Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Piotr Kuligowski

Jeszcze Kalopea nie zginęła, czyli utopia po polsku

Żadna obecna siła ideowo-polityczna nie jest w stanie uczynić z niego bohatera „na wyłączność”. Oświeceniowy utopista zbliża się do wojujących antyklerykałów swą krytyką obskurantyzmu i wyraźnym deizmem, ale odstręcza tychże apologią dobra wspólnego i pogardą dla własności prywatnej. To ostatnie mogłoby rzecz jasna przyciągnąć radykalną lewicę, gdyby nie fakt, że jego głęboki patriotyzm silnie koliduje z polonofobią luminarzy tej opcji. Z kolei postawa oddania dla dobra kraju jest atrakcyjna dla kręgów prawicowych, ale sceptycyzm wobec religii –już niekoniecznie.

Postać Wojciecha Gutkowskiego jest dziś niemal zupełnie zapomniana. „Wypłynął” na chwilę w PRL-u na fali spektakularnego odkrycia rękopisów jego jedynego traktatu politycznego – „Podróży do Kalopei”. Przyciągnęło ona uwagę badaczy, co zaowocowało publikacjami i monografiami. Jednak po 1989 r. nad nazwiskiem Gutkowskiego zapadło przejmujące milczenie.

***

Urodził się 16 kwietnia 1775 r. w Znamieniu na Mazowszu [1]. Jego ojciec, Józef, był zubożałym szlachcicem. Kłopoty z utrzymaniem rodziny z dochodów przynoszonych przez niewielki majątek ziemski zmusiły nastolatka w 1789 r. do wstąpienia w szeregi uczniów szkoły wojskowej inżynierów. Placówka ta była opanowana przez radykałów, którzy zaszczepili podopiecznemu uczucia patriotyczne i republikańskie.

1 maja 1794 r. otrzymał awans na konduktora inżynierii wojskowej, który zbiegł się z przydziałem do korpusu gen. Józefa Zajączka. W czasie insurekcji kościuszkowskiej 19-latek dał wyraz przywiązania do postaw i poglądów, w których został ukształtowany. W kampanii powstańczej walczył pod Gołkowem i Warszawą, a podczas obrony stołecznej Pragi został ranny.

Po fiasku powstańczego zrywu Gutkowski bynajmniej nie porzucił idei pracy dla dobra ziem polskich, oddając się ważkim, lecz mało „efekciarskim” czynnościom. Swe zdolności w zakresie techniki i inżynierii wykorzystywał do snucia rozmaitych projektów i propozycji mających na celu poprawę jakości polskiego rolnictwa i wojska. Pozostając przez kilka pierwszych lat po III rozbiorze w Lublinie, zajmował się przede wszystkim studiami agronomicznymi i lekturą zachodnich dzieł z tego zakresu.

W 1803 r. osiadł w Zamościu, zostając nauczycielem literatury w tamtejszym liceum. W tej pracy po raz kolejny zetknął się z kręgiem osób żywotnie zainteresowanych rozwojem rodzimej nauki i gospodarki. W tym samym roku, obok sporządzenia rozlicznych projektów maszyn o enigmatycznie brzmiących nazwach, na szczególną uwagę zasługuje opis i rysunek techniczny młocarni, która w początkach XIX w. była rzadkością nie tylko w centralnej, ale i w zachodniej Europie.

Rok później rozpoczął wydawanie pierwszego w języku polskim poważnego pisma poświęconego rolnictwu– „Dziennika Ekonomicznego Zamojskiego”. I choć pionierski periodyk po kilkunastu miesiącach upadł, niepowodzenie bynajmniej Gutkowskiego nie zniechęciło. Przeciwnie – uczestnicząc w spotkaniach Towarzystwa Przyjaciół Nauk, zabiegał o powołanie towarzystwa rolniczego, przedkładając projekty jego statutów, które zresztą zazwyczaj przepadały z powodu ich radykalizmu, niemożliwego do zaakceptowania przez dominujących w TPN ziemiańskich konserwatystów.

