Stanisław Brzozowski
Ludzkość i naród
[1907]
Wartość swoją w obliczu historii naród zachowuje i stwarza przez to tylko, że przeżywa w swoim łonie i wypracowuje treść dla życia ludzkości niezbędną. Życie ludzkości jest nieustanną i krwawą walką, utrzymuje się w niej tylko ten, kto jest konieczny i konieczność swoją życiem stwierdza.
Historia porusza się na powłoce niepamięci pokrywającej ludy, które zatrzymały się w swym życiu, które nie zdołały w czasie swoim żyć jego treścią. Ludzkość nie jest w stanie zatrzymać się ani cofnąć w swym biegu. Postęp, zmiana, przekształcenie, wieczny ruch – to prawo, to istota życia. Co nie uczestniczy w ruchu, co w sobie się zasklepia, to już jest skazane na śmierć i zanik. Wszystko jedno przez co zostało uwarunkowane powstrzymanie życia.
Prawo życia jest nieubłagane, nieudolność życiowa ginie niezależnie od tego, jakie siły i czynniki ją spowodowały.
Nieustanne tworzenie form, z których każda po chwili już wąską się staje i krępującą dla narastającej, rozwijającej się treści życia, rozsadzanie tych form i tworzenie znów nowych – nigdy chyba jeszcze to wielkie prawo nie działało tak potężnie, jak dziś właśnie. Pod powierzchnią zastoju, na której dzień powszedni, jutro oszukać usiłując, cedzi purpurową krew przez brudne sito dnia wczorajszego – z niesłychanym natężeniem dokonuje się tworzenie nowego człowieka.
Budowa wewnętrzna ludzkości zmienia się w głębi współczesnego nam życia.
Łudzilibyśmy się przywiązując wzrok do powierzchni, na której dokonują się kompromisy zewnętrzne w polityce, wewnętrzne w literaturze, że wszystko trwa bez zmiany. Nieprawda! Nieprawda! Stare formy żyją wprawdzie jakby spokojniej niż przed lat dziesiątkami, nikt ich nie zwalcza namiętnie z nadzieją natychmiastowego powodzenia, ale za to tworzy się naokoło nich w duszach ludzkich pustka. Walka przeciw Kościołowi, przeciw rojalistycznym formom nie roznamiętnia sama przez się umysłów. Człowiek nowoczesny dowiaduje się z pewnym zdziwieniem: to jest jeszcze papież, są jeszcze królowie? I nawet go to bawi. Złomy średniowiecza łudzą się, że ta cisza to znów ich zwycięstwo. To jest zaś tylko instynktowna przez życie samo wytwarzana obojętność. Wiele instytucji żyje dziś przez to, że zbyt dalekie są od interesów życia – nie myśli się więc o nich. Przed laty stu wieki średnie, Kościół i jego powaga żyły jeszcze w twórczości Schellingów, Chateaubriandów, Novalisów. Dzisiaj gałęzią sztuki zajmującą się tymi potęgami życia jest niemal wyłącznie operetka.
I potęgi same chętnie obecne są przy tej swej apoteozie. I one już nie potrzebują wierzyć w siebie: wystarcza im sama możność życia chwilą. Offenbachowskim gestem przelewają te anachronizmy krew, znieprawiają życie pokoleń całych, ale w głębi duszy przeglądają się same sobie z ironią. Dzień każdy rozszerza, pogłębia przepaść pomiędzy fikcjami przeszłości trzymającymi się siłą bagnetów a nowoczesnością. Kto powstrzyma tę nieustanną twórczą krytykę życia? Kto zatrzyma ruch kolei żelaznych, telegrafów, telefonów, ażeby nie głosiły co dnia, co godziny rosnącej władzy człowieka nad przyrodą. Cóż stąd, że mruczą jeszcze czarne postacie: pulvis. Życie nie zatrzymuje się, bez wytchnienia tworzy ono swój świat mocą człowieka wydźwignięty. Każdy krok, każda chwila przeżyta uczą nas o potędze, sile człowieka. Żyjemy w świecie stworzonym własną naszą ludzką mocą, kto zdoła nas przekonać, że darem pozaświatowych potęg jest własne dzieło ludzkości. Trzeba by pozamykać wszystkie instytucje ubezpieczeniowe, wszystkie towarzystwa spółdzielcze, wszystkie najbardziej nawet pokojowe związki pracownicze – wszystkie one szerzą naukę, że człowiek jest sam dla siebie jedyną opatrznością, a dzień każdy ukazuje nam coraz nowe wzrastania się tej twórczej, czynnej, niepowstrzymanej siły. Budzą się do życia ludy od dawna uśpione, pogrzebane. Indie przestają być romantycznym krajem skupienia, ciszy, wstrząsa nimi żywy prąd budzącej się woli i myśli, nurtuje już zagadnienie samowładztwa pracy. Japonia organizuje i galwanizuje swoim przykładem Chiny. Dnia każdego ludzkość staje się coraz bogatszą i większą. Coraz trudniejszą rzeczą jest być dziś człowiekiem, gdyż człowiek rośnie dziś nieustannie we własnych swoich oczach.
