Jan Nepomucen Miller
Proletariat wrósł w naród
[1938]
„Proletariusz nie ma ojczyzny’’... Te słowa „Manifestu komunistycznego”, tylekroć cytowane, nadużywane przez burżuazyjnych ideologów dla stwierdzenia „występnego” kosmopolityzmu ruchu robotniczego, wyrażają wszak nic innego, jak tylko gorycz palącą twórców naukowego socjalizmu wobec nadużywania wielkich słów przez darmozjadów pasożytujących na „ojczystej” roli.
Czyż bowiem chłop polski, zmuszony nędzą do wędrowania „na Saksy’’, czy do Ameryki, czy jak teraz, na zarobki sezonowe na Łotwę, może odczuwać swój związek z ojczyzną równie silnie, jak ten, który w kraju pracuje, zarabia i żyje?
Nędza pędzi robotnika czy chłopa wszędzie, każe mu szukać miejsca zarobku, jeśli nie w kraju, to poza krajem. Górnik polski w poszukiwaniu pracy udaje się do Westfalii czy Francji.
Związek zaś jego z ojczyzną i polskością, choć czasem prymitywnie i instynktownie odczuwany, jest nierównie silniejszy, głębszy i bardziej wewnętrzny, niż poczucie łączności z krajem pierwszego lepszego przemysłowca lub ziemianina polskiego, bawiącego na Riwierze na wywczasach jesiennych.
Tylko że „naród’’ i „ojczyzna’’ dla każdej z tych grup społecznych – to nie to samo.
Z perspektywy stulecia dzielącego nas od „Pana Tadeusza”, przypomnijmy sobie, że dla szlachcica zagrodowego Bartka Prusaka (a niewątpliwie i dla Mickiewicza) Soplicowo było ośrodkiem polskości:
Ilekroć z Prus powracam, chcąc zmyć się z niemczyzny,
Wpadam do Soplicowa, jak w centrum polszczyzny.
To „centrum polszczyzny” polegało zapewne na przestrzeganiu starych szlacheckich zwyczajów, dobrobycie ziemiańskim, no i stosownej porcji po szlachecku pojętego patriotyzmu.
Wspólnota narodowa z czasów Mickiewicza polegała na przystosowaniu się do typu życia, sposobu odczuwania, „ukierunkowaniu myśli i uczuć” zgodnego z ubóstwem myślowo-uczuciowym ówczesnego szlachcica i ziemianina.
Wszystko, co nie mieściło się w tej mocno przykrótkiej i koślawej foremce, było francuskie, niemieckie, błazeńskie – wreszcie chamskie i diabelskie, w każdym razie niestrawne dla „polskich” żołądków.
Chłop ówczesny, rzemieślnik czy mieszczanin, który się nie wzniósł nad swój „chudopacholski” stan i nie uszlachcił, nie miał właściwie najmniejszej możliwości uczestnictwa w tak pojętej komunie narodowej, która dla niego musiała być tylko synonimem „pańskości”.
Jeżeli przez naród pojmować związek społeczny złożony z grup uznających się za naród odrębny i stwierdzających to czynami w dziedzinie pracy kulturalnej i politycznej – to stwierdzić trzeba, że chłop czy rzemieślnik ówczesny (poza sporadycznymi przejawami, jak w czasie Powstania Kościuszkowskiego) nie mógł mieć jasnego poczucia łączności narodowej ze szlachtą, do pracy zaś kulturalnej i politycznej dopuszczano go tylko w roli przedmiotu działania i wykonawcy, nie zaś inicjatora.
Lud nasz przez wieki odepchnięty celowo od życia publicznego, nie mógł wyrobić w sobie ani świadomości narodowej, ani obywatelskiej, nie zdobył jej również w czasach niewoli, gdy poczucie narodowe było udziałem tylko szlachty i części mieszczaństwa. Dopiero w końcu w. XIX w ruchu socjalistycznym i ludowym następuje przebudzenie tych warstw. W chwili odrodzenia Państwa Polskiego olbrzymie masy ludowe zdobyły prawa obywatelskie i zaczęły się otrząsać z tysiącletniej drzemki i martwoty. Ta czynna rola, jaką w sprawie niepodległości odegrał ruch socjalistyczny i ludowy, wplotła masy ludowe w życie narodu.
Rok 1920, udział robotników i chłopów w obronie zagrożonej niepodległości, utrwalił poczucie narodowe w masach ludowych, które uświadomiły sobie swoją rolę i odpowiedzialność za losy państwa.
Bez zbytniej przesady można by zaryzykować twierdzenie, że wojnę, którą rozpętała burżuazja polska (Rosja Sowiecka dwukrotnie przedtem zgłaszała gotowość do pertraktacji pokojowych – na warunkach bodaj wygodniejszych, niż osiągnięte po zwycięstwie nad bolszewikami), tę wojnę, która mogła się zakończyć utratą niepodległości, doprowadził do zwycięskiego końca przez zorganizowanie wszystkich sił żywotnych narodu lud polski, reprezentowany w ówczesnym Rządzie Obrony Narodowej przez Witosa i Daszyńskiego.
Rok 1926 i lata następne odsunęły te masy ludowe od udziału w życiu narodu i państwa i wywołały stan pozorny poprzedniej drzemki i martwoty. Udziału jednak mas w walce o niepodległość i w obronie granic państwa nic już nie wydrze ze świadomości zbiorowej robotników i chłopów, nie zatrze się również żadnymi sztucznymi środkami i policyjnymi zabiegami ich poczucia obywatelskiego.
Dzięki jednak włączeniu najliczniejszej w zbiorowości polskiej warstwy chłopskiej i robotniczej do wspólnoty narodowej, z natury rzeczy musi nastąpić pewne przetasowanie czy modyfikacja cech, które w tradycji polskiej uchodziły za narodowe, choć w gruncie rzeczy były ściśle związane raczej z panującą dotąd wszechwładnie kulturą szlachecką.
