Adam Pragier
Marks o Polsce
Wygląda to dziwacznie – ale do Marksa można zastosować bez większego błędu określenie „pisarz nieznany”. Napisał Marks wiele prac, które są przełożone na wszystkie języki i wciąż na nowo wydawane. Ale napisał także mnóstwo artykułów, porozsyłanych po pismach europejskich i amerykańskich w sprawach bieżących, i tysiące listów treści politycznej. Za dobrych czasów socjalizmu niemieckiego, ten rozproszony dorobek marksowski skrzętnie zbierano i po części wydawano. Także jeszcze po pierwszej wojnie światowej nie brakło opracowań monograficznych różnych fragmentów marksowskiej myśli politycznej i ekonomicznej, ale docierała ona w małym stopniu do szerszych kół. Upadek socjalizmu europejskiego, zarysowujący się współrzędnie z urzeczywistnianiem znacznej części jego programu (interesujący przykład dialektyki historycznej), sprawił, że Marks, wraz z całym jego dorobkiem, został dziś przejęty przez komunizm, bez żadnego oporu ze strony socjalizmu demokratycznego.
Sytuacja Marksa jako ekonomisty jest podobna do sytuacji Darwina w biologii. Nie podobna przejść mimo darwinowskiej teorii ewolucji i wszystkie rozważania współczesne i przyszłe o rozwoju życia na Ziemi, muszą uwzględniać – przyjmując czy odrzucając – dokonania Darwina. Spisane przed niespełna stu laty dzieło Marksa okazuje się w świetle późniejszej historii pełne błędnych przewidywań i jednostronnych sformułowań. Ale wiedza akademicka w zakresie socjologii i ekonomii, choć czasem nie wspomina Marksa, nie posuwa się naprzód ani na krok w swoich dociekaniach z górą od pół wieku, bez przyjmowania czy obalania jego twierdzeń.
Marks-polityk jest spadkobiercą i kontynuatorem myśli demokratycznej, stworzonej przez rewolucję francuską i choć tego nigdzie nie przyznaje, przez niektóre prądy socjalizmu utopijnego. W ekonomii, z początku zwłaszcza, interesuje się nie tyle konkretną stroną zjawisk, ile tworzeniem systemu, opartego na przyjętych z góry założeniach. Odwraca dialektykę Hegla od idei do czynnika materialnego i tworzy w taki sposób swą własną dialektykę materialistyczną, która w powiązaniu z materializmem historycznym ma się stać kluczem do zrozumienia wszystkich zjawisk i świadomego kierowania ich rozwojem. W polityce wszakże Marks nie jest doktrynalny, nie buduje abstrakcyjnego systemu, lecz zmaga się z układem sił w świecie, jaki widzi przed sobą i jaki wciąż zmienia się w jego oczach. Jego busolą jest wolność człowieka i narodu, tak jak ją proklamowała deklaracja praw człowieka, siły działające ocenia wedle roli, jaka im przypada w danej chwili dziejowej.
A teraz – słoń a sprawa polska. Marks zajmował się Polską żywo i wiele o niej pisał. Nie dlatego wcale, by szczególnie pokochał Polskę czy nawet znał ją bliżej. Ale dlatego, że najżywiej interesował się – Rosją. W Rosji widział groźbę dla wolności Europy i świata, i to nawet nie tylko dlatego, że nienawidził despotyzmu carskiego, ale dlatego, że doceniał znaczenie rosyjskich dążeń do ekspansji. Chciał odbudować niepodległą Polskę nie jako samotne „przedmurze” broniące Europy od wschodu, ale dlatego, żeby wolne i zjednoczone narody, Włochy, Polska, Niemcy i Węgry, stworzyły w Europie bastiony demokracji, narodowej i społecznej, zdolne do oporu wobec reakcyjnych monarchii. Dla tego samego celu chciał też rozbić monarchię austriacką i obalić zarysowującą się przewagę pruską.
