Jerzy Szurig
O nową formę życia
[1927]
W artykułach „Kryzys demokracji politycznej” i „O nowoczesny ustrój państwowy”, drukowanych w zeszytach siódmym i ósmym „Przełomu” z roku ubiegłego, starałem się wykazać, iż przesilenie ustrojowe, które – lżej lub ciężej – przechodzą dziś wszystkie nieomal narody europejskie, iż choroba niemocy trawiąca współczesne organizmy państwowe, ma swe głębsze podłoże w systemie rządów wyłącznie partyjno-politycznych i w ostatecznym zachwianiu się równowagi między rolą i znaczeniem czynnika gospodarczego w życiu dzisiejszych społeczeństw, a jego rolą i udziałem w rządach państwem.
Symptomatyczne jest wielce, iż bezsilność rządów i parlamentów ujawnia się w najwyższym stopniu w stosunku do zagadnień ekonomicznych, w stosunku do problemu niezbędnej reorganizacji życia gospodarczego i jego odbudowy na nowych podstawach, w stosunku również do rozstrzygnięcia kwestii społecznej, ściśle z tą reorganizacją związanej i wysuwającej się coraz bardziej na czoło spraw państwowych. Tymczasem, wobec głębokiego kryzysu ekonomicznego, jaki przeżywamy, wobec powszechności tego kryzysu i jego światowego, międzynarodowego charakteru, wobec niezaprzeczalnego faktu, iż problemy międzynarodowe są i będą w coraz większej mierze rozstrzygane pod kątem widzenia interesów ekonomicznych – racjonalna ingerencja państwa do życia gospodarczego, kierowanie nim i ścisłe podporządkowanie procesu produkcji interesowi państwowemu stają się nieodzowną koniecznością. W praktyce zaś rzecz ma się wprost przeciwnie: po wysoce niefortunnych, aczkolwiek w pewnej chwili niezbędnych, próbach etatyzmu, rządy i parlamenty wszystkich krajów abdykują coraz bardziej w sprawach polityki ekonomicznej na rzecz wielkich organizacji kapitalistycznych. Decyzje, w żywotnych dla całego narodu sprawach, zapadają coraz częściej na radach i zarządach wielkich zrzeszeń rolniczych, przemysłowych, finansowych, handlowych, nierzadko uchwalane pod wpływem przedstawicieli obcego i wrogiego krajowi kapitału. Organizacje te działają z ukrycia, nie ponosząc żadnej przed opinią publiczną odpowiedzialności, zdobywając sobie ciche wpływy w parlamencie, którego uchwały są niejednokrotnie tylko zalegalizowaniem postanowień zapadłych wcześniej gdzie indziej. Prowadzi to do podporządkowania polityki ekonomicznej państwa, a nawet polityki państwowej w ogóle, interesowi prywatnemu czy też interesowi pewnej klasy społecznej, powoduje anarchię życia gospodarczego. Z drugiej zaś strony stwierdzić należy, iż ustawy i uchwały parlamentów, dotyczące spraw ekonomicznych, są bardziej jeszcze, niż to ma miejsce w jakiejkolwiek innej dziedzinie ustawodawstwa, chaotyczne, bezplanowe, sprzeczne ze sobą, niezrozumiałe; cała zaś „reglamentacja” biurokratyczna życia gospodarczego hamuje tylko i utrudnia jego rozwój.
Czemu przypisać ten stan rzeczy? Powszechność kryzysu ustrojowego i jednakowe jego we wszystkich krajach objawy, wskazują wyraźnie, iż choroba organizmu państwowego sięga korzeniami swymi aż samych podstaw ustroju, tkwi w niedostosowaniu tego ustroju: wyłącznie partyjno-politycznego, do współczesnej ewolucji życia gospodarczego i społecznego. W jednym z poprzednich artykułów starałem się wykazać na przykładach różnych narodów i epok, iż ustrój polityczny jest przede wszystkim wyrazem ustroju ekonomiczno-społecznego i że najgłębsze nawet przeobrażenia polityczne miały swe źródło w zasadniczej zmianie warunków życia gospodarczego. Organizacja polityczna, formy prawno-państwowe, odpowiadać muszą istotnej treści życia, być dostosowane do struktury gospodarczej i – co za tym idzie – do budowy społeczeństwa. W przeciwnym bowiem razie życie rozsadza formy lub skazuje je na skostnienie, powodujące bezwład całego organizmu państwowego. Gdy dwa zasadnicze tryby wszelkiego mechanizmu społecznego, organizacja polityczna i gospodarcza, nie są do siebie ściśle dopasowane i nie pracują w harmonijnej sprawności – wówczas cały mechanizm rozstraja się i rozprzęga, a wreszcie przestaje działać zupełnie i powoduje katastrofę. Jesteśmy dziś świadkami różnych stadiów tego rozstroju we wszystkich prawie krajach; wszędzie przesilenie ustrojowe jest kwestią na porządku dziennym.
