Norbert Barlicki
Do towarzyszy robotników z tzw. Lewicy PPS. List otwarty
[1915]
Zaledwie kilka lat upłynęło od chwili, gdy my, robotnicy polscy, pod sztandarem Polskiej Partii Socjalistycznej w jednym stawaliśmy ordynku, aby razem walczyć przeciw kapitalistycznemu wyzyskowi i potwornemu uciskowi wszechwładnej rosyjskiej biurokracji. Razem przeżywaliśmy triumfy i porażki, razem dzieliliśmy radość i ból, gdyż byliśmy jednym proletariatem polskim. Wszystkich nas zagrzewała wielka idea wyzwolenia, we wszystkich nas, w każdej piersi robotniczej płonęło pragnienie wolności. I pojmowaliśmy tę wolność po prostu tak, jak ją pojmują ludy pracujące na całym świecie. Wolność Ojczyzny, a w wolnej Ojczyźnie wolność człowieka. Niestety warunki rewolucji rosyjskiej chwilowo uniemożliwiły nam, proletariatowi PPS, bezpośrednią walkę o wolność i niepodległość naszej Ojczyzny; trudność polegała na tym, że rząd moskiewski poruszyłby wtedy przeciwko nam wszystkie żywioły moskiewsko-nacjonalistyczne i utopiłby ruch rewolucyjny w potokach krwi naszej. Drugą przyczyną, usprawiedliwiającą poniekąd nasze zachowanie się, było nasze własne nieprzygotowanie do orężnej z wojskiem moskiewskim rozprawy.
Jeżeli wreszcie dodamy do tych dwóch przyczyn trzecią, mianowicie przyjazne stosunki rządu rosyjskiego z niemieckim i austriackim, jak również spokój w całej Europie i niechęć do jakiego bądź zatargu zbrojnego, to stanie się rzeczą jasną, że w latach 1904-1907 PPS inaczej postąpić nie mogła.
A przecież i wówczas PPS wystawiła hasło konstytuanty w Warszawie, które w istocie swej zawierało postulat niepodległości naszego narodu. Wszakże domagając się ustawodawczego zgromadzenia w Warszawie, wszyscy rozumieliśmy, że to ustawodawcze zgromadzenie będzie w prawach i pełnomocnictwach swoich nieograniczone – i ono to właśnie zadecyduje, jaki ma by stosunek Królestwa Polskiego do Rosji. Czyli co najmniej ten okres, kiedy działać miała konstytuanta, byłby bezwarunkowo okresem nieograniczonego zwierzchnictwa, czyli tzw. suwerenności naszego narodu.
Program opracowany w roku 1908 już przez lewicę PPS powstał bezpośrednio po klęsce, którą zakończyła się rewolucja rosyjska (w chwili rozłamu naszego potężnego stronnictwa), nic tedy dziwnego, że przygnębienie ogólne musiało odnaleźć swój wyraz w programie; jakoż istotnie odnalazło. Polityczny program Lewicy PPS rozpoczyna się w sposób niesłychanie charakterystyczny od słowa: tymczasem; następnie podaje się postulaty programu SDKPiL. Wyraz: tymczasem, jak również owa niczym nie usprawiedliwiona pożyczka od SD wymownie świadczą o dezorganizacji członków zjazdu i ich niewierze, że proletariat polski zdolny jest i może mieć, i prowadzić jakąkolwiek politykę niezależnie od proletariatu rosyjskiego. Bynajmniej nas nie dziwi, o ile takie stanowisko zajmuje Bund, organizacja proletariatu żydowskiego, lub też Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, organizacja, która jest na stosunki polskie właściwie ekspozyturą (wykładnią) Bundu i Wszechrosyjskiej Socjalno-Demokratycznej Partii Robotniczej. Co się zaś tyczy Lewicy PPS, to stanowisko takie można wytłumaczyć tylko – powtarzamy raz jeszcze – chwilową depresją (przygnębieniem) i niewiarą we własne siły, do czego zresztą prawie otwarcie Lewica się przyznaje, używszy w pierwszym wierszu swojej deklaracji politycznej wyrazu „tymczasem”.