Ponieważ dotychczasowe ujęcie narodu i polskości (pokutujące zresztą dotąd w półgłowach lwiej części inteligencji polskiej) zostało przefiltrowane przez sito potrzeb i interesu stanowo-klasowego szlachty i ziemiaństwa, należałoby oczekiwać, że w miarę emancypacji robotników i chłopów spod ucisku społeczno-politycznego warstw uprzywilejowanych, nastąpiło kto wie, czy nie zasadnicze „wyinnienie” „ducha narodowego” i „obyczaju ojczystego”.
Prof. Jan Czekanowski („Człowiek w czasie i przestrzeni”, str. 103), zastanawiając się nad społeczno-antropologiczną strukturą Francji, wskazuje na kontrast między dawną jej szlachtą a masami ludności. Szlachta francuska powstała z plemienia Franków, szczepu germańskiego, wyróżniającego się wysokim odsetkiem składnika nordycznego. Wielka Rewolucja Francuska, obalając dawną szlachtę, była tedy w znacznym stopniu i przewrotem rasowym, wyzwalającym potomków dawno podbitej ludności gallo-rzymskiej.
Nie mamy dostatecznych danych o różnicy rasowej czy antropologicznej warstw społecznych w Polsce (mimo że teoria najazdowego pochodzenia Państwa Polskiego nie została bynajmniej przez naukę odrzucona), jeżeli jednak zmiana czy przetasowanie warstw społecznych w Polsce nie będzie zmianą typów rasowych jak we Francji, to w każdym razie będzie zasadniczą zmianą typu psychicznego warstwy panującej. Warunki bowiem życia, pracy i wysiłku psychofizycznego ludu polskiego wytworzyły zupełnie inny rodzaj reakcji zmysłowej i ukierunkowania myśli i uczuć, niż w pasożytujących ze znawstwem i upodobaniem warstwach uprzywilejowanych.
Proletariat polski wrósł w naród i przetwarza go z chwili na chwilę nie tylko dzięki dziejowemu wysiłkowi walk od Powstania Kościuszkowskiego aż po świadomy celów i dróg życia narodowego ruch socjalistyczny, który w ostatnich latach w Polsce mimo dążenia do międzynarodowej łączności proletariatu stał się nieprzebranym rezerwuarem nowych i niewyzyskanych sił narodowych.
Robotnik polski zarówno w pracy, jak i w historycznym wysiłku swej walki rewolucyjnej od r. 1905 stał się twórcą i nosicielem tego NOWEGO TYPU CZYNNEGO ŻYCIA POLSKIEGO, które znalazło swych piewców i apostołów w postaci Brzozowskich, Żeromskich, Daniłowskich.
Ich praca krytyczno-artystyczna, której tyle ma do zawdzięczenia obecne pokolenie, była odbiciem (często nawet trochę tradycyjnie wykrzywionym) tego kolosalnego i niewiarogodnego wysiłku społeczno-kulturalnego proletariatu polskiego, który w tej epoce wziął na siebie odpowiedzialność za cały uśpiony i obezwładniony naród.
Nie darmo Stanisław Brzozowski stwierdza, że nowa Polska datuje się od walki czynnej proletariatu polskiego z najeźdźcą, czyli od 1905 roku.
Dlatego również Żeromski uznał za stosowne walczącemu proletariatowi polskiemu przekazać sen tylu pokoleń polskich – o rycerskiej szpadzie, dlatego ginącego rewolucjonistę polskiego uczcił nagrodą „Róży”.
I dlatego tak śmiesznie wygląda troskliwość naszej burżuazji o „uświadomienie narodowe” robotnika polskiego, jakby istotnie patriotyzmu mógł się robotnik nauczyć tylko z wykoślawionej klasowo oświaty, przelewanej homeopatycznymi dawkami na dzieci robotników przez szkoły powszechne.
„Uczucie narodowe jest istotną częścią składową treści uczuciowej socjalizmu w każdym kraju. I staje się ono coraz mocniejsze, w miarę jak losy mas robotniczych jakiegoś kraju ściślej wiążą się z losami samego kraju, oraz w miarę tego, jak masy zdobywają silniejszą pozycję w całokształcie cywilizacji narodowej’’ – mówi Henryk de Man w swojej „Psychologii socjalizmu”.
Otóż to właśnie, że najistotniejszą więzią – poza naturalnymi warunkami wspólnoty, w postaci jedności języka i wspólnych losów historycznych (bo o jedności kulturalnej przy różnych warstwach trudno mówić) jest przede wszystkim wzięcie odpowiedzialności za losy narodu, udział we władzy, możność wywarcia wpływu na całokształt cywilizacji narodowej.
Przed proletariatem polskim, który był dotąd w Polsce przedmiotem, nie podmiotem władzy, stają wielkie zadania – stworzenia nowej kultury narodowej świata pracy, mogącej połączyć i zespolić już nie Hołysza z Karmazynem, lecz krew i sól narodu, ludzi tworzących całe jego bogactwo i siłę – robotnika, chłopa i pracownika umysłowego.
A może wtedy proletariusz polski nie będzie zmuszony szukać nowej ojczyzny na obczyźnie, gdyż rzucając ją, miałby coś więcej do stracenia „od kajdan i niewoli”, jak mówili Marx i Engels w swoim „Manifeście Komunistycznym”.
Jan Nepomucen Miller
Powyższy tekst Jana Nepomucena Millera pierwotnie ukazał się w postępowo-lewicującym tygodniku „Czarno na białym” nr 35(61), Warszawa, 28 sierpnia 1938 r.