Adam Ciołkosz
Kontrrewolucja bolszewicka
[1963]
W swej książce „The Soviet Revolution” wykazał Rafał Abramowicz, najwybitniejszy spośród pozostałych przy życiu przywódców socjalistów-mienszewików rosyjskich, że przewrót bolszewicki w 1917 r. nie był dziełem rosyjskiej klasy robotniczej, lecz małej garstki spiskowców. Od samych swoich początków po dzień dzisiejszy jest bolszewizm dyktaturą mniejszości nad większością. Za największą zbrodnię bolszewików uważa Abramowicz rozpędzenie Konstytuanty, która była prawdziwym wyrazem woli ludowej. Chociaż wybory do Konstytuanty odbyły się już pod rządami bolszewików, to jednak zdobyli oni tylko 25% głosów i miejsc. Socjalrewolucjoniści i mienszewicy uzyskali 62%, a więc większość bezwzględną, konstytucyjni demokraci i inne stronnictwa mieszczańskie 13%. Nawet w Moskwie i w Piotrogrodzie nie udało się, bolszewikom zdobyć większości. Gdyby nie rozpędzenie Konstytuanty – twierdzi Abramowicz – można było uniknąć wojny domowej, można też było uniknąć kapitulacji w Brześciu i można było też uzyskać od aliantów zachodnich zwolnienie od obowiązków sojuszniczych. Lecz Lenin gardził zasadami demokracji; jedyną rzeczą, która miała dla niego znaczenie, było utrzymanie się bolszewików u władzy.
W kolejnych rozdziałach swej książki zestawia Abramowicz cenę, jaką Rosja zapłaciła za jednopartyjne rządy bolszewików. Liczbę ofiar wojny domowej obliczono na 9 milionów zabitych. Pierwszy wielki głód, w latach 1921-23, pochłonął co najmniej 5 milionów żyć. Kolektywizacja rolnictwa i drugi wielki głód w latach 1932-33 kosztowały 10 milionów żyć, do czego należy doliczyć spadek w przyroście ludności, obliczany na 12 milionów. Liczba ofiar wielkiej czystki w latach 1934-39 wynosiła 500 000. Straty Rosji w drugiej wojnie światowej, która była następstwem błędnej polityki Stalina, sięgały 30 milionów żyć. Zaiste, wysoka to cena!
Abramowicz wywodzi reżim bolszewicki z doktryny Lenina, która była doktryną zdobycia i utrzymania władzy przy pomocy ,,partii nowego typu” – awangardowej, elitarnej i monopolistycznej. Doktrynę tę wypracował Lenin jeszcze w r. 1902, od niego przejął ją Stalin, a później Chruszczow, nic w tej doktrynie nie uległo zmianie. W umyśle Lenina istniał dualizm intelektualny: z jednej strony marksizm, który uczy, że nie można przeskoczyć etapów rozwoju społecznego, z drugiej strony narodniczestwo rosyjskie, spuścizna Czernyszewskiego i Zajczewskiego, a więc swoisty jakobinizm, nauka bezwzględnego terroryzmu i dyktatury. Konsekwencją tego dualizmu była leninowska doktryna przeprowadzenia w Rosji rewolucji burżuazyjnej – doktryna sojuszu proletariatu z chłopstwem – na platformie dyktatury proletariatu nad chłopami. Wojna światowa przyniosła Leninowi klucz do rozwiązania owego dualizmu. Doszedł on do przekonania, że wojna musi się zakończyć rewolucją światową, która może być tylko rewolucją socjalistyczną. Rewolucja w Rosji, kraju stanowiącym najsłabsze ogniwo systemu imperialistycznego, będzie tylko wstępem do rewolucji światowej – jednej, jednakowej i jednoczesnej. Jak wiadomo, ta rewolucja światowa nigdy nie nastąpiła. Lenin zupełnie fałszywie ocenił szanse ruchu robotniczego i nastroje klasy robotniczej na Zachodzie, a przede wszystkim w Niemczech. Toteż dualizm pozostał.