Jeżeli bowiem Lewica PPS mimo swojej przynależności do bloku Bundu i SDKPiL jest naprawdę organizacją proletariatu polskiego, a w to my, pepesowcy sprzed roku 1908, wierzymy i wierzyć chcemy – to staje się rzeczą nie do pojęcia, dlaczego proletariat Lewicy wciąż zrzeka się wszelkiej samodzielności politycznej na rzecz rosyjskiej Socjalnej Demokracji. Moment przygnębienia minął dawno, warunki polityczne europejskie uległy z naszego punktu widzenia w ostatnich czasach gruntownej zmianie; niedawni przyjaciele, rządy niemiecki, austriacki i rosyjski – sprzysiężeni na naszą zgubę, obecnie walczą zajadle, wzajemnie się niszczą i obalają. Następnie proletariat polski jest już na tyle uświadomiony, iż ma poczucie swojej odrębności narodowo-kulturalnej. Wie i rozumie proletariat polski, iż jest on wynikiem tysiącletnich dziejów naszego narodu, a naród ten żył i rozwijał się niepodlegle, w poczuciu zupełnej wolności. Potomkowie narodu niepodległego, żywo przechowujemy w sobie instynkt niepodległości, ten sam instynkt, którym tak się wsławił na cały świat lud belgijski, w imię którego socjaldemokratyczne masy proletariatu niemieckiego lub francuskiego niosą w ofierze życie swoje, broniąc ojczyzny. Jasnym jest bowiem jak słońce, że wolność narodu i ojczyzny jest pierwszym podstawowym warunkiem wszelkiej innej wolności i że bez wolności narodu i ojczyzny nie ma w ogóle wolności. Gaz, elektryczność i węgiel nigdy wam słońca nie zastąpią, a ludy w niewoli to właśnie są ludy pozbawione słońca. Człowiek jak naród sam musi być twórcą swojego losu, sam musi dzieje swoje wykuwać, a jak to uczynić, gdy ruchy są skrępowane, gdy naszą wolę w każdej chwili wola najeźdźcy sparaliżować może?
Co najgorsza, pozbawieni wolności przestajemy za siebie myśleć w wielu najważniejszych sprawach, gdyż za nas, jak za dzieci, najeźdźcy pomyślą i zdecydują, a taki stan rzeczy nieuchronnie prowadzi do demoralizacji, do życia cząsteczkowego, a nie całkowitego, zabija w nas pełnię sił twórczych. Staczamy się do poziomu półludzi, którzy są półodpowiedzialni za siebie. Stan potworny, stan niewolnictwa! Nie darmo stanem tym zawsze pogardzano. Toteż gdy niebezpieczeństwo stanie na progu ojczyzny, wszyscy jej synowie jak jeden mąż stają do apelu i bronią swej wolności, bo wolność to najwyższe dobro.
A oto gdy taką jest natura walki o ojczyznę, gdy takie bojownikami całego świata kierują pobudki, czyżby jeden tylko polski proletariat był różny od innych? Czyżby wyraz: ojczyzny – w uszach jednego tylko proletariusza polskiego brzmiał obco, nieswojo, a w piersiach żadnego nie budził echa? Może my, tak jak Żydzi, pozbawieni własnego historycznego terytorium tułamy się jak liście jesienne po świecie, szukając dla siebie kąta?
Nie, po stokroć razy nie! Proletariusz polski jest świadom siebie nie gorzej od proletariusza – Niemca, Francuza lub Anglika. Proletariusz polski ma poczucie swojej historycznej i kulturalnej odrębności. Proletariusz polski jak nikt inny odczuł i odczuwa boleśnie rozdarcie naszej ojczyzny, zwłaszcza teraz, gdy musi pod rozkazami najeźdźców wbijać bagnet w pierś swojego brata.
Proletariusz polski we wszystkich trzech dzielnicach był torturowany obcymi ustawami, które go podporządkowywały wymaganiom Petersburga, Berlina lub Wiednia, lecz tylko nie Warszawy. W zatargi proletariusza polskiego z fabrykantami zawsze wdawały się rządy obce i rozstrzygały te spory niejednokrotnie przy pomocy kuli i kibitki lub też konstytucyjnych ograniczeń wrogich Polakowi.
Proletariusz polski, jeżeli chciał się rzeczy pożytecznych uczyć, musiał najprzód owładnąć językiem obcym, niemieckim czy rosyjskim, a później już czasu na naukę rzeczy pożytecznych nie stawało.
Proletariusz polski na sądzie w obcym języku, z obcym urzędnikiem gadał, nie mogąc się najczęściej należycie i bezpośrednio wytłumaczyć.
Proletariusz polski, brany do wojska, wśród obcych na polach nieznanych powinność wojenna odbywał i często stamtąd nigdy już nie wracał.
Proletariusz polski... ale po co się rozszerzać? Czyż podobna wszystkie krzywdy i dolegliwości wynikające z naszej niewoli wyleczyć?
Dość wiedzieć, że dzieje naszej niewoli krwią i łzami są pisane.