W 1806 r. w Warszawie ukazało się jedno z najważniejszych dzieł Gutkowskiego o tematyce agronomicznej. Jego tytuł – długość była ówczesną regułą – brzmiał: „Katechizm ekonomiczny dla włościan albo nauka przez pytania i odpowiedzi o rolnictwie, ogrodnictwie, sadownictwie, o utrzymaniu bydła, koni, różnych trzód, drobiu i pszczół, o ekonomii domowej, jako o przyzwoitym chodzeniu około gospodarstwa domowego, nabiale, przędziwie, o użytkowaniu z rozmaitych roślin gospodarskich i o różnych wiadomościach przydatnych gospodyni. Dzieło pożyteczne nie tylko dla włościan i najniższej klasy rolników, lecz i dla właścicieli dóbr, posesorów, rządców dobrami i plebanów”. Tekst został skonstruowany w formie pytań i odpowiedzi, a autor z iście społecznikowskim zacięciem dążył do ułatwienia czytelnikom podniesienia kultury rolnej zwłaszcza tam, gdzie jej stan był najbardziej opłakany.

Na początku 1807 r. zaciągnął się do polskiej armii, trafiając do korpusu oficerskiego ze stopniem kapitana. Podczas burzliwego okresu wojen napoleońskich w środkowej i wschodniej Europie wykazał się olbrzymią energią i entuzjazmem, łącząc obowiązki wojskowego z inżynierską pasją. Udział w szeregu bitew nie przeszkodził mu w publikacji obszernej rozprawy o fortyfikacjach, przedstawionej na posiedzeniu TPN w 1811 r. Ponadto w tym okresie wykazał się jako zdolny wykładowca i tłumacz. Finał kampanii napoleońskiej, czyli wojnę z 1812 r., spędził nad Bugiem. Mimo klęski Napoleona pozostał u boku cesarza, a w 1813 r. dostał się do austriackiej niewoli w trakcie oblężenia Wittenbergi. Za kreatywność i zasługi na polach bitew już w wieku 27 lat Gutkowski został podpułkownikiem korpusu inżynierów, z czasem zaś mianowano go generałem i komendantem. Po ustaniu wojennej zawieruchy ponownie osiadł w Lublinie. Miasto było wówczas czynnym ośrodkiem umysłowym, co pozwoliło na powołanie w 1818 r. Towarzystwa Przyjaciół Nauk.

Oświeceniowy reformator był nie tylko zdolnym inżynierem, ale także wolnomularzem, który szybko piął się po szczeblach masońskiej hierarchii. Już na przełomie lat 1811 i 1812 wstąpił do warszawskiej loży (Świątynia Izis), a później, w okresie pobytu w Lublinie, należał do Świątyni Równości. O znaczeniu Gutkowskiego w loży świadczy fakt, że w 1818 r. został powołany na mistrza obrzędów.

Ostatni okres życia spędził w Warszawie, do której przeniósł się w 1821 r. Zmarł 1 maja 1826 r. Dokładnie 64 lata przed pierwszymi obchodami Święta Pracy odszedł więc człowiek, który większość swego życia spędził uderzając głową w mur. Znamienne jednak, że ów utalentowany żołnierz, pomysłowy konstruktor i zasłużony reformator wyraźnie stronił od polityki, stawiając na „pracę u podstaw”, która przynosi rezultaty jedynie przy dużym nakładzie wysiłku i cierpliwości. Stąd też większość jego dzieł – poza „Podróżą do Kalopei” i uznanymi za zaginione „Myślami o rządzie polskim” – dotyczyła zagadnień czysto praktycznych, zawierając szereg informacji o tym, jak skutecznie bronić twierdz czy uzyskiwać wyższe plony. Gutkowski okazał się więc postacią, w której stopiły się pozornie przeciwstawne pierwiastki” niepoprawne marzycielstwo i zacięcie w drobnych, codziennych, mało spektakularnych czynnościach.

***

Oba dzieła polityczne za życia Gutkowskiego pozostały w rękopisach, co wskazuje na ich szczególnie radykalny charakter. „Podróż…” mogła jednakże odegrać pewną rolę w kształtowaniu głównych idei politycznych XIX-wiecznej Europy. Istnieje bowiem wielce kusząca hipoteza Juliana Bartysia, jakoby utopijną powieścią zainspirował się młody Etienne Cabet, który następnie niektóre wątki z niej miałby wykorzystać w swej „Podróży do Ikarii” [2]. Cabet natomiast miał pewien wpływ na młodego Karola Marksa…

„Podróż…” doczekała się książkowego wydania dopiero w 1956 r., po kilkuletnich, wytrwałych poszukiwaniach rękopisu przez Zygmunta Grossa [3]. Dokładna data powstania powieści pozostaje w sferze historycznych spekulacji. Pewne jest jedynie to, że Gutkowski złożył ją w TPN-ie 13 kwietnia 1817 r. W listopadzie tego samego roku zdecydowano, że powieść pozostanie w formie rękopisu, gdyż – jak argumentował Stanisław Węgrzecki – pomimo chęci autora, aby przekonał, iż te plany rządowe, które podaje, są podobne do wykonania, jednak za takie uznać ich nie mogę. Bez różnicy stanów i bez duchowieństwa niepodobna ustanowić Rządu [4].