Dzisiejszy ustrój większości państw cywilizowanych – demokracja partyjno-polityczna, będąca jedynie wyrazem suwerenności politycznej ludu – wprowadzony został w wyniku zwycięskich walk o wyzwolenie jednostki spod jarzma politycznego, powstał jako reakcja przeciw tyranii absolutyzmu i tyranii korporacji zawodowych. Ten ustrój państwowy oparty wyłącznie na jednostce, liczbie jedynie oddający rządy krajem, usuwający wszelkie organizacje społeczne od jakiegokolwiek wpływu na sprawy publiczne – potrzebom swej epoki czynił całkowicie zadość. W epoce powstawania wielkiego kapitalizmu został ustrój państwowy skorygowany jeszcze bardziej w duchu teorii liberalnych; jedynym zadaniem państwa jest pełnić funkcje żandarma, jedynym jego terenem działania – polityka; ingerencja państwa do spraw gospodarczych i społecznych jest zasadniczo wyłączona.
Liberalizm, pod którego znakiem w dziedzinie ustroju państwowego dziś jeszcze żyjemy, miał swe zadanie historyczne do spełnienia. Zadaniem tym były jednostki, wychowanie wolnego obywatela, umożliwienie – przez rozbicie krępujących rozwój produkcji ciasnych ram korporacyjnych – nowoczesnej ewolucji przemysłowej i postępu ekonomicznego. Wraz jednak z rozwojem życia, z potężnieniem produkcji przemysłowej i kolosalnym postępem gospodarczym – to, co stanowiło w pewnym okresie o wartości ustroju liberalno-demokratycznego, poczęło stawać się coraz bardziej źródłem jego słabości, bezsilności nawet. Coraz jaskrawiej występowały jego cechy ujemne, destrukcyjne: sztuczny rozdział w życiu publicznym pierwiastka politycznego od ekonomicznego, anarchia życia gospodarczego, brak istotnej możności podporządkowania procesu produkcji interesowi ogólnemu i potrzebom państwowym, nieudolność i niepowodzenia prób czynionych w tym kierunku przez państwo, niezorganizowane w tych celach. Z drugiej zaś strony czynnik gospodarczy, który we współczesnych społeczeństwach wysunął się nieomal na plan pierwszy, upośledzony jest w wywieraniu legalnego wpływu na bieg spraw państwowych. Wielkim grupom kapitalistycznym, potentatom produkcji i finansów łatwo jednak było znaleźć na to sposób i uzyskać na marginesie prawa decydujące nieraz wpływy na rządy państwem. A ponieważ wpływy te działają z ukrycia, spoza pleców parlamentów, ponieważ wywierane są drogami okólnymi przez osoby i organizacje podstawione – trudno jest, w dzisiejszym stanie rzeczy, uniknąć jaskrawych nadużyć na szkodę interesu ogólnego.
W ten sposób ustrój liberalny staje się coraz bardziej ustrojem dezorganizacji i korupcji.
Z drugiej zaś strony poczyna się domagać głosu w sprawach państwowych czynnik zorganizowanej pracy – związki zawodowe – ten największy bodajże wyłom w ustroju liberalnym. Nowe wartości, nowe siły społeczne wchodzą na arenę życia publicznego: dziś o swe prawa, o swój statut walczy nie obywatel – lecz pracownik, nie jednostka – lecz wytwórca. Syndykalizm organizuje dzisiejsze rozproszkowane społeczeństwo w grupy silne i zwarte, na zasadzie wspólnego określonego zatrudnienia i interesu zawodowego: na zasadzie funkcji społecznej. Jest on przede wszystkim siłą konstrukcyjną i koordynującą, odpowiednio wyzyskany stać się może dla państwa potężnym sprzymierzeńcem w walce o podporządkowanie interesu prywatnego dobru ogólnemu.
W państwie współczesnym, które jest coraz bardziej społeczeństwem ekonomicznym, czynnik gospodarczy, czynnik pracy, czynnik organizacji społecznej stanowić będzie w coraz większej mierze treść życia publicznego; czynnik zaś polityczny odgrywać będzie rolę regulatora tego życia, podporządkowującego rozliczne tendencje i egoizm grup gospodarczych interesowi państwowemu. Komórką życia społecznego stawać się będzie coraz bardziej zrzeszenie zawodowo-gospodarcze; organizacja zaś polityczna stanowić będzie ramę zewnętrzną i środek działania.