Każda grupa ludzka, która dziś żyć zapragnie swoją odrębnością, która zechce żyć wyłącznie przywiązaniem do form życia, dziś już do życia niezdolnych, przeszłości na wieki pogrzebanej samą siebie skazuje na skarłowacenie, zwyrodnienie, samą siebie pozbawia – praw do życia.
I cóż nam pomoże, chociażbyśmy najusilniej w siebie wmawiali, że siłą naszą jest nasze żebractwo umysłowe, nasza niemoc, zacofanie? Życie przechodzi do porządku dziennego nad nami, nie troszcząc się o nas. Nasze zagadnienia narodowe przestają być ludzkimi zagadnieniami, miłosierdzie nie rządzi w historii, i pomimo wszystko słusznym jest, że nie rządzi. Człowiek człowiekowi winien jest tylko sprawiedliwość. Naród, który chce na sympatię liczyć, na litość, jest skazanym przez nieszczęście narodem. Siłą tylko jest człowieczeństwo, tylko wolność życia, tylko energia, hart w miłości niezależnego, godnego człowieka istnienia.
Żyć u siebie tym, czym żyje ludzkość, energię, jaką wznieca upokorzona godność narodowa, zwrócić na tworzenie u siebie kuźnic nowoczesności, zużyć patriotyczny żar na tworzenie nowoczesnego człowieka w Polsce. – To jest tylko jedyna droga.
Idea polska, posłannictwo polskie, czcze frazesy, schlebiające naszemu lenistwu! Chińczycy giną przez opium, czyż Polacy mają zginąć przez samouwielbienie?
Polski lud pracujący rozrzucony dziś po całym świecie, wciągany przez potężne tryby w organizm nowoczesnej, tworzącej się historii, rodzącej się nowej ludzkości, marzy o kraju, tęskni do niego. Niechże to marzenie, ta tęsknota nie będą dla niego czynnikiem upośledzenia, niech mu ta jego ojczyzna da myśl bardziej głęboką, zwartą, silną i śmiałą niż te, jakie znajduje obok siebie.
Wtedy będzie on czuł, że ma ideę i że tą ideą jest jego kraj. Będzie czuł, że przez to właśnie, że jest Polakiem, staje się łatwiej, pełniej, prędzej człowiekiem.
Czy tak jest?
Jakiż jest walor ogólnoludzki naszej dzisiejszej myśli, naszych ideałów społecznych? Czy rośnie się duchowo, czytając w kraju Renana i Woltera lub Hegla i Marksa, albo Wolfa, Whitmana i Tuckera – Sienkiewicza? Czy rośnie się duchowo w czasie, gdy każda chwila woła: twórz w sobie duszę Prometeusza, mędrca, bohatera, odtwarzając w sobie duszę czasów dawno zamierzchłych?
Czy wy nie rozumiecie, że dzisiaj jedyną siłą jest wyrwać się z martwego objęcia historii?
Polska historyczna upadła.
Więc cóż: tak samo upadła historyczna Francja, Niemcy, Włochy.
Kraje, gdzie najsilniej żyje historia, są najnieszczęśliwszymi krajami: mamy przecież Galicję, grobowiec szlacheckiej gangrenie na piersi konającego w nędzy i ciemnocie ludu postawiony – Kraków.
Tworzyć dziś trzeba bez spoczynku, tworzyć tę niebywałą duszę wolnego, rządzącego sobą, na pracy własnej wspartego człowieka.
Wykuwać potrzeba dźwigającemu się tytanowi broń – myśl.
Wydziedziczeni, bezdomni, dzieci, wdowy – Polacy – a któż wam wzbrania żyć już dziś w rodzącej się jedynie ludzkiej ojczyźnie pracy?
Nie macie żadnych przywilejów.
Nieszczęście przywilejem nie jest.