Niebagatelne znaczenie dla właściwego odczytania jedynego zachowanego dzieła Gutkowskiego o charakterze politycznym pełni naczelny, tytułowy motyw podróży. Peregrynacja jest częstym elementem powieści o charakterze utopijnym. Autor „Podróży do Kalopei, do kraju najszczęśliwszego na świecie, gdzie bez pieniędzy i bez własności, bogactwa, przemysł, światło, i dobre wszystkich mienie jak najwięcej wygórowało i gdzie tom drugi historii życia Bolesława II, króla polskiego, znajduje się” sens swego wyjazdu wyłożył już w pierwszym zdaniu. Stwierdza tam: Po rozbiorze naszego kraju w roku 1796 opanowała mnie taka melancholia, iż coraz gorsze skutki okazywać się onej zaczęły, umyśliłem więc usunąć się z kraju i podróżowałem po świecie roztargnąć się nieco [5]. Podróż pełni więc tu funkcję swoistego oczyszczenia dla żarliwego patrioty, który szczęścia nie znalazł w ojczyźnie.

„Kalop”, a więc mieszkaniec utopijnego państwa, do którego dotarł narrator ze swą świtą, to wszak anagram słowa „Polak”; i trudno uznać, że taka konstrukcja to jedynie prosta analogia. Gutkowskiemu mogło chodzić o ukazanie, że poprzez wyzbycie się wad i przebycie bardzo długiej drogi przekształceń i reform Polacy mogą stworzyć sprawiedliwy i egalitarny porządek.

W przeciwieństwie do wielu oświeceniowych twórców, autor „Podróży…” nie uznawał elit społecznych za motor napędowy zmian. Przeciwnie – umieszczenie postaci Bolesława Śmiałego jako założyciela Kalopei wskazuje raczej na głęboki sceptycyzm i rozczarowanie względem wyżyn społecznych i intelektualnych. Tak jak w XI w. możnowładcy doprowadzili do wygnania z kraju monarchy, który w powieściowej wizji Gutkowskiego następnie dopiero na drugim końcu świata utworzył niemal idealne państwo, tak i w czasach autora elity trwają w swym konserwatyzmie i przywiązaniu do najgorszych wartości szlachetczyzny.

Osiągnięcie reformatorskich celów jest nie lada wyzwaniem. Jaskrawą alegorią owego trudu są wszystkie kłopoty, z którymi borykali się podróżnicy z Europy po dotarciu do australijskich brzegów. Oto, jak wspomina narrator, po wyruszeniu w głąb nieznanego kontynentu Po siedmiu dniach najokropniejszych widoków i wyobrażeń, gdzie urwiska skał chylące się nad rzeką i zdawające wywracać się, toż drzewa, wywrotami których napchana z obydwóch stron tak rzeka, iż z trudnością przebywać one przechodziłeś, gdzie pod wieczór przeraźliwy ryk rozmaitych zwierząt [6] itd. Płynąca stąd nauka jest czytelna: mimo rozlicznych trudności, postępowi reformatorzy nie mogą cofnąć się w pół drogi.

Choć adaptował wiele elementów charakterystycznych dla ideologii liberalnej, nie wahał się Gutkowski przed ukazaniem gromadzenia bogactwa i dążenia do zysku jako czynników, które wcale nie sprzyjają rozwojowi, lecz mogą go tamować. Oto więc podczas podróży z jednym z napotkanych komisarzy do kalopejskiego miasta powiatowego, przybysz z Polski zachwyca się jego majaczącymi z daleka konturami, wśród których uwagę przykuwają zwłaszcza wysokie wieże. U nas w całej Europie kościół tylko Ś. Piotra w Rzymie coś podobnego przedstawia. Wiem o tym – replikuje komisarz – przyczyna tego jest ta, iż za pieniądze wszystko robić musicie, a tych mało macie. U nas zaś pieniędzy nie potrzebujemy, a ręce i materiały mamy [7].