Lenin wyobrażał sobie, że bolszewicy wprowadzą ustrój socjalistyczny w Rosji w ciągu sześciu miesięcy. Polityka „wojennego komunizmu” zmierzała do natychmiastowego urzeczywistnienia integralnego socjalizmu. Po jej załamaniu się nastąpiły trzy improwizacje Lenina: najpierw, koncesje dla obcego kapitału miały doprowadzić do stworzenia produkcji na wielką skalę; potem elektryfikacja całego przemysłu i rolnictwa miała w ciągu 10-20 lat umożliwić zbudowanie socjalizmu; wreszcie szkołą socjalizmu miała być spółdzielczość. Wszystkie te dyletanckie pomysły zawiodły. I wtedy Lenin ogłosił Nową Politykę Ekonomiczną, rozkładając zbudowanie socjalizmu „na pokolenia... na dekady”. Jednocześnie przykręcił śrubę polityczną, zamykając mienszewików i socjalrewolucjonistów do więzień i likwidując resztki opozycyjnej prasy. NEP miał być pokojową koegzystencją znacjonalizowanego wielkiego przemysłu i drobnomieszczańskiego rolnictwa. Zapoczątkował okres stosunkowej stabilizacji i normalizacji stosunków, a zarazem wzmocnił chłopów średniaków. Był to jedyny okres pod rządami bolszewików, w którym chłopi rzeczywiście posiadali ziemię. Abramowicz twierdzi, że gdyby utrzymano dłużej NEP, Rosja rozwinęłaby się stopniowo w państwo demokratyczne, rządzone przez robotników, chłopów i inteligencję pracującą. Rozwój wydarzeń musiałby doprowadzić do likwidacji partii komunistycznej i jej monopolu rządzenia.
Nie doszło do tego. Kres NEP-owi położył Stalin. Abramowicz opisuje szczegółowo drogę do jedynowładztwa Stalina, „najwybitniejszej miernoty w partii bolszewickiej”, jak go nazwał Trocki. Drogę do władzy osobistej otwarły Stalinowi trzy czynniki: zgon Swierdłowa, ówczesnego sekretarza generalnego partii; skleroza Lenina; ciężkie błędy polityczne i taktyczne, popełnione przez Trockiego. Gdy Trocki w r. 1926 wystąpił z programem szybkiego uprzemysłowienia kraju, a w tym celu zmniejszenia konsumpcji wewnętrznej i odpowiedniego podniesienia stopy akumulacji – Stalin przejął jego postulaty, likwidując jednocześnie Trockiego i trockistowską opozycję. Koszty forsowanego uprzemysłowienia zapłacili częściowo robotnicy obniżką plac realnych, przede wszystkim jednak chłopi, którzy – jak dosłownie pisał główny teoretyk trockistów Preobrażeński – mieli stać się „wewnętrzną kolonią”, eksploatowaną przez rząd na rzecz uprzemysłowienia kraju. Istotnie, Stalin rzucił zboże zabrane z kołchozów na rynki zachodnie po cenach dumpingowych, by za uzyskane w ten sposób pieniądze nabywać maszyny dla przemysłu. Maszyny stały się wszystkim, człowiek niczym. Tworząc wielki przemysł, Stalin rujnował rolnictwo. Ten stan rzeczy, w którym rolnictwo płaci koszty uprzemysłowienia a kraj nie dojada, trwa po dzień dzisiejszy. Chruszczow go nie zmienił. Stąd też bierny opór chłopstwa trwający już 30 lat.
„Spirala totalitarna” Stalina podyktowana była koniecznością sterroryzowania chłopów zapędzanych do kołchozów i wywożonych milionami do łagrów oraz robotników, którym kazano pracować za zarobek, nie wystarczający na opędzenie kosztów najskromniejszej egzystencji. Abramowicz ukazuje narastanie „spirali”; procesy inżynierów o sabotaż; wielki proces mienszewików; łagry; podległy osobiście Stalinowi i zajmujący się likwidowaniem dygnitarzy sowieckich „sektor specjalny”; procesy pokazowe przeciw starym bolszewikom i sprawę Tuchaczewskiego. W roku 1937 wprowadził Stalin tortury fizyczne, zapoczątkowując „najdłuższą w historii noc św. Bartłomieja”. Na 18 zjeździe KPZR partia była już ciałem bez głosu i bez woli, Stalin mógł działać swobodnie. Konsekwencją tej swobody był pakt z Hitlerem – i o to chodziło Stalinowi.
Abramowicz wykazuje, jak Lenin na tle załamania się nadziei na przewrót komunistyczny w Niemczech postawił na współpracę z nacjonalizmem niemieckim przeciw państwom Zachodu. Do umowy w Rapallo nie przywiązuje Abramowicz zbyt wielkiej wagi, za to podkreśla ogromne znaczenie tajnej umowy wojskowej sowiecko-niemieckiej z dnia 23 lipca 1922. Los Stalina i los Hitlera związane z sobą były już od r. 1930. Propaganda komunistyczna mówiła, że „po Hitlerze przyjdziemy my”, ale Stalin nie był taki naiwny. Tajne układy z Niemcami z sierpnia i września 1939 były tylko logicznym zamknięciem kursu, zapoczątkowanego jeszcze przez Lenina w roku 1922. Rozbija też Abramowicz legendę, jakoby można było uniknąć II wojny światowej, doprowadzając do porozumienia Anglii, Francji i Sowietów. Powołując się na zdanie Leona Bluma, twierdzi Abramowicz, że wojnie mogła była zapobiec tylko łączna demarche Anglii, Francji i Polski w r. 1932 w Berlinie z ostrzeżeniem, iż rząd Hitlera stanowić by musiał casus belli, powód do wojny. Ale do takiego kroku państwa Zachodu nie były gotowe, nie byli do niego gotowi nawet socjaliści w zachodniej Europie. Od listopada 1937 kierunek marszu Hitlera był ustalony: przeciwko Polsce.