Będziecie tym, czym zdołacie być, czym zechcecie być.
Chcecie, aby Polska istniała jako idea, aby mogła być ideą, to sprawcie, aby mowa polska była mową nauki, myśli niezależnej, pracy wyzwalającej się. Sprawcie, aby w żadnym innym języku tak silnie, tak głośno, tak mądrze nie rozwijała się myśl i świat dla pracujących! Sprawcie, by przez to już, że tę mowę ma polski robotnik, stawał się bliższym własnemu wyzwoleniu.
I wy to musicie sprawić!
Wy, pokolenie, które widziało, jak zapadało się w błoto, zdradę, nicość całe dziedzictwo historii, wy, wszyscy młodzi, którzy żyć, myśleć, pracować pod znakiem tego wielkiego przełomu będziecie. Przełomu, co ukazał jako jedyną siłę – spracowane dłonie ludu, lwie serce w jego piersi. Wy musicie stworzyć tym rękom i temu sercu głowę mędrca.
Tak jest!
Jesteście powołani żyć wielkim, bohaterskim życiem, jesteście powołani wykonać trud olbrzyma, jesteście powołani wypełnić próżnię przez wieki stworzoną.
Młodzieży polska, któraś pierwsza poczuła zrywającą się burzę i stanęła, garść orląt, obok lwiego zastępu mas – ty nie zapomnisz żadnej z tych twardych, żelaznych, bezlitosnych godzin, jakimi spadały na nas dzieje lat ostatnich.
Ty nie zapomnisz, że gdyś się upomniała o prawo mieć własną duszę – zostałaś sama.
Pamiętaj, pamiętaj ten wyraz: sam.
Jesteście sami. Nie liczcie na nic – sami twórzcie wszystko. Na nic się nie oglądajcie, znikąd nie czekajcie pomocy i żyjcie tak twardo, jak twardym jest konanie mordowanego, głodzonego ludu.
Pamiętajcie, pamiętajcie wszystko, abyśmy się łudzić nie mogli.
Pamiętajcie, że za bohaterski poryw zapłacono masom ludowym hańbą, oszczerstwem i zdradą.
Wróg zabijał – ale własna, polska bezsiła i trwoga zniesławiała.
Pamiętajcie Łódź, miasto krwi i pracy, miasto skazane na śmierć głodową za to, że zbudziło w zwierzęciu roboczym – swobodnego człowieka.
Pamiętajcie, że prócz was nie ma masa ludowa nikogo.
Powołani jesteście; wołają was niezliczone trupy bohaterów: pracujcie.
Jesteście powołani: woła was jęk głuchy skutych mas – pracujcie!
Idea polska!
Stanęła ona przecież w łunie pożarnej żywa i cielesna, wołała głosem piorunów i milczeniem śmierci:
Jam ci jest wiecznie żywa, ja, któram nigdy nie ginęła: Polska pracująca.
Nie wierzę w możliwość zobojętnienia dusz młodych w Polsce – wiem, że giną one, męczą się nią i marzą tęsknotą za bohaterstwem, za życiem pełnym znaczenia i treści. Wiem, że są u nas siły stworzone do wykonania rzeczy nad miarę ludzką.
Trzeba stworzyć u nas narzędzie myśli, walki i pracy dla jedynej Polski, która jest: Polski pracującej. Literatura nasza, literatura kraju, gdzie organy grają, dzwony dzwonią, księża śpiewają, musi się stać wyrazicielką myśli człowieka nie mającego ponad sobą żadnej władzy prócz własnego rozumu, własnej woli.
Rozum ten, rozum zagrodzony w księżym alkierzu, trzeba rozbudzić, stworzyć, uzbroić w oręż niezłomny – dać mu za treść ludzkość i przyrodę!
Czy myślicie, że ustoi się Polska w konfederatce barskiej pośród nowoczesnej Europy, że wystarczy jej za jedyną treść „imię Marii”, buta nieuctwa, ograniczone sobkostwo i rozleniwiony sentyment?
Hodować siłę narodową jako odrębność to podnosić do godności ideału polski partykularz, polskie prowincjonalne zacisza, gdzie dzień każdy, pod osłoną domowych cnót przeżyty, jest morderstwem dokonanym na własnej myśli, na własnej ludzkiej godności!
Polski lud robotniczy chce myśleć, chce żyć życiem człowieka. On ma w sobie wielką siłę tworzącą narody – dajcie mu, wy młodzi, żyć zaczynający Polacy: myśl, naukę, słowo.