Kilkanaście stron dalej narrator toczy podobną dyskusję z oprowadzającym go kasztelanem na temat własności. Zdumiony rozwiązaniami Kalopów, podróżnik przyznał, że u nas bywały niektóre rzeczypospolite greckie bez własności, lecz te niedługo trwały, gdyż niewłasność w małym obrębie, pomiędzy ludnymi i zepsutymi narodami, utrzymać się nie może; niektórzy także poeci wychwalali u nas na niektórych małych wyspach szczęśliwość, gdzie własności nie masz. Rozmówca jednak nie był przekonany: i wy moglibyście coś takiego zaprowadzić u siebie, gdybyście chcieli. Odpowiedziałem mu, że podobne urządzenia tak w naszym, jako i w jakimkolwiek kraju europejskim zaprowadzić jest niepodobieństwem, że ludzie u nas […] odstąpić od własności nie zechcą [8].

Oba wyimki z powieści wskazują, że Gutkowski nie wahał się podejmować krytyki rzekomo „odwiecznego” i „świętego” prawa własności prywatnej, wskazując jego wady i ograniczenia. Jednocześnie jego koncepcja jest w tym zakresie woluntarystyczna, oparta na przekonaniu, że ludzie mogą sami kształtować rzeczywistość bez tchórzliwego oglądania się na rzekome konieczności gospodarcze.

Warta uwagi jest także koncepcja jednostki i wspólnoty politycznej, jaką ukazał autor w nierzeczywistym państwie Kalopów. Otóż wobec napotykanych osób narrator konsekwentnie używa określenia „obywatel”, co w tamtym momencie dziejowym, czyli w początkach XIX w., miało bardzo konkretny wymiar. Przede wszystkim „obywatel” tym się różni od „poddanego”, że ciąży na nim cząstka odpowiedzialności za wspólnotę. Stąd też w razie wybuchu konfliktu zbrojnego co czwarty z dorosłych Kalopów (w tym również kobiety) miał stanąć pod bronią. Komendant zapewnił mnie – wspomina narrator – iż garnizon w czasie wojny 100 tysiączny z żonami przez dziesięć lat żyć wygodnie może; że tak wielkich fortec mają cztery, które otaczają stolicę i przystępu do niej bronią; że każda taka forteca poddać się nieprzyjacielowi przed dziesięciu laty nie może […], że 500 000 wojska działającego w stolicy a 400 000 w fortecach dostatecznymi są do oparcia się potężnej sile [9]. Koncepcja ta – podobnie jak ukazana na kartach powieści wizja narodu – miała korzenie typowo francuskie, przenosząc na grunt teoretyczny wizję „obywatela-żołnierza”, której praktycznym wyrazem na polach bitew byli m.in. kosynierzy.

Niebagatelną funkcję w „Podróży…” pełni również naród. Należy go tutaj postrzegać jako rewolucyjne przekształcenie (w wyniku „rewolucji nacjonalistycznej”) nieświadomych mas we wspólnotę świadomych jednostek – obywateli. Sam „naród” w czasach Gutkowskiego był terminem-postulatem, gdyż np. chłopi en masse zaczęli siebie określać jako Polaków dopiero w czasie I wojny światowej.

***

Wojciechowi Gutkowskiemu w rozważaniach politycznych nie udało się uniknąć licznych mielizn i wirów, które niechybnie czyhają na autorów wypływających w kierunku utopii. Czerwone światło w umyśle współczesnego czytelnika, rozeznanego choć pobieżnie w doświadczeniach systemów totalitarnych zapala się, gdy przejdzie do lektury załączonej do powieści konstytucji Kalopei. Ów akt zasadniczy wykazuje wiele podobieństw z Konstytucją 3 maja, choćby w sferze postulowanych aktualizacji co 25 lat. Wzorem modnych w okresie oświecenia koncepcji umowy społecznej, najpełniej rozwiniętej przez Rousseau, kalopejska konstytucja została sygnowana przez ogół obywateli i miała ich prowadzić „do światła” [10]. Proste przełożenie tego hasła na oświeceniowe ideały oświecenia mas przez elitę nie dotyka w istocie jego głębi, sprawa jest bowiem bardziej skomplikowana.

