Teodor Toeplitz
Polityka a samorząd
[1925]
Sprawy dotyczące samorządu miejskiego zwykło się traktować nieco z góry, z pewnym protekcjonalnym lekceważeniem. Gdy chodzi o wybory do Sejmu, żaden świadomy robotnik nie ma wątpliwości, że obowiązkiem jego jest przyjąć udział w wyborach i przyczynić się do zwycięstwa myśli socjalistycznej, każdy rozumie, jaką klęską dla klasy robotniczej byłaby nieobecność jej przedstawicieli w Sejmie lub zbyt nikłe znaczenie i wpływ przedstawicielstwa robotniczego.
Przecież tam, w Sejmie, decydują się najważniejsze sprawy, od których zależy kierunek rozwoju całej Polski. Od polityki ekonomicznej zależy rozwój przemysłu i rolnictwa, od polityki socjalnej zabezpieczenie stałości dobrobytu klas pracujących, a od ogólnych praw politycznych możność walki o podniesienie tego dobrobytu i walki o wolną kulturę.
Gdy taki jest zakres zadań, nikt nie poskąpi wysiłku.
A miasto?
Tu przecież chodzi tylko o takie sprawy, jak rynsztoki czy kanalizacja, trochę lepszy bruk lub oświetlenie, sprawy, na których przecie wszystkim mieszkańcom miasta w jednakowym stopniu zależy. Są to sprawy względnie niewielkiej wagi, a przede wszystkim sprawy, w których nie ma miejsca na walkę polityczną, sprawy natury gospodarczej.
Takim jest temat wielu przemówień i odezw wyborczych do Rad Miejskich, hasło, z którym może czasem w głębi duszy i niejeden z naszych towarzyszy się zgadza.
A stąd tylko krok jeden do dalszego wniosku.
Ponieważ Zarządy Miejskie zajmować się mają tylko sprawami gospodarczymi, sprawami o charakterze technicznym, to do Zarządów Miast wybierać trzeba przede wszystkim ludzi, którzy umieją gospodarować, na tych sprawach się znają, a więc dobrych inżynierów, kupców itp., których daleko więcej można znaleźć na listach kandydatów składanych przez rozmaite organizacje prawicowe czy narodowe, rekrutujące się spośród klas posiadających. Zresztą sprawy to nie tak znów wielkiej wagi, więc te wybory szczególniejszego znaczenia nie mają.
Nic bardziej fałszywego niż takie rozumowanie. Działalność Samorządu Miejskiego obejmuje zakres spraw tak szeroki, z tylu stron wdziera się każdej chwili do życia mieszkańca miasta, iż warunki tego życia w wysokim stopniu są zależne od sposobu pracy lub bezczynności władz miejskich.
Sposób mieszkania, ulica, przy której się mieszka, sposób zbudowania domu – zależne są nie tylko od ustaw budowlanych, ale od sposobu ich stosowania i współdziałania władz miejskich. Właściwie rozplanowanie miasta, zieleńce i ogrody, jedyne miejsce odpoczynku robotnika, bruki, oświetlenie zapewniające bezpieczeństwo, kanalizacja, niezbędny przy gęstym zabudowaniu warunek zdrowia.
Aprowizacja, ułatwienie zakupów, nadzór nad targami, szkoła, ochrona, szpital w razie choroby, przytułek dla sieroty lub starca, wszystko to istnieje lub nie istnieje, jest dobre lub złe w zależność od tego, kto i jak gospodarzy w mieście, wszystko to wymaga pilnego baczenia ze strony przedstawicieli klasy robotniczej.
Bo nie można się łudzić pozorną równoległością interesów wszystkich mieszkańców miast. Chociaż może się zdawać, że wszystkim jednakowo zależy na spełnieniu zadań samorządu, że wszyscy jednakowo dążą do tego, by ogólny stan miasta był podniesionym, jednak w rzeczywistości tak nie jest. I w samorządzie istnieje polityka, istnieje całkowicie różny stosunek do wszystkich nieomal zagadnień gospodarki miejskiej przedstawicieli klas posiadających, a przede wszystkim właścicieli nieruchomości, uważających siebie za jedynych „obywateli miejskich”, z jednej strony, a ludzi pracy z drugiej.
Różnicy tej polityki należy szczegółową poświęcić uwagę.
Jeżeli ktoś stale unika wszystkich podatków bezpośrednich, jeżeli ze szczególnym naciskiem mówi o nieobciążaniu własności nieruchomej, jeżeli broni z zapałem i zaciekłością od wszelkiego opodatkowania placów i gruntów, dowodząc, iż własność, która nie daje dochodu nie może podlegać opodatkowaniu, to na pewno jest poplecznikiem gorącym, obrońcą każdego podatku pośredniego, który w „sprawiedliwy i demokratyczny” sposób obciąży w równej mierze bogatego i biednego, jak np. podatek ładunkowy, pobierany od wszystkich przewożonych do miasta towarów, nie wyłączając artykułów pierwszej potrzeby.