Czy was nie pali wstydem każda polska wystawa księgarska?
Czy was nie boli każde pismo polskie, takie jałowe, puste, o dziesiątki lat poza Europą w tonie i treści zdążające.
Nie ma ludzi!
Nieprawda! Nieprawda!
Polska myśl ma i dziś swoich pracowników: Abramowski, Krzywicki, Kodisowa, Nałkowski, Dawid, Ejsmond, Sosnowski, Tur, Radliński, Morozewicz, Mieczysław Limanowski – oto garść nazwisk, bez wyboru, bez pomysłu rzucona.
Za reprezentantów myśli polskiej uchodzą snoby i próżniaki, a prace umysłów pierwszorzędnych pleśnieją nie zużytkowane. Już nie mówię o tych, co pomarli, których strawiła gorsza niż prześladowanie – polska dobroduszna, leniwa, ospała obojętność.
Krauz, Mokłowski, Forster – Polska może się szczycić, że ducha ludzkiego jak żadne inne społeczeństwo marnotrawi...
Tylko nie mówcie mi, że ja oskarżam obojętność tych, którzy nie obojętnymi byli, a wrogami.
Nie.
Naszą własną winą, winą lenistwa naszego jest to, że na marne, w zapomnienie idą wysiłki duchów, jakimi żyją i rozwijają się pragnące żyć narody.
Ale żyć to znaczy pracować.
I my pracować mamy za pokolenia, za wieki próżniactwa. Nauka i praca, myśl niezmordowana, wola wytężona skupiona w jednym kierunku tworzenia w Polsce kraju swobody i ludzkości! To jest dumne życie, w które ci, co dzisiaj żyć zaczynają, a których z odrętwienia powołała tragedia dziejowa, ci, co swych rąk nie pokładali, iść muszą.
Wy młodzi, wy silni, śmiali, wy, którym historia dar zgotowała najpiękniejszy: życie pełne trudów, nie słuchajcie, gdy wam mówią, że Polska to Mesjasz ludów, nie słuchajcie, gdy wam mówią, że ludzkość to rojowisko gadów pożerających się wzajemnie, że Europa to jarmark na cmentarzu idei; wierzcie tylko sobie, tylko własnemu poczuciu, że człowiek nie może być niewolnikiem; walczcie, pracujcie, twórzcie przyszłość wbrew wszystkiemu, wbrew obłudzie, połowiczności, zobojętnieniu, sceptycyzmowi serc wystygłych.
Nie ma takiej gałęzi myśli czy pracy, która by u nas nie dopominała się, nie wołała o męskie, silne umysły.
Walkę bezlitosną wypowiedzmy wszystkiemu, co spętać chce, osłabić, znieprawić, pomniejszyć człowieka.
Niech was nie odstrasza, nie zniechęca myśl, że na pobojowisku bohaterów, na pogorzeli ludzkiej pracy wszystko zdaje się przemijać, a msza się tylko odprawia żałobna nad człowiekiem, a wciąż dzwonią dzwony na cześć Boga, który zmartwychpowstaje na pohybel człowiekowi, by się nie urodził nigdy.
Czy was nie uskrzydla myśl, że nie macie nigdzie poza sobą nic, żadnego więzienia myśli, że nie macie innego schroniska prócz ojczyzny wolnego człowieka, którą on sam dla siebie wzniesie:
Civitas hominum!
Niech was nie odstrasza to, że kruki i szakale żłopią świętą krew ludzką, niech was nie znieprawia zetknięcie z letnią myślą eunuchów i słabych ludzi.
To przecież mówiłem wam: na nic nie liczcie prócz siebie.
Musicie siłą żyć w tych smutnych, strasznych czasach, kiedy rodzi się, wydobywa z krwawego nurtu historii człowiek. Rodzi się dnia każdego pan przyrody, twórca własnych losów. Miejcie odwagę ludźmi być, dla człowieka pracować w Polsce.
Stanisław Brzozowski
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Świt” nr 26, 25.08.1907 r. Następnie włączono go do poszerzonej – w stosunku do wydania oryginalnego, przygotowanego przez autora – wersji zbioru „Kultura i życie”, pod redakcją Mieczysława Sroki (I tom „Dzieł” Brzozowskiego), Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973. Przedrukowujemy go za tym ostatnim źródłem.
Niniejszy tekst publikujemy w setną rocznicę śmierci Stanisława Brzozowskiego.