Szczególnie interesujące są mało znane wypowiedzi Marksa z roku 1866 w londyńskim piśmie „Commonwealth” i jego przemówienie na łącznym posiedzeniu Rady Międzynarodówki i Polskiego Towarzystwa Robotniczego w Londynie 22 stycznia 1867 r. ku uczczeniu czwartej rocznicy powstania [styczniowego] roku 1863. Artykuł w „Commonwealth” zaczyna się od słów: Gdziekolwiek klasa robotnicza występowała samoistnie w ruchu politycznym, jej polityka zagraniczna, od samego początku, wyrażała się w słowach – odbudowanie Polski. Tak było z ruchem czartystów, póki istniał, tak było z francuskim ruchem robotniczym przed rokiem 1848, jak i w owym pamiętnym dniu, gdy robotnicy paryscy demonstrowali przed Zgromadzeniem Narodowym z okrzykiem „Vive la Pologne!”. Tak było także w Niemczech w latach 1848 i 1849, gdzie pisma robotnicze domagały się wojny z Rosją i odbudowania Polski. Marks przypomina, że mieszczaństwo w czasie wszystkich powstań polskich, choć nie opowiadało się głośno za Rosją, ale ją zawsze popierało, a tylko jedna Międzynarodówka Robotnicza wołała głośno o „opór przeciw wkraczaniu Rosji do Europy i o odbudowanie Polski”.
Marks sprzed niespełna stu laty jest i dziś aktualny. Zwraca się jakby przeciw dzisiejszym lewicowym snobom z „New Statesmana” [1], przeciw prof. Carrowi [2], prof. Cole’owi [3] i prof. Laskiemu [4], chwalcom i obrońcom Rosji sowieckiej. Wspomina gniewnie, że z frontu polityki zagranicznej robotników Europy Zachodniej i Środkowej wyłączyli się zwolennicy Proudhona, którzy odprawiają sąd nad uciśnioną Polską i wyrokują, że zasłużyła na swój los. Mają oni podziw dla Rosji jako dla wielkiego państwa przyszłości, jako dla narodu najbardziej postępowego na globie ziemskim, z którym w zestawieniu taki mizerny kraj jak Ameryka nie jest godzien wspomnienia. Oskarżają Radę Międzynarodówki Robotniczej o to, że wyznaje bonapartystowską zasadę wolności narodowej i że chce wyłączyć z Europy wielkoduszny naród rosyjski, co jest grzechem przeciw zasadom powszechnej demokracji i braterstwa wszystkich ludów. Marks zauważa, że ta postawa rewolucyjnych proudhonistów, obrana z frazeologii, godzi się dosłownie ze stanowiskiem skrajnych torysów wszystkich krajów w stosunku do Polski i Rosji. Jakże żywo przypominają te słowa okres Jałty, gdy obok londyńskiego „Daily Workera” [5] i wszystkich asów Labour [Party], także ,,Times” doradzał Polakom pogodzenie się z rzeczywistością i uznanie światowej misji państwa rosyjskiego.
Marks wskazuje, że rozbiór Polski wpłynął na zahamowanie demokracji nie tylko w podbitym kraju, ale także w Europie Zachodniej. W szczególności Prusy związały się z Rosją solidarnością łupieżców i wsparte jej potęgą sięgają po opanowanie całych Niemiec. W samych Prusach ucisk rządu wobec Polaków, ograniczanie ich wolności obywatelskich, swobody prasy i stowarzyszania się, grozi równocześnie wolności wszystkich Prusaków. Tylko polityka robotnicza rozumie płynące stąd niebezpieczeństwo. Robotnicy – pisze Marks – nie tylko w Prusach, ale w całych Niemczech są zainteresowani bardziej, niż robotnicy jakiegokolwiek innego kraju, w odbudowaniu Polski i dawali temu wyraz we wszystkich swoich ruchach rewolucyjnych. Odbudowanie Polski oznacza dla nich zarazem wyzwolenie ich własnego kraju od stosunku wasalnego do Rosji.
