Dziecięca republika socjalistyczna
[1938]
Dziesięć minut drogi od stacji kolei w Miedzeszynie pod Warszawą, wśród rozległych pól znajduje się sanatorium dla dzieci im. Medema w Miedzeszynie.
Wśród obszernego ogrodu we wszystkich kierunkach rozbiegają się ścieżki, mające nas oprowadzić po słonecznej krainie dziecięcego panowania. Na skrzyżowaniach ścieżek – uliczek tabliczki z napisami, uliczka Przyjaźni, uliczka Westchnień, plac Wolności, do Kurnika, do Muzeum, do Stacji Meteorologicznej. A że nie próżne są to nazwy świadczy o tym widoczny z dala, a pełen krzyku, pisku i gwaru koguciego wzorowo utrzymany kurnik, świadczy o tym mała budka stacji meteorologicznej z „różą wiatrów” na szczycie; świadczy o tym mały domek, w którym spoza szyb okiennych wyglądają słoje, słoiki i pudła z preparatami przyrodniczymi, akwaria itd.
A wśród tych małych budynków, które troskliwa ręka utrzymuje w idealnym porządku, stoją domy mieszkalne. Duże okna, jasne ściany, oszklone drzwi aż nęcą czystością i zdają się gościnnym gestem zapraszać przybysza do środka.
A wnętrze domów sanatorium im. Medema to wzór czystości i ładu. Białe heblowane deski podłogi lśnią jak lustra, ani nawet żadnej plamki na nich nie ujrzysz, choć w korytarzach i widnych salach sypialnych i jadalnych szumi, tłoczy się, biega i skacze radosny roześmiany tłum dziecięcy, od sześciu do szesnastu lat życia co najmniej sobie liczący.
Sanatorium im. Medema istnieje w Miedzeszynie już całych 12 lat. Założone z inicjatywy raczej pedagogów, niż lekarzy; pedagogów zrzeszonych w „Zjednoczeniu Szkół Żydowskich”, ma na celu ochronę dziecka robotniczego przed grożącą mu proletariacką chorobą gruźlicą, ma na celu umożliwienie dziecku ulicy żydowskiej przebycie okresu ozdrowieńczego po przeróżnych kokluszach, bronchitach i innych chorobach i niedomaganiach tak fizycznych, jak i psychicznych, gnębiących dzieci żydowskich zaułków nędzy warszawskiej. Ma dać dziecku choć parę dni jaśniejszych w życiu. Najskuteczniej stosowane środki lecznicze to słońce, powietrze i racjonalne odżywianie, no i dobre samopoczucie dziecka.
W ciągu 12 lat swego istnienia sanatorium gościło u siebie 7700 dzieci, zasadniczo od lat 6 do 16. Granice jednak były przekraczane tak w jednym, jak i w drugim kierunku.
Zaczęto od małego – od pół morgi gruntu. Dziś sanatorium jest w posiadaniu 13 mórg ziemi. W budynkach swych zatem pomieścić może przeszło 200, a zimą 130 dzieci.
Fundusze na sanatorium płyną z opłat uiszczanych przez rodziców dzieci zamożniejszych, ze składek członków towarzystwa przyjaciół sanatorium, a przede wszystkim z kas ofiarnych robotniczych związków zawodowych. Przed niewielu laty były subsydia.
A jakże, i magistrat, i Ministerstwo Opieki Społecznej i Ubezpieczalnie Społeczne, a dziś nic. Dziś jeno robotnicy żydowscy sami chronić i hodować muszą delikatną roślinkę życia robotniczego dziecka, przed zagładą wiejącą z piwnicznych zatłoczonych mieszkań nędzy żydowskiej. A że potrzebne jest to sanatorium, świadczy o tym najlepiej fakt, że tylko dla jednego dziecka na pięć zgłoszonych znajduje się miejsce.
Ze śmierdzących podwórzy kamienic wielkiego miasta płyną zastępy dzieci ku słonecznym polom i jasnookiennym domom Miedzeszyna. 80 dzieci na 100 to dzieci proletariatu i tylko 20 to dzieci inteligencji urzędniczej i wolnymi zawodami się trudniącej.
A w domach sanatorium prócz czystości, panuje ład i porządek nie tylko zewnętrzny – ale i społeczny. Oto wśród życzliwych i wyrozumiałych wychowawców, wśród pełnego zrozumienia dla spraw dzieci rośnie i rozwija się samorząd miedzeszyńskiej republiki. Samorząd z radą dziecięcą na czele, samorząd decydujący o pracy i jej jakości w poszczególnych komórkach i sekcjach życia sanatoryjnego.
I tak dziecko zaułka warszawskiego przebywa w atmosferze wolności i w atmosferze braterstwa miesiąc, dwa, trzy. I jeśli nawet wrócić musi do strasznego życia izby piwnicznej, w myśli i w sercu jego zostanie na zawsze wyryty obraz życia, jakie może mieć i jakie może sobie stworzyć, życia opartego na ideale socjalistycznego współdziałania i braterstwa.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w PPS-owskim tygodniku „Tydzień Robotnika” nr 4/1938, 23 stycznia 1938 roku. Od tamtej pory nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł. Jako ilustrację wykorzystano kadr z filmu Aleksandra Forda pt. „Mir kumen on” z roku 1936. Producentem filmu było Stowarzyszenie Sanatorium Dziecka im. Włodzimierza Medema, a współfinansowała go żydowska socjalistyczna partia Bund.