Jedną z najciekawszych kart w książce Abramowicza stanowi dokumentacja na temat mentalności bolszewików. Przytacza on rozmowę Piatakowa z Wolskim w Paryżu w 1928 r., w której Piatakow usprawiedliwiał zmianę swej postawy wobec polityki Stalina. Prawdziwy komunista – mówi Piatakow, a więc człowiek wychowany w partii i dostatecznie przejęty jej duchem, staje się swego rodzaju „człowiekiem cudownym”; zwykły człowiek nie potrafi uczciwie zmienić szybko swych poglądów, lecz komunista mocą wysiłku swej własnej woli potrafi uczciwie i na serio nazwać dziś białym to, co jeszcze wczoraj było dla niego czarne – i na odwrót.
Abramowicz przytacza też rozmowę Bucharina z Teodorem i Lidią Danami w Paryżu w r. 1935. W rozmowie tej Bucharin ział ogniem i siarką na Stalina. Na zapytanie, dlaczego on i inni czołowi komuniści na ślepo powierzyli swój los temu czartowi wcielonemu, odpowiedział Bucharin: „Wy nie rozumiecie, to wcale tak nie jest. Nie jemu dawaliśmy wiarę, lecz człowiekowi, któremu zaufała partia. Tak wypadło, że stał się on swoistym symbolem partii. Wierzą mu doły, robotnicy, lud; to być może nasza wina, ale stało się. Oto dlaczego my wszyscy wkładamy swe głowy w jego paszczę... wiedząc na pewno, że pewnego dnia nas połknie. On też to wie i tylko czeka na sposobną chwilę”. Na zapytanie, czemuż wobec tego powraca do Moskwy, odparł Bucharin: „Co, zostać tutaj? Stać się uchodźcą? O nie, nie mógłbym żyć tak jak wy, na obczyźnie... Nie, niech będzie co chce... A zresztą, być może nic nie nastąpi”. Stało się inaczej, w r. 1938 Bucharin został postawiony przed sądem i zgładzony.
Może najbardziej wstrząsającą jest relacja o przesłuchaniu Marka Mraczkowskiego, jednego z bohaterów bolszewickiej partyzantki z okresu wojny domowej. Przesłuchanie prowadził Słucki, niegdyś podkomendny Mraczkowskiego w partyzantce. Po 90 godzinach ni to przesłuchania ni rozmowy Mraczkowski dał się przekonać, że wobec groźnej sytuacji, w jakiej znalazła się partia, dla ocalenia rewolucji konieczne jest przyznanie się przez niego do nie popełnionych win. Mraczkowski wziął na siebie ten ciężar jako najwyższe poświęcenie dla sprawy komunizmu. W półtora roku później Słucki popełnił samobójstwo.
Największym walorem książki Abramowicza jest jego analiza ustroju sowieckiego. Przeczy on stanowczo, by to był socjalizm, albowiem w Rosji nie ma ni wolności ani równości, zaś socjalizm jest nie do pojęcia bez jednej i drugiej. Związkiem Sowieckim rządzi garstka ludzi mniejsza procentowo, niż ta, która rządziła Francją przedrewolucyjną lub Rosją carską. Związek Sowiecki jest dziś niezwykle dumny ze swych rakiet, pocisków balistycznych dalekiego zasięgu i bomb wodorowych. Lecz gdy twórcy socjalizmu wypracowywali jego podstawowe zasady i program, mieli na myśli wolność i szczęście ludzkie, a nie bronie masowej zagłady. Nikita Chruszczow widzi w sowieckich sukcesach technologicznych przejaw postępu kulturalnego. Lecz lata 1942-1945 widziały podobny „postęp”, gdy Niemcy hitlerowskie przegoniły wszystkie inne mocarstwa w produkcji czołgów, bombowców i pocisków rakietowych. Czyżby „zwycięski socjalizm” doprawdy nie potrafił rozwinąć lepszej formuły postępu ludzkości, jak tworzenie coraz to potężniejszych narzędzi zniszczenia?