Pod koniec drugiej wojny światowej, gdy wymyślono plan podziału świata na strefy wpływów sowieckich i anglosaskich, ,,Times” londyński przypomniał po wielekroć święte przymierze i jego główne dzieło: traktaty wiedeńskie z roku 1815. Zachwalał zalety tych traktatów: zgodę wielkich mocarstw opartą na lojalnym porozumieniu, stuletni pokój w Europie, swobodny rozwój narodów, w szczęściu i bezpieczeństwie. Układy w Teheranie, Jałcie i Poczdamie polityka brytyjska przedstawiała opinii swego kraju jako wznowienie założeń kongresu wiedeńskiego, i ta argumentacja poczytywana była za ostateczne uzasadnienie wartości tych traktatów. Marks pisze o tym: Układy z roku 1815 nakreśliły granice różnych państw europejskich wyłącznie dla dogodności dyplomatycznej, a szczególnie dla dogodzenia największej podówczas potędze kontynentalnej – Rosji. Pominięto życzenia, interesy i różnice narodowe ludności. W taki sposób podzielono Polskę, podzielono Niemcy, podzielono Włochy, nie mówiąc już o mniejszych narodach Europy południowo-wschodniej, o których podówczas mało kto wiedział. W następstwie, wszelki ruch polityczny w Polsce, w Niemczech i we Włoszech musiał rozpoczynać się od dążenia do przywrócenia jedności narodowej, bez której samo życie narodowe stawało się cieniem. Marks przypomina, że w związku z rewolucjami we Francji w latach 1830 i 1848 powstały porozumienia radykalnych przywódców z wielu krajów Europy, oparte na wspólnym programie, zmierzającym do wyzwolenia narodów uciśnionych i podzielonych, i że zmierzało to w praktyce do unicestwienia dzieła traktatów wiedeńskich. Dążenia te znajdowały poparcie w polityce zagranicznej ruchów robotniczych, które wiązały walkę o wolność narodową ze swą własną walką. Można to uzupełnić uwagą, że opór ten trwał nieprzerwanie, acz z różnym natężeniem, przez sto lat z górą i że jemu właśnie należy przypisać przywrócenie wielu narodom wolności przez traktat wersalski z roku 1919. Zainteresowana w obronie dzieła kongresu wiedeńskiego była jedyna tylko Rosja, którą święte przymierze wprowadziło w głąb Europy i usankcjonowało jako „dzierżyciela nieprzebranych zasobów skradzionego dobra”.
Czymże była Rosja – pyta Marks – gdy tworzyło się wielkie państwo polskie po połączeniu z Litwą? Jedną z podbitych prowincji mongolskich. A przecie w niewiele wieków później Polska, osłabiona przez niedorozwój polityczny, przez brak warstwy średniej i przez ciągłe wojny, padła jej ofiarą. Przez cały wiek XVIII trwało przenikanie rosyjskie w Polsce. A gdy rozbiory położyły koniec jej istnieniu, Europa tak już przywykła do rządów rosyjskich w Polsce, że była zdziwiona, iż Rosja nie zagarnęła jej sama, lecz dopuściła do udziału w łupie Prusy i Austrię. W tym miejscu czyni Marks uwagę zadziwiająco przenikliwą o znaczeniu propagandy w akcji rozbiorczej. Pisze: Nie było wtedy jeszcze oświeconej „opinii publicznej” w Europie. Jakkolwiek gazeta „Times” nie fabrykowała jeszcze wówczas tego szczególnego towaru, to jednak istniał pewien rodzaj opinii publicznej, opartej na olbrzymim wpływie Diderota, Woltera, Russa i innych pisarzy francuskich XVIII w. Katarzyna II przyhołubiła niejednego z tych pisarzy i to samo czynił Fryderyk II. Oni zrobili legendę „Semiramidy Północy” i „filozofia z Sanssouci”. Oni przedstawili światu Rosję jako kraj najbardziej postępowy na świecie, ostoję liberalizmu i obrończynię wolności religii. Bo przecie w imię wolności religii wkraczała Rosja w sprawy polskie. Prawdziwie pięknym przykładem wojny klasowej było – pisze Marks – gdy żołnierze rosyjscy i chłopi małoruscy palili społem dwory polskie po to tylko, by przygotowywać podbój tych obszarów przez Rosję, po czym ci sami żołnierze rosyjscy poddali znowu tych chłopów pod władzę ich panów.
