z odbiorcy uprzystępnionych, przebitych na drobną monetę popularyzacji wyników kultury stał się jej współtwórcą. Wysuwa zapanowanie ducha nad życiem na plan pierwszy. Nie darmo tak często spotykamy się z wyrazem dostojności (dignité), którą w człowieku jutra wychować trzeba. Drogą do zdobycia tej dostojności jest uszlachetnienie rozrywek i wypełnienie pozostałych po pracy wczasów udziałem w sztuce, nauce i wszelkich dodatkach cywilizacji.
A dalej idea rewolucji konstrukcyjnej: budować zanim stan istniejący zostanie zniesiony. Nawet sceptyk, który by tę ideę nazwał jedynie frazesem, przyznać musi, że jest to jedno z najpiękniejszych haseł, jakie zna doba obecna. Hasła są wielekroć zwiastunami czynów. Ośmiogodzinny dzień roboczy był wszak przez lat 30 hasłem, które wytrwale podtrzymywane stało się wreszcie czynem. Idea rewolucji konstrukcyjnej to właściwie interpretacja ewolucjonizmu w stosunkach społecznych. Dokonywać się on musi przez czynny udział człowieka a jak dziś zorganizowanych grup ludzkich. Grupy te mogą sobie postawić cel niszczenia, aby zrobić miejsce dla nowych ustrojów. Tak postąpił bolszewizm. Niszczył doszczętnie ustrój dawnej Rosji – pozostawia pustynię i śmierć, życie bowiem nie może ustać ani czekać.
Inne są zamierzenia syndykalizmu. W programach swoich stawia ewolucyjną przebudowę w miarę możności i powstawania nowych urządzeń. Nie jest to fatalizm, ku któremu grawitowali wielekroć zapatrzeni w materializm dziejowy marksiści, ale raczej czynne przygotowanie ludzi i nowych instytucji społecznych. Rewolucja konstrukcyjna wymaga wytrwałej pracy, współdziałania sił twórczych ze wszystkich dziedzin, a także wiary w powodzenie. Wszelka zaś wiara – nie tylko religijna – przenosi góry.
Zofia Daszyńska-Golińska
Powyższy tekst to omówienie książki Maxime’a Leroy – „Les techniques nouvelles du syndicalisme”, Paryż 1921. Opublikowano go pierwotnie w miesięczniku „Rzeczpospolita Spółdzielcza” nr 8-9/1922. Od tamtej pory nie był wznawiany, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł. Na potrzeby Lewicowo.pl udostępnił i opracował Piotr Grudka.
Zofia Daszyńska-Golińska (1866-1934) – nazwisko panieńskie Poznańska, pochodziła ze zubożałego ziemiaństwa, początkowo nauczycielka francuskiego, od ok. roku 1883 weszła w krąg polskiego ruchu socjalistycznego (grupa „Solidarność”). Ukończyła studia z ekonomii politycznej i historii na uniwersytecie w Zurychu, gdzie następnie się doktoryzowała. Tam związała się z emigracyjnymi działaczami Proletariatu. Wyszła za mąż za działacza socjalistycznego Feliksa Daszyńskiego (starszy brat Ignacego Daszyńskiego), po jego śmierci wróciła do Warszawy. Wykładała w Uniwersytecie Latającym, działała w ruchu socjalistycznym, za co została uwięziona i wydalona z zaboru rosyjskiego. W Berlinie uzyskała tytuł docenta, współpracowała z tamtejszymi socjaldemokratami, następnie wyszła ponownie za mąż za S. Golińskiego i osiadła w Krakowie. Członkini Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej, wykładowca Uniwersytetu Ludowego im. A. Mickiewicza i szkoły partyjnej PPS, założycielka robotniczego stowarzyszenia abstynenckiego „Trzeźwość”, współpracownica prasy socjalistycznej (m.in. „Naprzód”, „Prawo Ludu” i „Gazeta Robotnicza”). Współtwórczyni i aktywna działaczka lewicowego ruchu kobiecego. W czasie I wojny światowej związana z obozem piłsudczykowskim, kierownik Biura Prac Ekonomicznych Naczelnego Komitetu Narodowego, działaczka Ligi Kobiet Pogotowia Wojennego. Po odzyskaniu niepodległości pracowała w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej oraz kontynuowała działalność naukową, otrzymując tytuł profesorski Wolnej Wszechnicy Polskiej – jako wybitna ekonomistka oraz twórczyni podwalin polityki społecznej w Polsce. Po przewrocie majowym poparła Piłsudskiego, wchodząc w skład lewego skrzydła sanacji, zwolenniczka reform socjalnych i etatyzmu, w latach 1928-1930 senatorka z listy BBWR. Autorka wielu prac naukowych i rozpraw politycznych, m.in. „Przełom w socjalizmie”, „Współczesny ruch kobiecy wobec kwestii robotniczej”, „Zarys ekonomii społecznej”, „Przez kooperatywy do przyszłego ustroju”, „Przyczynki do kwestii robotniczej w Polsce”, „Prawo wyborcze kobiet”, „Praca. Zarys socjologii, polityki i ustawodawstwa pracy”, „Polityka społeczna (ekonomia społeczna)”.