Abramowicz odrzuca stanowczo pogląd, którego rzecznikiem niegdyś był socjalista Otto Bauer, jakoby ustrój sowiecki był socjalizmem – terrorystycznym, dyktatorskim, tym niemniej socjalizmem. Przechyla się natomiast na stronę socjalisty niemieckiego Rudolfa Hilferdinga, który wykazywał, iż ustrój sowiecki to ani socjalizm, ani kapitalizm, lecz nowa forma społeczna państwa totalitarnego, ta sama kategoria, do której zaliczyć należało Włochy Mussoliniego i Niemcy Hitlera. Nie jest to kapitalizm państwowy, bo nie zna mechanizmu wolnorynkowego, bez którego nie ma żadnej postaci kapitalizmu. Nie są to też rządy biurokracji, bo biurokracja sowiecka nie wydaje rozkazów, lecz sama odbiera rozkazy. Rządzi górna warstwa aparatu partyjnego, heterogeniczna grupa ludzi spośród inteligencji, drobnej burżuazji i chłopstwa, z małą domieszką robotników. Grupę tę jednoczy ideologia komunistyczna, wywodząca się rzekomo z Marksa i Engelsa, w rzeczywistości – z czysto rosyjskiego utopijnego terroryzmu i jakobinizmu.
Abramowicz nazywa ustrój sowiecki dyktaturą ideokratyczną, a warstwę rządzącą w Sowietach przyrównuje do warstwy kapłańskiej dawnego Egiptu, Asyrii lub Babilonu – autokratycznej i zbudowanej na kształt piramidy. Są to rządy kasty, która przywłaszczyła sobie prawo do rozporządzania – w miarę swego uznania – wszystkim: ziemią, zasobami gospodarczymi, przemysłem i środkami transportu; prawo do rozporządzania życiem i śmiercią każdego obywatela z osobna i całych grup społecznych; prawo do kierowania życiem duchowym narodu bez najmniejszego sprzeciwu.
Wszystko inne jest fikcją. Fikcją jest zasada, że rząd sowiecki jest rządem robotników, czy też robotników i chłopów. Fikcją jest dogmat, że w Rosji istnieje dyktatura proletariatu, tak jak Marks rozumiał to pojęcie. Fikcją jest powtarzane często twierdzenie, że fabryki należą do robotników a ziemia do chłopów. Konstytucja mogła przekazać fabryki robotnikom, ale każdy robotnik rosyjski wie z codziennego doświadczenia, że faktyczne prawo własności i rzeczywisty zarząd tych fabryk, jako też wszystkich innych środków produkcji i podziału, nie przysługuje klasie robotniczej. Nigdy jej nie pytano o zdanie i nie pozwalano jej brać czynnego udziału w zarządzaniu lub planowaniu przemysłu i rolnictwa. Wszystkie te uprawnienia wykonywane były i są w całości przez partię komunistyczną, której naród nigdy takich praw nie przekazał, ani też nie prosił jej o wzięcie na siebie takiej odpowiedzialności.
Ojcem duchowym tej ideologii był Lenin. On też był twórcą rzeczywistości państwa sowieckiego. Abramowicz wykazuje, jak niezmienne są fundamenty intelektualne komunizmu sowieckiego i jego linia przewodnia – wroga wszystkiemu, co jest prawdziwą demokracją, tj. wolnością, i wszystkiemu, co jest prawdziwym socjalizmem, tj. równością między ludźmi. Abramowicz przypomina, że wielki francuski trybun socjalizmu Jean Jaures, autor socjalistycznej historii Rewolucji Francuskiej, napisał niegdyś, iż wszystkie rewolucje w dziejach były barbarzyńskimi środkami osiągnięcia postępu, popchnięcia świata naprzód. Rewolucja angielska w 17 stuleciu i rewolucja francuska w 18 stuleciu nie stanowiły wyjątku w tej regule. Ale czy można rzec, że rosyjska lub chińska rewolucja komunistyczna są krokami na drodze postępu? Abramowicz daje na to zapytanie odpowiedź przeczącą. Nikt – pisze – kto żyć musiał w państwie totalitarnym i jest obznajomiony z jego sposobem funkcjonowania, nie uwierzy, że barbarzyństwo to przyczyni się kiedykolwiek do rozwoju kulturalnego lub dobrobytu ludzkości. „Albowiem rządy totalitarne są nie tyle antykapitalistyczne, co antyludzkie”.
Abramowicz nie daje żadnych wskazań na przyszłość. Jego książka nie uczy, jak postępować z Rosją. Uczy natomiast widzieć i rozumieć prawdę o Rosji sowieckiej. Jest to znakomita, bo może najgłębsza i najlepiej oddająca rzeczywistość książka spośród wszystkich dotychczas napisanych i ogłoszonych książek o tzw. Kraju Rad.
Adam Ciołkosz
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w nowojorskim piśmie „Robotnik Polski” nr 2, 1963.