Ta analiza działań propagandowych i ich znaczenia w polityce rosyjskiej jest jakby proroczą wizją tego, co działo się pod koniec minionej wojny. Nie było już wtedy „olbrzymiego wpływu” pisarzy francuskich, ale był „Times” ze swoim prof. Carrem i byli obrońcy religii, chłopów małoruskich i wolności społecznej z „New Statesmana” i była „oświecona opinia publiczna” lewicy brytyjskiej. Zdemokratyzowali się goście dworu rosyjskiego, zamiast kilku filozofów przybywali przed oblicze Stalina liczni podróżnicy ze związków zawodowych i parlamentu, a ponadto uczeni i artyści, kwakrzy, pastorowie, nauczyciele, listonosze i postępowe matki. Oni także przedstawiali światu Rosję jako kraj najbardziej postępowy na świecie, ostoję liberalizmu i obrończynię wolności religii.
Marks przypisuje duże znaczenie w ułatwianiu przenikania Rosji do Europy także bezpośredniemu działaniu propagandy brytyjskiej. Przypomina: Kiedy ostatnie ukazy [dekrety] dotyczące zniesienia państwa polskiego doszły do wiadomości czynników brytyjskich, główny organ giełdy zwracał się do Polaków z wezwaniami, by stali się Moskalami. Czemuż by nie miał tego czynić, skoro był to sposób dodatkowego zabezpieczenia sześciu milionów funtów, które niedawno właśnie kapitaliści angielscy pożyczyli carowi? To przypomnienie także nie jest pozbawione aktualności. Oto pod koniec minionej wojny wysłannicy rządu i koncernów sowieckich odbywali w City londyńskiej narady z przedstawicielami banków i przemysłu, w sprawie poczynienia większych zamówień „na odbudowę kraju”. Na ekranie marzeń City zarysowała się globalna suma tych zamówień – 400 milionów funtów. Następstwem tych urzekających rozmów była jednolita postawa brytyjska w ocenie błogosławieństw płynących z układów zawartych z Sowietami i pretensje do Polaków, że wyłamują się z powszechnego entuzjazmu. Ton nadawał w tych pretensjach „główny organ giełdy”, londyński „Times”, który w tym właśnie czasie był żartobliwie nazywany trzypensowym wydaniem „Daily Workera”.
Marks pisze: Nie brak ludzi naiwnych, którzy sądzą, że dziś wszystko się zmieniło, że Polska przestała być „potrzebnym narodem”, jak napisał pewien Francuz, i pozostała tylko sentymentalnym wspomnieniem, a sentymenty i wspomnienia nie są notowane na giełdzie. Ale cóż się właściwie zmieniło? Czy zmniejszyło się niebezpieczeństwo? Nie. Tylko ślepota intelektualna klas rządzących w Europie doszła do swego zenitu. Dalej następuje zdanie, które i dziś można wypisać jako kanon wszelkiej możliwej polityki europejskiej i światowej: Polityka Rosji jest niezmienna, co przyznał oficjalny historyk moskiewski Karamzin. Jej metody, jej taktyka czy manewrowanie, mogą się zmieniać, ale gwiazda polarna tej polityki – opanowanie świata – jest gwiazdą stałą. Marks przewiduje trafnie także niebezpieczeństwo płynące dla Europy z uczynienia Polski rosyjskim państwem satelickim. Powołuje się przy tym na Pozzo di Borgo, najwybitniejszego dyplomatę rosyjskiego. W czasie kongresu wiedeńskiego tłumaczył on Aleksandrowi I, że Polska może być dla Rosji bądź skutecznym narzędziem w jej zamysłach światowych, bądź niepokonaną przeszkodą: Polska będzie w ręku cara mocnym biczem, gdy Polacy uświadomią sobie, ile razy zostali przez Europę zdradzeni. Gdy dziś Rosja buduje w Polsce swoją najsilniejszą armię satelicką, pod dowództwem marszałka Rokossowskiego, bez wątpienia kieruje się względami, o których mówił Pozzo di Borgo przed 137 laty.