W „dochodzeniu do światła” pomóc miały regularne wyprawy do Europy emisariuszy posiadających dobrze język francuski i angielski, pospolicie dla dowiedzenia się tylko, co się w świecie dzieje i dla zakupienia nowych ksiąg w tych językach i innych osobliwszych sprzętów [11]. Znaczy to, że Kalopea umiejętnie czerpie ze świata zewnętrznego – nie zamyka się na doświadczenia innych, ale zachowuje także własną tożsamość. Państwo to, w przeciwieństwie do wielu innych utopii, nie ma charakteru raz na zawsze danego i skończonego. Przeciwnie – właśnie wyprawy do Europy mają umożliwiać ciągłe podążanie „do światła”, a więc ewolucyjną przebudowę ustroju opartego na wypracowanych i akceptowanych przez ogół zasadach. Tym samym Gutkowski, nadając swemu ideałowi charakter kantowski, a więc nieukończony, uniknął pułapki tworzenia filozofii zamkniętej, w którą wpadło tak wielu myślicieli, z Marksem włącznie.

Pozostałe części kalopejskiej konstytucji są już jednak gęstwiną niebezpieczeństw. Prawo obowiązujące w idealnym państwie jest do tego stopnia kazuistyczne, że reguluje nawet kwestię ubioru Kalopów oraz umeblowania ich domów. Od tej zasady nie ma wyjątków. Gdy kto umrze, rząd zabiera po nim wszystko, darowizny nawet, z których nikt nikomu odstąpić nie jest mocen, chyba za zezwoleniem wyższego rządu. Co do pomieszkania. Obywatel każdy znajduje w pomieszkaniu, do którego wprowadza się, umeblowanie i sprzęty stosownie do stopnia, jaki posiada [12].

Rzecz jasna można twierdzić, że wszystkie systemy socjalistyczne – a wszak Gutkowski reprezentuje nurt protosocjalistyczny [13] – zakładają pewną standaryzację potrzeb. Można chwalić wszechstronne bezpieczeństwo socjalne i „pewność jutra”, które wynikały ściśle z kalopejskich rozwiązań ustrojowych. Można wreszcie bronić Gutkowskiego, że jako autor był zamknięty w pewnych ramach, nakreślonych przez jego własną epokę, która przecież nie wykształciła jeszcze nauk społecznych, więc ominięcie pewnych raf było siłą rzeczy dużo trudniejsze. Jednak propagowanie totalnej regulacji wszystkich sfer życia jest zaskakujące u autora, który nie był nastawiony hurraoptymistycznie w kwestiach przebudowy ustroju. W tej sferze Gutkowski okazał się nie dość krytycznym oświeceniowcem, który przyjął modne w jego czasach twierdzenia o plastyczności człowieka, którego można modelować niemal zupełnie dowolnie [14].

Znacznie bardziej subtelny i przenikliwy okazał się on natomiast w kwestii dochodzenia do systemu bardziej przyjaznego człowiekowi. Dostrzegł, że jego budowa zależy nie tylko od wieloletniej, wytężonej pracy, ale także od takiej „błahostki”, jak odpowiednie uwarunkowania przyrodnicze. Znalazłszy się bowiem w Australii, ojciec-założyciel Kalopei, Bolesław Śmiały, przebywszy również łańcuch gór niebotycznych prawie, wszedł na te miejsca, które dziś naród nasz zajmuje. Klima łagodne, grunta nadzwyczaj żyzne i znaczna ludność hordów trzodami się bawiących [15].

W inną pułapkę autor „Podróży…” popadł, modelując życie religijne w idealnym państwie, które zostało zaprojektowane w sposób wielce symptomatyczny dla głównych idei i wyobrażeń oświecenia. Otóż mieszkańcy fikcyjnego państwa oddawali cześć Najwyższemu Stworzycielowi Światów. Określenie Boga jako stworzyciela to wyraźne odniesienie do modnego w czasach Gutkowskiego deizmu. W konstytucji zawarte zostały także dezyderaty tolerancji religijnej. Jej autorzy stwierdzili, iż wiele ludów rozmaicie Ją [Istotę Najwyższą – P.K.] sobie wyobraża, dlatego z tego jedynie powodu nienawiść do innego, inaczej wierzącego najokrutniejszą cierpi i ta jedyna różnica sprawiała i sprawia wiele nieszczęść. Stąd ustawodawcy uznali, że wszelkie wyznania w naszym kraju są wolne i niepodległe, wolno każdemu czynić jakie podoba się wyobrażenie o Najwyższym Stwórcy [16].