Na pewno też przedstawiciel interesów „obywateli” będzie chciał podatek od lokali ustalić w sposób taki, który by w jednakowej mierze obciążał lokale jednoizbowe, jak i większe mieszkania ludzi bogatych.
Bo jeśli chodzi o podatki, to przedstawiciele klas posiadających są wielkimi zwolennikami demokratycznej równości, zupełnie inaczej niż wtedy, gdy chodzi o prawa wyborcze.
Ale nie tylko sposób pobierania podatków charakteryzuje poglądy radnych prawicowych – jeśli chodzi o wydatek który miałby wyraźny charakter pomocy klasom pracującym, zwykli oni wysuwać na pierwszy plan hasło oszczędności. W obawie, iż przyjść może chwila, w której nie będzie innego sposobu pokrycia wydatków, aniżeli sięgnięcie do własnych kas, przedstawiciele klas posiadających z oszczędności czynią pierwszą cnotę.
Rozumna oszczędność, polegająca na właściwym ustosunkowaniu wydatków, na tym, by nie wydawać pieniędzy na rzeczy zbędne lub małego znaczenia, ma rację bytu o ile jest związaną z wydatkowaniem na to, co jest pożyteczne i niezbędne.
Ale ci, co przeważnie w magistratach rządzą, inaczej rozumieją oszczędność.
„Nie ma pieniędzy” – to zdanie, które aż nadto często słyszy się z ust prawicowych członków magistratów i radnych.
Jeśli trzeba okazać pomoc bezrobotnym, czy drogą zapomóg, czy drogą uruchomienia jakiejkolwiek pożytecznej roboty inwestycyjnej – nie ma pieniędzy.
Jeśli trzeba nabyć plac dla potrzeb miejskich, teren dla ogrodu lub zieleńce – nie ma pieniędzy.
Jeśli trzeba tworzyć lub rozszerzyć zakład opiekuńczy – nie ma pieniędzy.
Nowy porządny budynek szkoły powszechnej niełatwo powstaje, wystarczą baraki, na porządną budowę – nie ma pieniędzy.
Gdy natomiast potrzeba drogą ogłoszeń wspomóc pismo partyjne albo dać posadę komu z bliskich – pieniądze się znajdują. Taka to jest „demokratyczna” polityka reakcjonistów. Toteż dla klasy pracującej ważną jest rzeczą mieć swoich przedstawicieli w Radzie i Zarządzie miasta.
Teodor Toeplitz
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku „Głos Zagłębia – organ Polskiej Partii Socjalistycznej w Zagłębiu Dąbrowskim”, nr 13/1925, 29 marca 1925. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski.
Na podobny temat warto przeczytać także:
- Emil Bobrowski: Robotnicy a gmina [1918]
- Józef Brzoza: Socjalizm gminny [1900]
- Józef Bek: O czynnik obywatelski w samorządzie [1926]
Publikowaliśmy już także inny tekst Teodora Toeplitza: Znaczenie spółdzielczości dla sprawy mieszkaniowej
Teodor Toeplitz (1875-1937) – wybitny działacz spółdzielczy i samorządowy, urbanista, przez wiele lat związany z PPS. Współzałożyciel Towarzystwa Urbanistów Polskich. Współtwórca Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, przewodniczącym Zarządu WSM. Współtwórca i prezes zarządu Społecznego Przedsiębiorstwa Budowlanego – głównego wykonawcy prac budowlanych w WSM i innych spółdzielniach warszawskich, ale także dla spółdzielni mieszkaniowych w Gdyni i Krakowie. W 1929 r. założyciel Polskiego Towarzystwa Reformy Mieszkaniowej, które z jego inicjatywy zorganizowało w 1937 r. pierwszy Polski Kongres Mieszkaniowy (Toeplitz zmarł kilka miesięcy przed Kongresem). Współtwórca Związku Miast Polskich. Wiceprezes Międzynarodowego Związku do Spraw Mieszkaniowych. Autor wielu publikacji fachowych i popularyzatorskich, poświęconych spółdzielczości mieszkaniowej, aspektom socjalno-bytowym mieszkalnictwa robotniczego, problemom urbanistycznym itp. Po jego śmierci WSM utworzyła Fundusz Stypendialny im. Teodora Toeplitza. Na warszawskim Żoliborzu istnieje ulica, której nadano imię twórcy WSM.
- Kategorie:
- Publicystyka
- Teksty