Do tych więc nowych zadań, do tej zmiany struktury społecznej trzeba dostosować ustrój państwowy, by przywrócić mu jego sprężystość i siłę. Czynnik gospodarczy, czynnik pracy, czynnik twórczej funkcji społecznej powinien znaleźć swój wyraz, obok czynnika partyjno-obywatelskiego, w strukturze państwa. Obok reprezentacji politycznej, reprezentacji liczby, trzeba stworzyć, na miejscu dzisiejszego senatu, reprezentację funkcji społecznej, reprezentację wartości. W tym nowym senacie zasiadaliby przedstawiciele interesów ekonomicznych i organizacji zawodowych, przedstawiciele urzędników państwowych, ukonstytuowanych ciał naukowych, organizacji kulturalnych, wolnych zawodów...
W ten sposób obok liczby doszłaby do głosu w kierownictwie sprawami państwowymi – elita, elita jednak na wskroś „demokratyczna”, gdyż złożona wyłącznie z tych, którzy w każdej dziedzinie działalności wykazują największą wartość, największą aktywność, największe poczucie obowiązku społecznego. Twórczość bowiem umysłowa czy fizyczna oraz działalność społeczna jest najważniejszą funkcją obywatela, tą, która najidealniej stwierdza jego wartość, jego użyteczność dla narodu i państwa.
Otworzenie wrót organizacji państwowej dla czynnika gospodarczego i czynnika funkcji społecznej dałoby Państwu – przez powstanie organu „kompetentnego” – zdolność i możność twórczej ingerencji do życia gospodarczego, celem podporządkowania procesu produkcji wymogom najwyższego dobra narodu: jego niepodległości gospodarczej i politycznej. Wywrzeć by to musiało również wysoce dodatni wpływ na poziom ustawodawstwa. Nie należy bowiem zapominać, iż ustawa to nie tylko środek wcielenia w życie pewnych koncepcji ideologicznych, lecz przede wszystkim narzędzie organizacji codziennej pracy społeczeństwa. Przedstawiciele partii politycznych są zbyt skłonni do ferowania ustaw wyłącznie pod kątem interesów partyjnych i w oderwaniu od terenu praktycznego życia. Danie możności wypowiedzenia się ludziom, którzy zrośnięci są z terenem praktycznym, którzy nie ujmowaliby wszystkich zagadnień z punktu widzenia partyjnego – wprowadziłoby do praktyki ustawodawczej szczęśliwą korekturę. W ten sposób można by wyrugować z murów parlamentu i życia publicznego – zbyt rozpanoszonego „ducha partyjnictwa” i politykę zawodową, „politykę dla polityki” – symptomy częściowego przeżycia się ustroju wyłącznie partyjno-politycznego. Nie negujemy bynajmniej — chcemy to stwierdzić wyraźnie — konieczności istnienia partii i ich roli w życiu publicznym. Chodzi nam jedynie o ograniczenie roli partii do ich właściwego zakresu i o zwalczanie niezdrowego objawu, iż ze środków i narzędzi działania politycznego — stają się partie często celem samym w sobie.
Czynnik polityczny nie wypełnia dziś całej treści życia publicznego i musi w organizacji państwowej dać obok siebie miejsce czynnikowi funkcji społecznej. Lecz wytwórca nie może wyrugować obywatela, ani uszczuplić jego praw. Ugrupowania ekonomiczne i zawodowe pozostaną zawsze w znacznej mierze ugrupowaniami interesów prywatnych. Dlatego też decyzja ostateczna powinna być pozostawiona czynnikowi politycznemu. Trzeba stwierdzić również, że jeśli elita musi wskazywać drogę i dawać dyrektywy liczbie, to pozostawiona sama sobie, bez kontroli liczby, szybko wynaturza się i gubi. Dowodzi tego historia wszystkich ustrojów arystokratycznych.
Senat, reprezentujący czynnik funkcji społecznej, miałby za zadanie opracowywanie i rozważanie w pierwszym rzędzie ustaw z inicjatywy rządowej; posiadałby również prawo inicjatywy ustawodawczej w zakresie spraw gospodarczych i społecznych. Po opracowaniu i uchwaleniu przez senat, ustawy kierowane byłyby do izby poselskiej, która by uchwalała je lub odrzucała, zachowując prawo wprowadzania zmian i poprawek. Naturalne jest, iż prawo inicjatywy ustawodawczej izby poselskiej pozostałoby nienaruszone.