Istnieje jedna tylko alternatywa dla Europy: – pisze Marks – albo azjatyckie barbarzyństwo pod przywództwem moskiewskim zaleje ją jak lawina, albo Europa musi odbudować Polskę, stawiając między sobą a Azją 20 milionów bohaterów, by zyskać na czasie dla dokonania swego społecznego odrodzenia. Obco brzmi dzisiejszemu uchu określenie „20 milionów bohaterów” i nierealna jest także w obliczu praw nowoczesnej wojny koncepcja Polski jako przedmurza. Ale są to szczegóły raczej drugorzędne. Alternatywa pozostała w swojej istotnej treści bez zmiany. Jej pierwsza część, groźba zalewu barbarzyńskiego pod przywództwem moskiewskim, nie budzi wątpliwości. Jej część druga nie jest jeszcze wyraźnie sformułowana. Do niedawna obowiązywała formuła „containment” [6], wsparta uzbrojeniem Europy Zachodniej. Z wolna zaczyna sobie torować drogę koncepcja „liberation”, co oznaczać ma politykę bardziej czynną. W chwilach większej śmiałości mówi się, że oznacza ona dążenie do wydobycia narodów satelickich z niewoli.
Jest rzeczą uderzającą, że Marks, wyznaczając Polsce tak ważną rolę w polityce europejskiej i w strategii walki z naporem rosyjskim na Europę, nie zastanawia się bliżej nad wewnętrznym życiem współczesnej mu Polski i nad istniejącym w Polsce układem sił społecznych. Niejako z góry przesądza, że przyrodzoną rolą Polski jest opór przeciw Rosji i związana z tym pomoc dla Europy, której Rosja zagraża. Do tego jedynego punktu ogranicza się jego zainteresowanie losami Polski.
Zgodnie z jego teorią, najbardziej dojrzałe do rewolucji są kraje o najwyższym stopniu rozwoju gospodarki kapitalistycznej. Gdy pisał swoje główne dzieło i gdy tworzył pierwszą międzynarodówkę, istniał jedyny tylko taki kraj, Anglia. Marks przewidywał swoją rewolucję społeczną w bardzo bliskiej przyszłości. Nie wiązał jej jednak z Anglią wiktoriańską, ale raczej z Francją, kapitalistycznie podówczas niedorozwiniętą, za to mającą wielkie tradycje rewolucyjne i Napoleona III na karku. Nieśmiało włączał do tych perspektyw rewolucyjnych także i Niemcy, choć rozważania w tym zakresie psuły mu Prusy, wspierane przez Rosję, i cesarska Austria. Polska ze swoimi „20 milionami bohaterów” znalazła się, jak widać, całkiem poza obrębem marksowskiej dialektyki rozwoju, ale za to z serwitutem na rzecz rewolucji społecznej w Europie Zachodniej.
Realne i aktualne w tych rozumowaniach pozostały wszakże i dziś dwa elementy: napór Rosji na Europę i Azję oraz związanie losów Polski z oporem Europy wobec Rosji. Realny i aktualny pozostał jeszcze trzeci element – zdrada Polski przez Europę Zachodnią.
Adam Pragier
Powyższy tekst pochodzi z książki Adama Pragiera „Puszka Pandory”, wydanej przez Polską Fundację Kulturalną w Londynie w roku 1969. Książka zawiera zbiór artykułów autora z londyńskich „Wiadomości Polskich” i „Wiadomości”, jednak nie podano w niej szczegółów dotyczących pierwodruku zebranych tekstów. W roku 2009 tekst przypomniano w piśmie „Obywatel” nr 3(47)/2009, za którym go przedrukowujemy.