Zatem odgórna regulacja kultu służyć miała, w założeniach Gutkowskiego, tolerancji religijnej, a także umacniać wolność wyznania. Oznaczała ona bowiem w praktyce faktyczne zrównanie wszystkich wierzeń. Jednocześnie zaś zanegowanie konieczności istnienia odrębnej instytucji religijnej (kult w Kalopei był państwowy) unaocznia niechęć Gutkowskiego do kleru. Zarazem jednak trudno wyzbyć się wrażenia, że tego rodzaju regulacje – nawet jeśli czynione w myśl szczytnych zamierzeń – całkowicie rugowały wszelką (do)wolność wyznania. Autor wyraźnie nie dostrzegł tu więc czegoś, co współczesna socjologia religii określa jako „religię indywidualną”, przeciwstawiając ją „religii publicznej”. Paradoksalnie „Podróż…” jest więc w tej materii krokiem wstecz z powodu postulatu ponownego związania władzy świeckiej i duchowej.

***

Wymienione mankamenty, które – obok elementów odkrywczych i profetycznych – funkcjonują w jedynym zachowanym traktacie politycznym Gutkowskiego, można wymieniać jeszcze długo. Ot, choćby wspominając, że z utopijnej powieści uczynił on także poligon doświadczalny dla swej wyobraźni technicznej. Także na tym polu przy pomysłach zgoła zaskakujących (np. projekcie samolotów zwiadowczych, zastosowanych w praktyce dopiero wiek później [17]) znalazły się elementy zupełnie abstrakcyjne i nierealne, jak choćby wizja drucianych armat czy wypełnionej winem sadzawki w okalających miasto fortyfikacjach [18]. Warta dostrzeżenia jest tutaj natomiast, ukryta między wersami, świadomość autora, iż kształt stosunków społecznych może mieć hamujący lub – jak w Kalopei – stymulujący wpływ na rozwój techniki.

Nie w tym jednak rzecz, by pastwić się nad szczytowym, choć dziś całkowicie niemal zapomnianym, reprezentantem polskiej powieści utopijnej. Istotniejsze jest dostrzeżenie, że w obliczu utraty przez Rzeczpospolitą niepodległości czymś niezmiernie ważnym dla osób walczących bezpośrednio o jej odrodzenie była nie tylko chęć restytucji bytu politycznego, ale i nadanie państwu konkretnej, nowoczesnej formy ustrojowej. Fakt, że nawet w obliczu klęski w postaci trzech rozbiorów nie zabrakło na gruncie polskiej myśli śmiałych i ciekawych wizji, był najbardziej dobitnym świadectwem, że jeszcze Polska nie zginęła…

Piotr Kuligowski

Przypisy:

  1. Informacje o życiu Wojciecha Gutkowskiego pochodzą z: J. Bartyś, Wizjoner czy fantasta? O życiu i działalności Wojciecha Gutkowskiego (1775-1826), Lublin 1983; Z. Gross, Wstęp [w:] Podróż do Kalopei, Z. Gross (red.), Warszawa 1956; Z. Najdowski, „Podróż do Kalopei” Wojciecha Gutkowskiego. Studium z dziejów myśli polskiego Oświecenia, Warszawa 1988.

  2. J. Bartyś, Wizjoner..., op. cit., s. 185.

  3. Z. Gross, op. cit., ss. 49-50.

  4. Z. Najdowski, „Podróż do Kalopei”..., op. cit., s. 7.

  5. W. Gutkowski, Podróż do Kalopei, Z. Gross (red.), Warszawa 1956, s. 55.

  6. Ibidem, s. 61.

  7. Ibidem, ss. 102-103.

  8. Ibidem, s. 160.

  9. Ibidem, s. 161.

  10. Ibidem, s. 172.

11.Ibidem, s. 171.

  1. Ibidem, ss. 116-117.

  2. Określenie zaproponowane przez Jacka Bartyzela [w:] J. Bartyzel, Socjalizm w Polsce, http://metapedia.konserwatyzm.pl/wiki/Socjalizm_w_Polsce, dostęp: 30.11.2012.

  3. Por. A. Wielomski, Oświecenie, http://metapedia.konserwatyzm.pl/wiki/Oświecenie, dostęp: 30.11.2012.

  4. W. Gutkowski, op. cit., s. 133.

  5. Ibidem, ss. 199-200.

  6. Gutkowski pisał o „latających czatach”. Ibidem, s. 160.

  7. Ibidem, s. 158.

↑ Wróć na górę