Zarzut jaki można by postawić tak skonstruowanej Izbie II-ej jest ten, iż wprowadza się do organów państwowych zarzewie walki klas i grę interesów prywatnych. Na zarzut ten odpowiedzieć można, iż walka klas istnieje i nie usunie się jej, zamykając oczy na fakt jej istnienia. Natomiast jawna konfrontacja interesów i dążeń klasowych przed forum opinii publicznej zmusi strony przeciwne do szukania słusznego kompromisu, jak również przyczynić się powinna do bardziej zgodnego z interesem państwowym rozstrzygania sporów. Co zaś się tyczy interesów poszczególnych grup produkcji i przeróżnych związków kapitalistycznych – to te znajdują dziś doskonale drogę do wywierania wpływu na przedstawicielstwo polityczne. Robią to jednak z ukrycia, przy pomocy tzw. cichych argumentów, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności. Natomiast w izbie, w której posiadałyby własne przedstawicielstwo, ugrupowania gospodarcze wystąpić musiałyby jawnie, z otwartą przyłbicą przed opinią publiczną. I to niewątpliwie przyczyniłoby się do uzdrowienia stosunków w Państwie.
W interesie państwowym leży, by zorganizować w tej izbie przewagę czynnika pracy (praca fizyczna + praca umysłowa) nad czynnikiem kapitału, ze względu zarówno na jego rolę i charakter, jak i na znacznie większy stopień pokrywania się interesów warstw pracujących z interesem narodowym; ze względu również na fakt, iż rozbicie wśród klasy pracującej jest daleko większe niż w obozie kapitału, idącym zawsze zwartą ławą. Zapewnienie przewagi byłoby więc w danym wypadku jedynie przywróceniem równowagi i zrealizowaniem postulatu sprawiedliwości społecznej.
Jerzy Szurig
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku politycznym „Przełom” nr 1(30)/1927. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.
Jerzy Szurig (1893-1941) – czołowy ideolog polskiego syndykalizmu i lewicy sanacyjnej. Z wykształcenia prawnik. Przed I wojną światową aktywista Związku Strzeleckiego, w czasie wojny żołnierz-ochotnik tzw. Legionu Bajońskiego (polski oddział w łonie francuskiej Legii Cudzoziemskiej), brał udział w ciężkich walkach z Niemcami. Po wojnie przebywał okresowo we Francji, gdzie zafascynowała go ideologia syndykalistyczna. Po powrocie do kraju był działaczem Towarzystwa Straży Kresowej i Związku Patriotycznego. W roku 1926 należał do współtwórców Związku Naprawy Rzeczypospolitej – czołowej organizacji lewicy sanacyjnej. Był członkiem jej władz, a od 1927 r. redaktorem naczelnym tygodnika „Przełom” – głównego organu prasowego ZNR. Od 1926 r. redagował także syndykalistyczne pismo „Solidarność Pracy” (dwutygodnik, później miesięcznik), przemianowane w 1929 r. na „Solidarność Robotniczą”, a rok później na „Syndykalistę”. Należał do czołowych działaczy Generalnej Federacji Pracy – prosanacyjnej, „antypartyjnej” centrali związkowej, utworzonej w 1928 r. Po jej połączeniu z innymi podobnymi inicjatywami i powołaniu Związku Związków Zawodowych, Szurig był członkiem najwyższych władz tej organizacji (m.in. sekretarz generalny, wiceprezes), a w latach 1931-39 redaktorem naczelnym jej organu „Front Robotniczy” (okresowo tygodnik, okresowo dwutygodnik). W latach 1931-1939 był prezesem wchodzących w skład ZZZ dwóch podmiotów – Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Tytoniowego i Salinarnego oraz Związku Zawodowego Robotników Przemysłu Chemicznego i Pochodnych. W łonie ZZZ jeden z liderów lewego skrzydła, w drugiej połowie lat 30. należał do tych działaczy, którzy coraz bardziej krytycznie oceniali prawicową ewolucję obozu piłsudczykowskiego. Doprowadziło to do konfliktu z sanacyjną elitą władzy i do ataków na ZZZ, sam Szurig był wielokrotnie aresztowany, a podczas policyjnego ataku na katowicki lokal związku został zraniony szablą w głowę. W roku 1937 był przez kilka miesięcy redaktorem naczelnym lewicującego dziennika „Głos Powszechny”, jednak pismo upadło z powodu częstych konfiskat ze strony cenzury obozu rządzącego. Po wybuchu II wojny światowej, Szurig włączył się w działalność podziemną, powołując jesienią 1939 r. wraz z innymi działaczami lewicy sanacyjnej Związek „Wolność i Lud” (przemianowany w 1941 r. na Związek Syndykalistów Polskich). Był także pracownikiem Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej. W 1941 r. aresztowany przez hitlerowców, więziony na Pawiaku, rozstrzelany w Palmirach.