Przypisy redakcji „Obywatela”:
„New Statesman” – brytyjski tygodnik o profilu lewicowym, założony w roku 1913 w kręgu Towarzystwa Fabiańskiego (wśród jego twórców byli m.in. Sidney i Beatrice Webb oraz George Bernard Shaw) i ukazujący się do dziś. W okresie, który opisuje Pragier, zajmował on stanowisko prosowieckie (co krytykował m.in. George Orwell; nb. redakcja „NS” odmówiła opublikowania jego reportażu z wojny w Hiszpanii, w którym demaskował sowieckie wpływy i czystki po stronie republikańskiej).
Edward Hallett Carr (1892-1982) – znany i wpływowy brytyjski historyk, dyplomata, dziennikarz i publicysta. Od początku lat 30. zadeklarowany sympatyk ZSRR, autor m.in. 14-tomowej historii pierwszych dekad państwa sowieckiego. W czołowych brytyjskich czasopismach opublikował szereg prosowieckich artykułów. Znany był także z niechęci i lekceważenia wobec narodów Europy Środkowo-Wschodniej oraz m.in. z zajadłych ataków na wywodzące się z Armii Krajowej i obozu londyńskiego polskie siły opozycyjne wobec Sowietów i PPR.
George Douglas Howard Cole (1889-1959) – myśliciel, politolog, ekonomista i historyk brytyjski o lewicowych poglądach, wykładowca Oxfordu. Działał w Towarzystwie Fabiańskim, był jednym z czołowych teoretyków oddolnego i demokratycznego „socjalizmu gildyjnego”, krytycznego wobec marksizmu, wniósł także znaczny wkład do teorii i badań historii ruchu spółdzielczego. Autor wielu książek poświęconych myśli lewicowej, kooperatyzmowi, ruchowi robotniczemu i związkowemu. Wobec ZSRR zajmował naiwne, idealistyczne stanowisko, bagatelizując zbrodnie reżimu sowieckiego i brak swobód obywatelskich w stalinizmie.
Harold Joseph Laski (1893-1950) – politolog, ekonomista, profesor London School of Economics, członek władz Labour Party, w latach 1945-1946 jej sekretarz. W brytyjskich kręgach lewicowych należał do „frakcji” prosowieckiej.
„Daily Worker” – organ prasowy Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii, założony w roku 1930 (nie mylić z ukazującym się pod tą samą nazwą organem komunistów w USA). W roku 1966 dziennik zmienił nazwę na „Morning Star”, pod którą ukazuje się do dzisiaj. W opisywanym przez Pragiera kontekście był czasopismem wybielającym – z oczywistych względów – politykę władz Rosji sowieckiej.
Chodzi o tzw. doktrynę powstrzymywania, stworzoną przez George’a Kennana w roku 1947. Bazowała ona na wysiłkach mających na celu niedopuszczenie do dalszej ekspansji komunizmu na świecie (za pomocą tworzenia sojuszów wojskowych typu NATO, zabiegów dyplomatycznych, interwencji zbrojnych itp.), jednak w zasadzie godziła się z istniejącym stanem rzeczy, czyli z dotychczasowym zasięgiem sowieckiej strefy wpływów.
Adam Pragier (1886-1976) – działacz socjalistyczny od roku 1904, najpierw w PPS, później w PPS - Lewica, żołnierz Legionów, od 1910 r. doktor prawa Uniwersytetu w Zurychu, w niepodległej Polsce uzyskał habilitację jako specjalista od kwestii budżetowych samorządu terytorialnego. W II RP członek najwyższych władz PPS: członek Rady Naczelnej (1921-37) i CKW (1924-25), poseł na Sejm w latach 1922-30. Więzień twierdzy brzeskiej, skazany na 3 lata więzienia, uciekł do Francji, jednak wrócił w 1935 r. i odbył karę. Po wybuchu wojny na emigracji we Francji i Anglii. W latach 1941-47 członek Komitetu Zagranicznego PPS, w latach 1942-44 członek Rady Narodowej (emigracyjny parlament). W latach 1944-49 minister informacji i dokumentacji w rządach Tomasza Arciszewskiego i Tadeusza Komorowskiego. Niezłomny socjalista i demokrata, nigdy nie uznał legalności władz PRL-u.