Lecz niedola nie zdołała zerdzewić i przegryźć dusz naszych. Hart ducha w nas rośnie, rośnie wraz ze świadomością. Gdy burżuazja polska i jej inteligentni najmici nikczemnie różnym rządom nawet w chwili ich klęsk zaprzysięgają wierność i wiekuiste niewolnictwo, to zjawisko to jest naturalne: burżuazja polska i jej pachołkowie wyrośli w niewoli i poniżeniu, niedola ludu pracowitego była właśnie warunkiem ich dobrobytu, ten lud pracujący polski jest tak dawny, jak dawne są nasze dzieje ojczyste. W różnych on kształtach występował, lecz zawsze był jeden mocarz, który pracą krwawą dzieje polskie wykuwał, mocarz, nieraz straszliwie krzywdzony, ale zawsze jedyny prawy posiadacz ziemi polskiej i wszystkiego, co się na niej znajduje. Mocarz ten ma w sobie godność prawowitego i jedynego pana tej ziemi. Mocarz ten wykuwa wielkie prawo wyzwolenia. Wolność jest jego gwiazdą przewodnią w przewodzie historycznym. Lud pracujący polski z proletariatem na czele nigdy nie zrzeknie się najmniejszej odrobiny praw mu przynależnych – a cóż dopiero mówić o wolności ojczyzny?
Więc jeśli wy, Towarzysze Robotnicy z Lewicy PPS, jesteście w tej chwili nieobecni w szeregach walczących o niepodległość wolnej ludowej Rzeczypospolitej Polskiej, jeśli nie stoicie mocno a twardo pod znakiem walki z najazdem – w chwili, gdy rządy najezdnicze wzajem się pożerają; jeśli w tej chwili brakuje waszego głosu w ogólnym chórze bojowników o niepodległość, Towarzysze Robotnicy z Lewicy PPS: wierzymy, że jest to tylko jakieś okropne nieporozumienie. Nie bójcie się polityki własnej, jak się nie boją jej proletariaty wszystkich narodów mających ziemię swoją. Śmiało czyńcie prawo swoje i wolę swoją.
Precz z rezygnacją!
Czekamy Was w szeregach naszych, aby razem z Wami walczyć o samo jutro dziejowe.
Towarzysze! Niech widzi świat, że niewola i podłość nie zżarły duszy polskiego robotnika! Walczmy o własną wolność! Niech żyje wolna ludowa Republika Polska! Precz z najazdem! Precz z uciskiem! Nadeszła chwila, gdy proletariusz stać się musi bojownikiem-żołnierzem.
Powyższy tekst przedrukowujemy za książką Norbert Barlicki – „Muszą zamilknąć spory na lewicy. Wybór pism”, Książka i Wiedza, Warszawa 1980. Jak podaje redaktor tej książki, Jan Tomicki, tekst ów pierwotnie ukazał się sygnowany jako „Lewicowcy PPS sprzed r. 1908, obecni członkowie PPS należący do Unii Stronnictw Niepodległościowych”, jednak jego autorem był właśnie Barlicki. W niniejszym przedruku dokonano w kilku miejscach uwspółcześnienia języka wedle norm przyjętych dzisiaj.
Norbert Barlicki (1880-1941) – prawnik, działacz ruchu socjalistycznego, publicysta. Od 1902 r. związany z Polską Partią Socjalistyczną. Po rozłamie w partii w roku 1906, opowiedział się po stronie PPS-Lewica. W połowie roku 1915 powrócił jednak do tego środowiska w ruchu socjalistycznym, które mocniej akcentowało kwestię niepodległości Polski. Wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie Jędrzeja Moraczewskiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej członek Rady Obrony Państwa, uczestnik rokowań pokojowych. Minister robót publicznych w rządzie Aleksandra Skrzyńskiego. Od roku 1919 członek władz PPS – Rady Naczelnej i Centralnego Komitetu Wykonawczego, w latach 1926-31 przewodniczący CKW. W latach 1919-1935 poseł na sejm z ramienia PPS, w tym w latach 1920-26 przewodniczący klubu parlamentarnego Związku Parlamentarnego Polskich Socjalistów. Oskarżony w tzw. procesie brzeskim, skazany na dwa i pół roku więzienia (odsiedział 6 miesięcy). Członek redakcji centralnego organu PPS, dziennika „Robotnik”. W II połowie lat 30. zwolennik „jednolitego frontu” całej lewicy z komunistami przeciwko rządom sanacyjnym, redaktor naczelny „Dziennika Popularnego”, wyrażającego takie poglądy i zamkniętego przez władze sanacyjne. W 1937 r. wybrany prezydentem Łodzi, jednak władze centralne nie zatwierdziły go na tym stanowisku. W czasie okupacji hitlerowskiej działacz podziemia politycznego, współtwórca środowiska socjalistycznego, krytycznego wobec PPS-WRN i wszelkich związków ze środowiskami sanacyjnymi. Aresztowany przez Niemców wiosną 1940 r. i osadzony w obozie Auschwitz-Birkenau, gdzie został zamordowany we wrześniu następnego roku.